18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (1) Soft (3) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 54 minuty temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 16:26
🔥 Hydraulik w akcji - teraz popularne

#niemcy

O niemcach
Lexus23K • 2013-08-29, 18:10
Dylan Moran o naszych 'kochanych' sąsiadach

Najlepszy komentarz (34 piw)
Shaggy93 • 2013-08-29, 18:22
wole niemców niż anglików i hamerykanów bo oni nas przynajmniej jawnie wykorzystywali i nienawidzili a nie jak reszta udawali przyjaciół.
Piękne suknie, lśniąca biżuteria i wytworne fryzury. 18 pań stanęło na scenie w Maccabi Haifa Basketball Club podczas finału konkursu piękności Miss Holokaustu.






Konkurs odbył się już po raz drugi. W tegorocznym finale znalazły się panie w wieku od 70 do 94 lat, wszystkie są byłymi więźniarkami obozów koncentracyjnych.
Najlepszy komentarz (73 piw)
damian88719 • 2013-08-27, 12:05
Moja faworytka do wygranej: "Mydyljana"

74 lata temu, w nocy z 25 na 26 sierpnia 1939 roku doszło do tzw. Incydentu jabłonkowskiego.

Adolf Hitler planował rozpoczęcie planu „Fall Weiss” 26 sierpnia 1939 roku. W początkowych planach operacji działania miały podjąć grupy dywersyjne w tym jedna z nich w liczbie około 30 osób, pod dowództwem porucznika Hansa-Albrechta Herznera miała zaatakować stację kolejową Mosty koło Jabłonkowa na granicy polsko-słowackiej i zająć tunel jabłonkowski do czasu nadejścia oddziałów Wehrmachtu. Polacy zdawali sobie sprawę jak ważnym strategicznie celem był tunel Jabłonkowski więc w czerwcu prewencyjnie go zaminowali.

Rozkaz o przesunięciu rozpoczęcia operacji „Fall Weiss” nie dotarł do wszystkich grup dywersyjnych i w nocy z 25 na 26 sierpnia dywersanci porucznika Herznera ostrzelali stację kolejową oraz stojącą obok willę kierownika polskiej szkoły, w której kwaterowali polscy saperzy, po czym opanowali dworzec. Wzięli również do niewoli polskich robotników, udających się do huty w Trzyńcu. Bojówkarzom nie udało się opanować tunelu, który został obsadzony przez zaalarmowanych wystrzałami Polaków. Ludzie porucznika Herznera daremnie czekali na nadejście regularnych wojsk niemieckich więc nawiązali łączność ze sztabem niemieckiej 7. Dywizji Piechoty w Żylinie skąd dowiedzieli się o zmianie daty ataku Niemiec na Polskę. Dywersanci zdecydowali się opuścić stację i wycofali się w góry.

Na spotkanie z generałem Kustroniem w celu wyjaśnienia tego incydentu Niemcy wysłali kapitana Kriesela, który tłumaczył, że ataku dokonały uzbrojone jednostki Grenzschutzu, a nie jednostki Wehrmachtu. Obiecał również, że przekaże polskie żądania o ukaraniu winnych. Dowódca niemieckiej 7. Dywizji Piechoty, gen. mjr Eugen Ott, oficjalnie przeprosił stronę polską za pożałowania godny „incydent, spowodowany przez niepoczytalnego osobnika”. Warto dodać, że sześć dni później 1 września 1939 roku nauczeni doświadczeniem żołnierze polscy wysadzili tunel.



źródło:HISTORYKON
Kubica przejazd
SuperWiater • 2013-08-25, 11:06


Ale się wsadził
Najlepszy komentarz (30 piw)
Pisiorowaty • 2013-08-25, 12:36
Jedziesz 2 godziny na rajd, szukasz miejscówki przez godzine. Stoisz nogi ci w dupe włażą, czekasz... i czekasz. Słychać ryk silnika i już jest, już nadjechał, bierzesz wdech chcesz już krzyczeć wiwatować. Jescze powietrze z płuc nie uszło z głośnym dźwiękiem a już pół sekundy mineło i znów słyszysz dźwięk silnika tym razem jednak oddalającego się, kręcisz głową z niedowierzaniem i myślisz 'kurwa dobrze że stara cały ten czas z kamerą stała aż jej ręce zdrętwiały, ale chuj z nią'. Myślisz :'obejże w slow motion to będę wiedział kto przejechał'. Jeszcze tylko 30 minut specerem do auta, dwie godziny drogi powrotnej ale warto było jakie kurwa emocje !
Sprzedana do Burdelu
Vof • 2013-08-24, 0:01
Po niemal 6 latach gehenny uciekła z niemieckiego burdelu



Miała 17 lat, kiedy chłopak sprzedał ją w Berlinie. Przez prawie sześć lat zmuszali ją do prostytucji, faszerowali ją heroiną. Bili, gwałcili szczotką do czyszczenia sedesu, a ciało cięli żyletkami. Uciekła w lutym z dwiema innymi dziewczynami
W 2007 r. Olga chodziła do drugiej klasy liceum. W kwietniowy weekend wyszła z koleżankami na imprezę do klubu. - Pamiętam tylko, że bałyśmy się, czy nas wpuszczą. Ktoś nam wcześniej powiedział, że sprawdzają dowody - tłumaczy.

Dziewczyny tańczyły, wypiły trochę alkoholu. Potem dosiadł się do nich szczupły brunet. Olga od razu wpadła mu w oko. - Był miły i przystojny. Nie miałam oporów, kiedy zapytał, czy dam mu numer - opowiada. - Powiedział, że ma na imię Rafał i kończy studia na politechnice.

Zadzwonił po paru dniach. Spotkali się kilka razy, potem chłopak zaproponował wspólny wyjazd do Berlina. - Zbliżała się majówka. Mieliśmy mieć dłuższy weekend, bo były matury. Dali nam w szkole wolne na czas egzaminów z polskiego i angielskiego - mówi Olga.

Wróciła do domu i o nowym chłopaku opowiedziała rodzicom. Kategorycznie się sprzeciwili jakimkolwiek wycieczkom. Olga była pewna, że Rafał ją zostawi, jeśli z nim nie pojedzie. Wzięła kilka potrzebnych rzeczy i wyszła z domu. Wiedziała, że wraca za kilka dni. A rodzice może się pogniewają, ale wcześniej czy później na pewno wybaczą.

Wycieczka do Niemiec zamieniła się w koszmar

- Powiedział, że jego kolega ma mieszkanie w kamienicy. Mieliśmy się u niego zatrzymać. Przywitało nas dwóch czy trzech starszych facetów. Jeden zaczął łapać mnie za piersi. Drugi klepnął w tyłek. Rafał zniknął w dużym pokoju. Zaczęłam ich odpychać. Wtedy wzięli mnie za ręce i zamknęli w jakiejś obskurnej sypialni. Przywiązali do łóżka i gwałcili. Jeden po drugim. Nie wiem, ile to trwało. Krzyczałam, rzucałam się. Wtedy mnie bili. Wyszli, jak byłam cała zakrwawiona. Słyszałam potem resztki ich rozmowy. Rafał był zły, bo nie wiedział, że byłam dziewicą. Wtedy bym kosztowała więcej - opowiada.

Olga nie wie, ile czasu spała. Obudziła się brudna, z krwią pozasychaną na twarzy, piersiach i udach. Pokój był zamknięty na klucz. Oprócz łóżka stało w nim tylko jedno krzesełko. - Przez cały czas byłam przywiązana do poręczy. Nie mogłam się ruszyć. Miałam siniaki na nogach i rękach. Było mi niedobrze, miałam krew w ustach. Wtedy chyba najbardziej bałam się, że zacznę wymiotować i się tym uduszę - dodaje. - Potem wrócili. Nie wiem, po jakim czasie. Nie miałam pojęcia, jaki jest dzień i która godzina. Założyli mi coś czarnego na głowę i wrzucili do samochodu. Znalazłam się w innym mieszkaniu.

Po roku zobojętnienie

- Przyszła kobieta, może ok. czterdziestki - opowiada Olga. - Zaprowadziła mnie do łazienki i wsadziła do wanny. Uczesała, mocno pomalowała. Nie rozumiałam nic, co do mnie mówiła. Po niemiecku znałam tylko kilka słów. Przyniosła do pokoju jakieś sukienki, czerwone mini i zapas prezerwatyw. To są rzeczy, o których czytasz w gazetach. I jesteś wtedy pewna, że dotyczą wszystkich, ale nie ciebie. Na drugi dzień przyszedł pierwszy klient. Miał z 60 lat. Jak zaczęłam płakać, kilka razy uderzył mnie w twarz. Wiesz, co się wtedy myśli? Żeby zabił cię następny, który przyjdzie. Przez dobę potrafiło przyjść nawet dziesięciu. Nie widziałam innych dziewczyn z mieszkania. Tylko słyszałam ich jęki przez ścianę. Czasem przeraźliwie krzyczały albo płakały. Ja już potem nie mogłam wyć. Leżysz tam i czekasz, kto będzie następny. Obojętność przyszła po jakimś roku. Już mnie nie obchodziło, co będzie dalej. Czy mnie stąd wypuszczą, czy zdechnę w tym burdelu. Wtedy już wiesz, że stąd nie wyjdziesz. Wiesz też, że nawet nie masz jak się zabić. I myślisz. Co z mamą, z ojcem? Przecież oni na pewno na mnie czekali. Jestem jedynaczką. I kogo mam teraz przeprosić?

Dziewczynom jedzenie przynosiła kobieta, która się nimi zajmowała. Nie było noży czy widelców, same łyżki. - Pewnie dlatego, żebyśmy nic sobie nie zrobiły. Wiedzieli, że byśmy tego chciały - tłumaczy Olga. - Dlatego robiła nam co dwa- trzy dni zastrzyki. Potem od jednej z dziewczyn dowiedziałam się, że to była heroina. W pewnym momencie przestała przychodzić. A my byłyśmy na zjeździe. Miałam omamy, cały czas mnie trzęsło. Próbowałam wbijać paznokcie w ścianę. Wtedy przez jakiś miesiąc nie miałam klientów. Pierwszy raz przyszła nadzieja, że może mnie w końcu wypuszczą. To straszne, ale wierzyłam, że znaleźli sobie następną nastolatkę i nie będę już im potrzebna. Że przyjdzie jakaś ładniejsza i zgrabniejsza, może będzie bardziej chętna. A może po prostu młodsza.

Lekarz uśmiechał się z politowaniem

Czasem do mieszkania wpadali faceci, których poznała jako pierwszych. Byli pijani. Ledwo trzymali się na nogach. Jeden z nich przyniósł z łazienki szczotkę. Taką, którą czyści się sedesy. Próbował zgwałcić nią Olgę. - Wyłam z bólu. Całe łóżko było zakrwawione. Chyba straciłam przytomność. Obudził mnie jeden z nich. Był z nim lekarz, który się mną zajął. To jedyny facet w Berlinie, który przyszedł do tego pokoju i nie zdjął spodni. Kiedy zostaliśmy sami, zaczęłam go prosić, żeby mnie stąd zabrał. Nie wiem, czy rozumiał. Uśmiechał się z politowaniem. Na koniec pogłaskał mnie tylko po głowie - mówi.

Po wizycie lekarza Olga nie miała klientów przez jakieś dwa-trzy tygodnie. Potem znowu zaczęli przychodzić. - Krwawiłam po każdym stosunku. Rany były jeszcze chyba świeże. A oni mnie wyzywali. Czasem bili. Modliłam się, żeby wszystko się zagoiło. Wiedziałam, że nie przestaną - tłumaczy.

Przez ten czas dziewczynami zajmował się jeden z oprawców. Potem zaczęła przychodzić inna kobieta. Starsza od poprzedniej. Była gorsza. Mogły korzystać z łazienki tylko w jej obecności. Wypuszczała z pokoju, kiedy się załatwiały lub myły. I stała nad nimi. Krzyczała, biła po twarzy. Jak zobaczyła zakrwawione łóżko, rzuciła w Olgę wazonem. Uchyliła się w ostatniej chwili.

Tej kobiecie nie warto było pomóc

Wybawienie znalazło się po prawie sześciu latach. - Na korytarzu usłyszałam głośniejsze rozmowy. Potem drzwi od mojego pokoju otworzyła blondynka. Polka. Płakała i mówiła jednocześnie. Kobieta, która się nami zajmowała, zasłabła. Nie wiemy, co jej było. Żadna z nas do niej nie podeszła. Padła pod Aśki drzwiami. Ta zabrała jej klucze i nas wypuściła. Kazała mi się ubierać. Druga z dziewczyn była Ukrainką. Wyglądała na najmłodszą z nas. Wyszłyśmy stamtąd i biegłyśmy. Znalazłyśmy się przy jakimś moście. Ukrainka od nas uciekła. Aśka była spod Piły. Ileś kilometrów szłyśmy pieszo. Nie miałyśmy pieniędzy. Zaczęłyśmy łapać stopa. Zagrożenie? Nic gorszego już nie mogło spotkać. Nie myślałam o tym, że ktoś mnie może zaraz zgwałcić. Bałam się, że za chwilę tamci znowu się pojawią, zapakują w czarnej szmacie do samochodu i wtedy już nigdy nie wrócę do domu - opowiada.

Olga i Aśka czekały przez długi czas przy drodze. W końcu ktoś się zatrzymał. Okazało się, że stoją po złej stronie jezdni. Wcześniej się nad tym nie zastanawiały. Złapały jednego tira, drugiego. W Polsce się rozdzieliły.

Po prawie trzech dniach Olga dotarła do domu.

Przeze mnie matka umarła, ojciec się rozpił

- Pomyślałam, że rodzice się wyprowadzili. Podwórko zarosło, okno były wybite. Stałam chwilę pod furtką. Potem wyszedł mój ojciec. Wyglądał, jakby miał 30 lat więcej. Złapałam się bramy i zaczęłam płakać. Chciałam tylko zobaczyć mamę. A ona umarła dwa lata wcześniej. Ojciec się załamał, zaczął pić, stracił pracę. Patrzył na mnie jak na obcego człowieka. Nawet nie dotknął, nie przytulił. Powiedziałam, że mnie porwali, ale nie opowiedziałam wszystkiego. Nie mogłam. W domu nie było prądu i wody. Położyłam się spać. Kiedy wstałam, ojciec leżał na kanapie pijany. Założyłam jakieś jego rzeczy. Do mamy siostry miałam niecałe 10 km. Nie widziałam innej możliwości. Ludzie po drodze patrzyli się na mnie jak na menelkę. Kiedy usiadłam na przystanku, żeby odpocząć, podeszły jakieś dresy. Któryś mnie popchnął. I wtedy przyszła cała wściekłość. Zaczęłam krzyczeć, drapać, któregoś uderzyłam. Ciotka zaczęła płakać, jak mnie zobaczyła. Nie wierzyła. Wie tylko ona i jej syn. Co bym zrobiła, jakby się ktoś dowiedział? A może lepiej, żeby mnie zlinczowali, zabili. Tak jak ja zabiłam swoją mamę. Przecież ona zmarła przeze mnie. Gdybym wtedy nie pojechała...

Miesiąc po przyjeździe do Polski próbowała popełnić samobójstwo. Boi się każdego samochodu, który wieczorem podjeżdża pod blok. Ma blizny po tym, jak "opiekunowie" cięli ją żyletką. Chodzi w swetrach i długich spodniach. Nawet przy ostatnich upałach. - Sąsiadka zaczepiła ciocię. Powiedziała jej, że coś ze mną chyba nie tak, skoro w polarze wychodzę do kiosku. Ciekawe, jaką miałaby minę, gdyby dowiedziała się, że byłam dziwką - tłumaczy Olga i po raz pierwszy widzę na jej twarzy krzywy uśmiech.

Olga nigdy nie dowiedziała się, za ile została sprzedana do burdelu. Ale od dziewczyn, z którymi uciekła, słyszała, że Polki kosztowały ok. 6-7 tys. euro. Tańsze były np. Ukrainki. Na razie niczego nie planuje. Mówi, że nigdy nie pójdzie na policję, boi się. Od niedawna jest pod opieką psychiatry.

(Imię bohaterki zostało zmienione na jej prośbę)

Handel ludźmi - te dane po prostu przerażają

Handel ludźmi to po broni i narkotykach najbardziej dochodowy przestępczy biznes. Według Światowej Organizacji Pracy każdego roku przynosi przestępcom 32 miliardy dolarów zysku. Holenderscy badacze wyliczyli, że przeciętny alfons na jednej seksniewolnicy zarabia średnio 250 tys. dolarów rocznie. Zorganizowane grupy w Polsce sprzedają kobiety do krajów Europy Zachodniej, inkasując 2,5-5 tysięcy euro za jedną.

Trudno oszacować, ile osób rocznie staje się ofiarami handlarzy ludzi - wśród liczb pada od 700 tysięcy do 2 milionów. Według raportów UE 80 procent z nich to kobiety, z których prawie połowa nie jest pełnoletnia. Statystyki pokazują, że najwięcej z nich pochodzi z Europy Środkowo-Wschodniej.

Jak nie stać się ofiarą handlu ludźmi

Na co powinniśmy zwracać uwagę przy wyjazdach za granicę, co powinno nas zaniepokoić i gdzie szukać pomocy - rozmawiamy z Joanną Garnier z Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada.

Żaneta Kopczyńska: Zgodzi się pani, że Olga, bohaterka artykułu, to typowy przykład młodzieńczej naiwności, która doprowadzić może do prawdziwej tragedii?

Joanna Garnier: Dokładnie. 17-letnia dziewczyna to jeszcze dziecko, które ma bardzo małą orientację w świecie. Zakochana uwierzyła, że czeka ją z tym chłopakiem świetna wycieczka. Oczywiście, mogło tak być, ale w tym przypadku skończyło się tragicznie. Dziewczyna popełniła bardzo, bardzo poważny błąd! A nawet mnóstwo błędów.

Zacznijmy więc od najważniejszych.

- Nie znała tego chłopaka, pojechała właściwie w ciemno. W Fundacji zawsze odradzamy wyjazdy ad hoc - bo czeka nas super ekstra okazja, ciekawa oferta, fajna praca czy wspaniałe wakacje. Nie ma wówczas czasu na porządne zebranie informacji, a to podstawa przy zmianie miejsca pobytu. Wyjeżdżajmy zawsze wyposażeni w wiedzę, bo to zapewni nam bezpieczeństwo. Rodzinie, przyjaciołom lub znajomym zostawmy adres, pod jaki się udajemy i dane osoby, z którą jedziemy. Wyjeżdżając do pracy, sprawdźmy pracodawcę, pośrednika, nie gódźmy się na pracę bez umowy. Przeczytajmy o naszych prawach - na stronach polskich ambasad znajdują się wszystkie niezbędne informacje o tym, jakie czekają nas formalności przy załatwianiu legalnej pracy. Mówię o pracownikach za granicą, bo to oni najczęściej padają ofiarami handlu ludźmi.

Jak jeszcze możemy się zabezpieczyć?

- Zapiszmy sobie numer do polskiego konsulatu i do naszej Fundacji. Zabierzmy telefon, a nawet dwa - jeden możemy ukryć, na wypadek gdyby ktoś odebrał nam ten pierwszy. Weźmy dodatkowe pieniądze, mogą się przydać przy ewentualnej ucieczce. I jeszcze raz podkreślam - kontaktujmy się z bliskimi! Jest teraz tyle dostępnych środków komunikacji, więc korzystajmy z nich, jeśli tylko możemy. Poinformujmy, że dojechaliśmy na miejsce, powiedzmy, z kim i gdzie jesteśmy. Jeśli nie chcemy komunikować się z rodziną, bo przecież bywa i tak, dajmy znać przyjaciółce, koleżance lub koledze.

Bywa, że ludzie zrywają wszystkie dotychczasowe kontakty, zostawiają swoje życie i wyjeżdżają, by wszystko zacząć od nowa. Wcale nie musi dziać się im krzywda.

- To prawda - mąż bije, brak pracy i perspektyw, emocjonalne załamanie powodują, że niektórzy chcą zerwać ze swoim kiepskim życiem i ułożyć je na nowo. Ucieczka nie jest jednak dobrym pomysłem. Rozwiążmy swoje problemy przed wyjazdem, bo w innym przypadku po prostu zabierzemy je ze sobą. Poinformujmy kogokolwiek o naszej decyzji. Zdarza się, że w tajemnicy wyjeżdżają dziewczyny i młode kobiety. Myślą: "Zrobię karierę! Ja Wam jeszcze pokażę na co mnie stać! Jeszcze wszyscy będą mi zazdrościć" - to się zazwyczaj nie udaje. Stają się za to łatwym kąskiem dla handlarzy ludzi.

Na co powinni zwracać uwagę bliscy osoby, która wyjechała? Co powinno ich zaniepokoić?

- Brak kontaktu. Bliska nam osoba się nie odzywa, jej telefon milczy lub odbiera go obca osoba. Zaniepokoić powinno nas również to, że dziwnie z nami rozmawia - mówi niewyraźnie, jest niekomunikatywna, odpowiada jedynie sylabami, wybucha płaczem.

Co powinniśmy wówczas zrobić, gdzie się zwrócić po pomoc?

- Gdy nie wiemy, co się dzieje i gdzie przebywa bliska nam osoba, pierwszym krokiem powinno być zgłoszenie zaginięcia na policji. Jeśli dotyczy to osoby niepełnoletniej, poszukiwania powinny rozpocząć się natychmiast! W poszukiwaniach pomaga również Fundacja Itaka. Można się zwrócić także do nas - opowiedzieć o tym, co nas niepokoi, co się wydarzyło, a my postaramy się pomóc. La Strada prowadzi również telefon zaufania dla ofiar handlu ludźmi. Czekamy pod numerem +48 22 628 99 99 lub 22 628 01 20.

Jak duża jest skala zjawiska handlu ludźmi i przymusowej pracy?

- Ogromna! Z Polski co roku wyjeżdża kilkanaście tysięcy osób, które stają się ofiarami handlu ludźmi - trafiają do burdeli, są zmuszane do kradzieży i niewolniczej pracy. La Strada pomaga średnio 200-300 osobom rocznie.

Co mówi prawo o handlu ludźmi

Monika Chlebicz, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Bydgoszczy: - Handel ludźmi w polskim prawie definiowany jest jako werbowanie, przekazywanie, przechowywanie i przyjmowanie osoby przy użyciu przemocy, groźby, uprowadzenia, podstępu, celowego wprowadzenia w błąd lub wykorzystywania bezradności lub trudnego położenia. Ofiary wykorzystywane są w prostytucji, pornografii, pracach i usługach o charakterze przymusowym, bardzo często jest przy tym poniżana godność człowieka. Mówią o tym art. 115, par. 22 oraz art. 189a Kodeksu karnego.

Osobie, która dopuściła się przestępstwa, grozi pozbawienie wolności na czas nie krótszy niż trzy lata. Karalne są również same przygotowania do handlu ludźmi - osoba taka może się liczyć z karą pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.

źródło: torun.gazeta.pl
Najlepszy komentarz (231 piw)
KarolCarmel • 2013-08-24, 0:21
@up
Weź ty jednostko bez empatii po prostu nie pisz. Nigdy już.
Jest to nie długie opowiadanie o katastrofie lotniczej w dzisiejszym Świętoszowie, które miało miejsce w sierpniu 1939 roku. Może kogoś zainteresuje



Jest to 1 Sturzkampfgeschwader 76 (pułk lotniczy bombowych samolotów nurkujących), nazywany Grazzer Gruppe (Styryjska Grupa), a to ze względu na jego macierzystą, dotychczasową dyslokację w pięknym Steiermarku. W ramach przygotowań wojennych przeciwko Polsce, Grupa została przeniesiona z Austrii na Łużyce i przekazana pod bezpośrednie dowództwo generałmajora Volframa von Richthofena – kuzyna słynnego asa lotnictwa, Czerwonego Barona.

Na poligonie wojskowym w Neuhammer (Świętoszów), położonym na Saganer Heide (Żagańskie Wrzosowiska), na oczach generałów lotnictwa, ma zostać zademonstrowana skuteczność ataku bombowego, przeprowadzonego zwartą formacją samolotów bombowych JU 87B. Amunicją mają być specjalnie przygotowane, betonowe atrapy bomb z zamontowanymi świecami dymnymi.

Dowódca Grupy Hauptmann Walter Sigel przeprowadza ostatnią odprawę z pilotami, między innymi wydaje rozkazy odnośnie charakteru użycia formacji nalotu i kolejności bombardowań. Chwilę później, tuz obok, ląduje eskadra rozpoznania pogodowego, dowódca której melduje- Na terenie akcji występują gęste chmury, zachmurzenie w dwóch trzecich, wysokość chmur 2000 metrów. Wysokość podstawy chmur 900 metrów, poniżej podstawy dobra widoczność. Po otrzymaniu komunikatu pogodowego wszystko stało się jasne. Wzniosą się na wysokość 4000 metrów, następnie w locie nurkowym przebiją się przez grubą warstwę chmur i na wysokości 300-400 metrów wzrokowo zlokalizują wyznaczone cele.

- Jeszcze jakieś pytania?, alles klar!, wobec tego do maszyn i połamania karków!

Minuty później Stukasy kołują na start, kolejno wzbijają się w powietrze i formują się nad lotniskiem w szyku przelotowym.



I tak jak wszystkie eskadry Sztukasów na krótko przed wybuchem wojny zostały przezbrojone w nowe typy Junkersów, tak i I StG 76 ma w swoim stanie posiadania najnowszy typ maszyny Ju 87B. W przeciwieństwie do typu A, który to swój chrzest bojowy, pod dowództwem Volframa von Richtchofena odbył w czasie wojny domowej w Hiszpanii, równając na jego bezpośredni rozkaz Guernicę z ziemią, Ju 87B przede wszystkim posiada dużo mocniejszy silnik – Jumo 211Da, który to ze swoimi 1150kM jest prawie dwukrotnie silniejszy niż jego poprzednik. Po załadowaniu 500 kG bomb, oraz rozwijanej prędkości przelotowej, ponad 300 km/h, Ju 87B jest zdolny operować w promieniu 200 km.

Formacja Stukasów w locie – zdjęcie z sierpnia 1939 roku

Stukas nie mógł jednak prowadzić działań bojowych na zbyt znacznym obszarze, mimo to, posiadał wystarczająco duży zasięg, aby udzielać potężnego wsparcia bojowego jednostkom piechoty i oddziałom zmotoryzowanym.

I po to go właśnie zbudowano.

Wysoko ponad chmurami grupa bojowa I/ StG 76 zbliża się do celu w Neuhammer. Wreszcie nadszedł ten moment, jest kilka minut przed godziną 6.00, rankiem 15 sierpnia 1939 roku, kapitan Sigel wydaje rozkaz sformowania szyku bojowego. On sam wysuwa się na czoło eskadry, na lewo od niego jego adiutant Oberleutnant Eppen, na prawo oficer techniczny Oberleutnant Mueller, który jako ostatni z eskadry rozpocznie szaleńczy lot nurkowy, następnie uderzą 2 i 3 eskadra, a na koniec 1, która chwilę wcześniej przegrupowując się z szyku przelotowego do szyku bojowego, przemieściła się na tył Grupy. Nikt z tej 1 eskadry, a wśród nich jej kapitan, później awansowany do stopnia generała lotnictwa – Oberleutnant Dieter Peltz, nie miał wówczas pojęcia, że to taktyczne przegrupowanie w szyku, wszystkim im później uratuje życie.

Setki razy ćwiczyli i setki razy powtarzali, – dowódca zawsze jako pierwszy przechodzi do lotu nurkowego, on decyduje kiedy i czy aby na pewno – teraz kapitan Siegel gwałtownie odpycha od siebie drążek sterowy …

Klucz za kluczem samoloty zanurzają się w pierzynę chmur, coraz głębiej i głębiej w mlecznobiałe opary, 10 sekund, 15 sekund, tylko ćwierć minuty – powinni byli już się przebić, ale jak długo to jest 15 sekund? Kto w trakcie szaleńczego lotu nurkowego ma poczucie czasu?, kto wówczas, gdy krew odpływa od mózgu, gdy ciało zdaje się ważyć kilka razy więcej, spogląda na wysokościomierz?, Hoehenmesser, który w szaleńczy sposób tańcuje raz w tę, raz w drugą stronę, tam i z powrotem, kto w ogóle myśli o czym innym, niż o tym, że lada moment chmury się skończą, a ty będziesz musiał w ułamkach sekund namierzyć cel i pozbyć się śmiercionośnego ładunku.

Kapitan Sigel poczuł jak gorący pot spływa mu po twarzy, cały czas pikuje w dół, przebijając się przez chmury, nie wie już jak długo, z grozą wpatruje się do przodu. Teraz, w następnym ułamku sekundy musi zobaczyć die verdammte Erde, tę pieprzoną ziemię! Nagle, ta na biało pomalowana pralnia ciemnieje, w ułamku sekundy wszystko staje się oczywiste, – to, tam przed nim, to ciemne, to ziemia! Ma do niej nie więcej niż 100 m.

Hauptmann Sigel leciał, jakby zawiązany w mlecznobiałym worku, wprost w objęcia brązowoczarnej śmierci, a cała Grupa podążała jego śladem. Błyskawicznie wcisnął przycisk automatycznego wyjścia z lotu nurkowego, ściągnął drążek sterowy na siebie, jednocześnie krzycząc w mikrofon

- ciągnąć, pull up, pull up, mgła przy ziemi, ziehen!!

Las pędzi na niego, tam jakaś przesieka, przecinka czy leśny dukt, zanurzył się w nim, z trudem wrócił do żywych, Sigel znów ma Stuke pod kontrolą. Dokładnie dwa metry nad ziemią wyrównał lot i pędzi między drzewami, wzdłuż leśnej przesieki. Ostrożnie podrywa maszynę i rozgląda się dokoła. Z lewej Stukas Eppensa kosi drzewa i po chwili zawisa na nich, z prawej Mueller, drugi pies z klucza, watahy – płonie.

Ze względu na złą widoczność dalsze potworności katastrofy zostają Sigelowi oszczędzone.

Cała 2 eskadra, dowodzona przez Oberleutnanta Goldmanna niczym Tu 154M wbija się w ziemię. Z 3 eskadry kilka maszyn zostaje oszczędzonych, pozostałe łapią skurcze niemocy, przeciągają i plecami walą się na las.

Leutnanta Hansa Steppa, dowódcę klucza, jako ostatniej 1 eskadry, mającej pikować nad Wehrauer Heide ( Wrzosowiska Osiecznickie), krótko po przechyleniu maszyny do lotu nurkowego, zmroził pełny zwątpienia i grozy krzyk dowódcy Grupy, wydobywający się ze słuchawek laryngofonu

– ziehen, ciągnąć, pull up, mgła przy ziemi, pull up!!

Stepp momentalnie zareagował, z całych sił szarpnął za drążek i po chwili już, był ponad chmurami.

Cała pierwsza eskadra przez długi jeszcze czas krążyła po niebie, wypatrując śladów Kameraden. Po chwili zaczęły pojawiać się, wstępujące coraz wyżej i wyżej w niebo, słupy brunatnobrązowego dymu …

Luftwaffe stracilo tego dnia, auf einem Schlag 13 Stukasów, 26 młodych lotników.Wolfram v. Richthofen, człowiek który zawsze był przeciwnikiem wyposażania Luftwaffe w Stukasy, a one miały teraz, lada dzień, w nadchodzącej wojnie przyczynić się do jego największych sukcesów, tego dnia stał się naocznym świadkiem Katastrofy pod Neuhammer.

Adolf Hitler po otrzymaniu meldunku o tragedii w Świętoszowie, przez następne 10 minut gapił się tępo przez okno. Jednakże domniemanie, że przynajmniej przez te 10 minut zawahał się, czy zaatakować Polskę, byłoby niemożliwym do udowodnienia.

Jeszcze tego samego dnia powołano, pod przewodnictwem generała Hugona Sperrle, specjalny Sąd Wojenny, celem wyjaśnienia przyczyn i osądzenia winnych katastrofy.

Wyrok skazujący nie zapadł. Ciężka mgła przyziemna musiała pojawić się w przeciągu niespełna godziny między rozpoznaniem pogodowym, a momentem nalotu, ( w momencie przybycia I StG 76 do miejsca ćwiczeń, nastąpiła zmiana warunków pogodowych, pojawiła się ciężka mgła ziemna, o czym jednak Grupa nie została poinformowana).Sąd orzekł, a były dowódca Legionu Condor – Hugo Sperrle odczytał jego orzeczenie – dowódca I/STG 76 w momencie stwierdzenia zagrożenia, uczynił wszystko, aby ostrzec swoich ludzi.



PS Parę dni później, 1 września 1939 roku, pierwsze bomby II Wojny Światowej spadły na małe polskie miasteczko Wieluń. Bezpośredni rozkaz zbombardowania Wielunia wydał generałmajor von Richthofen. Zginęło ponad 1200 mieszkańców, a miasto uległo w blisko 75% zniszczeniu. Bomby zrzucały Stukasy ze Sturzkamfgeshcwader 77, Dorniery Do 17, a cały nalot prowadził Hauptmann Walter Sigel.