Stłuczki miały miejsce w Krakowie na ul. Armii Krajowej
#kraków
Stłuczki miały miejsce w Krakowie na ul. Armii Krajowej
Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!
W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Bardzo fajna maskota
Obierasz nim krewetki?
Czekamy aż w komentarzach pojawi się shitstorm autorstwa rozmiłowanych w swoich wojenkach kibiców.
Wchodzę kiedyś do sklepu w warszawie, kilku łysych stoi, biorę coś i chcę płacić a tu koleś który sprzedawał do mnie z tekstem-komu kibicuję. Odparłem, że nikomu to kazał mi wyjść , przeczytać ogłoszenie na drzwiach i wrócić. Myślę już o moim pobycie w szpitalu ale patrzę a na drzwiach ogłoszenie, że Legia coś tam wygrała więc każdy kibic ma 15 % zniżki. Wracam a tu pytanie: 'no i jak, komu Pan kibicuje?'. Stwierdziłem, że dziś mogę Legii i dostałem 15 % rabatu.
Pozdrawiam
Kraków już od bardzo dawna przyciąga rzesze turystów z najdalszych zakątków świata, kusząc fascynującą historią, zabytkami oraz niepowtarzalną atmosferą. W ostatnich latach dołączył także do grona miast, „które nigdy nie zasypiają”, a wszystko to za sprawą niezliczonych barów, klubów i dyskotek. Niemal każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. W związku z tym wielu przyjezdnym pobyt w Krakowie wydaje się być bajką. Jednak jak W większości tego typu historii, także to miasto ma swoje ciemne strony i czarne charaktery.
Piwo kosztujące kilkadziesiąt złotych, kieliszek wódki za 70 złotych oraz specjalne firmowe drinki, których cena rozpoczyna się od co najmniej 400 złotych. To tylko przykładowy cennik kilku krakowskich klubów, z jakimi przyszło się zapoznać wielu turystom odwiedzającym miasto. Niestety, dopiero po tym, kiedy zobaczyli rachunki opiewające na astronomiczne kwoty i zrozumieli, że padli ofiarami precyzyjnie zaplanowanego, aczkolwiek niezbyt wyrafinowanego, oszustwa.
Jeszcze kilka lat temu obywatele Łotwy mieli w Krakowie tylko jeden lokal. Obecnie przejmują kolejne, a każdy z nich działa w bardzo podobny sposób. Proceder ten sprawdzono w Rydze, gdzie pierwotnie działali przedsiębiorcy. Do emigracji zmusiła ich konsekwencja tamtejszych władz, które poprzez drobiazgowe kontrole książeczek pracowniczych oraz koncesji na sprzedaż alkoholu postanowiły wyeliminować nieuczciwych biznesmenów. Policjantom na tyle udało się uprzykrzyć życie właścicielom klubów, że ci zrezygnowali z działalności w Rydze. Problem w tym, że przenieśli się do Krakowa, a tutejsze władze wydają się zupełnie bezradne wobec nieuczciwych praktyk stosowanych przez lokale, należące do Łotyszy.
Scenariusz – powielany w wielu innych europejskich miastach – niemal zawsze jest taki sam. Klub zatrudnia w charakterze niekonwencjonalnych promotorek kilka bardzo urodziwych dziewcząt, pochodzących ze Wschodu. Panie, w parach lub trójkami, spacerują wieczorem po krakowskim rynku, udając turystki szukające dobrej zabawy i miłego towarzystwa. Na swoje ofiary wybierają tylko samotnych obcokrajowców lub tych, którzy znajdują się w niewielkiej grupce. Z takimi panami, zwłaszcza gdy tego wieczora wypili już kilka piw, zdecydowanie łatwiej jest im sobie poradzić. Dziewczyny nie mają większych problemów, by nawiązywać nowe przyjaźnie. Bez skrupułów kokietują i flirtują z niczego nie podejrzewającymi mężczyznami. Po krótkiej rozmowie, zapraszają ich do „przypadkowo” wybranego lokalu, o którym podobno słyszały wiele dobrego od znajomych. Czy kogokolwiek zdziwi fakt, iż tak pracujące „hostessy” przyciągają, do zatrudniającego je klubu, rzesze nowych klientów?
Jednak oszustwo nie kończy się w tym momencie, gdyż jest ono zakrojone na znacznie szerszą skalę. Dziewczyny ani na chwilę nie wychodzą ze swojej roli. Pozwalają kupować sobie kolejne drinki i dbają o to, by panowie pozostali w barze jak najdłużej, zamawiając przy tym jak najwięcej. Uroczy wieczór kończy się dopiero w momencie, gdy przychodzi do płacenia rachunku, a właściwie wtedy, kiedy oszukani turyści orientują się, jakie stawki obowiązują w tym „przypadkowo wybranym” klubie. Oczywiście, w lokalu znajduje się menu, jednak zazwyczaj nie jest ono dobrze widoczne i zostaje udostępnione dopiero wtedy, kiedy oszukany klient podejmuje nierówną batalię o sprawiedliwość. Niektórzy turyści relacjonowali, iż cennik, z jakim zapoznali się podczas otwierania rachunku w barze, drastycznie różnił się od przedstawionego im pod koniec wizyty. Ceny zmieniają się w zależności od lokalu, dnia tygodnia, a nawet kaprysu barmanki. Johnowi z Dublina przedstawiono rachunek opiewający na 1 600 zł, Jamesowi kazano zapłacić 900 zł za dwa drinki, natomiast od Petera i dwójki jego przyjaciół zażądano blisko 6 tys. zł.
Odmowa zapłaty nie wchodzi w grę. Rośli ochroniarze bardzo dobrze wiedzą, w jaki sposób „zmusić do współpracy” ofiarę oszustwa. Jedną z najdelikatniejszych metod jest odeskortowanie klienta do najbliższego bankomatu, gdzie co do grosza odbiorą wszystkie należności. Dzięki dobrej kondycji i determinacji, niektórym turystom udaje się uciec podczas takiego spaceru, jednak na forach internetowych, aż roi się od wpisów osób, które nie miały już tyle szczęścia. – Zostałem oszukany w ten sposób w jednym z krakowskich barów – pisze Simon z Londynu – gdy odmówiłem zapłaty astronomicznej kwoty, ochroniarze zabrali mi kartę kredytową i bili do momentu aż wpisałem kod pin. Podobna sytuacja spotkała Joshuę Throntona z Colorado Springs. – Mój przyjaciel został zaatakowany po tym, jak powiedziano mu, że ma zapłacić za drinki, których nawet nie zamówiliśmy – opowiada Joshua – zabrano mu portfel, skradziono pieniądze i ściągnięto z karty 713 funtów. Następnie był bity po twarzy, dopóki nie potwierdził transakcji.
Mimo, iż wezwanie policji w takim wypadku wydaje się czymś oczywistym, wielu oszukanych nie decyduje się na taki krok. Nie znają języka, obawiają się ogromu formalności, a równie często wstydzą się przyznać, że w tej bardzo nieciekawej sytuacji postawiła ich własna naiwność. Jednak, jak się okazuje, funkcjonariusze policji nie zawsze są w stanie pomóc turystom, którzy nie chcą pogodzić się z utratą znacznej części oszczędności, nawet gdy ci zgłoszą się do nich tuż po wyjściu z klubu.
– W bieżącym roku policjanci odnotowali kilkanaście zgłoszeń o oszustwach dokonanych takim sposobem i dotyczą one kilku lokali w mieście – mówi w rozmowie z Onetem podinspektor Marek Korzonek, rzecznik komendy powiatowej w Krakowie. – Policjanci prowadzą w tej sprawie postępowania o oszustwa, ale dotychczas kończyły się one umorzeniem z powodu braku znamion czynu zabronionego. Aby móc mówić o oszustwie, niezbędne jest spełnienie pewnych kryteriów. Między innymi ofiara musi niekorzystnie rozporządzić swoim mieniem poprzez wprowadzenie jej w błąd lub wykorzystanie jej błędu. Tymczasem w prowadzonych przez nas postępowaniach okazywało się, że klient miał dostęp do menu z cennikiem, a wystawiony mu rachunek zawierał zamawiane przez niego produkty z właściwą im ceną w poszczególnych lokalach. Zatem sprawdzenie cen przed złożeniem zamówienia ustrzegłoby go przed późniejszymi kosztami – tłumaczy podinspektor Korzonek.
W Polsce sprzedaż jakichkolwiek towarów po zawyżonych, a nawet absurdalnie wysokich cenach nie jest zabroniona. Istotnym jest jedynie to, by klient został o nich poinformowany. To właśnie z uzyskaniem informacji o obowiązującym w lokalu cenniku, oszukani turyści mieli największy problem. Niestety, już samo posiadanie przez klub menu, przerzuca odpowiedzialność na klienta. Na nieuczciwe praktyki stosowane przez niektórych z krakowskich przedsiębiorców bardzo szybko zareagowały lokalne hotele oraz informacje turystyczne, które na wszelkie możliwe sposoby starają się ostrzegać przyjezdnych przed oszustami.
Jednak pomysłowość różnego rodzaju naciągaczy zdaje się nie mieć granic. Dwa lata temu media w całej Polsce zainteresowały się fałszywymi taksówkarzami, którzy, wykorzystując pośpiech krakowskich turystów, zmuszali ich do płacenia 90 zł za kilometr. Co kilka miesięcy pojawiają się także informacje o nieuczciwych właścicielach kantorów, próbujących dodatkowo zarobić, podając niewłaściwe kursy walut. Przypadków wykorzystywania naiwności lub niewiedzy przyjezdnych jest znacznie więcej. Oszuści z roku na rok wydają się być coraz bardziej pomysłowi i wyrafinowani, a włodarze Krakowa mają ogromny problem z dotrzymaniem im kroku. Trudno ocenić jak skończy się ten wyścig, jednak pewnym jest, że na zadyszce władz miasta tracą przede wszystkim turyści oraz uczciwi przedsiębiorcy.
źródło: wiadomosci.onet.pl/na-tropie/oszustwo-po-krakowsku/dxxhe
"Jesteś szalona" - śpiewał po ogłoszeniu wyroku Marcin K., jeden ze skazanych kiboli, którzy zakatowali Tomasza C. ps. Człowiek. - Osiem lat za niewinność - komentował wyrok. Sędzia Aleksandra Almert uciszyła mężczyznę. Sąd uznał winę każdego z oskarżonych i skazał ośmiu z nich na kary od 8 do 10 lat pozbawienia wolności. Trzech pozostałych usłyszało kary w zawieszeniu.
Cały czas przed sądem toczy się inny proces Michała G. ps. Guzik i Marcina W. ps. Zibi dwóch innych kiboli, którzy brali udział w ataku na Tomasza C. Tych oskarżonych złapano dopiero po kilku miesiącach, dlatego mają odrębny proces.
Prokuratura dalej ściga pięciu mężczyzn Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA).
To podejrzani Krzysztof Ryba, Wojciech Łachtaj, Karol Smoleń, Krystian Tomaszewski i Janusz Flasza.
Żul: Przepraszam, czy...
Ja: Spierdalaj!
Zawsze działa, przynajmniej w Krakowie
To może taki rym:
Hejo hejo dostał pejs siekiero
Sejmik województwa małopolskiego przyjął uchwałę zakazującą używania paliw stałych. -jak napisano na portalu Gość Krakowski.
Podobno do 2020 taki zakaz będzie obowiązywał w całym kraju.
Ludzie, do jasnej cholery, co się dzieje?! Nawet jeśli coś takiego zostanie wprowadzone wszędzie, jakie ogromne koszty to za sobą pociągnie? Tylko kurwa bogacze będą mogli sobie pozwolić na ciepły pokój w zimie?
Aż nie mam siły tego komentować, sprzedajne kurwy jak zwykle robią wszystko żeby utrudnić życie ludziom i zniszczyć ten kraj.
źródła-
krakow.gosc.pl/doc/1791768.Zakaz-palenia-weglem-uchwalony
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,15014418,Jest_decyzja_o_zakaz...
PS- A wiecie czym można grzać? Gazem ziemnym. Tak, tym samym który importujemy z Rosji.
A jak dla kogoś za długie, to niech do szkoły wraca uczyć się czytać
Zdjęcie widoczne wyżej to pałac Wielopolskich, a obecnie magistrat i urząd miejski w Krakowie, znajdujący się tuż obok Placu Wszystkich Świętych. Zbudowany został przez Tęczyńskich, a po wygaśnięciu tego rodu w XVII wieku, przeszedł w ręce Gonzagów-Wielopolskich.
Budynek ten, podobnie jak nazwisko właścicieli, nie cieszy się - i chyba nigdy nie cieszył - dobrą sławą... Pisze w swych "Miscellaneach" biskup Łętowski:
Pałac Wielopolskich zapisał sobie f a c i n u s szkaradne. Tu Samuel Zborowski zabił Wapowskiego, a później i sam został na Zamku ścięty. Z tego też pałacu Andrzej Tęczyński kasztelan wojnicki, uchodząc przed wzburzonym pospólstwem, doścignięty u Franciszkanów, tam w okrutny sposób na schodach przy zakrystii został zamordowany, a w ślad za tym mordercy śmiercią ukarani byli (...)
Nie te wydarzenia stały się jednak przyczyną prawdziwej sensacji, jaką budził pałac Wielopolskich. Wszystko zaczęło się po pożarze, który spustoszył tą część Krakowa w 1850 roku. Najbardziej ucierpiały wówczas dominikański kościół p.w. Trójcy Świętej, oraz położony kilkadziesiąt metrów od niego pałac. Od Wielopolskich zrujnowany budynek odkupiły władze miasta z przeznaczeniem na magistrat. Wkrótce okazało się, że nocami po korytarzu przechadza się kobieta odziana w czerń, młoda i urodziwa... Starzy pracownicy magistratu na pewno o niej słyszeli, a może nawet sami widzieli ją na własne oczy...
Nieżyjący już, przedwojenny jeszcze magistracki woźny tak opowiadał o swoim spotkaniu:
W 1952 roku odbywała się w Krakowie, w Pałacu Wielopolskich, wystawa sztuki chińskiej. Cenne eksponaty zgromadzono na drugim piętrze, a że nie ma tu żadnego zabezpieczenia, ktoś z nas pilnować musiał wystawy przez całą noc. Któreś nocy, a było to w lipcu, ja zostałem na służbie. Pełniłem dyżur razem z nocnym portierem.
Do północy siedzieliśmy razem w dyżurce i grali w karty. Potem on poszedł na obchód, a ja zostałem sam. Byłem zmęczony, położyłem się na ławce, przykryłem zielonym suknem, przygotowanym do nakrycia stołu na jakąś uroczystość, i pomyślałem, że zdrzemnę się chwilkę, dopóki portier nie wróci. Ledwo jednak zamknąłem oczy usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju. Była to wysoka, czarnowłosa, młoda kobieta. W pierwszej chwili pomyślałem, że to córka portiera przynosi mu kolację, ale gdy przyjrzałem się jej bliżej zobaczyłem, że jest do niej zupełnie niepodobna. Była bardzo blada, a co zdziwiło mnie najbardziej - ubrana w czarny płaszcz, mimo że było to przecież lato. Postać ta była tak realna, że zupełnie nie poczułem strachu. Chciałemsię odezwać, ale w tym momencie postać znikła. Dopiero wtedy zacząłem się bać - zrozumiałem, że musiała to być owa Czarna Dama, o której czasami wspominali starzy pracownicy. Podobno była to córka margrabiego Wielopolskiego, którą tu kiedyś miano zamordować i zamurować w piwnicy...
Przed wojną głośno było o jeszcze innym przypadku. Tam, gdzie obecnie znajduje się biuro prezydenta miasta, naówczas znajdowała się kasa miejska, której dzień i noc pilnował uzbrojony policjant. Pewnej nocy wartownik ni stąd ni zowąd wystrzelił w drzwi cały magazynek pistoletu i uciekł, a pytany o to później - nie potrafił wyjaśnić swego postępowania...
W pałacu Wielopolskich straszy. A dlaczego? Stary woźny wspominał o zamordowanej córce Wielopolskiego. O zbrodni wspomniał także w 1827 roku senator i wojewoda Piotr Bieliński - człowiek nieposzlakowanej opinii. A oto co przeczytać możemy w wydanej we Lwowie w 1896 roku anonimowej broszurze:
Lat temu do pięćdziesięciu z górą żył staruszek misjonarz przy kościele Najśw. Panny Marii i taką rzecz opowiadał. Młodym kapłanem zawołany był pod noc z wijatykiem, a powóz czekał nań pod kościołem. Wziąwszy co potrzeba, usadzony był do karety, w której siedział ktoś drugi, a że noc była ciemna, nie widzieli siebie. Kareta jeździła długo z nimi po mieście i za miastem, to tu, to tam, stanęła w końcu na podwórcu, przed jakimś domem wysokim. Obydwóch wprowadzono bez światła po wschodach do obszernej izby, w której leżało rozciągnione czerwone sukno. Po chwili drzwiami bocznymi wszedł staruszek poważny, a za nim dziewica w bieli.
Postawiono stołek na suknie, a staruszek rzecze: krze miły! (krze miało znaczyć księże) spowiadajcie pannę. Panna uklękła i uczyniła spowiedź, poczerń przyjęła wijatyk... Teraz wasza rzecz, powie staruszek do mistrza, co stał, przywieziony z księdzem... Mistrz wyciągnął miecz z pod płaszcza i ściął pannę, a ciało zawinięto w owe czerwone sukno. Staruszek po chwili dał znak, a hajduk przyniósł na tacy butelkę wina i dwa kieliszki. No! powie staruszek, po pracy dobry posiłek i naleje wina. Kat wypił, a księdza ratowała laska Boża, gdy od strachu (podejrzewając) wylał on trunek na obojczyk. Kareta znowu zaszła, usiedli ksiądz i mistrz i wożono ich znowu długo (księdzu znowu zawiązano oczy). Kat wysiadł pierwszy, a księdza wysadzono przed mieszkaniem jego. Gdy ochłonął nieco po strachu, a zabierał się na spoczynek, uczuł palenie po ciele; a to było owe wino wylane za obojczyk, co okropało mu piersi od brody po żywot (snadź i księdza chciał otruć ów poważny staruszek).
W lat czterdzieści dobrze, zawołany z Panem Jezusem, wszedł na dziedziniec Pałacu Wielopolskich, a prowadzony po wschodach na górę poznał, iż to był ten sam dom w którym spowiadał ową pannę ściętą. Państwa w nim nie było, jeno czeladź...
Może więc wszystkie późniejsze nieszczęścia rodu Wielopolskich, to wynik zbrodni i związanej z nią klątwy Czarnej Damy?
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Za polaczków chuj Ci w dupę nygusie