W ostatnich dniach media żyją okolicznościami odrzucenia do dalszego rozpatrzenia ustawy, oczka w głowie pani Barbary Nowackiej, która miała liberalizować przepisy aborcyjne. Mniej mówi się o samej treści, a warto się jej przyjrzeć chociażby z uwagi na to, że obnaża hipokryzję środowisk rzekomo broniących praw kobiet, jak i (podobno) wolności słowa w Polsce.
Projekt o nazwie "Ratujmy kobiety" wprowadza:
*legalną i opłacaną przez podatników aborcję na życzenie do 12 tygodnia życia dziecka
*legalną aborcję z pewnymi wyjątkami w późniejszej ciąży, w niektórych wypadkach umożliwia zabijanie dzieci w dniu porodu, o ile nie zostaną jeszcze urodzone
*prawo do decydowania o aborcji przez nieletnią bez udziału rodziców
*prawo do opłacanej przez podatników antykoncepcji, również dla dzieci od 13 roku życia i bez zgody rodziców
*zakaz demonstrowania sprzeciwu do proponowanej ustawy obejmujący miasta (projekt zakłada, że nie można demonstrować w odległości stu metrów od szkół, przedszkoli i wszelkiego rodzaju placówek leczniczych, w tym gabinetów dentystycznych, co odpowiada całkowitej powierzchni każdego miasta)
*karę więzienia za głoszenie poglądów o szkodliwości aborcji albo zmierzających do przekonywania, aby jej nie wykonano oraz karę więzienia za głoszenie poglądów o szkodliwości antykoncepcji.