18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (6) Soft (2) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 43 minuty temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 5:34
🔥 Ratowanie jaszczurki - teraz popularne

#krew

Wtyczka
chebaq • 2014-08-28, 0:15
Wczoraj wieczorkiem moja dziewczyna stanęła gołą stopą na wtyczkę od kabla ethernet, zaczęła krzyczeć, że ją boli i wywiązała się między nami taka rozmowa:
Ja: Co Cię boli?
Ona: Noga.
Ja: A leci Ci krew?
Ona: Poczekaj zaraz sprawdzę majtki.

(If you know what she mean)
Najlepszy komentarz (54 piw)
R................y • 2014-08-28, 1:15
Nie kłam i tak wiemy że nie masz dziewczyny i dymasz w piwnicy dmuchane kuce my little pony
Oto fragment Pamiętnika Mordercy - wspomnień psychopaty publikowanych przez redagującego je dziennikarza (info z opisu strony).

W dni takie takie jak ten, wstaję i wspominam moje największe osiągnięcia. Pamiętam, gdy bawiłem się niczym Makłowicz, czy inny Okrasa, na molo. Ustawiłem stolik, ułożyłem na nim kucharski ekwipunek i przyodziałem ulubiony fartuszek. Kiedy ostrze noża ochoczo ślizgało się po osełce, rzuciłem okiem na twarze zgromadzonej publiczności.

Ile pięknych odcieni strachu i przerażenia wyrażały ich oczy, gdy tak siedzieli na krzesłach zakneblowani, skrępowani i z rękami sklejonymi szarą taśmą klejącą. Podniosłem nóż, wskazałem na jednego i tytułując go rybką stwierdziłem, że nadszedł jego czas.

Chwilę później wziąłem się za filetowanie. Wyobraźcie sobie, ile kosztowało mnie to wysiłku. Gnojek udowodnił, że nie pomyliłem się w moim wyborze. Wił się jak piskorz, gdy wprawnymi ruchami zdzierałem mu skórę z całego ciała.

Najlepiej szło mi z twarzą, gdyż krótki zarost dawał lekkie tarcie, które można było porównać do tego stwarzanego przez małe łuski. Fakt, że przy obieraniu z nich nie jest się oblepionym pryskającymi kawałkami ciała, no ale czasem trzeba zapłacić cenę za swoje nowatorskie pomysły. Po pobieżnym obraniu z wierzchniej warstwy musiałem obudzić posiłek, który w międzyczasie odpłynął w odmęty nieświadomości.

Użyłem do tego świeżej morskiej wody. Ta, dzięki zawartości soli, dała rybce porządnego kopa do działań. Znów podskakiwał, puszczał pianę z ust i wył mimo znajdującego się w ustach knebla.

Publiczność była zachwycona, a przynajmniej tak odbierałem ich wytrzeszczone oczy i poszerzone źrenice. Postanowiłem przed ucztą dla ciała, dostarczyć im małą ucztę dla duszy i unaocznić jedną z historycznych ciekawostek. (…)

Więcej: TUTAJ
Ręka przecięta przed drona.
Xpalx • 2014-08-18, 5:25
Pan przeciął sobie rękę dronem (sorry nie pamiętam dokładnej nazwy chyba quadcopter).

Nie piszcie, że dużo krwi (nie wiem kto by to pisał) bo na harda o wiele za słabe.
Opracowane na podstawie H. Schmidt: "Gołębie. Rasy, hodowla" Wyd. RM, 2007. Jakby co, opisy dotyczą w większości Niemców

Zacznijmy od podagry, czyli skazy moczanowej, podczas której niezwykle boleśnie puchną stawy i występują ich nawracające zapalenia. Z 1900 roku pochodzi opis leczenia podagry u dzieci. Należało przytknąć kuper gołębia do dziecięcego odbytu. Jeśli nie pomogło natychmiast, gołębia dzielono na dwie części i mocowano do odbytu dziecka. To we Frankonii (płd Niemcy)

W Górnym Palatynacie (jako kraina historyczna) podagrę i reumatyzm u dzieci leczono tak:
Odcina się gołębiowi głowę i trzyma krwawiącą szyję przy odbycie cierpiącego dziecka; w ten sposób krew wyciąga z ciała dziecka podagrę. Głowę należy zakopać, nie patrząc i nic nie mówiąc, pod rynną dachową. Dziewiątego dnia zacznie ona gnić, a dziecku się teraz poprawi, albo, jeśli nie można mu już pomóc, dziecko wkrótce umrze

Proste. Wyzdrowieje albo nie...

Z 1904 pochodzi informacja o leczeniu podagry, gdzie młodego gołębia oskubywano z piór i mocowano przy odbycie dziecka. Kiedy gołąb umarł od duszności, dziecko miało wyzdrowieć w trakcie spokojnego snu. Połówkę świeżo zabitego gołębia kładziono na podeszwy stóp dziecka. W 1900 Johannes Jühling doniósł w swojej książce o roli zwierząt w medycynie ludowej (nadal jesteśmy w Niemczech), że w razie zapalenia opon mózgowych do odbytu dziecka wkładano gołębi dziób. Inny pan, Sebillot (1904) wspomina o łagodzeniu bólu umierającego przez położenie martwego gołębia na jego głowie. Przeciętego ptaka kładziono na głowie celem wyleczenia tyfusu. Rozcięty gołąb ułożony na plecach w okolicy pęcherzyka żółciowego miał leczyć zapalenie opłucnej. Lambert w 1869 pisał o uleczeniu narośli rakowych przez dotknięcie ich świeżo zabitym gołębiem.

Konrad Gessner w 1557 wspominał o rzekomej skuteczności gołębiej krwi w przypadku świeżych, krwawiących ran i przy samookaleczeniach. Używano do takiego "leczenia" także krwi gołębia grzywacza (to ten duży z parków z białą plamą z boku szyi) lub jaskółek. "Najlepsza" miała być krew młodego samca uzyskana z rany pod skrzydłem, gdyż tam jest cieplejsza. Do gołębiej krwi należy dodać nieco miodu, oleju lub wina. Natychmiast po przygotowaniu należy tą miksturą posmarować oczy chorego. Leczyć drgawki, zasklepiać rany i powstrzymywać krwawienia miało wylanie świeżej, gorącej krwi bezpośrednio na oczy. Pliniusz (1. poł. I w.) wspominał o leczeniu krwotoków z nosa gołębią krwią (jak - nie podano).

Jeszcze w 1888 roku, jak dowiadujemy się od Hopfa, stosowano wspomniane przez Pliniusza leczenie - jedyną różnicą był fakt, iż krew gołębia była wysuszona. W księdze magii z 1745 roku zalecano rozsmarować krew gołębia na odciski, zaś przez długi czas w Bawarii stosowano krew gołębia na padaczkę. Z 1903 pochodzi informacja o smarowaniu dziecięcych języków krwią czarnego gołębia, co pozwalało zatrzymać atak konwulsji.

Przenosimy się z Niemiec na wchód. W 1989 Gattiker opisał sposób na piękną twarz u Czechosłowackich obywateli. Pani domu w Niedzielę Palmową pocierała twarze domowników świeżo wyklutym gołębiem, by pozostali duchowo i fizycznie czystymi, pięknymi i młodymi - jak gołąbek. Według Weinholda (1831) gołębia krew leczyła ludzi z bielma. Krew ze skrzydeł młodego, czarnego gołębia, zmieszana z winem i miodem, miała działać jak kataplazm (gorący, wilgotny okład) przy podagrze. Ciepła krew świeżo zabitego ptaka miała usuwać brodawki.

W późnym średniowieczu używano tłuszczu, mózgu i zawartości żołądka jako wypróbowanego środka leczniczego. To też opisuje wspomniany Gessner:
Alexander Benedictus [pan pisał o zarazie, medycynie i jakiś pamiętnik, przyp. aut.] zachwala gołębi smalec, najlepiej własnej roboty. Spalone pióra gołębie, najlepiej świeżo wyrosłe, miały łagodzić podagrę. Młodzi akademicy rozrabiali gołębi mózg - bardziej dla żartu, niż faktycznej potrzeby - a potem dodawali go do spożywanych potraw, co bardziej służyło przekonywaniu wątpiących niż rzeczywistemu leczeniu. Zawartość gołębich żołądków dodawano do lekarstw, co miało pomagać na czerwonkę. Celsjusz wychwalał między innymi spożywanie świeżych, surowych gołębich żołądków jako lekarstwo na choroby żołądka

Gessner wspomniał o zastosowaniu gołębich odchodów. Trzymano je dobę w occie, po odcedzeniu octu podawano do picia. Miały rozbijać kamień nerkowy. Gołębie odchody zmieszane z solą i olejem podobno łagodziły opuchliznę w kolanach. Jühling zaleca wzięcie gołębich odchodów, zmieszanie z winem i podawanie choremu raz dziennie do picia (też na kolana). W przypadku innych bólów - suszone przez trzy dni gołębie odchody umieszczamy w garnuszku i spalamy. Powstały popiół, przecedzony przez sitko, dodajemy do octu i podajemy choremu do picia. To na kamienie nerkowe. Wg autora książki Fossel relacjonuje (1885), że w regionie "Steier"(?, chyba chodzi o Steyr, a Fossela nie znalazłam, dla jasności), że jako kataplazmy w razie dyfterytu (błonicy) stosuje się krowie i gołębie odchody rozpuszczone w occie.

Kolejny cytat (Hoffman-Kreyer, 1897):
Weź świeże gołębie odchody, dobrze sproszkowane, trzy świeże jaja, wszystko dobrze wymieszaj na gładką maść i rozsmaruj na bokach chorego, a uciszysz trochę ognia w jego płucach

W Palatynacie na żółtaczkę stosowano sproszkowane ludzkie kości, żółć jelenia trzymaną w wódce przez 9 dni, koci mózg zagotowany w occie, wątrobę padłej kury lub kaczki zjedzoną na surowo. W Szwabii otwarte przetoki leczono sproszkowanymi świńskimi jelitami lub gołębimi odchodami. Odmrożone dłonie lub stopy należało umyć w bulionie z proszku ze spalonych gołębich odchodów wymieszanego z wodą.

W pozycji Zabobony i magia w saksońskiej medycynie ludowej (1913) wspomniano przypadek starszej kobiety z Lipska, która leczyła choroby skórne w ten sposób, że gotowała mocz chorego, dodawała do niego pełną garść prosa i rozsypywała na dachu jako karmę dla gołębi. Chory miał wyzdrowieć w momencie, gdy wszystkie ziarna zostały zjedzone.

Na koniec jeszcze cytaty Gessnera (w kontekście spożywania gołębiego mięsa):
Galenus zaleca gołębie w szczególności tym o wątłej naturze, którzy mają problemy z pęcherzem
Gołębie są lepsze na wiosnę niż jesienią, ponieważ w tym czasie znajdują więcej pożywienia w lasach, podczas gdy latem i w ciepłe czasy gołębie mogą być szkodliwe. W dni, kiedy boli głowa, powinno się jeść gołębie

___
Tekst bez zdjęć czy jakichś megaszokujących treści, no ale tematyką i zawartością pasuje jak najbardziej tutaj. (jak było/nie pasuje wywalcie z tym na hcfor. Informuję, że żadne zdanie nie zostało przepisane i tekst nie łamie prawa autorskiego)
Świat.
YeeZooS • 2014-07-21, 19:25
Świat stał się gorszym miejscem. Wszędzie pełno krwi, z jednej strony płacz i lament, z drugiej wściekłość i nienawiść. Na szczęście okres mojej żony powinien się skończyć już jutro.
Fragment jednej z najbardziej sadystycznych książek "I have no mouth and i must scream". Rzecz opowiada o bandytach któzy zostają wynajęci aby sprzątnąć innych bandytów i zabrać im pewien bardzo pechowy obraz...

Kiedy już wszyscy zgromadziliśmy się obok niego wysypał zawartość aktówki na pogiętą maskę samochodu. Rozglądnąłem się wokoło. Powoli zaczynało do mnie docierać to co się stało. Wszędzie leżały trupy. Ciało jednego z ludzi Barbary wciąż raz po raz przeszywały konwulsje jak gdyby jego właściciel ciągle jeszcze żył. To był surrealizm godny godny Salvadora Dali gdyż ciało praktycznie nie miało głowy. Obok niego leżało zawiniątko w którym prawdopodobnie znajdował się obraz. Spojrzałem na maskę samochodu. Leżało na niej pięć milionów dolarów. Eastwood trzymał kilka z nich i sprawdzał pod ultrafioletem autentyczność.
- Jesteśmy bogaci. - Uśmiechnął się po chwili.
Poczułem mdłości patrząc na te pieniądze. Często mówiłem że dla pieniędzy zrobiłbym wszystko ale to była bzdura. Właśnie w tej chwili zrozumiałem jak bardzo nimi gardzę. Być może właśnie to był mój największy problem. Stąd brały się wszystkie moje kłopoty. Nie miałem szacunku do pieniędzy.
Nienawidziłem ich. Nienawidziłem siebie że muszę się poniżać i zdobywać je. Żądza władzy i pieniędzy. To dla nich upodliliśmy do granic możliwości nasz gatunek. Teraz ja sam stałem się potworem. Zabiłem człowieka dla tych pieprzonych skrawków papieru. Było miliony powodów dla których można było kogoś zabić i tyle samo powodów aby umrzeć. Jednak na pewno nie dla pieniędzy czy władzy. Nie mogłem sam sobie wytłumaczyć w jaki sposób się tutaj znalazłem. Czułem się tak jek gdyby przez ostatnie kilka godzin jakaś obca siła przejęła nade mną kontrolę. Teraz właśnie ją odzyskałem. Poczułem skrajne obrzydzenie do samego siebie.
- Co z tobą? - zapytał Eastwood trącając mnie w ramie.
- Nic. Po prostu... - szukałem jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Nie mogłem mu powiedzieć prawdy.
- Po prostu nigdy jeszcze nie widziałeś takiej kupy szmalu? -
- Właśnie. -
Kalibra pakował pieniądze do turystycznej torby a Belmondo podszedł do bezgłowego, wciąż drgającego ciała i podniósł pakunek z obrazem. Podszedł do mnie i rozpakował go.
- Znasz się na tym gównie? - zapytał pokazując mi niewielki kawałek deski pomalowany farbami olejnymi.
- Mam problemy z rozpoznaniem Rembranta. -
Popatrzyłem na obraz i poczułem sie dziwnie nieswojo. Zupełnie tak jak gdybym już kiedyś widział to co na nim się znajdowało. Nie mogłem sobie przypomnieć tylko gdzie widziałem jego treść. Najśmieszniejsze było to że malunek był jakimś bohomazem. Mogło to być absolutnie wszystko. Na ciemnym tle namalowano coś co mogło by przypominać złoty cylinder z czerwonymi znakami pośrodku. Nie mogłem widzieć tego obrazu wcześniej a jednak wyglądał znajomo. Poczułem ciarki przechodzące po moich plecach.
Wtedy rozległ się strzał. Instynktownie padłem na ziemię celując jednocześnie w stronę z której dotarł do mnie dźwięk. Kalibra nie czekał. Oddał serię z MP5 w...martwe, bezgłowe ciało. W drgawkach pośmiertnych martwa ręka musiała zacisnąć martwy palec na spuście rewolweru który trzymała. Powoli wstałem. Razem z Eastwoodem podeszliśmy do trupa a raczej do tego co z niego zostało. Był nieruchomy.
- Pierdolony trup - parsknął Eastwood.
Odwróciłem się w stronę Belmonda. Był dziwnie blady. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, sekundę później opuścił wzrok na swój brzuch. Zobaczyłem powiększającą się plamę krwi na jego koszuli. Obraz wypadł mu z dłoni...

41:20:55

- Nie mdlej! Kurwa, nie mdlej! -
Kalibra uciskał ranę w brzuchu Belmonda jak umiał najlepiej, jednak nie wiele to pomagało. Krew była wszędzie. Nawet tapicerka na suficie lepiła się od niej. Eastwood jechał do magazynu raz patrząc na drogę a raz na krwawiącego Belmonda. Mario przeszukiwał apteczkę choć chyba sam nie wiedział czego w niej szuka. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem że z Belmondem jest bardzo źle. Krew lejąca się z rany była niemal bordowa. Biorąc pod uwagę fakt że dostał mniej więcej na wysokości żeber z prawej strony, byłem niemal pewien że kula uszkodziła wątrobę. Kalibra był w szoku nie mniejszym niż Belmondo który z trudem łapał teraz powietrze.
- To boli...kurwa...boli... -
- To dobrze! To dobrze! A wiesz dlaczego? - Kalibra próbował podtrzymać go na duchu. - Bo to znaczy że żyjesz. Postrzał w brzuch jest hujowy ale tego się nie ginie! Rozumiesz?
Patrząc na ilość krwi jaka wydobywała się z ciała Belmonda trudno było mi w to uwierzyć.
- Kiedy byłem w legii, jeden taki koleś dostał odłamkiem w brzuch - kontynuował Kalibra tamując jednocześnie szkarłatnymi dłońmi krwotok. - Kurwa! Człowieku! Flaki wychodziły mu partiami na zewnąrz. Nie mogliśmy nadążyć z wkładaniem ich do środka. W końcu obwiązaliśmy go sznurkiem...nie było kurwa pierdolonych sanitariuszy a te jebane czarnuchy waliły do nas jak do kaczek...ale to nie ważne...widzisz ten koleś...on to przeżył. Rozumiesz?! Przeżył to. Wiesz dlaczego?
Prawdę mówiąc sam byłem tego ciekaw. Mario tymczasem znalazł niewielką gazę i zaczął otwierać opakowanie w którym się znajdowała.
- Przeżył bo to był pierdolony twardziel! Był tak samo twardy jak ty! Takie wredne skurwysyny nie giną od takich ran? Rozumiesz? Przeżyjesz to i ...będziemy się jeszcze z tego śmiać!
Teraz byłem już pewien że Kalibra nie wierzy własnym słowom. Mario podał mu niewielki gazik.
- Co to kurwa jest? Tampon? - z każdą chwilą tracił nad sobą panowanie. - Po co mi go dajesz? Mam ci go wsadzić do cipy?
Mario nie czekając chwycił Kalibrę za gardło. Zaczęli się szarpać niemal na krwawiącym Belmondzie. Chwyciłem za rękaw Eastwooda.
- Uspokójcie się idioci! Mamy przed sobą psiarnię! -
Kilkaset metrów przed nami na poboczu stał radiowóz. Na jego widok Kalibra i Belmondo zastygli w swoich pozach niczym kamienne posągi. Czułem jak ciśnienie rozsadza moją czaszkę. Na tylnich szybach była krew. Wiedziałem że jeśli nas zatrzymają będziemy ich musieli zabić.

41:00:56

Wnieśliśmy rannego Belmonda do magazynu i ułożyliśmy na drewnianej skrzyni. Był nieprzytomny. Sprawdziłem mu puls. Ledwo wyczuwalny. Za nami wszedł Eastwood z pieniędzmi. Mario zabrał samochód aby się go pozbyć. Stanęliśmy w trójkę nad Belmondem który wyglądał jak żywy trup.
- Macie jakieś pomysły? - zapytał Eastwood.
- Potrzebujemy lekarza. - to było oczywiste jednak wcale nie byłem pewien czy oni na to wpadną. - Takiego lekarza, który nie zadaje zbyt wiele pytań.
- Super. Znasz kogoś takiego? - Po minie Kalibry wywnioskowałem że nie zna nikogo kto znałby się na medycynie.
- Niestety nie. Kuzynka żony jest ginekologiem. -
- Można jej ufać? -
- Tak samo jak mojej żonie. -
- Więc wypada z gry. A ty Kalibra? Może znasz jakąś pielęgniarkę? -
- Nie było mnie w tym kraju kilka lat. Nawet jak kogoś znałem to on nie żyje albo siedzi. -
Rozpiąłem koszulę Belmonda. Dziura po kuli wyglądała paskudnie i ciągle wylewała się z niej krew. Mieściła się tuż pod żebrami.
- Musimy coś zrobić żeby zatamować krwawienie i musimy to zrobić zanim przyjedzie jakikolwiek lekarz bo w przeciwnym wypadku nie będzie miał po co przyjeżdżać - stwierdziłem spokojnie i trzeźwo.
- Co proponujesz? - Eastwood spojrzał na mnie jakby wiedział do czego zmierzam.
- Trzeba tą ranę zasklepić. Jest tylko jeden szybki sposób. Trzeba ją przypalić. -
Kalibra zaczął chodzić tam i z powrotem. Wiedziałem że to ja będę się musiał wcielić w chirurga amatora. Eastwood się na tym kompletnie nie znał a Kalibra był zbyt pobudzony i roztrzęsiony aby zrobić cokolwiek.
- Zrób to. My go przytrzymamy na wypadek gdyby się ocknął. - powiedział Kalibra ocierając pot z czoła.
Zacząłem się zastanawiać czym mam dokonać tego zabiegu. Mógłbym otworzyć jeden z naboi i zasypać ranę prochem. Jednakże takie scenariusze sprawdzały się tylko na filmach. Na pewno powstałoby zakażenie i tysiąc innych komplikacji choć w stanie w jakim był Belmondo to i tak nie miało już żadnego znaczenia. Musiałem znaleźć jednak szybko jakieś inne rozwiązanie. Na drewnianym stole znajdującym się pod jedynym oknem w tym magazynie leżała wielka kolba lutownicza. Spojrzałem najpierw na nią a potem na Eastwooda. To była wielka lutownica, służąca do naprawiania rynien. Miałem nadzieję że któryś z nich wyperswaduje mi ten pomysł ale nic takiego nie nastąpiło. Włączyłem lutownicę do prądu. Zauważyłem że trzęsą mi się ręce. Kalibra co chwilę sprawdzał puls Belmonda który robił się z każdą chwilą coraz bardziej biały. Wszyscy nerwowo wyczekiwaliśmy aż kolba nagrzeje się do odpowiedniej temperatury.

40:32:15

Stałem nad Belmondem z rozgrzaną niemal do czerwoności kolbą. Eastwood z Kalibrą przytrzymywali go. Powoli zerwałem kawałek szmaty którym tamowaliśmy krwawienie. Był nasiąknięty krwią niczym gąbka. Kiedy go zerwałem rana otworzyła się i na nowo rozpoczął się krwotok. Belmondo westchnął i poruszył się.
- Dobra. Rób co musisz. - powiedział Eastwood.
Wetknąłem kolbę w krwawy otwór. W tym samym momencie Belmondo zawył niczym zarzynane zwierze. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz tak gwałtowny i silny jak gdyby uderzył w nie piorun. Lewą ręką odepchnął Kalibre na ściane i wyrwał kolbę z mojej ręki. Przez cały czas wrzeszczał. Chciałem pomóc Eastwoodowi go przytrzymać ale kopnął mnie w klatkę piersiową z taką siłą że upadłem na podłogę i straciłem dech. W międzyczasie Kalibra wstał z ziemi i na powrót złapał lewą rękę Belmonda który wydzierał się jak oszalały i wierzgał nogami na wszystkie strony. Ktoś przebiegł obok mnie i złapał Belmonda za nogi. To był Mario.
- Przytkaj go bo ściągnie na głowę wszystkich w okolicy! - wrzasnął do mnie Eastwood.
To wyrwało mnie z chwilowego odrętwienia i już sekundę później zatykałem ręką usta Belmonda. Mieliśmy poważne problemy z tym żeby utrzymać go w miejscu. Nie mam pojęcia skąd miał tyle siły. Nagle Belmondo zamarł w bezruchu. Natychmiast sprawdziłem puls. Dłuższą chwilę musiałem trzymać dłoń przy jego szyi by móc stwierdzić że jednak jeszcze żyje. Przez chwilę jeszcze nie zwalnialiśmy uścisku na jego ciele obawiając się że w każdej chwili może odzyskać przytomność.
- Już nie krwawi... - zauważył ponuro Kalibra kiedy przestaliśmy już przytrzymywać Belmonda.
Zapaliłem papierosa. Miałem wrażenie że ziemia zapada się pode mną.
- Mario, znasz jakiegoś lekarza? Kurwa, kogokolwiek kto zna się na pieprzonej medycynie? - zapytał Eastwood częstując go papierosem.
Kalibra stał przez cały czas nad Belmondem patrząc na niego. Wyglądał jakby był w transie. W pewien sposób było to zrozumiałe. Byli przyjaciółmi. Jednak takie zachowanie nie pasowało do Kalibry. Nigdy wcześniej nie widziałem żeby puszczały mu nerwy.
- Znam takiego...weterynarza. - odpowiedział po dłuższej chwili namysłu Mario. - Zajebisty specjalista od gadów. Leczył mojego warana jak wyskoczyły mu takie różowe kurestwa na skórze...
- Czy belmondo wygląda jak jebana jaszczurka?! - wycedził Kalibra przez zęby. - Czy ma pierdolony ogon i wpierdala muchy?
- Ty, kurwa, nie mówiłem do ciebie. - Odparł natychmiast Mario wyprężając instynktownie klatkę piersiową.
- Uspokójcie się! To że się pozabijacie nie pomoże mu! Powiem więcej, to zajebiście skomplikuje tą i tak przejebaną sytuację! - wrzasnąłem stając jednocześnie między nimi.
Do tej pory byłem spokojny, więc mój nagły wybuch ostudził ich zapędy.
- Czy ten twój gadolog poradziłby sobie z raną postrzałową? - zapytał Eastwood tak spokojnie że samego mnie zaskoczył ton jego głosu.
- Nie mam pojęcia -
- To niedobrze bo czasu jest coraz mniej. - nagle Eastwood zmarszczył brwi. - Zaraz znam kogoś kto...
Wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i wybrał jakiś numer.
- Siemanko! Słuchaj czy ty dalej studiujesz medycynę?
Nastąpiła chwila ciszy.
- To zajebiście...bo potrzebuję twojej pomocy...kiedy? Natychmiast.

39:20:43

Siedziałem z Mariem przy stole oglądając obraz który zabraliśmy. Eastwood pojechał po swojego znajomego. Studenta medycyny. Powiedział że to "zajebisty koleś". Nie sprecyzował tylko w czym. Kalibra siedział cały czas przy Belmondzie który dzięki bogu przez cały czas był nieprzytomny i trzymał jego dłoń. Krwawienie ustało ale nie poprawiło to wcale sytuacji. Im dłużej wpatrywałem się w obraz tym większy odczuwałem niepokój.
- Myślisz że to gówno jest cokolwiek warte? - zapytał Mario.
- Musi być skoro Barbara chciała wyłożyć za nie pięć baniek. -
- Racja. - po czym dodał po cichu. - Myślisz że przeżyje? -
- Czy ja wyglądam na myśliciela? - chciałem jak najszybciej przerwać tą dyskusję.
Kalibra był teraz jak wulkan a ja nie chciałem żeby wybuchnął. Widziałem go juz nie raz w akcji więc zdawałem sobie sprawę na co go stać.
Siedzieliśmy tak w absolutnej ciszy aż usłyszałem zbliżający się samochód. Kalibra poderwał się natychmiast z miejsca i podbiegł do drzwi zabierając po drodze Mp-5. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Eastwood z jakimś facetem który w żadnym wypadku nie przypominał lekarza. Miał na głowie dredy i kolczyki niemal wszędzie począwszy od uszu a skończywszy na brwiach. Kiedy zobaczył Kalibrę z pistoletem stanął jak wryty.
- Spoko! Przychodzę w pokoju. -
Kalibra zmierzył go wzrokiem po czym wrócił do skrzyni na której leżał Belmondo.
- Słyszałem że macie jakiegoś rannego. - uśmiechnął się do mnie.
Wskazałem palcem na skrzynie. Podszedł tam i zaraz wrócił do Eastwooda.
- Możemy chwilę porozmawiać na osobności?
- Nie ma kurwa na to czasu. -
- Nalegam.
Eastwood popatrzył na mnie i razem z facetem poszliśmy do niewielkiego pomieszczenia na tyłach.
- Powiedziałeś że ten koleś ma powierzchowną ranę...
- Ta rana znajduje się na powierzchni ciała więc cię nie okłamałem.
- Kurwa, to jest rana postrzałowa. On dostał w wątrobę i chuj wie w co jeszcze.
- Właśnie po to cię tu przywiozłem żebyś się tego dowiedział.
- Człowieku, ja trzeci raz powtarzam drugi rok! Do tej pory uczestniczyłem tylko w autopsjach! Jakby nie mój pierdolnięty stary to bym studiował filmoznawstwo ale ten pierdolec się uparł że musi mieć syna lekarza...
- Na twoim miejscu zacząłbym się spieszyć z działaniami bo możesz uczestniczyć w następnej autopsji a zaraz później sam możesz stać się jej obiektem.
- Ty mi grozisz?
- Ja nie. Widziałeś tego kolesia z karabinem. Jak nie zaczniesz czegoś robić to on cię po prostu zastrzeli. Rozumiesz? -
Eastwood nie kłamał . Koleś popatrzył na mnie jakby chciał żebym zaprzeczył słowom które usłyszał.
W drzwiach stanął Kalibra. Wyglądał na zniecierpliwionego.
- Co wy robicie?
- Nic. Nasz przyjaciel musi zdezynfekować dłonie przed zabiegiem, prawda?
- Tak...muszę je...zdezynfekować... - odpowiedział niepewnie właściciel dredów.

39:12:44

Nieszczęsny student medycyny stał w prowizorycznej masce obok leżącego na skrzyni Belmonda przygotowując się do otworzenia jamy brzusznej. W trzęsącej się dłoni trzymał skalpel. Wcześniej podał Belmondowi środki znieczulające. Byłem pewien że patrzę na dwa trupy. Eastwood szepnął mi że bez względu na wynik zabiegu musimy się pozbyć tego chirurga-amatora.
- No to...otwieram. - powiedział niepewnie i niemal w tym samym momencie z brzucha belmonda wystrzeliła niewielka fontanna krwi.
Mario odszedł na bok i zapalił papierosa. Ja także starałem się nie patrzeć na otwartą jamę brzuszną. Student przez chwilę grzebał w niej palcami z każdą chwilą marszcząc coraz bardziej czoło.
- Pocisk rozjebał mu wątrobe... -
- Zrób coś. - wycedził przez zęby Kalibra który do tej pory chodził od ściany do ściany niczym dzikie zwierze w klatce.
- On ma w brzuchu mix jogurtowy. Poza tym wątroby nie da się poskładać. Chyba można ją przeszczepić... -
- Powtórzę po raz ostatni. Zrób coś. -
Student wyciągnął ze swojego plecaka nici chirurgiczne i zaczął coś zszywać. Odwróciłem się bo zrozumiałem że wie o chirurgii tyle samo co inni zgromadzeni tutaj. Kula nadal tkwiła w ciele Belmonda ale on pewnie o tym zapomniał. Coraz więcej krwi wypływało z rany którą zrobił.
- Skończ. - usłyszałem za sobą szept Eastwooda.
Kiedy się odwróciłem, stał tuż przy głowie Belmonda trzymając dłoń na jego szyi.
- Dlaczego? - spytał oszołomiony student.
- On nie żyje. -
Spojrzałem na Kalibrę. Jego twarz stała się kamienną maską. Już wiedziałem z czyjej ręki zginie niedoszły lekarz.
- Słuchaj to nie moja wina. Powinniście zabić gościa który do niego strzelał. -
- Już to zrobiliśmy. - powiedział cicho Kalibra i przykrył zwłoki Belmonda kocem.

38:46:22

Zapakowaliśmy ciało Belmonda w brudne koce. Po szybkiej wymianie zdań doszliśmy do wniosku że należy mu się pogrzeb. Cmentarz nie był brany pod uwagę więc wybraliśmy malownicze miejsce nad pewnym zalewem które było bardzo słabo uczęszczane. W czasie kiedy ja z Eastwoodem mieliśmy zająć się pogrzebem, Kalibra miał pozbyć się studenta. Wszystko było proste.
- Zajebista reprodukcja. - powiedział Student patrząc na obraz leżący na stole.
- Wiesz co to jest? - zapytał Eastwood.
- Proste. To "Przeznaczenie" takiego Holenderskiego malarza...Christophera van Lucy. Namalował jeden obraz w całym swoim życiu.
- Jeden obraz? -
- Tak. Potem spalili go na stosie. Podejrzewali go o czary. To jedyny taki obraz na świecie. Popatrz... - wziął do ręki malunek. - To kubizm albo surrealizm.
- I co z tego? -
- Jak to co? Ten obraz został namalowany w XV wieku. Te style powstały kilkaset lat później. Z tym obrazem wiąże się zresztą cała legenda.
- Jaka legenda? -
- On przynosi niefart. Zajebisty niefart. Koleś który go namalował spłonął na stosie razem z obrazem...
- Jak to razem z obrazem? -
- Rzekomo spalono ich razem, jednak po jakichś stu latach obraz znowu pojawił się w rękach jakichś francuskich arystokratów. Nie na długo. Cały ród został wybity do nogi. Dokładnie nie wiadomo dlaczego. Potem jego właścicielem został król Francji i zaraz potem zapoznał się z wynalazkiem pana Gilotenna. Przekazywano sobie go z rąk do rąk. W tym czasie ponoć każdy kto miał z nim kontakt żegnał się dosyć szybko z tym światem. Słuch zaginął o nim aż do początku XX wieku aż przywiózł go z ogarniętej wojną europy jakiś kupiec i sprzedał go amerykańskiemu przedsiębiorcy z San Francisco. Wszystko to miało miejsce w 1908 roku. Nadążacie? -
- Nie bardzo.
- W 1908 roku San Francisco doszczętnie spłonęło. Nie ocalał kamień na kamieniu. I ponownie nasz obraz wypłynął w Anglii w 1911 gdzie znowu zakupił go jakiś amerykański przemysłowiec. Zraz potem umarła w niewyjaśnionych okolicznościach jego żona. On sam miał wypadek na początku 1912 roku i zdecydował się na powrót do stanów. Wiecie na pokładzie jakiego statku?
- Titanica? - zapytałem odczuwając coraz większy niepokój.
- Tak. Zgadza się. Nikt nie wie w jaki sposób ocalał i ponownie słuch o nim zaginął aż nagle rok temu jakiś biznesmen ofiarował go muzeum w Sztokholmie. Za friko. Kustosz który go odbierał zginął w wypadku. Winda ucięła mu głowę.
Student zaczął dokładnie oglądać obraz z każdej strony. Popatrzyliśmy na siebie z Eastwoodem. Nie wierzyliśmy w magię, diabły i inne gówna. Jednak ta opowieść była dziwnie przekonująca.
- Eastwood...to nie jest reprodukcja? Tak. Przypominam sobie że kilka miesięcy temu ktoś zadupcył ten obraz.
Tajenie prawdy przed tym kolesiem nie miało już sensu.
- Tak. To oryginał.
Student natychmiast odłożył obraz i cofnął się gwałtownie kilka kroków.
- Kurwa. Dotykałem tego gówna.
- Chyba nie wierzysz w zabobony.
- To nie są zabobony. Podobno ten obraz szuka swojego właściciela. Jeśli trafi w jego ręce to...nastąpi koniec świata.
Twarz studenta w tym momencie eksplodowała. Pojedyncze krople krwi zrosiły moją twarz. Kiedy student upadł na ziemie zobaczyłem Kalibre z rewolwerem w dłoni. Z jego lufy wydobywał się jeszcze dym.
- Kurwa! Czemu go zabiłeś? - wycedził przez zęby Eastwood.
- Przecież miałem go zabić.
- Ale nie teraz. Jak pojedziemy.
- Ty słyszałeś jak on pierdolił. Działał mi na system.
- Ten kawałek drewna może być warty dziesięć razy więcej niż to co mamy. Rozumiesz? A ty zabiłeś jedynego kolesia który coś o nim wiedział.
- To były jakieś pierdoły. - Kalibra popatrzył na mnie i Maria jak gdyby liczył na to że przyznamy mu rację.
Wtedy uświadomiłem sobie jak nikłe było prawdopodobieństwo aby zostać zastrzelonym przez trupa.

BTW. Książka to klasyczny i bardzo pokręcony mindfuck. Kiedy przeczytacie ją pierwszy raz wrócicie wielokrotnie do pierwszych rozdziałów gdyż jest tam wiele zagadek
Hop siup
~Angel • 2014-07-15, 14:46
i się nie udało

Najlepszy komentarz (49 piw)
bakejmaciej. • 2014-07-15, 14:51
przecież się udało
egipski saper
~Griszon • 2014-06-30, 19:28
Hej, chodźcie wszyscy, będę rozbrajał bombę...
Najlepszy komentarz (80 piw)
furak151 • 2014-06-30, 19:31
Co za banda idiotów. Rest In Pieces.
Opis zbędny, lepiej obejrzeć.



ukryta treść
"Indie posiadają najniższą ocenę człowieczeństwa na świecie. Mniej, niż 1% zainteresowało się umierającą ofiarą na ulicy."
Najlepszy komentarz (38 piw)
Pierre d'Ollony • 2014-06-17, 3:03
Dobra, teraz wam to rozjaśnię trochę dlaczego to tak wygląda. Znam relacje osoby, która była w Indiach na własną rękę (bez żadnego biura podróży tylko ze znajomym - indyjczykiem) i jest to taka przepaść kulturowa i społeczna, że ja pierdole. Tam widok martwego człowieka na ulicy jest tak powszechny jak u nas widok całkowicie zarzyganego i obsranego menela na przystanku - niby się zdarza dość rzadko ale i tak każdy przechodzi obojętnie bo nie jest to jakieś wielkie halo.
Widok całkowicie wychudzonych ludzi z poprzekręcanymi kończynami już jest za to powszechny, tak jak u nas menel proszący o kasę na jabola. Drugą sprawą są ludzie którzy perfidnie to wykorzystują (szczególnie na turystach) i nie odpierdolą się już od ciebie jeśli im nie dasz hajsu, a wykażesz choć odrobinę współczucia. Oczywiście jeśli dopierdolą cię w jakimś zaułku to nie tylko zgubisz portfel ale jak się będziesz stawiał to potrafią zajebać bez skrupułów kosę między żebra. Dlatego ci ludzie nie bardzo chcą pomagać innym.
Kolejna sprawa to święte krowy - one rzeczywiście są, tylko nie tak jak je przeważnie pokazują. Czyli duże i dobrze zbudowane. Są w chuj wychudzone bo jest zakaz karmienia ich, te krowy chodzą po ulicach, wpierdalają śmieci i zdychają przeważnie z głodu. Jeśli jakiś biedak odważy się ją zabić dla mięsa to już może pożegnać się z życiem.
Ganges - oprócz miast turystycznych jest to wielkie wysypisko śmieci i cmentarz dla biedaków. Normą jest że ludzie się kąpią w tej rzece wśród śmieci i przepływających trupów.

Słyszalem jeszcze pełno historii, np. jak się tam traktuje kobiety czy kwestie higieny nawet bogatych mieszkancow, ale chuj nie chce mi sie pisac bo i tak tego pewnie nikt nie czyta Jednym słowem mimo że jest to inna religia i kultura to od muzułmanów się mało różnią.
10 faktów o krwi
salv • 2014-06-16, 15:55
Trochę ciekawych faktów od Discovery Science na temat krwi.

Znajomość angielskiego wymagana, aby zrozumieć przekaz filmu.



Tłumaczenie:

10. Sowieccy naukowcy utrzymywali "żyjące" głowy psów odseparowane od ciał, za pomocą sztucznego krwioobiegu.
Głowy reagowały na bodźce zewnętrzne np. strzygły uszami poszukując źródła dźwięku lub oblizywały pysk. (wiele na ten temat można znaleźć na sadistic'u). Podobno pierwszym z obiektów badań był Szarik, któremu wstawiono silnik rudego zamiast serca i lufę, która zastąpiła mu pisiora (Co to za zagadka? Dwie kulki i armatka)

9. Ludzkie serce wytwarza ciśnienie odpowiednie, aby krew mogła wytrysnąć na 9m. W trakcie życia serce przepompowuje 48 milionów galonów krwi (1 galon = 3,78 litra)

8. W Kopenhadze w Food Lab Cafe (Laboratorium Jedzenia - Kawiarnia) krew używana jest jako substytut jajka. Specjalnością firmy jest: "Krwawy naleśnik", "Krwawe Lody", "Krwawe Meringue"(Ubite białko kurzych jaj z dodatkiem krwi) - Miejsce pielgrzymek użytkowników sadistic'a.

7. Jaszczurki Rogate strzelają krwią z oczu w pysk drapieżnika, jest to ich sposób obrony. Krew ta, ma specyficzny smak, który odstrasza drapieżców.

6. W XVI wieku, Germanie uważali, że picie krwi ma działanie poprawiające zdrowie człowieka. Podczas egzekucji płacili za kubek krwi egzekutorowi(katowi), który był wręcz uważany za uzdrowiciela.

5. Elżbieta Batory zwana Krwawą Hrabiną z Čachtic lubowała się w kąpielach w krwi dziewic, jako serum odmładzające. Jej przydomek wziął się z tego, iż zginęło około 650 kobiet aby dostarczyć niezbędną krew do jej SPA.

4. Saddam Hussein wykonał egzemplarz Koranu własną krwią. Zużył około 26l krwi w ciągu 2 lat. Taki ciapacki cyrograf.

3. Haemolacria to rzadka choroba, która powoduje płakanie łzami.

2. W folklorze wielu kultur uznawano krew menstruacyjną za eliksir miłości.

1. XV-wieczny Szlachcic Vlad III jadł chleb maczany we krwi swoich ofiar. Twierdził, że chciał delektować się smakiem życia. Stał się inspiracją dla znanego wszystkim wampira Draculi.

Tłumaczenie własne, jeśli niedokładne bardzo mi przykro: albo nie czytajcie albo uczcie się sami angielskiego.
źródło: Discovery science - sci2.tv/?utm_source=facebook.com&utm_medium=social&utm_campaig...!/videos/783
Najlepszy komentarz (71 piw)
Guzik • 2014-06-16, 16:19
Cytat:

3. Haemolacria to rzadka choroba, która powoduje płakanie łzami.


O kurwa! Straszna choroba