Co robi przeciętny Polak oglądając telewizję? Żre. I odwrotnie, jak się zabiera za żarcie, szczególnie w gronie rodzinnym, to włącza telewizor, coby nie trzeba było rozmawiać. Naukowcy odkryli, że jak człowiek żre przed telewizorem, to nie myśli o tym, czy już się nażarł, czy jeszcze jest głodny i dlatego zżera więcej niż potrzebuje, a to powoduje otyłość, miażdżycę i chroniczny brak okazji do pociupciania. Najgorzej oczywiście wpływa to na dzieci, które raz upasione nigdy nie uwalniają się od problemów z tłustym cielskiem.
Dlatego z prawdziwym podziwem odnotowujemy – widoczny zwłaszcza w czasie wakacji – dowód odpowiedzialności wielu nadawców telewizyjnych, którzy najwyraźniej czynią wszystko, żeby zniechęcić widzów do jedzenia podczas patrzenia.
W każdym bloku reklamowym mamy obowiązkowo reklamę prezentującą zagadnienie sraczki na wakacjach. Jeden tłustawy facet zapomniał lekarstwa i będzie siedział w kiblu zamiast na plaży, inna, też tłustawa, kobita, ma biegunkę, bo jej ryba zaszkodziła. Z atrakcji gastrycznych mamy też wzdęcia i inne problemy trawienne, na które pomagają rozmaite wynalazki, na przykład jogurty, a jak się nie spożywa jogurtów, to lepiej nie grać w piłkę, bo można zepsuć powietrze.
Dla tych, którym sraczka nie odbiera apetytu, mamy grzybicę stóp, którą można wyleczyć w jeden dzień, ale tylko z użyciem specjalnej maści. Dla uzupełnienia grzybicy mamy ohydne popękane pięty, które można oczywiście pielęgnować znakomitym kremem jednej z dwóch konkurencyjnych firm, ale na razie, niepielęgnowane, prezentowane są w całej swej krasie, z komentarzem, iż znajdują się w takim stanie „po zimie”. Zważywszy iż jest prawie sierpień, wiek brudu wżartego w rozpadliny nieszczególnie czystych pięt mocno oddziaływuje na wyobraźnię.
Z drugiej strony człowieka mamy krwawiące dziąsła, paradontozę i nieświeży oddech, które, naturalnie, leczą rozliczne pasty do zębów i płyny do płukania paszczy – a na deser krem do sztucznej szczęki przytwierdzający ją do bezzębnych dziąseł tak znakomicie, że nie dostają się pod nią żadne resztki jedzenia, które mogłyby tam zgnić. Całość zaś wieńczy fryzura gęsto przyprószona łupieżem, który osypuje się na ramiona, zdobiąc je niczym puder z pączków od Bliklego. Na łupież pomagają naturalnie szampony przeciwłupieżowe, ale z żalem stwierdzam, że nie ma już obyczaju mycia nimi jednej połowy głowy, co dawało szczególnie spektakularny efekt abominacyjny.
Zapachy pochodzące z górnych i dolnych okolic ludzkich uzupełnia centralna woń spod pachy, która dzięki odpowiednim dezodorantom jest znakomita, co szczególnie perswazyjnie demonstruje jedna panna, z upodobaniem podstawiająca pachę do wąchania rozmaitym facetom. W tym kontekście należy odnotować powściągliwość producentów wkładek higienicznych, które zapobiegają nieprzyjemnym zapachom – do udowodnienia ich skuteczności bohaterki reklam nie podtykają nikomu pod nos używanych majtek. Dla podkreślenia kobiecych walorów nie brak też podpasek, z których zawartość, mimo wysiłków, nijak się nie wydostanie, o czym zapewniają producenci – co łączy ich z producentami pieluch, szczególnie ochotnie eksponującymi rozmaite przygody, które mogą przydarzyć się klientowi w pełnej pielusze.
Posiadacze łupieżu, grzybicy stóp, nieświeżego oddechu i pełnych pieluch mają odpowiednie do poziomu higieny osobistej wnętrza. Zwłaszcza łazienki. To ostatnie, nie bardzo wiedzieć czemu, skoro najwyraźniej ich nie używają. Wnętrza oczywiście zyskują po zastosowaniu wiadomych specyfików czyszczących, ale zanim do tego dojdzie, mamy okazję oglądać – z detalami – muszle klozetowe, które na głowę biją sracze na radzieckich dworcach kolejowych, i wanny, najwyraźniej używane do hodowli świń.
Jak komuś po tym wszystkim nie odbierze apetytu, to zostaje mu już tylko operacja resekcji żołądka.
Której jeszcze w telewizji nie reklamują.
Agnieszka Wołk-Łaniewska Tygodnik "NIE" nr 31/2008
I właśnie za to uwielbiam Urbana, prawie sikałam to czytając