18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (3) Soft (3) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:48
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 2:25

#pasta

Starość a seks
R................i • 2017-04-05, 10:15
Im starszy jesteś tym seks jest chujowszy. Paznokcie rogowacieją, skóra robi się sucha, kości skrzypią, no i zapachy twojej partnerki stają się znacznie bardziej zauważalne. Od lat jest tak, że moja żona po prostu leży nieruchomo, a ja się coś na niej próbuję kręcić. Nie wiem nawet czy czerpie z tego jakąkolwiek przyjemność, ale lekarze mówią, ze wszystko czuje pomimo śpiączki.
Najlepszy komentarz (48 piw)
radek225 • 2017-04-05, 12:12
Im byłem bliżej końca czytania tym bardziej myślałem, że chodz o ruchanie trupa. A tu żona w śpiączce i miłe zaskoczenie .
Historia życia
grudzin7 • 2017-04-02, 10:23
Opowiem Wam dziś bardzo smutną opowieść. Opowieść o marzeniach, dążeniu do celu i o przeszkodach jakie w życiu czekają na każdego z nas. Sytuacja ma miejsce w 1994 roku. Będąc studentem czwartego roku na nieistotym wydziale nie wiodłem życia jak inni studenci. Owszem, mieszkałem w akademiku, chodziłem na wykłady, ćwiczenia i tak dalej. Jedyne co mnie rożniło od reszty to brak imprezowania. Ciągle namawiamy mówiłem że to strata czasu, pieniedzy i zdrowia. Unikalem dziewczyn. Niechciane studenckie ciąże były na porządku dziennym. Miałem jednego przyjaciela który mnie rozumiał. Mówili na niego Sprężyna. Nigdy nie poznałem jego prawdziwego imienia. Miał bogatych rodziców, którzy mieli jedyny sklep we wsi z której pochodził. Płacił nawet profesorom by utrzymywali jego imię i nazwisko w tajemnicy. Każdy znał Sprężynę. Pod koniec drugiego roku bardzo pomoglem mu nadrobić materiał i docenił to. Mieszkaliśmy razem w pokoju 203 i wiedlismy spokojne życie. Ludzie cenili go za szczerość i dobre rady. Ćwiczylismy jogę i czytaliśmy dobre książki. By odciąć się od niepotrzebnych zajęć wyrzucilismy radioodbiornik na śmietnik. Pewnego razu wychodząc z akademika ze Sprężyną widzieliśmy jak jakaś dziewczyna ubrana w koszulkę NZS-u i jeansy wieszala plakat na drzwiach akademika.
- część Sprężyna!
- hej Anka! - wesoło powiedział Sprężyna.
Dziewczyna zarumienila się i popatrzyła na mnie. Nie znała mojego imienia. Nie miała pojęcia że istnieje.
- Cześć - powiedziała do mnie
- cześć - powiedziałem speszony.
Widząc moją nieporadność kumpel dokończył rozmowę i Anka poszła wieszać plakaty gdzie indziej. Co za dziewczyna! Miała piękne długie blond włosy i śliczne zielone oczy. Serce zabiło mi mocniej gdy patrzyłem jak od nas odchodzi. Spojrzelismy na plakat. Było na nim napisane: Dnia 03.11.1994 na terenie naszej uczelni o godz. 19:00 odbędzie się koncert Krzysztofa Krawczyka, gwiazdy światowego formatu. Zapraszamy, wstęp płatny. Bilety do nabycia u przewodniczącego NZS-u.
- Musimy tam iść! - ucieszył się Sprężyna.
- Pewnie ze musimy - odparłem, nie mając
pojęcia kim jest wąsacz patrzący na mnie przenikliwym wzrokiem z plakatu.
Jego postawa i kapelusz który nosił świadczyły o tym że musiał być zajebistym człowiekiem. Musiałem zobaczyć go na żywo. Po za tym byłem pewien ze spotkam tam Ankę. Dni mijały a ja tylko odliczalem czas który pozostał do występu. O bilety nie musiałem się martwić. Sprężyna tego samego dnia podarował mi bilet. Dla niego był to niewielki wydatek. Minęło kilka tygodni i nadszedł dzień koncertu. Ścisk w żołądku był tak ogromny ze nie mogłem w siebie włożyć nic do jedzenia. W końcu nadeszła godzina 19 i weszlismy na hale w której odbywał się performens. Tłumy wskazywały na to że ten wąsacz jest lubiany. Ba! Wielbiony! Nigdy nie go słyszałem, ani nie widziałem. Zasnatawialem się jak zajebiscie będzie wyglądał i jak bardzo ma zajebisty glos. W momencie pojawienia się wąsacza na scenie wrzawa tłumu sięgneła zenitu. Szał publiczności był niepowtarzalny.
- Elo Studenty! Gotowi na rozpierdol?! - wykrzyczal gwiazdor.
Nie sądziłem że publika może być jeszcze glosniejsza ale nigdy później nie słyszałem nic podobnego w moim życiu. A więc się zaczyna. Publiczność zaczęła ryrmicznie klaskac skandujac jego imię i nazwisko.
- Nazywam się Krzysztof Krawczyk! Właśnie wydałem moją nową płytę pod tytułem "Gdy nam śpiewał Elvis Presley". Ale jebać to! Jedziemy z klasykiem!! Kto lubi bale?!
Ponowna fala entuzjazmu przeszła przez zgromadzonych. Zobaczyłem Ankę która przeciskala się przez ludzi w moją stronę i stanęła obok mnie krzycząc razem z tłumem.
Zaczął śpiewać.
- Ty jedna umiesz w życie grać,
Świat z przymrużeniem oka brać.
Gdy trzeba i nie trzeba w głos się śmiać
I na przekór wszystkim zmieniać nagle zdanie.
Nosz jak się wkurwiłem! Takie gówno!? Jak można tak chujowe rymy wypuszczać do ludzi w ogóle!
Dalszy tekst również nie przypadł mi do gustu
- Chujowe! - krzynalem nie wiedzieć czemu.
Nagle Krzysztof przestał grać.
- Chujowe? Napisz lepsze to pogadamy! Wyprowadzić go!
- Ale tak nie można! O gustach się nie dyskutuje! - broniła mnie Anka.
W hali zapadła zupełna cisza. Wszyscy czekali jak zakończy się to spięcie.
- O gustach się nie dyskutuje? Wypierdalaj! - zezłoscil się wąsacz i klasnął w dłonie. Komuś się jeszcze nie podoba?
Nikt nie odezwał się słowem. Dwójka ochroniarzy Krawczyka zbliżała się ku nam a studenci rozstepowali się jak Morze Czerwone przed Mojzeszem.
Zostaliśmy wyeksmitowani z hali koncertowej. Krawczyk dokończył koncert i pojechał w dalszą trasę koncertową. Tego dnia ktoś po raz pierwszy wjechał mi na ambicje. Mam napisać lepsze? Żeby wiedział że napiszę.
Razem z Anką zostaliśmy wyrzuceni ze studiów przez dziekana. Rozeslal on także informacje, żeby nigdzie nas nie przyjmowali. Wtedy pierwszy raz przekonałem sie że Krzysztof Krawczyk nie jest tylko piosenkarzem Ale również ma ogromny wpływ na ludzi. Anka została moją dziewczyną. Rozpoczęła się naszą wspólna podróż na szczyt list muzycznych. Ona była mi natchnieniem a ja zacząłem pisać teksty. Szło mi równie Chujowo co gra na gitarze bo nie umiem grać. Podróżując po Polsce w poszukiwaniu szczęścia dotarliśmy nad morze. Był rok 1996. Postanowiliśmy z Anką wziąć ślub i w końcu skonsumować nasz związek. Tu pojawił się problem. Zapisując się na pierwszy wolny termin ślubu ksiądz oznajmił, że nie udzieli ślubu wrogom Krzysztofa Krawczyka. I powiedział też ze nie mamy co szukać bo i tak wszystkie Kościoły w Polsce wiedzą o naszym czynie sprzed dwóch lat. Po raz kolejny dowiódł swej władzy. Na darmo byl też wyjazd za granicę kraju gdyż celnicy mieli podobne zdanie na nasz temat. Pisałem wiele listów do Sprężyny. Okazało się jednak, że został on przyjacielem Krawczyka, a jego rodzina została honorowymi obywatelami Zielonej Góry. Krzysztof zakazał Spręzynie kontaktu ze mną pod karą śmierci. To były ciężkie czasy. Na jednej z dzikich plaż nad Bałtykiem spotkałem grupę ludzi. Okazało się ze również naprzykrzyli się Krawczykowi. Mieli oni wielkiego Volkswagena Ogórka i stare radio. Jeden z nich grał co noc na gitarze a inny walił w bębny. Razem z Anką często biegaliny po plaży niby goniąc wiatr. Pamiętam że zawsze biegając gubila klapki. Pewnego wieczoru, gdy wszyscy poszli spać ja i Anka postanowiliśmy przyrzec sobie miłość do końca życia. Zaczął padać deszcz. Dotnkalem jej kolan. Niebo było pełne gwiazd, ale dziś ich nie liczyliśmy. Zaczęliśmy się kochać. Gdy traciła dziewictwo stało się coś niespodziewanego. Okazało się ze Krzysztof Krawczyk zaaplikował w jej błonie dziewiczej truciznę która miała ją zabić bo jej przerwaniu. Ostatnie co pamiętam przed jej śmiercią to jej radość która zmieniła się w konwulsje, które w deszczu do złudzenia przypominały taniec. Anka zmarła a ja płakałem do rana. Chciała wieczenie trwać na plaży więc wraz z dwoma chłopakami tam ją zakopalismy. Przez następne dni piłem dużo alkoholu. W mojej głowie składały się słowa piosenki.
-Lubiła tańczyć pelna radości tak, ciągle gonila wiatr. Spragniona życia wciąż zawsze gubila coś...
Te słowa zawsze budzą we mnie zal. Chłopaki stworzyli linię melodyczą. Miesiąc później wysłaliśmy gotową piosenkę do wytwórni. By nikt nas nie rozpoznał nazwaliśmy się Rotary i chuj wie co to znaczy. Nasza piosenka zdobyła większą popularność niż "Za Tobą pójdę jak na bal". Nie da się ukryc ze Krawczyk się wkurwil. Po dwóch latach odnalazł nas i kazał ogłosić koniec dzialalnosci. Jebany wąsacz usunął mnie nawet z Wikipedii. Nazywam się Grzegorz Porowski, lider grupy Rotary ale i tak Kurwa myślicie że lubiła tańczyć to jebany myslovitz.
Najlepszy komentarz (100 piw)
mygyry • 2017-04-02, 10:29
Strach coś napisać, żeby się Krawczyk nie dojebał
Pasta o fapaniu
R................i • 2017-03-03, 15:04
Cześć, obecnie mam 26 lat i muszę to w końcu z siebie wyrzucić, bo do dziś mam traumę. Może od początku.

W gimnazjum miałem starszą dziewczynę (ja 14, ona 17). Okazała się nimfomanką, co w tamtym czasie było dla mnie plusem.
Po jej wyjeździe do Niemiec i naszym rozstaniu, byłem strasznie niewyżyty + okres dojrzewania, miałem wtedy 15 lat.
W każda wolną chwilę musiałem sobie ulżyć ręką przy filmach xxx.

Pewnego dnia odcięli mi internet.
Wytrzymałem 3 dni, po czym musiałem poszukać fapfolderu w domu. Po godzinach szukania byłem zmuszony to zrobić pod panią z gazetki z supermarketu.

Mijały kolejne dni, było mi bardzo ciężko.
Pewnego dnia, około 12, leżę sobie spokojnie w łóżku i słyszę dziwne dźwięki z góry. Wytężam słuch. Ktoś mocno zarzyna moją sąsiadkę i to ostro bo aż wali o podłogę i jęczy jak w azjatyckich pornosach analnych.
Generał po takim okresie suszy powstał w moment, twardość skały. Robię co muszę, czuję się spełniony.

Kolejnego dnia jakieś krzyki na klatce, wychodzę i pytam co się stało.
Okazało się, że pani Ola po 70-ce wczoraj miała atak padaczki wraz z zawałem i już jej z nami nie ma.

Tak, po połączeniu faktów, trzepałem kuca do odgłosów umierającej 70-latki próbującej zawołać pomoc...
Trochę trauma do dziś i wstyd przed samym sobą...
Najlepszy komentarz (34 piw)
krubs1 • 2017-03-03, 16:14
@Gizmolka, nie wiem ile ona kiblowała, ale po twojej zdolności czytania ze zrozumieniem jestem w stanie obliczyć ile lat powinnaś kiblować ty.

do autora - nie przejmuj się - nie na darmo dzień epileptyka i walentynki są w ten sam dzień. w imię miłości
87% stomatologa
vonciapaci • 2017-03-01, 17:50
takie oto plakaty m. in. występują w nowym sezonie Daleko od noszy

Najlepszy komentarz (26 piw)
jackalski • 2017-03-01, 19:39
Jeśli chodzi o głupie plakaty w serialu to polecam 'A Touch of Cloth' - dość dobrze parodiuje brytyjskie kryminały i właściwie co chwilę można robić stop-klatkę, bo w tle jest jakiś napis, plakat, obrazek 'motywacyjny', który przynosi uśmiech na twarzy dziecka.

ukryta treść























Provident
R................i • 2017-01-31, 9:09
Mój stary jest fanatykiem providenta. Pół mieszkania zajebane przez komornika.
Najlepszy komentarz (45 piw)
omgłomatkobosko • 2017-01-31, 10:47
@up To stary Ratoshiego jest głupi
Szczupak to jest król wód!
remi1982 • 2016-10-28, 17:09
Cytat:

Jesteście ciekawi jak Piotr Cyrwus prezentuje się w roli „Starego-wędkarza” z kultowej pasty? Jest pierwsze nagranie! „Szczupak to jest król wód!”





Moim zdaniem, pasuje mu ta rola
Najlepszy komentarz (76 piw)
elslimomexicano • 2016-10-28, 17:25
Łeeeee. Stary Maćka, aka. Piotr Cyrwus.

W tej roli widziałem tylko i wyłącznie Mariana Dziędziela. A może by tak zrobić ściepę na sadolu na gażę Dziędziela?
No kurwa, każdy pieniądz jest wart tego, żeby zobaczyć jak Marian dostaje kurwicy w takiej roli :d
Operator koparki - bardzo spoko sprawa, jeździsz sobie po kraju i operujesz koparki
to trochę jak weterynarz
jesteś powiatowym operatorem koparki
masz zgłoszenie, ze na drugim końcu powiatu koparko ładowarka caterpillar 428c ma zwyrodnienie stawu łyżkowego i musisz przepisać smar przeciwbólowy i kąpiele w WD-40
na miejscu po badaniu okazuje sie, że niewiele możesz zrobić, zwyrodnienie dotarło do zawiasów
właściciel koparki gładzi ją czule po gąsienicy
ze łzami w oczach wspomina pierwsze dni z caterpillarkiem, gdy jeszcze małego przygarnął go ze schroniska dla porzuconych koparko ładowarek
mówi, że bardzo łagodna, nigdy nie przejechała żadnego dziecka
koparko ładowarka cicho mruczy
kiwasz głową i ze łzami w oczach mówisz, że już za późno na smary i WD-40
pozwalasz właścicielowi pożegnać się ze starym druhem
caterpillar po raz ostatni podnośi go swoją łyżką
potem podchodzisz, i wlewasz czystą benzynę do baku
spracowany diesel powoli przestaje pracować
reflektory koparki gasną
właściciel zanosi się płaczem
czym ja ją gurwa zakopie w ogródku
gurwa znowu zgon na dyżurze
"Mój stary to pierdolony wróżbita. Po całym domu rozjebane karty od tarota, łańcuszki, medaliony i inne szklane kule. Pojebaniec rano do roboty idzie z worami pod oczami bo po nocach siedzi i ogląda wróżbitów na TVNie i ma ból dupy, jak to oni chujowo wróżą, ze nie wiedzą co oznaczają karty i ogólnie, że są spierdoleni. Pewnego dnia postawił karty swojemu szefowi i wyszło, że mają zainwestować w jakieś akcje. Przełożony ojca ślepo w to uwierzył, po czym w kilka dni przepierdolił kilka ładnych tysięcy. Ojca wyjebali z roboty bez okresu wypowiedzenia.
Stary postanowił zrobić nowy interes. No kurwa na jebanym wróżeniu z miski do zupy. Wziął stary stół, wywiercił dziurę po środku na której postawił szklaną kule. Cała sypialnię zapierdolił jakimiś czarnymi materiałami i obrazami które w nocy podpierdalał ze wszystkich okolicznych śmietników. Nawet sąsiadka mówiła do mnie jaki to menel jest z mojego starego, że po śmietnikach grzebie. Raz przyniósł z tych poszukiwań kurwa poroże jelenia. Nie chciało wejść przez drzwi do windy, więc szedł po schodach na 10 piętro. Rano sąsiadki patrzą a tu hieroglify na ścianach wyskrobane. Okazało się ze ojciec nie widział, że jednym z rogów rysuje ścianę. Spółdzielnia nie mogła się doprosić o naprawę więc wyjebała mu polecenie zapłaty. Ojciec cały miesiąc wyzywał, że nie może rozwijać interesu bo musi zapłacić jebany mandat i kurwił po nocach przez sen jaka to ta spółdzielnia nie jest zjebana. W końcu wyposażył cale astrologiczne laboratorium w sypialni. Matka wkurwiona, bo co nie przyszła się położyć na łóżku, to jakieś karty i szklane kule wbijały się jej w dupę. Stary stwierdził ze mam mu pomagać bo gnojek jestem i nie wiem co to prawdziwie zarobione pieniądze. Kolejne dwa tygodnie zajęło mu wymyślenie wspaniałej, astrologicznej ksywki, bo kto normalny przyjdzie na wróżby do Kazika. Po tym czasie wjebał do gazety ogłoszenie "Wróżbita Maestro przyjmuje o każdej porze dnia i nocy". Zaczęli schodzić się pierwsi debile którzy chcieli posłuchać co przyniesie im przyszłość. Plan był taki, ze siedziałem z latarka pod stołem i jak ojciec mnie kopał w dupę to miałem świecić latarką w dziurę, na której stała kula. To podświatlało kulę i ludzie dostawali padaki ze ojapierdole.jpg, to duchy zstępują im przepowiedzieć przyszłość. Robota okropna, przychodzi jakiś chłop i śmierdzą mu skarpety, bo ojciec do domu w lakierkach nie wpuści, choćby ktoś wylizał podeszwy. Pewnego razu przyszła baba gruba jak bela. Karina jej było na imię, na oko po 50. Wpierdoliła swoje śmierdzące stopy pod stół i zaczęła pytać starego o jej przyszłość w sprawach seksu. Siedzę pod tym jebanym stołem, jebie jak skurwysyn, wiec trzeba jakoś sieę pozbyć tej baby. Wyciągnąłem telefon, szybko wyszukałem pornola na redtubie. Jak stary mnie kopnął w dupę to przyłożyłem ekran telefonu na którym wyświetlany był pornol do dziury w stole. Na kuli pojawiły się jakieś rozmazane postacie uprawiające seks. Stary ochujał. Wstał, zaczął zrywać obrazy ze ścian. Nawet to jebane poroże ze ściany zrzucił. Wyjebał przez okno krzycząc jakieś szeremere kukuryku po arabsku. Baba tak spierdalała widząc ojca w amoku, ze nie otworzyła drzwi. Przeszła przez zamknietę, antywłamaniowe drzwi wyrywając je z zawiasów. Ojciec z kurwicą wyrzuca z pokoju wszystkie rzeczy, matka płacze w kuchni, Karina drze ryja przed blokiem, a ja oddychając świeżym powietrzem myślałem o niedalekiej przyszłości. Rano obudziłem się na podłodze. A raczej na betonie. Staremu tak odjebało ze wyjebał wszystko z 10 pietra przez okno, meble, telewizory, komputer. Nawet kurwa panele z podłogi zerwał i wyjebał. Jedyne co zostawił to szklaną kulę i karty od tarota, które były dla niego święte. Nie wiedzieliśmy co zrobić, stary wypierdalał przez okno kolejne rzeczy. Powoli zaczął już demontować kibel, a tego było już za wiele. Wyjebałem jego karteczki za okno, powiedziałem, że wiatr zwiał z parapetu, bo okna także leżały już na skwerku przed blokiem. Stary jak pojebany wybiegł z domu, a ja razem za nim. Jako że nie było już drzwi to ułatwiło to sprawę. Kurczowo zaczął zbierać karty jedna za drugą. Wycierał je i całował, mówił że przeprasza je za to zajście. Wróciłem do mieszkania, ojciec jeszcze siedział na dworze. Przyszedł po godzinie zdyszany i fioletowy na twarzy krzycząc "synek, zobacz co stoi na klatce". Wyszedłem i zobaczyłem wielką, wypchaną kozę. A miało być tak pięknie...
Najlepszy komentarz (53 piw)
czarnykun • 2016-09-12, 4:43
Nędzna próba podrobienia pasty o starym, który był fanatykiem wędkarstwa.
Napisałem rok temu serię past, których fabuła rozgrywała się w okół Krakowskiego baru mlecznego 'Smok'.
Poniżej macie pierwszy odcinek serii, jak się spodoba to dam więcej a jak nie to jebać

OPOWIEŚCI Z BARU MLECZNEGO #1 - Prolog (Aryjska Krew)

Odkąd pamiętam kochałem Polską kuchnię, odkąd też pamiętam zawsze byłem kurewsko biedny a bary mleczne to idealny kompromis pomiędzy jednym a drugim, a już szczególnie jeśli się jest studentem.

Cofnijmy się zatem 11 lat wstecz kiedy to miałem najzwyczajniej w świecie spierdolić z Ziemi Świętej (Piecki, Woj. Warmińsko Mazurskie, 2tys mieszkańców, 4 budki z lodami, 3 szmateksy, 2 kościółki i totolotex)
do Krakowa, w pogoni za lepszym życiem, studiować Skandynawistykę.
Tak, tak, wiem co sobie teraz myślicie, o dziwo na kasie w kyfycy nie skończyłem a rzeczami z Zimolandii interesowałem się od zawsze.
Zawsze miałem full klocków lego (no dobra, gówno z bazaru, ale w Pieckach to i tak był rarytas) Ikea od zawsze wydawała mi się robić bardzo solidne produkty a wódka Finlandia od zawsze mi się wydawała za droga.
Aczkolwiek nie uprzedzajmy faktów.

Przeszedłem w swoim życiu przez swego rodzaju niepokojący (dla innych) etap, lub jak to mawiała matka - odchył...
HVITE RASE JæVLER!
Gdy te słowa padały w środku nocy to matka budziła się z krzykiem.
Ojciec był cały oblany potem i chciał wzywać egzorcystę.
Jeżeli nadal nie rozumiecie to byłem wikingiem.
Kolekcjonowałem repliki broni wikingów, uczyłem się języka staro-nordyckiego i słuchałem jak na prawdziwego aryjczyka przystało - nazistowskiego black metalu prosto z Norweskich lasów.
W rodzinnym domu miewałem różne popierdolone odpały.
A to się farbowałem na jasny blond i zakładałem niebieskie soczewice na oczy (los niestety mnie pokarał brązowymi jak kupa oczami i brązowymi włoskami, byłem typowym słowiańskim Raciborem)
A to przyodziewałem się w swoją kolczugę wykonaną z kapsli po Harnasiu i wyprawiałem się w środku nocy na łowy do sąsiada, który miał kury, w celu zabicia dzikiej zwierzyny i ofiarowaniu jej Odynowi.
Jeszcze innym razem budowałem przez upojne miesiące wielkie kościoły z patyczków po Big Milkach w piwnicy, tylko po to żeby w końcu je spalić i patrzeć jak płonie rozżarzonym ogniem dziedzictwo chrześcijan na moich własnych oczach.
Kasy na te zajebane patyczki poszło w chuj, ale przynajmniej część się zwróciła bo w big milkach można było wygrywać kolejne big milki.
Kupowałem też czarny szprej i wypisywałem na budynku psiarni rzeczy typu - "Biała dama nie dla afrykana" czy "Czarni mają takie duże pały bo ich nie myją" oraz ma się rozumieć szprejowałem też loga zespołów black metalowych z Norwegii.
Moim ulubionym był Burzum a Varg Vikernes był moim idolem.
Pamiętam, że gdy się to wszystko działo, Varg siedział jeszcze w więzieniu a ja mu przysyłałem do pierdla jego własne zdjęcia splamione moim nasieniem. Prawdziwa aryjska miłość na zawsze.

Moje wixy były niebezpieczne, nie tylko dla innych ale i dla mnie samego.
Przeżyłem skaryfikacje skurwysyny zanim to było modne, pamiętam jak wziąłem nóż mamy do obierania pyr z kuchni, zakradłem się do piwnicy i zimnym jak norweski black metal pociągnięciem o brodę wydziarałem sobie bliznę, którą mam do dzisiaj. Chciałem się upodobnić do Varga.
No Remorse skurwysyny.
Z czasem bycie białym nadczłowiekiem tak mnie pochłonęło, że przestałem nad tym panować, tak jak narkomani nie odróżniają jawy od snu tak ja nie odróżniałem czystych ludzi od brudnych.
Idąc na ulicy potrafiłem zwyzywać starą babe z laską od pierdolonych małpich dziwek i kazać jej wypierdalać do afryki gdzie jej miejsce, innym razem na mszy zacząłem wrzeszczeć jak pojeb WHITE POWER gdy zobaczyłem księdza w CZARNEJ sutannie.
No, ale to tyle słowem wstępu, w każdym razie jak skończyłem ledwo ledwo technikum to chciałem wyrwać się z tej mazurskiej dziury i zaznać prawdziwego życia w większym mieście.
Dla starych to było tylko na rękę bo chcieli się pozbyć takiego zjeba z domu, a przypomnę, że wszyscy sąsiedzi myśleli iż mam schizofrenię i robili comiesięczne składki na mnie, by mi pomóc.
Skończyłem więc tę chujową szkołę i usłyszałem od mamy ''Droga wolna synu"
Ucieszyłem się, chciałem od nich spierdolić.
To było jak w tej piosence ibisza czy jakoś tak "nie rozumią mojej sztuki a niech się pierdolą" dokładnie to wtedy czułem, chciałem znaleźć kogoś kto by podzielał moją pasję, a w mniejszych miasteczkach nie było opcji nikogo takiego znaleźć.
Niczym zdesperowany homoś zacząłem przeglądać profile kuców na Sympatia.pl aż w końcu znalazłem kogoś idealnego dla siebie.
Przemysław, przemuś, przemusio - mój kochany!
Gdy tylko wyczytałem, że jest studentem na drugim roku Skandynawistyki wiedziałem, że to będzie mój przyjaciel na resztę życia.
Mieszkał w Krakowie, pasowało mi to, bo jak już wspomniałem musiałem spierdolić od starych jak najdalej żeby była wymówka czemu się nie pojawiam na świętach w rodzimym domku.
Zadzwoniłem do niego z domowego (gdyż w tych czasach komórka to jeszcze nie było dobro powszechne) i wystawiłem mu kawę na ławę, że nie jestem dziewczyną i nici z seksu, ale mam za to inną propozycję.
Wyjawiłem mu swój plan wynajęcia kawalerki w Krakowie i spłacania jej razem.
Przemuś zgodził się od razu, mieliśmy masę wspólnych zainteresowań, przez telefon polecił mi parę fajnych zespolików Black Metalowych, podał adres i powiedział żebym wpadał.
Gdy to usłyszałem była noc a ja wisiałem jak pojeb na słuchawce, wszyscy dawno już spali.
Jestem cholerykiem i nie mogłem czekać do rana, zakradłem się po raz ostatni do piwnicy, zajebałem wszystkie konfitury, ogórasy i bigosy do plecaka i wyszedłem w mojej wikińskiej kolczudze na przystanek PKP przyszykowany na lepsze jutro jak nigdy dotąd.
Pociąg przyjechał, kupiłem bilet z ostatnich drobniaków ze składki sąsiadów na moją 'schizofrenię'.
Wsiadam.
Podróż wspominam bardzo dobrze gdyż przez całą jazdę byłem zaczytany w Mein Kampf i Kloranie, nie zorientowałem się gdy dotarłem do Krakowa, minęło 11 godzin, jest i dworzec.
Wysiadam, smród.
Tak pachnie życie w dużym mieście. Czułem swąd czarnych afrykanów unoszący się w powietrzu.
Idę z buta do Przemka, dochodzę, pukam do drzwi, Przemysław mi otwiera.
VELKOMMEN KAMERAT! - wykrzyczałem uradowany.
Przemek zajebał mi sztamę, na samym początku wymieniliśmy się poglądami, wypiliśmy Szwedzkie piwo i żuliśmy tytoń - jak Wikingowie.
Zaprzyjaźniliśmy się w stopniu znacznym.

Powiedziałem mu (a raczej 'dla niego' jak to się mawiało na mazurach hehe)
wprost - jestem pojebem i mam pojebane schizy i mnie raczej nie przyjmą na uczelnię.
I tu po raz kolejny Przemysław udowodnił mi jak wielkim człowiekiem jest i rzekł: "Nie obawiaj się, albowiem mój stary jest profesorem na uczelni"
Odpowiedziałem: "Nie pierdol" uradowanym głosem
na co on "Zaprawdę powiadam tobie, że tak jest"
Poczułem się jak wygryw, jak dzisiaj pamiętam całą pierwszą noc spędzoną na rozmowach z Przemusiem.
Także dom miałem zapewniony, miejsce na uczelni też, choć nikt mnie na niej nie lubił (o odpierdolach mających miejsce na uczelni innym razem)
Robotę też znalazłem szybko, nie minął tydzień a miałem zajebistą fuchę na budowie, to był akurat czas gdy budowano nowe centrum handlowe więc zapotrzebowanie na roboli było duże.
Wszystko było pięknie, gdy Przemek pewnego razu nie zabrał mnie do legendarnego już baru mlecznego 'Smok'.
Nigdy w czymś takim wcześniej nie byłem, ale nad barem widniało wielkie logo smoka a w środku atmosfera była bardziej specyficzna niż w hinduskich pornolach z 80tych.
Jeśli miałbym porównać 'Smoka' do innych barów za pomocą stron internetowych to Smok to byłby Sadistic a reszta pubów i barów to jakieś jebane besty i demotywatory.
Gdy tylko usiedliśmy z Przemkiem to on mi powiedział
"Słuchaj, zachowuj się normalnie, będziemy tu często jadać bo jest tanio a my jesteśmy zajebiście biedni, nie patrz na nikogo więcej niż 2 sekundy, pilnuj swojego żarcia i pod żadnym pozorem nie okazuj tutaj swojej aryjskości"
Podziękowałem mu za rady, były bardzo cenne, ale zarazem pomyślałem o Przemku jak o pozerze - JAK KURWA NIE POKAZYWAĆ ARYJSKOŚCI?
Już zaczęła mi lecieć piana z pyska i miałem krzyczeć WHITE POWER gdy Przemek w ostatniej chwili mnie powstrzymał ujebaną serwetką wpychając mi ją do mordy. Zatamował mój atak nadczłowieczyzmu, ale pytanie na jak długo?
Czułem się jak Han Solo siedzący w Mos Eisley Cantina, wszędzie masa pojebów, każdy jakby wyrwany z innego świata, same freaki i skurwysyny matki natury z wyglądu.
Przemysław poszedł zamówić dla nas Pomidorówki z ryżem, podwójne porcje ruskich z zasmażanką i 4 kompoty bo byliśmy spragnieni po robocie, pod jego nieobecność nikt nie mógł mnie powstrzymać przed moim atakiem.
Rozglądałem się po Barze łamiąc zasady BBM (Bezpieczeństwo Barów Mlecznych, tak to było nazywane wśród tych 'nowych' jak ja)
Moją uwagę przykuł jakiś menel, on widząc, że na niego patrzę podszedł do mnie i zaczął nawijać.
Najpierw się dowiedziałem, że mam ładne oczy i widzi w nich odbicie siebie z młodości, później zaczął coś pierdolić o sposobie wydobywania wody ze studni w starożytnym Egipcie, a skończył mówiąc o tajemniczym planie NASA by wyjebać Kraków w kosmos, na Marsa.
Rany Boskie co ja tutaj robię - pomyślałem sobie w duszy, zatęskniłem za domem i moim bigosem w Pieckach.
Przemek wrócił z żarciem, (menel ciągle stał przy mnie) postawił mi zupę przed nosem i powiedział 'Smakówa, tak tutaj się mawia hehe, jak odpowiesz dziękuję a nie dziękówa to dostaniesz wpierdol, na zdrowie!'
Odpowiedziałem DZIĘKÓWA! i zacząłem jeść ze smakiem gdy ten cwel menel zajebany włożył mi rękę prosto do zupy i się spytał "Będziesz to jeszcze jadł?"
Byłem w paraliżującym szoku, poczułem się zgaszony jak gówno, miałem dość, wstałem i ewakuowałem się stamtąd gdy...
...Mijając kolejne stoliki zobaczyłem murzyna.

Prawdziwego murzyna, nie żadnego podrabiańca, to był pierwszy małpiszon jakiego zobaczyłem w życiu na oczy.
'O ty kurwo', pomyślałem sobie, już ja cię dojadę, czekaj no.
Zrozumiałem, że w tym barze po prostu trzeba być dla innych chujem, tak jak w więzieniu, jesteś miękki to cię gnębią tak jak mnie ten menel.
Dobra, inni są skurwysynami to ja też, w głowie zagrał mi DunkelHeit, poczułem przypływ Nordyckiej siły.
Podszedłem i namelałem na łysą czachę tego murzyniątka, wziąłem palec i z aryjską finezją rozsmarowałem swoją ślinę na jego dyśce niczym żółtko na patelni, następnie włożyłem swoją łapę w jego buraczkową (tak jak menel mi) i powiedziałem mu prosto w oczy ''Nie zjesz tej zupy czarny gównojadzie wysrany w biegu przez cygankę"
Na co on wstał, wraz z tym stolikiem wywalając go razem z pięcioma daniami jakie na nim miał w tamtej chwili.
Złapał mnie jedną ręką za szyję i tak trzymał przez jakiś moment w górze patrząc się mi prosto w oczy, zrozumiał, że poczułem się jak gówno i jestem głupim cwelem. Rzucił mną o ziemię i okładał swoimi pięściami krzycząc ''WHOS NOW BLACK? BARURURURUR BAGAGAAG"
Gdy tak mnie napierdalał do nieprzytomności, zrozumiałem, że to czarni są siłą a ja jestem zwykłą pizdą, która przebierała się pół życia w sukienki z kapsli po piwach wątpliwej jakości.
Poczułem dominację czarnego dzikusa wypuszczonego ze smyczy nad białym cywilizowanym panem, w myślach objawił mi się Varg i powiedział mi, że go zawiodłem, a ja do niego zapyskowałem: "na moim miejscu sam byś wpierdol dostał z tymi swoimi wonsikami i pejsami a'la bon jovi."
Następnie oplułem Vargowi mordę, tak, że moja ślina spływała po jego bliźnie a wszystko to działo się w mojej głowie gdy byłem okładany.
To był definitywny koniec mojej Wikińskiej kariery.

Czarnuch podniósł mnie całego z rozkwaszonym ryjem po czym wyjął jakąś płytę z kieszeni i powiedział ''czek dis hat sziet men"
To był jego mixtejp jak się później okazało, zatytułowany był 'Black Warrior in Da Poland'
Przemek po tym wszystkim podszedł do mnie i się spytał czy nic mi nie jest, miałem uszkodzoną siatkówkę, połamany nos, wybite 2 zęby, rozcięte wargi i ledwo oddychałem, wróciłem z nim do naszego stoliku, nikt się na nas nie patrzał, wszyscy mieli totalnie w to wyjebane jakby to było zupełnie normalne.
Dokończyliśmy te jebane pierogi popijając kompotem i wyszliśmy.
To była moja pierwsza wizyta w Barze Mlecznym Smok, ale czułem, że nastąpił przełom.
Zafascynowany czarną siłą zacząłem nowy rozdział w swoim życiu.
Rozdział bycia rasowym nygasem. (Ale Burzum to dalej lubię sobie posłuchać)

xcbcfvbcvbcvbcvbc