18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (3) Soft (5) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 15:58
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 16:26

#zasada



Raport EKPS: Rząd Tuska nie przestrzega praw obywateli do ochrony zdrowia oraz zabezpieczenia społecznego


Raport Europejskiego Komitetu Praw Społecznych (EKPS) miażdży rząd Tuska za nie przestrzeganie praw obywateli do ochrony zdrowia, zabezpieczenia społecznego oraz pomocy socjalnej. Stwierdzono w nim "wyjątkowo dużą" liczbę naruszeń Europejskiej Karty Społecznej, którą nasz kraj podpisał w 1997 roku.

ECSR bada wypełnianie przez państwa należące do Rady Europy zobowiązań wynikających z Europejskiej Karty Społecznej, czyli przyjętej w 1961 r. konwencji Rady Europy, która zawiera katalog praw człowieka o charakterze społecznym i ekonomicznym. Polska przystąpiła do konwencji w 1997 r. Opublikowany dziś raport dotyczy przestrzegania praw obywateli do ochrony zdrowia, zabezpieczenia społecznego oraz pomocy socjalnej. Obejmuje okres od 2008 do 2011 r. Polska została wymieniona w nim wśród krajów, w których stwierdzono wyjątkowo dużą liczbę naruszeń Europejskiej Karty Społecznej w tych trzech dziedzinach; negatywnych jest aż siedem z 13 wniosków dotyczących Polski. Więcej negatywnych ocen zebrały Albania, Gruzja, Mołdawia, Ukraina, Rumunia i Grecja.

- Niektóre przypadki naruszeń Europejskiej Karty Społecznej przez Polskę mają już całkiem długą historię. Szczególnie negatywnie oceniamy m.in. sytuację w ochronie zdrowia w Polsce ze względu na długie kolejki do lekarzy - powiedział główny sprawozdawca ECSR Colm O'Cinneide na konferencji prasowej w Brukseli.

Według ECSR Polska nie gwarantuje równego dostępu do opieki zdrowotnej, bo czas oczekiwania na wizytę u lekarza specjalisty, niektóre badania i zabiegi jest zbyt długi. W raporcie podano kilka konkretnych przykładów. Np. średni czas oczekiwania na operację wymiany stawu kolanowego wynosił w 2011 r. 281 dni w pilnych przypadkach oraz 451 dni, gdy zabieg nie był pilnie potrzebny. Na protezę dentystyczną czeka się w Polsce średnio ok. 104 dni. Według raportu podejmowane przez polskie władze działania, które pomogłyby skrócić kolejki do lekarzy nie przyniosły oczekiwanej poprawy.

Polska nie zapewnia też odpowiedniego poziomu zasiłku dla bezrobotnych. Według raportu minimalna wysokość zasiłku nie przekracza 40 proc. średniego dochodu netto, który według Eurostatu wynosił w 2011 r. równowartość 209 euro. Niezgodne z Europejską Kartą Społeczną było też - zdaniem ECSR - skrócenie czasu, w którym przysługuje zasiłek dla bezrobotnych z 18 do sześciu miesięcy; w niektórych przypadkach do 12 miesięcy.

Prawo do równego traktowania obywateli innych państw stron Europejskiej Karty Społecznej w dziedzinie prawa do świadczeń zabezpieczenia społecznego (jak np. zasiłki rodzinne) również nie jest w Polsce w pełni respektowane z uwagi na brak dwustronnych umów w tej sprawie z niektórymi krajami spoza Unii Europejskiej. Ponadto - wskazano w raporcie - wymagany czas zamieszkania w Polsce, po którym obywatele innych państw stron konwencji mogą uzyskać dostęp do usług i świadczeń pomocy społecznej, jest nadmiernie długi.

Źródło


Rząd szykuje kolejny absurdalny przepis.
Czy oni chcą zniszczyć następną gałąź polskiej gospodarki?

Ministerstwo Ochrony Środowiska wpadło na pomysł, aby producenci ryb w stawach hodowlanych w Polsce płacili dodatkowe opłaty za... wykorzystywanie wody z rzek (sic!). Związek Producentów Ryb w Polsce alarmuje: wprowadzenie takiej opłaty zagraża nie tylko produkcji karpia, ale również zagraża egzystencji całej gospodarki rybnej w kraju.

"Jest to projekt bardzo szkodliwy, zarówno dla rybactwa jak i strategicznych interesów naszej polskiej gospodarki i polskiego środowiska przyrodniczego" - czytamy w oficjalnym stanowisku ZPR. Jakby tego było mało ze środowisk "ekologicznych" wychodzą postulaty, aby karp był dostarczany do sklepów w gotowych płatach na tackach, a nie jak teraz żywy. Krzysztof Karoń, prezes ZPR nie ma wątpliwości: "Jeśli do tego dojdzie, to skończy się to dostawami karpia czarterowymi samolotami z Chin i ruiną krajowego rybactwa".

Czytaj więcej - kliknij tutaj


84 miliony obywateli UE żyje poniżej progu ubóstwa!

Żyjemy obecnie w dziwnym świecie, w którym całkowicie już kapitalistyczne Chiny nazywane są komunistycznymi, a coraz bardziej upodabniające się do komunizmu system z centralnym planowaniem, funkcjonujący w Europie uznawany jest za kapitalistyczny. Jak się okazuje semantyki nie da się oszukać, bo Chińczycy się bogacą a Europejczycy biednieją na potęgę.

Od kilku lat Europa przeżywa głęboki kryzys społeczno gospodarczy, który chciałoby się powiedzieć jest po prostu rezultatem rządów tej samej od wielu lat grupy ludzi podejrzanie ciągnących kraje członkowskie w kierunku kontynentalnej dyktatury. Podbój Europy odbywa się jednak w inny sposób, ekonomiczny. Są kraje, które radzą sobie całkiem nieźle, jak Niemcy czy Wielka Brytania i jest cała reszta, która jest na różnym poziomie upadku powodowanego głównie bankructwem w wyniku księżycowej ekonomii i próbie utopijnej redystrybucji dochodu do potrzebujących.

Jak wynika z danych Eurostatu redystrybucja jest nieskuteczna, bo stale rośnie liczba biednych. Obecnie według oficjalnych statystyk 84 miliony osób w Unii Europejskiej żyje poniżej progu ubóstwa. Jak podaje Komisja Europejska 26 milionów osób pozostaje bezrobotnymi w UE. Rośnie też rozwarstwienie społeczne i według statystyk z organizacji Oxfarm 10% najbogatszych w Unii Europejskiej jest w posiadaniu 24 procent całego majątku z kolei najbiedniejszych 10% jest w posiadaniu 3% majątku ogółu. Ci, którzy pamiętają jeszcze PRL wiedzą, że to już było, a to, co obserwujemy na poziomie europejskim jest niczym więcej jak nową próbą wprowadzenia realnego socjalizmu.

Ludzie mogliby się wydobywać ze swojej biedy pracą, ale jak to uczynić skoro jest ona opodatkowana niczym dobro luksusowe i gdy tylko ktoś zarabia od razu pojawia się haracz w postaci podatku dochodowego a po takim gangsterskim złodziejstwie pazerne państwo zabiera na VATy i rozmaite inne ukryte parapodatki. Skutek jest taki, że na powierzchni pływa znacznie mniej osób niż mogłoby w normalnym kraju i tym sposobem państwo produkuje biedę. Trudno się zresztą dziwić, bo przecież wiele osób wierzy w to, że państwo ma tworzyć miejsca pracy, no to tworzy, likwidując je w normalnej gospodarce transferuje się pracowników do sfery publicznej, która rośnie w zastraszającym tempie.

Rozmaite urzędy zatrudniają ogromne ilości pracowników biurowych będących beneficjentami naszych podatków. To nie przypadek, że w naszym państwie rośnie wciąż ilość urzędników i ich średnia pensja. Pauperyzujące się społeczeństwa europejskie poprzez rozbudowane państwo opiekuńcze oduczają się pracy i trudno się dziwić, że człowiek, który może dostać z rządu zasiłek czy pomoc społeczną w określonej wielkości woli nic nie robić i na przykład pić piwo pod sklepem. Wiedza, że mu się należy jest dla niektórych obezwładniająca. Zresztą przez fakt nadmiernego opodatkowania pracy nie zarobiłby na rynku więcej niż dostaje od państwa i koło się zamyka a bieda się utrwala na lata. Z drugiej jednak strony mamy obecnie erę robotyzacji i automatyki przemysłowej, która powoduje, że pracy będzie raczej coraz mniej i trzeba być może wymyślić jakiś nowy model gospodarczy.

Niektórzy proponują obligatoryjny dla każdego dochód podstawowy bez względu na to czy się pracuje czy nie, jeśli ktoś chce więcej podejmuje pracę. Problem z takimi pomysłami polega jednak na tym, że trzeba komuś zabrać żeby dać innemu, a jak się za dużo zabiera to się zniechęca do inicjatywy i dane społeczeństwo się nie bogaci tak jak mogłoby w normalnym systemie gospodarczym. Skutkiem tego jest pogłębiająca się bieda, która prędzej czy później może doprowadzić do powstawania rewolucyjnych nastrojów.

Źródło


Rząd w Polsce rabuje oszczędności swoim obywatelom. Rząd w Islandii umarza długi swoich obywateli. Taka różnica.

Jaka jest różnica pomiędzy rządem Polski a Islandii? Otóż ten pierwszy postanowił właśnie zrabować oszczędności swoich obywateli zgromadzone w OFE, ponieważ brakuje mu pieniędzy na spłatę długów wobec zagranicznych wierzycieli. Ten drugi postanowił wprowadzić prawo, które pozwoli na umorzenie bankowych długów hipotecznych swoich obywateli nawet do 24,6 tys. euro na jedno gospodarstwo domowe.

Przypomnijmy - w ostatni piątek w Sejmie, głosami PO-PSL, przeszło prawo, zgodnie z którym do ZUS trafią miliardy złotych oszczędności Polaków zgromadzone w otwartych funduszach emerytalnych. Dzięki temu rząd nie będzie musiał przekazywać z budżetu państwa wysokich dotacji do ZUS na wypłatę bieżących emerytur, przez co będzie miał pieniądze na spłatę długów wobec zagranicznych wierzycieli. Tymczasem rząd Islandii przedstawił plan umorzenia bankowych długów hipotecznych swoich obywateli. Islandczykom darowane zostanie nawet 24,6 tys. euro na gospodarstwo domowe. Premier Islandii Sigmundur David Gunnlaugsson stwierdził: - "Plan umorzenia bankowych długów hipotecznych bezpośrednio będzie dotyczył ok. 80 proc. gospodarstw domowych, jednak wszystkie islandzkie rodziny na tym skorzystają, między innymi dzięki pobudzeniu wzrostu gospodarczego i wzrostowi siły nabywczej".

Źródło


Naczelna zasada kolonializmu XXI wieku: drenować ile się da kapitał państw podległych.

Według szacunkowych wyliczeń w 2012 roku wytransferowano z Polski do zagranicznych państw rekordowe 70 mld zł. To niestety najbardziej odczuwalny efekt dotykającego nasz kraj neokolonializmu ekonomicznego.

W Polsce przeciętne wynagrodzenie brutto wynosi ok. 3,6 tys. zł, czyli ponad 2,5 tys. na rękę. Ale większość Polaków może o takich pieniądzach tylko pomarzyć. Blisko 65 proc. z nas zarabia poniżej średniej. W przemyśle, gdzie wynagrodzenia są relatywnie wyższe, zarabiamy średnio (brutto) 2,5 razy mniej niż Hiszpanie, 3 razy mniej niż Brytyjczycy i 3,8 razy mniej niż Niemcy, nie mówiąc już o Duńczykach, których płace ponad 5-krotnie przewyższają polskie. Nasz poziom płac jest w przybliżeniu taki jak w Estonii. Z nowych krajów UE wyprzedzają nas pod tym względem Chorwaci i Czesi.

Dlaczego jesteśmy tak nisko wynagradzani, skoro wytwarzany przez nas PKB rośnie, wydajność pracy przekroczyła w ubiegłym roku 72,2 proc. unijnej średniej, a ceny są zbliżone do cen w starej Unii?

„Duszenie” wynagrodzeń sprawiło, że koszty pracy w Polsce należą dziś do najniższych w Europie. Jak przypomina prof. Jerzy Żyżyński z Wydziału Zarządzania UW, poseł PiS, godzina pracy w przemyśle kosztuje polskiego pracodawcę, według Eurostatu, 7,4 euro, z czego 6,2 euro stanowi płaca (brutto), a 1,2 euro – tzw. koszty pozapłacowe (16,2 proc.). Dla porównania, w Niemczech każda godzina zatrudnienia pracownika wymaga od pracodawcy wydatkowania 30,4 euro (z czego płaca pochłania 23,7 euro na godzinę).

W Szwecji koszty są jeszcze wyższe – 39 euro na godzinę. W postkomunistycznej części Europy wyższe od nas koszty zatrudnienia ma sześć krajów: Czechy, Chorwacja, Estonia, Słowenia, Słowacja i Węgry. Za nami uplasowały się: Łotwa, Litwa, Rumunia i Bułgaria, cztery kraje o najniższych kosztach pracy. W Bułgarii koszt zatrudnienia wynosi zaledwie 3,7 euro na godzinę, z czego 3,1 euro to stawka brutto za godzinę pracy w przemyśle.

Mimo bardzo niskiej ceny pracownika w Polsce organizacje pracodawców naciskają na dalsze obniżanie kosztów pracy. Forsują elastyczne formy zatrudnienia, elastyczne sposoby rozliczania czasu pracy i twierdzą, że dzięki temu spadnie bezrobocie. Nasuwa się jednak pytanie: gdzie skutek, a gdzie przyczyna? Przecież niskie zarobki tłamszą popyt, co osłabia koniunkturę i wzrost i powiększa, a nie zmniejsza bezrobocie. Zdaniem prof. Żyżyńskiego, przyjęty przez reprezentantów pracodawców tok rozumowania jest wyrazem niezrozumienia procesów ekonomicznych.

– Koszty pracy wracają do gospodarki w formie wydatków gospodarstw domowych i płaconych przez nie podatków, stając się przychodem przedsiębiorców – przypomina profesor.

W gospodarce istnieje naturalna sprzeczność pomiędzy interesem pojedynczego przedsiębiorstwa a interesem gospodarki jako całości. O ile pojedynczy przedsiębiorca jest zainteresowany jak najniższymi kosztami pracy, to nadmierne ich zaniżenie przez wszystkich przedsiębiorców prowadzi do redukcji popytu na rynku wewnętrznym i generuje finansowe problemy w sektorze publicznym – tłumaczy ekonomista. Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia teraz, a opinię tę podziela wielu ekspertów.

– Rozsądna polityka państwa powinna polegać na utrzymywaniu równowagi pomiędzy interesami w skali mikro i makro – podkreśla prof. Jerzy Żyżyński. Niestety, obecny rząd nie respektuje zasady złotego środka. Cechuje go odporność na argumenty związków zawodowych i uległość wobec postulatów pracodawców.

Głodowe wynagrodzenia i niestabilne warunki pracy wypchnęły na margines lub na emigrację całe rzesze młodych Polaków. Ale kij ma dwa końce, i ten drugi uderzył w pracodawców i finanse państwa. Marazm, jaki zapanował w gospodarce wskutek spadku popytu wewnętrznego, jak również kryzys w finansach publicznych, systemie emerytalnym i zdrowotnym, to w dużej mierze pokłosie wieloletniej polityki duszenia płac.

Koszty zatrudnienia generują dobrobyt

Jednym z mierników oceny realnego poziomu życia w kraju jest udział kosztów związanych z zatrudnieniem w produkcie krajowym brutto (PKB). Wskaźnik ten pokazuje, jaka część wytworzonego PKB została przeznaczona na potrzeby ludzi w formie wynagrodzeń za pracę, składek emerytalno-rentowych i zdrowotnych oraz podatków na sfinansowanie tzw. konsumpcji zbiorowej, np. szkolnictwa i transportu publicznego, przychodni i szpitali etc. Im wyższy jest udział kosztów związanych z zatrudnieniem, tym wyższy dobrobyt. Pozostała część PKB trafia w ręce właścicieli kapitału i to oni decydują, co z nią zrobić.

W bogatej Szwajcarii do fiskusa i pracowniczych kieszeni trafia prawie 60 proc. PKB, w liberalnych Stanach Zjednoczonych – ponad 55 proc., w Niemczech i większości państw Europy Zachodniej od 42 do 55 procent.

– Polska w minionych latach stopniowo schodziła pod względem tego wskaźnika coraz niżej – twierdzi prof. Żyżyński. W 1997 r. udział kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB wynosił 44,2 proc. i utrzymywał się na tym poziomie jeszcze w 2000 roku. Potem zaczął stopniowo spadać i w 2008 r. wynosił już tylko 37,1 proc., a w ciągu kolejnych trzech lat, do 2011 r., obniżył się do 36 procent. Tak niski poziom wskaźnika, który daje Polsce przedostatnią pozycję wśród państw europejskich, oznacza, że lwia część owoców wzrostu polskiej gospodarki jest przejmowana przez właścicieli kapitału. Za nami jest tylko Grecja ze wskaźnikiem 34,2 proc. PKB.

Transfer PKB za granicę

Niski wskaźnik kosztów związanych z zatrudnieniem w PKB wyjaśnia, dlaczego Polacy, żyjący głównie z pracy, a nie z kapitału, na ogół nie odczuwają korzyści ze wzrostu PKB. Brak zachowania zdrowych proporcji w podziale PKB jest dla Polski szczególnie niekorzystny, ponieważ nasz majątek produkcyjny znajduje się w rękach zagranicznych i środki, które trafiają do właścicieli kapitału – w ogromnej części wypływają z kraju, zamiast pracować na naszym rynku. Tak naprawdę dzielimy między siebie tylko to, co nam zostaje z wypracowanego przez nas PKB, po odliczeniu zagranicznych transferów, które płyną ze sprywatyzowanych zakładów produkcyjnych, banków, firm telekomunikacyjnych, przedsiębiorstw ciepłowniczych itd. Ta pozostająca w kraju część PKB nosi nazwę produktu narodowego brutto (PNB).

Od 2004 roku, tj. od wejścia Polski do UE, coraz większa część naszego PKB wypływa za granicę. Wcześniej transferowano rocznie 6-12 mld złotych. Od czasu akcesji transfery gwałtownie wzrosły do ponad 40 mld rocznie, w 2010 – przekroczyły 54 mld zł, w 2011 – 63 mld zł, a w ubiegłym roku doszły do 70 mld zł w jednym roku.

– Skumulowany strumień transferów zagranicznych, zdyskontowany stopą kredytu refinansowego, sięga niemal jednej trzeciej wartości obecnego PKB. Innymi słowy, gdyby nie te transfery, bylibyśmy teraz o jedną trzecią bogatsi, bo te pieniądze pracowałyby w polskiej gospodarce – wyjaśnia prof. Jerzy Żyżyński. – To cena, jaką płacimy, za przekazanie znacznej części majątku produkcyjnego podmiotom zagranicznym.

Źródło
autosan
k................a • 2013-10-10, 8:31
Najpierw Jelcz, teraz Autosan. Osiągnięcia Zasady



Pół tysiąca pracowników bez pensji i ponad 35 milionów złotych długu. Tak wygląda ikona polskiej motoryzacji, czyli sanocki Autosan

Sąd ogłosił upadłość firmy, a do zakładu wkroczył syndyk. "Jako pracownik upadającej firmy nie mam słów, wielu z nas może stracić pracę" - usłyszał reporter RMF FM Maciej Grzyb.

Swoim pracownikom firma winna jest dwa i pół miliona złotych. Ludzie nie dostają pensji od dwóch miesięcy, czyli od sierpnia. To dla nich katastrofa. Nie mają na opłaty, pożyczają na książki, czy ubrania dla dzieci. Niektórym nie wystarcza już nawet na jedzenie.

- Zapraszają mnie na obiad. Mnie i moją rodzinę. Jedna mama, druga mama. Przykre to jest, ale jak zapłacę rachunki to brakuje na jedzenie. Dobrze, że z córką mieszkam. Mąż też nie pracuje. Pracował kiedyś w Autosanie. Nie chcę dalej mówić, bo się rozryczę - usłyszał nasz reporter od jednej z pracownic sanockiego zakładu.

Kilka dni temu Wydział Gospodarczy Sądu Rejonowego w Krośnie ogłosił upadłość fabryki z Sanoka. Ustanowiony został też syndyk. Ogłoszenie upadłości teoretycznie nie oznacza likwidacji zakładu, syndyk - jeśli będą zamówienia - będzie mógł kontynuować produkcję.

W Autosanie powstają nie tylko autobusy, również m.in. kabiny elektromagnetyczne, czy części do szynobusów. Wniosek o upadłość zgłosił zarząd spółki 19 września. Jak napisano w wydanym wtedy oświadczeniu, nie było możliwości dalszego finansowania działań restrukturyzacyjnych. Kilka dni później Grupa Sobiesław Zasada, do której należała spółka, poinformowała o sprzedaniu za symboliczną złotówkę pakietu akcji Autosanu.

W zakładzie pracuje około pół tysiąca osób. Domagają się wypłaty zaległych pensji. Będą protestować w Krakowie pod siedzibą firmy Sobiesław Zasada SA, do której należał m.in. Jelcz (od 1995 roku, upadłość ogłoszona w 2010 roku) i Autosan (od 1994 roku, upadłość ogłoszona w 2013).

Autosan jest jedną z najstarszych fabryk w Polsce. Istnieje od 1832 roku. Od 2001 roku firma projektuje i produkuje elementy pojazdów szynowych, zwłaszcza nadwozia szynobusów i tramwajów. Współpracuje m.in. z PESA Bydgoszcz, NEWAG z Nowego Sącza oraz z Poznańskimi Zakładami Naprawczymi Taboru Kolejowego.



kradzione z onetu
złota zasada
rolinka • 2013-07-14, 20:02
złota zasada przetrwania : "Dają - Bierz, Biją - Uciekaj"
nawala przy pytaniu: "Chcesz wpierdol ???"
Najlepszy komentarz (100 piw)
Kefir93 • 2013-07-15, 2:03
Jeszcze większymi trzeba było napierdalać!
zasada 5 sekund
matins • 2012-10-07, 20:19
twórcy filmiku złapali wyjątkowo chorą zajawkę

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów