18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (5) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 17:34
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 13:56

#sąd

Przed sądem w Zielonej Górze zakończył się właśnie jeden z 13 procesów wytoczonych panu Emilowi, który nagrywa strażników miejskich przy pracy. Dziś sąd rozpatrywał skargę gminy Kargowa, która oskarżyła mężczyznę o narażenie miasta na straty wizerunkowe. Orzekł, że mężczyzna jest niewinny. Jak zawsze.

Trzem gminom z województwa lubuskiego wyraźnie nie podoba się, że pan Emil filmuje straż miejską. Kargowa, Nowe Miasteczko i Kożuchów skarżyły go już w związku z tym 13 razy.

- Sześć albo siedem z nich się już zakończyło i sąd przychylił się do moich racji - przyznaje pan Emil.

Katalog wykroczeń, jakich miał się zdaniem samorządowców dopuścić pan Emil, jest szeroki.

Zmora lubuskich strażników

Był już oskarżany o nękanie, narażanie miasta na straty wizerunkowe, stalking czy nawet o potrącenie funkcjonariuszki. Sąd konsekwentnie jednak uznaje go za niewinnego. W ten sposób pan Emil, znany też przez internautów jako "zorro polskich kierowców", kursuje między gminami z rozprawy na rozprawę. Mimo kolejnej porażki, przedstawiciele Kargowej rozważają właśnie odwołanie od dzisiejszego wyroku uniewinniającego.

Działają w zmowie


Zdaniem pana Emila, gminy działają w porozumieniu. Sądzi, że kolejnymi pozwami chcą zniechęcić go do dalszej działalności. Jak stwierdził, w ten sposób, mogą osiągnąć jedynie efekt odwrotny. O sprawie już zrobiło się głośno, a pan Emil nie zamierza przestać nagrywać strażników.

Za każdą sprawę płaci podatnik


Świeżo uniewinniony zwraca też uwagę na koszty tej zabawy w "kotka i myszkę". Każda przegrana przez gminy sprawa, obciąża finansowo kieszeń podatników. Rozprawy są bowiem finansowane albo przez Skarb Państwa, albo przez samorządy. Samorządowcy wyraźnie jednak nie mają zamiaru dać za wygraną, a stuprocentowa nieskuteczność ich działań wydaje się ich nie zrażać. Gmina Nowe Miasteczko właśnie wystosowała przeciwko panu Emilowi pozew wręcz bliźniaczo podobny do tego, który dziś uchylił sąd w Kargowej.

Autor: kk/zp,iga / Źródło: TVN24 Poznań
Najlepszy komentarz (66 piw)
e................n • 2013-08-07, 18:21
Emil super gość. Dobrze że tępi tych złodziei.
Zeznanie
BongMan • 2013-08-04, 22:22
Facet zeznaje w sądzie:
- Idę przez park i w krzakach słyszę takie odgłosy, jakby się pierdolili.
- Jakby kopulowali - przerywa sędzia.
- Tak, właśnie. Tak więc słyszę odgłosy jakby kopulowali, podchodzę bliżej i myślę "pewnie kopulują", patrzę... a tam się pierdolą!
Najlepszy komentarz (46 piw)
contowsky • 2013-08-05, 3:42


ale piwa ode mnie to Ty kurwa nie dostaniesz

Represje aparatu policyjnego Republiki Okrągłego Stołu wobec środowisk negujących jej funkcjonowanie w obecnym kształcie nabierają tempa. Wczoraj jednak, nikt nie wznosił haseł przeciwko władzom III RP. Grupa młodych ludzi z częstochowskiego koła Młodzieży Wszechpolskiej, postanowiła po prostu spełnić swój patriotyczny obowiązek oddając cześć bohaterskim żołnierzom z Powstania Warszawskiego. Efekt? Dwa wnioski o nałożenie grzywny w wysokości 500 zł, a także sprawa w Sądzie Rodzinnym. Jednak po kolei.
Pozwolicie zatem, iż na wstępie oddam głos jednemu z częstochowskich Wszechpolaków, którego relacja przybliży zaistniały skandal.
,,Wczorajsze obchody zaczęły się o godzinie 17:00, kiedy to odbyła się Msza Św. w intencji Bohaterów Powstania Warszawskiego w kościele pw. Najświętszej Maryi Panny. Następnie zaplanowano uroczysty przemarsz z kościoła, pod Pomnik Nieznanego Żołnierza. W momencie, gdy zaczęła się formować kolumna marszowa, nasi działacze dołączyli do niej, po czym rozpoczęli rozkładanie samodzielnie zrobionego transparentu z napisem "Wszechpolacy Pamiętają - Bohaterów Wysławiają". W czasie tej czynności, trzech działaczy, wraz z transparentem zostało zaciągniętych pod kordon policji, w ,,celu wylegitymowania''. Wylegitymowanie to jednak nie doszło do skutku, gdyż działacze zostali umieszczeni w radiowozie i przewiezieni na Komendę Miejską Policji w Częstochowie. Na miejscu, dowiedzieliśmy się, że nie posiadamy zgody organizatora marszu na rozpostarcie naszego transparentu. Na mocy art. 63a Kodeksu Wykroczeń, wobec dwóch z nas skierowano wniosek do sądu o nałożenie grzywny w wysokości 500 złotych, trzeci działacz - z racji swojej niepełnoletności - odpowie przed Sądem Rodzinnym z tego samego artykułu.''
Wobec narodowców, kibiców czy wielu niezależnie działających patriotów, w całej Polsce regularnie dochodzi do stosowania różnego rodzaju represji, z różnym nasileniem. Chociaż każdy działający czynnie na polu krytycznym wobec obecnego kształtu III RP doskonale wie, że w Polsce mamy problem z wolnością słowa i dostajemy wiele niepokojących sygnałów o działalności służb m.in. policyjnych, nie zawsze o nich piszemy. Jako ludzie czynu, szczególnie nie lubimy się użalać, wiedząc, jakie skutki za działalność na rzecz Wielkiej Polski mogły dotknąć naszych wielkich poprzedników, na których często się powołujemy i którzy mimo wielu zagrożeń, po prostu działali.
Wczoraj jednak, została przekroczona pewna granica. Jeżeli dojdziemy do kuriozalnej sytuacji, w której policja będzie bezkarnie wyciągać ze zgromadzeń młodych patriotów, na oczach setek ludzi właśnie w ten sposób ich poniżać i karać za to, że chcieli oddać cześć naszym Bohaterom, zamiast w tym czasie np. spędzać czas na bezmyślnym oglądaniu telewizji, będziemy musieli wyciągnąć z tych faktów konkretne wnioski i coraz odważniej walczyć o nasze prawa.
Nie pozwolimy, aby nasi Koledzy zostali ukarani za transparent widoczny za zdjęciu. Nigdy nie będzie naszej zgody, na gaszenie patriotyzmu i samodzielnego myślenia w młodym pokoleniu, za pomocą aparatu policyjnego. Na to, naszego biernego przyzwolenia nie ma i nie będzie.
W najbliższych dniach będziemy na bieżąco informować o rozwoju opisanej powyżej sytuacji, jednak zapewniamy, iż nie złożymy broni i zrobimy wszystko, by nasi młodsi Koledzy zostali oczyszczeni z absurdalnych i szkalujących ich dobre imię, zarzutów.

Źródło: narodowcy.net/polska/2887-grzywna-i-sad-za-uczczenie-bohaterow-powstan...
Budynek izraelskiego Sądu Najwyższego
Rothschildowie oraz symbolika NWO



Sąd Najwyższy (hebrajski : בית המשפט העליון‎, Beit HaMishpat HaElyon, arabski: المحكمة العليا‎, Al-Mahkamah al-‘Ulyā), jest najwyższą instancją systemu sądowego Izraela. Jego siedziba znajduje się w Jerozolimie.

Swoim zasięgiem obejmuje cały Izrael oraz izraelskie terytoria okupowane. Orzeczenie Sądu Najwyższego jest wiążące dla każdego sądu, innego niż sam Sąd Najwyższy. Jest to podstawa zasady precedensu wiążącego (stare decisis) w Izraelu. Sąd Najwyższy może działać jako sąd apelacyjny oraz sąd pierwszej instancji.

Izraelski Sąd Najwyższy jest dziełem tylko jednej rodziny: Rothschildów. Podczas negocjacji z rządem Izraela, Rothschildowie zgodzili się na oddanie budynku pod trzema warunkami: Rothschildowie dokonają wyboru działki, będą korzystać z własnego architekta, oraz nikt nie pozna ceny budowy budynku.
Powody, dla których postawiono te warunki są dosyć oczywiste: budynek Sądu Najwyższego jest Świątynią Masońskiej Tajemnej Religii i został zbudowany przez elity dla elit.

Zbudowany w 1992 roku, Izraelski Sąd Najwyższy ma swą siedzibę w Jerozolimie, naprzeciwko Knesetu (izraelskiego parlamentu). Jego charakterystyczna architektura została poddana ogromnej krytyce, ze względu na sprzeciw architektów przeciwko nowemu, lekkiemu stylowi, rażąco odbiegającemu się od ciężkiej i mrocznej zabudowy starej Jerozolimy.
Niemal wszyscy krytycy i dziennikarze pomijają jednak wyraźnie widoczne okultystyczne symbole obecne w całym budynku. Zasady Illuminati oraz Masonów są fizycznie zawarte w wielu punktach budynku wskazując, kto bez wątpienia jest odpowiedzialny za jego powstanie.

Dom Rothschildów

Rodzina Rothschild jest międzynarodową dynastią żydowską pochodzenia niemieckiego, którzy uchodzą za twórców międzynarodowej bankowości. Potomstwo Mayera Rothschilda Amschela (1744-1812) jest rozsiane po całej Europie i stało się głównymi aktorami w życiu społecznym, politycznym i gospodarczym kontynentu. Poprzez bliskie powiązania z elitami Anglii, Austrii, Francji i Włoch, Rothschildowie stali się ukrytą siłą w większości wydarzeń politycznych w ciągu ostatnich stuleci. Alternatywni historycy twierdzą, że są oni częścią niesławnych 13 rodów Illuminati, wraz z Rockefellerami i Dupontami.

Rothschildowie są jednymi z twórców ruchu syjonistycznego i jednymi z najbardziej aktywnych uczestników w tworzeniu państwa Izrael. James A. de Rothschild sfinansował Knesset, główny polityczny budynek Izraela. Tuż przed nim stoi izraelski Sąd Najwyższy, podarowany przez innego członka dynastii: Dorothy de Rothschild.

W tym samym obszarze Jerozolimy możemy znaleźć nie tylko budynki Knesetu i Sądu Najwyższego, zbudowane przez Rothschildów, lecz również leżące w linii prostopadłej, kilka przecznic dalej, Muzeum Rockefellera (innej elitarnej rodziny). Zaczynamy więc rozumieć, kto tak naprawdę jest właścicielem tego terenu.

Jerry Golden opisał kilka lat temu izraelski Sąd Najwyższy, wskazując na jego koncepcję okultystyczną. Podczas badania tego typu budynków, można szybko wskazać te same, nieuchronnie powtarzające się tematy: oświetlenie, piramidy, wzniosłość, numery 13 lub 33 oraz falliczne/jońskie symbole. Budynek ten posiada je wszystkie, oraz wiele, wiele więcej.

Ścieżka prowadząca do oświecenia

Podróż przez Sąd Najwyższy jest w rzeczywistości symboliczną drogą do oświecenia.
Ostatecznym "celem" podróży jest dotarcie na szczyt piramidy, która znajduje się na dachu Sądu Najwyższego, ponad obszarem, w którym znajduje się odpowiednik "najświętszej świętości" w każdej żydowskiej świątyni.

Na każdej ścianie piramidy znajduje się otwór reprezentujący "Wszystkowidzące Oko" masońskiego Wielkiego Architekta (takie jak na rewersie Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych).



Piramida na szczycie budynku

Pójdźmy więc ścieżką "profanum" aby osiągnąć oświecenie.

Schody prowadzące z Ciemności do Światła

Osoba wchodząca do Sądu Najwyższego wkracza do ciemnego przedsionka na końcu którego znajdują się schody prowadzące ku źródłu światła.



Wspinając się po nich, gość stopniowo opuszcza strefę ciemności, by na ich końcu ujrzeć wspaniałe promienie słoneczne. Schodów jest dokładnie 30 - stanowią one 30 pierwszych stopni masonerii, gdzie adept jest stopniowo wydobywany z objęć życia materialnego (ciemność) do mądrości i oświecenia (światło). Wiemy, że struktura Wolnej Masonerii zawiera łącznie z 33 stopnie, i jak będzie można zobaczyć później, w budynku znajdują się również pozostałe trzy stopnie. Po prawej stronie schodów znajdują się stare skały przypominające mury starożytnej Jerozolimy, natomiast po ich lewej stronie widać gładkie i nowoczesne ściany. Ma to reprezentować ponadczasowy charakter okultystycznej nauki, która była przekazywana od czasów starożytnych po dzień dzisiejszy.

Kiedy zwiedzający osiągnie szczyt schodów, może podziwiać wspaniały widok na Jerozolimę. W sposób symboliczny, oświecony człowiek zdobywa "duchowy wzrok".



Widok na Jerozolimę

Wbudowana w posadzkę linia kieruje zwiedzającego w stronę wejścia do biblioteki, która jest umiejscowiona tuż pod piramidą zwieńczającą budynek.

Biblioteka

Biblioteka jest podzielona na trzy poziomy, symbolicznie reprezentujące ostatnie trzy stopnie wtajemniczenia (31, 32 oraz honorowy trzydziesty trzeci).
Pierwszy poziom jest zarezerwowany dla prawników, drugi jest zarezerwowany dla sędziów oraz książek, natomiast na trzecim poziomie przebywać mogą tylko emerytowani sędziowie. Sposób funkcjonowania biblioteki - gdzie niektóre informacje są wyłącznym przywilejem kilku wybranych - jest ściśle związany z funkcjonowaniem praw okultystycznych, gdzie dostęp do kolejnych stopni nauki jest uzależniony od pomyślnego zaliczenia poprzednich.



Drugie piętro biblioteki

Biblioteka zawiera akty prawne i sądowe , oraz prace o tematyce filozoficznej i duchowej. Nie ma wątpliwości, iż "zastrzeżone" księgi zawierają ogromne bogactwo wiedzy ezoterycznej.



Trzecie piętro biblioteki

Tuż nad najwyższym poziomem biblioteki (reprezentującym 33 poziom Masonerii) znajduje się podstawa zwieńczającej budynek piramidy. W tym właśnie miejscu symbolicznie kończy się strefa Masonerii i rozpoczyna się ukryty porządek Iluminatów.



Tuż pod wierzchołkiem piramidy, w posadzce, możemy znaleźć wzory świętej geometrii



Sędziowie niosący oświecenie



Cele więzienne, sala sądowa i pokoje sędziów są umieszczone odpowiednio jedne nad drugimi, symbolizując trójdzielną naturę świata. Więźniowie tkwią w celach, symbolizujących uwięzienie w dolnym świecie materialnym. Sale rozpraw, umieszczone tuż nad celami więziennymi, reprezentują "wyższy świat", gdzie boskość nawiązuje kontakt z ludźmi:

W salach sądowych, sędziowie są oświetleni poprzez naturalne źródło światła. Tak więc sędziowie, słuchając błagania mas, znajdują się bezustannie w promieniach boskiego światła. Po przesłuchaniach, sędziowie udają się do swych pokoi, położonych bezpośrednio nad salą sądową. Symbolicznie "wstępują" do boskiego świata. Kiedy zostanie podjęta decyzja, schodzą, niosąc oświecenie do niższego świata.



Symbol płodności

Na zewnątrz sali rozpraw znajdują się schody prowadzące na niższy poziom. Świątynia okultystyczna byłaby niekompletna bez opisanych poniżej elementów.

W połowie schodów można ujrzeć kształt znany jako vesica piscis (reprezentujący żeńskie narządy płciowe) "przenikane" przez kolumnę (symbol falliczny). Jest to oczywisty symbol płodności, związku istoty męskiej i żeńskiej.



Liczne świątynie okultystyczne posiadają symbole płodności na parterze (min. waszyngtoński Kapitol), i znajdują się zwykle w rotundzie .



Otoczenie budynku

Otoczenie Sądu Najwyższego zawiera wiele symbolicznych budowli. Wystarczy iść zgodnie ze wskazówkami kamienia " Dorothy de Rothschild ", aby zobaczyć, gdzie cię doprowadzi.



Obelisk

Znajduje się on w gaju Dorothy de Rothschild. Obelisk jest najczęściej stosowanym i najbardziej rażącym symbolem okultystycznym używanym na całym świecie. W starożytnym Egipcie, kult tego fallicznego symbolu związany był z bogiem Ozyrysem, który został pocięty na 13 sztuk przez Setha. Bogini Isis wędrowała po całym świecie, aby odzyskać wszystkie części ciała Ozyrysa , nie udało się jej odnaleźć tylko jednej części – penisa, który został połknięty przez rybę. "Zaginiony fallus" jest zatem przedstawicielem męskiej energii, i prawie zawsze umieszczony jest (tak jak w tym przypadku) wewnątrz okręgu, reprezentującym kobiece genitalia oraz energię.



Obelisk pośrodku okręgu przedstawia akt seksualny a także połączenie przeciwstawnych sił.
We współczesnym świecie, obeliski znajdują się przy niemal każdym ważnym zabytku, oraz stały się symbolem władzy okultystycznej elity.

Dziedziniec

Na dziedzińcu można poczuć atmosferę zen – woda, płynąca wąskim strumykiem nieustannie bulgocze, płynąc w kierunku dziwnego kamienia. Oficjalna dokumentacja Sądu Najwyższego mówi, że dziedziniec jest fizyczną reprezentacją wersetu z Psalmu 85:11:

„Prawda z ziemi wyrośnie, a sprawiedliwość z nieba wyjrzy”

Sędziowie ze swych gabinetów mogą obserwować dziedziniec, dzięki czemu symbolicznie "patrzą na nas z nieba". Strumień płynie prosto i swój bieg kończy się tuż pod dziwnym i tajemniczym kamieniem.



Czym jest ów kamień i dlaczego jest "prawdą, która wyrosła z ziemi", która do niej prowadzi? Wypolerowana powierzchnia odbija zniekształcony obraz dziedzińca. Co przedstawia?



Zdeptany krzyż



Pośrodku parkingu krzyżują się drogi w kształcie chrześcijańskiego krzyża. Jerry Golden wspomniał w swoim opracowaniu, że krzyż został tam umieszczony specjalnie, aby mógł być deptany przez osoby odwiedzające sąd. Ma prawdopodobnie rację. W budynku, w którym króluje duchowa symbolika, szansa, aby był to układ przypadkowy, a nie dokładnie przemyślane przez architektów jest raczej niewielka. Innymi słowy, nie może to być tylko zbieg okoliczności. Zwiedzający muszą schodzić po schodach - symbolicznie "zejść" do niższych sfer – i dotrzeć do krzyża. Jak można zauważyć, znaczenie aktu wchodzenia i wychodzenia budynku jest bardzo ważne. Tak więc i ta konstrukcja nie jest wyjątkiem.

Tajne towarzystwa okultystyczne, które w przeszłości sprzeciwiały się do kościołowi chrześcijańskiemu, były wielokrotnie prześladowane i oskarżano je o różnego rodzaju herezje. W czasie średniowiecza, templariusze (przodkowie masonerii) zostali oskarżeni przez arcybiskupa Canterbury o wielu czynów anty-chrześcijańskich, w tym "deptanie krzyża" w trakcie procesów inicjacji. Czy w ten sposób biorą rewanż na chrześcijaństwie?

Granaty



Owoce granatu na podłodze mogą wydawać się nieistotne dla przeciętnego widza.
Posiadają jednakże specjalne znaczenie dla badaczy tajemnic Wolnej Masonerii.

"Wśród starożytnych tajemnic, granat był uważany za boski symbol o tak szczególnym znaczeniu, że jego prawdziwe wyjaśnienie nigdy nie mogło zostać ujawnione.
Przez Cabiri został nazwany " zabronionym sekretem."
Wielu greckich bogów i bogiń przedstawionych zostało z owocami lub kwiatami granatu w ręce, co miało oznaczać że są dawcami życia i obfitości.
Granat zostały umieszczone na filarach Jachin i Boaz stojących przed świątynią króla Salomona, i na rozkaz Jehowy, kwiaty granatu były wyszyte na ubraniu najwyższego kapłana"
-Manly P. Hall, Sekretne nauki wszystkich wieków

Jak stwierdził Hall, granaty zostały umieszczone na wierzchołku dwóch filarów, stojących przed Świątynią Salomona. Jeśli ktoś posiada minimalną wiedzę o naukach masońskich nauki, wie, że Świątynia Salomona i filary nazwie Jachin i Boaz są niezwykle ważne.

"Filary wzbogacone zostały o granaty z brązu, pokryte siatką z brązu i ozdobione wieńcami z brązu, wydają się naśladować kształt nasion lotosu lub egipskich lilii, świętych soboli Hindusów i Egipcjan. "
-Albert Pike, Moralność i dogmaty

Wiemy, że Masoni cierpliwie oczekują na dzień odbudowy Świątyni Salomona w swoim pierwotnym miejscu – Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Czy granaty te czekają aby umieścić je na filarach odbudowanej Świątyni?

Podsumowanie

Artykuł ten w sposób ogólnikowy przedstawił okultystyczne symbole izraelskiego Sądu Najwyższego. Jasne jest jednak, że architektura budynku niesie w sobie ważną symbolikę dotyczącą duchowości i drogi do osiągnięcia oświecenia. Brak jest zabytków religijnych i odnoszących się do judaizmu lub religii zorganizowanej. Sąd Najwyższy jest Świątynią Tajemnic, które są połączeniem pogańskich rytuałów, przeplatających się z ezoteryczną interpretacją pism religijnych . Poznawanie Tajemnic jest zastrzeżone jest dla członków tajnych stowarzyszeń okultystycznych, których Rothschildowie są oczywiście częścią. Ezoteryczne znaczenie tego budynku jest ukryte przed publicznością, ale niewątpliwie objawia kto posiada realną władzę na tym świecie.

Opracował Użytkownik
Antietam z paranormalne.pl
Na widzów zawsze można liczyć

Rozkręca się 2:20
Najlepszy komentarz (51 piw)
logik93 • 2013-07-06, 3:09
Hahaha, a wystarczyło przejść na "nie przeszkadzać"...

Przed sądem na skype wtf
Wolno brać łapówki!
MichasQ • 2013-07-04, 23:30
Drobna kwota, a i tak ludzie zaraz będą dymić...

Najlepszy komentarz (60 piw)
RockyWood • 2013-07-04, 23:34
następnemu co będzie chciał wysadzić jakąś instytucję panującego u nas reżimu - będę szczerze kibicował
Finał głośnej sprawy
Vof • 2013-06-25, 17:30
Saudyjczyk uniewinniony. Dźgnął Polaka "w obronie koniecznej".

Sąd Rejonowy w Olsztynie uniewinnił we wtorek Abdulrahmana A., 23-letniego Saudyjczyka, który w kwietniu ubiegłego roku ciężko zranił Mariusza P.



— Działał w obronie koniecznej, a to nie może być uznane za przestępstwo — mówił sędzia Wojecich Kuciejewski oceniając to, co zdarzyło się w mieszkaniu na ulicy Grotha w Olsztynie.

Zaczęło się od tego, że osobom, które były na podwórku, nie spodobała się głośna muzyka dobiegająca z mieszkania zajmowanego przez saudyjskich studentów. Doszło do wyzwisk i wymiany obraźliwych gestów, po czym dwaj Polacy, w tym Mariusz P., poszli do bloku.

— Nie budzi wątpliwości, że poszli tam z wrogimi zamiarami — uznał sędzia Kuciejewski przyjmując za wiarygodną wersję przedstawioną w sądzie przez arabskich studentów.

Podpici Polacy dobijali się kopniakami do drzwi, a kiedy jeden z Saudyjczyków je otworzył, doszło do szarpaniny. Mariusz P. wszedł do środka, uderzył Abdulrahmana A., a ten pięciokrotnie go ranił nożem, m.in. bardzo poważnie w krtań.

Prokuratura, która chciała skazania Saudyjczyka na 2 lata więzienia w zawieszeniu, decyzję w sprawie ewentualnego odwołania od wyroku podejmie dopiero po otrzymaniu jego uzasadnienia.

Saudyjskiego studenta nie było w sądzie. Nie ma go w Olsztynie. Sąd zwrócił mu paszport, więc będzie mógł swobodnie wyjechać z Polski.

źródło: olsztyn.wm.pl
Najlepszy komentarz (54 piw)
trabus • 2013-06-25, 17:54
A gdybym ja dźgnął skurwysyna który okrada mi dom to bym się w kratkę opalał ładnych parę lat. Pięknie kurwa, pięknie!
Niemcy odebrali Polakom dziecko
Vof • 2013-06-23, 23:41
Przyjechali do Berlina za pracą i chlebem. Nieuczciwy pracodawca wyrzucił ich na bruk, a pracownicy Jugendamtu odebrali sześciotygodniowego synka. Od trzech tygodni polscy rodzice koczują w samochodzie w oczekiwaniu na wynik rozprawy w sądzie opiekuńczym. - Nie wrócimy do kraju bez naszego dziecka - mówią zrozpaczeni.



Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech nie ma wątpliwości, że na ulicach Berlina rozgrywa się nowy dramat pod starym tytułem: nadgorliwy Jugendamt kontra polscy emigranci, nie znający niemieckiego i przysługujących im praw.

- Chodzi o zwykłą rodzinę ze Śląska, żadną patologię - zastrzega Wojciech Pomorski.- To co ich spotkało jest ewidentnym przykładem dyskryminacji Polaków. Wyrządzono im niewyobrażalną krzywdę. Proszę sobie wyobrazić, jak czuje się matka karmiąca piersią, której odebrano sześciotygodniowe niemowlę? To barbarzyńskie postępowanie w majestacie prawa. Nikt mi nie powie, że służy dobru dziecka.

Po sześciu latach emigracji zarobkowej w Wielkiej Brytanii operator koparek Leszek C. razem ze swoją partnerką Danielą M. postanowili poszukać pracy w Berlinie. W połowie kwietnia urodził mu się syn, Wiktor. Pana Leszka zatrudnił Polak z niemieckim obywatelstwem, właściciel firmy budowlanej. Niestety pracodawca okazał się oszustem. Nie dość, że nie wypłacił zaległych poborów, to wyrzucił rodzinę z mieszkania służbowego. Jednocześnie odebrano im zasiłek socjalny. Polacy zostali bez dachu nad głową i środków do życia. Pani Daniela zamieszkała w domu samotnej matki z dzieckiem. Pan Leszek bezskutecznie szukał nowej pracy. W końcu postanowili, że na początku czerwca wrócą do Polski. Nie zdążyli. O ich planach dowiedział się Jugendamt. W dniu 31 maja urzędnicy w asyście 15 policjantów odebrali Polakom sześciotygodniowego Wiktora i oddali do niemieckiej rodziny zastępczej.

- Sposób odebrania dziecka woła o pomstę do nieba. Policjanci obezwładnili matkę, powalili na ziemię i wykręcili jej ręce, jakby była groźnym przestępcą. Pan Leszek nie ułomek, musiało go przytrzymywać czterech funkcjonariuszy - opowiada oburzony Wojciech Pomorski. - Nie ulega wątpliwości, że Polacy potrzebowali pomocy, ale Jugendamt jak zwykle wybrał sposób najgorszy z możliwych. Powołując się na „dobro dziecka” siłą rozłączył je od rodziców zamiast zrobić wszystko, aby zostali razem.

Szukają pomocy

Zdesperowany ojciec poprosił o pomoc stowarzyszenie Dyskryminacja.de, walczące od 2007 roku o prawa polskich rodziców i dzieci pokrzywdzonych przez niemieckie sądy rodzinne. - Nie mieli pieniędzy, jedzenia, myli się pod uliczną pompą. Skrzyknąłem członków naszego Stowarzyszenia i zorganizowaliśmy łańcuch ludzi dobrej woli - mówi Wojciech Pomorski. - Jedni zapraszają rodziców do domu na ciepły posiłek. Inni udostępniają łazienkę. Ze skromnych funduszy wygospodarowaliśmy dla nich 70 euro na pokrycie najpilniejszych wydatków. No i zaalarmowaliśmy naszego prawnika.

Mecenas Markus Matuschczyk przyjechał do Niemiec w wieku sześciu lat. Mieszka w Hanowerze od wielu lat, ale nie zapomniał o polskich korzeniach. Od trzech lat współpracuje z Polskim Stowarzyszeniem Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. - Z mojej praktyki zawodowej wynika, że większość interwencji urzędów ds. dzieci i młodzieży wobec Polaków nie dotyczy rodzin z marginesu społecznego, lecz osób, które znalazły się w tarapatach życiowych, często nie z własnej winy - stwierdza prawnik. - W przypadku rodziny ze Śląska pracownicy Jugendamtu argumentowali, że musieli przystąpić do działania, ponieważ polska rodzina nie ma uregulowanej sytuacji mieszkaniowej i jest praktycznie bezdomna. Urzędnicy obawiali się, że podobny los spotka sześciotygodniowego Wiktora. Jednak zapomnieli, że to decyzje niemieckich urzędników ściągnęły kłopoty na polską rodzinę. W maju pan Leszek i pani Daniela złożyli podanie o pomoc socjalną i do tej pory nie rozpatrzono ich wniosku. Jednym słowem jedni urzędnicy skazali rodzinę na bezdomność odbierając środki do życia, a drudzy dodatkowo ukarali za opieszałość kolegów.

Drugiego lipca sąd rodzinny dla berlińskiej dzielnicy Tempelhof zadecyduje, czy polscy rodzice odzyskają rodzone dziecko. - Wysłaliśmy do urzędu ds. dzieci i młodzieży pismo z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego rodzinie odebrano dziecko. Cały czas czekamy na odpowiedź. Na pewno będziemy na wtorkowej rozprawie w sądzie rodzinnym - informuje Michał Bolewski, I sekretarz ambasady RP w Berlinie, odpowiedzialny za pomoc prawną. Do tego czasu pani Daniela i pan Leszek spotykają się z synkiem dwa razy w tygodniu po półtorej godziny. „Widzenia“ odbywają się w siedzibie Jugendamtu pod czujnym okiem urzędników.

- Bierzemy pod uwagę dwie opcje. Pierwsza, że wygramy sprawę przed sądem socjalnym i rodzice dostaną zasiłek. Wówczas będą mieli środki finansowe, aby wynająć w Berlinie mieszkanie. Wtedy Jugendamt odda im dziecko. Drugą alternatywą - równie realistyczną - jest wyjazd do kraju.

Jugendamt żąda „twardych” dowodów, że rodzice po powrocie do Polski będą mieli środki do życia i dach nad głową. Tymczasem Pan Leszek i pani Daniela nie mają w Polsce własnego mieszkania. Babcia, mieszkająca w Ustroniu obiecała, że przyjmie ich pod swój dach. Pomoc zaofiarowało również Górnośląskie Towarzystwo Charytatywne, aby polska rodzina spełniła warunki formalne, stawiane przez Jugendamt. - Nie wiemy tylko, jakie dokumenty zadowolą niemieckich urzędników i rozwieją ich podejrzenia - mówi Markus Matuschczyk.

Kto ma dziecko, ten ma władzę

- Zdajemy sobie sprawę, że na rynku pracy panuje trudna sytuacja, ale bez stałego zajęcia rodzina nie będzie w stanie podołać obowiązkom wychowawczym - stwierdza urzędniczka Jugendamtu w berlińskiej dzielnicy Tempelhof-Schöneberg. Zgodziła się porozmawiać z Wirtualną Polską, bo przez pomyłkę wzięła naszą korespondentkę za opiekunkę środowiskową.

Czy nie byłoby lepiej, gdyby pozwolono Polakom powrócić kraju? - A kto zagwarantuje, że rodzice zapewnią dziecku właściwe warunki opieki? - odpowiada urzędniczka. - Jednak musi pani przyznać, że to nieludzkie, aby matka widywała się z dzieckiem dwa razy w tygodniu? - nie daję za wygraną. - Jesteśmy zadowoleni, że tak szybko udało się nam znaleźć rodzinę zastępczą dla niemowlaka. Liczba spotkań nie jest idealna, ale zgodna z przepisami. Proszę pamiętać, że rodzice zastępczy mają również inne obowiązki - wyjaśnia. - Czy Jugendamt miał prawo ingerować w problemy rodziny z polskim obywatelstwem? - Narodowość rodziców nie ma dla nas znaczenia. Uruchamiamy procedury, jeśli jest zagrożone dobro dziecka - kończy moja rozmówczyni.

Czy Jugendamty rzeczywiście zachowują się równie bezkompromisowo wobec innych narodowości, żyjących w Niemczech, tak jak w przypadku polskich rodziców?

- Machina biurokratyczna Jugendamtów nie oszczędza także rodzin niemieckich, choć wobec Turków i Arabów zachowują większą wstrzemięźliwość - odpowiada Markus Matuschczyk. - To rodziny wielodzietne o całkowicie odmiennej kulturze i mentalności. Natomiast urzędnicy bardzo chętnie wkraczają do rodzin z jednym lub dwojgiem dzieci, zwłaszcza wychowanych w kulturze europejskiej. Powód jest oczywisty. Dzieci te nadają się do łatwiejszej socjalizacji w Niemczech niż ich rówieśnicy z innych kultur.

Celem działalności Jugendamtów jest szeroko rozumiana prewencja dla dobra dziecka. Poparta ogromnymi uprawnieniami stanowi groźną i nieobliczalną broń. Jugendamty nie podlegają kontroli ze strony państwa i organów wykonawczych. Trzeba wiedzieć, że każde dziecko i każda rodzina przebywająca na terenie Niemiec z mocy prawa automatycznie podlega pieczy lokalnego Jugendamtu.

- Urzędnicy często insynuują sytuacje, które wcale nie muszą się wydarzyć - opowiada Uwe Kirchof, długoletni pracownik Jugendamtu w Hanowerze i placówek opiekuńczych dla młodzieży. - Na przykład matka jest Polką więc w głowach urzędników natychmiast rodzi się podejrzenie, że zechce pani wyjechać z dzieckiem do Polski.

Uwe Kirchof przyznaje, że od dawna Niemcy mają spory problem etyczny z Jugendamtami. - Pracownicy socjalni często podejmują interwencje sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, burzące spokój rodziny. Urzędnicy powinni włączyć logiczne myślenie, a nie tylko wypełniać decyzje, wpisujące się w schematy paragrafów.

- Nie jest tajemnicą, że Jugendamty stosują dyskryminujące praktyki wobec niektórych narodowości, zwłaszcza z Europy Wschodniej - kontynuuje Uwe Kirchof. - Nie będę ukrywał, że należą do nich także Polacy. Urzędnicy działają wobec rodziców w myśl zasady: wiemy lepiej, co jest dla was dobre. Po odebraniu dziecka rodzice biologiczni muszą udowadniać urzędnikom, że są porządnymi ludźmi. Dziecko staje się kartą przetargową, zakładnikiem urzędu. W myśl dewizy: kto ma dziecko, ten ma władzę.

"Omijajcie Jugendamty szerokim łukiem"

Działania Jugendamtu rozpoczynają się w różny sposób. Urzędnicy często otrzymują informacje od „życzliwych” sąsiadów albo szpitali, gdy lekarze zauważą u małych pacjentów „coś niepokojącego”. Niedawno Markus Matuschczyk zajmował się tego rodzaju przypadkiem. Polskie dziecko wybudziło się po operacji z narkozy i zaczęło przeraźliwie krzyczeć. Szpital w Karlsruhe wezwał psychologa, a ten zdiagnozował głęboką psychozę. Doszedł do przekonania, że dziecko jest w domu systematycznie bite. Natychmiast zawiadomiono Jugendamt. Historia rozgrywała się w szpitalu miejskim, a te podobnie jak Jugendamty podlegają samorządom i działają ręka w rękę. Później okazało się, że psycholog postawił błędną diagnozę, ale wystarczyła do odebrania dziecka. Na szczęście polski prawnik odkręcił całą sprawę i chłopiec szybko wrócił do domu.

- Może to marne pocieszenie, ale wielu niemieckich rodziców także boi się zwracać o pomoc do Jugendamtów - opowiada Uwe Kirchof. - Ten fakt powinien dawać Polakom wiele do myślenia. Chyba z naszymi urzędami ds. dzieci i młodzieży jest coś nie tak, skoro ich pomoc budzi paniczny lęk. Skutki pomocy mogą być opłakane i wpędzić rodziców w jeszcze większe tarapaty. Dziwię się, że polskie władze reagują tak spokojnie na działania Jugendamtów, często naruszających prawa polskich obywateli.

Niemieckie sądy opiekuńcze prowadzą na zlecenie Jugendamtówco co roku 80 tys. postępowań w sprawie regulowania kontaktów rodziców z dzieckiem. Urzędy ds. dzieci i młodzieży odbierają rodzicom 40 tys dzieci rocznie. To ewenement na skalę europejską.

W grudniu 2009 roku Jugendamty znalazly się pod ostrzalem Parlamentu Europejskiego. Komisja Petycji PE stwierdziła, że niemieckie urzędy ds. dzieci i młodzieży dopuszczają się licznych naruszeń zasady niedyskryminowania ze względu na narodowość i powinny być poddane demokratycznej kontroli. Komisja postulowała zacieśnienie współpracy pomiędzy resortami sprawiedliwości i ministerstwami ds. rodziny poszczególnych państw UE. Eurodeputowani zapowiedzieli, że będą patrzeć na ręce niemieckim urzędnikom. - Może i patrzą, ale póki co nie odczuwamy żadnej poprawy - ocenia Wojciech Pomorski.

Do stowarzyszenia zgłasza się coraz więcej polskich rodziców, szykanowanych przez Jugendamty. W tym tygodniu wpłynęła kolejna sprawa: matka magister ekonomii, ojciec muzyk w Operze Bydgoskiej. Jugendamt stwierdził, że "nie sprawują właściwej opieki zdrowotnej nad 2-letnią córką". W ciągu dziesięciu minut sąd rodzinny w Cottbus odebrał rodzicom prawa rodzicielskie. Rodzice nagrali na komórki przebieg rozprawy. - Przesłuchałem nagranie i jestem zaszokowany - opowiada Wojciech Pomorski. - Sędzina wyzywała matkę, traktowała ją jak element przestępczy. Na szczęście Jugendamt nie zdążył odebrać córeczki, bo rodzice natychmiast wyjechali do Polski.

Wojciech Pomorski ostrzega polskie matki i ojców o konsekwencjach przyjazdu do Niemiec. - Pamiętajcie, że w przypadku rozwodu, utraty pracy, konfliktu z prawem Jugendamt w majestacie niemieckiego prawa może wam odebrać dzieci i oddać do pogotowia rodzinnego albo niemieckiej rodziny zastępczej - stwierdza na zakończenie. - Pocztą otrzymacie rachunki za pobyt dziecka w rodzinie zastępczej. Mogą wynieść nawet kilka tysięcy euro.

źródło: wp.pl
Najlepszy komentarz (25 piw)
LxDead • 2013-06-23, 23:50
Żeby to pierwsze. Poczytaj co działo się na Dolnym Śląsku zaraz po wojnie. Dzieci z Lebensborn i Polskich domów dziecka były wywożone do rodzin niemieckich. Co najlepsze szkopski personel pracował w takich ośrodkach jeszcze kilka lat po wojnie. Jedna z takich kinderfarm znajdowała się nawet niedaleko Ślęży bodajże w Sobótce. Tyle ile matek z dziećmi porozdzielali to się w pale nie mieści. Pierdolone szwaby.