18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (4) Soft (3) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Szukaj Forum Odznaki Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie (tylko materiały z opisem) - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:34
📌 Konflikt izrealsko-arabski (tylko materiały z opisem) - ostatnia aktualizacja: 2024-07-04, 11:38
🔥 "Nietolerancyjna" Hiszpania - popularne w ostatnich 24h

#projekt

- Serca nam zabiły, zobaczyliśmy to, co każdy chciał widzieć już dawno – mówią odkrywcy, którzy doszli do poniemieckiego tunelu w górze Gontowej. To kolejna część kompleksu “Riese” i od II wojny światowej nikogo tam nie było.



- Mamy około 50 metrów chodnika i dwa rozgałęzienia. Każde z nich zakończone jest wałami, ale liczymy na to, że nie są one duże i szybko uda nam się je pokonać – mówi Waldemar Łuczak, który uczestniczył w przekuwaniu się przez zawalone ściany.



Po blisko 70 latach od II wojny światowej grupa odkrywców przekopuje się przez podziemne tunele w Górach Sowich, by dojść do ukrytych, poniemieckich sztolni. W odkrytym kilka dni temu tunelu eksploratorzy znaleźli narzędzia kable i sztolnie wykute w skałach. Wszystko to pozostałości po pracy tysięcy jeńców, którzy pracowali przy niemieckim projekcie stworzenia kompleksu „Riese”.

Dokąd prowadzi tunel?

- Każda budowa, którą Niemcy prowadzili w Górach Sowich, była perfekcyjnie przygotowana logistycznie. Wszędzie było napowietrzenie i doprowadzona instalacja elektryczna. Nie wiemy, kiedy budowa miała się zakończyć, ale widać, że natężenie prac było bardzo duże. Widać, że zależało im na czasie, ale jakość jest niesamowita – opowiada Łuczak.
- Znaleźliśmy świadectwa tamtych czasów: szczątki instalacji elektrycznje, poniemiecką puszkę, kable. Instalacja była podwieszona na deskach na stropie – dodaje Jerzy Figiel, jeden z odkrywców.


Co wiadomo na ten temat - Mity o kompleksie "Riese"

Mit I Rzeczywista wielkość „Riese”: Pismo Speera do Hitlera z września 1944 r. o postępach prac na terenie kompleksu „Riese” karze przypuszczać, że budowa w Górach Sowich była bardziej zaawansowana, niż świadczą o tym zachowane i dostępne dziś sztolnie oraz obiekty naziemne. Stało się ono podstawą do później tworzonych mitów jakoby kompleks miał być większy, jak również że w górach znajdują się nie odkryte jeszcze budowle.

Mit II Możliwe przeznaczenia „Riese”: Pytanie o przeznaczenie kompleksu absorbuje do dziś wielu badaczy i poszukiwaczy sensacji. Jednocześnie stanowi oś sporu między nimi i w tym kontekście oferuje przestrzeń do częściowo absurdalnych teorii. Niektóre zagadnienia związane z „Riese” znalazły również odzwierciedlenie w polskim filmie.

a)„Cudowna broń” („Wunderwaffe”). Pod tym określeniem kryje się wiele teorii. Niemniej ostatecznie nie wiadomo jaką była lub miała być ta broń. Istnieje tak wiele hipotez jak wielu badaczy tej tematyki. Mówi się o broni biologicznej, chemicznej, a nawet atomowej. Z tezą tą łączą się opowieści o wydobywaniu podczas wojny w pobliżu Głuszycy rudy uranu oraz obecności na terenie „Riese” 120 duńskich i norweskich naukowców. Nie ma na to jednak dowodów.

Kolejna teza mówi o tajemniczym centrum badawczym w pobliżu Wałbrzycha, w którym rzekomo przeprowadzano eksperymenty z nowym typem samolotu myśliwskiego pionowego startu. Projekt ten miał być znany pod kryptonimem V-7.

Inna teza głosi, że w Górach Sowich miano rozpocząć produkcję pocisków rakietowych V-1 i V-2.

Niektórzy badacze wychodzą z założenia, że miała tu powstać przypuszczalnie kwatera główna Hitlera. Z kolei przeciwnicy tej teorii twierdzą, iż informacje na ten temat umieszczano w dokumentach niemieckich, aby odwrócić uwagę od właściwego celu budowy (np. zakładów zbrojeniowych Luftwaffe, tajnych laboratoriów itp.). Sugerują przy tym działania dezinformujące prowadzone przez kontrwywiad niemiecki, skąpe źródła niemieckie natomiast uznają za zbyt oczywiste, a w związku z tym za nieprawdziwe.

b) Zaginione depozyty bankowe, muzealne oraz archiwalia: Bardzo popularne są również opowieści o ukrytych „skarbach”. Do tych skarbów zalicza się do dziś nieodnalezione bankowe i muzealne depozyty m.in. wrocławskie złoto, dobra śląskiej rodziny szlacheckiej von Schaffgotsch, czy też dzieła sztuki zrabowane przez nazistów w okupowanych krajach Europy. Istnieją także pogłoski, jakoby na zamku Bolków, czy Książ miałaby się znajdować zaginiona legendarna Bursztynowa Komnata.

W ramach tej kategorii mitów pojawia się także informacja o tajemniczym pociągu pancernym przewożącym bliżej nieznany ładunek, który w niewyjaśnionych okolicznościach w ostatnich tygodniach wojny miał ponoć zaginąć na trasie między Świebodzicami a Wałbrzychem. Zagadkę stanowi również powtarzająca się w niektórych relacjach historia o samochodach ciężarowych załadowanych tajemniczymi skrzyniami, będących pod silną eskortą SS, które następnie w okolicach Walimia „rozpływały się w powietrzu”. Znane są też informacje znacznie bliższe prawdy o zdeponowanych na Zamku Czocha aktach Abwehry, które zawierały m.in. dokumenty francuskich służb wywiadowczych przejęte przez Niemców wiosną 1940 r.

Mit III Strażnicy tajemnicy „Riese”:

a) Werwolf, „ODESSA”. Powiązany ściśle z przedstawionymi powyżej jest mit o strażnikach tajemnic projektu „Riese”. Mianem tym określa się często osoby narodowości niemieckiej – rzekomo mające utrzymywać kontakty ze strukturami Werwolfu bądź członkami samodzielnych niemieckich grup konspiracyjnych – które po wojnie pozostały na tym obszarze, aby strzec tajemnic militarnych.
Znane są opowieści o tajemniczych zaginięciach oraz niewyjaśnionych przypadkach morderstw osób posiadających wiedzę na temat „Riese” i chcących się nią podzielić z nowymi władzami. Wpisują się w nie doniesienia o zagadkowych nocnych detonacjach w górach. Te ostatnie miały przypuszczalnie służyć zacieraniu śladów istnienia sowiogórskich podziemi.
W pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych na obszarze Sudetów operowały drobne grupy żołnierzy Wehrmachtu, Waffen SS, członków SD i NSDAP. Jednak z Werwolfem miały one niewiele wspólnego. Istniały również grupy dywersyjne złożone m.in. z członków SS i Hitlerjugend, stanowiące resztki rzeczywistego Werwolfu bądź tylko posługujące się tą nazwą, pozbawione jednak kontaktu z kierownictwem organizacji znajdującym się na terytorium okupowanych Niemiec. Na przełomie 1945/46 w rezultacie działań UB, MO i wojska większość z nich zlikwidowano.
Na terenie powiatu Świdnica działała dziesięcioosobowa grupa Ericha Andersa wchodząca w skład niemieckiej organizacji podziemnej „Freies Deutschland” („Wolne Niemcy”).
Do mitu o strażnikach tajemnic „Riese” zaliczyć można również pogłoski o masowych egzekucjach więźniów AL Riese, którzy w ostatnich tygodniach wojny pracowali przy demontażu maszyn i urządzeń na terenie kompleksu lub brali udział w niszczeniu bądź maskowaniu niektórych obiektów. Zgodnie z tą teorią SS miało zamordować ok. 20 tys. więźniów. Mieliby oni do dziś spoczywać zasypani na dnie wyrobisk. Takie spekulacje odnoszą się do obozu na Włodarzu i obiektu Rzeczka w pobliżu Walimia. Nie znajdują one jednak poświadczenia w źródłach.
b) Inżynier Dalmus. Najwięcej niejasności i kontrowersji w temacie „Riese” wzbudza niemiecki inżynier Anton Dalmus. Od roku 1940 był on oficerem armii niemieckiej, następnie znalazł się w Organizacji Todt w Jedlinie Zdrój. Powiązany ściśle z pracami budowlanymi prowadzonymi w ramach projektu brał przede wszystkim udział w pośpiesznej likwidacji budowy.
Zdaniem niektórych badaczy Dalmus próbował celowo manipulować informacjami przy przekazywaniu zainteresowanym osobom właściwego obrazu „Riese”. Istnieją pewne przesłanki mogące świadczyć o tym, że pozostawał w kontaktach z Werwolfem i świadomie przekazywał władzom fałszywe informacje o tym ważnym dla „Trzeciej Rzeszy” miejscu. Bezpośrednio po wojnie mógł bez problemu poruszać się po terenie dawnej budowy, miał również dostęp do informacji o poczynaniach Polaków dotyczących „Riese”. Spotykał się z dziennikarzami, których oprowadzał po sztolniach udzielając wywiadów. Istnieje też pogłoska, że zamierzał sprzedać polskiemu rządowi plany podziemnego kompleksu za niebagatelną wówczas kwotę miliona złotych.


Główna kwatera Hitlera "Riese"

Pomysł budowania umocnionych kwater dla dygnitarzy III Rzeszy oraz dowództwa wojsk niemieckich narodził się wraz z wybuchem II wojny światowej. Ponieważ Hitler był przywódcą politycznym i zwierzchnikiem sił zbrojnych, miejsca w których przebywał wraz z najbardziej zaufanymi osobami od roku 1938 określano mianem kwatery głównej Hitlera (FQU). Była ona zatem miejscem, w którym Führer podejmował najważniejsze decyzje związane z działaniami wojennymi prowadzonymi na wszystkich frontach II wojny światowej. Podczas najazdu na Polskę jesienią 1939 r. Hitler przemieszczał się tzw. Sonderzug. Podczas wojny wybudowano ogółem 20 głównych kwater, z których nie wszystkie były dokończone. Najsłynniejszym przykładem jest Wilczy Szaniec (Wolfschanze).
Ważne dla FQU było posiadanie w decydujących strategicznie momentach posiadanie połączenia do systemu komunikacyjnego, możliwości ochronne i maskujące, bliskość dworca kolejowego z możliwościami podstawienia tzw. Sonderzug, port lotniczy i centrum komunikacyjne (stąd musiały być wysyłane bezpośrednie rozkazy).
Autorzy Franz W. Seidler i Deiter Ziegert wychodzą z założenia na podstawie przeanalizowanych źródeł, że konstrukcja w Górach Sowich była prawdopodobnie nieukończoną kwaterą główną Hitlera. Powołują się na dokument, który został sporządzony w 1944 r. przez architekta kompleksu Siegfrieda Schmelchera pod nazwą „Tajemnicza Sprawa Rzeszy 91/44” i wszystkie zgromadzone daty i fakty budowanej przez Organizację Todta FQU. Powołują się poza tym na zapiski dzienne Leo Müllera, zastępcy Schmelchera, jako źródło. We wrześniu 1943 r. budowa „Riese” została omówiona przez Speera OT Dorschowi z wyższym budowniczym Müllerem i już w listopadzie rozpoczęły się prace w Górach Sowich. Z powodu swojego geograficznego położenia było to zaplanowane jako namiastka Wilczego Szańca. Stąd miały być prowadzone operacje wojskowe na wschodzie.
Planowane były podziemne kwatery pracownicze i mieszkalne dla FQU ale również dla Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (OKH), Naczelnego Dowództwa Wojsk Lotniczych (OKL), Reichsführera SS, oraz ministra spraw zagranicznych Rzeszy. Miało też powstać kwatera dla sił wsparcia i ochrony. Celem było wybudowanie do sierpnia 1945 r. zabezpieczonego przed bombami miejsca pracy i mieszkania. Konstrukcja miała kosztować 130 mln marek, było to cztery razy więcej niż kosztował Wilczy Szaniec. Pierwszeństwo przy pracach budowlanych miały podziemne konstrukcje. Planowana wielkość „Riese” przerastała dotychczasowe plany. Należały do nich zamknięte w sobie pojedyncze konstrukcje ponad 10 km kwadratowych, które nie obejmowały również Zamku Książ.
Położenie w Górach Sowich było idealne dla FQU. Jednakże region nie dysponował połączeniem telegraficznym, najbliższe było w Świdnicy. Z powodu problemów z dostępem do materiałów, budowa linii kablowej prawie w ogóle nie postępowała.
Dla zrealizowania tych koncepcji skalkulowano zapotrzebowanie na 9,5 tys. pracowników. Poza tym potrzeba było ponad 359 tys. m sześciennych betonu. Cała konstrukcja miała liczyć ponad 194 tys. m kwadratowych. Z tego 5 tys. m kwadratowych miało być przeznaczone na FQH.
We wspomnianym wyżej dokumencie architekta Schmelchera wyszczególnione były planowane wymiary dla „Riese”: według tego cała konstrukcja miała być przeznaczona dla ponad 27 tys. osób. Niestety plany budowlane kompleksu „Riese” nie zachowały się. Dlatego dokładna rekonstrukcja nie jest możliwa. W oparciu o znane nam źródła oraz widoczne dzisiaj pozostałości można tylko spekulować na temat jego przeznaczenia.


Organizacja Todta (OT)

Organizacja Todta była jedną z organizacji powołanych w 1938 r. do budowy urządzeń wojskowych. Jej nazwa pochodzi od nazwiska generalnego pełnomocnika do spraw regulacji gospodarki wojennej, Fritza Todta. Po rozpoczęciu wojny OT została zaangażowana do realizacji przedsięwzięć budowlanych na terenach okupowanych. W trakcie wojny większość wojskowych zadań budowlanych, a w końcu także formacje budowlane Wehrmachtu, zostały podporządkowane OT. Na terenach budowy zatrudniano setki tysięcy zagranicznych robotników przymusowych, jeńców wojennych, jak i więźniów obozów koncentracyjnych. OT miała wojskowa strukturę, a nie umundurowani członkowie podlegali quasi wojskowemu obowiązkowi służby. OT była jedną z najbardziej znaczących organizacji specjalnych narodowosocjalistycznego państwa. Daleko idąca niezależność od biurokratycznych struktur, rozległe wpływy i silna pozycja w zakresie uprawnień, jak i stojąca do dyspozycji siła robocza w postaci robotników przymusowych oraz więźniów obozów koncentracyjnych przesądzały o dużej skuteczności Organizacji Todta w realizacji zleceń budowlanych.

Gross-Rosen

Początkowo obóz pracy Gross-Rosen założony w sierpniu 1940 r. w południowo wschodniej części Dolnego Śląska był obozem zewnętrznym dla KL Sachsenhausen. W maju 1941 r. został samodzielnym obozem koncentracyjnym. Więźniowie musieli pracować w pobliskich kamieniołomach. Wówczas znajdowało się tam tylko kilkuset więźniów. Założenie warsztatów dla znanych niemieckich firm na terenie obozu jak również wzrastające zapytania o tanią siłę roboczą doprowadziły do rozbudowania obozów. Jesienią 1943 r. założono na terenie KL Gross – Rosen obóz pracowniczo-wychowawczy wrocławskiego Gestapo, co było przewidziane dla więźniów z Oświęcimia (KL Auschwitz). Właściwa rozbudowa obozów rozpoczęła się jednak w 1944 r. Wówczas odkomenderowano więźniów z więzień i obozów z terytorium Polski, jak również żydowskich więźniów z 28 obozów pracy przymusowej na Górnym Śląsku, którzy dotychczas administrowani byli przez tzw. Organizację Schmelt.


W ramach rozbudowy rozpoczęto zakładanie obozów zewnętrznych na całym Dolnym Śląsku. Różniły się wielkością i przeznaczeniem. W sumie w KL Gross-Rosen oraz jego filiach przebywało ok. 125 tys. więźniów różnej narodowości. Największą grupę stanowili Żydzi, przede wszystkim z Polski, Węgier i byłego ZSRR jak również Czesi, Niemcy, Włosi, Holendrzy i Francuzi.
Charakterystycznym elementem dla KL Gross-Rosen była duża liczba kobiet wśród uwięzionych. Trzecią część ogółu więźniów stanowiły kobiety żydowskie z Polski i Węgier. Więźniów wykorzystywano do rozbudowy obozów zewnętrznych oraz do pracy w kamieniołomach. Byli oni również wykorzystywani do pracy w przemyśle zbrojeniowym i przy budowie fortyfikacji, a kobiety najczęściej w fabrykach tekstylnych. Za tragiczny los więźniów odpowiedzialne były: niewolnicza praca, katastrofalne warunki sanitarne i bytowe, niedostateczne odżywianie oraz brak elementarnej opieki medycznej, co spowodowało wybuch epidemii tyfusu. Na terenie obozu prowadzono regularne egzekucje, głównie wśród sowieckich więźniów, którzy nie byli wpisani w indeksy obozowe. Na przełomie lat 1941/1942 zamordowano ok. 2,5 tys. sowieckich jeńców wojennych. Ogólnie w KL Gross-Rosen zginęło wskutek egzekucji, wyczerpania, głodu, chorób i złych warunków ok. 40 tys. więźniów.
Liczba ta obejmuje również ofiary ewakuacji obozu, która rozpoczęła się w styczniu 1945 r. W tym czasie dochodziły również do Gross-Rosen transporty więźniów z Oświęcimia (KL Auschwitz). Więźniowie z Gross-Rosen i z położonych na prawym brzegu Odry obozów zewnętrznych, musieli podjąć „marsze śmierci” do tych położonych na zachodzie i południu, albo zostali odtransportowani pociągiem do innych obozów koncentracyjnych. Tych, którzy byli uwięzieni w obozach na lewym brzegu rzeki oswobodziły w maju 1945 r. wojska sowieckie.

Umiejscowienie kompleksów

Geneza powstania “Riese”

W 1943 roku naloty Aliantów na III Rzeszę stały się nie do zniesienia dla niemieckiego przemysłu. Setki bombowców dalekiego zasięgu pustoszyło Niemcy wzdłuż i w szerz. Mimo heroicznej walki rozdarta pomiędzy kilka frontów Luftwaffe nie była w stanie skutecznie odpierać ich ataków. Cierpiała ludność cywilna i miasta ale przede wszystkim cierpiał przemysł zbrojeniowy. W gruzy waliły się coraz to nowe fabryki i niemiecka gospodarka, mimo perfekcji z jaką działała, zaczynała się walić.
Czarę goryczy dopełnił nalot Floty Powietrznej płk. Searby’ego na ośrodek badań rakietowych w Peneminde (18.08.1943). Co prawda ośrodek ucierpiał tylko nieznacznie ale ….
Powołany do życia sztab myśliwski (Jägerstab) dostał tylko jedno zadanie. Znaleźć bezpieczne kryjówki dla przemysłu zbrojeniowego. Przedstawiciele Jägerstabu rozpoczęli przeczesywanie całych Niemiec w poszukiwaniu starych kopalni, jaskiń i wszelkiego rodzaju dziur w ziemi gdzie można by było bezpiecznie ulokować produkcję zbrojeniową. Ile się dało ulokowano w takich miejscach ale coś trzeba było zrobić z resztą.
W porozumieniu z centralą planowania (Zentrale Plannung) opracowano plan ukrycia całego (!) przemysłu wojennego pod ziemią. Jak obliczono potrzebne na to będzie 94 mln m3 wyrobisk. Minister zbrojeń Speer dał specjalistów z OT (Organizacjon Todt)i fundusze, jego zastępca Saur tysiące robotników przymusowych a SS więźniów obozów koncentracyjnych. Roboty ruszyły pełną parą, jednak do końca wojny udało się wykonać “tylko” 13 mln m3 wyrobisk, w których schronienie znalazło 239 fabryk zbrojeniowych. Z resztą nie zdążono.
Wśród tych 13 mln m3 wyrobisk skromną, choć do dziś dokładnie nie znaną, część stanowią podziemia wykonane w gnejsowych masywach Gór Sowich. Prawdopodobnie są one częścią składową wielkiego zespołu sześciu kompleksów zbrojeniowych, jakie pod koniec 1943 roku zaczęto budować dla potrzeb Luftwaffe. Ich ukończenie zaplanowano na 1948 rok, co świadczyć może, że nie planowano w nich raczej produkcji śmigłowych Focke – Wulfów, czy nawet odrzutowych Me – 262, planowano produkcję czegoś co dopiero rodziło się w umysłach niemieckich naukowców i konstruktorów, planowano produkcję wunderwaffe
Lokalizacje podziemi wybrano perfekcyjnie, Góry Sowie to głębokie tyły Niemiec, a co najważniejsze, wokół gór istniał dobrze rozwinięty przemysł ciężki, nie brakowało węgla, energii i wody. Sieć dróg i kolei była doskonale rozbudowana, co sprawiało, że nagłe “uaktywnienie” się tego terenu pozostało praktycznie niezauważone. Można było wwozić jak i wywozić duże ilości ładunków i nikt praktycznie tego nie zauważał.
Nie dziwmy się zatem, że oto w 1943 roku w Górach Sowich pojawił się stwór, który do życia potrzebował wody, energii, materiałów budowlanych, tysiące więźniów i robotników przymusowych oraz spokojnego zaplecza. Projekt ten nazwano “Riese” czyli “Olbrzym” , co prawda imponuje obecnie wielkością wyrobisk ale gdzie jest ich reszta, gotowe części, w których według światków prowadzono produkcje i badania….
Kompleks Jugowice Grn.
Podziemny kompleks wykuty w masywie Chłopskiej Góry. Zasadniczą część kompleksu tworzy siedem sztolni, jednak podziemia nie tworzą zwartej całości tylko trzy osobne zespoły. Pierwszy zespół to biegnąca w kierunku północno – wschodnim sztolnia nr 2, która dochodzi do systemu wyrobisk chodnikowych o łącznej długości około 300 m. Podziemia są w stanie surowym a ich zagadką jest tunel biegnący w kierunku sztolni nr 4, który przegradza potężny zawał.
Drugi zespół to sztolnie nr 6 i 7 i nieznane dziś wyrobiska pomiędzy nimi. O ich prawdopodobnym istnieniu informują nas wyniki badań georadarem, jednak dostęp do nich jest niemożliwy. Sztolnia nr 6 to najsłynniejsza sztolnia Gór Sowich. Na jej wlocie zainstalowano podwójne pancerne drzwi (śluza powietrzna), a jakieś 20 m dalej istnieje potężny zawał, którego mimo licznych prób nie udało się do dzisiaj sforsować. Zawał ten to słynne “zapadlisko na łące”. Sztolnia nr 7 ma długość około 40 m. Na odcinku około 10 m jest obetonowana, a ściany i strop pokrywa dziwna, czarna substancja przypominająca sadze. Podobnie intrygujący jest przodek sztolni, dziwnie płaski a nie jak w innych sztolniach obły. Czyżby sztuczne zamurowanie?
Trzeci zespół to serce kompleksu a zarazem duża zagadka. To sztolnia nr 4, oraz nieznane wyrobiska do, których bez wątpienia prowadzi. Biegnie ona w kierunku północno wschodnim a jej poznana część to około 30 m, reszta to jeden wielki zawał liniowy. Za zawałem musi być jednak bardzo ciekawie, bowiem w tym rejonie do sztolni dochodzi szyb wentylacyjny o głębokości 40-%0 mi średnicy 0,8 m. Badania wykazały, że na pewno szyb łączy się ze sztolnią nr 4, co świadczyć może o sporej wielkości wyrobisk do, której sztolnia prowadzi. Pozostałe sztolnie o numerach 1, 3 i 5 to krótkie tunele 5 – 15 m długości, stanowiące wstępną fazę drążenia chodników.
Całkowita liczba znanych obecnie podziemi to około 460 m, ich powierzchnia to 1 400 m2 a kubatura około 4 000 m3. Naziemna cześć kompleksu to kilkanaście murowanych baraków stanowiących zaplecze techniczne dla budowy w Jugowicach Grn. i na Włodarzu.
Zamek Książ
W naziemnej części kompleksu zamku Książ , prace prowadzono na terenie zamku jak również w jego okolicy w promieniu około 1 km.
W zamku przystąpiono do przebudowy części pomieszczeń , niszcząc przy tym wyposażenie m.in. sali Krzywej, Konrada i hollu Bolka, gdzie pozrywano zabytkowe plafony. Z drugiego poziomu piwnic zamkowych poprowadzono do pierwszego poziomu podziemi szyb klatki schodowej. W związku z tymi pracami w jednym z pomieszczeń na parterze zamku ustawiono kompresor, niszcząc przy okazji piękną, zabytkową podłogę. Na głównym tarasie , obok wlotu szybu wentylacyjnego ulokowano skład materiałów budowlanych, natomiast przed budynkiem biblioteki wybudowano tajemniczy, żelbetowy zbiornik, w którym jak mówią świadkowie nawet zimą woda była ciepła…..
Poważne prace miały miejsce w okolicy zamku.
Ze stacji kolejowej Wałbrzych – Szczawienko poprowadzono torowisko kolejki wąskotorowej, biegnące obok dzisiejszego parkingu w stronę podziemi. Blisko parkingu, którego rejon zajmował wówczas obóz koncentracyjny KL Fürstenstein wybudowano dwa, duże zbiorniki wodne oraz przepompownię.
Najciekawsza jednak budowla znajduje się obok rozległych piwnic kapliczki rodu von Hochberg. Jest nią wybetonowana, duża komora z doprowadzonymi z powierzchni dziewięcioma, okrągłymi otworami o średnicy około 500 mm. Otwory te świadczą o przeznaczeniu budowli na stację wentylacyjną jakiegoś, dużego, podziemnego obiektu. Z dna komory odchodzą dwie, obetonowane studzienki, niestety obecnie zagruzowane.
Po drugiej stronie zamku przy wlotach do trzech sztolni powstało kilka baraków magazynowych oraz kilka fundamentów pod urządzenia techniczne. Zaś nieco niżej rozpoczęto budowę niewielkiej oczyszczalni ścieków, od której wykopano rów w kierunku rzeki Pełcznicy .
W zamierzeniach Niemców dojazd do zamku miał być możliwy tylko poprzez podziemne tunele: samochodowy – od strony Świebodzic i kolejowy – od tzw. Łuku Świebodzickiego. Tam też, widoczne są ślady świadczące o ingerencji człowieka w głąb zbocza.
Podziemną część kompleksu zamku Książ stanowią wyrobiska o dwóch znanych na dzień dzisiejszy poziomach.
Pierwszy poziom znajduje się na głębokości 15 m pod zamkiem a wejście do jego podziemi prowadzi z tarasu bogini Flory. Idąc tunelem mijamy wartownię, wejście do windy łączącej podziemia z poszczególnymi kondygnacjami zamku oraz szyb klatki schodowej dochodzący do poziomu piwnic zamkowych.
Podziemia poziomu pierwszego mają długość około 80 m, powierzchnię 180 m2 i kubaturę 400 m3.
Drugi znany poziom podziemi znajduje się na głębokości 53 m pod dziedzińcem położonym na wysokości 399 m n .p. m. Podziemia te składają się z czterech sztolni dolotowych oraz sieci krzyżujących się ze sobą wyrobisk chodnikowych powiększonych do rozmiarów hal (5 m wysokości i 5,5 m szerokości). Tam też , znajdują się cztery, całkowicie wybetonowane komory o wymiarach 13 x 4,5 x 3,8 m, oraz trzy szyby o ściśle określonym przeznaczeniu:
Szyb nr 1 – o średnicy 5 m miał pomieścić windę i urządzenia wentylacyjne.
Szyb nr 2 – o średnicy 3,5 m służyć miał celom wentylacyjnym, natomiast w trakcie budowy podawano nim beton do podziemi.
Szyb nr 3 – o średnicy 0,7 m wykonany tylko do podawania betonu.
Podziemia poziomu drugiego jako jedyne obecnie znane posiadają tak wysoki stopień wykończenia, niestety na dzień dzisiejszy są całkowicie niedostępne z racji ulokowania w nich aparatury pomiarowej stacji sejsmograficznej PAN.
Kompleks Osówka
Podziemny kompleks wykuty w masywie góry Osówka (717,0 m npm.) Do głównej części podziemi prowadzą dwa wejścia, które łączą się z zasadniczą częścią kompleksu o łącznej długości korytarzy 1 700 m.
Poszczególne odcinki tuneli posiadają różne fazy budowy, od gotowych w pełni obetonowanych hal, po wstępne etapy drążenia. Charakterystyczną cechą części wyrobisk jest tak zwana faza “T”. Chodzi o etap drążenia tuneli, który w przekroju przypomina literę T. Do podziemi doprowadzony został szyb wentylacyjny o głębokości 48 m i średnicy 5 m.
Sztolnia nr 1 dochodzi do systemu wyrobisk z kierunku północno – zachodniego. Ma około 150 m długości, na 30 metrze od wejścia wydrążono komory pod wartownie.
Sztolnia nr 2 ma około 450 m długości i biegnie w kierunku północnym. Na 50 metrze od jej wlotu, po obu stronach tuneli, wykonano żelbetowe komory wartowni, natomiast nieco dalej znajduje się potężny zawał, znany jako “uskok”. Jest to sztuczne połączenie dwóch poziomów tuneli i jednocześnie jedna z tajemnic tego kompleksu. Niestety po adaptacji obiektu na cele turystyczne przerwano wszelkie prace zmierzające do wyjaśnienia tajemnicy “uskoku”.
W skład kompleksu wchodzi także oddalona od jego zasadniczej części sztolnia nr 3. Ma ona około 120 i biegnie w kierunku północno wschodnim. Jej największą atrakcją są dwie ceglane tamy, które sztucznie utrzymują w tunelu wodę do głębokości 0,9 m. Przeznaczenie tam jest obecnie nieznane.
Całkowita długość tuneli w kompleksie Osówka sięga 1 700 m, powierzchnia 6 700 m2 a kubatura 30 000 m3. Do najciekawszych naziemnych budowli tego kompleksu należą kasyno i siłownia. Kasyno jest żelbetowym obiektem o powierzchni 680 m2 i kubaturze 2 300 m3. Posiada ściany o grubości 0,5 m oraz strop przystosowany do maskowania ziemią. Obiekt podzielony jest na 8 pomieszczeń, a wykonanie jednej z zewnętrznych ścian z cegły świadczy o zmianie wielkości obiektu. W obecnej chwili nie znane jest planowe przeznaczenie budowli.
Siłownia jest żelbetowym monolitem o wymiarach 30 x 30 m (powierzchnia 900 m2). Dostępne pomieszczenia znajdują się w centralnej części budowli, a wejście do nich jest możliwe przez włazy w stropie. Dostępna jest także tzw. klatka schodowa oraz pomieszczenia zwane “okrąglakami”. Jest to twór o średnicy 6 m i wysokości około 3 m. Jego dno posiada niespotykanie mocne zbrojenie, wykonane z prętów o średnicy 30 mm. Cały obiekt posiada dziesiątki rur kamionkowych, przepustów i kanałów co świadczyć może o przeznaczeniu obiektu na cele zaopatrzenia podziemi w prąd, wodę i powietrze.

WŁODARZ Wolfsberg
sztolnie: długość od 180 do 240 m
szerokość ok. 3,0 m; wysokość ok. 2,5 m
hala : 50x8x10 m ( długość, szerokość, wysokość)
szyb: o średnicy 4 m, głębokość – ok. 40 m
Zinwentaryzowano:
długość wyrobisk : 3000 mb
powierzchnia : 8700 m²
kubatura : 31.000 m³

OSÓWKA Säuferhöfen
sztolnie – długość do 120 mb
szerokość zmienna: 2 -2,5m; 2,5-3 m; 4-4,5m
wysokość 2,2-3,0 m ; 3,0- 5,5 m;
hale : poznane dwie
źródła podaj różne wymiary: 40x9x7 lub
50x6x6 czy 40x7x8
szyb komunikacyjny: średnica 6m;
głębokość -50m
Ogółem zinwentaryzowano:
długość – 1700 mb
powierzchnia – 6 200m²
kubatura – 26 000 m³

SOBOŃ Ramenberg
sztolnie – długość do 216 mb
szerokość 2,5 – 3,5m; wysokość 2,2 -2,5 m
nie wymienia się hal i szybu komunikacyjnego
Zinwentaryzowano ogółem:
długość – 700 mb
powierzchnia – 1900 m²
kubatura – 4 000m³

SOKOLEC (GONTOWA) Schindelberg
sztolnie – długość do 150 mb
szerokość 2,5-3,5 mb ; wysokość 2,5-3,5m
hale – np. 35x5x5
Zinwentaryzowane wyrobiska:
długość – 750 mb
powierzchnia – 2 100 m²
kubatura – 6 000 m³

JUGOWICE Górne (Jawornik) Hausdorf lub Jauering
obecnie wejścia do sztolni są zawalone .
Według inwentaryzacji z 1954r
długość 85mb, 180 mb
szerokość 2,5-3,5 m ; wysokość 2,7 -3,5 m
Ogółem:
długość – 500 mb
powierzchnia – 1 500 m²
kubatura – 3 500 m³

RZECZKA Dorfbach
sztolnie: długość 70.90,100 mb
szerokość : 2,5-3,5 m wysokość 2,5-3,5 m
hale : 80x8x10 ; 33×4,5×5,5 m
Zinwentaryzowano ogółem:
długość – 500 mb
powierzchnia – 2 500 m²
kubatura – 14 000 m³

KSIĄŻ Fürstenstein
sztolnie – do 90 mb
szerokość 2,5 – 4,0 m wysokość 2,2- 3,5 m
komory – 13×4,5×3,8 m (4)
szyby o średnicy 0,7m; 3,5m; 5,0 m
najgłębszy – 53 mb
Zinwentaryzowano ogółem:
długość – 950 mb
powierzchnia – 3 200 m²
kubatura – 13 000 m³


Czy istnieje Kompleks Moszna?

Wiele przesłanek zdaje się świadczyć, że to właśnie góra Moszna stanowi serce kompleksu “Olbrzym”, oraz, że to właśnie wewnątrz tej góry ulokowano mityczny kompleks o nazwie “Centrum”. Według niektórych ten podziemny system miał “spinać” poprzez główny szyb komunikacyjny wszystkie kompleksy “Riese”. Na zboczach góry Moszna pozostało sporo śladów po prowadzonych pracach, jednak na ich podstawie nie jest możliwe zlokalizowanie wlotów sztolni ani szybów. Co prawda wstępnie “namierzono” dwa wloty sztolni, które będziemy chcieli w najbliższym czasie sprawdzić, jednak na dzień dzisiejszy nie można mówić o niczym konkretnym. Jedno jest pewne, odkrycie kompleksu “Centrum” i jego systemu podziemi pomogło by w znacznej mierze lub nawet w całości wyjaśnić zagadkę Gór Sowich. Jeśli ten kompleks istnieje w formie wykończonej, gotowej do pracy będzie bardzo dobrze zamaskowany i zabezpieczony. Może upłynąć wiele lat zanim ktoś dostanie się do wnętrza.

Źródło: edgier25.wordpress.com/2013/02/04/iii-rzesza-projekt-riese/
O istnieniu potężnego elektronicznego szpiega świat dowiedział się w sierpniu 1988 roku. Opowiedziała o nim po raz pierwszy Margaret Newsham, pracownica amerykańskiej bazy wywiadu Menwith Hill. Zgodnie z jej relacją podsłuchiwani mieli być wszyscy: politycy, biznesmeni jak i zwykli obywatele. Dziś wiemy już, że Wielki Brat ma imię – nazywa się Echelon…



Projekt Echelon
to największa znana ludzkości sieć wywiadu elektronicznego, która przechwytuje krążące na świecie informacje. System powstał przy udziale USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i Nowej Zelandii, a zarządzany jest przez amerykańską służbę wywiadu NSA. Jednostki Echelonu znajdują się także w Niemczech (ich zadaniem ma rzekomo być przechwytywanie wiadomości z kanałów niemieckiej telekomunikacji i przyległej części Europy Środkowo-Wschodniej). Największa stacja nasłuchowa systemu Echelon znajduje się jednak w Menwith Hill w Północnym Yorkshire w Zjednoczonym Królestwie, niedaleko Harrogate. Rolą tej stacji jest szpiegowanie komunikacji w całej Unii Europejskiej.
Echelon skanuje linie komunikacyjne, które są rutynowo stosowane do wysyłania faksów, e-maili, prowadzenia czatów internetowych jak i dalekobieżnych połączeń telefonicznych. Prawdopodobnie system gromadzi i przetwarza średnio 3 miliardy przekazów elektronicznych na dobę. W zgromadzonych informacjach szuka wyrazów według określonych kluczowych słów np. “bomba”, “atak”, “terroryzm” lub zapisuje rozmowę telefoniczną (jeśli jest w innym języku, istnieje możliwość jej tłumaczenia w czasie rzeczywistym). Zebrane lokalnie informacje z całego świata przesyłane są do centrali w Fort Meade, gdzie znajduje się główna siedziba NSA.


Mapa przedstawia elementy systemu Echelon rozmieszczone na całym świecie.

W prasie można było przeczytać wiele na temat Projektu Echelon. Jeden z dziennikarzy próbujących rozwikłać tajemnicę “wielkiego brata”, Patrick S. Poole, napisał kilka artykułów na jego temat (m.in. w “New York Times”). W jednym z nich czytamy, że “system Echelon jest bardzo prosty. Stacje odbiorcze rozrzucone są po całym świecie. Wyselekcjonowane przez komputery informacje wędrują do analityków, którzy przyglądają się im i wybierają te, które powinny zainteresować szefów wywiadu. Choć Echelon z założenia ma wykrywać aktywność terrorystów i rządów dyktatorskich, jest używany także do innych celów, m.in. szpiegostwa politycznego, wywiadu gospodarczego i inwigilacji prywatnego życia zwykłych obywateli. Co gorsza Echelon pomimo upadku bloku komunistycznego – pierwotnego celu swojego działania – istnieje nadal i rozwija się”.



Po więcej zdjęć odsyłam....KLIKNIJ TUTAJ

Źródło: orwellsky.blogspot.se/2013/01/projekt-echelon-najwieksza-znana_28.html
Mityczny ale dobry
KediK • 2013-01-22, 15:22
W jednym z regionów starożytnej Grecji istniał taki zwyczaj, że senator zgłaszał projekt nowego prawa stojąc na stołku z głową w pętli szubienicznej. Jeżeli projekt przechodził, zdejmowano linę. Jeżeli nie - wybijano stołek spod nóg.
Najlepszy komentarz (37 piw)
F................m • 2013-01-22, 15:45
Tak powinni z Tuskiem zrobić.
Projekt Orion
bimbastah • 2012-12-19, 15:05
Zastanawialiście się kiedyś czy szybkie podróże w naszym układzie słonecznym czy nawet podróże między-gwiezdne są w ogóle możliwe?

Okazuje się że potrzebna do tego technologia istnieje od prawie 60lat ! a jednym z jej ojców jest Polak Stanisław Ułam.
Cytat:

W projekcie uderza prostota zastosowanych rozwiązań, solidność konstrukcji



Program Orion – amerykański program budowy rakiet nośnych o napędzie nuklearnym, oparty na koncepcji jądrowego napędu pulsacyjnego, opracowanego w 1955 roku przez współtwórców bomby wodorowej, Stanisława Ulama i Corneliusa Everetta.

Jądrowy napęd pulsacyjny

Napęd pulsacyjny w swoich założeniach pozwalał na wykorzystanie energii jądrowej do napędu pojazdów kosmicznych przy minimalnych nakładach projektowych. Projekt zakładał napędzanie pojazdu przez bomby atomowe wyrzucane z rufy pojazdu i detonowane w pewnej odległości za statkiem. Otaczająca bombę woda lub wosk (możliwe byłoby również zgromadzenie całej substancji napędowej w obrębie bomby) w chwili detonacji tworzyłyby wysokoenergetyczną plazmę, która uderzając w płytę na rufie pojazdu popychałaby go naprzód.
System zakładał wyposażenie pojazdu w potężne dwustopniowe mechaniczne amortyzatory, oraz umieszczone na samej płycie poduszki powietrzne, które rozkładałaby w czasie wynikające z powtarzających się uderzeń plazmy, trwające milisekundy, ruchy płyty, na trwające sekundy ruchy pojazdu, ograniczając przeciążenia do możliwych do zniesienia przez konstrukcję pojazdu oraz pasażerów (zakładane 1 – 3G). Na podstawie konstrukcji atomowych zapalników do ładunków termojądrowych (konstrukcja bomby termojądrowej typu Ulama – Tellera) opracowano koncepcję atomowych ładunków napędowych, w których ładunek termojądrowy zastąpiono by warstwą boru, lub polietylenu, otoczonymi odpowiednio ukształtowanym opakowaniem z wolframu.
W trakcie eksplozji ładunku rozszczepialnego opakowanie to ogniskowałoby strumień neutronów i promieniowania X – w odróżnieniu jednak od bomby typu Ulama – Tellera nie na ładunku termojądrowym, lecz na ww. warstwie polietylenu lub boru – powstałaby w ten sposób wysokotemperaturowa plazma o kształcie cygara która po przebyciu kilkudziesięciu metrów rozprężyłaby się i ostygła do ok. 14 tys. stopni C. Po uderzeniu w płytę napędową następowałaby gwałtowna (ok. 0,3 milisekundy) rekompresja plazmy i wzrost jej temperatury do ok. 40 tys. stopni C. Przy tak wysokich temperaturach plazma emituje głównie promieniowanie ultrafioletowe, które słabo przenika przez samą plazmę oraz materiał tarczy, co tłumaczy dlaczego tarcza nie ulegałaby stopieniu ani wyparowaniu (potwierdziły to eksperymenty Plumbbomb, oraz eksperymenty ze stalowymi kulami umieszczanymi w odległości kilkudziesięciu metrów od eksplodujących ładunków jądrowych – kule znajdowano nienaruszone – patrz poniżej). Płyta napędowa mogłaby być wykonana ze zwykłej stali lub nawet aluminium. Obliczono że po każdej eksplozji wyparowałoby jedynie ok. 1 mm powierzchni płyty. Jeden z mózgów programu – genialny fizyk i matematyk Freeman Dyson obliczył jednak, że zetknięcie plazmy z materiałem parującym z płyty napędowej mogłoby powodować powstanie turbulencji, które niebezpiecznie rozgrzałyby płytę (efekt konwekcji) w związku z tym na płytę natryskiwano by ww. wosk, olej, grafitowy smar lub wodę – chodzi o to, że węgiel lub wodór zawarte w ww. substancjach bardzo silnie pochłaniają promienie ultrafioletowe, co wyeliminowałoby parowanie płyty.
Kolejny problem stanowiło szybkie umieszczenie ładunków kilkadziesiąt metrów od płyty (w początkowej fazie lotu ok. 4 ładunki na sekundę) – rozwiązano by go po prostu poprzez zastosowanie działa wystrzeliwującego ładunki przez otwór w płycie – pod pojazd (w latach 50. skonstruowano jądrowe pociski artyleryjskie). Początkowo obawy budziło niezbyt precyzyjne umieszczanie ładunków pod płytą – obawiano się braku stabilności lotu, jednak Freeman Dyson obliczył, że przy większej liczbie ładunków wynikające z tego odchylenia lotu uśredniają i znoszą się (potwierdził to stabilny lot modelu pojazdu napędzanego chemicznymi ładunkami wybuchowymi – na wysokość 180 m).
W projekcie uderza prostota zastosowanych rozwiązań, solidność konstrukcji, zastosowanie zwykłego aluminium i stali w odróżnieniu od supermateriałów stosowanych w klasycznych pojazdach kosmicznych (projektanci jako wykonawcę projektu rekomendowali firmę Electric Boat Company zajmującą się budową okrętów podwodnych), niemożliwe przy innych systemach napędowych osiąganie jednocześnie wysokiej siły ciągu i wysokiej wydajności napędu, oraz wynikające z natury jądrowych ładunków wybuchowych (im silniejsze tym wydajniejsze) wzrost wydajności konstrukcji, oraz prostoty jej wykonania – w miarę wzrostu wymiarów pojazdu. Obliczono, że zarówno dla pojazdu o masie 2000 ton (wersja międzyplanetarna) jak i Super-Oriona o masie 8.000.000 ton (wersja międzygwiezdna napędzana ładunkami termojądrowymi – mogąca osiągnąć 10% prędkości światła) różnica kosztu jądrowych ładunków napędowych nie byłaby zbyt duża. Ze względu na olbrzymią masę i ładowność pojazdów (wersja międzyplanetarna mogłaby odbywać podróże w tę i z powrotem z ładunkiem użytecznym stanowiącym ok. 50% masy własnej – w porównaniu rakiety chemiczne ok. 5% – w jedną stronę i 5% z tych 5% z powrotem) pomimo wysokiej ceny jądrowych ładunków napędowych (większość kosztów realizacji programu Orion) – koszt wyniesienia kilograma ładunku (w przeliczeniu na ceny z 2005 r.) na niską orbitę okołoziemską stanowiłby kilka- kilkadziesiąt dolarów dla wersji międzyplanetarnej i ok. 30 centów dla Super Oriona (w porównaniu do kilku- kilkudziesięciu tysięcy dolarów dla chemicznego napędu rakietowego).
Ze względu na zanieczyszczenie radiologiczne wywoływane przez serię eksplozji jądrowych, starty odbywałyby się z istniejących poligonów jądrowych. Jako że większość odpadów radioaktywnych związane jest z zasysaniem i napromieniowaniem pyłu z powierzchni ziemi przez kulę ognistą wybuchu jądrowego start odbywałby się z wysokich na kilkadziesiąt metrów wież. Podczas startu pojazd napędzałyby odpalane co sekundę bomby o mocy 0,1 kilotony. Wraz ze wzrostem prędkości i wysokości zastąpiłyby je odpalane znacznie rzadziej ładunki o mocy 20 kiloton. Innymi rozwiązaniami tego problemu byłby start z wyłożonej stalą i grafitem niecki (minimalizacja cyrkulacji powietrza)lub oceanicznej platformy startowej. Dalszą redukcję zanieczyszczenia atmosfery można by osiągnąć stosując start z okolic polarnych (naładowane radioaktywne cząstki uciekłyby w przestrzeń kosmiczną przez dziurę w magnetosferze) lub stosowanie w trakcie wznoszenia czystych ładunków atomowych (np. o typie bomby neutronowej – ok. tysiąckrotna redukcja zanieczyszczeń). Jak podkreślają zwolennicy tego typu napędu byłoby to znacznie mniej niż napromieniowanie atmosfery przez emisję radioaktywnych popiołów z elektrowni opalanych węglem – do produkcji paliwa dla jednego startu wahadłowca.

Historia programu

W trzy lata po opublikowaniu opracowania Ulama i Everetta firma General Atomics rozpoczęła prace nad zastosowaniem napędu pulsacyjnego w lotach kosmicznych. Programowi, kierowanemu przez dwóch fizyków – Theodora Taylora i Freemana Dysona, nadano kryptonim Orion. Program miał stanowić bezpośrednią konkurencję dla opracowywanych przez zespół von Brauna nośnych rakiet chemicznych – twórcy programu Orion wierzyli, że ich program pozwoliłby na wyniesienie na orbitę tysięcy ton ładunku przy kosztach porównywalnych ze znacznie mniej efektywnymi rakietami chemicznymi. Kres programowi położyły nie problemy techniczne, lecz brak woli politycznej, oraz traktat o zakazie testów jądrowych na ziemi w powietrzu i w przestrzeni kosmicznej w 1963 (w trakcie negocjacji pojawiły się trudności odnośnie porozumienia z ZSRR co do definicji próby jądrowej) – jego kuriozalne w niektórych miejscach sformułowania np. jako uzasadnienie – obawa przed zanieczyszczeniem promieniowaniem próżni kosmicznej (wypełnionej przecież radioaktywnymi cząstkami promieniowania kosmicznego, promieniowaniem X i gamma z rozbłysków słonecznych, i z łatwością rozpraszającej każdą ilość substancji – poprzez swój bezmiar – o czym wiedzieli nawet ówcześni specjaliści (obliczono że produkty eksplozji nuklearnej w kosmosie zostaną np. wymiecione poza układ słoneczny przez cząstki wiatru słonecznego) pozwalają podejrzewać że chodziło o coś innego niż szczytna troska o środowisko. Ostatnio jednak pojawiają się spekulacje, że ze względu na prostotę i niezwykłą atrakcyjność projektu (pozwala na ekonomiczną eksploatację zasobów układu słonecznego), jest tylko kwestią czasu kiedy zrealizuje go jakieś państwo/państwa posiadające broń jądrową, które nie podpisały ww. traktatu (Chiny, Indie, Pakistan).


Testy


Koncepcja programu Orion była częściowo oparta na wynikach testów przeprowadzanych podczas wczesnych prób bomb atomowych na poligonie Eniwetok. Podczas testów stalowe kule pokryte powłoką grafitową zawieszano 30 stóp (ok. 9 metrów) nad centrum eksplozji jądrowej. Kule znajdowano w nienaruszonym stanie z częściowo odparowaną powłoką grafitu.
W ramach programu Orion wybudowano serię modeli mających przetestować czy aluminiowa płyta jest w stanie przetrwać wysokie temperatury i ciśnienie spowodowane odpaleniem w jej pobliżu konwencjonalnych materiałów wybuchowych. Po kilku nieudanych próbach udało się przeprowadzić stabilny lot – urządzenie osiągnęło maksymalną wysokość 100 metrów.
Jedyną weryfikację możliwości wykorzystania bomb jądrowych do wynoszenia ładunków na orbitę zapewnił wypadek podczas serii testów ograniczania zasięgu eksplozji jądrowych w ramach programu Operation Plumbbob. W 1957 roku bomba jądrowa niskiej mocy spowodowała wyrzucenie 900-kilogramowej stalowej pokrywy. Obliczenia wskazują, że płyta osiągnęła prędkość co najmniej dwukrotnie większą od prędkości ucieczki (według innych obliczeń – nawet sześciokrotnie większą). Najprawdopodobniej nie opuściła jednak ziemskiej atmosfery i wyparowała na skutek tarcia.

Od siebie dodam jeszcze - Technologia jądrowa mimo wszystko od tamtego czasu poszła naprzód - wyobraźcie sobie taki statek 'zasilany' car-bombami
Cytat:

W pierwotnych założeniach ładunek miał mieć moc 100 megaton.

jestem ubogiem
~Griszon • 2012-12-06, 22:45
Co by to było, gdyby się nie piło?
Najlepszy komentarz (99 piw)
koza1 • 2012-12-06, 22:59
Dareksdz1 napisał/a:

Piwko za Amarene


Nie opłaca się
Widziałem że ostatnio na główną weszło coś związanego z tym tematem więc o to trzymajcie ode mnie małe intro tłumaczące i trochę więcej projektów. W linkach poniżej można znaleźć ponad setke projektów dla zainteresowanych ekhm... tematem

Za erowid.org

LSD Blotter Art Gallery

Cytat:

Black market LSD blotter generally bears art or a design printed on the paper. The paper is perforated into individual "tabs" or "hits" approximately 1/4 in. x 1/4 in. The sheets are then dipped in a solution containing a known quantity of LSD or have LSD applied with a dropper creating a relatively consistent dosage per tab.

The creation of blotter has become an underground art form leading to an array of creative and stunning designs. It is likely that a few of the blotter designs shown have never been dipped and were created purely as art.

Below are scans and photos of more than 75 examples of blotter showing various designs and art. Some show entire sheets while others show only a few hits.



Tłumaczenie:

Galeria Znaczków z LSD

Kartoniki(bibuły,znaczki,jak zwał tak zwał) LSD pochodzące z czarnego rynku zawierają na sobie zazwyczaj jakieś dzieło sztuki bądź projekt nadrukowany na bibule(suszce). Bibuła perforowana (wycinane są w niej otwory by łatwiej odrywało się osobne kwadraciki) jest na osobne kwadraciki(tabs) bądź dawki(hits) odpowiednia 1/4 na 1/4 cala. Arkusze są potem maczane w roztworze z odpowiednią ilością LSD bądź roztwór jest aplikowany przez pipetę tworząc stosunkowo równą dawkę na każdym kwadraciku.

Tworzenie znaczków stało się formą sztuki undergroundowej prowadząc do zbioru kreatywnych i oszałamiających projektów. Zakłada się że kilka projektów pokazanych(zdjęcia z linkiem do strony poniżej) nigdy nie zostało nasączonych kwasem i zostały stworzone dla samej sztuki.

Poniżej widać skany i fotografie więcej niż 75 przykładów bibuł pokazujących dzieła sztuki i projekty. Niektóre pokazują całe arkusze inne za to tylko parę kwadracików.
źródło: erowid.org/chemicals/lsd/lsd_images_gallery1.shtml
blotterart.com/index.aspx






Projekt Skwierzyna to film dokumentalny ukazujący realia właściwe dla małych miast i niedużych społeczeństw. Film składa się z czterech części : Prolog, część ciemna, część jasna i epilog. Zapraszam do oglądania :

Prolog :



Część Ciemna :

Najlepszy komentarz (23 piw)
Moreq • 2012-11-18, 15:48
Normalna miejscowość, a ten się żali.
Perspektyw nie ma w mieście, na ulicy, czy w pracy.
Perspektywa jej w Twojej głowie, a jedyne narzędzia których potrzebujesz to własna wola.
Z kroniki Taniego Państwa:
W Elblągu rozpoczęto unikalny w skali światowej projekt stawiania murów bez fundamentów. Co prawda pierwsze efekty rozczarowują, jednak nie zniechęcają naszych dzielnych inżynierów. Trwa gorąca debata na temat konieczności budowy dodatkowego muru osłaniającego widoczną na zdjęciu konstrukcję przed wiatrem.

Projekt wspierany jest z unijnego funduszu Innowacyjna Gospodarka.

Najlepszy komentarz (103 piw)
pakicito • 2012-10-21, 19:58
nawet Bogusław Łęcina by tak nie zjebał