18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (13) Soft Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 17:34
📌 Konflikt izraelsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 2024-12-24, 20:19

#urbex

Synagoga |URBEX #120|
sietra • 2017-10-07, 10:49

Subskrybuj: bit.ly/2pWT5xr
Wejdź na FB: bit.ly/2fxMXrd

Dzisiaj wspólnie z Janem z Ciemnej Strony Poznania:
bit.ly/2gN3JPP
eksplorujemy budynek pływalni miejskiej, którego pierwotne przeznaczenie było zupełnie inne.

Co do obiektu.
Muszę przyznać, że robi wrażenie. Szczególnie wielka przestrzeń nad basenem. Pomieszczenia są pełne sprzętu i wyposażenia. Niestety, ponieważ budynek nie jest należycie zabezpieczony, widać już pierwsze ślady dewastacji.

PS: specjalnie nie podaję nazwy obiektu, ani jego lokalizacji.
Wiem, że ich znalezienie nie będzie trudne, ale podawanie tych danych w komentarzu będzie kończyć się banem!
#akcjalokalizacja

#urbextoniewandalizm:
bit.ly/2vVa1WR

Muzyka:
epidemicsound.com

Meditative Moods 3 - Gavin Luke
Anxious Viola 6 - Martin Gauffin
Low Drama 9 - Gunnar Johnsén
Low Ambience 9 IN C - Bill Ferngren
Low Ambience 8 IN G And A - Bill Ferngren
Low Ambience 3 IN F - Bill Ferngren
Low Ambience 7 IN A And B - Bill Ferngren
Choir Ambience - Rannar Sillard
Low Ambience 6 IN C Black - Bill Ferngren
Time To Face Them - Gunnar Johnsén
Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!

W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Opuszczona fabryka papieru
nightwood • 2017-09-28, 20:23
W starej fabryce papieru w Konstancinie byłem już jakieś 2 lata temu, był tam wtedy organizowany Fotospacer, w którym wziąłem udział i właśnie wtedy odwiedziłem to miejsce po raz pierwszy. Już wtedy wiedziałem, że tam wrócę, bo naprawdę jest to bardzo fotogeniczny obiekt. No i wróciłem, tym razem samotnie, odwiedziłem papiernię na początku września. Był to jeden z najstarszych zakładów papierniczych w Polsce, za czasów działalności fabryki wytwarzano papier czerpany, wydrukowano na nim m.in. Konstytucje 3 maja i dokumentację Sejmu Czteroletniego. W latach 90' rozpoczęła się prywatyzacja zakładu, a w roku 2012 zaprzestano produkcji papieru i zakład został zamknięty.

Fabryka na dzień dzisiejszy, tak naprawdę, nie jest do końca zapomniana, kilka firm wynajmuje tam hale do swoich działalności. Nadal organizowane są tam fotospacery, zauważyłem, że jedno z pomieszczeń przystosowane było także do gry w paintballa. Obiekt co jakiś czas wykorzystywany jest także do różnych produkcji filmowych. Ja postanowiłem odwiedzić nieużywaną część tej fabryki i pod spodem macie fotorelację z tego miejsca.

Link do pełnej fotorelacji znajdziecie na moim Fotoblogu.
szaryburek.blox.pl/2017/09/W-starej-fabryce-papieru-w-Konstancinie-byl...

Zapraszam także na swój fanpage z fotografią miejsc opuszczonych.
facebook.com/SzaryBurek/



















Dwustuletnia Fabryka Tkanin
sietra • 2017-09-20, 15:29

Subskrybuj: bit.ly/2pWT5xr
Wejdź na FB: bit.ly/2fxMXrd

Tym razem, wspólnie z Alone Walker'em:
bit.ly/2usCxw1
eksplorujemy obiekt, który na naszej liście był już od lat.

Niestety, o kilka lat za długo.
Po ponad dwustu latach fabryka zakończyła swoją działalność w 2008 roku.
Obiekty, które nie zostały zagospodarowane, przez ostatnie 9 lat popadają w ruinę.
Krążą plotki, że fabryka posiadała bardzo rozbudowaną sieć podziemnych korytarzy. Niestety, nie udało nam się tego potwierdzić.
Zapraszam na film.

PS: specjalnie nie podaję nazwy obiektu, ani jego lokalizacji.
Wiem, że ich znalezienie nie będzie trudne, ale podawanie tych danych w komentarzu będzie kończyć się banem!
#akcjalokalizacja

#urbextoniewandalizm:
bit.ly/2vVa1WR

Muzyka:
epidemicsound.com
Subtle Moods 5 - Jon Björk
Life Or Death 1 - Anders Ekengren
Mysterious Moves 13 - Per Söderblom
Tension Building 2 - Gunnar Johnsén
Intimate Electric 10 - Stefan Netsman
Szpital Pełen Zabytków
sietra • 2017-09-09, 8:09

Subskrybuj: bit.ly/2pWT5xr
Wejdź na FB: bit.ly/2fxMXrd

W dzisiejszym odcinku wspólnie z Janem z Ciemnej Strony Poznania:
bit.ly/2gN3JPP
eksplorujemy szpital, który... nie jest do końca opuszczony.

Z początku eksploracja ta nie zapowiadała się zbyt ciekawie, jednak to, co napotkaliśmy w jej trakcie było dla nas sporym zaskoczeniem.
Zresztą zobaczcie sami.

PS: specjalnie nie podaję nazwy obiektu, ani jego lokalizacji.
Wiem, że ich znalezienie nie będzie trudne, ale podawanie tych danych w komentarzu będzie kończyć się banem!
#akcjalokalizacja

#urbextoniewandalizm:
bit.ly/2vVa1WR

Muzyka:
epidemicsound.com

Dark Shadow - Hĺkan Eriksson
Dark Moments 7 - Martin Klem
Back To Life - Gunnar Johnsén
300 Years Old - Gunnar Johnsén
Do Not Enter - Gunnar Johnsén
From A Rooftop - Love Torngren
Heartbeating Thrills - Martin Baekkevold
Tunnels - Gunnar Johnsén
Dark Shadows - Johan Hynynen
Behind That Door - Gunnar Johnsén
Abandoned Bahnhof - Anders Ekengren
Dark Shadows - Johan Hynynen
Opuszczona wieś Nieboczowy
nightwood • 2017-09-07, 18:25
Wieś Nieboczowy położona jest w województwie śląskim, niedaleko Raciborza. Wybrałem się tam w lipcu, aby zobaczyć na własne oczy jak wygląda miejscowość, w której... nikt nie mieszka. Do końca roku wieś ma przestać istnieć, a w jej miejsce ma powstać zbiornik przeciwpowodziowy. Uznałem, że to ostatni dzwonek, aby tam pojechać i zrobić kilka zdjęć. Wieś została przeniesiona razem z przydrożnymi kapliczkami, a nawet z całym cmentarzem, kilka kilometrów dalej. Parę lat trwało wykupywanie gospodarstw przez inwestora i wysiedlanie mieszkańców. Obecnie większość domów została już wyburzona. Trochę w sumie się spóźniłem, bo miesiąc wcześniej przed moją wizytą stał jeszcze stary kościół, który niestety spłonął i został zburzony. Chciałem go sfotografować, niestety nie udało mi się.

Ogólnie jak odwiedzam opuszczone domy, to zawsze w nich pozostawione są jakieś rzeczy po byłych mieszkańcach. W tej wsi wszystkie domy stoją puste. Mieszkańcy przenosząc się do nowych domów zabrali ze sobą absolutnie wszystko. Dziwne uczucie towarzyszyło mi podczas spaceru po tej opuszczonej wsi, żaden pies nie zaszczekał, nie mijałem żadnych ludzi, nawet żaden kot nie przebiegł mi drogi, po prostu głucha cisza i spokój.

Link do pełnej fotorelacji znajdziecie na moim Fotoblogu.
szaryburek.blox.pl/2017/09/Nieboczowy-opuszczona-wies.html

Zapraszam także na swój fanpage z fotografią miejsc opuszczonych.
facebook.com/SzaryBurek/



















Najlepszy komentarz (31 piw)
wirtuoz_kakofonii • 2017-09-07, 18:39
Może mam niewspółczesną mentalność, ale żal trochę tego złomu, drzwi i okien tak zostawiać...
Poveglia to opuszczona i uważana za nawiedzoną wyspa nieopodal Wenecji. Podczas gdy Wenecja to piękne i tłoczne miejsce, na wyspie panuje cisza i jest zupełnie pusto. Można powiedzieć, że wyspa jest bezludna. Poveglia była miejscem kwarantanny i pochówku dla ofiar plagi dżumy, nazywanej czarną śmiercią. Dodatkowo w 1922 roku otwarto na wyspie szpital psychiatryczny. Miały się tam odbywać brutalne eksperymenty medyczne.


Subskrybuj: bit.ly/2pWT5xr
Wejdź na FB: bit.ly/2fxMXrd

Dziś wspólnie z ekipą Project Explore:
bit.ly/2ulLhqc
eksploruję gorzelnię, która swoją działalność zakończyła w roku 1999. Pomimo upływu 18 lat, stopień rozgrabienia gorzelni jest stosunkowo mały.
Wpływ na ten stan rzeczy na pewno ma fakt, że obok obiektu znajdują się stajnie, które do tej pory są używane.
Oprócz wyposażenia w dolnych partiach gorzelni znajdujemy... Zresztą zobaczcie sami

PS: specjalnie nie podaję nazwy obiektu, ani jego lokalizacji. Podawanie ich w komentarzu będzie kończyć się banem!
#akcjalokalizacja

#urbextoniewandalizm:
bit.ly/2vVa1WR

Muzyka:
epidemicsound.com
The Pressure 2 - Anders Ekengren
Abandoned Bahnhof - Anders Ekengren
Air 14 - Gunnar Johnsén
Eternal Moment - Gunnar Johnsén
Abandoned Wires - Rannar Sillard
Haunted Outpost - Anders Ekengren
Life Or Death 10 - Anders Ekengren
Life Or Death 15 - Anders Ekengren
Mysterious - Anders Ekengren
Abandoned City 4 - Anders Mörlin
Nie samym MRU polsza podziemna stoi. Fotorelacja z nocnej wycieczki do trzewi miasta, okraszona odrobiną literackiej bredni (choć tytuł to nie bait - opisane wydarzenia są autentico fantastico)
_______________________________

Klik.
Żarnik latarki mógłby w tym momencie zalać fasadę budynku jaskrawym, pięciusetlumenowym snopem światła, lecz to byłoby cokolwiek nierozsądne. Stojąc na wąskim pasie wykarczowanej zieleni, z nieuchronną karą grzywny przed sobą i złowrogim szczekaniem psa za plecami, zdecydowanie nie powinienem rzucać się w oczy. Świecę więc tyle, ile potrzebuję, by widzieć czubki butów, jednocześnie macając ceglany mur w poszukiwaniu wejścia. Kątem oka zerkam na zegarek. Kilka minut temu wybiła północ, ciemność zalała już przestwór nieba całą swą okazałością. Witaj ponownie, przyjaciółko, dawno nie mieliśmy okazji do spotkania tylko we dwoje. Dzisiejszej nocy oswoję się z tobą na nowo.

Dłoń nie natrafia na zimną fakturę ściany, niemal tracę przy tym równowagę. Oświetlam latarką coś, co w założeniu architektów najprawdopodobniej miało być oknem, a dziś posłuży mi jako drzwi. Jasna plama rozmywa czerń w promieniu pięciu, może sześciu metrów, głębiej nie sięga. Po karku przebiega dreszcz. Czy przyjemny? Zaraz się okaże.
Wchodzę.



Odczuwam chłód. Tu, gdzie roczna amplituda temperatur waha się najwyżej o kilka kresek na termometrze, nawet przy trzydziestostopniowym upale panującym na zewnątrz można szybko zatęsknić za cieplejszą bluzą. Sam nie wiem, ile w tym cyrkulacji powietrza, a ile strachu. Od ostatniej samotnej wyprawy w podziemia minęły mi już dwa lata, a lęk ciemności – ciężko temu zaprzeczyć – lubi zapuszczać korzenie na nowo.

Cichną, a po chwili zupełnie milkną szczekanie psa i dźwięki aut wjeżdżających z dużą prędkością w głębokie kałuże. Zastępują je odgłosy rytmicznie kapiących kropli i całych strug wody, spływających w głąb podziemnego systemu szczelinami zasypanych wywietrzników i transzejami pęknięć w posadzce. TAP…Tap…tap… Spadają w synchronicznej zmowie, cierpliwie żłobią wiekowy beton, drążą otwory w moim umyśle z mocą wiertarki udarowej. I jeszcze to echo – powtarza każdy dźwięk, każdy najmniejszy szmer, wysyłając w odmęt zakodowaną informację o mojej obecności.
– HALO…Halo…halo… JEST TU KTO…Tu kto…kto…?
Cisza. I dobrze. Gdybym usłyszał teraz jakiś niestandardowy hałas, moja podróż zdecydowanie skończyłaby się w tym miejscu.




Pierwszy poziom to istny labirynt. W każdej sali trafiam na co najmniej parę drzwi prowadzących do dalszych pomieszczeń. Ów system rozgałęzia się kilkukrotnie, nim doprowadza do ślepego zaułku. Z żeliwnych rur zwisają strzępy waty przemysłowej, przeżarty rdzą kocioł ukrywa się gdzieś w rogu przed światłem, gromady pająków przemykają po ścianach, po suficie. Poza tym nic szczególnego, tylko nieprzyjemny odór stęchlizny w powietrzu, chmury pyłu i wilgoć pod podeszwą. W obawie o drogi oddechowe, zakładam maskę.

A skoro już tak nie śmierdzi, to sprawdźmy, co kryje się na niższym poziomie.




Wydaje mi się, czy temperatura naprawdę spadła znacząco, gdy pokonałem zaledwie kilkanaście stopni spiralnych schodów prowadzących głębiej pod ziemię? Tu, będąc całkowicie niewidocznym z zewnątrz, pozwalam sobie na włączenie najsilniejszego trybu latarki, by rozejrzeć się po tym, co wygląda mi na oszałamiająco dużą, pustą przestrzeń. Snop światła utwierdza mnie w przypuszczeniach.

Korytarz o łukowym sklepieniu ciągnie się przez dobre sto metrów. Muszę przejść nim w tę i z powrotem, by zbadać wszystkie zakamarki; gdy stoję w jednym punkcie i świecę wokoło, znaczna część tunelu pozostaje w cieniu. Jest tu dużo śmieci – wygląda to tak, jakby pracownicy zakładów działających na powierzchni traktowali wywietrzniki oraz częściowo odsłonięty szyb windy towarowej jako dodatkowe śmietniki. Walają się roztrzaskane świetlówki, gumowe węże pozbawione miedzianych wnętrzności, metalowe obejmy beczek, których drewniane struktury dawno już spróchniały, tu i ówdzie zalega plastikowy zbiornik z niewiadomego pochodzenia cieczą albo obudowa lampy zerwanej ze ściany. Poza tym jest pusto. Żadnych maszyn, mebli, wyposażenia. Z ciemności wyłania się pustka.




Staram się nieprzerwanie fotografować i szukać dobrych scenerii do zdjęć, by tłumić obrazy zakrzywionej rzeczywistości, które rozstrojone instynkty usiłują wepchać mi do głowy z siłą prasy hydraulicznej. Gdy patrzę w głąb jednej z wielu hal, słyszę urojone dźwięki dobiegające z korytarza za moimi plecami. Odwracam się gwałtownie, dając przy tym słowo, że po po drodze przez ułamek sekundy oświetliłem jakiś kształt, lecz gdy nieco wolniej powtarzam ruch, nie znajduję niczego wyróżniającego się.

TAP…Tap…tap…TUP…Tup…tup…
To jeszcze odgłos kapiących kropli, czy stawianych kroków?

Zamieram, gdy z przeciwległego końca korytarza wydobywa się metaliczny dźwięk, jakby zderzenie dwóch prętów. A przynajmniej tak go odbieram, zniekształconego wielokrotnym rykoszetem. Krzyczę. Nie, jednak uciekam. Może lepiej zawołać? Chyba zdecydowanie lepiej uciec. Krzyczę. Uciekam. Krzyczę. Uciekam. Krzyczę. Krzyczę. Krzyczę…
– KTO TAM JEST?!…Tam jest…jest…




Raz. Dwa. Dziesięć. W sumie milion. Mam wrażenie, że tyle sekund stałem w bezruchu, nasłuchując pożądanej/niepożądanej (niepotrzebne skreślić) odpowiedzi. Na wszystkich bogów i bożków, w których nie wierzę, dlaczego przychodzą mi do głowy sceny z tych wszystkich filmów grozy?! Pszczółka maja! Pszczółka maja! PSZCZÓŁKA MAJA, DO JASNEJ CHOLERY!

I tak stąd nie wyjdę, nie minąwszy miejsca, z którego rozległ się tamten dźwięk. Chyba, że szybem windy towarowej… Zaglądam w ciasną wyrwę między stropem, a szczytem hałdy śmieci, i natychmiast oceniam szanse jako znikome. Nie mam pojęcia, ile czasu wytrzyma jeszcze latarka, ale mając na uwadze fakt, że prawie nie zmieniam najjaśniejszego trybu świecenia, mogą to być minuty. Redukuję z piątki na trójkę, przeklinam mocno ograniczony zasięg widzenia, z olbrzymim oporem stawiam pierwszy krok.




Po drodze niepewnie patroszę snopem światła trzewia kolejnych hal. Każda jest długa na co najmniej czterdzieści metrów, wyraźnie widzę może na jedną trzecią tego dystansu. Przeciwległe ściany skutecznie ukrywają się w mroku. Pierwsza – nic szczególnego, kilka lamp zwisa na kablach z łukowego sklepienia. Druga – to samo. Trzecia – rzucone w nieładzie palety niszczą schemat poprzednich sal. Czwarta – nic nowego. Piąta…

Chwileczkę! Dziesięć kroków w tył, obrót o dziewięćdziesiąt stopni, uruchomienie żelaznych rezerw światła, potocznie zwanych piątym trybem. Latarka gaśnie gwałtownie, choć powinna najpierw redukować stopnie, podobnie jak biegi w samochodzie. Jasność nie trwała nawet sekundy, ale tyle wystarczyło, by oczy przetworzyły obraz i wysłały do mózgu propozycję przeprowadzenia nieplanowanego zawału serca. I sam już nie wiem, czy wolałem widzieć, czy nie widzieć.



Momentalnie wyostrzają się zmysły, w szczególności słuch.

TAP…Tap…tap…TUP…Tup…tup… – słyszę teraz znacznie wyraźniej, niż wcześniej. Mam omamy. Miałem. Chyba. Czy na pewno zobaczyłem to, co myślę, że zobaczyłem? Sylwetka człowieka. No… chyba człowieka. Ale jeśli nie, to czego innego? Myśl racjonalnie, myśl racjonalnie, MYŚL RACJONALNIE! Ktoś robi sobie jaja, specjalnie hałasował i nie odpowiadał na wołanie. Musiał widzieć błysk, nie ma innej opcji. A ja po omacku i tak stąd nie wyjdę, więc…

I stała się jasność. Światło bez zapowiedzi znów uczyniło czwartą halę widzialną. Jednak anormalny sposób działania latarki wzbudza we mnie nie tak duże uczucie zakłopotania, co fakt, że owa hala jest zupełnie pusta. Choć wytężam wzrok, na pierwszy rzut oka nie widzę niczego, co mogłoby BYĆ tamtym tajemniczym kształtem, lub co mogłoby rzucać tak specyficzny cień.
– HALO!…Halo…halo… – wołam, ale nikt nie odpowiada.




Chyba najwyższa pora opuścić to miejsce. Nim jednaj zbieram się do drogi, zauważam coś leżącego w oddali, jakby klapa albo wieko jakiegoś zbiornika. Kierowany ciekawością, powstrzymywany strachem, przestępuję próg sali w duchu sprzecznych emocji, smagając wszystko wokół snopem światła, niczym latarnia morska na wybrzeżu. Po dziesięciu krokach dostrzegam, że wokół niezidentyfikowanego przedmiotu nakreślone jest białe koło, a cień na przeciwległej ścianie przypomina odwrócony krzyż.

PIP. Pierwszy sygnał ostrzegawczy.

Po dwudziestu krokach nasiąkam obawami, iż może to być coś, czego zdecydowanie nie chciałbym znaleźć w TAKIM miejscu i o TAKIEJ porze.

PIPIP! Drugi sygnał ostrzegawczy.

Po trzydziestu krokach jestem pewny dwóch rzeczy. Pierwsza – dobrze, że wypróżniłem się przed wyjściem, bo w przeciwnym razie zrobiłbym to teraz. Druga – niewiedza bywa zbawienna, zdecydowanie nie warto było oglądać tylu horrorów.

Stoję na skraju białego okręgu, a dwa metry przede mną leży improwizowana plansza „Ouija”. Groteskowości dodaje fakt, że została wykonana z kartonu od pizzy, lecz wcale mnie to nie uspokaja. Strach, jakkolwiek irracjonalny, jest ciężki do opisania. W przypływie adrenaliny zaczynam szybkim krokiem wycofywać się, byle jak najdalej od tej planszy, jak najdalej od tego miejsca, już pal licho zdjęcia. Wykorzystam to, co mam. Nie chcę tu być ani minuty dłużej.



Przyśpieszone kroki echo potęguje do odgłosu biegnącego tłumu. Narastająca panika generuje proporcjonalne nasilenie fantasmagorii, teraz nie zauważam już pojedynczych kształtów, lecz nieskończoność wyimaginowanych straszydeł wyciągających z ciemności swoje łapska i próbujących dosięgnąć mnie nimi. Na ostatnim poziomie już niemal biegnę, nie troszcząc się nawet o rozwiązane sznurowadło. Dopiero, gdy mogę odetchnąć powietrzem nienasiąkniętym zapachem stęchlizny, gdy w oddali ukazują się światła ulicznych latarni, a uszu dobiega hałaśliwe szczekanie czujnego psa, wraca względny spokój, uspokaja się bicie serca, słabną skrajne emocje. Dopiero teraz decyduję się spojrzeć na zegarek. Podświetlona tarcza wskazuje osiem minut po trzeciej. Nie wierzę w coś takiego, jak „godzina demonów”, mimo to zbieżność jest zastanawiająca.

Mogę odhaczyć pierwszą nocną eksplorację, która tylko w połowie zakończyła się powodzeniem. Najwyraźniej przyjaciółka nie miała tej nocy ochoty na spotkanie. Mi natomiast wystarczy wrażeń na długo i nieprędko podejmę się kolejnej próby pokonania lęku przed ciemnością. Na szczęście już niebawem niebo wytraci detale odległych gwiazdozbiorów, a bladoróżowy świt wyjrzy zza horyzontu, tłamsząc wspomnienia tej bądź co bądź „ekscytującej” nocy.

KONIEC.

Wincyj na mojej strone: www.sojer.pl oraz na facebook'u
Najlepszy komentarz (36 piw)
Halman • 2017-07-29, 19:45
po dwóch linijkach tego "opisu" stwierdziłem że niech sobie go czyta ten co go napisał... jeszcze mnie nie pojebało.

Subskrybuj: youtube.com/user/sietra
Wejdź na FB: facebook.com/sietra.urbex

W dzisiejszej eksploracji towarzyszą mi Alone Walker:
bit.ly/2usCxw1
oraz Krzysztof.

Tym razem pod osłoną nocy zwiedzamy XIX- wieczną kamienice, która ze względu na zły stan techniczny została wysiedlona.
Od kilku lat trwa spór o to, czy kamienica powinna zostać wyburzona, czy też nie. Do sporu włączyły się nawet władze miasta, ale ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła.
W kamienicy w dalszym ciągu można natknąć się na rzeczy ludzi, którzy mieszkali tu jeszcze dwa lata temu. Widać, że budynek zabezpieczono, jednak na wiele się to nie zdało. Wszędzie napotykamy ślady szabrownictwa i wandalizmu.

PS: specjalnie nie podaję nazwy obiektu, ani jego lokalizacji. Podawanie ich w komentarzu będzie kończyć się banem!
#akcjalokalizacja

#urbextoniewandalizm
facebook.com/Urbextoniewandalizm

Muzyka:
epidemicsound.com
Abandoned Bahnhof - Anders Ekengren
Absinthe Minded Piano 2 - Bo Järpehag
Abandoned Wires - Rannar Sillard
Alternative Analysis 3 - Patrik Almkvisth
Anxious Viola 10 - Martin Gauffin
Bad Place To Be In 1 - Jonatan Järpehag

Day Of Recon - Max Surla
Deep Space - Audionautix
Kevin MacLeod: Long Note Two – na licencji Creative Commons Attribution (https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/)
Źródło: incompetech.com/music/royalty-free/index.html?isrc=USUAN1100176
Wykonawca: incompetech.com/
Wszyscy nagrywają filmy, ja zrobiłem zdjęcia Fotorelacja ze wspinaczki na jeden z najwyższych kominów w Polsce.
________________________

Jeden.
Czy odczuwam lęk wysokości?
Dwa.
To cokolwiek dziwne pytanie, kiedy wisi się przeszło dwieście metrów nad ziemią…
Trzy.
…wewnątrz metalowego rękawa, okalającego wąską drabinkę…
Cztery.
… przymocowaną do wysokiego na ćwierć kilometra komina.
Pięć.
„Nie patrz w dół” – głosi nakreślony niebieskim markerem napis…
Sześć.
…widniejący bezpośrednio przed moją twarzą.
Siedem.
Ja jednak oglądam się za, a właściwie to pod siebie, ignorując zalecenie.
Siedem i pół.
Dokładnie tyle sekund spadał w dół ów marker. Mój marker, który niefortunnie upuściłem zaraz po przyozdobieniu betonu groteskowym uśmieszkiem.
-Stary, włazisz tu?! – nawołuje z góry towarzysz wspinaczki.
Jestem zbyt wysoko, by odpowiedzieć przecząco. Jednak nim dotrę na szczyt, cofnijmy się do początku.



Ten dzień zdawał się zaprzeczać definicji idealnej pory na wspinaczkę. Ciemne chmury od samego początku wisiały na niebie, w najlepszym wypadku zwiastując chłód, wiatr i ryzyko deszczu. Jednak pragnienie zrealizowania planu, który przez długi czas zaprzątał myśli, przeważyło nad wątpliwościami.

Godzina osiemnasta, minut zero. Start.

Przez całą drogę widzieliśmy cel podróży. To oczywista cecha najwyższego obiektu w promieniu dziesiątek kilometrów – jest zauważalny z bardzo wielu punktów. Oba kominy, znajdujące się na terenie nieużytkowanych i zrujnowanych zakładów „Chemitex-Wiskord”, obserwowane z daleka zdają się wyrastać z pustego pola, prowokując tylko niewielki podziw dla ich gabarytów. Lecz gdy podejdzie się bliżej, stanie w alejce pomiędzy obdrapanymi budynkami i podniesie wzrok na tyle wysoko, by sięgnął szczytu wyższego komina, owe gabaryty zaczynają przytłaczać.



Niższy komin, wyrastający z ziemi na przeszło sto metrów, nie był celem naszej wyprawy. Nie tyle ze względu na mniej spektakularne widoki ze szczytu, co stan drabiny oraz tarasów; szczególnie ostatniego, pozbawionego balustrad i przeżartego rdzą. Drugi zaś oferuje szczątkową gwarancję bezpieczeństwa – nadal jest wykorzystywany, a co za tym idzie: konserwowany.

Szczątkową, bo w praktyce drabina jest powyginana, w wielu miejscach kotwy wyłażą z betonu, a okalający ją rękaw zapewnia jedynie iluzoryczną ochronę przed upadkiem, bowiem nawet wiatr jest w stanie nim poruszyć. Ale o tym się nie myśli.
– Po co my to tak właściwie robimy? – pytam towarzysza, gdy ten akurat tłumi stres obłokami dymu papierosowego.
Spogląda w górę, zastyga tak na kilka sekund i wreszcie udziela mi chyba jedynej słusznej odpowiedzi:
– Bo jesteśmy po***ani.
Proste? Proste. Wchodzimy!



Pierwsze pięć metrów to wspinaczka po drutach, prętach i kawałkach wystającej z betonu blachy. Dalej jest już drabina. Odstępy między tarasami to około czterdzieści metrów. W pierwszych sekundach wydaje się, że to łatwizna, urozmaicona forma spaceru, że wdrapanie się na szczyt nie zajmie więcej, niż pół godziny.

Po dwudziestu-trzydziestu metrach ramiona zdają się ważyć kilkadziesiąt kilogramów, a wizja, która rysowała się w myślach chwilę wcześniej, znika bez śladu.

Mimo wszystko nie chcieliśmy robić zbyt długiego postoju na pierwszym tarasie. Widoki nie powalały, a jedyną ciekawą rzeczą było małe, ptasie gniazdo oraz leżące w nim jajko (nie ucierpiało, bez obaw).

W drodze na osiemdziesiąty metr wysokość zaczynała wzmagać stres, a coraz szersza perspektywa nieznacznie zaburzała pracę błędnika. Puścić muzykę, żeby się rozluźnić? Świetny pomysł!

Cytat:

Wczoraj skoczyłem, miałem skrzydła jak ptak
Raz jeden w życiu każdy chyba to czuł
Ktoś nagle krzyknął: „Tak to każdy by chciał!”
Coś pochwyciło i ściągnęło mnie w dół



Dobra, jednak nie.



Na sto dwudziestym metrze było już widać całkiem sporo. Zza linii horyzontu powoli wyłaniały się odległe elektrownie wiatrowe, a patrząc na południowy wschód można było dostrzec krętą linię drogi ekspresowej. Na niebie pojawiły się pojedyncze prześwity, tłamszące wciąż aktualne obawy, że lada moment spadnie deszcz.
– Stary, ile ma PŻM?
– Z iglicą jakieś sto metrów.
– To jesteśmy wyżej, niż najwyższy budynek w mieście!
Gdybyśmy mieli lornetkę, zobaczylibyśmy pewnie swoje domy.





Wdrapanie się na ten komin, obok zwalczenia lęku wysokości i zwyczajnej chęci zdobycia szczytu, miało dla mnie swoistą wartość sentymentalną. To właśnie tutaj osadziłem fabułę opowiadania, które napisałem kilka miesięcy wcześniej. Od tamtej pory chciałem tu wejść, by utożsamić się z fikcyjnym bohaterem i skonfrontować wyobrażenie emocji, które mógł przeżywać tu, na czwartym tarasie, z rzeczywistością. Empirycznie doświadczyć tego, co opisałem.

Cytat:

[…] Po jaką cholerę rozstaję się z bezpiecznym gruntem i włażę tam, gdzie każdy następny krok może być ostatnim? Gdzie kryje się źródło pokusy, która tłamsi w głowie wszelkie zahamowania i pociąga mną jak jakąś marionetką w teatrze lalek? Chodzi o rozległą panoramę, z której sprały się wszystkie barwy? Skutą lodem rzekę, wyschnięte i pozbawione liści drzewa, zamglone wzgórza i nieregularną sylwetkę zrujnowanego miasta na horyzoncie? Przywykłem do tego, nie wywołuje to we mnie zachwytu. Może gdyby ten betonowy gigant wrastał w prawdziwe niebo, a nie jego szarą, wadliwą imitację, która nawet w małym stopniu nie przypomina pierwowzoru, może wtedy byłby w tym jakiś głębszy sens. Stanąć wyżej niż dawniej latały ptaki, skierować wzrok w górę i być bliżej tego wszystkiego. Odetchnąć powietrzem innym niż to, które tłoczy się tam na dole i nasiąka smrodem przyziemnych myśli i wąskich perspektyw. Przebić się przez szeroko rozpostarty błękit firmamentu i wędrować dalej, bez żadnych ograniczeń, tak daleko, jak sięga wzrok i na ile pozwala wyobraźnia. Dotrzeć do gwiazd, a może nawet do tego, co niektórzy zwykli nazywać Bogiem.

Ale gdy spojrzenie rozbija się o nisko zawieszoną kurtynę, w całości pokrytą ciemnymi, zaropiałymi strupami obłoków, przez które nie przebijają się nawet najsilniejsze promienie słońca, gdy o głowę nieustannie uderzają ciężkie krople zimnego deszczu, gdy przebywając na zewnątrz człowiek wciąż czuje się jak w klatce – wtedy nie widać w tym żadnego sensu, żadnych gwiazd i żadnego Boga. (całe opowiadanie)



Wprawdzie żaden szczebel nie wyginał się pod moimi stopami, a struktura komina nie zmieniała się w spięte prętami zbrojeniowymi kawałki betonu kilka metrów wyżej, ale to nawet nie było konieczne. Samo stanie na tej wysokości i patrzenie na miasto, które jawiło się na horyzoncie szarymi plamami budynków i błękitną wstęgą rzeki, w zupełności wystarczyło, by poczuć satysfakcję i uznać, że cel został osiągnięty.

Ale to wciąż cel poboczny, zostały jeszcze dwa tarasy.





Od początku wiedzieliśmy, że nad piątym tarasem drabinę okalają anteny i że przebywanie blisko nich zdecydowanie nie sprzyja zdrowiu. Tutaj postanowiliśmy zrobić przerwę, siadając po przeciwnej stronie. Na tym poziomie znaleźliśmy całkiem sporo podpisów pozostawionych przez ludzi, dla których wspinaczka zakończyła się na dwustu metrach. Odległość do ziemi wydawała się ogromna, a tym samym kolejne kilkadziesiąt metrów w dół lub górę nie miało dla nas najmniejszego znaczenia. Daliśmy sobie kilka minut na odpoczynek, uzupełnienie płynów i wykrzesanie motywacji, by ostatnią prostą pokonać możliwie jak najszybciej.

Poszedłem pierwszy, kolega tuż za mną. Na ostatnim etapie towarzyszyła nam muzyka Marka Grechuty.

A kiedy obaj stanęliśmy na szczycie, na krótką chwilę wszystko inne straciło jakiekolwiek znaczenie.




Trudno teraz opisać słowami, co czuliśmy. Nawet wtedy mieliśmy z tym problem, dlatego krzyczeliśmy, wyliśmy jak psy do księżyca i śpiewaliśmy piosenki, dając o sobie znać wszystkim w okolicy. Ale to też nie miało znaczenia. Drugi komin, choć stu metrowy, wyglądał na wielokrotnie niższy, a budynki zakładowe i stojące w oddali domy przypominały bardziej makiety, niż pełnowymiarowe konstrukcje. Kojarząc topografię województwa oszacowaliśmy, że horyzont mógł być oddalony nawet o 30-40 kilometrów – widzieliśmy kominy zakładów chemicznych w Policach, wiatraki obok drogi S3 w pobliżu Pyrzyc, całe jezioro dąbskie i rozlewiska odry.

Ale mimo stania na najwyższym tarasie, nadal nie byliśmy u celu.

Ów cel był trzy metry wyżej.




Wspinaczka zajęła nam godzinę. Droga powrotna trwała nieco krócej. Gdy schodziliśmy na ziemię, niebo dynamicznie zmieniało swą barwę z błękitnej, na granatową. By nie zrobić sobie krzywdy na ostatnich metrach, musieliśmy używać latarek. Do auta wróciliśmy zmęczeni jak nigdy, ale przy tym czuliśmy niewyobrażalną satysfakcję.

A co do lęku wysokości… cóż, ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?



___________________________________________

Po więcej fotorelacji zapraszam na mojego facebook'a oraz stronę internetową
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem