18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (5) Soft (5) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 14:02
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 4:40
🔥 Koniec jazdy - teraz popularne

#tajemnica

Pedofil powiernik
BongMan • 2014-08-29, 16:47
- Dlaczego pedofilowi możesz wyjawić każdy swój sekret, a on zachowa go dla siebie i nikomu nie powie?
- Bo obowiązuje go tajemnica spowiedzi.
Najlepszy komentarz (81 piw)
p................a • 2014-08-29, 17:58
BongMan znowu wspomina dzieciństwo.
Tajemnica rozwiązana
Danyy • 2014-01-08, 8:13
Chyba już wiem, dlaczego woda w Biedronce jest tak tania ;]


Ciekawe czy browar w Tychach czerpie z tego samego źródła.
Najlepszy komentarz (46 piw)
crossdressphyxia • 2014-01-08, 10:04
Cytat:

najlepsze jest to ze woda zalega miliony lat pod ziemioo ale jak ja czlowiek wypompuje to ma termin waznosci rotfl



Może dlatego, że jak zalega pod "ziemioo" to nie jest wystawiona na działanie promieni słonecznych i innych zjawisk ze świata zewnętrznego i nie napierdoli się w niej glonów i innego chujstwa?
Artykuł co prawda długi, ale zajebiście ciekawy. Polecam.

Cytat:



Od niemal dwóch lat tajemnicza grupa o nazwie Cicada 3301 szuka najtęższych umysłów tego świata, specjalistów od kryptografii i miłośników technologii. Jednak sposób jest dość ciekawy, bowiem opiera się na zagadkach umieszczonych w Sieci. Jak do tej pory pojawiły się dwie z nich – w styczniu 2012 i styczniu 2013 roku. Za miesiąc możemy spodziewać się kolejnej. Tylko nikt nadal nie wie, kim są ludzie tworzący Cicada 3301.

Początek historii sięga stycznia 2012 roku, kiedy to na jednym z forów internetowych pojawiła się tajemnicza wiadomość, podpisana „3301”.

Kod:
Szukamy wysoce inteligentnych indywidualności. Aby ich znaleźć, stworzyliśmy specjalny test. W tym obrazie została ukryta wiadomość. Znajdź ją, a trafisz na drogę, która w końcu skieruje cię do nas. Nie możemy się doczekać spotkania z tymi kilkoma, którzy przebędą całą tę drogę. Powodzenia.


Trafił na nią między innymi Joel Eriksson, 34-letni analityk ze Szwecji, kryptograf i specjalista od bezpieczeństwa IT. Zagadka bardzo go zaintrygowała, więc postanowił ją rozwiązać. Jednak nawet dla niego nie było to zadanie łatwe. Droga, którą musiał przebyć, była bardzo długa, a na rozwiązanie zagadki – podobnie jak inne „indywidualności” – miał tylko miesiąc.

Szybko doszedł do wniosku, że w wiadomości wykorzystano steganografię, czyli wiadomość ukrytą w obrazie.

Różni się ona od kryptografii tym, że sam fakt przekazywania informacji jest tajny. Patrząc na zwykłe zdjęcie, możemy nie zdawać sobie sprawy z tego, że coś jest w nim ukryte. Ta metoda jest stosowana między innymi przez pedofilów. Istnieje także teoria, według której Al-Kaida, planując zamach z 11 września, posługiwała się zdjęciami z… eBaya.

Eriksson szybko odszyfrował wiadomość. Jej treść brzmiała: Tiberius Claudius Ceasar. Szwed doszedł do wniosku, że kolejna informacja została ukryta przy pomocy szyfru Cezara, czyli techniki polegającej na podmianie liter na inne, oddalone o stałą liczbę w alfabecie. Nazwa pochodzi od tego, że najprawdopodobniej Cezar wykorzystywał ją do komunikowania się z najbliższymi. Trzeba było tylko znaleźć odpowiednią liczbę. Jako, że Cezar był czwartym z „pięciu dobrych cesarzy”, Eriksson uznał, że spróbuje właśnie z czwórką. Po kilku minutach miał przed oczami adres internetowy. Po kliknięciu w niego zobaczył następujący obraz.



Wiedział, że to dopiero początek. Obraz kaczki przepuścił przez program OutGuess, dzięki czemu trafił na kolejny adres.

Tym razem prowadził on do Reddit, gdzie co kilka godzin publikowane były wersy z książek. Jednak Szwed zauważył, że niektóre znaki i kropki układają się w dziwne symbole. Zorientował się, że w tym przypadku wykorzystano system numeryczny Majów. Potem trafił na kolejny szyfr.

I tak trwało to przez pewien czas. W pewnym momencie Eriksson zorientował się, że do odszyfrowania zagadki nie są potrzebne żadne specjalistyczne umiejętności, tylko odrobina wiedzy i zdolność szukania informacji. Jednak po czasie zaczęło robić się coraz ciekawiej.

Sposoby szyfrowania wzniosły się na zdecydowanie wyższy poziom. Pojawiły się między innymi numery w postaci heksadecymalnej, liczby pierwsze czy też inżynieria wsteczna (inaczej programowanie zwrotne). W końcu coraz częściej pojawiało się zdjęcie Cykady, nawiązujące do Milczenia owiec Thomasa Harrisa. Szwed zorientował się, że Cykady wychodzą na powierzchnię, aby złożyć jaja, co 11, 13 lub 17 lat. Wszystkie te liczby to… liczby pierwsze (dzielone tylko przez 1 i samą siebie). Po tym wszystko zaczęło coraz bardziej do siebie pasować, a zagadki stały się jeszcze bardziej… zagadkowe.

Eriksson trafił w końcu na poemat Arthura Kinga „The Lady of the Fountain”. Ukryta w nim wiadomość była niezwykle ciekawa.

Kod:
Zadzwoń do nas 214-390-9608


Mężczyzna wziął wolne z pracy, aby na całego zająć się „podążaniem ścieżką”.

Zadzwonił na podany numer (który aktualnie jest już nieaktywny). W słuchawce usłyszał robotyczny głos, który kazał mu znaleźć wszystkie liczby pierwsze z początkowego obrazu i przemnożyć je przez siebie. Wynik wyniósł 845145127, co doprowadziło Szweda do strony internetowej 845145127.com, gdzie znalazł zdjęcie Cykady oraz zegar odliczający czas, który wybił zero dokładnie 9 stycznia o godzinie 17.00. W tym momencie na stronie pojawiło się czternaście koordynatów, wskazujących między innymi Warszawę, Paryż, Sydney, Seul, Miami czy też Arizonę. Ludzie z całego świata udali się w te rejony i informowali pozostałych, co znaleźli na miejscu. Były to między innymi: kod QR, zdjęcie, wiadomość przyczepiona do lampy czy też – a jakżeby inaczej – grafika przedstawiająca Cykadę.



W tym momencie wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że Cicada 3301 to nie jakaś dziecinna zabawa, że nie stoi za tym jakiś geniusz lub geek, ale zorganizowana grupa bardzo utalentowanych osób.

Pytanie – kim oni są – wciąż pozostało otwarte.

Im historia podążała dalej, tym sprawa robiła się coraz ciekawsza i zarazem bardziej tajemnicza. Użytkownicy w pewnym momencie zorientowali się, że jeden z nich – o nicku Wind from Michigan – celowo podrzuca błędne wskazówki. Na forum pojawił się także użytkownik, który twierdził, że jest byłym członkiem Cykady. Twierdził on, że jest to grupa oficerów, dyplomatów oraz naukowców, którzy nie są zadowoleniu z kierunku, w którym podąża świat. Ich celem była zmiana ludzi w nadludzi. To mogłoby wskazywać na transhumanistów, którzy są zdania, że powinniśmy wykorzystać naukę i technologię (w szczególności biotechnologię i nanotechnologię) w celu ulepszania samych siebie, znoszenia własnych ograniczeń. Tajemniczy użytkownik napisał jeszcze, że jest to bardzo niebezpieczna organizacja.

To oczywiście wywołało falę spekulacji. Internauci zastanawiali się, czy przypadkiem nie jest to sposób werbowania nowych członków do CIA, MI6 lub NSA.

Jeśli tak, to nie byłby to pierwszy raz. Kiedyś brytyjska GCHQ (Centrala Łączności Rządowej) przygotowała podobny test dla wszystkich osób, które chciałyby dostać pracę w służbach. W ten sposób szukano najlepszych, najbardziej utalentowanych brytyjskich kryptografów.



Kolejnym krokiem było rozszyfrowanie kodu QR. Wynik doprowadził w końcu do adresu TOR, gdzie użytkownicy mogli zarejestrować swoje adresy e-mail (sam kod QR nie prowadził do strony, a jedynie to kolejnej zagadki). Eriksson nie zdążył tego zrobić. Strona po pewnym czasie nie była już dostępna. Pojawiła się na niej krótka wiadomość

Kod:
Chcemy najlepszych, a nie naśladowców.


Wiadomo, że osoby, które podały swoje e-maile, dostały prywatne wiadomości. Nie wiadomo, jaka była ich dokładna treść. Żaden z użytkowników nie chciał tego zdradzić. Tylko jeden z nich przekazał, że dostali teraz swoje własne, prywatne zagadki do rozwiązania.

Dokładnie 4 stycznia 2013 roku, czyli rok po pierwszej zagadce, w Sieci pojawiła się kolejna.

Kod:
Witamy ponownie. Nasze poszukiwania inteligentnych indywidualności znowu się rozpoczęły.


Pierwsza wiadomość kierowała do książki Liber AL vel Legis (Księgi Prawa) autorstwa Aleistera Crowleya. Stworzył on nurt Thelema. Książka – jak sam twierdzi – została mu podyktowana przez istotę duchową o nazwie Aiwaz. Działo się to w dniach 8-10 kwietnia 1904 roku. Główną doktryną Thelemitów jest poznanie i czynienie „Prawdziwej Woli”.

Księga doprowadziła miłośników zagadek do adresu internetowego, z którego pobrali plik o rozmiarze 130 MB, w którym zawarto tysiące liczb pierwszych oraz plik MP3 z piosenką The Instar Emergence, autorstwa… 3301. Utwór zaczyna się od… odgłosów Cykad.



Kolejne kroki prowadziły do konta na Twitterze, na którym pojawiały się tajemnicze liczby oraz kolejnych lokacji na całym świecie (między innymi na Okinawie). Z czasem do grona wtajemniczonych dołączyła kolejna grupa użytkowników. Znowu otrzymali oni swoje prywatne zagadki, tym razem w formie testu osobistego.

Świat nadal nie wie kim są ludzie tworzący projekt Cicada 3301 i pewnie przez długi czas jeszcze się nie dowie. Możemy jedynie domyślać się, że jest to jakaś organizacja, grupa bardzo inteligentnych ludzi, specjalistów od kodów i szyfrów. Jednak nadal tajemnicą pozostaje to czym się kierują.

Dnia 4 stycznia 2014 roku najprawdopodobniej zacznie się kolejna gra. Weźmiesz w niej udział?



źródło
Barsakelmes
Krówka • 2013-12-01, 19:10
Dziś Barsakelmes jest wyspą tylko z nazwy. Przestał nią być, kiedy wskutek budowy kanałów irygacyjnych Morze Aralskie zaczęło się kurczyć w zastraszającym tempie. Dziś w jego dawnym basenie zastać można niemal postapokaliptyczne widoki w postaci rdzewiejących statków sterczących samotnie w sercu pustyni.



"Barsakelmes" oznacza w językach ludów turkijskich mniej więcej "Pójdziesz, nie wrócisz". Trudno jednak powiedzieć, kiedy narodziła się zła sława tego miejsca. O tym, że dzieją się tam dziwne rzeczy plotki krążyły już po II wojnie światowej. Pikanterii dodawał fakt, że od 1929 r. wyspa objęta była obszarem ścisłego rezerwatu, do którego nikt nie miał wstępu.

Oficjalnie na wyspie hodowano kułany - dzikie azjatyckie osły, a izolacja od świata miała chronić je przed kłusownikami. Ci, którzy tam dotarli mówią o ruinach lotniska, laboratoriów, ziemianek dla przymusowych robotników i resztkach anten. Świadczy to jawnie, że pracowano tu nad czymś jeszcze. Ekipa rosyjskiego pisma "Itogi", która wybrała się na Barsakelmes, znalazła nawet porzucone archiwa, a w nich akta pracowników. Wśród dokumentacji znajdowały się liczne wypowiedzenia. Ich analiza wskazywała, że wielu wytrzymało na wyspie zaledwie miesiąc…

Po tych, którzy tu kiedyś pracowali i mieszkali pozostał cmentarz. Po upadku ZSRR, kiedy wyspa znalazła się na terytorium Kazachstanu, placówka na Barsakelmesie podupadła. Mimo to nawet dziś trudno się tam dostać. Przekonała się o tym wspomniana ekipa, która w drodze natknęła się na dziwaczną "niespodziankę". Uczestnik wyprawy, Stiepan Kriwoszejew, pisał, że w pewnym momencie kolumna ich aut napotkała pośrodku pustyni… szlaban:

"W tle niczym miraż mignęła bramka z tabliczką: 'Uwaga, niebezpieczne zwierzęta'. Czy ostrzega ona przed stworzeniami z legend? Nagle: 'Stop, stop. Chodźcie tutaj!'. Erbol - przewodnik - nachyla się ku ziemi i coś pokazuje. To pułapka - kawałek drewna naszpikowany gwoździami. Zaraz potem drugi, trzeci… Są tu ich niezliczone ilości. Kiedy się na takiego najedzie, zostaje się bez kół pośrodku pustyni".

Kiedy Barsakelmes oblewały jeszcze wody, jego krajobraz nie był taki surowy. Na starych zdjęciach widać w miarę bogatą jak na tamtejszy klimat szatę roślinną i stada kułanów. Nad wszystkim górowała Czajka - najwyższe wzniesienie wyspy. Kiedy zaczęło wysychać Morze Aralskie, Barsakelmes najpierw przekształcił się w półwysep, a w 2009 r. zlał się z pustynią.

Za jego odkrywców uznaje się uczestników wyprawy z 1868 r., wśród których był wieszcz ukraiński, Taras Szewczenko. Pejzaż, jaki zastał, uwiecznił w formie obrazów, opisując go jako "nieciekawy, ale tajemniczy". Dłuższe przebywanie na Barsakelmesie utrudniała jednak sól, która unosiła się z wiatrem i wżerała w oczy i skórę oraz brak wody pitnej.

Uczestnicy wyprawy "Itogów" tak opisali to, co zastali na wyspie: "Naszą uwagę przykuł obiekt, ale nie wiadomo, czy to naturalny twór, czy dzieło człowieka. Znaleźliśmy bowiem wzniesienie, które przypominało gigantyczny 'talerz' - jakby ktoś odrysował na ziemi idealny okrąg. […] Wyglądało na to, że pod spodem znajduje się jakaś pusta przestrzeń. Czy było to zejście do jakiegoś podziemnego bunkra, gdzie znajdują się laboratoria?" - zastanawiał się Kriwoszejew.

Wygląda na to, że na wyspie zajmowano się czymś innym niż hodowlą osłów. Prawda o tym, co naprawdę się tam działo może kryć się wśród dziwacznych opowieści o Barsakelmesie, które krążyły od okresu powojennego.

Hipotez jest kilka. Wśród opowieści na pierwszy plan wybijają się te o anomaliach czasowych i odwiedzinach dziwnych "latających obiektów". Jedna z nich pochodzi od niejakiego Abdrazaka - mężczyzny, który służył na Barsakelmesie. Twierdził, że sowieckie oddziały miały za cel zbadanie stacjonującego tam obiektu, który kształtem przypominał "soczewkę". Nie wiadomo jednak, czym ani skąd był.

We wrześniu 1960 r. Abdrazak miał ponoć zbliżyć się do niego i otrzymać "informacyjny przekaz" zapowiadający lot człowieka w kosmos (lot Gagarina odbył się w kwietniu następnego roku). Dostał też przestrogę, że do "soczewki" - rzekomego tworu obcej technologii - lepiej nie podchodzić. Radzieccy żołnierze próbowali jednak wysyłać w jej kierunku psy, a nawet czołg. Ten według legendy wrócił… bez kierującego.

W 1991 r. "Technika Mołodioży" - jedno z najpoczytniejszych radzieckich pism - wspominała o pasażerach łodzi, którzy odbili od brzegów Barsakelmesu i wpadli w "białą mgłę", w której - jak im się zdawało - przebywali przez pół godziny. Kiedy opadła odkryli jednak, że minął cały dzień!

Oprócz tego pojawiają się historie o dziwnych stworzeniach i innych cudach. Do wymyślenia części z nich, na potrzeby prasowych publikacji przyznał się znany rosyjski pisarz science-fiction, Siergiej Łukjanienko, autor bestsellera "Nocny patrol". Jak twierdził, tchnął w stare legendy nowe życie, choć fikcja literacka została przez wielu omyłkowo wzięta za fakty.

Wadim Czernobrow - pisarz, badacz zjawisk paranormalnych i koordynator grupy "Kosmopoisk", która zorganizowała ekspedycję na Barsakelmes jest zdania, że dziwne opowieści wzięły się z naturalnie występujących wokół wyspy miraży, które mogły zapoczątkować pogłoski o UFO i "wirach czasowych". Jednak po upadku Związku Radzieckiego ujawniła się jeszcze jedna makabryczna poszlaka sugerująca, co tak naprawdę mogło dziać się na tym przeklętym skrawku ziemi.

Okazało się, że w powtarzanych legendach znad dawnego Aralu tkwiło ziarno prawdy. Hodowla osiołków była prawdopodobnie "przykrywką" dla prowadzonych na Barsakelmesie i sąsiedniej Wyspie Odrodzenia testów broni biologicznej. Cytowany przez "Itogi" badacz, Michaił Antonow, twierdzi, że dokonywano tam makabrycznych eksperymentów na więźniach, których zakażano różnymi patogenami. Prowadzono też badania na trędowatych.

Wiem że lubicie takie teksty, to dla was to zajebałem

Arkaim - największa rosyjska tajemnica

Wśród znawców miejsce to uchodzi za jedno z najbardziej tajemniczych i aktywnych paranormalnie na świecie. Arkaim to położona na Uralu, w obwodzie czelabińskim prastara twierdza, która określana bywa mianem rosyjskiego Stonehenge. Mimo że obiekt poddawany był wielu badaniom, większość zjawisk, które mają tam miejsce pozostaje niewyjaśniona. Przerażenie budzą zaś tragiczne wydarzenia, do jakich w przeszłości wielokrotnie dochodziło w okolicy.



Zdaniem naukowców, forteca została wybudowana w epoce brązu i stanowi dziedzictwo kultury andronowskiej. Odkryto ją przypadkowo w 1987 r. podczas prac przygotowawczych, poprzedzających budowę planowanego w tym miejscu zbiornika retencyjnego. Budowla zawiera portale skierowane w cztery strony świata. Zdaniem naukowców, stanowi ona także rodzaj bardzo precyzyjnego kalendarza odnoszącego się do najważniejszych wydarzeń astronomicznych. Zdaniem ekspertów, kalendarz ten odzwierciedla 18 najistotniejszych zjawisk astronomicznych.

Nie ma pełnej zgody specjalistów, co do roli, jaką konstrukcja pełniła w przeszłości. Niektórzy twierdzą, że była to osada lub miasto; inni mówią o funkcji obserwatorium albo świątyni. Zainteresowanie większości osób budzi natomiast fakt, że struktura została wzniesiona na planie swastyki i często określana bywa mianem miasta-swastyki. Wg specjalistów, budowla mogła pomieścić nawet 2,5 tysiąca osób.

Na przestrzeni lat, w miejscu tym wielokrotnie dochodziło do tajemniczych zdarzeń. Jakiś czas temu, jedna ze studentek archeologii, która zajmowała się badaniem obiektu wyznała, że znajdując się w jego okolicy nawiązała kontakt... z duchami osób, które żyły tam dawno temu, a od których miała się dowiedzieć wielu intrygujących rzeczy. Niestety, jakiś czas po tych wydarzeniach uznano ją za niepoczytalną. Wkrótce potem, w miejsce to został wysłany archeolog Konstantin Bystruszkin. Naukowiec przez lata zajmował się badaniem tajemniczego miejsca, ale zamiast wyjaśnić przynajmniej część tajemnicy, odkrył cały szereg kolejnych fenomenów.

Badacze rosyjskiego Stonehenge zwracają uwagę, że wokół obiektu zawsze krążyły dziwne opowieści. Oprócz historii o duchach, dziwnych postaciach i Niezidentyfikowanych Obiektach Latających, którym przypisuje się związek z konstrukcją, w przeszłości popularne były też legendy, że Arkaim znajduje się na skraju znanej rzeczywistości, a przekroczenie jego murów może spowodować przemieszczenie się do innego miejsca.

Nie można w końcu zapomnieć o właściwościach, które niektóre społeczności przypisują murom starożytnej twierdzy. Do miejsca tego wciąż pielgrzymują tłumy. Wiele osób wierzyło, że odprawienie tam specjalnych rytuałów zaowocuje ziszczeniem się wszelkich życzeń. Obok fortecy znajduje się kilka ułożonych z kamieni spirali. Zgodnie z przesądem, wejście do którejś z nich boso lub najlepiej nago i wypowiedzenia życzenia w centralnej jej części, powinno pomóc w realizacji życzenia.

Wiara w to, że w miejscu tym działają potężne siły mobilizuje też ludzi chorych, którzy tłumnie przybywają, by wyleczyć się z rozmaitych dolegliwości. Wielu pielgrzymów twierdzi, że po wizycie w tym miejscu udało im się pozbyć chorób skóry.

Arkaim jest ściśle powiązany z trzema innymi miejscami położonymi wokół twierdzy. - informuje serwis pravda.ru. Pierwsze z nich jest celem turystycznych eskapad; w drugim wciąż trwają prace wykopaliskowe; natomiast w trzecim dochodzi do rzeczy tak przerażających, że wielu ludzi unika go jak ognia. W przeszłości miało w nim dochodzić do rzeczy rodem z horrorów, a obecne tam olbrzymie pokłady energii miały w dwojaki sposób oddziaływać na wszystkie przebywające tam osoby - czasami pozytywnie, a innym razem negatywnie.

Nie brakuje relacji o tajemniczych zniknięciach, do których dochodziło w pobliżu budowli. Pod koniec ubiegłego roku doszło tam do dziwnego zdarzenia. Dziewczyna, która wybrała się w okolice konstrukcji z dwoma przyjaciółmi była rzekomo ścigana przez tajemnicze światła. Dziewczyny nigdy nie udało się odnaleźć, zaś młodzieńcy, którzy jej towarzyszyli byli sparaliżowani tym co zobaczyli. To właśnie nieopodal tego miejsca doszło w końcu do słynnej tragedii, kiedy to dziewięcioro uczestników górskiej wyprawy zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach na stoku góry Cholat Sjakl. Miejsce, w którym doszło do tragedii znane jest dziś jako Przełęcz Diatłowa.

W 2005 r. z wizytą w miejscu tajemniczych zdarzeń przebywał ówczesny prezydent Rosji Władimir Putin.

A tu pani archeolog przy wykopaliskach Arkaim


Tekst nie mój -> źródło
Las
facet85 • 2013-07-15, 23:57
Witam Sadole,

postaram się dzisiaj wam przybliżyć pewną historię, którą znalazłem w czeluściach Internetu, tym razem była to Estońska czeluść )) a jest to kraj piękny ale zarazem dobrze pierdolnięty

zatem brać kurwa popcorn...



Cała historia wydarzyła się całkiem niedawno bo w latach 60 ( dla Gimbazy - Estonia była zniewolona przez ZSRR ( podaję bo będzie to ważny wątek ))

Zatem, w latach 60 w rejonach jeziora Orsava jarv stacjonowały wojska ZSRR. Jak można się domyślić ludność Estońska była z tego faktu niezadowolona. W każdym bądź razie, znalazłem informacje o nie jakim znikaniu żołnierzy, głównie na nocnych wartach. Byli to rzekomo ludzie zdrowi na umyśle więc wszelkie samobójstwa czy dezercje nie wchodziły w grę, tym bardziej, że nie było wojny od lat. Wykluczono również ingerencję cywili, nikt nie mieszkał w okolicznych stronach ( obecnie gęstość zaludnienia wynosi 28,4 osób/km² to w latach 60 było to może 15 osób )

Zniknięcia nie odbywały się co noc czy tydzień, były to daty losowe czasami oddalone od Siebie miesiącami, czasami dniami czy tygodniami. W każdym bądź razie na przełomie jak podano 3-3,5 roku z niewiadomych przyczyn odnotowano zaginięcie ponad 20 osób. O całej sprawie sztab jednostki nie mógł już milczeń i wystosował oficjalny telegram do San-Petersburga, który w tamtym czasie był stolicą regiony, województwa no i tam znajdywał się najbliższy sztab generalny wojsk ZSRR.

By wspomóc swoich kolegów wysłano do jednostki z lasów estońskich specjalną komisję badawczą w celu wyjaśnienia całej sytuacji.

Dnia 18 Maja roku 1962 odnotowano pierwsze oficjalnie dziwne zdarzenie, które mogło mieć związek ze znikaniem żołnierzy. Żołnierz pełniący wartę na wieżyczce ma zamontowany zajebiście mocny "halogen" Odprowadza on żołnierzy patrolujących światłem do momentu, które tylko ma zasięg. Otóż właśnie wspomnianego dnia, a bardziej nocy, podczas odprowadzania żołnierza zauważono dziwnie zachowujący się las. Nie chodzi o to, że drzewa zaczęły chodzić Gimbaza, tylko pomimo nocy ptaki zaczęły przeraźliwie ćwierkach, jakby przed strachem i co najważniejsze - dzienne ptaki nie ćwierkają w nocy, tylko cicho śpią by nie zdradzać drapieżnikom swojej pozycji. Dlatego ten przypadek zanotowano jako nie typowy. Oczywiście powiecie, że jakiś drapieżnik zaatakował i patki wpadły w panikę i być może macie rację, ALE po ok. tygodniu zauważono, że ptaki zniknęły, po prostu ich nie było.

Kolejny przypadek, który został sklasyfikowany jako "dziwny" wydarzył się dnia 24 Listopada tego samego roku. Z powodu śnieżycy, która trwała od kilku dobrych dni, zostały zerwane trakcje kolejowe, nie było prądu a co najważniejsze, agregatory powoli już siadały. Prawdopodobnie, panika i strach były owocem wydarzeń z tej nocy ( tak przynajmniej stwierdzili jacyś tam psychologowie ). Gdy zabrakło prądu, jednostka podzieliła się na kilka grup, wybrano najbardziej ocieplone pomieszczenia ( pamiętajmy, że tam są kurwa zimy o jakich my wiemy tylko z opowieści naszych dziadków ). Gdy jedna z grup wędrowała do najbliższej stołówki jak się okazało, żołnierze zauważyli prze sobą, w środku jednostki ludzką postać w okolicy 100 metrów. Z racji, że była zamieć i widoczność nie była rewelacyjna nie było wiadome tak naprawdę czy to któryś z żołnierzy się zagubił, czy na teren jednostki wdarł się cywil. Pamiętajmy, że żołnierze zazwyczaj nie wieżą w jakieś duchy, czy potwory mając kurwa gnata w ręce zatem temat ostro zlali i kierowali się na przód przed Siebie, w stronę postaci. Gdy się zbliżyli okazało się, że była to jakby namalowana postać na ścianie, cień ludzkiej postaci. Zrobiono notatkę, wandale mieli być ścigani etc. w każdym bądź razie, noc minęła i nastał piękny dzień. Było to dziwne, ponieważ prognozy jakimi dysponowali oficerowie burza śnieżna miała trwać jeszcze dobrych kilka dni. W każdym bądź razie, pogodą się nie przejęto a tym co zastali na zewnątrz. W miejscu gdzie był nie jaki cień postaci ludzkiej wisiał sobie zabity pies. Ktoś przybił psa do ściany budynku, cienia/malunku nie było, nikt nic nie słyszał.

Zaczęto podejrzewać, że być może, jakimś cudem za wszystkim stoją jednak cywile. Porywają żołnierzy, osłabiają morale etc. Rozpoczęto akcje pod kryptonimem "Las" Podzielono żołnierzy na specjalne grupy poszukiwawcze/tropiące. Ich celem było zakamuflować się w lesie, wypatrywać, nasłuchiwać, szukać tropu. Po proszono również lotnictwo o pomoc, by zrobili patrol okolicy, być może z góry ujrzą coś, czego oni nie widzieli.

W między czasie oczywiście działy się jeszcze jakieś inne "dziwne" rzeczy ale nie rozpisywano się o nich m.in. na brzegach okolicznego jeziora leżało mnóstwo martwych ryb, ktoś widział jakieś światła w lesie ( tutaj się zacząłem śmiać ) inne postacie etc. Niby nic wielkiego ))

W każdym bądź razie i nie zanudzając, noc styczniowa ( nie podano dokładnie daty ) roku 1963, "spec grupy" już siedziały w lasach od dobrych tygodni, miało miejsce no najważniejsze wydarzenie tej opowieści, historii.. Spec grupy zaczęły kontaktować się miedzy sobą i zgodnie przekazywać, że widzą chodzące postacie w lesie. Nie ukrywały się, po prostu chodziły, coś zbierały itp. Jedna z grup zbliżyła się do rzekomych postaci i więcej się już miała nie odezwać. Zaniepokojeni koledzy, oficerowie nakazali włączyć wszystkie światła jakie mieli, specgrupy miały błyskawicznie wracać do jednostki, każdy miał ostrą broń itp. Do oficerów i reszty dotarło w końcu, że faktycznie coś się kurwa dzieje i mieli rację..

Gdy włączone wszelakie światła ku ich przerażeni spostrzegli, że cała jednostka jest otoczona i przy murach/kratach stoją ludzie. Normalni ludzie, ale miało być w nich coś przerażającego jednocześnie. Wszyscy milczeli, nie reagowali na wołania żołnierzy. Gdy ktoś próbował podejść do krat, spojrzeć w oczy, nawiązać kontakt miał odczuwać lęk, przerażenie. Żołnierze zaczęli wariować, były jednostki, które popełniły samobójstwo. W każdym bądź razie, ludzie, którzy stali przy ogrodzeniu, tak jak się pojawili nagle, również odeszli, beż żadnego gestu, słowa.

Nazajutrz, specgrupa, która poszła jako pierwsza do spotkanych w nocy ludzi niespodziewanie wróciła, i co najlepsze była cała i zdrowa. W notatkach odnotowano, że gdy żołnierz podszedł do jednej z kobiet i złapał za ramie, poczuł ogromny chłód w ręce. Kobieta powiedziała coś w stylu "Maast eemale" ( skopiowałem ) - co miało oznaczać precz z tej ziemi itp.

Po 2 dniach od ostatniego wydarzenia do jednostki dotarły zdjęcia lotnicze, które wykonał samolot. Jak się okazało, w lesie był wyryty z drzew wielki krzyż a jednostka była w jego centrum... ( też zacząłem się śmiać )

Sprawa ujrzała światło kilka miesięcy po uzyskaniu przez Estonię niepodległości. Wychodzące wojska Radzieckie zostawiły mnóstwo dokumentacji m.in. powyższą sprawę. Przeprowadzono dokładną analizę dokumentu, pojechano w tamte strony, przekopano las....

Jak się okazuje, w tym lesie w czasie II WŚ odbywały się tam egzekucji ludności Żydowskiej. Pamiętajmy, że Estończycy są jebany sprzedawcami i współpracowali ze szwabami, baaaa oni im w dupę wchodzili. Na powyższym zdjęciu ( aż kurwa jedynym ) zaznaczyłem teren na, którym miała odbywać się cała akcja. Las po przeszukaniu został ( tamto miejsce ) doszczętnie spalone. Organizacja Żydowska ( Estońska ) od lat stara się umiedialnić tamtejsze miejsca egzekucji.

W każdym bądź razie - pytania, co się stało z zaginionymi ludźmi ? nigdy ich nie odnaleziono. Oficjalnie żołnierze zdezerterowali ( i być może tak było ) ale... no właśnie kurwa ALE...

miłych snów
Najlepszy komentarz (98 piw)
andrewerty • 2013-07-16, 0:13
to żem kurwa pospał
Tajemnica Jacksona rozwiązana
j................s • 2013-07-13, 14:39
Na pewno nie prawda,ale znajdą się tacy co uwierzą
Najlepszy komentarz (64 piw)
Colossus • 2013-07-13, 16:50


Tutaj lepiej pokazane
Wrak legendarnego okrętu podwodnego ORP "Orzeł", który zaginął podczas II wojny światowej, został prawdopodobnie odnaleziony – informuje portal polska-zbrojna.pl. Polscy i brytyjscy hydrografowie odkryli na dnie Morza Północnego niezidentyfikowany wrak. Wiele wskazuje, że jest to "Orzeł". Niebawem wyrusza tam okręt ORP "Lech". Ma zweryfikować wrak.

Losy okrętu podwodnego ORP "Orzeł" to jedna z największych tajemnic II wojny światowej. W maju 1940 roku jednostka zaginęła podczas patrolu na Morzu Północnym. – Przez lata "Orła" poszukiwały zarówno nasze okręty, jak i ekspedycje cywilne. Jak dotąd, bezskutecznie – podkreśla kmdr por. Bartosz Zajda, rzecznik Marynarki Wojennej.

Niewykluczone jednak, że właśnie nastąpił w tej sprawie przełom. – Na początku 2012 roku wspólnie z brytyjskimi hydrografami wyznaczyliśmy kolejne akweny, przez które mógł przechodzić ORP "Orzeł". Nasi specjaliści przeanalizowali uzupełniane przez Brytyjczyków bazy zawierające dane o wrakach. Wreszcie natrafiliśmy na pewien ślad – opowiada kmdr Henryk Nitner, szef Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej.
Na jednym z tych akwenów spoczywa niezidentyfikowany wrak. – Polecenie, by mu się przyjrzeć otrzymała załoga niszczyciela min ORP "Czajka" – wspomina kmdr Nitner. Okręt wracał właśnie z Belfastu, gdzie zakończył służbę w natowskim zespole przeciwminowym. W wyznaczonym miejscu na Morzu Północnym marynarze opuścili z pokładu pojazd podwodny, który nagrał film. – Na głębokości około 70 metrów spoczywa wrak okrętu podwodnego. Ze wstępnych oględzin wynika, że może to być "Orzeł". Zgadzają się pewne elementy jego konstrukcji, no i długość. Poza tym nie mamy informacji, by w tym regionie zaginęły jakieś inne okręty – podkreśla kmdr Nitner. Niezależnie od tego, jest on bardzo ostrożny. – Wrak wymaga szczegółowych badań. Na razie szanse, że to ORP "Orzeł" oceniam na pięćdziesiąt procent – podkreśla.

Wkrótce pewnie będziemy wiedzieć więcej. Na początku czerwca na Morze Północne wyrusza okręt ratowniczy ORP "Lech", wzmocniony specjalistami od hydrografii oraz grupą nurków. Mają oni nagrać kolejne filmy, a potem zejść pod powierzchnię.

ORP "Orzeł" został zbudowany w holenderskiej stoczni De Schelde. Połowa kwoty na ten cel pochodziła ze składek społecznych. – W Polsce udało się wówczas zebrać przeszło osiem milionów złotych – wyjaśnia kmdr por. rez. Sławomir Kudela, historyk Marynarki Wojennej. Do służby okręt wszedł na początku 1939 roku. – W swojej klasie zaliczał się do najnowocześniejszych jednostek na świecie – podkreśla Kudela. Okręt mógł zabrać na pokład 20 torped, przepłynąć bez zawijania do portu siedem tysięcy mil i zejść na głębokość nawet stu metrów. – Była to jednostka oceaniczna. Niektórzy nazywali ją podwodnym krążownikiem – podkreśla Kudela.

We wrześniu 1939 roku ORP "Orzeł" wziął udział w operacji pod kryptonimem "Worek". Miał stawić czoła niemieckim okrętom na Zatoce Gdańskiej. Dowództwo floty planowało też użyć go w akcji przeciwko pancernikowi "Schleswig-Holstein". Ten jednak ostatecznie nie wyszedł z kanału portowego w Gdańsku.

Po kilku dniach ORP „Orzeł” opuścił swoje pozycje i przemieścił się na pełne morze. Dowództwo floty zakładało, że polskie okręty podwodne w skrajnych sytuacjach mogą schronić się w portach Finlandii i Szwecji. Dowódca „Orła” kmdr ppor. Henryk Kłoczkowski zdecydował się jednak płynąć do Estonii. Tam okręt został internowany, Kłoczkowski zaś trafił do szpitala. Wiele wskazuje na to, że symulował chorobę, by uniknąć kłopotliwej sytuacji. Do takiego też wniosku trzy lata później doszedł Polski Sąd Morski w Londynie, który skazał Kłoczkowskiego za dezercję i zdegradował do stopnia marynarza. Jednak jak było naprawdę, do dziś nie wiadomo.

Tymczasem ORP "Orzeł" pod nowym dowództwem kpt. mar. (późniejszego kmdr. ppor.) Jana Grudzińskiego pod koniec września 1939 roku dokonał brawurowej ucieczki z portu w Tallinie. Marynarze obezwładnili estońskich strażników, wywołali awarię prądu na nabrzeżu i pod osłoną nocy wyszli na wody Zatoki Fińskiej. Tam przeczekali dobę, kładąc okręt na dnie, a następnie ruszyli w kierunku Wielkiej Brytanii.

– Było to przedsięwzięcie wręcz karkołomne – podkreśla Kudela. Wcześniej okręt został niemal całkowicie pozbawiony uzbrojenia, Estończycy odebrali też załodze mapy. – Przejście przez Bałtyk udało się dzięki nawigatorowi por. mar. Marianowi Mokrskiemu, który posłużył się starym niemieckim spisem latarń morskich – tłumaczy Kudela. Po 44 dniach rejsu okręt dotarł do Szkocji. Wkrótce wraz z kilkoma innymi polskimi jednostkami rozpoczął służbę u boku Brytyjczyków.

ORP "Orzeł" brał udział w patrolach na Morzu Północnym, eskortował konwój idący do Bergen, zatopił też niemiecki transportowiec "Rio de Janeiro", który przewoził sprzęt i żołnierzy przygotowujących się do inwazji na Norwegię.

23 maja ORP "Orzeł" wyszedł w swój ostatni rejs. Po opuszczeniu portu ślad po nim zaginął. – Najbardziej prawdopodobna, według mnie, hipoteza mówi, że wszedł na pole minowe, o którym Brytyjczycy nie zdążyli go powiadomić – tłumaczy Kudela. Ale są też inne teorie. Zgodnie z nimi okręt miał zostać omyłkowo zatopiony przez sojuszniczą jednostkę holenderską, brytyjski bombowiec bądź podczas wynurzenia został zbombardowany przez niemiecki samolot.

Do dziś zarówno losy "Orła", jak i miejsce spoczywania wraku pozostają zagadką. Wydaje się jednak, że dziś jesteśmy bliżej jej rozwiązania niż kiedykolwiek przedtem.

Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z wrakiem ORP "Orzeł", czy też nie, wrak najpewniej nie zostanie wydobyty na powierzchnię. – Bohaterów należałoby uczcić, a przy okazji zaapelować do wszelkiego rodzaju eksploratorów, amatorów mocnych wrażeń, by uszanowali miejsce ich spoczynku – podsumowuje kmdr Nitner.

Zjechane z Onetu, ale bardzo interesująca sprawa tym bardziej, że losy jednostki pozostają nieznane od ponad 70 lat i kto wie, może teraz udało się znaleźć legendarnego "Orła".
Tajemnica Szczerbca
Polimaty • 2013-04-10, 21:55
Czas zbadać tajemnicę jednego z najcenniejszych polskich skarbów. Zapraszam w świat średniowiecznych legend.



facebook.com/polimaty
Najlepszy komentarz (35 piw)
defcon1 • 2013-04-10, 22:12
Dobrze że mają tu konto bo inaczej trwałby odwieczny wyścig, kto szybciej z youtuba wrzuci. Pan Mariusz też powinien sobie zrobić tutaj konto.