Oczywiście podjebanego z innego portalu.
Pozdro dla hejterów
Poczta. Chcę kupić znaczek na kartkę, którą zamierzałam wysłać do Chin.
- Poproszę znaczek ekonomiczny, do Azji.
- Dokąd?
- Do Azji.
- Ale dokąd?
- (dla świętego spokoju) Do Chin.
(stuk, stuk w klawiaturkę)
- Ale, proszę pani, ja tutaj nie mam Chin! Ja nie wiem, jaki mam pani dać znaczek.
- Proszę dać mi po prostu znaczek do Azji!
- Nie mam Chin w Azji!
Upieram się, że z tego co pamiętam, dziś rano jeszcze były. Proszę panią o ponowne sprawdzenie, a sama ukradkiem z ciekawości zaglądam w monitor. Oczom nie wierzę.
Ujawnia się we mnie sadystka i napawam się jeszcze chwilę cierpieniami umęczonej pani po drugiej stronie szybki, po czym wybawiam ją z opresji:
- Wie pani, może by się znalazły, gdyby była pani uprzejma poszukać Chin przez "Ch" a nie "H".
* * * * *
Zajmuję się malowaniem powierzchni stalowych farbami ognioodpornymi. Praca ma to do siebie, że jest brudna. Wracam z ciekawymi białymi zaciekami po łokcie, na twarzy i w zaroście.
Temat przewodni: Stary człowiek i może...
Jadę sobie, śmierdzący benzyną, uwalony farbami po łokcie, słucham muzyki.
Widzę, że babka na mnie patrzy i coś mówi, szybki stop mp3.
- ... I jak nie będziesz się gnojku jeden uczyć, to skończysz jak ten chłopak. (bla bla bla)
Nachyliłem się do przodu i spojrzałem na kobietę.
- Pani, ja dzisiaj 300 zł dniówki dostałem. Studiuję i mam maturę. A pani ile dzisiaj zarobiła? - piękny uśmiech.
Tutaj miejsce na epitety, ludzie są bardzo przewrażliwieni jak podchodzi się do nich kulturą i zwróceniem uwagi. Ogólnie, że takie gnoje to za byle gówno 300 zł dostaną, a ona biedna musi tydzień pracować na taką kwotę.
Na to wychyla mi się pan dziadek o aparycji podstarzałego amanta, poprawia sobie wąsa i rzecze zalotnie.
- A chce pani szybko trzysta złotych zarobić?
I biadolenie się szybko skończyło.
Uwaga na starego świntucha.
* * * * *
Z racji tego, że niedawno zostałam singielką, przy piwie z koleżankami przypomniałyśmy sobie najgorsze randki z czasów "przed-związkowych". Opowieść zbiorcza.
Top 5:
5. Na koncercie bluesowym poznałam chłopaka. Przypadliśmy sobie do gustu, umówiliśmy się do kina.
Michaś, który zrobiłby karierę w skrajnej prawicy, krytykował wszystko. Od brudnych schodów (!), przez niemiłą obsługę, po niesmaczny popcorn.
Wzdychnęłam sobie raz i drugi, ale już na ten film pójdę, skoro mam bilet.
Przez prawie dwie godziny słyszałam wciąż komentarze Michasia. A ta aktorka ma grube nogi, a tamten idiotyczną bródkę, a tamten to się do jeżdżenia na szmacie nadaje, a nie do filmu!
Przegiął pałkę wtedy, gdy facet przed nami zaczął go uciszać (bo gdy ja próbowałam, nie było efektu), coraz bardziej się złoszcząc i podnosząc głos, a Michaś... wylał na niego colę z kubeczka i wykrzyczał, że on ma demokratyczne (!!) prawo do mówienia co chce i jakiś stary dziad nie będzie go uciszał!
Panowie zaczęli krzyczeć i "stary dziad" był skory do bójki najwyraźniej, więc po prostu zwiałam stamtąd w połowie filmu. A od Michasia nie odbierałam telefonów.
4. Marta umówiła się na randkę w ciemno. Facet 10 lat starszy, podobno inteligentny, wygadany, drobny byzmesmen.
Spotkali się w restauracji, facecik z rozmachem zamawiał kolejne łiski, drogie dania z karty, deser, podczas gdy Marta zadowoliła się sałatką, wodą i ciastkiem.
Rozmowa się nie kleiła, facet miał ego większe niż własna głowa, a Martę traktował przedmiotowo. Po dwóch godzinach stwierdziła, że zaraz uschnie z nudy, więc grzecznie przeprosiła, wymówiła się bólem głowy i poprosiła o swój rachunek. Facet niezrażony opowiadał dalej o sobie do momentu, gdy kelnerka podała Marcie kwotę (stosunkowo niską, bo tylko za zamówienie Marty).
Facet chwilkę pokojarzył i zapytał dziewczynę, dlaczego nie policzy wszystkiego razem.
Marta pomyślała, że może chce zapłacić za nią, więc z uśmiechem stwierdziła, że nie, że ona zapłaci za siebie sama.
Na co facet spojrzał na nią i powiedział: "No ja myślę, ja za kogoś obcego płacić nie będę, ale zapłać za mnie też, bo ja portfela zapomniałem".
Marta zapłaciła za swoją część i chce wyjść z lokalu, ale facet zaczyna robić awanturę! Że co on teraz ma zrobić, że pieniędzy nie wziął, że jest nienormalna!
Marta z uśmiechem stwierdziła, że może rachunek odpracować i wyszła.
Facet stalkingował ją przez telefon przez następne dwa tygodnie, a ona powiedziała "NIE" randkom w ciemno.
3. Umawiałam się z miłym chłopakiem. Tak się złożyło, że już na drugiej randce poznałam jego rodziców. Był tylko jeden, malutki zgrzyt: jego MAMA wolałaby, żeby jej przyszła synowa miała ciemne włosy, bo wtedy dzieciątko będzie ładne(?).
Nie zwracałam na to uwagi, Paweł milczał, więc się nie przejmowałam. Zresztą, "świekra" nie lubi "synowej", banał.
Na trzecią randkę Paweł nie dotarł. Za to dotarła jego... MAMA. Nawet lekko się wystraszyłam widząc ją w kawiarni, gdzie mieliśmy się spotkać. Czyżby coś się Pawłowi stało i wysłał matkę?
Ale nie. Mamusia powiedziała mi od wejścia, że Pawełek nie będzie się ze mną widywać, bo ONA mu zabroniła. Bo on powinien mieć kobietę z klasą (hę?), wykształconą, bo matura to nic (hej, ja studiuję jeszcze!) i ładną (okeeej).
Języka w gębie mi zabrakło, nie powiem. Gdy matka Pawełka wyszła, zadzwoniłam do niego. Raz, drugi. Odebrał niechętnie mówiąc, że nie powinien ze mną rozmawiać, bo MAMA mu zabroniła i on sądzi, że tak będzie najlepiej. Na takie dictum klapnęłam tyłkiem na kawiarniane krzesło i się roześmiałam jak wariatka.
P.S wspomniałam, że Pawełek miał 31 lat?
2. Asia umawiała się od kilku tygodni z chłopakiem. Gdy zaprosiła go do siebie pierwszy raz po chyba dwóch miesiącach znajomości, został na noc. Rano Asia zobaczyła, że nie ma nie tylko faceta, ale też jej komórki, laptopa, aparatu i pary złotych kolczyków. Facet nie omieszkał nawet zabrać jej złotego łańcuszka, który miała na kostce, gdy zasnęła.
Facet zniknął, na facebooku nie ma profilu, poczta usunięta. Sprawa zgłoszona.
1. Koleżanka poznała faceta na portalu randkowym. Zauroczył ją w pierwszym momencie, bardzo szybko zaczęli się spotykać.
Po jakimś czasie z oczywistych powodów wypłynął temat seksu.
Facet się wzbraniał, mówił o wierze, seks po ślubie, nawet pocałunków szczędził. Ale Kasia zrozumiała, nie naciskała.
Po prawie roku(!) związku, Kasiula dowiedziała się o zdradzie, klasycznie nakrywając go w łóżku z kimś innym, gdy wracając szybciej z pracy chciała zrobić mu niespodziankę i wemknąć się, używając klucza, który jej dał.
Najbardziej piekielne było to, że ta zdzira to... zdzir. Chłopak zdradzał ją z facetem. Po awanturze, wykrzyczanym pytaniu "dlaczego?" jej facet odparł, że spotykał się z nią, bo nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że jest gejem, bo straciłby pracę i znajomych.
* * * * *
Wujek Stefan i Ciocia Halinka to określenia jakie stosujemy do osób, które zawsze coś odwalą na weselu.
Wesele dość duże, alkohol leje się strumieniami i niby wszystko OK, ale z jednego stołu na 12 osób wódka paruje litrami, ale spoko, bar zaopatrzony.
Partner kręci, a ja zmieniam kartę pamięci i przy okazji szybki rzut oka na to co uwieczniłem. I jedna fotka wujka Stefana. Wychodzi chowając dwie butelki wódki. Pokazałem organizatorowi wesela, a ten do pana młodego i wyszło.
Wujek Stefan niepijący bo prowadził, miał w bagażniku wozu 35L kanister i wlewał tam wyniesioną wódkę, a odstawiał puste butelki. Wlał już około 22-24 litrów luksusowej jak wpadł.
* * * * *
Kilka miesięcy temu spotkałem się z kumplem, którego nie widziałem dobre kilka lat. Wiadomo, piwko, rozmowy o wszystkim i o niczym. Gdy byliśmy już lekko wstawieni opowiedział historię dotyczącą jego byłej dziewczyny, a mianowicie jej rodziny (ktoś może skojarzy całą akcję, jeżeli jest z tamtych rejonów, o akcji było głośno w mediach kilka lat temu).
Ojciec dziewczyny kumpla prowadził swoją firmę, która powoli bankrutowała. Wiadomo, zawsze stres dla rodziny, głupie pomysły przychodzą do głowy jakby tutaj uratować upadającą działalność. Ojciec wraz z synem (bratem ex dziewczyny kumpla) wpadli na genialny plan - wyłudzenie odszkodowania z ubezpieczenia. Zdarza się, często słyszy się o takich rzeczach. Jednak pieniędzy potrzebowali dużo, więc akcja też musiała być "jebitna".
Plan był taki - podpalą rodzinny samochód i złożą ofiarę - tak, aby cała akcja wyglądała jak wybuch samochodu z człowiekiem w środku. Jednak ani ojciec, ani syn nie chciał umrzeć za długi, dlatego... jednej nocy rozkopali grób na cmentarzu (ludzie, którzy są biedniejsi, nie mają pieniędzy na pomnik, dlatego trumna zasypana jest po prostu piachem) i "ogarnęli" sobie trupa. Nie wnikałem w szczegóły... No więc wzięli to ciało (zastanawia mnie tylko w jakim stanie rozkładu było, zapach...) wsadzili do samochodu i podpalili. Nie wpadli tylko na to, że słowa brata "tak, to był ojciec" nie będą wystarczały, dlatego potrzebna była identyfikacja DNA (ciało zwęglone).
Jak się domyślacie sprawa nie przeszła, a ojciec schował się u swojej matki na wsi (nie wiem jak wyobrażał sobie dalsze życie w społeczeństwie, w momencie gdy zostałby uznany za zmarłego). Z tego co wiem poszedł siedzieć za próbę wyłudzenia i zbezczeszczenie zwłok. Brat dostał zawiasy.
Okazuje się jednak, że czasem najlepszym wyjściem jest po prostu pozwolić statkowi zatonąć
* * * * *
Dzisiaj opowieści z cyklu: ′Piekielni niedoszli pracownicy, czyli czego nie robić, żeby dostać pracę′.
Opowieść nr 1:
Stoję sobie na kasie w tym moim sklepie odzieżowym, gdy podchodzi [d]ziewczyna i rzuca mi rozkaz:
[d] - Chcę rozmawiać z managerem!
ja - Najpierw musi mi pani powiedzieć o co chodzi.
(Czasem, gdy jest bardzo zajęty, nie można mu zawracać głowy byle pierdołami i sami musimy rozwiązywać pewne sytuacje).
[d] - No jak to o co?! Ja chcę tu pracować!
Hmm... no to faktycznie, pierwsze wrażenie robisz jak się patrzy...
ja - Yyy... No dobrze... A ma pani może ze sobą swoje CV?
[d] - Nie, ale chcę rozmawiać z managerem!
Normalnie odesłałabym ją z kwitkiem, ale że manager akurat wyszedł z magazynu, wskazałam jej go (niech on się z nią męczy, nie ja
).
ja - To jest nasz manager.
[d](z niedowierzaniem) - ′TO′ jest manager??!!
Nie wiem kogo się panienka spodziewała (Armaniego?), jednak pracy u nas nie dostała. I dobrze...
Opowieść nr 2 (opowiedziana przez ww. managera):
Podchodzi dziewczyna do lady, jednocześnie pochłania jakieś ciastko.
Miedzy jednym kęsem a drugim, pyta się o pracę, na co szef wypowiada standardowe magiczne zaklęcie: ′przynieś swoje CV′.
Dziewczyna, ciągle przeżuwając ciacho, mówi, ze świetnie się składa, bo ma je nawet przy sobie, po czym... wyjmuje jakiegoś gniotka z kieszeni, kładzie na ladę i zaczyna to prostować! W międzyczasie kawałek jakiegoś karmelu, czy czego innego, spadł jej na tę (pożal się Panie Boże) kartkę, a ona ściera to palcem, po czym go oblizuje...
Jak tylko wyszła, CV powędrowało do kosza. I tak dobrze, ja na jego miejscu nawet bym tego od niej nie wzięła.
Opowieść nr 3 (to jest historia managerki):
Przychodzi [p]anna na rozmowę kwalifikacyjną. Od razu podniosła mojej managerce ciśnienie, bo nie dość, że miała zmanierowany ton damulki, to jeszcze przez cały czas żuła gumę (na dodatek jak krowa - z otwarciem mordy przy każdym mlaśnięciu), ale dobra - trzeba jakoś przeboleć.
Rozmowa trwa w najlepsze, gdy nagle dziewczynie dzwoni telefon, a ta... go odbiera. Oto (mniej lub bardziej dokładny) zapis rozmowy:
[p] - No czeeeeść!
....
[p] - Rozmowę kwalifikacyjną mam właśnie.
....
[p] - No mówię ci, przyjmą mnie jak nic!
...
[p] - No, no... pewnie, spotkajmy się.
...
[p] - Dobra, o 7 w pubie.
itd, itd... generalnie ta konwersacja trwała jakieś 2 minuty!
Managerka nie wiedziała, czy ma się śmiać, płakać, czy zbierać szczękę z podłogi. Ale, ale... to nie koniec - samo pożegnanie dosłownie wbiło ją w fotel:
[p] - No to do zobaczenia niedługo, w mojej nowej pracy!
Niektórym przydałaby się odrobina samokrytyki...
* * * * *
Dzieciństwo spędziłem na osiedlu blokowisk. Bloki jak to bloki, w większości zamieszkałe przez normalnych ludzi, jednak zdarzają się idioci... Niedaleko mnie mieszkała rodzina: rodzice (normalni, starsi ludzie) + 2 synów. Jeden porządnie ustawił się, zakładając firmę budowlaną. Drugi nie miał tyle szczęścia albo i rozumu...
Gdy miałem 16 lat, jako ekspedientkę zatrudnili 22-letnią dziewczynę (która jest teraz moją dobrą znajomą). Wiadomo, wszyscy chłopcy z osiedla, przy okazji zakupów, próbowali dziewczynę zagadać, jako, że była dość urodziwa. Często zagadać próbował też w/w idiota. Pokazywał tatuaże, prężył bicepsy, prosił o numer...
Któregoś poranka ktoś niespodziewanie napadł na sklep, w którym zmianę akurat miała znajoma... Ten idiota, który mieszkał dosłownie 15 m od sklepu (najbliższy blok), wpadł w kominiarce, z nożem w ręku i domagał się pieniędzy. Jako, że miał charakterystyczny głos, był dosyć wysoki, a na ręku nie zasłonił charakterystycznego tatuażu-krzyża, znajoma od razu rozpoznała w nim sąsiada:
Z: Sebek? Sebek przecież wiem, że to ty! Przestań!
S: Sebek, jaki Sebek! Ja jestem... Przemek! Dawaj pieniądze bo ci łeb roz****e!
Z: Sebek, ale nawet jakbym chciała to ci nie mogę ich dać, bo kasa jest zamknięta i musisz najpierw coś kupić, żebym mogła ją otworzyć.
Sebek zdezorientowany, nie wiedział co robić, przez 5 sekund (wg. zeznań kasjerki) stał w bezruchu (pewnie myślał...), zrobił w tył zwrot, chwycił do rąk 3 paczki Chipsów "Maczugi" i wybiegł...
Oczywiście, kasjerka wskazała Policji sprawcę. Brat zrelacjonował, że drzwi otworzyła matka, a Sebek oglądając w TV 13 posterunek i kończąc drugą paczkę "Maczug", był bardzo zaskoczony. Rzucił się na jednego z policjantów. Na szczęście drugi zdążył zareagować i Sebka sprowadzili do wozu.
Okazało się, że miał zawiasy za pobicie. Dostał dodatkowe dwa zarzuty: napaść na funkcjonariusza policji i napad z bronią w ręku (kradzież chipsów chyba została potraktowana jako żart - paczka kosztowała wtedy 49 groszy). Nie wiem ile dostał, ale teraz, gdy mam więcej niż 16 lat, on dalej siedzi.
Z napadu wyciągnął fanty o łącznej wartości 1. 47zł.
Zapomniałem wspomnieć, że na osiedlu miał ksywkę "Szympans". Z twarzy nawet podobny (szczęka wysunięta do przodu), ale to może chodziło o inteligencję... Oj Sebek, Sebek.
* * * * *
Kolejna opowieść fotografa weselnego.
Impreza odbywała się w małej wiosce, bimber przelany do butelek po oleju lał się litrami, więc większość gości nawet do oczepin nie dotrzymała. Młodzi też fasonu nie trzymali. Około 1 w nocy skończyłem co miałem do zrobienia i zaczynam się pakować. Pożegnałem się z orkiestrą, gdy podbiega do mnie Młoda[M].
[M]: Bierz aparat i idziemy!!!
[Ja]: Zasadniczo już skończyłem swoją pracę i chciałem się z Państwem pożegnać...
[M]: Dopłacę ci dwie stówy, tylko się pospiesz. Jedno zdjęcie jeszcze zrobić trzeba.
No jak trzeba, do tego za dopłatą, to się nie spierałem, wyciągnąłem z plecaka aparat i idę za Młodą, która prawie biegnie do drzwi. Wychodzimy na zewnątrz, Młoda skręca w boczną dróżkę okrążającą budynek, zatrzymuje się i mówi:
[M] Teraz cicho, włącz aparat, włącz lampę, wychodź za róg i od razu rób zdjęcia.
Mocno zdziwiony, ale nie chciałem dopytywać, bo było widać, że jest nieźle wkurzona. Wyskakuję więc zza rogu z aparatem przy oku, widzę jakieś sylwetki, więc celuję i pstrykam kilka zdjęć - Młody ze świadkową zapoznawali ze sobą swoje języki, a na jednym zdjęciu to nawet i migdałki.
Młoda wyszła za mną zza rogu i kazała mi spadać do domu, a te ostatnie zdjęcia wysłać jej do jutra na maila.
Kiedy po 3 tygodniach oddawałem gotowy album, odbierała go tylko ona, nawet nie chciała oglądać.
Za to bardzo mi dziękowała za te 3 zdjęcia z zaskoczenia - dołączyła je jako dowód do papierów rozwodowych...