18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (1) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 20:58
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:52
🔥 Pedalarz i roboty drogowe - teraz popularne

#rząd

Wolne Miasto Christiania
Selus93 • 2013-02-24, 20:23
W ostatnie wakacje miałem przyjemność
być w następnym kraju gdzie brudasy z Afryki i Azji zaczynają robić co im się podoba-Dania, miałem również okazję zwiedzić, chyba jedne z najbardziej ciekawych i interesujących miejsc w Europie,
ale na pewno w Danii- Christiania

Początki
Dzielnica powstała w 1971 roku, kiedy grupa hippisów - squatersów zajęła opuszczone koszary, rozsiane na obszarze ok. 40 hektarów w byłej jednostce wojskowej Christianshavn (duń. Port Chrystiana). Jeden z bardziej wpływowych założycieli, Jacob Ludvigsen, ogłosił wtedy na łamach anarchistycznej prasy utworzenie wolnego miasta, co spotkało się z szerokim odzewem środowisk alternatywnych. Osiedlający się tu przybysze otwierali szkółki i przedszkola dla własnych dzieci, a okolicę szybko zapełniły prowizorycznie sklecone domostwa, nierzadko interesujące pod względem architektonicznym. Zawiązano nawet reprezentację piłkarską. Powstał także szereg nieformalnych organizacji kulturalno-artystycznych, mających niemały wpływ na rozwój kultury alternatywnej i powstanie ruchu punkowego w Wielkiej Brytanii. W szczytowym okresie Wolne Miasto zamieszkiwało kilka tysięcy ludzi, obecnie ich liczba nie przekracza 900.
Wraz z nowymi mieszkańcami do dzielnicy zaczęli jednak ściągać narkomani, prostytutki i pospolici przestępcy. Nielegalne okupowanie terenów wojskowych przyciągnęło również uwagę duńskiego rządu, ale z uwagi na nie do końca wyjaśnioną sytuację prawną obszaru pierwsze próby nacisków na wspólnotę Christianii zakończyły się niepowodzeniem

Lata 90. i teraźniejszość
W 1994 mieszkańcy Christianii opracowali własny, nieoficjalny, obowiązujący do dziś "kodeks" praw, będący zupełnie niezależny od usankcjonowanego przez państwo. Zabronione jest w nim m.in. używanie samochodów, kradzieże, korzystanie z broni, kamizelek kuloodpornych i ciężkich narkotyków. Pomimo tego obszar dzielnicy przez długi czas sprzyjał rozwojowi grup przestępczych. W Christianii panuje również bezwzględny zakaz filmowania i robienia zdjęć miejscowym. Warto także wiedzieć - by uniknąć kłopotów i zatargów - o zasadzie "no running" (nie biegaj). Osoba, która biegnie po ulicach Christianii, często postrzegana jest przez mieszkańców jako złodziej lub policjant.
Do Wolnego Miasta można się aktualnie dostać poprzez dwa główne wejścia oraz od strony jeziora (droga obok piramidy). Według prawa mieszkańców cała dzielnica jest wyłączona z ruchu drogowego. Władze systematycznie usuwają jednak kamienie blokujące wjazd, tłumacząc to koniecznością zapewnienia dróg przeciwpożarowych. Społeczność Christianii kontrargumentuje, twierdząc, że rzeczywistym celem tych działań jest ułatwienie dostępu do obszaru dla policji, a kamienie są konsekwentnie umieszczane z powrotem na swoich miejscach.
Słynnym miejscem Christianii jest jej główna ulica, znana jako Pusher Street (Ulica Dealerów) położona niedaleko od głównego wejścia, gdzie mimo zakazu wprowadzonego przez władze nadal ustawione są straganiki z haszyszem oraz marihuaną (odmiany z całego świata). Jest to głównym argumentem dla władz, dążących do likwidacji Christianii. Paradoksalnie problemem okazało się być duńskie prawo, zakazujące usuwania dealerów za pomocą siły. Dzielnica wynegocjowała w 1995 umowę z Ministerstwem Obrony Narodowej Danii (które jest faktycznym właścicielem ziemi), na podstawie której pobyt squatersów został tymczasowo zalegalizowany. W zamian za to mieszkańcy zobowiązali się płacić podatki (215 euro miesięcznie, w tym bezpłatny żłobek dla dzieci).

Trwająca przeszło 30 lat walka rządu ze wspólnotą Christianii nie była pozbawiona humoru. Kiedy w 2002 władze wystosowały wobec mieszkańców społeczny apel o "zapewnienie wszelkich działań, czyniących handel narkotykami mniej widocznym", dealerzy rozpoczęli sprzedaż towaru w wojskowych mundurach kamuflujących. Duńskie Muzeum Narodowe posiada obecnie specjalną ekspozycję, dotyczącą historii działalności dealerów w Christianii. Do historii przejdzie także happening z grudnia 1974 - mieszkańcy dzielnicy w strojach św. Mikołaja rozdawali na ulicach Kopenhagi towary z okolicznych sklepów.

Równolegle do opisanych wydarzeń wzrasta popularność turystyczna dzielnicy, której sława wyszła już dawno poza środowiska anarchistyczne. W obronie jej mieszkańców przez całą Danię przetoczyły się w 2004 serie protestów, co było jasnym sygnałem dla rządu, że nawet Duńczycy są w tej sprawie podzieleni. Problematyka dzielnicy będzie więc jeszcze długo stałym punktem obrad kopenhaskiego parlamentu, w którym Christiania nazywana jest urzędowo "eksperymentem socjalnym".
Przez ponad 30 lat istnienia dzielnicy termin "Christiania" znalazł także dość szerokie zastosowanie w skandynawskich mediach, gdzie mianem tym określana jest często wizja w pełni wolnego, utopijnego społeczeństwa.
Istotnym problemem jest również postępująca komercjalizacja miejsca.

Tyle z Wikipedii, od siebie mogę dodać, że zaskoczyła mnie ilość pijanych Eskimosów już w promieniu kilometra od tego miejsca.
(wódą ich pokonali na tej Grenlandii... )
Tak samo jak zapach palonej trawki przy samym wejściu.
Krzaki konopi rosną tam prawie przy każdym budynku.
Widok setki ludzi na haju i tripie robi wrażenie.
Ceny jointów wąchają się od 20-40 koron(około 12-24 zł).
LSD też ma branie aczkolwiek nie kojarzę ile kosztowało.
Z tego co słyszałem od ludzi którzy już dłużej mieszkają w Danii, to ci anarchiści mają sponsorów którzy zapewniają im np energie elektryczną.
A około kilometra od tego miejsca znajduję się opera

Flaga Wolnego Miasta



Wejścia do dzielnicy





Kodeks



Z lotu ptaka



Dla fanów deskorlki



Tamtejsza śmieciarka



Przykładowe stoiska z narkotykami




Poza narkotykami można tam też znaleźć stoiska z hipisowską odzieżą lub kiosk Jamajczyków którzy sprzedają Fajki itp.


Pocztę też mają



Mieszkańcy



Tamtejsza sztuka




















Jeden z budynków



Christiania nocą



I bonus, ale już z drugiej części miasta

Mowa nienawiści...
Mr.Drwalu • 2013-02-21, 7:31


Wkrótce ustawa trafi do sejmu...
Najlepszy komentarz (47 piw)
S................l • 2013-02-21, 14:23
Lepiej się tego nie da zobrazować. Kij w oczy komunistycznym unijnym standardom.
Cała prawda o fotoradarach
petru23 • 2013-02-20, 18:04
Witajcie Sadole.

Jako że ostatnio tak głośno o fotoradarach mam dla Was ciekawostkę. Nie będę tworzył czegoś, co zostało już stworzone a i wydaje mi się że dobrego się nie poprawia. Także poniżej macie skopiowany tekst z Auto Świat okraszony szczyptą zdjęć. Szczyptą, ale jakże pikantną

Zastanawialiście się o co chodzi z tymi całymi fotoradarami? Czemu nagle tyle ich się pojawiło, komu tak na prawdę kasa za mandaty ma wypełnić kieszeń? No to przeczytajcie... Świem twierdzić, że nie jednego z nas dupa zaboli... zupełnie, jakby ktoś porządnie nas wyruchał w kakao.



Na podstawie zdjęcia z fotoradaru kierowca może zostać ukarany wysokim mandatem lub stracić prawo jazdy. Czy konstrukcja takiego urządzenia gwarantuje jego całkowitą nieomylność?
Dobra wiadomość jest taka, że rozebrany przez nas fotoradar Fotorapid CM przez jakiś czas nie będzie robić zdjęć, bo zanim ponownie trafi na drogę, musi przejść badania legalizacyjne. Ale jest też wiadomość dla kierowców gorsza: w Polsce działa wiele urządzeń tego typu, a kierowcy są karani na podstawie robionych przez nie zdjęć – coraz częściej bez udziału czynnika ludzkiego i bez możliwości weryfikacji, co naprawdę zarejestrowało urządzenie! W takiej sytuacji warto sprawdzić, jak ten sprzęt jest zbudowany i czy można mu zaufać.

Co jest w środku fotoradaru?

Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej najpopularniejszemu na naszych drogach radarowi, czyli Fotorapidowi CM wyprodukowanemu przez państwową firmę Zurad. Pogłoski, że to co ma w środku polski fotoradar, może nie do końca spełniać swoją powinność, pojawiają się od dawna. Niektóre z nich wychodzą z ust użytkowników tego sprzętu, źródłem innych jest oczywiście konkurencja, której Zurad mocno zalazł za skórę.
O kompetencjach firmy w dziedzinie konstruowania fotoradarów można dyskutować, za to w kwestii wygrywania publicznych przetargów jest ona niekwestionowanym liderem w branży. Sprzęt tego typu nie może jednak być rozplombowany bez utraty legalizacji, wszystkie egzemplarze znajdują się w rękach służb albo producenta, mało kto ma więc szansę zajrzeć do środka, by ocenić, ile ten sprzęt jest wart. My zajrzeliśmy!

Urządzenie składa się z trzech podstawowych modułów: komputera, bloku radarowego oraz aparatu fotograficznego. Ten ostatni to stary dobry znajomy – w otwartym egzemplarzu znaleźliśmy popularnego Nikona D300 (choć wiemy, że w innych egzemplarzach bywają montowane też modele D200 albo D300s) – zwykła, półprofesjonalna lustrzanka.



Taki sprzęt to marzenie niejednego fotoamatora, ale – co ciekawe – wspomniany aparat fotograficzny według opinii producenta nie powinien pracować w ujemnych temperaturach i przy wilgotności powietrza powyżej 85 proc. ani w warunkach prowadzących do skraplania pary wodnej. Cały fotoradar ma jednak dopuszczenie do pracy w temperaturze do -10ºC (lub do -30ºC w obudowie z grzałką i wentylatorem) i musi – zgodnie z przepisami – znosić wilgotność powietrza do 95 proc.!

Czy aparacik jest w jakiś sposób zaizolowany? Nic podobnego!

Producent radaru: Firma Nikon udzieliła nam wielu wskazówek technicznych. Były one pomocne przy adaptacji aparatów do pracy w fotoradarze. Przedstawiciel producenta aparatu odmówił nam komentarza, czy rzeczywiście tak było. By się upewnić, czy aparat w fotoradarze to standardowy sprzęt, wzięliśmy pierwszego z brzegu Nikona D300 i podłączyliśmy go do fotoradaru. Działał! Także aparat wyjęty z fotoradaru pracuje zupełnie normalnie, ma standardowe oprogramowanie, modyfikacji ani śladu. Jeśli Zurad rzeczywiście coś w nim zmienił, to zrobił to dyskretnie.



Za powiązanie zdjęcia z wynikiem pomiaru prędkości wykonanego przez radar odpowiada niewielki komputer przemysłowy, wyposażony w procesor zbliżony do tych, jakie stosowane są np. w netbookach.

Podobnie jak w przypadku aparatu i znacznej części bloku radarowego, nie są to wyroby Zuradu, ale produkty kupowane u poddostawców. Autorskim wyrobem producenta jest przede wszystkim blaszana obudowa urządzenia. W wersji przenośnej podstawa to zwykły statyw geodezyjny, który można kupić w sklepach budowlanych.

Każdy fotoradar, aby mógł być używany przez służby, musi mieć niezbędne dokumenty wystawione przez Główny Urząd Miar. Najważniejsze jest tzw. zatwierdzenie typu, wymagające wykonania wielu kosztownych, czasochłonnych badań – koszt jego uzyskania może z łatwością przekroczyć 100 tys. zł. Kiedy dany model urządzenia raz je otrzyma, to każdy kolejny egzemplarz może zostać wdrożony do służby na podstawie świadectwa legalizacji, wydawanego po skróconym badaniu weryfikującym to, czy dany egzemplarz działa poprawnie. Jednak pod jednym warunkiem – musi on być identyczny z urządzeniem, jakie przedstawiono do zatwierdzenia typu.

W przypadku Fotorapida CM, niezależnie od rodzaju zamontowanego aparatu oraz dodatkowych urządzeń, które trafiają do nowszych wersji, używane jest to samo zatwierdzenie typu. W najnowszych egzemplarzach znajdziemy aparat Nikon D300s, który trafił do sprzedaży w 2009 roku, podczas kiedy zatwierdzenie typu radaru wystawiono w 2008 roku. Producent twierdzi, że to legalne, bo zmiany nie wpływają na wyniki pomiarów (do testowanego fotoradaru próbowaliśmy podłączyć Nikona D200, ale nie udało się. Czyżby i oprogramowanie fotoradaru było modyfikowane?).

O nowe dokumenty nie zatroszczono się nawet po zamontowaniu w górnej części obudowy modułu Wi-Fi w wersji fotoradaru na trójnogu czy tzw. urządzenia integrującego, mającego automatycznie przesyłać zdjęcia do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym ITD. Najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza, nawet GUM nie interweniował w tej sprawie.
Nie wiemy, czy państwowy urząd odpowiadający za dokładność sprzętu pomiarowego ma słabość do państwowego producenta i stosuje wobec niego inną miarę, bo kiedy jedna ze straży miejskich zapytała, czy na maszcie od fotoradaru można umieścić kamerę monitoringu miejskiego, urząd stanowczo zaprotestował i stwierdził, że wymagałoby to wykonania nowych badań.

Jak zbudowany jest fotoradar fotorapid CM
Zwykła, półprofesjonalna lustrzanka Nikon

Użycie zwykłej lustrzanki w fotoradarze to odważne działanie. Większość producentów fotoradarów korzysta ze specjalistycznych kamer przemysłowych, które oferują mniej pikseli, ale działają bardziej przewidywalnie. Lustrzanka ma własny, wbudowany procesor obrazu, którego pracy komputer fotoradaru nie kontroluje.

W fotoradarze do niczego nie przydadzą się też: 51-punktowy autofokus, wbudowana lampa błyskowa czy układ stabilizacji obiektywu, który pomaga w wykonywaniu zdjęć z ręki. Dlaczego więc Zurad decyduje się na taką rozrzutność? Daje mu to przewagę marketingową! Dla amatora – a do tej grupy należą urzędnicy decydujący o przetargach – aparat o rozdzielczości 12 megapikseli jest lepszy od takiego, który ma tych pikseli 12 razy mniej, choćby z technicznego punktu widzenia nie miało to znaczenia! Żeby „wyciąć” konkurencję Zuradu, wystarczy wpisać do warunków zamówienia odpowiednią rozdzielczość matrycy!

Blok radarowy

Widoczny na zdjęciu element odpowiada za pomiar prędkości obiektów przemieszczających się przed fotoradarem. Ze względu na obowiązujące w Polsce przepisy metrologiczne można liczyć na to, że przy prawidłowym użytkowaniu wyniki są obarczone najwyżej minimalnym błędem.

Warto jednak wiedzieć, że takie urządzenia nie mogą być nieomylne. Sam radar mierzy prędkość każdego obiektu, który znajdzie się w jego (bardzo dużym) polu widzenia. Do testowania fotoradaru używa się kamertonu o odpowiednio dobranym dźwięku. Przyrząd trzeba umieścić tuż przed głowicą – urządzenie nie odróżni go od pędzącego auta! Radar można też wzbudzić choćby przy użyciu głośnika emitującego dźwięk o określonej wysokości. W tym modelu ton o częstotliwości 4479 Hz daje odczyt ok. 100 km/h.

Ekran i komputer

Na tylnej ściance umieszczono ekran dotykowy pozwalający na przeglądanie zdjęć oraz sterowanie urządzeniem. Szczególnie w niskich temperaturach wymaga to jednak dużej cierpliwości, bo ekran słabo reaguje na dotyk, a zwykłych przycisków nie przewidziano. Ekran połączono przewodem z komputerem przemysłowym sterującym pracą radaru i aparatu. To komputer przyporządkowuje odczyt prędkości do konkretnego zdjęcia.

Jedno urządzenie, wiele zastosowań

Widoczny na zdjęciach fotoradar może być używany w różnych konfiguracjach. Zgodnie z wydanym przez GUM zatwierdzeniem typu występuje jako: wersja przewoźna ze statywem, wersja przewoźna kontenerowa (z obudową przypominającą przydrożny śmietnik), zestaw do montowania w bagażniku samochodowym oraz wersja stacjonarna montowana na przydrożnych masztach. W przypadku urządzeń stacjonarnych producent przewiduje dwa typy obudów – z klimatyzacją lub bez niej.

W wersji klimatyzowanej fotoradar ma dopuszczenie do stosowania nawet w temperaturze -30°C! Niezależnie od rodzaju obudowy samo urządzenie powinno mieć identyczną konstrukcję. Wersję przenośną po zdjęciu ze statywu można zamontować na przydrożnym maszcie, tak samo jak radar wyjęty z masztu da się ustawić na statywie. Przepisy zabraniają jednak używania jakichkolwiek innych niehomologowanych obudów, np. radaru nie wolno umieścić w zwykłym śmietniku, choć niektóre służby robiły już takie eksperymenty.

Zdjęcia z fotoradarów. Mierzy dokładnie, ale kto jest na zdjęciu?

Zdecydowana większość zdjęć z Fotorapida jest wysokiej jakości i na ich podstawie można stwierdzić przynajmniej, które auto przekroczyło prędkość. Zdarza się jednak (tak jak na zaprezentowanych, wybranych tendencyjnie, przykładowych fotografiach), że aut na zdjęciu jest więcej niż jedno lub znajduje się ono w niewłaściwym miejscu.

Co wtedy? Urządzenie nie wskazuje, którego auta prędkość została zmierzona. Producent przewidział opcję wykonywania dwóch zdjęć (wtedy doskonale widać, jak poruszały się pojazdy), ale wymaga ona świadomego uruchomienia i nie działa po zmroku, bo lampa błyskowa nie nadąża z doświetleniem kolejnych fotografii. W większości radarów funkcja ta jest wyłączona, bo korzystanie z niej podwaja ilość danych zapisywanych na niewielkim twardym dysku urządzenia.

Świadomy operator fotoradaru lub osoba obrabiająca zdjęcia na potrzeby postępowania mandatowego wątpliwe ujęcia po prostu kasuje. Niestety, jeżeli zostaną zrealizowane plany Inspekcji Transportu Drogowego, to już niebawem większość zdjęć z przydrożnych fotoradarów będzie poddawana wyłącznie obróbce automatycznej i wtedy każda taka wątpliwość nabierze wielkiego znaczenia! Wniosek? Zawsze warto nalegać, aby pokazano nam zdjęcie – w ciemno fotoradarowi ufać nie należy!

Służby wierzą na słowo?

Dla służb wykorzystujących sprzęt pomiarowy najważniejszym kryterium jest to, żeby miał on wymagane prawem dokumenty, w szczegóły nikt nie wnika. W ubiegłym roku szerokim echem w mediach odbiła się sprawa radarów ręcznych Iskra kupionych przez policję wraz z radiowozami. Diler samochodowy, który dostarczył sprzęt, sprowadził część urządzeń z republik poradzieckich, bo tam można je było kupić taniej niż u oficjalnego przedstawiciela wytwórcy.

Producent oficjalnie poinformował policję, że są to radary wykonane w wersji na rynek lokalny, które nie spełniają wymogów obowiązujących w Polsce, stąd ich niższa cena. Co na to policja? Dla funkcjonariuszy wyjaśnienia sprzedawcy aut okazały się bardziej wiarygodne od deklaracji producenta urządzeń!

Spore kontrowersje wzbudziły też inne elementy wyposażenia dostarczonych aut, m.in. wideorejestratory Polcam, które zgodnie z oczekiwaniami policji sprzężono z radarami ręcznymi, tworząc w ten sposób zupełnie nowe urządzenie o zmienionych parametrach i możliwościach. Producent tego zestawu również nie postarał się o zdobycie nowego zatwierdzenia typu dla takiej hybrydy, a policja na to nie nalegała.

Źródło: Auto Świat nr 50/2012
Najlepszy komentarz (62 piw)
JezykJakZyletaPL • 2013-02-20, 18:25
Sprzedam aparaty Nikon D300 sztuk dwie


Do czego dążą od pierwszego rozbioru Polski po dziś dzień?

Przechodzenie Międzynarodowej Lichwy w Rząd Światowy trwało ponad dwa wieki.


Oto ramy tego procederu:

1772

Pierwszy rozbiór Polski, następne pod koniec wieku. Decydujący o losach Europy proces podboju wielkiego mocarstwa słowiańskiego, katolickiego, położonego w centrum Europy. W rezultacie tej bandyckiej anihilacji polskiego państwa, trzy główne mocarstwa Europy: Prusy, Austro-Węgry i Rosja zaczynają ze sobą sąsiadować granicami rozbiorowymi. To status quo potrwa prawie 150 lat (począwszy od pierwszego rozbioru) do wybuchu pierwszej wojny europejskiej, wkrótce światowej zaplanowanej i zrealizowanej przez żydomasonerię syjonistyczną. W wyniku podboju Polski następuje radykalna dekompozycja Europy, której nieuchronnym skutkiem będzie druga wojna światowa, zaprogramowana i zrealizowana przez te same siły syjonistyczno-”komunistyczne”, stanowiące dwie bratnie frakcje syjonizmu światowego rządzącego Stanami Zjednoczonymi i Rosją żydobolszewicką.

1773

Mayer Amschel Rothschild gromadzi u siebie kilkunastu swoich najbardziej wpływowych, w większości żydowskich przyjaciół i zapoznaje ich ze swoim Wielkim Planem: jeżeli wszyscy połączą swoje pieniądze, wpływy, mogą przejąć władzę nad światem. Spotkali się we Frankfurcie w domu Rothschilda, przedtem nazywającego się “Bauer”, a wtedy już “Rothschild” – “Czerwona Tarcza”, “Czerwony Szyld” – od Gwiazdy Dawida widniejącej nad frontonem jego domu jako znaku graficznego zastępującego nazwisko.
Na tym spotkaniu Rothschild zawiadamia ich, że znalazł idealnego kandydata do kierowania super – tajną organizacją, który podejmie dzieło konsolidacji tych wysiłków, tworząc sieć elity intelektualnej, która w pierwszej kolejności podporządkuje sobie tradycyjną masonerię, w większości stanowiącą stada użytecznych durniów dla masonerii najwyższych stopni wtajemniczenia. Człowiekiem tym okazał się Adam Weishaupt.

1776

Rewolucja Amerykańska.

1776

Jakże trudno nam się rozstać z tą datą: 1776 rok! Od tego właśnie roku rozpoczyna się cykl rewolucyjnych wystąpień w krajach Ameryki Łacińskiej, w wyniku których powstają tamtejsze państewka. Wszystkie były tworem masonerii. Najlepszym,niepodważalnym tego dowodem są flagi tych państw. Wszystkieposiadają klasyczne insygnia masońskie, co łatwo sprawdzić w pierwszej lepszej encyklopedii powszechnej, zwłaszcza zawierającej reprodukcje kolorowe. Oto ten cykl rewolucji, wielkich etapów marszu żydomasonerii do panowania nad współczesnym światem, a wtedy do panowania nad Ameryka Południową.

Argentyna. od 1776 roku wicekrólestwo hiszpańskie. Rok 1816 i rewolucyjne walki o niepodległość. Od roku 1826 – Republika Federalna Argentyny.

Brazylia. W 1882 roku “odrywa” się od Portugalii. W 1889 roku ogłoszenie republiki pod nazwą: Stany Zjednoczone Brazylii!

Boliwia. Uzyskuje “niepodległość” w 1825 roku.

Chile. W latach 1810-1818 walki o niepodległość. Od 1818 roku – republika.

Gwatemala. Posiadłość hiszpańska od 1821 roku. W latach 1823-1839 wchodzi do Unii Środkowo – Amerykańskiej wraz z Costa Ricą, Hondurasem, Nikaraguą i Salwadorem. Od 1839 roku – “samodzielna” republika .

Honduras. Od 1839 roku “samodzielna” republika.

Urugwaj. Od 1828 roku “samodzielna” republika.

Meksyk. Niezależność od 1821 roku. Od 1823 – republika. Lata 1864-1867: pod naciskiem masońskiej Francji utworzono Cesarstwo Meksyku z arcyksięciem Maksymilianem na czele, którego zamordował słynny potem Juarez. W latach 1877 – 1911 dyktatura prezydenta Diaza i uzależnienie Meksyku od Anglii i USA. Walki domowe i rewolucje do 1922 roku, w których kluczową rolę odgrywa żydomason, członek żydowskiej loży Bnai-Brith Józef Hieronim Retinger, “doradca” komunistycznych prezydentów Obregona i Callesa. 1934 – prezydent Cardenas przeprowadza reformę rolną i upaństwawia przemysł naftowy. W latach 1936-1938 Meksyk śpieszy z wydatną pomocą hiszpańskim żydokomunistom w ich krwawej rewolucji, wojnie domowej stłumionej wreszcie przez generała Franco. Oficjalna nazwa państwa: Stany Zjednoczone Meksyku. Zresztą nie wszystkie stany zjednoczone, bo Kolorado zagarnęły Stany Zjednoczone Ameryki.

1776

Pierwszy dzień maja: Adam Weishaupt (1748 – 1839), posługując się pseudonimem “Spartakus”, zakłada tajne stowarzyszenie i nazywa je “Zakonem Iluminatów” (Oświeconych).Weishaupt jest z pochodzenia Żydem, wykładowcą prawa kanonicznego na Uniwersytecie w Ingolstadt w Bawarii. Iluminaci zakładają sobie cel ostateczny – ustanowienie Nowego Porządku Świata, Rządu Światowego. Cel ten rozpisali na następujące kierunki totalnej destrukcji w świecie chrześcijańskim. Jest ich wszystkich siedem, lecz każdy zaczyna się od słów: “zniszczenie”, “likwidacja”:

- Zniszczenie wszystkich istniejących rządów.
- Likwidacja postaw patriotycznych.
- Likwidacja własności prywatnej (późniejszy komunizm Marksa).
- Likwidacja prawa dziedziczenia własności.
- Likwidacja rodziny jako podstawowej komórki ludzkiej.
- Zniszczenie wszelkich religii (poza judaizmem).
- Stworzenie na gruzach tych sześciu fundamentów cywilizacji, wszechwładnego Rządu Światowego.

To cele dokładnie pokrywające się z odwiecznym programem masonerii wszystkich rytów i programem rodzącego się wówczas teoretycznego komunizmu. Dzieło niszczenia zacząć należy od “nadbudowy”, czyli kanonu wartości chrześcijańskich; etycznych, moralnych, solidaryzmu rodzinnego i narodowego. Dopiero potem nastąpi ostateczne uderzenie w państwo, własność prywatną, etc., z zastosowaniem przemocy i terroru, którego preludium stanie się Rewolucja Francuska 1789 roku.

Należy więc “odkatolicyzować świat” metodą destrukcji w religii, preferowaniem bezbożnictwa, wolnomyślicielstwa, z jednoczesnym niszczeniem instytucji kościelnych i struktur państwa katolickiego, zwłaszcza monarchii katolickich w tamtych czasach, takich jak Austro-Węgry. Należy obalić dynastie Burbonów przez rewolucję, zniszczyć monarchię rosyjską i rozczłonkować Amerykę Łacińską na wiele rywalizujących ze sobą państewek. Tło szersze tej destrukcji to zniszczenie porządku naturalnego uosobionego w rodzinie, narodzie, Kościele: albo przez otwarte prześladowanie, albo przez “rozdział Kościoła od państwa”. Laicyzacja całego życia prywatnego i publicznego, a zwłaszcza oświaty powszechnej. Rozwijać w umysłach dziatwy szkolnej “wolność” myśli i sumienia, oderwać ją od zgubnego wpływu Kościoła, a nawet wpływu własnych rodziców. Generalną, uniwersalną zasadą programu powinna być maksyma “Solve et coagula” – “Niszcz by odbudować” – maksyma alchemików przyjęta przez Różokrzyżowców. Mason o pseudonimie Hiram nauczał: “Podkopywaliśmy, wywracaliśmy, burzyliśmy, demolowaliśmy z wściekłością.” Ponad 150 lat później, w 1968 roku zrewoltowani studenci Sorbony paryskiej wywiesili na murach uczelni zwycięski slogan: “ZABRANIA SIĘ ZABRANIAĆ!”

Destrukcja w rodzinie i państwach narodowych zaczęła święcić pełnię sukcesów dopiero w drugiej połowie XX wieku, poprzez “prawa dziecka”, antagonizowanie dzieci z rodzicami, męża z żoną, przez forsowanie feminizmu, a na płaszczyźnie państw narodowych podjudzanie mniejszości przeciwko narodowej większości i rozmywanie spójności narodowej przez masowy “import” mniejszości narodowych i religijnych (obecnie muzułmanów) do Europy Zachodniej.

Rząd Światowy nieformalnie istniał już od kilkudziesięciu lat (od 1913 roku), ale dopiero po pierwszej wojnie światowej masoneria i jej dyrygenci – Iluminaci, powołali masońską “Ligę Narodów”, a po drugiej wojnie światowej – “Organizację Narodów Zjednoczonych”, kabaretową marionetkę w rękach Wielkiej Lichwy i tajnego Rządu Światowego.

1782, lipiec

Wysłannik Iluminatów o nazwisku Lanze ginie od uderzenia pioruna (!) w okolicach Ratyzbony, jego bagaże zdradzają istnienie Zakonu Iluminatów i szczegółowe plany wywołania rewolucji we Francji. Rząd Bawarii usiłuje ostrzec rząd Francji o nadciągającym niebezpieczeństwie, lecz rząd to lekceważy. Bawarscy Iluminaci zostają aresztowani razem z Weishauptem. Odtąd schodzą do podziemia, ale nie przerywają przygotowań do rewolucji francuskiej.

1789
Wybucha ludobójcza rewolucja we Francji. W programie m.in. upaństwowienie własności prywatnej, prekursostwo komunizmu, fizyczna rozprawa z Kościołem katolickim.

1796

Trwa krwawa rewolucja we Francji, natomiast w Stanach Zjednoczonych głównym wydarzeniem staje się konfrontacja z masonerią w kontekście wyborów prezydenckich. Prezydentem zostaje przeciwnik masonerii i Wielkiej Lichwy John Adams. Jego syn, John Quincy Adams ostrzega naród amerykański o niebezpieczeństwie, jakim są loże masońskie. Quincy Adams oświadcza odważnie:

“Szczerze i w głębi sumienia wierzę, że Zakon Wolnomularski jest jednym z największych, jeśli nie największym złem moralnym i politycznym, z którym borykają się teraz Stany.”

W zaborze rosyjskim już wcześniej upadło Powstanie Kościuszkowskie zorganizowane przez Iluminatów, głównie francuskich i pruskich. Emisariusz Weishaupta w tajnej korespondencji przyznaje, że na tę prowokację antypolską, pośrednio antyrosyjską, masoneria wydała 60000 franków.

1797

Profesor Robinson, wykładowca historii naturalnej na uniwersytecie w Edynburgu (Szkocja), publikuje swoją książkę pod tytułem “Dowody spisku”.Ujawnia w niej, że Weishaupt próbował go zwerbować do Iluminatów. Robinson omawia w książce diaboliczne, antyludzkie cele Iluminatów.

1821

Słynny filozof Georg Hegel (1770-1831) definiuje zasady dialektyki nazwanej wkrótce dialektyką heglowską. To od niego Iluminaci czerpią wskazówki do swej działalności. Według Hegla, teza plus antyteza dają syntezę: walka przeciwieństw daje nową jakość, ani tezę, ani antytezę. W przełożeniu na metody walki społeczno-politycznej, najpierw należy sprokurować kryzys, który wywołuje powszechny protest przeciwko kryzysowi i powszechne oczekiwanie mas, aby z nim skończyć. Sprawcy tej tezy i jej antytezy, czyli protestu wobec kryzysu, proponują rozwiązanie, które powoduje zmiany z góry przez nich założone i oczekiwane. Zmiany te zostają zaakceptowane przez społeczeństwo, choć przedtem nie miało ochoty na taką akceptację.
Przenosząc się lotem “koszącym” we współczesność, gang światowych podpalaczy dokonuje kontrolowanego i przez nich wykonanego “aktu terroru” 11 września 2001 na wieże WTC, po czym przerażone społeczeństwo amerykańskie akceptuje prezydencką decyzję rodem z hitleryzmu o “wojnie totalnej” z terroryzmem. Wcześniej, takim pretekstem stała się masakra portu wojennego USA w Pearl Harbor, której prezydent Roosevelt i jego mafiozi nie chcieli zapobiec: rozwścieczony, wstrząśnięty “naród amerykański” w pełni akceptuje decyzję o przystąpieniu USA do drugiej wojny światowej.

1826-1827

Powstają pierwsze w historii świata kołchozy, wspólnoty społeczno-produkcyjne, o których świat do dziś nie wie:

w latach 1826-1827 – kołchoz w Orbiston, (Lanarkshire) Anglia
w latach1825 – 1828 – kołchoz New Harmony, (Indiana), USA
w latach 1831 – 1833 – kołchoz w Ralahine, powiat Cork, Irlandia
w latach 1835- 1845 – kołchoz w Quenwood (Hampshire), Anglia
w latach 1841 – 1846 – kołchoz Brook Farm (Massachusetts) USA
w latach 1845- 1846 – kołchoz pod nazwą “North American Phalangs” w Red Bank, stan New Jersey1.


Autor wspomnianego “Atlasu komunizmu” (zob. przypis 1) publikuje tam ponad 30 barwnych map ilustrujących ekspansję komunizmu od zarania, aż po “dekompozycję” sowieckiego żydobolszewizmu.

Warto zwrócić uwagę na to, że ostatni prekursorski kołchoz – North American Phalangs, tłumaczy się na język polski jako “Północnoamerykańska Falanga na Czerwonym Brzegu”! To dowód, że słowa “falanga” nie wymyślili faszyści!

Te kibucowo – komunistyczne eksperymenty nie zdały egzaminu i rozpadały się po kilku latach istnienia. Dopiero żydobolszewicy uczynili z tego prekursorstwa trwałą surrealistyczną praktykę.

Jakże wymowne jest powołanie się przez autora tego albumu na rok 1776 – datę Rewolucji Amerykańskiej w prekursorskich etapach dochodzenia do komunizmu praktycznego. To dowód, nie będący zresztą “wynalazkiem” dr. G. Sterna, że cykl rewolucji wcale nie rozpoczął się od Karola Marksa i jego “Manifestu komunistycznego” tylko od momentu, kiedy Adam Weishaupt założył w 1776 roku “zakon” Iluminatów i od wybuchu Rewolucji Amerykańskiej w tym samym roku.

Rok 1848 to nie tylko “Manifest komunistyczny”, ale także, a może głównie tzw. “Wiosna Ludów”, przygotowana przez tych samych podpalaczy ówczesnego porządku europejskiego. Prześledźmy chronologię tejże “Wiosny Ludów” i związane z nią podróże głównych podpalaczy świata.

W marcu 1848 niemal jednocześnie wybuchają zamieszki rewolucyjne w Budapeszcie, Wiedniu, Pradze, Berlinie, Monachium, Mediolanie, Wenecji, Palermo, Florencji. Rozruchy uliczne wybuchają nie tylko w wymienionych miastach, lecz również w Dublinie, Kolonii, Londynie, Frankfurcie, Stuttgarcie, Baden, Szlezwiku-Holsztynie, Saksonii, Galicji, Dalmacji.

A oto podróże podpalaczy w czasie tego wrzenia rewolucyjnego – w marcu 1848 roku Marks jedzie z Brukseli do Paryża, w czerwcu do Kolonii nad Renem, w maju 1849 znów do Paryża i stamtąd do Anglii , kiedy już wiedział, że rewolucja europejska zakończyła się fiaskiem.

W marcu 1848 roku Kossuth ogłasza niepodległość Węgier, ale już w sierpniu salwuje się ucieczką do Turcji, z Turcji do Anglii. F. Engels w czerwcu 1848 roku udaje się z Paryża do Kolonii, w sierpniu 1848 roku dociera do Włoch, a stamtąd ucieka do Manchester w Anglii.

W poprawnych podręcznikach historii XIX wieku te jednoczesne próby podpalenia Europy w kilkudziesięciu centrach, nazywa się próbą obalenia tyranii wielkich mocarstw, polepszenia doli “mas robotniczych i chłopskich”. Nie mówi się, że ta próba dekompozycji Europy nie miała żadnego związku z “walką klas”, tylko walką z chrześcijańską monarchistyczną Europą. W Galicji także były rozruchy, szybko jednak stłumione.

Dlaczego to się nie powiodło w skali Europy? Było na to za wcześnie, co tłumaczono w “hagiografii” komunizmu brakiem “świadomości klasowej” robotników. Od pierwszej wojny światowej dzieliło ich ponad 55 lat. Żydomasoneria zrozumiała, że bez udziału Stanów Zjednoczonych, nie uda się jej podpalić świata. Organizowali więc wojny lokalne w Europie, jak np. francusko-pruską, terroryzm w Rosji i na ziemiach zaboru rosyjskiego, nawet udawało się im zabijać carów, ale dopiero Wielka Lichwa amerykańska sprzęgnięta z europejską, zdołała wstrząsnąć “posadami świata”.

1828

Mayer Amschel Rothschild (junior, bo senior Mayer Amschel zmarł w 1812 roku) wyraża butną pogardę dla rządów narodowych, którą z taką samą nienawiścią kultywują masoni: Pozwólcie mi emitować pieniądze kraju, a ja nie dbam o to, kto ustanawia jego prawa.

1843

Dwunastu wpływowych Żydów z Frankfurtu powołuje w USA hermetycznążydowską lożę Bnai-Brith(Synowie Przymierza), która wkrótce rozprzestrzeni się na cały świat, oplatając go mackami tajnych wpływów żydowskich.

1846

Matka Boska w La Salette ostrzega: “Rzym utraci wiarę…”. Rzym czyli Watykan.

1848

Wybuchają zamieszki w wielu krajach Europy, zwane potem “Wiosną Ludów”, czyli próbą generalną rewolucji światowej.

1848

Niejaki Mojżesz Mordechaj Marx Levy, ksywa “Karol Marks” (1818 – 1883) publikuje “Manifest komunistyczny”. Marks był już wtedy członkiem aktywnej organizacji Iluminatów pod nazwą “Liga Sprawiedliwych”. Postuluje radykalne rewolucyjne burzenie struktur państw oraz ich ekonomii, z jednoczesną destrukcją w sferze moralnej i duchowej. Postuluje likwidację rodziny, przekazanie dzieci na wychowanie państwowe. Z nienawiścią mówi o Bogu:

Musimy walczyć ze wszystkimi obecnymi ideami religii, państwa, ojczyzny i patriotyzmu (zob. siedmiopunktowy program Iluminatów – H.P.). Idea Boga jest myślą przewodnią zepsutej cywilizacji. Musi zostać zniszczona.

Marks wyraźnie cierpiał na dezintegrację osobowości. Z protestanckiego przechrzty stał się wojującym ateistą i satanistą. Pisząc o nadchodzących rewolucjach zapowiadał: “W tej rewolucji będziemy musieli obudzić w ludziach diabła, wzniecić najpodlejsze namiętności” 2). W jego pismach roi się od straszliwych bluźnierstw przeciwko Bogu, wszelkiemu Bogu. Jego młodzieńcze poezje pławią się w paroksyzmach nienawiści do Boga, Dobra, sławią Zło, Szatana. O jego bezgranicznym cynizmie świadczy stosunek do umierającego wuja, po którym spodziewał się spadku. “Jeżeli ten pies umrze – pisał do Engelsa – będę poza intrygą”. Godny mu kompan Engels odpowiedział: “Gratuluję choroby tego, który utrudnia ci otrzymanie spadku…”. Kiedy umarła Marksowi matka, pisał do Engelsa tylko o spadku po niej. Żadnych uczuć. Choć był Żydem z rodziny rabinackiej, napisał złośliwą książkę “Kwestia żydowska”. Wypowiadał się tam z pogardą o współplemieńcach, nie oszczędzał też Niemców, mówił o “obrzydliwej narodowej ograniczoności Niemców”: “Niemców, Chińczyków i Żydów trzeba porównać z handlarzami i drobnymi kupcami”. Nie zapomniał o narodach słowiańskich, nazywając je “słowiańską hołotą”, “etnicznym śmietnikiem” 3)

1870

Albert Pike (1809-1891), Niezależny Wielki Komandor Rady Najwyższej Jurysdykcji Południowej Obrządku Szkockiego, główny dyktator programowy ówczesnej masonerii, generał amerykański, który wsławił się okrucieństwem wobec Indian, w liście do włoskiego Iluminata Giuseppe Mazziniego (1805-1872), informuje go opowołaniu tajnego stowarzyszenia wewnątrz masonerii:

Musimy stworzyć super obrządek, który pozostanie nieznany i do którego powołamy tych masonów wysokiego stopnia, których wybierzemy. Z szacunkiem dla naszych braci masonów, ci ludzie muszą zachować najściślejszą tajemnicę. Poprzez ten obrządek będziemy kierowali całą masonerią, która stanie się jednym międzynarodowym centrum o wiele silniejszym, ponieważ jego kierownictwo będzie nieznane.

Tym nowym “zakonem w zakonie” był “Nowy i Zreformowany Obrządek Paladiański”. To nic innego, jak reanimacja Zakonu Iluminatów pod inną nazwą, zresztą stale działającego w ukryciu od czasu jego delegalizacji przez rząd Bawarii.

1875

Rosyjska Żydówka, okultystka Helena Pietrowna Blawatsky zakłada Towarzystwo Teozoficzne. Wiele lat przebywała w Indiach studiując tamtejsze “religie”. Po powrocie twierdziła, że tybetański święty z Himalajów, którego nazwała “Mistrzem Mądrości”, komunikował się z nią telepatycznie w Londynie. Oznajmiała, że u chrześcijan wszystko jest na opak, bo Szatan jest dobry, a Bóg zły. Dalej, że chrześcijanie i naukowcy muszą respektować swoich hinduskich zwierzchników (bardzo bliskie realizacji obecnie! – H.P.). Mądrość Indii, ich filozofia i osiągnięcia, muszą być znane w Europie i Ameryce.

1884

W Anglii powstaje “Towarzystwo Fabian”.Cel: promowanie socjalizmu. Nazwa tej masońskiej, w ogromnej większości członków żydowskiej sitwy, pochodzi od imienia rzymskiego dowódcy Fabiusa Maksymusa zwanego “Kunktatorem”, który walczył z armią Hannibala stosując strategię małych potyczek i odskoków, a nie frontalnej konfrontacji. W przyjęciu imienia Fabiusa za patrona zawarta jest istota ich programu: małymi krokami, małymi potyczkami budować świat socjalistycznej szczęśliwości. “Lenin” nazwał to inaczej: “Dwa kroki naprzód, krok w tył”.

1889, lipec

Albert Pike znów daje znać o sobie, wydając słynną “Instrukcję” dwudziestu trzem “Radom Najwyższym Świata”.Ujawnia tam, kto jest rzeczywistym Bogiem masonerii wyższych stopni wtajemniczenia:

Mówimy Wam, Niezależni Najwyżsi Wielcy Dozorcy, żebyście powtórzyli to braciom 32, 31 i 30 stopnia wtajemniczenia; religia masońska powinna być utrzymywana przez nas wszystkich – wtajemniczonych najwyższych stopni – jako czysta doktryna Lucyfera.

1893

Cecil Rhodes (1853-1902), fanatyczny uczeń soc-komunisty Johna Ruskina, zostaje premierem Afryki Południowej (Rodezja – od jego nazwiska), wtedy kolonii brytyjskiej. Eksploatuje on bogactwa naturalne – złoża złota i diamentów. Bogactwa te wykorzystuje do podporządkowywania innych części świata panującym elitom. Ustanawia znane “stypendium Rhodesa”.

1893

Towarzystwo Teozoficzne Blawatskiej sponsoruje działalność “Parlamentu Religii Światowych” z siedzibą w Chicago. Pytanie o to, skąd Towarzystwo Teozoficzne bierze fundusze na takie akcje, jest już zbędne. Rozpoczyna się masowe pączkowanie przeróżnych “towarzystw”, “parlamentów”, “światowych kościołów” z jednym wspólnym ich celem: rozkładanie chrześcijaństwa od wewnątrz i zewnątrz. Zadaniem tego “Parlamentu Religii Światowych”, jakby konkurenta Watykanu na gruncie religii, jest upowszechnianie hinduizmu i buddyzmu, szczególnie ich “wiary” w reinkarnację – powrót dusz w kolejnych wcieleniach, a nawet organizmach zwierzęcych.

1905-1907

Rewolucje “robotnicze”w Rosji i zaborze rosyjskim. Krwawe zajścia w wielu miastach polskich, setki zabitych. Masakra tłumu wiernych wychodzących z kościoła po Mszy św. przy ulicy Grzybowskiej w Warszawie, przygotowana przez socjalistę Józefa Piłsudskiego i jego terrorystyczny gang z PPS – Frakcji Rewolucyjnej. To wszystko jest przygrywką, próbą generalną do przyszłych rewolucji w Rosji z lutego 1917 (rewolucja masońska Kiereńskiego) i rewolucji żydobolszewickiej z października tego samego roku.

1911

Socjalistyczna Partia Wielkiej Brytanii ogłasza broszurę: “Socjalizm i religia”, gdzie otwarcie precyzuje swoje stanowisko w sprawie chrześcijaństwa:

Jest to zatem głęboka prawda, że socjalizm jest naturalnym wrogiem religii. Chrześcijański socjalista jest faktycznie antysocjalistą. Chrześcijaństwo jest antytezą socjalizmu.

Gdziekolwiek wypowiadali się komuniści, socjaliści, masoni o chrześcijaństwie jako swoim głównym przeciwniku i przyszłej ofierze, mieli na myśli głównie katolicyzm. Wiedzieli, że protestantyzm jest już całkowicie zjudaizowaną przez nich atrapą chrześcijaństwa. W Wielkiej Brytanii nastąpiło jawne połączenie monarchii z “kościołem” protestanckim i masonerią. Powiedział to otwarcie Cornelup – “Wielki Komandor Wielkiego Kolegium” rytów “Wielkiego Wschodu Francji w: “Universalisme franc-maconnerie” 4) w połowie XX wieku, ale to odnosiło się do Francji i Anglii czasów Napoleona Bonaparte.

Cornelup:
Gdy Napoleon Bonaparte został cesarzem, Święta Unia okazała się jeszcze bardziej niezbędna; jego zwycięstwa i zarządzenie blokady kontynentalnej wstrząsnęły Albionem (Anglią – H.P.). Z tego okresu datuje się potrójne przymierze, nie pisane, niemniej rzeczywiste, dynastii Kościoła anglikańskiego i masonerii, przymierze, które pozostało w mocy aż do naszych czasów.

O protestantyzmie jako swoim rzekomym przeciwniku, masoni pisali z pogardą i lekceważeniem, natomiast katolicyzm wciąż postrzegali jako bardzo odpornego wroga. Oto wypowiedź masona C. Bauhütte, Lipsk, 1884:

Jeśli chodzi o protestantyzm, który w sposób żałosny pozostał zamknięty w bagnie dosłownej niewoli jednej księgi i który, pozbawiony ożywczej energii pchającej do przodu pracę umysłu, załamał się i rozpadł na pozbawione siły dominacje wyznaniowe, można go brać pod uwagę głównie jedynie jako rubrykę statystyczną. Tylko tak silnie spoista organizacja katolicka jest jeszcze czynnikiem aktywnym, zdolnym powstrzymać formację ludzi w drodze do emancypacji rodzaju ludzkiego (…). W rozumieniu nieomylnego Kościoła katolickiego, papieskiego, rzymskiego, mason nie może absolutnie być chrześcijaninem. Ten Kościół jest wyzwaniem rzuconym zakonowi masonerii, lecz również całemu cywilizowanemu społeczeństwu.

Powtarzają więc expressis verbis heglowską dialektykę walki przeciwieństw, ścierania się tezy i antytezy, wcielaną w życie przez Iluminatów Weishaupta oraz ich kontynuatorów. Trzydzieści lat później wywołają pierwszą wojnę światową. Europa i świat wyjdą z niej z dziesiątkami milionów zabitych, zgliszczami i ruinami. Upadną chrześcijańskie monarchie Europy. Otworzy się pole do zwycięstwa rewolucji chazarskiego żydobolszewizmu i pochodu żydokomunizmu przez wszystkie kontynenty.

1912

Pułkownik 5) Edward Mandel House (1858-1938)“doradca” prezydenta Woodrowa Wilsona, a tak naprawdę to jego nadzorca z ramienia Globalnej Lichwy, publikuje książkę: “Philip Dru: Administrator”. Propaguje w niej – uwaga: “socjalizm o jakim marzył Karol Marks”. Wszystko więc jasne aż do bólu: wiemy tym samym, że Stanami Zjednoczonymi rządzą, włącznie z dyrygowaniem prezydentem Wilsonem, komunistyczni “marzyciele”! Wiemy coś jeszcze więcej w związku z tą deklaracją miłości do socjalizmu Marksa: to, że nie istnieje żadna różnica pomiędzy amerykańską “demokracją” a żydowskim komunizmem, między Światową Lichwą a Światowym Rządem; między Stanami Zjednoczonymi, a Europą: wszyscy “marzą” o komunizmie Marksa, czyli zniszczeniu państw narodowych, zagładzie chrześcijaństwa, tradycyjnych postaw, zniszczeniu rodziny. Nie istnieje więc żadna różnica między nimi a masonerią wszystkich rytów, dla których zniszczenie chrześcijaństwa jest pierwszym i najważniejszym programowym przykazaniem.

1913

W lutym zostaje przyjęta tzw. szesnasta poprawka do Konstytucji USA.Umożliwia ona rządowi federalnemu nakładanie progresywnego podatku od dochodów. W punkcie drugim “Manifestu komunistycznego” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa wzywa się do wprowadzenia progresywnego podatku dochodowego. Taki podatek zostaje wprowadzony w Kandzie w 1917 roku jako “tymczasowy środek” finansowania przygotowań do wojny.

1913

Z tą datą trudno się rozstać. Prezydent Woodrow Wilson publikuje swoją pracę pt. “Nowa Wolność”, a w niej słynne potem zdania, w których udaje, że on nie wiedział, na co się godził pod dyktando socjalistyczno-syjonistycznej Wielkiej Lichwy:

Odkąd zacząłem zajmować się polityką, zapatrywania ludzi przekazywane mi były prywatnie. Niektórzy z największych ludzi w Stanach Zjednoczonych w dziedzinie przemysłu i handlu czegoś lub kogoś się obawiają. Wiedzą, że jest gdzieś władza tak zorganizowana, tak nieuchwytna, tak czujna, tak zwarta, tak doskonała i tak przenikliwa, że lepiej żeby nie mówić głośno, kiedy się ją potępia.


1913, grudzień

Największe zwycięstwo “oświeconych” gangsterów Lichwy – zostaje powołany “Bank Rezerw Federalnych”,w istocie prywatne konsorcjum żydowskich mafii finansowych, które przywłaszczyły sobie prawo emisji waluty Stanów Zjednoczonych i dyktowania wszystkiego, co jest związane z obrotem pieniądza, stawkami procentowymi pożyczek, ich wielkościami, podażą pieniądza, grą na giełdach. Odtąd Stany Zjednoczone tracą swoją suwerenność finansową, a tym samym ekonomiczną i gospodarczą, co przekłada się na zniewolenie polityczne Kongresu i całej administracji państwa. USA stają się nieformalną kolonią tych, którzy rozdają nominacje prezydenckie, rządzą mediami, nadają kierunki polityki socjalnej w kraju i polityki międzynarodowej; rządy mega – gangu; którzy wypowiadają wojny, zawierają “pokoje”, nadają kierunki ekspansjonizmu tego mocarstwa na kontynentach globu. W sferze “nadbudowy”, w dziedzinie ludzkich postaw i preferencji, prowadzą wyniszczającą wojnę z katolicyzmem, a największe spustoszenia nastąpiły za pontyfikatu Jana Pawła II, przez nich wybranego na to stanowisko, przez nich kontrolowanego, całkowicie im posłusznego, obecnie forsowanego do beatyfikacji (a może jednoczesnej kanonizacji!) przez najbardziej wrogie katolicyzmowi kręgi masonerii, żydomasonerii, wielkiego biznesu, Wielkiej Lichwy.

Data 1913, w niej 23 grudnia, to faktyczna data powstania Rządu Światowego. Mamy obecnie zbliżające się stulecie jego powstania. Zniszczenia są straszliwe, na wszystkich frontach walki, we wszystkich dziedzinach życia człowieka i narodów: zniszczenia materialne i duchowe.

Louis McFadden – Przewodniczący Komisji Bankowości i Waluty w Izbie Reprezentantów wygłosił – jakże późno bo w 1931 roku – taką oto mowę pogrzebową nad finansową suwerennością Stanów Zjednoczonych:

Kiedy przyjęto ustawę o Rezerwie Federalnej, mieszkańcy Stanów Zjednoczonych nie zauważyli, że został tutaj ustanowiony światowy system bankowy. Superpaństwo kontrolowane przez międzynarodowych bankierów i międzynarodowych przemysłowców działających wspólnie, w celu zniewolenia świata dla swojej przyjemności. FED podejmował każdy wysiłek, żeby ukryć swoją władzę, ale prawdą jest, że FED uzurpuje sobie prawa rządu. Kontroluje on tutaj wszystko i kontroluje wszystkie nasze stosunki zagraniczne. Tworzy i rozbija rządy zależnie od swojego widzimisię.

Nawiązując do Wielkiej Depresji, czyli sprokurowanej przez ten globalny gang finansowy wielkiej inflacji lat 1929-1931 w Stanach Zjednoczonych, L. McFadden zapewniał:

To nie był przypadek. Były to pieczołowicie wymyślone zdarzenia. Międzynarodowi bankierzy postanowili wywołać tutaj stan rozpaczy, żeby mogli wyłonić się jako władcy nas wszystkich.

Wszelkie dodatkowe komentarze do tego “Requiem” nad wolnością narodu amerykańskiego, stają się najzupełniej zbędne, bowiem ich następcy wiernie splagiatowali ten ich gigantyczny szwindel we wrześniu 2008roku. Obecnie miliony oszukanych ciułaczy i pożyczkobiorców marzy podobnie jak ich dziadkowie w latach 1929-1931, aby jakieś siły wyprowadziły ich “ze stanu rozpaczy”. Już się pojawiły: to pomysł częściowej “nacjonalizacji” upadłych banków, głównie “Lehman Bradhers” i pomniejszych gigantów na glinianych (giełdowych) nogach .

To wszystko, co z ludzkością wyprawiali gangsterzy międzynarodowej lichwy w całym wieku XX, będzie tematem tej właśnie książki.

1914, sierpień

“Wybucha”
pierwsza wojna światowa, dobrze przygotowana przez “oświeconych” zbrodniarzy rzeź narodów. Pod jej koniec dokonują rewolucyjnego przewrotu w Rosji carskiej, niszcząc monarchię prawosławną, wielkie mocarstwo. Żyd “Lenin” zapowiedział, a tak naprawdę głośno potwierdził symbiozę komunizmu i kapitalizmu w ich wspólnym dziele, jakim był krwawy spisek przeciwko ludzkości:

Istnieje także inny sojusz – na pierwszy rzut oka niezwykły i zadziwiający – lecz jeśli pomyślimy o tym, faktycznie dobrze ugruntowany i łatwy do zrozumienia. Jest to sojusz między naszymi komunistycznymi przywódcami i waszymi kapitalistami.

1917, październik

Wybuch rewolucji żydowskiej w Rosji carskiej – najgłębszy dramat ludzkości XX wieku.

Heglowska dialektyka walki przeciwieństw, w tym przypadku sprzeczności pozorowanych, odnosi pełny sukces. Słychać tryumfalne chichoty Weishaupta, masonów wszelkiej maści, wrogów Dobra i Prawdy.

1919

Krzepnie międzynarodowy sojusz – zgodna choć tajna symbioza i współpraca organizacyjna “kapitalistów” z “komunistami”: 30 maja w Wielkiej Brytanii zostaje założony przez najbardziej wpływowych masonów i żydomasonów tego kraju,“Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych” oraz wkrótce potem jego bliźniaczy duplikat w USA – Instytut Spraw Międzynarodowych. Głównym organizatorem tych mateczników Rządu Światowego był “pułkownik” Mandel (Mendel?) House. W spotkaniu założycielskim uczestniczyli czołowi socjaliści z Towarzystwa Fabianistów, w tym główny ich teoretyk ekonomii – John Maynard Keynes.

1920

Winston Churchill, brytyjski mason “Zakonu Druidów” potwierdza tożsamość “komunizmu” i “kapitalizmu”, programu Iluminatów i żydobolszewików amerykańskich i europejskich, twórców rewolucji w Rosji:

Od czasów “Spartakusa” Weishaupta do czasów Karola Marksa, a potem Trockiego, Róży Luksemburg i Emmy Goldman, ogólnoświatowa konspiracja dla zburzenia cywilizacji i przywrócenia społeczeństw opartych na zasadzie wstrzymywanego rozwoju, zawistnej wrogości i niemożliwej równości, stale rozwijała się. Odgrywała ona wyraźnie rozpoznawalną rolę w tragedii Rewolucji Francuskiej. Była ona przyczyną każdego wywrotowego ruchu w XIX wieku, a teraz w końcu ta zgraja nadzwyczajnych typów z podziemia wielkich miast Europy i Ameryki, chwyciła Rosjan za włosy i stała się praktycznie niekwestionowanymi panami tego olbrzymiego imperium.


Tu również czujemy się zwolnieni z potrzeby komentarza. Krwawym suplementem do tej wypowiedzi Churchilla stał się los Polski po 1939 roku: straszliwy Armagedon, po którym zostaliśmy oddani przez kapitalistycznych mafiozów świata w niewolę ich kumpli spod znaku Czerwonej Gwiazdy, Sierpa i Młota, Globalnej Lichwy.

1939-1945

Adolf Hitler tworzy militarną i gospodarczą potęgę Niemiec rozbitych zaledwie 19 lat przedtem (zob. rozdz. o “I.G. Farben”), zajmuje Austrię, Czechosłowację i we wrześniu 1939 roku wraz z Sowietami uderza na Polskę. W 1943 roku Stalin i Roosevelt porozumiewają się co do powojennej dekompozycji Europy: Środkowa Europa ma przypaść żydobolszewickim współbraciom, a w przyszłości ma dojść do ekonomicznego i politycznego zjednoczenia USA i ZSRR w jedno mocarstwo światowe, dające początek globalnemu zniewoleniu ludzkości. Już w 1942 roku w miejscach publicznych w USA, zwłaszcza na dworcach kolejowych, rozplakatowano wielką mapę powojennej Europy, na której z zadziwiającą dokładnością ustala się ten tajny spisek żydostwa amerykańskiego i sowieckiego.

Główną ofiarą stała się Polska, ale właśnie Polacy żyjący na emigracji w USA mogli odwrócić tę tragiczną dla nas kartę historii. Jak? Rąbka tej sensacyjnej tajemnicy odsłonił dopiero w 1999 roku Leonard Jarząb, ówczesny prezes Polish-American Guardian Society. Opublikował on w emigracyjnym “Naszym Głosie” z 31 sierpnia l999, dwutygodniku wydawanym w Nowym Jorku, w formie listu do redakcji, streszczenie swego szerszego opracowania pt. “Roosevelt and the Ultimate Fraud and Betrayal” – “Roosevelt i krańcowe oszustwo i zdrada”. Artykuł, choć w czasopiśmie polskim, opublikował w języku angielskim, aby mogli się z jego treścią zapoznać także Amerykanie nie znający języka polskiego. Prezes Jarząb udowadnia w nim, że Roosevelt przegrałby wybory prezydenckie z 1944 roku gdyby nie to, że Karol Rozmarek oraz David K. Niles, członek administracji Roosevelta, urodzony w Rosji Żyd, utworzyli Kongres Polonii Amerykańskiej wyłącznie w tym celu, aby nie dopuścić obywateli polskiego pochodzenia do głosowania na Thomasa E. Deweya, kandydującego wówczas do prezydentury z ramienia Partii Republikańskiej.

Autor wykazuje, że Karol Rozmarek i David Niles konspirowali w podejmowaniu wysiłków, aby nie dopuścić do głosu kilkumilionowej Polonii Amerykańskiej i aby nie miała ona wpływu na wybór Deweya i na politykę powstałego Kongresu Polonii Amerykańskiej.

Karol Rozmarek i jego towarzysze produkowali się jako “hurra patrioci”, dzięki czemu pozyskali zaufanie i poparcie Polonii. Rezultatem było masowe głosowanie Polaków na zażydzoną Partię Demokratyczną. Niewykluczone, że wybór Deweya, a nie żydomasona Roosevelta mógłby odwrócić bieg wehikułu wojennej i powojennej historii Europy i świata. Wybór Roosevelta, przyjaciela Stalina i jak on masona, przyniósł tzw. “politykę jałtańską”, politykę zdrady sojuszników i “zapewnił” Polsce ograbionej z połowy przedwojennych terytoriów, żydobolszewicką okupację przez 44 lata.

Szkoda, że Polonia Amerykańska dowiedziała się o tym dopiero w 1999 roku!


1980-1981

Zachodnie, sowieckie i polskojęzyczne żydowskie służby specjalne organizują strajki w Stoczni Gdańskiejprzy współdziałaniu CIA i Watykanu (Jan Paweł II). Był to klasyczny przykład tzw. “rewolucji kontrolowanej”, w której nie było miejsca dla robotników i w ogóle dla Polaków przy Okrągłym Stole i przyszłych “konfiturach”. Władzę przejęli Żydzi (“eksperci”, “doradcy”) i po tajnych ustaleniach z żydokomunistami jawnymi w Magdalence i przy “Okrągłym Stole”, przy którym zasiadło 47 Żydów i dla zachowania pozorów 10 gojów polskich, przekazali Polskę europejsko-amerykańskiej oligarchii finansowej do “wzięcia od zaraz” oraz za darmo cały majątek narodowy wypracowany przez dwa pokolenia polskich tyraków w czasach PRL.

Kilka lat później następuje cudowna “pokojowa” transformacja” sowieckiej Żydobolszewii, zorganizowana i nadzorowana przez Żydów amerykańskiej CIA i Żydów sowieckich na czele z Jurijem Andropowem, szefem KGB i I Sekretarzem KPZR w jednej postkoszernej osobie. Na swojego następcę Andropow promował i pilotował na wiele lat przedtem swojego nacyjnego pobratymca Michaiła Gorbaczowa, późniejszego I Sekretarza KPZR i prezydenta Rosji.

Tu znów polska dygresja do tego tematu. W 1984 roku, podczas obchodów 40 rocznicy bitwy pod Monte Casino, mój późniejszy czytelnik pan Andrzej Sz. 6) postanowił przy tej okazji odwiedzić sędziwego księdza Józefa Warszawskiego mieszkającego w Rzymie w dzielnicy Frascati, w willi należącej do Watykanu. Chciał porozmawiać z księdzem Józefem jako autorem książki pt. “Duchowość Józefa Piłsudskiego”, która w kolejnym wydaniu ukazała się pod tytułem “Religijność Józefa Piłsudskiego” 7). Ksiądz Józef Warszawski dożywał swoich dni w tej willi dla emerytowanych duchownych, ale po cichu mówiło się o nim, że jest dyskretnym “więźniem Watykanu” z powodu jego wcześniejszych “obrazoburczych” wypowiedzi i niektórych publikacji, m.in. w wydanej na emigracji broszurze, w której przedstawił nagonkę kół żydomasońskich na papieża Piusa XII w polskojęzycznej i nie tylko, prasie emigracyjnej.

Ksiądz przyjął gościa na schodach, zapytał co go sprowadza, zaprosił do swojego pokoju i tam rozmawiali ponad godzinę. W pewnym momencie powiedział: – A teraz panu coś pokażę – następnie wygrzebał z głębi szuflady zdjęcie dużego formatu i bez słowa podał je gościowi. Ten zdumiał się i zaniemówił. Na fotografii ujrzał Adolfa Hitlera z głową przechyloną w lewo: na jego skroni zastygła gruba struga krwi cieknąca pod nasadą nosa, ku ustom. Obok Hitlera siedziała cała i zdrowa jego kochanka Ewa Braun. Patrzyła prosto w obiektyw aparatu fotograficznego! Kto wykonał tę fotografię? – Jak to się stało, że Ewa Braun żyła, gdy Hitler był już martwy, podczas gdy rzekomo oboje jednocześnie popełnili samobójstwa?

Ale nie to sensacyjne zdjęcie, o którego pochodzenie nasz gość nie śmiał zapytać księdza Warszawskiego, było najważniejszym doznaniem gościa księdza Warszawskiego. Kiedy ksiądz odprowadzał go do wyjścia, zatrzymał się z nim na wysokich schodach willi. W pewnej chwili pokazał dłonią willę sąsiadującą z jego domem. Zapytał retorycznie, czy gość jego wie, czyja to była willa. Ten oczywiście nie wiedział, ale się dowiedział od księdza Warszawskiego.

- Ta willa należała niegdyś do Pierwszego Sekretarza Komunistycznej Partii Włoch, Enrico Berlinguera. Potem Watykan odkupił od niego tę willę, ale w połowie lat 70. sprzedał ją Klubowi Rzymskiemu. Tu właśnie zbierali się najwybitniejsi przywódcy świata, a ja widywałem ich wyraźnie i wcale się z tym nie kryli wiedząc, że nasz dom to przystań emerytów. Od jakiegoś czasu zaczął tu bywać pewien dżentelmen w średnim wieku, już niemal łysy, a znakiem szczególnym była duża ciemna plama na jego głowie. Po latach media ogłosiły wybór nowego genseka, potem prezydenta Rosji. Rozpoznałem go natychmiast z zamieszczonych fotografii i migawek telewizyjnych. Był to Michaił Gorbaczow. Proszę sobie wyobrazić, że Klub Rzymski podejmował z wielką atencją takiego śmiertelnego wroga wrednego kapitalizmu! To wyjaśnia, jacy to byli wzajemni wrogowie…

2001, 11 września

Dzień, miesiąc i rok ataku “terrorystów islamskich” na nowojorskie wieże. Na swój pisarski użytek, wbrew kalendarzowi, uznaję ten dzień za początek XXI wieku i koniec wieku XX. To monstrualna zbrodnia Ameryki na Ameryce, dokonana wspólnie z tajnymi służbami Izraela, aby zyskać pretekst do permanentnej wojny totalnej z rzekomym światowym terroryzmem, wrogiem miłujących pokój państw i narodów świata. Ten dzień, wojskową “Operację 9/11″ można uznać jako początek trzeciej wojny światowej i taki właśnie tytuł dałem swojej książce o tej precyzyjnie zorganizowanej zbrodni na trzech tysiącach obywateli amerykańskich (“Trzecia wojna światowa”, wyd. Retro, 2001). Sprawcą tej rzezi jest Lichwa, Rząd Światowy, a nie konkretna grupa fachowców “amerykańskiego” lotnictwa, nawigacji lotniczej, etc. Ta zbrodnia stała się pretekstem do ataku na Afganistan, Irak, do okupacji złóż naftowych Zatoki Perskiej. Opiera się jeszcze Iran, ale jego los wydaje się być przesądzony na wzór Iraku.
Możliwe, że i los znacznej części ludzkości.

“Trzecia wojna światowa już się zaczęła. Jest to cicha wojna. Ale z tego powodu nie mniej groźna. Wojna ta rozdziera Brazylię, Amerykę Łacińską i praktycznie cały Trzeci Świat. Zamiast umierających żołnierzy, umierają dzieci. Jest to wojna o dług Trzeciego Świata. Wojna, która używa jako swojej głównej broni odsetek, broni bardziej śmiertelnej niż bomba atomowa, bardziej niszczącej niż promień lasera.”

(Wypowiedź pewnego polityka brazylijskiego)


Henryk Pająk
(Fragment książki “LICHWA – RAK LUDZKOŚCI”, Wydawnictwo “Retro”, 2009)

PRZYPISY:

1) Podaje dr Geoffrey Stern w luksusowo wydanym “Atlasie komunizmu” (wyd. Macmillan Publishing Company, New York, 1991). Z tym opracowaniem powinien się zapoznać każdy poważny historyk, polityk, zwłaszcza modni dziś tzw. “socjologowie idei”, czyli dyletanci od wszystkiego – do niczego.
2) W jego sztuce: “Qulanem”. Cytuje Richard Wurmbrand w pracy: “Czy Karol Marks był satanistą?” (“Was Karl Marx a satanist?”). Wyd. polskie “Wers”, s. 11.
3) Karl Marx and Friedrich Engels: “The Russian Menace to Europe”. W: “The Free Press”, 1992.
4) Wydawnictwo “Vitiano”, 1963. Cytuje Arnauld de Lassus, w “Masoneria. Czyżby papierowy tygrys?”, s. 40.
5) Ten tytuł wojskowy dodano mu “dla powagi”.
6) Obecnie zamożny biznesmen w jednych z krajów skandynawskich
7) Z tej książki obficie korzystałem przy pisaniu mojej książki: “Ponura prawda o Piłsudskim” w kontekście owej masońskiej “religijności” J. Piłsudskiego



Źródło: KLIKNIJ TUTAJ
Buszujący w pszenicy...
Mr.Drwalu • 2013-02-17, 16:56


Czytelnicy Nowej Debaty zdążyli już przywyknąć do tego, że zawsze kiedy aparat państwowo-medyczno-dietetyczno-farmaceutyczny formułuje i nagłaśnia jakieś zalecenia, bezpieczniej jest postępować dokładnie na odwrót – przynajmniej do czasu, aż można je zweryfikować na podstawie co najmniej kilku niezależnych źródeł. Niedawno opublikowana książka zatytułowana Wheat Belly (Pszeniczny Brzuch) jest kolejnym dowodem na roztropność takiej postawy. Jej autor, William Davis, na co dzień praktykujący kardiolog i bloger obala wypromowany przez urzędową dietetykę mit, że pełnoziarniste pokarmy są zdrowe i dlatego powinny być podstawą codziennej diety. Zdaniem Davisa, zarówna praktyka lekarska, jak i współczesna wiedza naukowa, dostarcza niezbitych dowodów na to, że zboża, a zwłaszcza pszenica, mogą być dla wielu osób źródłem „nieuleczalnych” schorzeń przewlekłych (np. nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, migreny, bóle stawów, artretyzm, alergie itp.), wobec których „zfarmaceutyzowana” medycyna jest bezradna. Wheat Belly to kolejne potwierdzenie tego, że niskotłuszczowa dieta oparta na zbożach wpędza ludzi w chorobę, a chorym nie pozwala wyzdrowieć, zwiększając jedynie ich zależność od lekarstw.

Wheat Belly to bardzo ważna książka, ponieważ mówi o tym, czego trudno dowiedzieć się od swojego lekarza – nie dlatego, że nie chce powiedzieć, ale dlatego, że nie wie. Mało kto wie tak dużo o wpływie pszenicy na zdrowie człowieka co dr William Davis. Autor zebrał wiedzę na ten temat nie tylko z literatury medycznej, sięgnął również do genetyki rolniczej, która w ciągu ostatnich 50 lat tradycyjną pszenicę zamieniła w produkt hybrydowy – opłacalny, odporny i wydajny, ale praktycznie bez związku z pierwowzorem. Przypomnijmy tylko, że za biologiczno-genetyczną modyfikacją pszenicy stały szlachetne intencje. W latach 60-tych zapanował za Zachodzie strach przed przeludnieniem i głodem na świecie. Zwiększoną uprawę zbóż zaczęto przedstawiać jako jedyny ratunek ludzkości, przeciwstawiając ją „szkodliwej” hodowli bydła i produkcji mięsa. W atmosferze tamtej histerii rząd USA oraz inne wysoko rozwinięte państwa zaczęły inwestować olbrzymie kwoty w badania naukowe mające na celu ulepszanie roślin i zwiększanie plonów. I to się udało – np. średni plon z hektara jest dziś dziesięciokrotnie wyższy niż jeszcze 100 lat temu. Jednak za sprawą genetyki i biotechnologii pszenicę zmodyfikowano do tego stopnia, że ta nowa roślina tylko dla niepoznaki wciąż nosi nazwę „pszenicy”.

Za sprawą gwałtownej ekspansji rolnictwa, współczesny świat, oprócz kukurydzy i ryżu, „stoi dziś pszenicą”. Jej uprawy objęte są wielkimi dotacjami finansowymi, a producenci pszenicy to jedno z najbardziej wpływowych lobby producenckich oddziałujących na świat polityki, gospodarki oraz nauki.

Na świecie zbiera się ogółem 2180-2200 milionów ton zbóż, z tego około 650 milionów ton ziaren pszenicy, co daje jej trzecie miejsce po ryżu i kukurydzy. W strukturze zasiewów na świecie pszenica zdecydowanie zajmuje pierwsze miejsce z powierzchnią 220 milionów hektarów.

Ktoś te wszystkie zboża musi jeść; żeby produkcja i dystrybucja się opłacały, potrzebny jest popyt. I w tej potrzebie należy upatrywać rzeczywistych przyczyn, dla których „pełnoziarniste produkty zbożowe” zostały rozpropagowane przez aparat państwowo-medyczny na całym świecie jako „zdrowa żywność” i stały się podstawą piramidy żywieniowej opracowanej przez amerykańskie ministerstwo rolnictwa (ang. USDA) na początku lat 80-tych. Trzeba pamiętać, że zadaniem USDA, podobnie jak każdego innego ministerstwa rolnictwa na świecie, jest przede wszystkim promocja wyrobów rodzimego rolnictwa, z których dominująca część to właśnie zboża, kukurydza i ryż. Nic dziwnego, że piramida „zdrowego odżywiania” opracowywana przez ministerialnych urzędników zaleca spożywanie głównie tych produktów.

Przypomnijmy, że po raz pierwszy publiczne rekomendacje dotyczące zwiększonego spożycia zbóż sformułowała w 1977 roku komisja Senatu USA pod przewodnictwem senatora Georga McGoverna, który uchodził za przedstawiciela lobby producentów zbóż w amerykańskim senacie. Po przyjęciu przez senatorów dokumentu pt. „Cele żywieniowe dla Stanów Zjednoczonych” w propagowanie zbóż jako „zdrowej żywności” automatycznie zaangażowały się wszystkie instytucje rządowe, związane z państwem ośrodki naukowo-medyczne oraz niektóre uniwersytety, zwłaszcza te zainteresowane promocją „hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej”. Zaangażowanie środowisk naukowych okazało się bardzo skutecznym zabiegiem, ponieważ nadało polityczno-ekonomiczno-ideologicznym działaniom rządu USA naukowo-medyczną podbudowę. Dzięki temu zboża można było teraz propagować pod pretekstem „troski o zdrowie”, a konkretnie „wojny z tłuszczem i cholesterolem”. Od strony marketingowej strategia ta okazała się niezwykle efektywna – ludzie chętniej wierzą naukowcom niż urzędnikom czy politykom. I nie ma przy tym znaczenia, że w dzisiejszym świecie role te uległy głębokiemu przemieszaniu.

Efekt końcowy jest taki, że zgodnie z informacjami we wspomnianym wyżej portalu „pszenica.info.pl”, spożycie globalne pszenicy na osobę wynosi dziś ok.70 kg rocznie. Dr Micheal Eades, lekarz i autor książek o zaletach żywienia niskowęglowodanowego, który na swoim blogu napisał pozytywną recenzjeWheat Belly, przytacza dane, według których przeciętny Amerykanin zjada dziś ok. 360 bochenków pszenicznego chleba rocznie. Półki sklepów uginają się od rozmaitych produktów zawierających pszenicę. I nie chodzi tylko o mąkę oraz jej wypieki (chleb, bułki, bagietki itp.), o rozmaite ciastka, ciasta i ciasteczka, a również o przeróżne rodzaje płatków śniadaniowych. Pszenica jest dziś składnikiem wielu rodzajów żywności przetworzonej, nawet sosów do mięs. Jeśli dodamy do tego piwo, okaże się, że tylko ułamek powierzchni w sklepach spożywczych zajmują pokarmy wolne od zbóż, w tym pszenicy.

Mamy zatem sytuację, w której, niemal codziennie – czy to robiąc zakupy w lokalnym sklepie, czy odwiedzając ulubioną restaurację – chcąc nie chcąc buszujemy w zbożach, często nawet o tym nie wiedząc. Tym bardziej może zainteresować naszych czytelników wywiad (część-1 i część-2) , jakiego dr William Davis, autor książki Wheat Belly, udzielił Tomowi Naughtonowi, autorowi znanego filmu Fat Head (w polskiej wersji Grubi, nie głusi). Przytaczamy poniżej obszerne fragmenty tej rozmowy, która dotyczy zdrowia, diety, nauki, medycyny i polityki – czyli zagadnień, które są w dzisiejszym świecie ze sobą nierozerwalnie związane.

Tom Naughton:
Jest Pan kardiologiem, a mimo to napisał Pan książkę na temat szkodliwości spożywania pszenicy. Jak zainteresował się Pan właśnie pszenicą? Na jakiej podstawie zaczął Pan podejrzewać, że pszenica może być przyczyną wielu współczesnych problemów zdrowotnych?

William Davis: Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu. Zalecałem wtedy swoim pacjentom całkowite wyeliminowanie z diety pszenicy. Robiłem to zgodnie z prostą logiką: skoro pokarmy z pszenicą podnoszą poziom cukru we krwi bardziej niż każda inna żywność, w tym biały cukier, to zaprzestanie spożywania pszenicy powinno stężenie cukru we krwi obniżać. Poziom glukozy we krwi uznawałem za podstawowy problem, ponieważ ok. 80% osób odwiedzających mój gabinet miało cukrzycę, albo „przedcukrzycę”, albo stan, który ja nazywam „przed-przed-cukrzycą” [w oryg. pre-pre-diabetes]. Mówiąc krótko, większość moich pacjentów miała zaburzone parametry metaboliczne.

Rozdawałem moim pacjentom prostą, dwustronicową ulotkę ze wskazówkami mówiącymi, w jaki sposób mają wyeliminować z diety pszenicę i jak uzupełnić utracone w ten sposób kalorie jedząc więcej zdrowych pokarmów takich jak warzywa, orzechy, mięso, jaja, awokado, oliwki, oliwa z oliwek itp. Po trzech miesiącach wracali do mnie z niższym poziomem glukozy we krwi na czczo oraz niższym stężeniem hemoglobiny A1c, która odzwierciedla poziom cukru z ostatnich 60 dni. Niektórzy „cukrzycy” stawali się „nie-cukrzykami”. Podobnie działo się u „przedcukrzyków”. Zwykle wracali też ważąc ok. 15 kg mniej.

Ale nie tylko to. Ci, którzy zrezygnowali z pszenicy, opowiadali mi o innych zmianach na lepsze: ustępowały u nich bóle stawów, cofał się artretyzm, znikały przewlekłe wysypki; astma cofała się na tyle, że niektórzy mogli odstawić inhalatory; znikały przewlekłe infekcje zatok przynosowych; ustępowała opuchlizna nóg; znikały ciągnące się latami migreny i bóle głowy; dochodziło do złagodzenia objawów choroby refluksowej przełyku oraz zespołu jelita drażliwego. Na początku tłumaczyłem pacjentom, że to tylko zbieg okoliczności. Ale to samo powtarzało się tyle razy, że nie mogło być dziełem przypadku. Było to ewidentnie powtarzalne zjawisko.

Zacząłem wtedy wszystkim swoim pacjentom zalecać, aby zrezygnowali ze spożywania pszenicy. Zawsze kiedy tak się działo, obserwowałem poprawę stanu zdrowia dotyczącą bardzo różnych schorzeń. Jak dotąd nie było nawrotów.



TN: W swojej książce przytacza Pan sporo badań naukowych, ale również powołuje się na przypadki z własnej praktyki lekarskiej. Nasuwa się zatem pytanie z gatunku, co było pierwsze –jajo czy kura? Czy najpierw zaobserwował Pan, że pacjenci, którzy jedzą dużo pszenicy, mają więcej kłopotów ze zdrowiem i dopiero wtedy zaczął Pan wertować literaturę naukową pod kątem weryfikacji swojej hipotezy? Czy było na odwrót i znane Panu badania naukowe sprawiły, że zaczął Pan zwracać uwagę na skład diety swoich pacjentów?

WD: Doświadczenie praktyczne było pierwsze. Jednak uderzyło mnie to, że chociaż moje przypuszczenia były tak dobrze udokumentowane w literaturze medycznej, to były w większości ignorowane i nie przebijały się ani do opinii publicznej, ani do świadomości przeważającej części moich kolegów-lekarzy. Znaczna część tych źródeł pochodzi z badań genetycznych prowadzonych w rolnictwie, a mogę Pana zapewnić, że moi koledzy nie studiują tej dziedziny. Ja nie tylko się w nią wgłębiłem, lecz rozmawiałem również z badaczami z ministerstwa rolnictwa [ang. USDA] oraz naukowcami z wydziałów rolnictwa na różnych uniwersytetach. Dzięki temu udało mi się dogłębnie poznać tę problematykę.

Jeden z powodów, dla którego te informacje nie zostały dotychczas upublicznione, polega na tym, że genetycy zajmujący się produkcją rolniczą pracują na roślinach, a nie na ludziach. W środowisku tym panuje powszechny i głęboko zakorzeniony pogląd, że bez względu na to jakich technik używa się przy genetycznych modyfikacjach takich roślin jak pszenica, i tak nadają się one do spożycia przez ludzi. Pewnych pytań się tam po prostu nie zadaje. Moim zdaniem to fundamentalny błąd, który leży u źródeł cierpienia wielu ludzi, którzy w dobrej wierze spożywają produkty inżynierii genetycznej, błędnie nazywane „pszenicą”.

TN: Zatem po zidentyfikowaniu pszenicy jako źródła różnych dolegliwości , zaczął Pan doradzać swoim pacjentom rezygnację ze spożywania pszenicy. Ale co skłoniło Pana do zrobienia kolejnego kroku tj. napisania książki na ten temat?

WD: To, co zaobserwowałem u ludzi, którzy wyeliminowali pszenicę ze swojej diety, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W ciągu 6 miesięcy zrzucali ok. 30 kg wagi, poprawiał się u nich nastrój, wracała chęć do życia, ustępowały schorzenia związane ze stanami zapalnymi np. wrzodziejące zapalenie jelita grubego lub reumatoidalne zapalenie stawów, znikały przewlekłe wysypki. Efekty te powtarzały się raz po raz. Uznałem wtedy, że nie mogę przemilczeć tej kwestii i ukryć jej w zaciszu swojego gabinetu.

Rzecz jasna wciąż potrzebujemy więcej dowodów na szkodliwość pszenicy, zanim zdecydujemy się zrezygnować z jej spożycia, a zwłaszcza jej genetycznie modyfikowanej odmiany, którą się nam wciska jako „pokarm”. Jednak moim zdaniem dane, które już dziś są dostępne, dostatecznie uzasadniają rozpoczęcie publicznej debaty na ten temat. Na jej podstawie ludzie mogliby podejmować świadome decyzje. Obecną sytuację można porównać do tej, w której mieszkańcy jednej wioski piją wodę z tej samej studni i 9 na 10 osób wskutek tego choruje. Kiedy przestają pić, wszyscy zdrowieją, a kiedy ponownie zaczynają pić wodę z tej studni, znowu chorują. Czy mając takie powtarzalne obserwacje co do przyczyny i skutku, wciąż potrzebujemy badań klinicznych, aby tę relację udowodnić ? Moim zdaniem, nie potrzebujemy.

Przed nami długa i trudna batalia, która rozegra się w tzw. sferze publicznej. Pszenica zaspokaja dziś ok. 20 % wszystkich spożywanych przez człowieka kalorii. Do jej uprawy, zbierania, nawożenia, ochrony, przetwarzania i dystrybucji potrzebna jest rozbudowana infrastruktura. Z tego powodu to, o czym mówię, stanowi potencjalne zagrożenia dla sytuacji zawodowej setek tysięcy, a nawet milionów ludzi będących częścią tej infrastruktury. Podobną batalię stoczyliśmy (i wciąż ją prowadzimy), kiedy okazało się, że palenie jest szkodliwe dla zdrowia. Wówczas, kiedy pytano ludzi związanych z przemysłem tytoniowym o to, jak mogą pracować dla firm niszczących ludzkie zdrowie, odpowiadali: „Miałem rodzinę na utrzymaniu i kredyt hipoteczny do spłacenia”. Hipoteza o szkodliwości pszenicy uderza wielu ludzi tam, gdzie jest to bardzo bolesne tj. w ich portfel. Jednak osobiście nie mam ochoty z tego powodu poświęcać swojego zdrowia, a także zdrowia mojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów i pacjentów, i nie chcę pozwolić, aby to niekorzystne status quo trwało.

TN: Czytając Pańską książkę, z każdą stroną coraz mocniej nasuwała mi się następująca myśl: „Wiedziałem, że chleb nie jest dla nas zdrowy, ale jest gorzej niż myślałem”. Czy miał Pan podobne przemyślenia zbierając materiały do książki? Czy zdziwiło Pana, jak wiele problemów fizycznych i psychicznych wywołuje pszenica?


WD: Tak. Od samego początku wiedziałem, że pszenica jest niezdrowa. Czasem wydawało mi się nawet, że popełniam jakiś błąd, skoro jest ona tak popularna wśród przedstawicieli agrobiznesu, rolników, naukowców zajmujących się rolnictwem, urzędników USDA, ekspertów FDA [Urząd ds. Żywności i Leków – przyp. tłum.], członków Amerykańskiego Towarzystwa Dietetycznego itp. Jednak im bardziej zagłębiałem się w temat, tym gorsza była moja opinia na temat tego produktu, który się nam sprzedaje pod nazwą „pszenica”.

Jestem świadomy niebezpieczeństwa stronniczości wyrażonego w powiedzeniu : „dla człowieka z młotkiem, wszystko wygląda jak gwóźdź”. Jednak kiedy widzi się, jak schorzenie za schorzeniem ustępuję po wyeliminowaniu z diety pszenicy, trudno nie wyrobić w sobie przekonania, że ogrywa ona kluczową rolę w powstawaniu dziesiątek powszechnych dolegliwości zdrowotnych.

TN: W swojej książce opisuje Pan współczesną pszenicę jako produkt krzyżowania międzygatunkowego [ang. cross-breeding]. Czy krzyżowanie jest z definicji złe? Czy nie odbywa się w naturze na co dzień?

WD: To prawda, Ludzie, rośliny i zwierzęta to produkty krzyżówek lub hybrydyzacji. Miłość, seks i krzyżowanie się napędzają świat, czynią życie ciekawym. Problem polega na tym, że genetycy stosują ten termin bardzo swobodnie.

Na przykład, poddając nasiona pszenicy i embriony działaniu przemysłowej trucizny o nazwie azydek sodu, wywołuje się w jej kodzie genetycznym mutacje. Ale czym jest azydek sodu? Zgodnie z zaleceniami specjalistów z Centrum Kontroli Chorób [ang. Centers for Disease Control] osoby, która połknęła tę substancję i przestała wskutek tego oddychać, nie wolno ratować za pomocą sztucznego oddychania, ponieważ grozi to śmiertelnym zatruciem ratownika. Należy pozostawić ją samej sobie, aż umrze. A jeśli ofiara wymiotuje, nie wolno spłukiwać wymiocin w zlewie, ponieważ może dojść do eksplozji , co się zdarzało. Tak więc kiedy poddamy pszenicę działaniu azydeku sodu , otrzymujemy mutacje, do której dochodzi w procesie tzw. mutagenezy. Ziarna i embriony pszenicy poddaje się również działaniu promieniowania gamma oraz wysokich dawek promieniowania rentgenowskiego. Wszystkie te metody klasyfikowane są dziś jako „hybrydyzacja” lub, co jeszcze bardziej mylące, jako „tradycyjne metody hodowli roślin” [ang. traditional breeding techniques]. Nie wiem jak u Pana, ale krzyżowanie się między ludźmi, których ja znam, nie polega na wzajemnym traktowaniu się truciznami, ani na spędzaniu romantycznej nocy w cyklotronie dla wywołania mutacji w potomstwie.

Nawiasem mówiąc, te „tradycyjne techniki hodowli roślin” są bardziej inwazyjne, jeśli chodzi o skład genetyczny roślin, niż inżynieria genetyczna. Jak na ironię Amerykanie protestują przeciw żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) tj. dodawaniu bądź usuwaniu pojedynczego genu, podczas gdy inżynieria genetyczna to wielki postęp w stosunku do „tradycyjnych metod hodowlanych”, które stosowane są od dziesięcioleci.



TN: Poznaliśmy się osobiście ponad 1 rok temu. Jest Pan szczupłym mężczyzną, aż dziw bierze, że nosił Pan kiedyś ze sobą swój własny „pszeniczny brzuch”. Proszę opisać jak zmieniła się Pańska kondycja fizyczna i zdrowie od czasu, kiedy przestał Pan jadać pszenicę.


WD: 14 kg temu, kiedy jeszcze byłem entuzjastą „zdrowych pełnoziarnistych pokarmów zbożowych”, stale zmagałem się z trudnościami z koncentracją i brakiem energii. Kawa, spacery i ćwiczenia fizyczne były moim sposobem na walkę z powracającą otępiałością. Wyniki badań stężenia cholesterolu odzwierciedlały moje zamiłowanie do produktów pszenicznych: HDL 27 mg/dl (bardzo mało), trójglicerydy 350 mg/dl (BARDZO dużo), a poziom cukru w granicach cukrzycy (161 mg/dl). Miałem wysokie ciśnienie krwi ok. 150/90, a wszystkie dodatkowe kilogramy nosiłem wokół pasa. Był to mój własny, typowy pszeniczny brzuch.

Rozstanie z pszenicą umożliwiło mi zrzucenie niechcianych kilogramów wokół pasa, poziom cholesterolu we krwi zmienił się na lepsze (HDL 63 mg/dl, trójglicerydy 50 mg/dl, LDL 70 mg/dl), poziom cukru spadł do 84 mg/dl, a ciśnienie krwi ustabilizowało się na poziomie 114/74 – wszystko bez lekarstw. Innymi słowy, to, co wymagało naprawy, naprawiło się samo. Odzyskałem też zdolność koncentracji. Potrafię się teraz skupić na czymś tak długo, że moja żona krzyczy na mnie, żebym przestał. Koniec końców, w wieku 54 lat czuję się lepiej niż wtedy, kiedy miałem lat 30.

TN: Jak zmienił się sposób, w jaki Pan leczy ludzi, na podstawie tego, co Pan dziś wie o pszenicy i innych zbożach.
WD: Dużo skuteczniej pomagam teraz swoim pacjentom odzyskać zdrowie. U ludzi, którzy eliminują z diety pszenicę, ograniczają spożycie innych węglowodanów oraz stosują się do innych zdrowych dla serca zaleceń (m.in. suplementacja kwasami omega 3 i tłuszczami rybimi, suplementacja witaminą D do uzyskania w teście 25-Hydroxy poziomu 60-70 ng/ml, suplementacja jodem i normalizacja funkcji tarczycy) nie obserwuję ataków serca. Z zawałami spotykam się jedynie u tych osób, które dopiero co spotkałem, lub u tych, którzy z jakiś powodów (zwykle z braku przekonania) nie przestrzegają diety. Na przykład jeden ksiądz, którego leczę, cudowny i dobry człowiek, nie potrafił odmówić sobie tych wszystkich pączków, ciastek i chleba, które codziennie przynosili mu jego parafianie. Niestety, mimo że wszystko inne robił jak trzeba, miał zawał.

Mimo że taki sposób odżywiania może się wydawać dziwny, w rzeczywistości ma przemożny wpływ na organizm człowieka. Jaka inna dieta jednocześnie prowadzi do spadku wagi, likwiduje przyczyny chorób serca, np. małe, gęste cząsteczki LDL, leczy cukrzycę i przed-cukrzycę i pomaga w tak wielu innych schorzeniach?

TN: Wielu Pana pacjentów wyzdrowiało z rzekomo nieuleczalnych chorób dzięki rezygnacji ze spożywania z pszenicy. Proszę opisać jeden lub dwa najbardziej dramatyczne przypadki.


WD: Do głowy przychodzą mi dwie osoby, głównie z uwagi na sposób, w jaki zareagowały na dietę, a także dlatego, że wciąż przeszywa mnie dreszcz na samą myśl o tym, jak wyglądałoby dziś ich życie, gdyby nie dokonały zmiany żywieniowych nawyków.

W książce opisałem historię Wendy, 36 letniej matki i nauczycielki, która chorowała na ciężkie wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Było z nią tak źle, że będąc na trzech lekach, miała ciągłe skurcze, biegunki i krwotoki tak obfite, że wymagała transfuzji. Kiedy ją poznałem, powiedziała mi, że jej gastrolog i chirurg zaplanowali już dla niej operację usunięcia jelita grubego oraz ileostomię. Wskutek tego zabiegu jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie. Do końca życia musiałaby chodzić ze specjalną torbą na stolec. Zaleciłem jej natychmiast, aby zrezygnowała z pszenicy w diecie. Na początku nie chciała tego zrobić, gdyż wykonana u niej biopsja jelit oraz badania krwi wykazały, że nie choruje na celiakię. Mimo to więdząc, jakie niezwykłe rzeczy dzieją się po odstawieniu pszenicy, udało mi się ją przekonać – nie miała nic do stracenia. Po trzech miesiącach nie tylko schudła 12 kg, ale ustąpiły też wszystkie skurcze, biegunki i krwawienia. Minęło już dwa lata, a Wendy odstawiła wszystkie leki, a po chorobie nie ma śladu. Jej okrężnica pozostała nienaruszona i nie ma potrzeby korzystania ze specjalnych toreb. Można powiedzieć, że jest wyleczona.

Drugi przypadek, również opisany w książce, to Jason, 26-letni programista komputerowy, chorujący na bolesne zapalenia stawów. Żaden z trzech badających go reumatologów nie potrafił postawić diagnozy. Mimo to każdy przepisywał leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, które nie pomagały. Jason cały czas zmagał się z chodzeniem i nie był zdolny do poważniejszej aktywności fizycznej niż krótki spacer. Po pięciu dniach od wyeliminowania z diety pszenicy, ustały u niego wszystkie bóle stawów. Na początku nie chciał uwierzyć, że chodzi o pszenicę. Uważał to za niedorzeczne. Postanowił zjeść kanapkę i bóle powróciły. Dziś w ogóle nie je pszenicy i nie wie, co to ból.

TN: Pana pacjenci mają szczęście, bo tam gdzie to możliwe zmienia Pan dietę chorego, zamiast wypisywać im lekarstwa. Niestety lekarze tacy jak Pan stanowią mniejszość. Na swoim blogu opisywałem niedawno sytuację, w której koleżance mojej żony przeszły nieznośne bóle głowy dopiero po tym, jak przestała jeść zboża. Przedtem odwiedziła kilku lekarzy, którzy przepisywali jej tylko kolejne medykamenty. Dlaczego tak niewielu lekarzy ma świadomość tego, w jaki sposób zboża mogą wpływać na nasze zdrowie?

WD: Moim zdaniem cała współczesna medycyna podąża dziś drogą wysokich technologii, drogich i zyskownych procedur medycznych, leków oraz fatalnej opieki. Zbyt wiele osób w systemie straciło z oczu wizję pomagania innym, zapomniało, że naszą misją jest leczenie ludzi. Może to brzmi staroświecko, ale uważam, że opieka zdrowotna podlega dziś bardzo niedobrym tendencjom, które redukują jej znaczenie do transakcji finansowych obwarowanych przepisami prawa. Medycynie należy przywrócić jej związek z leczeniem ludzi.

Widzę również, że wielu lekarzy i ekspertów całkowicie rozczarowało się nieskutecznością porad żywieniowych. Jako że tzw. „wiedza” dietetyczna, upowszechniana od 50 lat, okazała się w tak wielu aspektach błędna, ludzie stracili wiarę, że odżywianie i metody naturalne mogą poprawić zdrowie człowieka. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że dieta i metody naturalne mają potężną moc uzdrawiania, pod warunkiem, że dobieramy je właściwie.

TN: Czy ma Pan nadzieję, że Pańska książka zmieni opinię lekarzy na temat diety, czy raczej opinia publiczna będzie musiała nauczyć się ignorować to, co mówią lekarze, i sama edukować się w zakresie zdrowia?


WD: Niestety, zapewne wiele osób przeczyta moją książkę, ich zdrowie ulegnie radykalnej poprawie, stracą na wadze, po czym opowiedzą o tym swojemu lekarzowi, a ten uzna te zmiany za zbieg okoliczności, urojenia lub efekt placebo. Wielu moich kolegów-lekarzy nie chce uznać potęgi diety nawet wtedy, kiedy na własne oczy widzą jej efekty. Zmiana tego nastawienia wymagać będzie bardzo dużo czasu.

Jednak muszę dodać, że coraz więcej lekarzy zaczyna otwierać się na metody leczenia niezwiązane ze standardowymi procedurami i lekarstwami. To oni będą, moim zdaniem, najbardziej pomocni dla swoich pacjentów, chcących poprawić swój stan zdrowia w zakresie, jaki opisałem w książce Wheat Belly.

TN: Gdyby więcej lekarzy znało problematykę, którą Pan opisuje, to czy myśli Pan, że zmieniliby swoje zalecenia dietetyczne? Czy raczej mantra, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, jest już zbyt głęboko zakorzeniona w mentalności lekarzy?

WD: Nie ulega wątpliwości, że dogmat o tym, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, będzie jeszcze długo dominował wśród lekarzy. Jednak każdy, kto zapozna się z wyczerpującą argumentacją, którą przedstawiłem w swojej książce, dojdzie do przekonania, że tzw. pszenica nie jest już pszenicą, tylko całkowicie zmienionym wytworem badań genetycznych. Mając tę wiedzę, lekarze zrozumieliby, że wiele powszechnych schorzeń można wytłumaczyć spożyciem tej nowoczesnej „pszenicy” i jej wpływem na organizm człowieka.

TN: Prof. Robert Lustig uważa, że insulinooporność oraz inne problemy metaboliczne wywołuje niemal wyłącznie nadmiar fruktozy. Z kolei Pan obwinia za to pszenicę. Kiedy byłem po trzydziestce, również u mnie zaczęły pojawiać się pierwsze objawy przed-cukrzycy, a prawie w ogóle nie jadłem cukru. Wiedziałem, że cukier jest niezdrowy, ale jadłem dużo makaronów, płatków i chleba. Proszę opisać, w jaki sposób spożycie pszenicy może wywołać cukrzycę typu 2 nawet u tych osób, które nie piją słodzonych napojów i nie zajadają się słodkimi batonami?


WD: Zgadzam się, że fruktoza to duży problem, jeśli chodzi o współczesną dietę Amerykanów. Podobnie jak pszenica, fruktoza znajdująca się w sukrozie [cukier trzcinowy lub buraczany – przyp.tłum], wysokofruktozowym syropie kukurydzianym [ang. HFCS], miodzie oraz syropie z agawy, sprzyja powstawaniu otyłości brzusznej [ang. visceral fat], podnosi poziom cukru we krwi, opóźnia usuwanie z krwi tzw. remnantów (pozostałości) chylomikronu [ang. chylomicron remnants], które przyczyniają się do arteriosklerozy. Z tego powodu w książce Wheat Belly nie twierdzę, że pszenica jest jedynym problemem w amerykańskiej diecie.

Jak wielu z nas przekonało się na własnej skórze, wyeliminowanie z diety cukru i fruktozy to bardzo dobry pomysł, ale nie rozwiązuje całego problemu, a jedynie jeden jego aspekt. Pszenica stanowi problem u ludzi, którzy wierzą, że jedzenie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest zdrowsze od jedzenia cukru.



Dwie kromki pełnoziarnistego chleba pszenicznego podnosi cukier bardziej niż biały cukier, bardziej niż wiele czekoladowych batonów. Aż dziw bierze, że mimo tego dietetycy wciąż zalecają zwiększone spożycie pełnoziarnistego pieczywa. Im więcej pszenicy jesz, tym wyżej i częściej rośnie u ciebie poziom cukru we krwi. To prowadzi do większych i częstszych wyrzutów insuliny do krwi, co z czasem wywołuje oporność na insulinę. A taki stan prowadzi wprost do cukrzycy.

Co ważne, te wysokie skoki stężenia cukru we krwi są szczególnie szkodliwe dla komórek beta trzustki, które odpowiadają za produkcję insuliny. Zjawisko to nazywa się glukotoksycznością. Komórki beta mają niewielką zdolność do regeneracji. Powtarzające się ataki glukotoksyczności zmniejszają liczbę zdrowych, produkujących insulinę komórek. Na skutek tego poziom cukru pozostaje na stałym, coraz wyższym poziomie, nawet na pusty żołądek. W ten sposób powstaje przedcukrzyca, prowadząca do cukrzycy.

Tak więc zwiększone spożycie pszenicy, które nam się zaleca, nie jest dobrą odpowiedzią na epidemię cukrzycy, która niebawem dotknie połowę Amerykanów, a na całym świecie 346 milionów ludzi. Moim zdaniem, spożywanie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest w dużej mierze przyczyną tej epidemii. Wyeliminowanie ich z diety pozwoli nam zapanować nad tą sytuacją, a nawet ją odwrócić.

TN: W swojej książce pisze Pan, że współczesna pszenica karłowata [ang. dwarf wheat] zawiera coraz więcej glutenu i wywołuje większe skoki glukozy we krwi w porównaniu z pszenicą, jaką jedli nasi pradziadkowie. Dr Jared Diamond i inni stawiają przekonującą tezę, że przyjęcie diety opartej na zbożach spowodowało, że ludzie stali się niżsi, grubsi i bardziej chorowici już w czasach przedbiblijnych, czyli wtedy kiedy współczesna, zmodyfikowana pszenica jeszcze nie istniała. Czy zatem pszenica zmieniła się z dobrej żywności na złą, czy raczej ze złej żywności na jeszcze gorszą?

WD. Wybrałbym raczej tę drugą odpowiedź. Pszenica nigdy nie była dobrą żywnością dla człowieka i jej spożycie zawsze wywoływało wiele negatywnych skutków u części populacji. Jednak dzisiejsza pszenica to już pokarm fatalny, szkodliwy dla zdrowia niemal u wszystkich.

Rzecz jasna, gdybyśmy głodowali, i jedyną dostępną żywnością byłby chleb, powinniśmy jeść chleb. Nie ulega wątpliwości, że pszenica, na wczesnym etapie rolnictwa, służyła do tego, aby przetrwać okresy, w których brakowało pokarmów upolowanych lub zebranych. Jak zauważa dr Diamond, pszenica, jako wypełniacz kaloryczny pozwalający przeżyć bez polowania, jest żywnością wygodną. Jednak od samego początku jej spożycie miało negatywne dla zdrowia skutki. Nawet wczesne odmiany takie jak pszenica samopsza [ w oryg. einkorn – przyp tłum.] i płaskurka [w oryg. emmer] nie były dla człowieka zdrowe. Znane są doniesienia już z roku 100 n.e. dotyczące występowania celiakii.

Jednak dopiero zmiany genetyczne, dokonane w ostatnich 40-50 latach, w połączeniu z globalnymi zaleceniami spożywania coraz większej ilości pszenicy, doprowadziły do dzisiejszej tragicznej sytuacji. Te okoliczności zmieniły pszenicę z niezdrowego składnika naszej diety w dietetyczną zmorę całej ludzkości.

TN: Porozmawiajmy o konkretnych schorzeniach, które pszenica wywołuje lub pogarsza. Jeden z czytelników mojego bloga pisał o swojej siostrze, która wyzdrowiała ze stwardznienia rozsianego po odstawieniu pszenicy. Inni opowiadali mi o wyzdrowieniu z fibromialgii , ADD oraz depresji. Czy wszyscy oni to „świry”, czy może „zdrowe produkty pełnoziarniste” mają związek z tymi schorzeniami?

WD: Mimo że w ostatnich kilkunastu latach osobiście widziałem niewiarygodną poprawę zdrowia po odstawieniu pszenicy u tysięcy pacjentów, to wciąż dowiaduję się o coraz to nowych korzyściach. Niemal co tydzień ktoś do mnie pisze o tym, jak poprawiło się jego zdrowie po rezygnacji z pszenicy.

Słyszałem również o wielu przypadkach poprawy, a czasami wręcz wyleczeniu z fibromialgii , ADD lub depresji. Jeśli chodzi o MS, widziałem poprawę tylko w dwóch przypadkach. Jest to stosunkowo rzadka choroba i nie spotykam się z nią często jako kardiolog. Niemniej biorąc pod uwagę siłę oddziaływania pszenicy na różne aspekty zdrowia człowieka, nie zdziwiłbym się, widząc remisję również i tej choroby, zwłaszcza że składniki pszenicy wywołują stany zapalne w obrębie centralnego układu nerwowego.

Niestety większość moim kolegów-lekarzy ignoruje ten związek i postrzega go jako czysty zbieg okoliczność. Dzieje się tak pomimo tego, że u wielu osób stany zapalne można w sposób powtarzalny „włączać” i „wyłączać” poprzez włączenie lub eliminację pszenicy z diety. Pogląd, że pełnoziarniste pokarmy zbożowe są zdrowe, jest dziś tak głęboko zakorzeniony w sposobie myślenia pracowników służby zdrowia, że są oni bardzo niechętni jakimkolwiek zmianom.

Nie sądzę, żeby moja książka wywoływała masową histerię, wskutek której każdy wyrzuci do śmieci wszystkie pokarmy z pszenicą tylko dlatego, że ja tak mówię. Pacjenci sami opowiadają o wielu korzyściach zdrowotnych związanych z eliminacją pszenicy z diety: tracą na wadze bez ograniczania liczby spożywanych kalorii, czują ulgę w przypadku wielu schorzeń, doświadczają subiektywnej poprawy samopoczucia i przypływu energii. Mogę powiedzieć, że wyeliminowanie z diety pszenicy jest najbardziej zadziwiającym i najskuteczniejszym sposobem na poprawę zdrowia, z jakim się spotkałem w swojej 25-letniej praktyce lekarskiej.

TN: Osobiście zrezygnowałem z pszenicy i innych zbóż głównie po to, aby schudnąć. Jednak miło się zdziwiłem, kiedy kilka innych dolegliwości również w krótkim czasie ustąpiło, m.in. łuszczyca, lekka astma, choroba refluksowa przełyku, zapalenie stawów. Jak często widział Pan rezultaty podobne do moich i dlaczego pszenica miałaby w ogóle wywoływać te schorzenia?

WD: Zmiany, które Pan opisał, to reguła, a nie wyjątek. Tylko czasami zdarza się osoba, która zrezygnowała z pszenicy i powie: „Straciłam na wadze 1,5 kg w ciągu miesiąca i nic innego się nie stało”.

Ostrożnie szacuję, że u 70% globalnej populacji oprócz utraty wagi, eliminacja z diety pszenicy poprawia stan zdrowia. … Różnorodność chorób spowodowanych spożyciem pszenicy, lub tych, które się po jej spożyciu nasilają, jest doprawdy zdumiewająca.

Nie ma jednego składnika pszenicy, który odpowiada za wszystkie negatywne skutki zdrowotne związane z spożywaniem tego zboża. Gliadyna bezpośrednio wywołuje stany zapalne, ale również pobudza apetyt. Gluten odpowiada za występowanie stanów zapalnych w jelitach oraz centralnym układzie nerwowym. Lektyny sprawiają, że jelita stają się bardziej przepuszczalne dla obcych białek, które wywołują schorzenia związane z zapaleniem bądź reakcją autoimmunologiczną (np. reumatoidalne zapalenie stawów i toczeń rumieniowaty). Amylopektyna A odpowiedzialna jest za powstawanie otyłości brzusznej, tj. „pszenicznego brzucha”, która jest przyczyną stanów zapalnych, insulinooporności, cukrzycy, zapalenia stawów oraz chorób serca.

TN: Więc jeśli chodzi o dolegliwości w układzie pokarmowym, głównym winowajcą jest zawarty w pszenicy gluten oraz lektyny? Czy jeszcze inne czynniki odgrywają jakąś rolę?

WD: Dziwne jest to, że choć pszenica negatywnie wpływa na niemal wszystkie aspekty funkcjonowania układu pokarmowego, i nie chodzi jedynie o celiakię, przyczyny tego zjawiska pozostają w dużej mierze poza zainteresowaniem badaczy. Zatem mogę jedynie spekulować, dlaczego pszenica tak mocno oddziałuje na ten aspekt zdrowia człowieka. Prawdopodobnie ma to związek z gliadyną, glutenem i lektynami działającymi pojedynczo lub w połączeniu. Jestem przekonany, że oprócz tych trzech składników są w pszenicy jeszcze inne szkodliwe dla człowieka substancje, działaniem których można by wyjaśnić, dlaczego efekt końcowy jest czymś więcej niż sumą składowych. Mam na myśli to, że eliminacja pszenicy z diety daje rezultaty, które wykraczają poza to, co wiemy o działaniu każdego składnika z osobna.

TN:Czy każdy rodzaj glutenu jest równie szkodliwy, czy gluten dzieli się na lepszy i gorszy? I jeśli niektóre rodzaje glutenu są gorsze, to czy gluten zawarty we współczesnej pszenicy jest szczególnie niekorzystny dla człowieka?

WD: Struktura aminokwasów glutenu może być różna, ale wszystkie jego odmiany mają jedną i tę samą cechę, pożądaną przez piekarzy i konsumentów – lepkosprężystość [ang. viscoelasticity]. Dzięki niej można modelować ciasto podrzucając je w powietrze, można formować kawałki pizzy, można nadawać mu dowolne kształty – od pity po ciabattę.

Najgorszym i najbardziej szkodliwym rodzajem glutenu są jego nowe odmiany będące owocem pracy genetyków. Zmiany wprowadzone w zakresie zbioru genów „D” („genomu”), które są charakterystyczne dla dzisiejszej pszenicy półkarłowatej [ang. semi-dwarf wheat] najprawdopodobniej doprowadziły do czterokrotnego wzrostu zachorowań na celiakię. Tylko w ostatnich 20 latach zapadalność na tę chorobę podwoiła się. Mniej szkodliwy gluten występował w starych odmianach pszenicy takich jak samopsza i płaskurka – mniej szkodliwy, ale nie nieszkodliwy.

Moim zdaniem gluten w każdej formie, a już szczególnie ten dzisiejszy, jest dla człowieka tak szkodliwy, że najlepiej byłoby się z nim całkowicie rozstać.

TN: Czy swoim pacjentom zaleca Pan dietę beglutenową, czy zarówno bezglutenową jak i bezcukrową? Pytam o to, ponieważ kiedy ludzie rezygnują z obu produktów, nabierają przekonania, że ich dolegliwości powodował cukier, a nie zboża.

WD: Tak, cukier jest również na liście pokarmów niedozwolonych. Nie ulega wątpliwości, że przynajmniej dla niektórych ludzi, zwłaszcza młodych, dużym problemem jest spożycie cukru w napojach, fast-foodach i rozmaitych przekąskach.

Jednak u większości ludzi samo wyeliminowanie z diety cukru połączone ze spożywaniem zwiększonej ilości “zdrowych pokarmów pełnoziarnistych” zamiast do chudnięcia, prowadzi do tycia. Często doświadczają tego osoby, które w dobrej wierze stosują się do zaleceń tzw. zdrowego odżywiania, ograniczają spożycie słodkich przekąsek, zwiększają spożycie „zdrowych produktów pełnoziarnistych” i w efekcie kończą z 10 -, 20 – , a nawet 40-kilogramową nadwagą.

Tymczasem należy odwrócić kolejność, czyli w pierwszym rzędzie zrezygnować z pszenicy, a ochota na słodycze niemal zawsze znacząco maleje, ponieważ eliminuje się z diety pobudzającą apetyt gliadynę. Dużo łatwiej jest najpierw zrezygnować z pszenicy niż z cukrów.

Rzecz jasna w całej sprawie nie chodzi tylko o to, ile ważymy. Liczą się również inne aspekty zdrowia, na które nawet cukier nie ma wpływu, takie jak zapalenia stawów, choroba refluksowa przełyku, zespół drażliwego jelita, wysypki, negatywny wpływ na mózg, zatrzymywanie wody w organizmie itp.

TN: W znanej książce pt. Nutrition and Physical Degeneration dr Weston A. Price opisywał, jak tradycyjne populacje namaczały i fermentowały ziarna zbóż przed ich spożyciem. Czy uważa Pan, że w ten sposób zboża stają się mniej szkodliwe dla zdrowia? Czy raczej dzisiejsze zmutowane odmiany pszenicy są tak bardzo przepełnione niebezpiecznymi białkami, że te tradycyjnie metody niewiele zmieniają?




WD: Namaczanie i fermentacja sprawia, że w pszenicy, pokarmie szkodliwym, zmniejsza się, poza innymi rzeczami, zawartość lektyn i glutenu. Innymi słowy pszenica staje się wskutek tego pokarmem mniej szkodliwym. Ale trzeba uważać, aby nie wpaść w tę samą pułapkę, w jaką wpadli dietetycy i instytucje zajmujące się tzw. zdrowiem publicznym. Zalecają one, aby pokarm szkodliwy (białą mąkę) zastępować pokarmami mniej szkodliwymi (produktami pełnoziarnistymi), tak jakby spożycie mnóstwa pokarmów mniej szkodliwych było dla nas zdrowe. To właśnie taka błędna logika spowodowała cały ten żywieniowy bałagan.

Na przykład namaczanie ziaren zmniejsza zawartość lektyn o ok. 35 %. Robi się więc lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. Pozostajemy narażeni na negatywne skutki spożywania pszenicy, w tym pobudzony apetyty od glidyny, wysokie stężenie cukru we krwi od amylopektyny A, stany zapalne od glutenu i gluteniny, zwiększona przepuszczalność jelit dla obcych białek od lektyn.

Podobnie fermentacja na zakwasie chlebowym zmniejsza zawartość węglowodanów, ale nie zmienia innych aspektów negatywnego wpływu pszenicy na zdrowie. I znowu – robi się lepiej, ale nie jest dobrze.

Nawet genetycy pracują dziś nad tym, żeby zmodyfikować pszenicę w taki sposób, aby była mniej szkodliwa. Jeden z obszarów badań dotyczy prób usunięcia wszystkich szkodliwych sekwencji glutenu. Jak zwykle badacze znają budowę genetyczną tego zboża, ale nie rozumieją jak na człowieka wpływa jego spożycie.

Zatem bez względu na to co piekarze lub genetycy robią, aby zmienić pszenicę, zasadniczo pozostaje ona tym samym pokarmem, ze wszystkimi niekorzystnymi właściwościami: pobudza apetyt, działa negatywnie na funkcjonowanie mózgu, wywołuje stany zapalne, inicjuje procesy autoimmunologiczne i wywołuje otyłość.

TN: A jak wpływają na nas inne ziarna, np. kamut, orkisz, owies, szarłat, gryka. Czy są dla nas zdrowe, czy nie?

Patrząc ewolucyjnie, kamut i orkisz to starsze formy pszenicy. Zatem nie doszło u nich do szkodliwych modyfikacji genomu „D” jakie miały miejsce w przypadku nowoczesnej pszenicy. Ale to wciąż pszenica. Oznacza to, że będzie tam gliadyna (choć jej działanie w zakresie pobudzania apetytu będzi mniejsze niż jej współczesnego odpowiednika), będą też lektyny zwiększające przepuszczalność jelit. Oba składniki podnoszą dodatkowo stężenie cukru we krwi.

Jeśli chodzi o oddziaływanie na układ odpornościowy, owies rzeczywiście różni się znacząco od pszenicy. Jednak problem z owsem polega na tym, że niezwykle mocno podnosi poziom cukru we krwi. Miska gotowanej, ekologicznej, grubo mielonej owsianki bez dodatku cukru u osoby zdrowej zwiększy poziom cukru do 150 mg/dl, 200 mg/dl, czasami nawet więcej. U cukrzyka lub przedcukrzyka nawet 300 mg/dl po zjedzeniu owsianki nie jest rzadkością.

Szarłat i gryka to ziarna, które nie mają związku z pszenicą i zasadniczo są czystymi węglowodanami. W przeciwieństwie do pszenicy nie wywołują skutków immunologicznych, neurologicznych, ani nie pobudzają apetytu. Jednak podobnie jak owies podnoszą stężenie cukru we krwi i wywołują wszystkie efekty z tym związane (zwiększona oporność na insulinę oraz glikacja – w oku, w tkankach chrzęstnych, w tętnicach, oraz glikacja cząstek LDL). Z tego powodu doradzam pacjentom, aby te wszystkie ziarna spożywali w niewielkich ilościach tj. nie więcej niż niż pół filiżanki po ugotowaniu, i tylko w ramach diety ubogiej w węglowodany (np. średnio 40-50 gramów dziennie)

TN: Z jaką reakcją spotkała się Pana książka, czy może jest jeszcze za wcześnie, żeby to oceniać?

WD: Reakcja jest znakomita. W ciągu pierwszych 9 dni od opublikowania, Wheat Belly trafiła na listę bestselerów „New York Times”.

Jednak najważniejsze dla mnie jest to, że niemal codziennie dostaję od ludzi sygnały, że moja książka zmieniła jakość ich życia. Piszą o gwałtownym spadku wagi ciała w sytuacji, w której wszystko inne dotychczas zawodziło; o uldze w przewlekłych bólach; o spadającym poziomie cukru we krwi etc. Szczególnie cieszy mnie to, że dzięki mediom społęcznościowym o tych zmianach dowiaduję się zaledwie po kilku dniach od zmiany diety. Nawet w swojej praktyce lekarskiej informacje o poprawie zdrowia docierały do mnie zywkle po kilku miesiącach. Teraz dowiaduje się o nich po kilku-, kilkunastu dniach od przejścia na dietę bezpszeniczną.

TN: Czy była jakaś reakcja ze strony tzw. ekspertów, dla których pełnoziarniste produkty zbożowe to nieodzowny element zdrowej diety? Podejrzewam, że nie jest Pan zbytnio popularny w tych kręgach.

WD: Odżywianie to niezwykle ważne zagadnienie, które budzi wiele emocji. Dietetycy i inni „eskperci” ds. żywienia zostali mocno zindoktrynowani w zakresie pozytywnego wpływu na człowieka „zdrowych pokarmów pełnoziarnistych”. W związku z tym ich pierwszą reakcją na poglądy, takie jak moje, jest zwykle złość. Utrzymują, że musi to być jakaś chwilowa moda na odchudzanie, która szybko minie. Jednak każdy, kto przeczyta Wheat Belly zrozumie, że jest dokładnie na odwrót. Książka omawia to wszystko, czego się publicznie nie mówi na temat zbóż zmienionych genetycznie nie tylko w celu zwiększenia plonów, ale również pobudzenia apetytu konsumenta.

Grupa producentów pszenicy o nazwie „Grain Foods Foundation” zdążyła już wydać publiczne oświadczenie, że zamierza przeprowadzić kampanię PR mającą na celu zdyskredytowanie mnie i moich argumentów. W odpowiedzi na to opublikowałem „List otwarty do Grain Foods Foundation”, który również rozesłałem do rozmaitych mediów, zapraszający moich adwersarzy do publicznej debaty na ten temat w świetle kamer. Jak dotąd nie otrzymałem odpowiedzi i sądzę, że nigdy nie otrzymam. Biorąc pod uwagę badania i wiedzę, jaką zgromadziłem w swojej książce, wątpię, by ktokolwiek z branży chciał pozwolić na publiczne nagłaśnienie tej problematyki.

TN: Ostatnie pytanie. Teraz kiedy książka jest już na rynku, czy kiedykolwiek leży Pan w nocy nie mogąc zasnąć, i zastanawia się, czy dobrzy ludzie z Monsanto lub Pillsbury planują Pana koniec? Gdybym był na Pana miejscu, unikałbym przez jakiś czas ciemnych uliczek.

WD: Dzięki za ostrzeżenie! Prowadząc kampanię przeciw pszenicy z pewnością narobiłem sobie wpływowych wrogów. Mam na myśli wielki przemysł spożywczy, wielomiliardowy agrobiznes, grupy producenckie zbóż, oraz – ku mojemu zdziwieniu – przemysł farmaceutyczny. Byłem wstrząśnięty (choć pewnie nie powinienem być wiedząc, do czego ci ludzie są zdolni), kiedy dowiedziałem się, że przynajmniej jedna grupa producencka pszenicy jest opłacana przez przemysł farmaceutyczny. To naprawdę niepokojące.

Mimo wszystko, skupiam się na upowszechnianiu wiedzy na ten temat i bardzo pomagają mi w tym historie z życia osób, które dzięki niej na nowo odzyskały zdrowie, pozbyły się bólów itd. Można to wszystko osiągnąć postępując odwrotnie do tego, co zalecają nam instytucje publiczne. Trzeba tylko porzucić ślepą wiarę w „zdrowe pełnoziarniste pokarmy”.

TN: Bardzo dziękuję, że znalazł Pan czas, aby odpowiedzieć na nasze pytania. Mam nadzieję, że Pańska książka sprzeda się w milionach egzemplarzy
.

Za Michealem Eadesem wypada też odnotować, że dr Davis pozbył się również pokutujących w środowisku kardiologów lęków przed tłuszczami diecie, zwłaszcza tłuszczami nasyconymi. Oto co pisze na ten temat w swojej książce:

Antytłuszczowa fobia, jaka panuje od ponad 40 lat, zniechęciła nas do spożywania takich pokarmów jak jaja, wołowina i wieprzowina z uwagi na zawartość w nich tłuszczów nasyconych. Jednak tłuszcz nasycony nigdy nie stanowił problemu. To węglowodany, w połączeniu z tłuszczem nasyconym powodują gwałtowny przyrost cząsteczek LDL we krwi. Problemem były zawsze bardziej węglowodany niż tłuszcze nasycone. W rzeczywistości nowe badania oczyściły tłuszcze nasycone z zarzutów o to, że zwiększają ryzyko wystąpienia ataku serca lub udaru.


Ze swojej strony wyrażamy nadzieję, że książką Wheat Belly niebawem znajdzie polskiego wydawcę. Jej opublikowanie w naszym kraju stanowiłoby przeciwwagę dla wszechobecnej i nachalnej promocji zbóż zachwalanych jako zdrowa żywność. Momentami można odnieść wrażenie, iż bez kilku kromek chleba dziennie, bez płatków śniadaniowych i bez owsianki, wyginiemy jako gatunek. Prawda jest natomiast taka, że o ile rozwój rolnictwa i uprawa zbóż umożliwiły gwałtowny przyrost naturalny oraz ukształtowanie się nowoczesnych społeczeństw, opartych na specjalizacji i podziale pracy, o tyle pod względem zdrowotnym okazały się dla nas katastrofą. Dobrze ujął to prof. Jared Diamond pisząc w swojej nagrodzonej nagrodą Pulitzera książce pt. Guns, Germs, and Steel:

Chociaż zaakceptowanie rolnictwa miało najpewniej decydujące znaczenie dla lepszego życia, to pod wieloma względami okazało się tragedią, z której nigdy się nie podnieśliśmy.


Źródło: KLIKNIJ TUTAJ
Wpływy podatkowe za 2012...
Mr.Drwalu • 2013-02-14, 21:12


Wpływy podatkowe za 2012 rok będą o ok. 20 mld zł mniejsze niż planował rząd Tuska.

Teraz już wiemy dlaczego rząd Tuska od początku tego roku pożycza pieniądze w tak szalonym tempie i decyduje się na sprzedaż sporego pakietu akcji PKO BP. Pomyłka Rostowskiego - szacowana wstępnie na ok. 20 mld zł - musi zostać czymś zbilansowana. Pytanie tylko - dlaczego dzieje się to naszym kosztem?

Według wyliczeń "Gazety Prawnej" wpływy podatkowe w całym 2012 r. są dużo niższe od przewidzianych w ustawie budżetowej. Gazeta ta zauważa, że "po 11 miesiącach brakowało prawie 37,2 mld zł w stosunku do tego, co planowano na cały rok. Nawet jeśli dodać do tego spodziewane wpływy podatkowe z grudnia, to i tak różnica między planami a wykonaniem może być rekordowa i wyniesie około 20 mld zł". Wynika to przede wszystkim z mniejszych wpływów z tytułu podatku VAT (ok. 21 mld zł mniej niż planował rząd) oraz niższych od zakładanych wpływów z podatków dochodowych PIT i CIT. Zdaniem ekspertów minister Rostowski, w założeniach budżetowych na 2012 rok, w ogóle nie uwzględnił tego, że polska gospodarka może stanąć w miejscu, z czym obecnie mamy do czynienia.

Powyższe może tłumaczyć, dlaczego rząd Tuska, w tak szalonym tempie, znowu zadłuża Polaków. Warto zauważyć, że 23/01/2013 ministerstwo finansów pożyczyło (emitując obligacje) kwotę 11,9 mld zł, zaś dwa tygodnie później w ten sam sposób pożyczono kolejne 5,75 mld zł. Dodatkowo w styczniu rząd sprzedał pakiet blisko 12 proc. akcji PKOBP, kontrolowany przez Skarb Państwa, za kwotę 5,2 mld zł. Jeśli zsumujemy 11,9 mld zł + 5,75 mld zł + 5,2 mld zł, to uzyskamy kwotę 22,85 mld zł, która powinna zbilansować tzw. budżetową pomyłkę Rostowskiego. Należy jednak zaznaczyć w sposób kategoryczny, że uzyskana w ten sposób kwota bilansuje mniejsze wpływy z podatków za 2012 rok tylko w sposób chwilowy, bowiem kwoty pożyczone (17,65 mld zł) trzeba będzie oddać (z doliczonymi odsetkami), zaś widmo utraty kontroli nad największym polskim bankiem jest coraz bliżej.



Wszystko to, dzieje się dlatego, że rządzą nami amatorzy-nieudacznicy, którzy nie potrafią przewidzieć prostych konsekwencji swoich poczynań. Wolą brnąć w manipulacji i kłamstwie, zamiast próbować rzetelnie rozwiązać problemy kraju. A jak przyjdzie co do czego - uciekną: jeden do Londynu, drugi do Brukseli, trzeci do Madrytu, a czwarty do Moskwy.


Źródło: KLIKNIJ TUTAJ
Najlepszy komentarz (57 piw)
koolowsky • 2013-02-15, 2:19
To jest banda jełopów bez kumy. Socjaliści sami. A Vincent Rostowski to głupia pała;



on chyba naprawdę myśli, że tak jest... :]
Polskie drogi
H4NNIB4L • 2013-02-08, 1:04
Dość ciekawy komentarz posła Prawa i Sprawiedliwości Andrzeja Adamczyka,odnośnie decyzji Komisji Europejskiej o wstrzymaniu pieniędzy unijnych na polskie drogi. Dość długi, ale polecam obejrzeć cały


P.S. Nie, nie pierdzielnie go auto
Najlepszy komentarz (33 piw)
d1abol • 2013-02-08, 2:31
barany i tak dalej beda glosowac na Tuska