18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (4) Soft Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:57
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:05

#sejm



Jeszcze nie tak dawno Donald Tusk publicznie stwierdził: "Nie możemy sobie dawać nagród, gdy nie możemy dać ludziom podwyżek". Słowa te po raz kolejny okazały się jednak tylko słowami. W ciągu 2013 roku rząd wraz z poszczególnymi ministerstwami rozdały swoim podwładnym 102.553.000,00 zł nagród.

Zgodnie z informacjami opublikowanymi przez "Super Express" najhojniejszym pracodawcą okazał się Radosław Sikorski, który swoim podwładnym rozdał ponad 27,4 mln zł nagród. Drugie miejsce zajmuje pod tym względem Ministerstwo Finansów - 14,8 mln zł nagród. Podium zamyka Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej - 8,6 mln zł. Kancelaria Premiera w 2013 roku rozdała 3,7 mln zł nagród.

Źródło - SE O_o


Polacy mieszkają w najbardziej przeludnionych mieszkaniach w UE

Eurostat ogłosił, że aż 75,2 proc. najemców w Polsce mieszka w zbyt małych (przeludnionych) mieszkaniach. Okazuje się, że jest to najgorszy wynik w całej Unii Europejskiej.

Najnowsze dane Eurostatu pokazują, że w Polsce problem przeludnienia dotyczy 75,2 proc. najemców. To najwyższy wynik w 30 krajach przebadanych przez Eurostat. Dla porównania: średnia dla 28 krajów Unii Europejskiej to 19 proc. Nieco lepiej jest w przypadku wszystkich obywateli (zarówno wynajmujących, jak i mieszkających w lokalach własnościowych), wówczas problem zbyt małych mieszkań dotyczy 46,3 proc. Polaków, ale i tak plasuje to nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Niewiele lepsze wyniki zanotowały Bułgaria, Rumunia i Węgry. Problem przeludnienia dotyczy tam od 69,6 do 70,4 proc. najemców.

— W najlepszej sytuacji są najemcy w Holandii, gdzie mniej niż jeden na 20 mieszka w zbyt małym mieszkaniu. Problem ten dotyczy też mniej niż co dziesiątego najemcy w Belgii, na Cyprze i w Szwajcarii — mówi Bartosz Turek z Lion’s House. W złej sytuacji mieszkaniowej są ludzie młodzi.

Problem przeludnienia mieszkań w Polsce (zarówno wynajmowanych, jak i kupionych na własność) dotyczy aż 55,3 proc. dwudziestolatków. Taki wynik daje nam dopiero 26. miejsce na 30 przebadanych krajów.

Gorzej jest tylko w Rumunii (66,6 proc. dwudziestolatków mieszka w przeludnionych mieszkaniach), na Węgrzech (60,3 proc.), w Bułgarii (59,1 proc.) i Chorwacji (58 proc.). Po przeciwnej stronie zestawienia są Belgia, Cypr, Malta, Luksemburg, Holandia i Hiszpania z wynikami od 2,1 do 8,8 proc. Biorąc pod uwagę wszystkich obywateli, problem przeludnienia dotyczy 46,3 proc. Polaków. Gorzej pod względem ogólnego wskaźnika przeludnienia jest tylko w Rumunii (51,6 proc.) i na Węgrzech (47,2 proc.).

Najlepiej pod tym względem wypada Belgia. Tam w zbyt małych mieszkaniach mieszka tylko 1,6 proc. obywateli, czyli prawie 30 razy mniej niż w Polsce. Bardzo niskie wskaźniki przeludnienia wśród ogółu obywateli notują ponadto Holandia (2,5 proc.), Cypr (2,8 proc.) i Malta (4,3 proc.).

Standard mieszkaniowy wg Eurostatu

Za nieruchomość spełniającą standardy europejskie uznaje się takie mieszkanie lub dom, w którym na potrzeby pojedynczego gospodarstwa domowego jest przynajmniej jeden pokój (np. dzienny pokój, salon czy jadalnia), a ponadto:

1) jeden pokój dla pary tworzącej gospodarstwo domowe,

2) jeden pokój dla każdej samotnej osoby pełnoletniej,

3) jeden pokój dla dwójki dzieci o tej samej płci w wieku od 12 do 17 lat,

4) jeden pokój dla osoby w wieku od 12 do 17 lat, jeśli nie została uwzględniona w powyższych punktach,

5) jeden pokój dla dwójki dzieci poniżej 12 roku życia.


Źródło


Wyrok SN umożliwia zniszczenie dowolnego portalu internetowego. Wystarczy napuścić grupkę płatnych trolli!

Sąd Najwyższy obarczył wydawców portali internetowych odpowiedzialnością za obraźliwe wpisy na forach. Teraz wystarczy grupa płatnych trolli internetowych, aby dowolny portal (np. niewygodny dla władzy) mógł zostać zasypany pozwami sądowymi. Wszystko przez to, że wpisy na forach mają być traktowane jak opublikowane listy do redakcji.

Roman Giertych, pełnomocnik sądowy Radosława Sikorskiego, w kontekście najnowszego wyroku SN, powiedział na antenie radia TOKFM: "Chcę ostrzec wydawców gazet internetowych, że już w tej chwili wielu moich klientów zbiera dowody na naruszenie dóbr osobistych na forach internetowych. Na przykład w przypadku Radka Sikorskiego to różnego rodzaju wpisy - ewidentne naruszenia dóbr osobistych. A każdy taki przypadek po wyroku Sądu Najwyższego może być ścigany na drodze cywilnej. Za chwilę to mogą być bardzo poważne procesy". Radosław Sikorski na twitterze zaś dodał: "Wobec wyroku SN, uprzedzam właścicieli portali, że zabezpieczam zniesławiające wpisy celem wykorzystania prawnego. Dość hejterstwa w sieci."

Czytaj więcej! - Kliknij tutaj!


Polska liderem w... wysokości kosztów funkcjonowania administracji podatkowej

W 2010 roku na utrzymanie administracji skarbowej w Polsce przeznaczono 3.115.737.618,00 zł publicznych pieniędzy. Kwota ta stanowi 1,4 proc. wszystkich wpływów z podatków przekazanych do budżetu państwa i plasuje nas w ścisłej europejskiej czołówce.

Także z tego, że nasze firmy ponoszą realne wydatki związane z wypełnianiem obowiązków wobec fiskusa. Na podstawie danych Wewnątrzeuropejskiej Organizacji Administracji Podatkowych można stwierdzić, że odsetek wydatków na administracje skarbową w Polsce w 2010 r. wyniósł 1,4 proc. W Norwegii koszty te stanowią zaledwie 0,55 proc. wpływów z podatków, w Finlandii – 0,68 proc., a w Austrii – 0,82 proc.

Spośród badanych dziewięciu państw gorzej od Polski wypadły tylko: Bułgaria – 1,41 proc. – oraz Portugalia – 1,91 proc. Raport na temat kosztów ściągalności podatków na podstawie najnowszych danych opracowała właśnie grupa doradcza ECDDP. Nasza sytuacja na tle innych krajów Europy, biorąc pod uwagę lata 2002–2011, wygląda źle.

Po pierwsze, efektywność egzekucji zaległych podatków w Polsce znacznie zmalała w ostatnich latach. Po drugie, polski przedsiębiorca musi poświecić aż 286 godzin w roku na załatwianie swoich spraw podatkowych oraz ponieść spore koszty związane ze spełnieniem obowiązków. Po trzecie, koszty administracji skarbowej, wyrażone jako procent wpływów budżetowych, są na tle innych państw wysokie. Po czwarte, nadmiar przepisów regulujących prawo podatkowe obciąża zarówno administrację skarbową, jak i podatników. I wreszcie po piąte, nieefektywność polskiej administracji skarbowej nie wynika ze zbyt dużej liczby zatrudnionych urzędników, lecz z nieodpowiedniego podziału zadań.

– Pojecie „kosztów ściągalności podatków” należy odnosić nie tylko do realnych kosztów administracji, lecz także do wydatków ponoszonych przez podatników, którzy muszą dopełnić wielu uciążliwych obowiązków wynikających z konieczności poprawnego obliczenia oraz wpłacenia należnych państwu danin – uzasadniają specjaliści z ECDDP. Przyjeta przez ECDDP metoda badania opiera się na kosztach administracyjnych, jakie ponosi państwo w celu pobrania należnych mu podatków. – To jedno z najlepszych kryteriów, jakimi można opisać jego efektywność – wskazują autorzy raportu.

– Jeżeli koszty te są zbyt wysokie, do budżetu wpływa realnie mniej środków pochodzących z podatków. W ocenie Ewy Scierskiej z ECDDP, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Portugalii dla osób fizycznych istnieje progresywna skala podatkowa, obejmująca aż 8 progów, do których należy zakwalifikować dochody według 6 kategorii, to nie zaskakują wysokie koszty ściągalności. Norwegia z kolei przewiduje przyjazny podatek liniowy dla osób fizycznych, który jest alternatywą dla skali progresywnej (tylko z dwiema stawkami). Mimo wysokich kwotowo kosztów administracji cechuje ją największa efektywność z badanych krajów. Z ankiety, o której wypełnienie eksperci już w 2009 r. prosili przedsiębiorców z 10 krajów, wynikało, ze w Polsce w porównaniu z innymi państwami zaskakująco mało czasu (tylko 8 godz. rocznie) wykorzystują na profesjonalna pomoc doradców podatkowych, a bardzo dużo (65 godz.) na samokształcenie podatkowe (serwisy podatkowe, porady online, książki, prasa branżowa)

Źródło


Czy opłata audiowizualna będzie zasilała konta właścicieli TVN i Polsatu?!

Szokująca wydaje się być ostatnia wypowiedź ministra kultury w rządzie Tuska - Bogdana Zdrojewskiego. Zapowiedział on, że część dochodów z opłaty audiowizualnej ma być przekazywana na konta właścicieli TVN i Polsatu (sic!). W tym miejscu zasadnym staje się pytanie o sens wprowadzenia nowego podatku, jakim będzie wspomniana opłata audiowizualna. Czyżby jednym z jej celów miałoby być wprowadzenie możliwości dotowania "zaprzyjaźnionych telewizji" pieniędzmi podatników?

Minister kultury Bogdan Zdrojewski w rozmowie z PAP powiedział, że: "Opłata audiowizualna nie będzie pobierana za odbiór programu telewizyjnego czy radiowego, ale za możliwość tego odbioru. Polskie państwo zagwarantuje każdemu obywatelowi określoną usługę, a to czy ktoś z tego skorzysta czy nie - zależy wyłącznie od niego". To, co jednak najbardziej szokuje, to propozycja ministra Zdrojewskiego, aby ze środków pozyskanych z opłaty audiowizualnej finansować także działalność mediów prywatnych, taki jak Polsat czy TVN:

"Uważam, że w pierwszym roku obowiązywania opłaty audiowizualnej, minimum 10 procent dochodów z niej powinno być przeznaczone na dofinansowanie programów misyjnych, realizowanych przez podmioty prywatne - np. TVN, Polsat, prywatne radia etc. Ta kwota w przyszłości powinna być zwiększana."

Z danych GUS wynika, że 2011 r. w Polsce istniało 13,572 mln gospodarstw domowych. Zakładając, że nowy podatek będzie płaciło regularnie 10 mln gospodarstw po 12 zł miesięcznie (12 zł / m-c - szacunkowe założenie ministerstwa), to w ciągu roku uda się zebrać 1,44 mld zł. 10 procent z tej kwoty to 144 miliony złotych. Warto zadać pytanie, czy jednym z nadrzędnych celów nowego podatku nie będzie przypadkiem wprowadzenie możliwości finansowania "zaprzyjaźnionych telewizji" pieniędzmi podatników uzyskanymi z tytułu tzw. opłaty audiowizualnej?

Źródło


Rozdano "Gospodarcze Maliny". Polskiej gospodarce w 2013 roku najmocniej szkodził... Jan Vincent Rostowski

Jan Vincent Rostowski, już po raz trzeci z rzędu, otrzymał "Gospodarczą Malinę" - antynagrodę dla największego szkodnika polskiej gospodarki.

- To mało nobilitujący plebiscyt i otrzymanie takiej nagrody nikogo nie cieszy – mówił Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP na piątkowej uroczystości ogłoszenia zwycięzców „Gospodarczych Malin 2013" w redakcji Rz, która jest współorganizatorem konkursu. – Ale organizujemy go nie dlatego by wytykać niefortunne wpadki i potknięcia, bo te się zdarzają wszystkim. Zdecydowaliśmy na organizację konkursu, by wskazywać rzeczy zasługujące na potępienie, pokazać głupotę , brak zrumienia i odpowiedzialności, partactwo, odporność na racjonalne argumenty i brak szacunku do otoczenia – wymieniał Malinowski.

W kategorii instytucje zwyciężyło Ministerstwo Finansów - za podejście do podatnika i przedsiębiorcy oraz zgłoszenie ponad 100 propozycji zmiany Ordynacji podatkowej, które zostały zakwestionowane przez Rządowe Centrum Legislacji. Zwycięzca zdobył 56 proc. głosów, wyprzedzając nominowane w tej kategorii Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (za brak odpowiedniego nadzoru nad urzędnikami, co doprowadziło do jednej z największych w historii Polski afer korupcyjnych) oraz organizację związkowe – Solidarność, Forum Związków Zawodowych, OPZZ (za zerwanie prac Komisji Trójstronnej).

W kategorii polityk/urzędnik statuetkę otrzymał Jan-Vincent Rostowski, b. wicepremier i minister finansów i - za całokształt działalności, za niezrozumienie mechanizmów gospodarczych i traktowanie przedsiębiorców jak przestępców. Zdobył 62 proc. głosów, to już jego trzecia Malina, w czteroletniej historii konkursu. Po jego odejściu z Ministerstwa cała przedsiębiorczość w Polsce – jak zauważył Malinowski – odetchnęła z ulgą.

Nominowani w tej kategorii byli także b. prezesa Urzędu Zamówień Publicznych Jacek Sadowego (za za odporność na racjonalne argumenty przedsiębiorców zmierzające do ucywilizowania Prawa zamówień publicznych) oraz b. wiceministra środowiska i b. Główny Geolog Kraju Piotr Woźniak (za zbyt wolne prace nad wydobyciem gazu łupkowego oraz za arogancję w kontaktach z inwestorami, irytującą manierę pouczania swoich rozmówców i niechęć do słuchania argumentów sprzecznych z własną wizją).

W kategorii przedsiębiorca/firma zwycięzcą okazała się firma Erbud, która otrzymała 47 proc. głosów. To „wyróżnienie" za zbudowanie pasa startowego w Modlinie, który na wiele miesięcy skutecznie unieruchomił całe lotnisko. Erbud konkurował z firmą LPP (nominowaną za psucie wizerunku polskich firm za granicą poprzez długotrwałe wstrzymywanie się z podpisaniem porozumienia, dotyczącego poprawy bezpieczeństwa w fabrykach w Bangladeszu, w których zleca szycie swojej odzieży) oraz cementowniami - Grupa Ożarów, Cemex Polska, Dyckerhoff Polska, Cementownie Warta i Odra (za utworzenie cementowego kartelu).

Żaden ze zwycięzców nie odebrał osobiście Gospodarczych Malin 2013. Statuetka i dyplom zostaną do nich wysłane korespondencyjnie.

Wyboru zwycięzców Gospodarczych Malin dokonali w głosowaniu internetowym przedsiębiorcy należący do Pracodawców RP, czytelnicy „Rzeczpospolitej" oraz internauci z portalu www.rp.pl.

Źródło


Rząd wydaje grube miliony na nieprzynoszące skutku kampanie reklamowe realizowane przez prywatne firmy!

31 mln zł to kwota, którą w latach 2008-2012 wydało Ministerstwo Edukacji Narodowej na ogłoszenia i kampanie reklamowe. Większość z tych pieniędzy poszła na kampanie promującą posyłanie 6-latków do szkół. Jaki był tego efekt? Bunt społeczeństwa i milion podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie posyłania 6-latków do szkół.

Ministerstwo Edukacji Narodowej jest liderem wśród resortów w wydawaniu pieniędzy na kampanie informacyjne. Od 2008 r. do końca ubiegłego wydało na ten cel ponad 31 mln zł – najwięcej w latach 2010 i 2011, kiedy rząd zachęcał rodziców, by posyłali sześciolatki do szkół. Inne resorty też nie szczędzą grosza, nie zważając na to, czy przedsięwzięcia, np. promujące reformy, w ogóle przynoszą efekty.

– Decyzje o tych projektach podejmują urzędnicy, którzy nie są zobligowani budżetowo do tego, by dokładnie określić, jakie efekty informacyjne chcą osiągnąć, a później zbadać, czy to się udało. Dlatego wydane pieniądze są często wyrzucane w błoto – mówi „Rz" dr Wojciech Jabłoński, ekspert ds. marketingu politycznego.

Z danych, jakie zebrał i podał Parlamentarny Zespół ds. Obrony Wolności Słowa, wynika, że w latach 2008–2012 na ogłoszenia w mediach resorty wydały blisko 125 mln zł. „Rz" sprawdziła, co się kryje za wyłożonymi milionami.

MEN tłumaczy „Rz", że pieniądze wydał na projekt o nazwie „Ogólnopolskie kampanie upowszechniające model uczenia się przez całe życie". Składał się on z trzech kampanii społecznych: „Promocja edukacji dzieci sześcioletnich", „Promocja edukacji przez całe życie" i „Promocja wczesnej edukacji". Spoty reklamowe emitowano m.in. w jednej z prywatnych telewizji, gdzie zachęcano do posyłania dzieci do przedszkoli. Z kolei w znanym portalu za ok. 2 mln zł resort promował akcję „Sześciolatek w I klasie" zachęcającą rodziców, by słali sześciolatki do szkół.

Resort edukacji przyznaje, że koszt trzech kampanii wyniósł ponad 23 mln zł. Sama promocja reformy dotycząca edukacji sześciolatków kosztowała łącznie 11 mln zł, z tego ok. 9 mln zł poszło ze środków UE, a ponad 2 mln zł z budżetu.

Najpierw MEN wydało serię ulotek (były np. w pociągach), potem sięgnęło po reklamę w telewizji. W krótkim spocie przedszkolaki przekonywały, że chcą iść do pierwszej klasy.

Jak pisała „Rz", MEN wykupiło aż 760 emisji tej reklamówki w TVP. Średnio każdej doby pokazano ją 35 razy. Za produkcję i emisję podatnik zapłacił 2 mln zł.

Medialną ofensywę MEN skrytykowali eksperci. Wytknęli banalną treść spotu i porę emisji. Najłatwiej można było na niego trafić po północy i o 5–6 rano. W dodatku nieraz wyświetlano go np. po filmie „Łowcy pedofilów" czy serialu „Żywe trupy". „Rz" wyliczyła, że w TVP tylko raz spot pokazano przy „Wieczorynce".

Miliony wydane na promocję sztandarowej reformy poszły na marne.

W 2012 roku do szkół poszło ok. 17 proc. sześciolatków, czyli o kilka punktów procentowych mniej niż rok wcześniej.

Dr Wojciech Jabłoński zauważa, że w tym modelu komunikacji publicznej, który ma zachęcać obywateli do uczestnictwa w reformach, nie prowadzi się wcześniej badań.

– To modele o nikłej skuteczności, więc na Zachodzie na takie komunikaty nie przeznacza się znaczących publicznych środków. W Polsce urzędnicy mają na ten cel za dużo pieniędzy, z beztroską wydają więc grube miliony – mówi dr Jabłoński.

Wysokie koszty poniosły też dwa inne ministerstwa: Środowiska – ponad 17 mln zł w cztery lata (resort nie podał kwot za 2013 r.) i Rolnictwa – ponad 15 mln zł.

„Kampanie te obejmowały m.in. takie zagadnienia, jak: zasady właściwego postępowania ze śmieciami, zrównoważony transport (kampanie towarzyszące projektom: Tydzień Zrównoważonego Transportu i Europejski Dzień bez Samochodu), ochrona klimatu Ziemi przez zmianę codziennych nawyków oraz redukcja emisji gazów cieplarnianych" – wylicza Joanna Józefiak z Ministerstwa Środowiska.

Posła Adama Kwiatkowskiego, szefa Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa, zszokowała kwota wydatków Ministerstwa Zdrowia, która lawinowo wzrosła.

– NFZ nie ma pieniędzy na leczenie pacjentów, a ministerstwo wydaje milionowe kwoty na kampanie, nie bardzo wiadomo jakie i czemu służące – mówi „Rz" Kwiatkowski.

Istotnie, z zestawienia wynika, że gdy w 2008 r. na ogłoszenia resort zdrowia wydał tylko 44 tys. zł, to w 2012 r. – już blisko 8 mln zł.

Szokująco niskie na tle większości resortów są wydatki Ministerstwa Finansów.

– W minimalnym stopniu korzystamy z ogłoszeń i komunikatów. Taka jest polityka ministerstwa – mówi „Rz" Wiesława Dróżdż, rzeczniczka resortu.

Ale dr Wojciech Jabłoński zauważa: – Charakterystyczne dla decyzji podejmowanych arbitralnie przez nieprzygotowanych do tego urzędników jest to, że okrętem flagowym stała się dla rządu reforma sześciolatków, a nie np. kwestie upraszczania i wyjaśniania systemu podatkowego.

Poseł Adam Kwiatkowski wyjaśnia, że zespół podliczył dotąd wydatki tylko ministerstw. – Teraz spytamy o to, ile na komunikaty i reklamy w mediach wydały jednostki im podległe, np. NFZ czy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad – zaznacza.

Źródło


Dane GUS są zatrważające: Polska starzeje się w ekspresowym tempie.
W ciągu 35 lat musimy przyjąć 5 milionów imigrantów!?


Według danych GUS w ciągu ostatnich 25 lat liczba dzieci w wieku poniżej 15 lat zmniejszyła się w Polsce aż o blisko -3,9 mln (o -40 proc.), do poziomu 5,8 mln. Jednocześnie grupa osób w wieku 65 lat i więcej wzrosła o +1,9 mln (o +50,4 proc.), do prawie 5,6 mln. Jak tak dalej pójdzie, to w 2060 roku ponad 1/3 ludności Polski (34,5 proc.) będzie w wieku +65 lat.

Żyjemy zdrowiej i dłużej. To pociąga jednak za sobą zmiany społeczne. Obecnie przeciętne trwanie życia mężczyzn jest o 6,8 roku dłuższe niż w 1991 r., najgorszym pod tym względem w dekadzie lat 90. Życie kobiet jest dłuższe o 5,9 roku. W porównaniu z połową ubiegłego stulecia Polacy żyją aż o 16,6 roku dłużej, a kobiety o 19,3 roku.

Jak wynika z prognoz Eurostatu, w 2060 r. ponad jedna trzecia (34,5 proc.) ludności Polski będzie w wieku 65 lat i więcej. Tak dużego udziału starszych osób w ogólnej liczbie ludności nie będzie w żadnym innym kraju Unii Europejskiej z wyjątkiem Łotwy (35,7 proc.). Równocześnie mediana wieku Polaków będzie należała do rekordowo wysokich i wyniesie 51,2 roku. Pod tym względem wyprzedzą nas nieco tylko Rumunii i Łotysze.

Demografowie nie martwią się jednak tym, że rośnie liczba ludności w starszym wieku, ale tym, że zmniejsza się liczba dzieci. Zmiana tych proporcji spowoduje, że w przyszłości ubywać będzie rąk do pracy – coraz mniejsza liczba pracujących będzie utrzymywać coraz większą liczbę emerytów. Współczynnik całkowitego obciążenia demograficznego ludności w wieku produkcyjnym wyniesie 90,63 – szacuje prof. Krystyna Iglicka-Okólska, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego. To oznacza, że na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadać będzie blisko 91 osób w wieku poprodukcyjnym oraz dzieci.

– Gdy współczynnik ten oscyluje wokół 100, wtedy obciążenia podatkowe związane m.in. z wypłatami emerytur i opieką socjalną są tak duże, że niemożliwe do udźwignięcia przez pracujące osoby. Grozi to rewolucją społeczną i wywołuje falę emigracji – twierdzi prof. Iglicka-Okólska. Według niej na ulicach mogą solidarnie protestować młodzi pracownicy (bo ich realne wynagrodzenia będą skąpe), emeryci z niskimi świadczeniami, a nawet pracodawcy, ponieważ przy wysokich podatkach zyski z prowadzenia biznesu mogą być mizerne.

Eksperci są zgodni, że nie da się całkowicie zahamować starzenia społeczeństwa. Można jednak ten proces spowalniać i łagodzić jego skutki, głównie poprzez odpowiednią politykę rodzinną, która zwiększyłaby dzietność kobiet. Obecnie na 100 kobiet w wieku 15–49 lat przypada zaledwie 130 urodzonych dzieci. Aby liczba ludności Polski przestała w przyszłości spadać, powinno ich być 210–215. Demografowie nie przewidują jednak tak optymistycznego scenariusza. Dlatego, jak szacuje prof. Iglicka-Okólska, aby w naszym kraju nie zabrakło rąk do pracy, do 2050 r. musiałoby się u nas osiedlić przeszło 5 mln osób.

Ten scenariusz również nie pozostaje bez konsekwencji społecznych. Jeśli otworzymy się na przybyszów z zagranicy, przestaniemy być krajem jednorodnym etnicznie. W takim wariancie co ósmy mieszkaniec Polski będzie pochodził z innego kraju. Na taką zmianę nie jesteśmy przygotowani. Zresztą o ile kiedyś imigranci byli wyzwaniem, dziś trzeba o nich konkurować z bogatszymi krajami Zachodu. One też się starzeją, ale w wolniejszym niż Polska tempie. Bez imigrantów liczba ludności Polski spadnie w 2060 r. do 32,7 mln, a liczba osób w wieku 65 lat i więcej wzrośnie dwukrotnie – do 11,3 mln.

Źródło
Uwaga! Szukam wspólników do produkcji takiego alkomatu.
Potrzeba producenta alkomatów oraz syna albo kochankę jakiegoś ministra albo
przynajmniej prezydenta miasta aby załatwił wyłączność i przetarg.
Podzielimy się godnie, nie ma lipy. Alkomat ma być elastyczny,
ustawialny, ma wisieć z lusterka dupą do pasażerów lub siedzieć na półce!


Tylko poważne propozycje!