#siatkówka
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Jak hameryka gra w siatkówkę
Chyba nie fake....
Pierwszy temat, więc proszę moderację o zrobienie tego co robią, gdy świeżak coś spieprzy
podpierniczone z mistrzów
Pan Troll
"Zamierzałem nie wypowiadać się na temat mojej sytuacji, ale ostatnie wydarzenia i wypowiedzi najważniejszych ludzi w polskiej siatkówce zmusiły mnie, bym napisał choć kilka słów o tym, co się teraz wokół mnie dzieje.
Nie dziwię się kibicom, że na mnie gwiżdżą, bo nie znają mojej sytuacji i nie wiedzą, jak jest złożona. Wypowiedzi Prezesa Mirosława Przedpełskiego sprawiły, że Kibice są zmanipulowani.
Prezes w sprytny sposób zrzucił całą odpowiedzialność za sytuację, że nie gram w kadrze na mnie. Tymczasem jest inaczej.
Do 2006 roku dla kadry byłem zawsze w stanie poświęcić wszystko: czas wolny, swoje siły i swoje zdrowie. Dążyłem do wyznaczonych przez siebie celów i do realizacji swoich marzeń, którymi były medale mistrzowskich imprez. Potem zaczęły się moje problemy zdrowotne. Organizm był wyczerpany, często miałem skurcze, które widzieliście wiele razy, gdy znoszono mnie z boiska. A jednak jak najszybciej na to boisko wracałem. I nie myślałem, ile zdrowia ryzykuję, choć byłem wtedy młodym chłopakiem.
Polski Związek Piłki Siatkowej w żadnym stopniu się mną nie interesował i gdyby nie Raul Lozano, który zażądał, by wysłać mnie na badanie do Barcelony, żadnej pomocy bym się nie doczekał. I to był ostatni raz, gdy Związek mi pomógł. Działo się to dokładnie po mistrzostwach Europy w 2007 roku, na których nie mogłem już zagrać. A to był czas, w którym zupełnie nie panowałem już nad własnym organizmem. Skurcze łapały mnie nawet po dziesięciu wyskokach w górę. Bardzo się bałem o swoje zdrowie i przyszłość.
W mediach obarczono mnie winą za nieudany występ kadry w Moskwie. Związek tego nie dementował, ale wtedy nie chciałem przedstawiać publicznie swoich racji i pokazywać, jak mnie potraktowano. Liczyła się tylko olimpijska kwalifikacja.
Podczas pierwszej rundy eliminacji, prekwalifikacji w węgierskim Szombathely skręciłem staw skokowy. Był tam lekarz kadry i należycie się mną zajął, ale na tym troska Związku o mnie po tej kontuzji się skończyła. Nikt nawet nie zapytał, czy wszystko ze mną w porządku i co będzie dalej. Nie dostałem też oczywiście do wypełnienia żadnych dokumentów niezbędnych do uzyskania pomocy ubezpieczyciela. Pozostawiono mnie więc z urazem samemu sobie i choć kontuzji doznałem w meczu kadry, pozostało mi tylko liczyć na pomoc Klubu. Ja mam to szczęście, że gram w PGE Skrze Bełchatów, czyli takim klubie, w którym zawsze szanowano człowieka i nigdy nie odmówiono mu pomocy. Nie wszyscy mają to szczęście, gdy wracają z urazem ze zgrupowania kadry. Wiele klubów rozwiązuje wtedy umowy lub zdecydowanie redukuje zarobki siatkarza. W PGE Skrze takiego zagrożenia nigdy nie było.
Oczywiście, skręcenie kostki nie jest najpoważniejszą z kontuzji, ale cała ta sytuacja dobrze pokazuje mechanizmy działania Związku.
Gdy doszedłem do pełnej sprawności po tym urazie, przyszedł kolejny. Przed końcem przyspieszonego ze względu na olimpijskie kwalifikacje sezonu zacząłem mieć kłopoty z kolanem. Zagrałem jednak w turnieju w portugalskim Espinho, który dał nam upragnione bilety do Pekinu. Problemy zdawały się być za mną. Coś chrupnęło wprawdzie w kolanie, ale ból nie był dokuczliwy.
Tuż przed igrzyskami wybiłem sobie palec – lewy kciuk. Ten sam palec złamałem potem podczas igrzysk w Pekinie, w meczu z Serbią. Drugą połowę igrzysk, czyli trzy mecze, grałem na blokadach i nie miałem żadnej wątpliwości, że warto podjąć takie ryzyko. To chyba ostatecznie obala zarzuty, że nie chcę grać dla kadry lub że nie zależy mi na jej sukcesach. Zawsze chciałem jej pomóc i pomagałem kolegom za wszelką cenę, także swojego zdrowia.
Po powrocie z Pekinu powtórzyła się historia sprzed roku. Jedyny kontakt ze strony PZPS nie był związany z pytaniem o stan mojej dłoni, a z nakazem występów w barażach o mistrzostwa Europy przeciwko Belgii. A ja zagrać nie mogłem, bo zakazali mi tego lekarze. Kolejne złamanie w tym momencie groziłoby kilkumiesięczną przerwą. Więcej telefonów ze Związku nie dostałem. To bolało, choć bardziej cieszyło mnie, że nie ma żadnych nacisków ze strony Klubu, bym wcześniej wracał do gry. Od PGE Skry dostałem wszelką pomoc, zawsze mogłem liczyć na wsparcie ludzi z Bełchatowa. To są moi Przyjaciele przez duże „P”.
Znając swoje wcześniejsze doświadczenia z kontuzjami w meczach kadry, postanowiłem zadbać o pełną dokumentację medyczną urazu z Pekinu. Gdy zadzwoniłem do PZPS, odesłano mnie do odpowiedzialnego za to Pana Marka Irka, który stwierdził, że nie może właśnie rozmawiać i… oddzwoni następnego dnia. Nie mieliśmy kontaktu aż do spotkania w… 2010 roku, czyli przez dwa lata. Podczas tego spotkania wraz z Prezesem Przedpełskim rozmawialiśmy - żeby było śmieszniej, a może tragiczniej - o… ubezpieczeniach.
Po tym spotkaniu podszedłem do Pana Irka, przypominając sprawę kontuzji z Pekinu i naszej rozmowy. Odpowiedział, że kojarzy sprawę, pamięta i… zadzwoni jutro. Nie zadzwonił do dziś, drugi raz okłamał mnie w ten sam sposób. Dlatego tak ciężko mi współpracować z ludźmi, którzy w Związku odpowiadają za to, by nam pomagać. A tego nie robią. Nie ufam im już.
W 2009 roku leczyłem głównie zniszczone kolano. Od zakończenia sezonu przebywałem na rehabilitacji. Od maja do końca października, równe pół roku, gdy walczyłem o powrót na boisko, nie zadzwonił do mnie nikt ze Związku. Nikt. Nie odebrałem ani jednego telefonu. Oprócz kolegów z kadry moją rehabilitacją interesował się tylko Daniel Castellani i bardzo go za to cenię. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i on mnie nie zawiódł.
Choć właściwie jeden telefon z PZPS był. Po 4 miesiącach, przed mistrzostwami Europy w Izmirze, zadzwonił do mnie Witold Roman, ówczesny menedżer reprezentacji. Nie dzwonił zapytać, jak się czuję, a poinformował mnie jedynie, że odebrano mi stypendium. Nie mam do niego pretensji, wykonywał polecenia. Mówię po prostu, jak było. Nie byłem zresztą jedynym reprezentantem, któremu odebrano stypendium podczas leczenia. I nie chodzi mi tu o pieniądze – tym bardziej, że po paru miesiącach, bez słowa i żadnej informacji, stypendia nagle wpłynęły na moje konto - a o zwykłą ludzką przyzwoitość i sposób traktowania kadrowiczów. Dla PZPS nie byliśmy partnerami, a bardziej niewolnikami.
W kadrze, w której byłem nikt nie grał dla pieniędzy. Związek może twierdzić, że zbijamy na grze w reprezentacji majątek, a tymczasem stypendia płaci nam państwo. Związek nie dokłada do nich nawet złotówki.
Przygotowania do mistrzostw świata w 2010 roku były najlepszymi, które przepracowałem. Dałem z siebie wszystko, wiele poświęcając, by dobrze przygotować się do najważniejszej imprezy. Problemem była strona psychiczna, bo tym razem grałem podczas przygotowań mało oficjalnych meczów.
Moja forma na mistrzostwach świata odbiegała od oczekiwań. Nie byłem w stanie pomóc kolegom i bardzo mnie to bolało. To było najtrudniejsze, do dziś ciężko mi się z tym pogodzić. Poświęcenie kilku miesięcy życia nie przyniosło żadnego skutku, ani dla kadry, ani dla mnie. Od działaczy PZPS nie oczekiwałem pocieszenia, ale to co mnie spotkało z ich strony po tym turnieju, było dla mnie szokiem. Obrzucono mnie błotem, usłyszałem, że już więcej nie dostanę powołania, że dla kadry się nie poświęcam. A przecież ci ludzie widzieli, jak pracowałem, ile z siebie dałem. Jak więc mam im znowu zaufać, skoro to ze mnie zrobili kozła ofiarnego po tych mistrzostwach?
Dochodzimy do bieżącego roku. W kadrze znów mnie nie było, a ta osiągnęła wielki sukces. Kibicowałem jej sprzed telewizora i cieszyłem się, że koledzy wskoczyli na podium. Nawet nie spodziewałem się, że po powrocie reprezentacji… dostanie się mnie. Nic złego nie zrobiłem, a już działacze wywołali dyskusję na temat Wlazłego. Zamiast się cieszyć i chwalić tych, co grali, mówili, że Wlazłemu nie będzie łatwo wrócić, że się będzie musiał starać. Nie można było po prostu zostawić mojego tematu? Zająć się tymi, którzy grali i którzy zasłużyli na wiele ciepłych słów?
Gdy ja wypowiedziałem się kiedykolwiek negatywnie o PZPS, szybko do mnie dzwoniono, że tak się nie robi. Wiem o tym, dlatego rozmowa o problemach kadry z prasą, była dla mnie zawsze ostatecznością. Ale ja jedynie chciałem, żeby realizowano wcześniejsze zobowiązania. Poza tym odczuwam, że PZPS działa inaczej, umiejętnie manipulując opinią publiczną. Wiele razy brakowało nam czegoś na kadrze, ale publicznie o tym nie mówiliśmy - tak zresztą powinno być. Potem sukcesy reprezentacji pozwalały zapomnieć o wcześniejszych kłopotach, działacze mogli wypinać pierś do orderów. A gdy przychodziły porażki, to nigdy nie były winą Związku. Działacze krytykowali wtedy najbardziej znanych zawodników, zdejmując z siebie wszelką odpowiedzialność. Wielu kibiców szło w ich ślady, specjalnie się nad tym nie zastanawiając. Uwierzcie, że sporo na tym ucierpiałem, ucierpiał też mój klub, PGE Skra.
Pozostaje jeszcze głośna jakiś czas temu sprawa „skarpetek Wlazłego”, którą też warto ostatecznie zamknąć i wyjaśnić. W reprezentacji nigdy nie grałem i nie będę grał dla pieniędzy. Po prostu wydawało mi się, że występując w kadrze powinno myśleć się tylko o treningu i o grze. Nie o sprawach organizacyjnych, nie o różnych detalach, jak czysty sprzęt treningowy. Zarzucono mi, że nie piorę własnych rzeczy – na kadrze nie ma na to czasu i chyba każdy to rozumie. Gdy dostajemy swój sprzęt po praniu dla całej drużyny, często zdarza się, że nie wszystko do ciebie wraca. Sprawa skarpetek pojawiła się, bo dostałem 5 par na ponad 2 miesiące. Gdyby powiedziano mi, żebym sam sobie kupił sprzęt, oczywiście bym tak zrobił. Tymczasem mówiono, że dostanę wszystko „następnego dnia”. Sprawa kupna ubrań jest zresztą utrudniona, bo nasze kontrakty wymagają, byśmy chodzili tylko w określonej marce, która ma kontrakt ze Związkiem. W przeciwnym razie PZPS i nam grożą kary, co jest zrozumiałe. Domagałem się tylko tego, byśmy dostali to, co powinniśmy. Dzień po wywiadzie o skarpetkach otrzymałem nagle 20 par, choć wcześniej przez kilka tygodni nie mogłem się doprosić choćby o jedną. Tylko wtedy już ich nie potrzebowałem, jechaliśmy na turniej… To wszystko są detale, ale one składają się na sukces. Gdy potem brakuje ci jednej piłki do zwycięstwa, zaczynasz myśleć, co mogłeś zrobić lepiej, czego ci zabrakło… Zresztą sprawa skarpetek nie była jedyną. Były zgrupowania na których długo nie dostawałem potrzebnego sprzętu, a tłumaczono to… zmianą kroju literki „p” w logo sponsora. Zdarzyło się, że przez dwa tygodnie zgrupowania nie dostawałem koszulki polo, w której przecież byłem zobowiązany chodzić i o którą wiele razy prosiłem! Tymczasem kiedyś, po artykule w gazecie na temat sprzętu, nagle wydano nam następnego dnia wszystko, czego potrzebowaliśmy. Ze starym logo. Okazało się, że sprzęt był i czekał… Przepraszam, ale ja takich zaniedbań zrozumieć nie potrafiłem.
Pierwszą osobą, która usłyszała to wszystko, o czym teraz piszę, był Andrea Anastasi. Powiedziałem Selekcjonerowi to wszystko na naszym spotkaniu w Bełchatowie i powiedział wtedy, że doskonale mnie rozumie i poczeka aż zmienię decyzję. Tymczasem dopóki w PZPS nie zmieni się podejście do człowieka, ja w kadrze nie zagram. Gdy odbywał się konkurs na trenera reprezentacji i najpoważniejszym kandydatem był Jacek Nawrocki, mój trener klubowy, powiedziałem mu to samo. Osoba szkoleniowca nie ma w tym przypadku znaczenia. Zwłaszcza, że nigdy nie powiedziałem i nigdy nie powiem, że nie chcę grać w kadrze. Chcę i to bardzo. Ale – przynajmniej na razie – nie mogę.
Dlaczego piszę to wszystko? Bo zniszczono moje marzenia. Bo czuję się kopany i poniewierany niesłusznie, choć rozmawiałem z Prezesem Przedpełskim o porozumieniu, zawieszeniu broni dla dobra dyscypliny. Powiedziałem co mnie boli, On uznał moje racje i mieliśmy nie prowadzić publicznej dyskusji. Stało się inaczej. Teraz zareagowałem, bo mam obawy, że po wypowiedziach prezesa Przedpełskiego niedługo nie odróżnimy siatkarskiej hali od niektórych stadionów piłkarskich. Szkoda, że ze wspaniałej atmosfery, która była naszym znakiem rozpoznawczym, może wiele nie pozostać. Nie podoba mi się, że związek rozmawia ze mną przez media ... Inne były warunki naszego porozumienia.
Działania Związku zrujnowały moje marzenia. Uwierzcie mi, że jeżeli gra w reprezentacji byłaby tylko zaszczytem i honorem, to na pewno bym w niej grał. Nie mam większych sportowych marzeń niż olimpijski medal, niż wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego z najwyższego stopnia podium. Niestety, coraz wyraźniej widzę, że nie będę miał możliwości tych marzeń zrealizować. I z pewnością nie jest to moja wina.
Pozostając z szacunkiem,
Mariusz Wlazły
PS. Tym oświadczeniem chciałbym ostatecznie zakończyć temat moich nieporozumień z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej. Nie ma sensu dalej rozdrapywać tych ran, zwłaszcza że Związek próbuje mnie przekonać, że sam odrzuciłem ich pomoc, co nie miało miejsca. Dla dobra dyscypliny skończmy wreszcie ten temat, niech każdy pójdzie swoją drogą."
źródło: oficjalna strona SKRY BEŁCHATÓW
szukałem po tagach nie było.
Mecz siatkówki Polska vs niewiadomo
-Tak,Dzień Dobry tu xYZ ZYX,Telewizja Polat
-Dzień Dobry,ja z takim pytaniem,ile reklam planujecie na finał siatkówki w odkodowanym kanale?
-Proszę Pana,wiadomość o odkodowaniu transmisji to tylko zabieg marketingowy,tak naprawdę reklamy będą nadawane przez cały czas trwania meczu
Zdarzenie nie jest prawdziwe,to tylko żart :*
Nie było bo sam wymyśliłem
W związku z negatywną kampanią informacyjną prowadzoną przez Telewizję Polską SA (TVP) w stosunku do FIVB Mistrzostw Świata w piłce siatkowej mężczyzn Polska 2014, Reprezentacji Polski w piłce siatkowej oraz Telewizji Polsat, Telewizja Polsat postanowiła odnieść się do zarzutów i pomówień rozpowszechnianych w przestrzeni publicznej.
fot. Cyfrasport
Mistrzostwa Świata odbywają się w Polsce niemal wyłącznie dlatego, że Telewizja Polsat zgłosiła w 2008 roku do FIVB koncepcję zakupu pełni praw telewizyjnych i marketingowych na cały świat, w tym zorganizowania Mistrzostw Świata w piłce siatkowej mężczyzn w Polsce w 2014 roku. Telewizja Polsat zaoferowała i zapłaciła za zakup praw telewizyjnych (z wyłączeniem Brazylii i Japonii) i marketingowych na cały świat kilkadziesiąt milionów złotych. Dzięki temu Mistrzostwa Świata w piłce siatkowej mężczyzn odbywają się dzisiaj w Polsce i są historycznym wydarzeniem dla naszego kraju - a ponad 600 tysięcy Polaków może na żywo w halach oglądać mecze najlepszych zawodników i drużyny z całego świata.
TVP nie podjęła najprawdopodobniej żadnych działań w celu zakupu MŚ 2014 od FIVB i nie złożyła FIVB żadnej oferty. Żale i narzekania TVP, że nie mogła złożyć oferty są dowodem na niekompetencję i nieskuteczność TVP.
Rząd nie wykazał zainteresowania MŚ – w ostatniej chwili PZPS (a nie Polsat) otrzymał tylko 3,5 mln złotych od Ministerstwa Sportu. Nadmienię jedynie, że koncert Madonny został dofinansowany kwotą niemal 6 mln złotych.
Imprezy sportowe o światowej randze pokazywane w otwartej telewizji wymagają finansowania przez sponsorów – inny model finansowania nie jest w Polsce możliwy dla prywatnego nadawcy. Z publicznych środków może korzystać jedynie TVP. Prowadziliśmy kilkumiesięczne rozmowy ze strategicznymi sponsorami transmisji na antenie otwartej. Dwóch sponsorów – jednym z nich miał być Polkomtel, a drugim jedna ze spółek Skarbu Państwa – było na etapie finalizacji umów zapewniających transmisje spotkań reprezentacji Polski na antenie otwartej Polsatu. Model biznesowy został uzgodniony wcześniej i jego realizacja do początku stycznia tego roku przebiegała bez żadnych zakłóceń. W styczniu na etapie finalizowania umowy wycofała się spółka Skarbu Państwa, co spowodowało, że na kilka miesięcy przed imprezą transmisje zostały pozbawione sponsora. Tylko i wyłącznie dlatego zostaliśmy zmuszeni do pokazywania MŚ 2014 w kanałach Polsat Voleyball. Od imprezy odciął się rząd, jak i spółki kontrolowane przez Skarb Państwa.
Uznaliśmy, że ostatnią szansą na pokazanie MŚ 2014 na antenie otwartej jest sprzedanie praw telewizyjnych innym telewizjom ogólnopolskim. Odpowiedź o swoim tzw. zainteresowaniu przysłała jedynie TVP.
Wyjaśnienia wymaga przekłamanie, że Telewizja Polsat zażądała od TVP wygórowanej kwoty za pokazywanie MŚ 2014. Telewizja Polsat zapytała jedynie TVP i inne stacje, czy byłyby zainteresowane pokazaniem MŚ 2014 na swoich antenach i ile są gotowe zapłacić za odkupienie tego pakietu praw. Nie podaliśmy ŻADNEJ oczekiwanej kwoty.
TVP w swojej odpowiedzi napisała, że jest zainteresowania 20 najatrakcyjniejszymi meczami MŚ 2014, w tym wszystkimi meczami reprezentacji Polski, półfinałami i finałem. Już wiadomo, że reprezentacja Polski w tych MŚ 2014 rozegra co najmniej 12 meczów! TVP za mecze reprezentacji Polski oraz inne najważniejsze spotkania MŚ2014 zaoferowała mniej więcej tyle ile najprawdopodobniej kosztuje ją 4-5 odcinków sobotniego show TVP lub kilku odcinków jednego z wielu seriali. W naszym odczuciu to nie była poważna oferta. To był ewidentny przekaz, że MŚ 2014 w Polsce nie interesują TVP i że nadawca publiczny nie widzi powodów, aby pokazać je swoim widzom. W związku z twierdzeniami o wygórowanych żądaniach Polsatu wyrażamy zgodę, aby TVP ujawniło opinii publicznej złożoną nam ofertę.
Skoro dla TVP jeden mecz reprezentacji Polski na MŚ 2014 jest wart mniej więcej tyle co jedna czwarta programu rozrywkowego, to oznacza to, że TVP nie uważa MŚ2014 za nic interesującego.
Jedyne realne zainteresowanie MŚ 2014 w Polsce TVP przejawia w nadzwyczajnej aktywności w pisaniu listów otwartych i wydawaniu oświadczeń. Włodzimierz Szaranowicz i jego dziennikarze oraz inni pracownicy TVP więcej energii i czasu poświęcają na pisanie listów niż informowanie o MŚ 2014 w Polsce. Przejawem kibicowania polskim siatkarzom przez TVP jest wpis Mariana Kubalicy – Zastępcy Dyrektora TVP Sport, który z nieskrywaną satysfakcją, wręcz pogardą i radością pisał o porażce Polaków z reprezentacją Stanów Zjednoczonych.
Zdajemy sobie sprawę, że wielu widzów i kibiców negatywnie przyjęło decyzję o płatnych kanałach siatkarskich. Przypominamy jednak, że ponad 11 mln ludzi w domach z telewizją Cyfrowego Polsatu ogląda MŚ 2014 bez dodatkowych opłat – podobnie jak ci posiadający usługi LTE Cyfrowego Polsatu i Polkomtelu. Nie jest więc prawdą, że wszyscy Polacy mają zakodowane MŚ – kilkanaście milionów ma je bez dodatkowych opłat.
Zdajemy sobie również sprawę, że dla części osób wydatek na kanały siatkarskie w innych sieciach kablowych lub satelitarnych mógł być znaczący. Rozumiemy, że część osób nie mogła sobie na niego pozwolić i ma o to do nas żal. Staraliśmy się znaleźć sponsorów, ale ci wycofali się na etapie finalizacji umów. Telewizja Polsat nie może liczyć na dotacje z budżetu i pieniądze podatników ani z abonamentu. Patrząc na oczekiwane przez operatorów opłaty warto zauważyć, że dostęp do 4 kanałów przez 23 dni, około 1600 godzin i ponad stu meczów na żywo to koszt trzech-czterech biletów do kina. Telewizji publicznej przypominamy natomiast, że jest w pewnym sensie telewizją płatną – abonament RTV wyniesie w 2015 roku 336 zł. Do tego dochodzą kilkusetmilionowe wpływy TVP z reklam.
Telewizja Polsat zainwestowała w ciągu 20 lat swojej działalności około 1 mld złotych w prawa sportowe i polski sport, w tym siatkówkę. Jesteśmy firmą prywatną, która podobnie jak każde gospodarstwo domowe w Polsce musi liczyć swoje przychody oraz wydatki i nie możemy – w przeciwieństwie do TVP – wydać więcej niż posiadamy.
Chciałbym również dodać od siebie kilka słów odnośnie wypowiedzi TVP pod adresem dziennikarzy Telewizji Polsat:
Pracownicy i dziennikarze Telewizji Polsat, których jest kilka razy mniej niż w TVP, wykonują swoją pracę sumiennie i uczciwie. W związku z tym stanowczo zwracam się do TVP i jej Rzecznika Prasowego z żądaniem, aby nie obrażali moich koleżanek i kolegów z Telewizji Polsat.
wiem, że zaraz gimbus jakiś napisze "didn't read, lol" więc dla takich w skrócie:
TVP i rząd to chuj, a polsat zakodował siatkówkę żeby wyjść przynajmniej na zero, a teraz TVP opluwa bezczelnie Polsat,
widać dwulicowość, a tego najbardziej nie znoszę
pozdrawiam
Wygralismy w eliminacjach do mś w piłke reczna
Wygralismy połfinał w siatke
Zgadnijcie kto spierdoli serie w pazdzierniku...
niestety
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów