Wypaść pod koła własnej ciężarówki
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Wczoraj 22:27
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Wczoraj 3:27
#własna
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Na wstępie pragnę uprzedzić wszystkich potencjalnych odbiorców mojego tekstu: jeżeli kogoś zniesmacza lub obraża temat prostytucji, płatnego seksu czy seks turystyki proszę o zignorowanie poniższych akapitów bo właśnie o tym będą traktować. Dziękuję i życzę miłej lektury.
Będąc jeszcze w liceum postanowiłem, że będę w życiu dużo podróżował. Wychodzę z założenia, że za krótko żyjemy żeby marnować czas w jednym miejscu więc kiedy tylko zdałem maturę rzuciłem się do przeglądania ofert pracy za granicą. Najpierw wyjechałem do Niemiec na przysłowiowe ogórki, potem do Włoch na truskawki itd. Szybko jednak okazało się, że takie "podróże" mnie nie kręcą. Tyranie w polu za 5 euro za godzinę dostarczyło mi mniej więcej tyle samo przygód i emocji co grzybobranie. Miałem trochę większe ambicje w tym temacie, jednak wyprawa do bardziej egzotycznych krajów pozostawała poza moim zasięgiem finansowym. I miała pozostać tak jeszcze na długo gdyż postanowiłem odłożyć marzenia o wielkich podróżach i skończyć studia, które umożliwiłyby mi znalezienie przyzwoitej pracy, a co za tym idzie zdobycie środków potrzebnych do dalekich wypraw. Niestety, ale mamona rządzi światem (co jeszcze nie raz zostanie udowodnione w tym tekście). Mała rada dla ludzi marzących o dalekich podróżach: możecie mieć do tego wielki zapał i serce, ale przede wszystkim musicie mieć pieniądze.
Po kilku latach intensywnej nauki stałem się posiadaczem tytułu magistra. Potem udało mi się znaleźć pracę, która wiązała się z wyjazdami. I tak oto zaczęło się moje podróżowanie. Charakter mojej pracy pozwalał mi na samotne zwiedzanie świata. Najpierw były to krótkie, dwutygodniowe wypady, z biegiem czasu jednak okresy "delegacji" wydłużały się. I tak wylądowałem jako młody i wolny chłopak na półtorarocznym kontrakcie w Argentynie. Zdarzały się też czasem wypady do Chile i Boliwii. Poznawanie obcego kraju i jego kultury to niesamowite doświadczenie, ale po pewnym czasie zaczyna doskwierać samotność, a każdy mężczyzna ma swoje potrzeby. Więc zacząłem rozglądać się za dziewczynami. I tutaj przechodzimy do sedna sprawy
Argentyna
Zdecydowana większość natywnych samic to rozlazłe grubaski z dupą szerszą niż trzydrzwiowa szafa. Są ładne dziewczyny, ale nie jest to tak powszechny widok na ulicy jak w Europie. Inaczej sprawa ma się w przypadku prostytutek bo ten interes tam kwitnie i laski w nim są naprawdę ostre. Operacje plastyczne w Ameryce Południowej są jednymi z tańszych na świecie. Większość dziewczyn pracujących w seks branży ma wygląd modelki.
Ciekawe jest też to, że tam burdele fundowane są z pieniędzy lokalnych społeczności. Trochę mieszkałem w Viedmie i tam mieszkańcy (oczywiście głównie mężczyźni) płacili dobrowolny podatek od usług seksualnych dzięki czemu władze miasta budowały nowe burdele. Warto zapamiętać, że większość lokali z płatnymi dziewczynami jest żółta i ten kolor jest tam kojarzony z prostytucją. Jednorazowy wypad do takiego żółtego przybytku jest najtańszy na północy kraju. Za prostytutkę pokroju Evy Mendes czy Evy Longorii zapłaciłoby się jakieś 330 peso czyli ze 120 złotych. Tylko, że tam nie bierze się laski na czas, ale do wytrysku. Nie ma znaczenia czy dojdziesz z nią po pięciu minutach czy po pięciu godzinach bzykania, po wytrysku usługa zostaje uznana za zakończoną. Osobiście uważam, że najlepsze burdele (biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny) są w Quilmes na północy.
Dobry (czytaj: bezpieczny) zamtuz w Argentynie ocenia się po dwóch rzeczach, po pierwsze powinien być widoczny i respektowany zakaz używania narkotyków, jeżeli wchodzimy do burdelu w którym od wejścia czuć palone opium, marihuanę czy cokolwiek innego należy odwrócić się i wyjść, na 90% dziewczyny w takim salonie będą podziurawione igłami jak durszlak. Higiena i bezpieczeństwo zawsze powinno stać na pierwszym miejscu. Pod drugie: należy wybierać lokal w publicznym miejscu, dobrze oświetlony z wyraźnie widocznym wejściem, z dużą ilością klientów. Szczególnie odradzam zapuszczanie się na obrzeża miast, znajdują się tam głównie dzielnice biedoty gdzie handlarze rozprowadzający "paco" (skrót od pasta de cocaina) polują na zabłąkanych turystów, których okradają nawet z ubrań. Absolutnie podstawowa zasada dla obcokrajowca: unikać villas miserias, czyli slumsów. Nie polecam również samego Buenos Aires, typowy kurort z cenami ustawionymi pod turystów, za wszystko się tam przepłaca pięciokrotnie, za bzykanie też. Podczas wizyty w domu rozkoszy lepiej nie popisywać się biegłą znajomością języka angielskiego, a jeśli już zdecydujemy się na prowadzenie rozmowy w języku królów to dobrze jest zaznaczyć mocny, słowiański akcent ponieważ dla turystów z USA wszystko jest liczone podwójnie (dla nich lokalne ceny to i tak są grosze).
Dobrze jest wystrzegać się ostentacyjnych oznak zamożności. Kiedy idziecie na dziewczyny nie noście przy sobie dużo gotówki, złotych zegarków, drogich aparatów fotograficznych itd. Niemalże w każdym hotelu są specjalne sejfy dla gości w których można przechowywać cenne rzeczy. Jeżeli jednak po zakończonej usłudze zorientujecie się, że zniknął wam zegarek czy złoty łańcuszek lepiej odpuścić i spisać go na straty, jeśli coś zginęło w argentyńskim burdelu to już tam zostanie. Praktycznie nie macie szans na odzyskanie swojej zguby, a można narazić się panom z ochrony, których najlżejszym argumentem w rozmowie z niezadowolonym klientem jest maczeta. Nigdzie nie uświadczymy cenników, ceny są podawane na oko i należy się mocno targować (czasem targowanie trwa dłużej niż sama usługa), muszę jednak przyznać, że stali klienci są bardzo dobrze traktowani. Dla takich osób zdarzają się spore upusty, darmowe drinki, jedzenie i inne mniejsze lub większe przywileje.
Po Ameryce Północnej miałem przyjemność udać się do miejsca największej rozpusty na świecie, Tajlandii.
Tajlandia.
W Tajlandii mieszkałem nieco dłużej, ponad dwa lata. Podobnie jak w przypadku Argentyny, zwyczajne, lokalne kobiety mają specyficzną urodę, raczej zbyt egzotyczną jak dla europejczyków. Oczywiście w przypadku prostytutek sprawa ma się całkowicie odwrotnie. Zdecydowana większość tych dziewczyn wygląda jak modelki. I nie ma się co dziwić, roczny zysk z seks turystyki w Tajlandii to średnio 1 BILION dolarów.
Przez kilka pierwszych miesięcy mieszkałem w Lampang. I tam w zasadzie nie działo się nic specjalnego. Mniej więcej 150 tysięczne miasto gdzie rzadko docierają turyści. Wszystko uległo zmianie gdy przeprowadziłem się w okolice Bangkoku. Pierwszą niespodzianką był fakt, że to wcale nie stolica Tajlandii jest najbardziej wyuzdanym miastem kraju tylko oddalona od niej o jakieś 150 kilometrów Pattaya. Kiedyś mała wioska rybacka, teraz największy burdel świata.
Prostytucja i narkotyki w Tajlandii są formalnie zakazane. Kary za narkotyki są straszliwe. Za śladowe ilości marihuany tajska policja wystawia mandaty na bajońskie sumy, za posiadanie twardszych narkotyków idzie się do więzienia albo dostaje wyrok śmierci, więc lepiej się w to nie bawić. Co innego prostytucja. W całym kraju przymyka się na nią oko. Dziewczyny siedzą w barach i zwyczajnie sprzedają piwo jak przeciętne kelnerki. Turysta wchodzi do takiego przybytku i jeżeli jakaś Tajka mu się spodoba podchodzi do niej, płaci właścicielowi baru jakąś drobną kwotę odstępnego (za to, że dana "kelnerka" nie przyniesie mu już tego wieczoru zysków) umawia się z dziewczyną na stawkę po czym idzie z nią do dyskretnego pokoiku położonego w okolicach baru, do wcześniej wynajętego pokoju w hotelu albo do swojego mieszkania. Brzmi skomplikowanie, ale w praktyce sprawny klient załatwi to wszystko w kilka minut. Trzeba uważać na "lejdibojów", czyli facetów po całkowitej przemianie płci. Takiego gościa bardzo trudno odróżnić od prawdziwej kobiety, w ciemnym klubie jest to prawie niemożliwe. Warto zwracać uwagę na takie szczegóły jak jabłko Adama, dłonie, głos. Większość "dziewczyn", które stoją na ulicy i rzucają się turystom na szyję, łapią ich za tyłki i ogólnie mocno się narzucają to właśnie ladyboys. Jeżeli mamy wątpliwości co do płci jakiejś osoby należy wprost zapytać: are you ladyboy? Nikt w tym temacie raczej nie kłamie, nikomu tam nie zależy na okłamywaniu klienta.
Prostytucja w Tajlandii jest społecznie akceptowana. Często rodzice sami wysyłają swoje dorosłe córki do miasta, żeby zarobiły. A zarobki są niebagatelne, ponieważ w ciągu jednej nocy Tajka może zarobić to co zarabia jej rodzina przez cały miesiąc. Dlatego "lepsze" gospodarstwa na wsi często, choć nie zawsze należą do rodzin, których córki dorabiają sprzedając swoje ciała. Często jedna dziewczyna jedzie na próbę, a później dołączają do niej inne zachwycone koleżanki. "Świeże" dziewczyny najprościej poznać po tym, że nie znają języka angielskiego. Bardziej doświadczone Tajki za dnia uczą się angielskiego, a w nocy pracują.
Seks w Tajlandii jeszcze niedawno był śmiesznie tani nawet dla Polaka. Jednakże popularność tego miejsca spowodowała, że Tajki podbiły stawki. Zresztą apetyt rośnie w miarę jedzenia, tym bardziej kiedy ma się na utrzymaniu całą rodzinę i częstokroć obijającego się faceta Taja. Na chwilę obecną cała noc to koszt od 1000 do 1500 bahtów. W przeliczeniu to jest od 90 złotych w górę. Ceny zależą również od pory roku, im mniej turystów tym niższe stawki. Dodatkowo, stawki drastycznie spadają tuż po północy. Wynika to z tego, że formalnie wszystkie bary muszą być zamknięte o 2. Tak więc wolne dziewczyny mają do wyboru albo wrócić do swojej klitki (najczęściej to mały pokoik wynajmowany z kilkoma koleżankami) albo drastycznie obniżyć stawkę i udać się z turystą do jakiegoś hotelu.
Cały urok seksu w Tajlandii polega na jego naturalności. Oczywiście chodzi o pieniądze, ale całość odbywa się naturalnie. Turysta idzie do baru, może sobie pogadać, może się tylko napić, a jeśli chce może zaprosić dziewczynę do siebie. Może, ale nie musi. Może również umówić się na spędzenie całego pobytu z jedną dziewczyną. Poza czynnikiem finansowym jest prawie, że normalnie. Facetom z Zachodu zdarza się również zakochać w poznanych Tajkach. Wtedy po wyjeździe rozpoczyna się wymiana łzawych listów i bardzo często wyciąganie kasy od naiwniaków. Bo albo policja złapała Tajkę, albo ktoś w jej rodzinie choruje. Dziesiątki listów z prośbą o przesłanie pieniędzy.
Jak już wcześniej wspomniałem higiena i bezpieczeństwo powinno zawsze stać na pierwszym miejscu. Nikt nie chciałby złapać HIV, kiły, wirusowego zapalenia wątroby typu C czy innej choroby. I tutaj seks turystom z pomocą przyszła nauka, albowiem powstały już odpowiednie testy które w ciągu kilku minut, z 99,9% pewnością informują o tym, czy dana osoba jest zarażona czy też nie. W przypadku HIV "swoiste przeciwciała", po obecności których wykrywa się wirusa pojawiają się po 3-8 tygodniach, niekiedy dużo później od czasu zarażenia. Tak czy siak wymyślono już testy praktycznie na wszystko, najtańsze na HIV kosztują od około 15 dolarów i można je kupić w każdej aptece.
Prostytucja jest nielegalna w Tajlandii, jednak jest akceptowalna, gdyż pieniądze stanowią oczywiście ogromne wpływy kraju, powodując milczące przyzwolenie władz, czujących ich udział w lokalnym budżecie. Nieoficjalnie wiadomo, że władze nie mieszają się tak długo, jak nikt nie zgłasza, że jest pokrzywdzony, albo nie ma jakichś rażących zachowań. Normalnym wiekiem przyzwolenia na seks jest ukończone 15 lat. Prostytucja w Tajlandii nie ogranicza się do rejonów turystycznych. Korzystanie z burdeli jest powszechne wśród Tajów. Seks-biznes w Tajlandii zyskał światową sławę w czasie wojny w Wietnamie, kiedy żołnierze amerykańscy jeździli do Pataji na przepustkach.
W programie wielu wycieczek organizowanych przez biura podróży, nawet te renomowane, znajdziemy pozycję: masaż tajski, a gdy się już znajdziemy w salonie masażu zobaczymy cennik - masaż stóp, relaksujący itp. aż wreszcie na końcu pozycję: „special" lub „extra". Nie trzeba zbyt mocno wytężać inteligencji, by wiedzieć, o co chodzi. Do tego turystę cały czas otacza sieć różnych naganiaczy oferujących wszystko co możliwe.
W wielu barach jest muzyka na żywo serwowana przez dość dobrze grające zespoły, często międzynarodowej obsady. Takie miejsca można spotkać w Patpong, czy na Walking Street w Pataji. Tajki witają krzykliwie „handsome man, you welcome”. Musimy mieć jednak świadomość, że drinki są tu droższe, niż gdzie indziej, a dziewczyny mają prowizję od tego co się sprzeda. Nie ma absolutnie żadnego nacisku na dodatkowe usługi, więc jeśli chce się ograniczyć swoją wizytę do spędzenia czasu ze znajomymi czy pogawędki z Tajką, czy jednej z rozmaitych gier w damskim towarzystwie, to miejsce jest doskonałe. Dziewczyna będzie zadowolona, gdy otrzyma drinka, lub dostanie napiwek.
Dziewczyny mają po dwadzieścia kilka lat lub mniej. Dość chętnie opowiadają o swoich sprawach prywatnych i życiu codziennym, choć nie wchodzą w szczegóły. To, czego nie opowiadają, to że wiele z nich posiada dzieci i tajskich chłopaków. W wielu przypadkach Tajki zarabiają w ten sposób na utrzymanie swoich dzieci i rodziców. W rodzinnym stronach jest to powszechnie znana forma zarabiania pieniędzy. To, że córka pracuje w nocnym barze świadczy tylko o tym, że jest ładna i obrotna. Niektóre jej koleżanki nie mają takiego szczęścia i pracują za kilka tysięcy Bahtów miesięcznie, podczas gdy one zarabiają po kilka czy kilkanaście razy więcej więcej. Tak długo, jak pieniądze są przysyłane do domu, znaczy że dobra córka wykonuje swój obowiązek. Szczęśliwie zwykle po kilku latach młoda matka zdoła wystarczająco dużo odłożyć by wrócić do domu lub założyć swój mały biznes. Niektóre dziewczyny znajdują europejskich czy amerykańskich narzeczonych i zmieniają status majątkowy na niewyobrażalny w realiach rodzin z biednych stron. Inna strona tego procederu jest taka, że część z nich nigdy nie opuści seks biznesu. Nie zarobią wystarczająco dużo, albo stracą na narkotyki, hazard, czy inne wydatki. Przypadki są różne w zależności od dziewczyny, dla jednej seks biznes jest upadkiem, dla innych sposobem na poprawę sytuacji materialnej na resztę życia.
W Tajlandii turyści sex turystyki maja do wyboru poznanie Tajki w tradycyjnych barach, w barach a-go-go, są miejsca na ulicach, gdzie Tajki oczekują na swoich klientów, to mogą być promenady nadmorskie, czy okolice parku Lumpini w Bangkoku. Cześć przyjeżdżających osób do Tajlandii trafia do ekskluzywnych salonów masażu, gdzie główną klientelę stanowią Tajowie, często żonaci, szukający rozładowania emocji po pracy. W takich klubach wybiera się kobietę, z szerokiego grona siedzących w specjalnym pokoju wystawowym. Usługa trwa średnio dwie godziny, a ceny są zróżnicowane od określonej przez klub jakości dziewczyn. Przylatując do Kraju Uśmiechu każdy znajdzie tu coś dla siebie, a szukający wrażeń na pewno nie będą rozczarowani, zalecana jest jednak doza rozwagi.
Teraz to co wielu interesuje najbardziej czyli ceny. Jeśli zabieramy dziewczynę z lokalu, to będziemy musieli zapłacić bar fine, czyli opłatę dla właściciela za to, że dziewczyny nie będzie na miejscu. Bar fine nie idzie do kieszeni dziewczyny to ile ona dostanie musicie ustalić między sobą i nie ma tutaj stałego cennika, podobnie jak w Argentynie. Stawki za bar fine wyglądają następująco:
Bary Agogo: 500 - 1000B
"Beer Bar": 200 - 300B
Bary z hostessami: 400 - 500B
Dyskoteka, Na ulicy: 0
Bar Agogo - Zamknięty bar z dziewczynami tańczącymi na scenie. Zazwyczaj są ubrane w bikini, topless albo zupełnie nago.
Beer Bar - Normalny bar, zazwyczaj na świeżym powietrzu, gdzie dziewczyny są w pełni ubrane
Bar z hostessami - Zamknięty bar gdzie nie ma wejściówki i pokazów, a dziewczyny są w pełni ubrane
Jest do wyboru "na krótko" (short time) i "na długo" (long time). Short time oznacza to samo co na Zachodzie, jeden raz i koniec. Long time oznacza całą noc. Przy long time dziewczyna może wyjść bardzo wcześnie np. o 7 czy 8 rano jak tylko się obudzi, albo może zostać na śniadanie czy dłużej. Ceny są następujące:
Short time: od 500B w Beer Bar albo z Freelancerką (czyli dziewczyną stojącą na ulicy), do 1500. 2000B za dziewczynę z lepszego Baru Agogo w Bangkoku.
Long time: od 1000B do 3000B w zależności od dziewczyny/miejsca jak wyżej.
Dlaczego dziewczyny z barów Agogo liczą więcej niż z Beer Bar? Bo zazwyczaj są bardziej atrakcyjne, mówią lepiej po Angielsku, no i są skromnie ubrane/rozebrane. Zazwyczaj zaraz przed zamknięciem lokalu można liczyć na "zniżki", po prostu dlatego, że dziewczyna nie chce wracać do domu z niczym. Należy jednak pamiętać, że "zaraz przed zamknięciem lokalu" oznacza, że najatrakcyjniejszych dziewczyn już nie ma.
Płaci się dziewczynie "po", a nie "przed". Najlepiej zrobić to dyskretnie, a nie ostentacyjnie, ona to doceni. Co prawda rozmawianie o pieniądzach i targowanie się są wyjątkowo mało romantyczne, ale o ile nie zna się jeszcze konkretnej dziewczyny i jest się nowym w Tajlandii, to dużo lepiej mieć jasność i uniknąć potem przykrych niespodzianek i nieporozumień. Nie ma żadnego zakazu, żeby nie rozmawiać konkretnie o cenach, na jak długo i jakie konkretnie usługi sobie życzymy. W końcu klient płaci i klient wymaga. Jeśli szukamy seks usługi to lepiej nie dać się namówić żadnemu naganiaczowi, ani taksówkarzowi (bo wtedy musimy zapłacić też ich prowizję), tylko samemu wybrać lokal.
Nie było na bank. Podobny tekst zamieściłem na kilku forach podróżniczych i tam pojawiło się sporo dodatkowych pytań odnośnie tekstu, jeżeli podobna sytuacja zdarzy się tutaj postaram się utworzyć osobny temat z odpowiedziami na nurtujące was, drodzy Sadole, zagadnienia. Pozdrawiam, Modrzew88.
Będąc jeszcze w liceum postanowiłem, że będę w życiu dużo podróżował. Wychodzę z założenia, że za krótko żyjemy żeby marnować czas w jednym miejscu więc kiedy tylko zdałem maturę rzuciłem się do przeglądania ofert pracy za granicą. Najpierw wyjechałem do Niemiec na przysłowiowe ogórki, potem do Włoch na truskawki itd. Szybko jednak okazało się, że takie "podróże" mnie nie kręcą. Tyranie w polu za 5 euro za godzinę dostarczyło mi mniej więcej tyle samo przygód i emocji co grzybobranie. Miałem trochę większe ambicje w tym temacie, jednak wyprawa do bardziej egzotycznych krajów pozostawała poza moim zasięgiem finansowym. I miała pozostać tak jeszcze na długo gdyż postanowiłem odłożyć marzenia o wielkich podróżach i skończyć studia, które umożliwiłyby mi znalezienie przyzwoitej pracy, a co za tym idzie zdobycie środków potrzebnych do dalekich wypraw. Niestety, ale mamona rządzi światem (co jeszcze nie raz zostanie udowodnione w tym tekście). Mała rada dla ludzi marzących o dalekich podróżach: możecie mieć do tego wielki zapał i serce, ale przede wszystkim musicie mieć pieniądze.
Po kilku latach intensywnej nauki stałem się posiadaczem tytułu magistra. Potem udało mi się znaleźć pracę, która wiązała się z wyjazdami. I tak oto zaczęło się moje podróżowanie. Charakter mojej pracy pozwalał mi na samotne zwiedzanie świata. Najpierw były to krótkie, dwutygodniowe wypady, z biegiem czasu jednak okresy "delegacji" wydłużały się. I tak wylądowałem jako młody i wolny chłopak na półtorarocznym kontrakcie w Argentynie. Zdarzały się też czasem wypady do Chile i Boliwii. Poznawanie obcego kraju i jego kultury to niesamowite doświadczenie, ale po pewnym czasie zaczyna doskwierać samotność, a każdy mężczyzna ma swoje potrzeby. Więc zacząłem rozglądać się za dziewczynami. I tutaj przechodzimy do sedna sprawy
Argentyna
Zdecydowana większość natywnych samic to rozlazłe grubaski z dupą szerszą niż trzydrzwiowa szafa. Są ładne dziewczyny, ale nie jest to tak powszechny widok na ulicy jak w Europie. Inaczej sprawa ma się w przypadku prostytutek bo ten interes tam kwitnie i laski w nim są naprawdę ostre. Operacje plastyczne w Ameryce Południowej są jednymi z tańszych na świecie. Większość dziewczyn pracujących w seks branży ma wygląd modelki.
Ciekawe jest też to, że tam burdele fundowane są z pieniędzy lokalnych społeczności. Trochę mieszkałem w Viedmie i tam mieszkańcy (oczywiście głównie mężczyźni) płacili dobrowolny podatek od usług seksualnych dzięki czemu władze miasta budowały nowe burdele. Warto zapamiętać, że większość lokali z płatnymi dziewczynami jest żółta i ten kolor jest tam kojarzony z prostytucją. Jednorazowy wypad do takiego żółtego przybytku jest najtańszy na północy kraju. Za prostytutkę pokroju Evy Mendes czy Evy Longorii zapłaciłoby się jakieś 330 peso czyli ze 120 złotych. Tylko, że tam nie bierze się laski na czas, ale do wytrysku. Nie ma znaczenia czy dojdziesz z nią po pięciu minutach czy po pięciu godzinach bzykania, po wytrysku usługa zostaje uznana za zakończoną. Osobiście uważam, że najlepsze burdele (biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny) są w Quilmes na północy.
Dobry (czytaj: bezpieczny) zamtuz w Argentynie ocenia się po dwóch rzeczach, po pierwsze powinien być widoczny i respektowany zakaz używania narkotyków, jeżeli wchodzimy do burdelu w którym od wejścia czuć palone opium, marihuanę czy cokolwiek innego należy odwrócić się i wyjść, na 90% dziewczyny w takim salonie będą podziurawione igłami jak durszlak. Higiena i bezpieczeństwo zawsze powinno stać na pierwszym miejscu. Pod drugie: należy wybierać lokal w publicznym miejscu, dobrze oświetlony z wyraźnie widocznym wejściem, z dużą ilością klientów. Szczególnie odradzam zapuszczanie się na obrzeża miast, znajdują się tam głównie dzielnice biedoty gdzie handlarze rozprowadzający "paco" (skrót od pasta de cocaina) polują na zabłąkanych turystów, których okradają nawet z ubrań. Absolutnie podstawowa zasada dla obcokrajowca: unikać villas miserias, czyli slumsów. Nie polecam również samego Buenos Aires, typowy kurort z cenami ustawionymi pod turystów, za wszystko się tam przepłaca pięciokrotnie, za bzykanie też. Podczas wizyty w domu rozkoszy lepiej nie popisywać się biegłą znajomością języka angielskiego, a jeśli już zdecydujemy się na prowadzenie rozmowy w języku królów to dobrze jest zaznaczyć mocny, słowiański akcent ponieważ dla turystów z USA wszystko jest liczone podwójnie (dla nich lokalne ceny to i tak są grosze).
Dobrze jest wystrzegać się ostentacyjnych oznak zamożności. Kiedy idziecie na dziewczyny nie noście przy sobie dużo gotówki, złotych zegarków, drogich aparatów fotograficznych itd. Niemalże w każdym hotelu są specjalne sejfy dla gości w których można przechowywać cenne rzeczy. Jeżeli jednak po zakończonej usłudze zorientujecie się, że zniknął wam zegarek czy złoty łańcuszek lepiej odpuścić i spisać go na straty, jeśli coś zginęło w argentyńskim burdelu to już tam zostanie. Praktycznie nie macie szans na odzyskanie swojej zguby, a można narazić się panom z ochrony, których najlżejszym argumentem w rozmowie z niezadowolonym klientem jest maczeta. Nigdzie nie uświadczymy cenników, ceny są podawane na oko i należy się mocno targować (czasem targowanie trwa dłużej niż sama usługa), muszę jednak przyznać, że stali klienci są bardzo dobrze traktowani. Dla takich osób zdarzają się spore upusty, darmowe drinki, jedzenie i inne mniejsze lub większe przywileje.
Po Ameryce Północnej miałem przyjemność udać się do miejsca największej rozpusty na świecie, Tajlandii.
Tajlandia.
W Tajlandii mieszkałem nieco dłużej, ponad dwa lata. Podobnie jak w przypadku Argentyny, zwyczajne, lokalne kobiety mają specyficzną urodę, raczej zbyt egzotyczną jak dla europejczyków. Oczywiście w przypadku prostytutek sprawa ma się całkowicie odwrotnie. Zdecydowana większość tych dziewczyn wygląda jak modelki. I nie ma się co dziwić, roczny zysk z seks turystyki w Tajlandii to średnio 1 BILION dolarów.
Przez kilka pierwszych miesięcy mieszkałem w Lampang. I tam w zasadzie nie działo się nic specjalnego. Mniej więcej 150 tysięczne miasto gdzie rzadko docierają turyści. Wszystko uległo zmianie gdy przeprowadziłem się w okolice Bangkoku. Pierwszą niespodzianką był fakt, że to wcale nie stolica Tajlandii jest najbardziej wyuzdanym miastem kraju tylko oddalona od niej o jakieś 150 kilometrów Pattaya. Kiedyś mała wioska rybacka, teraz największy burdel świata.
Prostytucja i narkotyki w Tajlandii są formalnie zakazane. Kary za narkotyki są straszliwe. Za śladowe ilości marihuany tajska policja wystawia mandaty na bajońskie sumy, za posiadanie twardszych narkotyków idzie się do więzienia albo dostaje wyrok śmierci, więc lepiej się w to nie bawić. Co innego prostytucja. W całym kraju przymyka się na nią oko. Dziewczyny siedzą w barach i zwyczajnie sprzedają piwo jak przeciętne kelnerki. Turysta wchodzi do takiego przybytku i jeżeli jakaś Tajka mu się spodoba podchodzi do niej, płaci właścicielowi baru jakąś drobną kwotę odstępnego (za to, że dana "kelnerka" nie przyniesie mu już tego wieczoru zysków) umawia się z dziewczyną na stawkę po czym idzie z nią do dyskretnego pokoiku położonego w okolicach baru, do wcześniej wynajętego pokoju w hotelu albo do swojego mieszkania. Brzmi skomplikowanie, ale w praktyce sprawny klient załatwi to wszystko w kilka minut. Trzeba uważać na "lejdibojów", czyli facetów po całkowitej przemianie płci. Takiego gościa bardzo trudno odróżnić od prawdziwej kobiety, w ciemnym klubie jest to prawie niemożliwe. Warto zwracać uwagę na takie szczegóły jak jabłko Adama, dłonie, głos. Większość "dziewczyn", które stoją na ulicy i rzucają się turystom na szyję, łapią ich za tyłki i ogólnie mocno się narzucają to właśnie ladyboys. Jeżeli mamy wątpliwości co do płci jakiejś osoby należy wprost zapytać: are you ladyboy? Nikt w tym temacie raczej nie kłamie, nikomu tam nie zależy na okłamywaniu klienta.
Prostytucja w Tajlandii jest społecznie akceptowana. Często rodzice sami wysyłają swoje dorosłe córki do miasta, żeby zarobiły. A zarobki są niebagatelne, ponieważ w ciągu jednej nocy Tajka może zarobić to co zarabia jej rodzina przez cały miesiąc. Dlatego "lepsze" gospodarstwa na wsi często, choć nie zawsze należą do rodzin, których córki dorabiają sprzedając swoje ciała. Często jedna dziewczyna jedzie na próbę, a później dołączają do niej inne zachwycone koleżanki. "Świeże" dziewczyny najprościej poznać po tym, że nie znają języka angielskiego. Bardziej doświadczone Tajki za dnia uczą się angielskiego, a w nocy pracują.
Seks w Tajlandii jeszcze niedawno był śmiesznie tani nawet dla Polaka. Jednakże popularność tego miejsca spowodowała, że Tajki podbiły stawki. Zresztą apetyt rośnie w miarę jedzenia, tym bardziej kiedy ma się na utrzymaniu całą rodzinę i częstokroć obijającego się faceta Taja. Na chwilę obecną cała noc to koszt od 1000 do 1500 bahtów. W przeliczeniu to jest od 90 złotych w górę. Ceny zależą również od pory roku, im mniej turystów tym niższe stawki. Dodatkowo, stawki drastycznie spadają tuż po północy. Wynika to z tego, że formalnie wszystkie bary muszą być zamknięte o 2. Tak więc wolne dziewczyny mają do wyboru albo wrócić do swojej klitki (najczęściej to mały pokoik wynajmowany z kilkoma koleżankami) albo drastycznie obniżyć stawkę i udać się z turystą do jakiegoś hotelu.
Cały urok seksu w Tajlandii polega na jego naturalności. Oczywiście chodzi o pieniądze, ale całość odbywa się naturalnie. Turysta idzie do baru, może sobie pogadać, może się tylko napić, a jeśli chce może zaprosić dziewczynę do siebie. Może, ale nie musi. Może również umówić się na spędzenie całego pobytu z jedną dziewczyną. Poza czynnikiem finansowym jest prawie, że normalnie. Facetom z Zachodu zdarza się również zakochać w poznanych Tajkach. Wtedy po wyjeździe rozpoczyna się wymiana łzawych listów i bardzo często wyciąganie kasy od naiwniaków. Bo albo policja złapała Tajkę, albo ktoś w jej rodzinie choruje. Dziesiątki listów z prośbą o przesłanie pieniędzy.
Jak już wcześniej wspomniałem higiena i bezpieczeństwo powinno zawsze stać na pierwszym miejscu. Nikt nie chciałby złapać HIV, kiły, wirusowego zapalenia wątroby typu C czy innej choroby. I tutaj seks turystom z pomocą przyszła nauka, albowiem powstały już odpowiednie testy które w ciągu kilku minut, z 99,9% pewnością informują o tym, czy dana osoba jest zarażona czy też nie. W przypadku HIV "swoiste przeciwciała", po obecności których wykrywa się wirusa pojawiają się po 3-8 tygodniach, niekiedy dużo później od czasu zarażenia. Tak czy siak wymyślono już testy praktycznie na wszystko, najtańsze na HIV kosztują od około 15 dolarów i można je kupić w każdej aptece.
Prostytucja jest nielegalna w Tajlandii, jednak jest akceptowalna, gdyż pieniądze stanowią oczywiście ogromne wpływy kraju, powodując milczące przyzwolenie władz, czujących ich udział w lokalnym budżecie. Nieoficjalnie wiadomo, że władze nie mieszają się tak długo, jak nikt nie zgłasza, że jest pokrzywdzony, albo nie ma jakichś rażących zachowań. Normalnym wiekiem przyzwolenia na seks jest ukończone 15 lat. Prostytucja w Tajlandii nie ogranicza się do rejonów turystycznych. Korzystanie z burdeli jest powszechne wśród Tajów. Seks-biznes w Tajlandii zyskał światową sławę w czasie wojny w Wietnamie, kiedy żołnierze amerykańscy jeździli do Pataji na przepustkach.
W programie wielu wycieczek organizowanych przez biura podróży, nawet te renomowane, znajdziemy pozycję: masaż tajski, a gdy się już znajdziemy w salonie masażu zobaczymy cennik - masaż stóp, relaksujący itp. aż wreszcie na końcu pozycję: „special" lub „extra". Nie trzeba zbyt mocno wytężać inteligencji, by wiedzieć, o co chodzi. Do tego turystę cały czas otacza sieć różnych naganiaczy oferujących wszystko co możliwe.
W wielu barach jest muzyka na żywo serwowana przez dość dobrze grające zespoły, często międzynarodowej obsady. Takie miejsca można spotkać w Patpong, czy na Walking Street w Pataji. Tajki witają krzykliwie „handsome man, you welcome”. Musimy mieć jednak świadomość, że drinki są tu droższe, niż gdzie indziej, a dziewczyny mają prowizję od tego co się sprzeda. Nie ma absolutnie żadnego nacisku na dodatkowe usługi, więc jeśli chce się ograniczyć swoją wizytę do spędzenia czasu ze znajomymi czy pogawędki z Tajką, czy jednej z rozmaitych gier w damskim towarzystwie, to miejsce jest doskonałe. Dziewczyna będzie zadowolona, gdy otrzyma drinka, lub dostanie napiwek.
Dziewczyny mają po dwadzieścia kilka lat lub mniej. Dość chętnie opowiadają o swoich sprawach prywatnych i życiu codziennym, choć nie wchodzą w szczegóły. To, czego nie opowiadają, to że wiele z nich posiada dzieci i tajskich chłopaków. W wielu przypadkach Tajki zarabiają w ten sposób na utrzymanie swoich dzieci i rodziców. W rodzinnym stronach jest to powszechnie znana forma zarabiania pieniędzy. To, że córka pracuje w nocnym barze świadczy tylko o tym, że jest ładna i obrotna. Niektóre jej koleżanki nie mają takiego szczęścia i pracują za kilka tysięcy Bahtów miesięcznie, podczas gdy one zarabiają po kilka czy kilkanaście razy więcej więcej. Tak długo, jak pieniądze są przysyłane do domu, znaczy że dobra córka wykonuje swój obowiązek. Szczęśliwie zwykle po kilku latach młoda matka zdoła wystarczająco dużo odłożyć by wrócić do domu lub założyć swój mały biznes. Niektóre dziewczyny znajdują europejskich czy amerykańskich narzeczonych i zmieniają status majątkowy na niewyobrażalny w realiach rodzin z biednych stron. Inna strona tego procederu jest taka, że część z nich nigdy nie opuści seks biznesu. Nie zarobią wystarczająco dużo, albo stracą na narkotyki, hazard, czy inne wydatki. Przypadki są różne w zależności od dziewczyny, dla jednej seks biznes jest upadkiem, dla innych sposobem na poprawę sytuacji materialnej na resztę życia.
W Tajlandii turyści sex turystyki maja do wyboru poznanie Tajki w tradycyjnych barach, w barach a-go-go, są miejsca na ulicach, gdzie Tajki oczekują na swoich klientów, to mogą być promenady nadmorskie, czy okolice parku Lumpini w Bangkoku. Cześć przyjeżdżających osób do Tajlandii trafia do ekskluzywnych salonów masażu, gdzie główną klientelę stanowią Tajowie, często żonaci, szukający rozładowania emocji po pracy. W takich klubach wybiera się kobietę, z szerokiego grona siedzących w specjalnym pokoju wystawowym. Usługa trwa średnio dwie godziny, a ceny są zróżnicowane od określonej przez klub jakości dziewczyn. Przylatując do Kraju Uśmiechu każdy znajdzie tu coś dla siebie, a szukający wrażeń na pewno nie będą rozczarowani, zalecana jest jednak doza rozwagi.
Teraz to co wielu interesuje najbardziej czyli ceny. Jeśli zabieramy dziewczynę z lokalu, to będziemy musieli zapłacić bar fine, czyli opłatę dla właściciela za to, że dziewczyny nie będzie na miejscu. Bar fine nie idzie do kieszeni dziewczyny to ile ona dostanie musicie ustalić między sobą i nie ma tutaj stałego cennika, podobnie jak w Argentynie. Stawki za bar fine wyglądają następująco:
Bary Agogo: 500 - 1000B
"Beer Bar": 200 - 300B
Bary z hostessami: 400 - 500B
Dyskoteka, Na ulicy: 0
Bar Agogo - Zamknięty bar z dziewczynami tańczącymi na scenie. Zazwyczaj są ubrane w bikini, topless albo zupełnie nago.
Beer Bar - Normalny bar, zazwyczaj na świeżym powietrzu, gdzie dziewczyny są w pełni ubrane
Bar z hostessami - Zamknięty bar gdzie nie ma wejściówki i pokazów, a dziewczyny są w pełni ubrane
Jest do wyboru "na krótko" (short time) i "na długo" (long time). Short time oznacza to samo co na Zachodzie, jeden raz i koniec. Long time oznacza całą noc. Przy long time dziewczyna może wyjść bardzo wcześnie np. o 7 czy 8 rano jak tylko się obudzi, albo może zostać na śniadanie czy dłużej. Ceny są następujące:
Short time: od 500B w Beer Bar albo z Freelancerką (czyli dziewczyną stojącą na ulicy), do 1500. 2000B za dziewczynę z lepszego Baru Agogo w Bangkoku.
Long time: od 1000B do 3000B w zależności od dziewczyny/miejsca jak wyżej.
Dlaczego dziewczyny z barów Agogo liczą więcej niż z Beer Bar? Bo zazwyczaj są bardziej atrakcyjne, mówią lepiej po Angielsku, no i są skromnie ubrane/rozebrane. Zazwyczaj zaraz przed zamknięciem lokalu można liczyć na "zniżki", po prostu dlatego, że dziewczyna nie chce wracać do domu z niczym. Należy jednak pamiętać, że "zaraz przed zamknięciem lokalu" oznacza, że najatrakcyjniejszych dziewczyn już nie ma.
Płaci się dziewczynie "po", a nie "przed". Najlepiej zrobić to dyskretnie, a nie ostentacyjnie, ona to doceni. Co prawda rozmawianie o pieniądzach i targowanie się są wyjątkowo mało romantyczne, ale o ile nie zna się jeszcze konkretnej dziewczyny i jest się nowym w Tajlandii, to dużo lepiej mieć jasność i uniknąć potem przykrych niespodzianek i nieporozumień. Nie ma żadnego zakazu, żeby nie rozmawiać konkretnie o cenach, na jak długo i jakie konkretnie usługi sobie życzymy. W końcu klient płaci i klient wymaga. Jeśli szukamy seks usługi to lepiej nie dać się namówić żadnemu naganiaczowi, ani taksówkarzowi (bo wtedy musimy zapłacić też ich prowizję), tylko samemu wybrać lokal.
Nie było na bank. Podobny tekst zamieściłem na kilku forach podróżniczych i tam pojawiło się sporo dodatkowych pytań odnośnie tekstu, jeżeli podobna sytuacja zdarzy się tutaj postaram się utworzyć osobny temat z odpowiedziami na nurtujące was, drodzy Sadole, zagadnienia. Pozdrawiam, Modrzew88.
Najlepszy komentarz (310 piw)
r................a
• 2014-05-17, 18:59
ruscy jednak cala inteligencje wymordowali
Krótko acz treściwie...
Najlepszy komentarz (42 piw)
K................t
• 2014-03-03, 22:02
Sytuacja z wczorajszego dnia:
Rozmawiam ze swoją dziewczyną, która ewidentnie miała do mnie ''focha'', bo przez 4 dni nie pojawiłem się u niej w domu i rozmowa przebiega tak:
[o]-ona
[j]-ja
o: -tak, to dlaczego mówiłeś, że przyjedziesz, a pózniej dałeś znać, że jednak nie...i tak wtorek, środa, czwartek...?!
j: -już Ci to tłumaczyłem, a poza tym, mogłaś wsiąść w samochód i przyjechać do mnie, mówiłem Ci żebyś tak zrobiła
o: -ale to chłopak powinien przyjeżdżać!
j: -nie moja droga, kobiety tez mogą przyjechać do swojego faceta.
o: -tak?! a jak w dawnych czasach kobiety nie miały prawa jazdy, to co?!
j: -TO NA DROGACH BYŁO O WIELE BEZPIECZNIEJ!
Jej mina bezcenna i większy 'foch', ale było warto
Rozmawiam ze swoją dziewczyną, która ewidentnie miała do mnie ''focha'', bo przez 4 dni nie pojawiłem się u niej w domu i rozmowa przebiega tak:
[o]-ona
[j]-ja
o: -tak, to dlaczego mówiłeś, że przyjedziesz, a pózniej dałeś znać, że jednak nie...i tak wtorek, środa, czwartek...?!
j: -już Ci to tłumaczyłem, a poza tym, mogłaś wsiąść w samochód i przyjechać do mnie, mówiłem Ci żebyś tak zrobiła
o: -ale to chłopak powinien przyjeżdżać!
j: -nie moja droga, kobiety tez mogą przyjechać do swojego faceta.
o: -tak?! a jak w dawnych czasach kobiety nie miały prawa jazdy, to co?!
j: -TO NA DROGACH BYŁO O WIELE BEZPIECZNIEJ!
Jej mina bezcenna i większy 'foch', ale było warto
Najlepszy komentarz (121 piw)
pawu95
• 2014-01-11, 14:33
BongMan napisał/a:
O kurwa, jakbym widział swoją byłą.
Taka tępa i nieporadna, że nie potrafiła komunikacją miejską przyjechać z Rudy do Sosnowca, chociaż jej nawet na necie znalazłem, pokazałem i wytłumaczyłem skąd, gdzie, jak i o której godzinie.
Pozdrawiam, Samanta
Nigdy nie przyszło ci do głowy, że po prostu nie chce przyjeżdżać do sosnowca?
Opowiem wam historię z życia, własnego życia.
No to jedziem.
Było to ok 2tygodnie temu, złamałem palec, no i jak to ze złamanym palcem, trzeba iść do lekarza, zadzwoniłem do przychodni (tak niestety państwowej, nie prywatnej) Pani która odebrała po czwartym dzwonieniu, zawiadomiła mnie, że mogę przyjechać jutro (we wtorek, dzwoniłem w poniedziałek) na 13:00 bo Lekarz ma dużo pacjentów, tak więc przyjechałem na 15:00 no cóż jestem człowiekiem pracującym.
Dojechałem, poszedłem do recepcji aby wyciągnąć kartotekę, i co mi pani powiedziała?
Powiedziała dokładnie to:
-lekarza nie ma, nie miał pacjentów to poszedł do domu. Była jak już wspomniałem godzina 15:00 a lekarz miał być od 12 do 20:00
wynika z tego że opuścił miejsce pracy.
Ja się pytam, czy górnik,pracownik zakładu może pójść tak sobie do domu gdy jest awaria maszyn czy nie ma pracy? Nie nie może
A lekarz tak, może i nie obchodzi go to że ma przed sobą 5godzin pracy, i tak zebrał za całą dniówkę.
Przyjechałem następnego dnia, pacjentów mało a recepcjonistka powiedziała abym poszedł spytać lekarza czy mnie przyjmie, bo ona nie może, ma dużo pracy ( wypić całą kawę) poszedłem, po dość długim czekaniu, porozmawiałem z lekarzem z wielką łaską mnie przyjął.
Tak działa polska służba zdrowia...
Jestem nowy, czekam na opier**l ;D
No to jedziem.
Było to ok 2tygodnie temu, złamałem palec, no i jak to ze złamanym palcem, trzeba iść do lekarza, zadzwoniłem do przychodni (tak niestety państwowej, nie prywatnej) Pani która odebrała po czwartym dzwonieniu, zawiadomiła mnie, że mogę przyjechać jutro (we wtorek, dzwoniłem w poniedziałek) na 13:00 bo Lekarz ma dużo pacjentów, tak więc przyjechałem na 15:00 no cóż jestem człowiekiem pracującym.
Dojechałem, poszedłem do recepcji aby wyciągnąć kartotekę, i co mi pani powiedziała?
Powiedziała dokładnie to:
-lekarza nie ma, nie miał pacjentów to poszedł do domu. Była jak już wspomniałem godzina 15:00 a lekarz miał być od 12 do 20:00
wynika z tego że opuścił miejsce pracy.
Ja się pytam, czy górnik,pracownik zakładu może pójść tak sobie do domu gdy jest awaria maszyn czy nie ma pracy? Nie nie może
A lekarz tak, może i nie obchodzi go to że ma przed sobą 5godzin pracy, i tak zebrał za całą dniówkę.
Przyjechałem następnego dnia, pacjentów mało a recepcjonistka powiedziała abym poszedł spytać lekarza czy mnie przyjmie, bo ona nie może, ma dużo pracy ( wypić całą kawę) poszedłem, po dość długim czekaniu, porozmawiałem z lekarzem z wielką łaską mnie przyjął.
Tak działa polska służba zdrowia...
Jestem nowy, czekam na opier**l ;D
Najlepszy komentarz (87 piw)
slr
• 2013-11-24, 20:51
matoł jesteś i praw swoich nie znasz . Wyciągasz telefon i dzwonisz do rzecznika praw pacjenta (masz numer podany na tablicy ogłoszeń) lub do rejonowego oddziału NFZ - dobrze jeśli zrobisz to przy pani z okienka. Zostaniesz przyjęty od razu bez pierdolenia a jeśli nie to przychodnia będzie musiała się tłumaczyć i pewnie wkrótce zawita do nich kontrola. Jeśli pani z okienka odmawia Ci rejestracji to prosisz o pisemne oświadczenie - dlaczego Ciebie w ten dzień nie chcą przyjąć (i przedstawiasz w NFZ) - muszą Cię przyjąć więc Ci takiego nie wystawią. A lekarz może być łaskawy albo i nie łaskawy - chuja na to kładź i wbijaj do gabinetu - złamany palec to nie sraczka a zatorowość płucna to nie katar. Jeśli jego zachowanie nie przypadło Ci do gustu - idziesz do dyrektora - tam jest książka skarg i zażaleń - kolejne piszesz do NFZ (z nazwiskiem lekarza itd.) - i w ten sposób pan wielmożny doktor nie dostanie kolejnej premii za świetnie odpierdoloną robotę.
To TY jesteś ważny w przychodni a nie pan doktor czy pani z okienka.
Do haterów : pracuję w przychodni zdrowia - tak w Polskiej przychodni - i wiem, że pacjent w innych ośrodkach często jest okłamywany, często jest nieinformowany o swoich prawach i nie wie czego ma oczekiwać i co mu się należy. Ale prawo zawsze jest po stronie pacjenta a rzecznik i tel do NFZ jest zawsze do Waszej dyspozycji. Nie bójcie się korzystać ze swoich praw skoro płacicie podatki.
mam nadzieję że komuś się to przyda i nie da się wychujać przez moich kolegów / koleżanki po fachu którzy często mają w dupie pacjenta - którego dobro i zdrowie zawsze powinno być na pierwszym miejscu. A żeby było śmieszniej... zawsze zabierajcie ze sobą dyktafon lub włączajcie go w telefonie. Ewentualna konfrontacja w kierownikiem przychodni lub rzecznikiem będzie ubawem po pachy
widzę że powyżej kolega wie o co chodzi nieobecność lekarza na dyżurze wiąże się ze złamaniem podpisanego kontraktu. Jeśli dowie się o tym NFZ to będą mieli bardzo niewesołą sytuację.
To TY jesteś ważny w przychodni a nie pan doktor czy pani z okienka.
Do haterów : pracuję w przychodni zdrowia - tak w Polskiej przychodni - i wiem, że pacjent w innych ośrodkach często jest okłamywany, często jest nieinformowany o swoich prawach i nie wie czego ma oczekiwać i co mu się należy. Ale prawo zawsze jest po stronie pacjenta a rzecznik i tel do NFZ jest zawsze do Waszej dyspozycji. Nie bójcie się korzystać ze swoich praw skoro płacicie podatki.
mam nadzieję że komuś się to przyda i nie da się wychujać przez moich kolegów / koleżanki po fachu którzy często mają w dupie pacjenta - którego dobro i zdrowie zawsze powinno być na pierwszym miejscu. A żeby było śmieszniej... zawsze zabierajcie ze sobą dyktafon lub włączajcie go w telefonie. Ewentualna konfrontacja w kierownikiem przychodni lub rzecznikiem będzie ubawem po pachy
widzę że powyżej kolega wie o co chodzi nieobecność lekarza na dyżurze wiąże się ze złamaniem podpisanego kontraktu. Jeśli dowie się o tym NFZ to będą mieli bardzo niewesołą sytuację.
Sylwester, jak każdy wódka się leje, są dziewczyny, są chłopaki.
Brat mojego qmpla pijąc wódkę, patrzy na dziewczynę z naprzeciwka, która miała problemy ze zgryzem (Krzywe zęby, i chyba brak jakiegoś dokładnie nie pamiętam). Patrzy tak na nią pijąc wódkę i w pewnym momencie:
-Gocha (dodam, że był od niej starszy o około 5lat + )
-co?
-Ja tu z tobą piję a Ci jeszcze mleczaki nie powypadały?
I ta niesamowita cisza, poker face i bezcenna mina dziewczyny ahh
Wspominam to do dziś, i za każdym razem każdy reaguje śmiechem, jestem ciekaw jak społeczność sadola
Brat mojego qmpla pijąc wódkę, patrzy na dziewczynę z naprzeciwka, która miała problemy ze zgryzem (Krzywe zęby, i chyba brak jakiegoś dokładnie nie pamiętam). Patrzy tak na nią pijąc wódkę i w pewnym momencie:
-Gocha (dodam, że był od niej starszy o około 5lat + )
-co?
-Ja tu z tobą piję a Ci jeszcze mleczaki nie powypadały?
I ta niesamowita cisza, poker face i bezcenna mina dziewczyny ahh
Wspominam to do dziś, i za każdym razem każdy reaguje śmiechem, jestem ciekaw jak społeczność sadola
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Najlepszy komentarz (25 piw)
magixs
• 2013-07-29, 17:56
super "qmpel"...
Moja mama jest bardzo kulturalną osobą, nie przeklina , nie beka, nie puszcza bąków ale dzisiaj mnie zażyła ...
Leży w łóżku, godzina 10 nad ranem , lekko na fazie która nie zeszła z wczoraj .
Siedzę sobie przed laptopem aż tu nagle słyszę konkretny pierd .
Chwila ciszy a po ciszy komentarz mamy :
"Kurwa, aż mi się w głowie zakręciło"
kolejna chwila ciszy i po ciszy :
"Dobrze, że nie stałam bo bym się pizgła"
kolejna chwila ciszy i po ciszy :
"Synek, weź otwórz okno"
Nie wiem czy to śmieszne dla WAS ale mnie zjebało z nóg szczególnie, że przez całe 21 lat życia słyszałem 3 pierdy i 3 przekleństwa na krzyż
Leży w łóżku, godzina 10 nad ranem , lekko na fazie która nie zeszła z wczoraj .
Siedzę sobie przed laptopem aż tu nagle słyszę konkretny pierd .
Chwila ciszy a po ciszy komentarz mamy :
"Kurwa, aż mi się w głowie zakręciło"
kolejna chwila ciszy i po ciszy :
"Dobrze, że nie stałam bo bym się pizgła"
kolejna chwila ciszy i po ciszy :
"Synek, weź otwórz okno"
Nie wiem czy to śmieszne dla WAS ale mnie zjebało z nóg szczególnie, że przez całe 21 lat życia słyszałem 3 pierdy i 3 przekleństwa na krzyż
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Najlepszy komentarz (348 piw)
R................t
• 2013-03-04, 12:47
Piwko za spanie z mamą
Historia własna… może i mało sadystyczna z fizycznego punktu widzenia ( no, może nie do końca).
Natomiast moim zdaniem straszny sadyzm od strony formalnej.
Zresztą zainteresowani przeczytają i sami ocenią.
Sprawa tyczy się mojego wypadku/kontuzji , walki z PZU i kompetencji lekarzy.
Zaczyna się nieco komicznie… ok. 5 lat temu , niefortunnie potknąłem/poślizgnąłem się i chroniąc się przed upadkiem podparłem się ręką. Poczułem dosyć mocny ból w prawej ręce w okolicy barku. Wróciłem do domu posmarowałem jakimś Altacetem i na drugi dzień przestało.
Był to akurat koniec wakacji, tak, że 4 dni po wypadku , mieliśmy pierwszą lekcję wychowania fizycznego. Poszliśmy na basen, nauczycielka kazała pływać na rozgrzewkę. Po krótkim czasie, płynąc kraulem, wypadł mi staw barkowy. Ręka została w nienaturalnej pozycji wygięta do tyłu. W tedy nie wiedziałem co się dzieje… ledwo dopłynąłem jedną ręką do brzegu… w tym czasie prawa zdążyła już wrócić na swoje miejsce.
Tak się skończył dla mnie pierwszy wf. Oczywiście od razu udałem się do lekarza chirurga- ortopedy. Pierwsza wizyta była nad wyraz szybko bo czekałem raptem 2 tygodnie.
Lekarz stwierdził zwykłe naciągnięcie mięśnia ( po zrobieniu i obejrzeniu prześwietlenia barku ). Kazał chodzić 2 tygodnie z ręką w temblaku. Jak powiedział tak zrobiłem. Od razu umawiając się też na kontrolną wizytę za 3 miesiące ( najbliższy termin ).
Po okresie 2 tygodni bez ręki, myśląc że wszystko jest ok. rzuciłem psu patyk… i oczywiście… sytuacja podobna jak na basenie. Ała, ała i… ręka wskoczyła na miejsce… Zapisałem się równolegle do innego lekarza ( wszystko oczywiście państwowo.. za darmo ) sytuacja podobna, nic panu nie jest , altacet, naświetlenia, magnesy i inne znachorstwa mi przepisał ( właściwie to przepisała .. ale strasznie paskudna pizda była , bardziej niż Grodzka więc zostanę przy Pan). Chodziłem na te piepszone światełka 3 tygodnie , potem wpadłem z wizyta po 3 miesiącach do poprzedniego lekarza… w nic co mu powiedziałem nie uwierzył. Powiedział że już wszystko działa…
Po światełkach , magnesach itp. Znów myślałem że jestem zdrowy .. był to jakoś okres zimowy więc wiadomo … jakaś śnieżka itp. Co się stało ? To samo co na basenie i przy żucie patykiem. Od tego czasu co 3 miesiące bywałem u jednego to drugiego lekarza .. czemu 3 miesiące ? Bo takie terminy mają w szpitalach… przez ten czas ( około 2 lata ) nauczyłem się samemu nastawiać bark .. wypadł mi on z kilkadziesiąt razy.. Żaden lekarz nie wiedział co mi jest. Uważali że w chuja z tym wszystkim lecę…
Moja cierpliwość się skończyła .. poszedłem prywatnie do ortopedy. W ciągu 15 minut ( za 150 zł , jebany stawki ma dobre ) stwierdził, że mam „ nawykowe zwichnięcie stawu barkowego” (http://www.sfd.pl/Nawykowe_zwichniecie_stawu_ramiennego_barku_-t548863.html)
Kwalifikujące się tylko do operacji. Dlaczego operacji ? Bo pierwszy lekarz źle zdiagnozował problem … jeżeli od razu by skojarzył sytuację i wywnioskował ( jak na lekarza przystało ) że przy upadku doznałem zwichnięcia barku, po którym staw wrócił samoczynnie na swoje miejsce, to w tedy powinien mnie w gips wjebać a nie chustkę dać -,-
jednak nie mam mu tego specjalnie za złe… gdyż ten drogi lekarz stwierdził że sytuacja iż bark przy zwichnięciu samoczynnie wrócił do swojej naturalnej pozycji bez pomocy lekarza zdążyła mu się w jego 50 letniej karierze tylko 2 razy.
No dobra… po przeszło 2 latach od wypadku operacja w prywatnej klinice w Bielsku- Białej… udało mi się załapać jeszcze na refundację . Śruba w prawym barku do końca życia, spore cięcie z przodu.
6 tygodni w specjalnej ortezie barku zamiast gipsu.
[ osobna sprawa ortezy: żeby nie siedzieć 6 tygodni w gipsie kupiłem na własną rękę na Allegro ortezę za 180zł.. Dlaczego na własną rękę? Bo ze szpitala nawet po maksymalnej możliwej refundacji była droższa o 50 zł niż na Allegro ]
Po 6 tygodniach rehabilitacja, około 4 tygodni.
Ok.. powoli mijają 3 lata od wypadku … czyli czas w jakim należy zgłaszać szkody do PZU ( tam byłem ze szkoły ubezpieczony), ale szkody należy zgłaszać po zakończeniu leczenia i rehabilitacji .. na szczęście zdążyłem się wyleczyć nim termin upłynął : )
Składam sterty papierów, wpisy, wypisy, odpisy, podpisy… czekam.
2 tygodnie.. nic. 4 tygodnie.. nic.
Dzwonię. Mówią że już wysyłają ponaglenie do mojego likwidatora szkody.
2 tygodnie… nic.
Dzwonię. Mówią że ponownie wysyłają ponaglenie do mojego likwidatora szkody.
2 tygodnie… nic.
Dzwonię. Mówią że wysyłają PONAGLENIE W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM do mojego likwidatora.
2 tygodnie.. nic. ( całe szczęście że liczy się termin złożenia pierwszego wniosku czyli dalej się w 3 latach od wypadku zmieściłem )
Dzwonię. Mówią że wysyłają ponaglenie do centrali w warszawie..
2 tygodnie… nic.
Dzwonię. Ponowne ponaglenie…
Pierdole !!! poszedłem do swojej jednostki PZU, tam mnie kurwa odesłali do głównej jednostki w Katowicach … Tam się dowiedziałem że mój likwidator szkody który urzędował bodajże w sosnowcu już od 3 miesięcy nie pracuje bo zlikwidowano tam filię PZU… i jego skrzynka mailowa na którą pisałem mase mail wisi w eterze przez nikogo nie sprawdzana (tak jak moja szkoda)
Dzwonię do tych skurwysynów co 2 dni … załatwili nowego likwidatora … czekam miesiąc. Dzwonię… przepraszają za zwłokę… mówią że postepowanie likwidacyjne już jest w toku.
Za 2 tygodnie dostaję list z PZU… na samej górze jest napisane że uznano moje ‘zgłoszenie’
Na samym dole… że przyznano mi 150 zł odszkodowania !!!!!!!!
Dzwonię. Mówią że mój uszczerbek nie jest trwały… A KURWA ŚRUBA DO KOŃCA ŻYCIA ?
Pani grzecznie mówi że mogę się odwołać od decyzji zgodnie z tabelką z ich strony …
Szukam na www tej tabelki… i są: 3 rodzaje decyzji…
Od pierwszego można się odwołać do likwidatora, od drugiego można się odwołać do centrali… ( czy jakoś tak, nie istotne , ważne że sprawa zostaje w PZU ) .. mój typ decyzji był jakimś trzecim typem.. od którego można się odwołać tylko do sądu…
Padłem.. . \ zrezygnowałem.
Moja matka jest nauczycielką... dziecko w podstawówce za złamany mały palec u nogi dostało 300 zł...
Kolega na stawie tez złamał mały palec dostał 250 zł
Inny znajomy rozciął sobie stopę na basenie o kafelki dostał 600zł
Do dzisiaj czują dyskomfort i zgrzytanie w barku.
JPZU i JNFZ na 100%!
-----------
Nie mam żadnego wideo z operacji niestety. Mam tylko zdjęcie blizny ze szwami to dodam. I nie pierdolcie, że za mocne tutaj bo to tylko parę sznureczków na 8 cm cięciu.
Cała walka z pzu kosztowała mnie masę czasu, jeżdżenia i pieniędzy na połączenia …
To samo tyczy się operacji… dojazdy na badania, wizyty kontrolne, rehabilitację...
150zł nie rekompensuje tego, pomijając już całą resztę niedogodności pozostałych po operacji.
Akcja miała miejsce kawałek czasu temu, ale dopiero teraz się zebrałem do spisania.
Jak gdzieś brakuje przecinka w tekście to chuj mnie to obchodzi.
Nie, nie żalę się ani się nie chwalę … chciałem tylko przedstawić strasznie groteskową sytuację.
Natomiast moim zdaniem straszny sadyzm od strony formalnej.
Zresztą zainteresowani przeczytają i sami ocenią.
Sprawa tyczy się mojego wypadku/kontuzji , walki z PZU i kompetencji lekarzy.
Zaczyna się nieco komicznie… ok. 5 lat temu , niefortunnie potknąłem/poślizgnąłem się i chroniąc się przed upadkiem podparłem się ręką. Poczułem dosyć mocny ból w prawej ręce w okolicy barku. Wróciłem do domu posmarowałem jakimś Altacetem i na drugi dzień przestało.
Był to akurat koniec wakacji, tak, że 4 dni po wypadku , mieliśmy pierwszą lekcję wychowania fizycznego. Poszliśmy na basen, nauczycielka kazała pływać na rozgrzewkę. Po krótkim czasie, płynąc kraulem, wypadł mi staw barkowy. Ręka została w nienaturalnej pozycji wygięta do tyłu. W tedy nie wiedziałem co się dzieje… ledwo dopłynąłem jedną ręką do brzegu… w tym czasie prawa zdążyła już wrócić na swoje miejsce.
Tak się skończył dla mnie pierwszy wf. Oczywiście od razu udałem się do lekarza chirurga- ortopedy. Pierwsza wizyta była nad wyraz szybko bo czekałem raptem 2 tygodnie.
Lekarz stwierdził zwykłe naciągnięcie mięśnia ( po zrobieniu i obejrzeniu prześwietlenia barku ). Kazał chodzić 2 tygodnie z ręką w temblaku. Jak powiedział tak zrobiłem. Od razu umawiając się też na kontrolną wizytę za 3 miesiące ( najbliższy termin ).
Po okresie 2 tygodni bez ręki, myśląc że wszystko jest ok. rzuciłem psu patyk… i oczywiście… sytuacja podobna jak na basenie. Ała, ała i… ręka wskoczyła na miejsce… Zapisałem się równolegle do innego lekarza ( wszystko oczywiście państwowo.. za darmo ) sytuacja podobna, nic panu nie jest , altacet, naświetlenia, magnesy i inne znachorstwa mi przepisał ( właściwie to przepisała .. ale strasznie paskudna pizda była , bardziej niż Grodzka więc zostanę przy Pan). Chodziłem na te piepszone światełka 3 tygodnie , potem wpadłem z wizyta po 3 miesiącach do poprzedniego lekarza… w nic co mu powiedziałem nie uwierzył. Powiedział że już wszystko działa…
Po światełkach , magnesach itp. Znów myślałem że jestem zdrowy .. był to jakoś okres zimowy więc wiadomo … jakaś śnieżka itp. Co się stało ? To samo co na basenie i przy żucie patykiem. Od tego czasu co 3 miesiące bywałem u jednego to drugiego lekarza .. czemu 3 miesiące ? Bo takie terminy mają w szpitalach… przez ten czas ( około 2 lata ) nauczyłem się samemu nastawiać bark .. wypadł mi on z kilkadziesiąt razy.. Żaden lekarz nie wiedział co mi jest. Uważali że w chuja z tym wszystkim lecę…
Moja cierpliwość się skończyła .. poszedłem prywatnie do ortopedy. W ciągu 15 minut ( za 150 zł , jebany stawki ma dobre ) stwierdził, że mam „ nawykowe zwichnięcie stawu barkowego” (http://www.sfd.pl/Nawykowe_zwichniecie_stawu_ramiennego_barku_-t548863.html)
Kwalifikujące się tylko do operacji. Dlaczego operacji ? Bo pierwszy lekarz źle zdiagnozował problem … jeżeli od razu by skojarzył sytuację i wywnioskował ( jak na lekarza przystało ) że przy upadku doznałem zwichnięcia barku, po którym staw wrócił samoczynnie na swoje miejsce, to w tedy powinien mnie w gips wjebać a nie chustkę dać -,-
jednak nie mam mu tego specjalnie za złe… gdyż ten drogi lekarz stwierdził że sytuacja iż bark przy zwichnięciu samoczynnie wrócił do swojej naturalnej pozycji bez pomocy lekarza zdążyła mu się w jego 50 letniej karierze tylko 2 razy.
No dobra… po przeszło 2 latach od wypadku operacja w prywatnej klinice w Bielsku- Białej… udało mi się załapać jeszcze na refundację . Śruba w prawym barku do końca życia, spore cięcie z przodu.
6 tygodni w specjalnej ortezie barku zamiast gipsu.
[ osobna sprawa ortezy: żeby nie siedzieć 6 tygodni w gipsie kupiłem na własną rękę na Allegro ortezę za 180zł.. Dlaczego na własną rękę? Bo ze szpitala nawet po maksymalnej możliwej refundacji była droższa o 50 zł niż na Allegro ]
Po 6 tygodniach rehabilitacja, około 4 tygodni.
Ok.. powoli mijają 3 lata od wypadku … czyli czas w jakim należy zgłaszać szkody do PZU ( tam byłem ze szkoły ubezpieczony), ale szkody należy zgłaszać po zakończeniu leczenia i rehabilitacji .. na szczęście zdążyłem się wyleczyć nim termin upłynął : )
Składam sterty papierów, wpisy, wypisy, odpisy, podpisy… czekam.
2 tygodnie.. nic. 4 tygodnie.. nic.
Dzwonię. Mówią że już wysyłają ponaglenie do mojego likwidatora szkody.
2 tygodnie… nic.
Dzwonię. Mówią że ponownie wysyłają ponaglenie do mojego likwidatora szkody.
2 tygodnie… nic.
Dzwonię. Mówią że wysyłają PONAGLENIE W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM do mojego likwidatora.
2 tygodnie.. nic. ( całe szczęście że liczy się termin złożenia pierwszego wniosku czyli dalej się w 3 latach od wypadku zmieściłem )
Dzwonię. Mówią że wysyłają ponaglenie do centrali w warszawie..
2 tygodnie… nic.
Dzwonię. Ponowne ponaglenie…
Pierdole !!! poszedłem do swojej jednostki PZU, tam mnie kurwa odesłali do głównej jednostki w Katowicach … Tam się dowiedziałem że mój likwidator szkody który urzędował bodajże w sosnowcu już od 3 miesięcy nie pracuje bo zlikwidowano tam filię PZU… i jego skrzynka mailowa na którą pisałem mase mail wisi w eterze przez nikogo nie sprawdzana (tak jak moja szkoda)
Dzwonię do tych skurwysynów co 2 dni … załatwili nowego likwidatora … czekam miesiąc. Dzwonię… przepraszają za zwłokę… mówią że postepowanie likwidacyjne już jest w toku.
Za 2 tygodnie dostaję list z PZU… na samej górze jest napisane że uznano moje ‘zgłoszenie’
Na samym dole… że przyznano mi 150 zł odszkodowania !!!!!!!!
Dzwonię. Mówią że mój uszczerbek nie jest trwały… A KURWA ŚRUBA DO KOŃCA ŻYCIA ?
Pani grzecznie mówi że mogę się odwołać od decyzji zgodnie z tabelką z ich strony …
Szukam na www tej tabelki… i są: 3 rodzaje decyzji…
Od pierwszego można się odwołać do likwidatora, od drugiego można się odwołać do centrali… ( czy jakoś tak, nie istotne , ważne że sprawa zostaje w PZU ) .. mój typ decyzji był jakimś trzecim typem.. od którego można się odwołać tylko do sądu…
Padłem.. . \ zrezygnowałem.
Moja matka jest nauczycielką... dziecko w podstawówce za złamany mały palec u nogi dostało 300 zł...
Kolega na stawie tez złamał mały palec dostał 250 zł
Inny znajomy rozciął sobie stopę na basenie o kafelki dostał 600zł
Do dzisiaj czują dyskomfort i zgrzytanie w barku.
JPZU i JNFZ na 100%!
-----------
Nie mam żadnego wideo z operacji niestety. Mam tylko zdjęcie blizny ze szwami to dodam. I nie pierdolcie, że za mocne tutaj bo to tylko parę sznureczków na 8 cm cięciu.
Cała walka z pzu kosztowała mnie masę czasu, jeżdżenia i pieniędzy na połączenia …
To samo tyczy się operacji… dojazdy na badania, wizyty kontrolne, rehabilitację...
150zł nie rekompensuje tego, pomijając już całą resztę niedogodności pozostałych po operacji.
Akcja miała miejsce kawałek czasu temu, ale dopiero teraz się zebrałem do spisania.
Jak gdzieś brakuje przecinka w tekście to chuj mnie to obchodzi.
Nie, nie żalę się ani się nie chwalę … chciałem tylko przedstawić strasznie groteskową sytuację.
MATERIAŁ WŁASNY
Petarda odpalona 3 lata temu ( miałem wtedy 16 lat ), film wrzucony na YT 2 lata temu.
Ma jebnięcie
Napewno nie było
Petarda odpalona 3 lata temu ( miałem wtedy 16 lat ), film wrzucony na YT 2 lata temu.
Ma jebnięcie
Napewno nie było
Najlepszy komentarz (47 piw)
brapol
• 2013-01-01, 13:39
Petarda mocniejsza niż bomby u talibów
Zdjęcie zrobione w muzeum niewolnictwa w Liverpoolu, zaiste dobry pomysł wystarczy kilku mudzinów
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów