Zainspirowany opowiadaniem
sadistic.pl/palenie-szkodzi-vt265221.htm
pragne Wam opowiedzieć dwie moje historie.
1. W 2001 upiłem mieszkanie na parterze w bloku (Kraków Dąbie) - dzielnica kibiców Cracovii ogólnie enklawa elementu osiedlowego. MIeszkanie ze 2 lata stało puste, jak kupiłem, z koleżka robiliśmy porządki, stara ruska pralka - ciężka do wyniesienia przez drzwi ze względu na gabaryry, wywaliliśmy ją przez balkon (w tym miejscu należy dodać że blok zamieszkany przez społeczniary - stare rupiecie co to non stop siedzą na judaszu). Wywaliliśmy tą pralkę i w kapturach (zima) wyskakujemy przez balkon przenieść ją dalej, godzina 19. Nagle z krzaków bzu wyskakuje patrol psiarni, niemalze uwalają nas na cycki na glebę "STAĆ POLICJA" itp. przy aplauzie pań za kotarami. Na pytanie co robimy odpowiedziałem przekornie: "nie widać? kradniemy pralkę" - pralka stary złom, zardzewiała bez drzwiczek itp... skończyło się śmiechem i zaprzyjaźnieniem z paniami z monitoringu.
2. Sytuacja z dnia przed sylwestrem, mamy jechać do Wiednia, kolegi autem. w przeddzień wyjazdu na parkingu koło pracy boczna szyba auta wpada mi do srodka (urwały sie jakieś wsporniki) pat. ja nie mam czasu nic z tym zrobić, auta bez szyby na kilka dni na dąbiu nie zostawię (zima, śnieg, złodzieje) szczękajac zębami dzwonię do kumpla co jeździ pociagiem na moja rodzinną wieś (pozdrawiam Kłaj)
-Szymek gdzie jesteś?
- no w pociagu, zaraz rusza szybko bo bateria siada...
- wysiadaj , potrzebuję pomocy powiem ci jak się spotkamy. (bateria siadła) cholera wie czy wysiadł ale to moja ostatnia nadzieja wiec parkuję moje e36 compact bez szyby w samym centrum i szukam, szukam szukam ... jest, znalazłem, szczęście. Zmarznięci, zmarzniętym autem z naturalną klimą docieramy pod mój blok.
Dom - herbatka itp. odprowadzam szymka w crocsach i sweterku, bez komórki i portfela na zaśnieżony parking, pozęgnalny szlug, instrukcja gdzie ma zaparkować koło domu rodzinnego i oglądając oddalającą się białą strzałę uświadamiam sobie ze klucze do domu są przy kluczach od auta. KÓRWA galop zimowy w crocsach, doganiam go po kilometrze (sktrót przez osiedle - on czeka na wyjazd z osiedla) dopadam na tyle zeby klepnąć w bagażnik...nie zauważa. odjeżdża. Z zamarznietymi łzami wracam, zimno. 30 min kombinowania i załamki, sąsiadka pożycza krzesło i wspinam się do okna od kuchni (godzina 17 - 18 w cholerę ludzi na soiedlu, moje zabiegi trwająąąaaaaaaaaa. w końcu jest,!!! okno puszcza (miałem starą stolarkę). NIKT nie zareagował, mało kto mnie znał, mogłem być złodziejem.
Najciemniej pod latarnią Sadole. Pozdrawiam
Sory za interpunkcję i błędy - tak mam.