Jeśli poradnia która wystawia takie zaświadczenia jest dobrze prowadzona, a "psycholożki" nie są leniwymi pizdami to wyłudzenie zaświadczenia graniczy z cudem. Za pierwszym razem zakładana zostaje teczka która z każdą wizytą się zapełnia o kolejne serie testów, dyktand, rysunków, komentarzy psychologów, zeszytów z ćwiczeniami domowymi z ortografii i na podstawie tego wystawia się zaświadczenie o dys... lub nie. Z doświadczenia wiem, że jeśli trafi się na sumienne osoby to seria testów typu: rysowanie z pamięci, powtarzanie ciągów liczbowych normalnie i na odwrót, wzorów, kilka dyktand, rysowanie na czas, czytanie na głos i ze zrozumieniem, pisania krótkich opowiadań itd. Przy kolejnym spotkaniu po okazaniu wykonanych zadań, wykazaniem się doskonałą znajomością ortografii, przystępuje się do dyktanda, znów do wykazania się znajomością ortografii, poprawą jeśli jest konieczność błędów, dalej jakieś tam testy. I dopiero za trzecim razem gdy pani oceniająca tą stertę makulatury wydaje opinie która przychodzi pocztą do domu. Tak to powinno mniej więcej wyglądać. Bardzo ciekawe jest to że jeśli wyśle się dziecko będące w 4 klasie podstawówki ludzie w takiej poradni są w stanie już wtedy wskazać nad czym należy WIĘCEJ POPRACOWAĆ, na co zwracać uwagę. Ciekawostką jest to że wykonuje się wtedy też testy na inteligencje tak zwaną wrodzoną i osoby z dyskleksją bardzo często mimo trudności w nauce wykazują podwyższony iloraz inteligencji.
Takie info jeszcze dla gimbazy: na studiach nikogo nie interesuje żadne dys... albo się starasz albo wypierdalasz