Historia zasłyszana ostatnio od emerytowanego "niebieskiego". Gimby pewnie nie zrozumio, ale ich tate i mame już tak
Późne lata 70-te, nasz bohater dopiero zaczyna swoją karierę jako zwykły "krawężnik". Warto nadmienić, że czasy były inne, wtedy Pan Milicjant to był gość - jak coś powiedział, to tak miało być. Inaczej pała szła w ruch bez zbędnej zwłoki i bez zdziwienia.
Pewnego dnia nasz pan Emil (tak go nazwijmy na potrzeby tej opowieści) po skończonej służbie, już po cywilu, postanowił pójść z kolegami do pijalni piwa. Czas miło upływał, ale w końcu zmęczenie wzięło górę i każdy poszedł w swoją stronę.
Traf chciał, że po drodze do domu pan Emil spotkał jakiegoś Obywatela, z którym wdał się w emocjonującą wymianę zdań. Od słowa do słowa, Obywatel dostał po ryju. Jak na porządnego (O)bywatela przystało - schwytał pana (E)mila w żelazny uścisk i zakomunikował:
O: Teraz, gagatku, idziemy na komendę! Odpowiesz za swój niecny występek!
E: Dobrze, chodźmy więc na komendę
Komenda była na szczęście niedaleko, Wchodzą, na co oficer dyżurny - pan (A)ntoni, pyta:
A: Co się tu wyprawia, obywatele?
O: [otwiera usta żeby coś powiedzieć]
E: Antek! Zamknij tego skurwysyna!
A: [pała, kajdanki, pała]
Mina Obywatela - bezcenna.
Ostatecznie Obywatel został przeproszony, a Emil dostał upomnienie od komendanta