Kolejna opowieść z tego samego profilu na FB. Chyba nie było, więc wklejam.
Historia dość długa, ale długa też była moja podróż pociągiem, którą za chwilę postaram się Wam przedstawić. Podróż ta, odbyła się pod hasłem Passat, Janusz i hemoroidy.
Do tego dnia, nie wiedziałem kompletnie dlaczego jest ostatnio taki pocisk na te Passaty, choć przyznam że starałem się zgłębić temat żeby śmiać się na równi z internetem, ale no jakoś nie trafiało to do mnie. Ta podróż odmieniła nie tylko moje poczucie humoru, ale również moje życie. Już nigdy nie będę takim samym człowiekiem.
Lipiec, godzina około 8 rano. Stoję na dworcu i czekam na pociąg, który miał mnie zabrać do Trójmiasta, gdzie miałem trochę poimprezować z ekipą. Przez kilka długich tygodni tylko pracowałem i nawet nie miałem możliwości żeby powąchać piwo. Zaopatrzyłem się więc sprytnie w dwa piwa na drogę. Droga krótka, bo raptem 3 godzinki. Starczy – pomyślałem.
Podjeżdża ten rozklekotany dyliżans z lekkim opóźnieniem. Wsiadam. W poszukiwaniu swojego przedziału przeciskam się przez ludzi stojących na korytarzu chuj wie po co, co najmniej jakby nie widzieli nigdy dworca na zabitej dechami wsi. Dodam, że miejsce w przedziałach było, po prostu stali tam, żeby wkurwiać wsiadających. Dobra, znalazłem swój przedział, ku mojemu zdumieniu pusty.
Matko bosko kochano – pomyślałem. Niechaj tak będzie do Trójmiasta to idę oddać krew, do kościoła i jeszcze dam pierwszemu napotkanemu bezdomnemu 50zł.
Wrzucam plecak na górę, siadam i siedzę. Patrzę tak na swoje odbicie w szybie, ono patrzy na mnie. No cóż, trzeba odpalić browara, nie będę się tak patrzył na samego siebie, bo jakoś tak on sam się dziwnie na mnie patrzy się. Sięgnąłem do plecaka, wyjąłem puszkę piwa, którą od razu otworzyłem i siedzę. Pociąg rusza. Nikt nie wsiadł.
No to kulturka – myślę sobie. Tak to ja mogę jeździć tym PKP, nikt nie wkurwia. Nikt nie zrzędzi. Nikt nie...
I w tym momencie skończyłem rozmowę z samym sobą, bo drzwiach zjawił się on. Pierwsza myśl – Janusz – wielce modne teraz określanie kogoś grubego, z wąsem i ewidentnie gorszego.
Spokój, nie oceniaj innych powierzchownie ty chamie – powiedziałem sam sobie w duchu.
Janusz, którego już nieskromnie ochrzciłem (jak się później okazało wcale nie omylnie) zasiadł bezpośrednio przede mną.
Nosz kurwa mać, cały przedział wolny, to kurwa usiadł naprzeciwko mnie. Ja pierdole i teraz sztucznie będę musiał uciekać wzrokiem od jego gorszego spojrzenia. Ale spokojnie, spokojnie. Nie uprzedzaj się! - wmawiałem sobie.
Patrzyłem tak przez okno i popijałem spokojnie piwo, gdy nagle głos Janusza rozbrzmiał.
- Dzień dobry, Janusz jestem.
Już chciałem powiedzieć. Wiem. Widzę.
- Adam.
Jedziemy tak dłuższą chwilę. Myślę sobie:
Spoko, jednak nie pierdoli nic do mnie. Nie będzie tak źle.
- A wie Pan kupiłem właśnie Passata.
Nieśmiało zerknąłem tylko, czy przypadkiem nie gada on przez zestaw bluetooth. Ale nie. Kurwa nie! Wypierdolił prosto z mostu do mnie z takim tekstem. Do obcego typa. Po kilkunastu minutach siedzenia obok niego. Ja pierdole. Taki chuj jak w spokoju dojadę do Trójmiasta.
- Mhmmm... - przytaknąłem głową i nerwowo popiłem piwo.
Oj powiem Panu to jest jednak klasa samochód. Drogi. Nie powiem, że nie, ale człowiekowi po tylu latach harówki coś od życia się należy.
Jak to opowiadał. Wierzcie lub nie. Piął się przy tym jak paw i głaskał się jakoś dziwnie po cyckach. A miał większe od niejednej panny.
- Śmiać mi się chce z ludzi, którzy kupują jakieś zajechane szmelce z przebiegiem ponad 200tyś. Ja to powiem Panu – tutaj wyraźnie się wyprostował i strzelił szelkami – kupiłem igiełkę z Niemiec, pierwszy właściciel, lekko ponad 100 tys. A wiesz Pan co to znaczy?
- No co? - zapytałem widząc swoją minę w lusterku które było nad siedzeniami na przeciwko. Wyglądałem jakbym co najmniej za chwilę miał zostać ścięty. Blady. Opadnięte poliki. Lekko przymknięte oczy. Dodam, że do pociągu wsiadałem funkiel nówka.
100 tyś, w 1.9tdi to oznacza, że on jest jeszcze na dotarciu! Tak.. tak.., dobrze Pan słyszał.
- No to nieźle – celowo nie zdobywałem się nawet na resztki zaciekawienia i fascynacji.
- Oj żebyś Pan wiedział. Za chwileczkę wracam. Rozumie Pan, fizjologia...
Ja pierdole, nie wierze co właśnie widzę. Skurwiel bierze papier toaletowy i wyłazi. Skurwysyn właśnie dumnie mi oznajmił, że idzie się zesrać. Dlaczego ja pojechałem PKP nosz kurwa mać. Odżałowałbym te picie piwa w drodze i pojechał furą. Zachciało się podziwiania krajobrazów. Nigdy kurwa więcej mać!
Szybki rzut oka na zegarek. 8:45.
Mój kurwa panie Jezu, weź mnie już do siebie, bo nie ujadę. Kurwa nie ujadę...
Wrócił po 20 minutach w kibla, zasapany i czerwony jakby co najmniej rodził. Ja pierdole.
Usiadł znów naprzeciwko mnie.
Nie będę się odzywał, to może mnie nie zauważy – no kurwa na pewno – już umysł płatał mi figle.
Siedziałem w bezruchu. Puszkę wsadziłem między nogi, które trzymałem złączone jak ministrant na zakrystii. Łapy też trzymałem przy sobie aż mi się pachy zrosiły niemiłosiernie.
Kurwa komfort jak chuj. Po co ja tak siedzę? Przecież to nie jakieś dzikie zwierze, które za chwilę mnie rozjebie, bo się poruszę. Jebać biedę!
W momencie jak przechyliłem piwo do mojej paszczęki jego kaprawy ryj spojrzał nad moją głowę.
Kurwa mać... plecak z piwem. Nie zapiąłem go.
Podniosłem wzrok na tego podczłowieka i zobaczyłem jak oblizał wąsa.
- Oj, ale piwka to bym się napił takiego zimnego. Zimne? - zadając to pytanie aż przybliżył do mnie ryj, jak ciekawska małpa za świeżym bananem
- No tak średnio, już trochę czasu ze mną jedzie i w zas... - tutaj gruba szmata weszła mi w słowo. Za chuja nie dało się go zniechęcić.
Widzę, że masz tam Pan jeszcze jedno. Oj napiłby się człowiek takiego piwka
Ja pierdole ty jebana cebulo, masz WARS! Odżałuj te parę zł i kup. Kurwa no nie mam na tyle chamstwa w sobie i mu tego nie powiem. No ja pierdole.
- Mam akurat JEDNO – wyraźnie to zaznaczyłem w nadziei, że skurwiel załapie, ale gdzie tam. Jak tylko skończyłem zdanie jebany już siedział z moim piwem w łapie. Nawet nie wiem kiedy to zrobił. Sięgnął jeszcze po coś do kieszeni i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Jebany kiep, zaczął otwierać puszkę otwieraczem z logo VW. PUSZKĘ KURWA!
- Aaaa... to jest to – pierdolnął pod nosem aż mu podgardziel zafurkotał. Nie wiem jak on to zrobił, ale ujebał sobie całe jebane wąsiska jakby co najmniej pił z kufla. Nie kurwa wierze.
Jak już tak jedziemy i sobie gadamy...
To tylko ty gadasz nalana kupo gówna. Ja chcę żyć! Ja chcę tylko spokojnie dojechać do celu! Mamo kurwa!
- ...to się Panu z czegoś zwierzę. Jak kupiłem tego Passacika, to to jest taka sportowsza wersja BASIK (napisałem tak jak powiedział) na pompowtrysku, idzie to jak szatan. 101 km robi swoje. Mam wszystkie czerwone, jeśli Pan rozumiesz co to znaczy he he he - uśmiechając się odsłonił swoje pomarańczowe zębiska jak u chomika.
Jebany debil nie wie co gada. Ktoś mu wcisnął jakiegoś ulepa, a ten mi tu siedzi ze świtostanem i pierdoli.
Niech Ci te pompowtryski padną chuju, to dom razem z rodziną będziesz sprzedawał żeby to naprawić.
- No, ale tego... rozumiesz pan – tutaj siorbnął łyka piwa jakby pił pierwszy raz w życiu – mam taką przypadłość, że nie mogę za bardzo na twardym siedzieć. A w tej sportówce, to sam Pan rozumiesz, fotele lotnicze prawie, żeby na zakręcie trzymało i trochę twardkawo. Koraliki na fotel kupiłem i niby trochę pomogło.
Bałem się tego słowa, które za chwilę padnie. Dłoń, którą trzymałem puszkę miałem cała mokrą od potu.
- Mam straszne hemoroidy.
Kurwa mać! Upuściłem puszkę. Autentycznie, na chwilę straciłem tomność, puszka mi się wyśliznęła i spadła na szczęście w pozycji pionowej na podłogę.
Zabijcie mnie póki jeszcze dycham.
- Tak, tak... To nie jest nic przyjemnego mówię Panu.
Jebany tucznik wstał, odłożył piwo i zaczął odpinać pasek. Przez chwilę myślałem, że chce go sobie poluźnić, ale on zdjął spodnie. Pierdolony debil, zdjął jebane, wytarte, ciemno-zielone sztruksy i pokazał mi swoje grube dupsko w białych, prążkowanych gaciach z rynku.
- Widzisz Pan? Tutaj pokazał i wcisnął wyraźnie jakiś wzgórek w okolicach odbytu na gaciach.
HEMOROID! KURWA! BOŻE DLACZEGO TU NIKT NIE WSIADA?! RATUNKU!
Jak ten zbity pies na deszczu, ze złączonymi nóżkami przyglądałem się wszystkiemu co się koło mnie dzieje. Nie potrafiłem zareagować. Nie wiedziałem co się robi w takiej sytuacji. Nie wiedziałem kurwa...
- Widzę, widzę..., ale może niech już Pan się ubierze.
- Spokojnie he he he – uśmiechnął się dumnie zakładając spodnie – Mój lekarz mówi, że mam największe z jego pacjentów, ale ja tam się nie lubię chwalić – zasiorbując się głośno piwem dodał – skromny raczej jestem. Tak mam.
Wydałem z siebie dźwięk coś na styl przydepniętej hieny przez słonia. Ni to podśmiechujka, ni to skowyt, ni to lament.
- Słucham? - zapytał odczepiając puszkę piwa od mordy
- Nie, nic nic – odpowiedziałem szybko zapijając piwem błagalne wołanie duszy o pomoc. To wyła moja dusza..., moja godność...
- Może Panu wydać się dziwne, że skoro sobie taką lemuzyne kupiłem, to jadę pociągiem. Jakoś nie chcę go psuć po polskich drogach. Do kościółka, na działeczkę owszem, ale nie po tych dziurach cholernych – tu wyraźnie zmarszczył brwi i aż odsłonił zębiska ze zdenerwowania.
Dalsza podróż mijała już raczej w milczeniu. O dziwo.
Pod sam koniec Janusz wstał i pomimo że do końca było jeszcze dobre 15 minut, to już wylazł z przedziału i udał się w okolice kibla żeby za wszelką cenę być pierwszym przy wysiadaniu z pociągu. Nigdy tego nie zrozumiem. Z pociągu wysiadłem niemal jak po gwałcie. Spocony, zmęczony, blady i ze złamaną godnością. Zatem... Janusze, hemoroidy i Passaty... idą ze sobą w parze.