Heliar napisał/a:
"W 2014 r. wszczęto śledztwo w sprawie korupcji wśród najwyższych urzędników państwowych, polityków i przedstawicieli wielkiego biznesu. Dwa lata później Lula także stał się obiektem śledztwa, które już wcześniej doprowadziło do skazania ponad 80 osób[3]. 12 lipca 2017 r. został nieprawomocnie skazany za korupcję (przyjęcie łapówek wartych 1,2 mln dol.) na 9,5 roku więzienia. W chwili skazania był liderem sondaży przed wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na 2018 rok[4]. 24 stycznia 2018 roku sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok skazujący, zwiększając karę do 12 lat i 1 miesiąca pozbawienia wolności[5]. 8 kwietnia tego samego roku da Silva rozpoczął odsiadywanie wyroku[6] 8 lat i 10 miesięcy pozbawienia wolności[7] w więzieniu w Kurytybie[8].
Po tym jak pod koniec sierpnia 2018 r. sąd zakazał Luli startu w wyborach w związku z oskarżeniami o korupcję, 11 września ten oficjalnie wycofał się z wyborów prezydenckich i przekazał swoje poparcie Fernandowi Haddadowi, który był dotychczas jego kandydatem na wiceprezydenta[8]. Po tym jak Sąd Najwyższy Brazylii orzekł, że przepisy kodeksu karnego przewidujące skierowanie skazanego do więzienia przed wyczerpaniem wszystkich możliwości odwoławczych są niezgodne z Konstytucją, 8 listopada 2019 r. da Silva został zwolniony z więzienia[7].
8 marca 2021 roku sędzia Sądu Najwyższego Edson Fachin unieważnił wyroki skazujące Lule i orzekł, że wydział sądu w Kurytybie nie powinien był w ogóle prowadzić sprawy[9][10]. W kwietniu 2021 r. ta decyzja została potwierdzona przez większość Sądu Najwyższego Brazylii[11]. "
Brzmi znajomo - "Sądy są kurwa nasze"
Masz tu ciut wcześniejszą prawdę
W maju 1990 roku Jarosław Kaczyński, Sławomir Siwek, Maciej Zalewski, Krzysztof Czabański, Bogusław Heba oraz Maria Stolzman założyli Fundację Prasową "Solidarność". Na fundusz założycielski zrzucili się po 300 tys. zł od osoby (wówczas równowartość 31 USD). Całemu przedsięwzięciu pobłogosławił gdański arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Wkrótce po zarejestrowaniu kaczej fundacji jej majątek nagle wzrósł niepomiernie. Stało się tak dzięki niebywałej szczodrości państwowego wówczas Banku Przemysłowo-Handlowego z Krakowa. Bank obdarował fundację kwotą 1,2 mld zł (tj. ok. 126 tys. USD) oraz dodatkowo podnajął od niej jedną kondygnację w budynku w Al. Jerozolimskich 125, płacąc z góry skapitalizowany czynsz za 13 lat, w łącznej wysokości około 40 mld zł (ok. 4 mln 210 tys. USD). Ówczesny prezes BPH nie był filantropem. Godząc się na zawarcie umowy korzystnej dla Jarosława Kaczyńskiego, liczył, że się to zarządowi banku per saldo opłaci w wymiarze finansowym i politycznym. Istotnie człowiek Kaczorów, wałęsowski minister Siwek, wszczął u prezesa NBP starania o to, aby bank "sponsorujący" kaczą fundację został w pierwszej kolejności sprywatyzowany. Dziś niektórzy nazwaliby gest banku sponsoringiem politycznym albo korumpowaniem jak kto woli. Kaczyńscy i ich totumfaccy zapłaciwszy na fundusz założycielski Fundacji Prasowej "Solidarność" zaledwie po 31 dolców od osoby stali się dysponentami kwoty ponad 4,5 mln zielonych. Fundacja Kaczorów, na skutek formalnie legalnej, ale mającej skandaliczny posmak operacji, uzyskała duże środki i mogła za nie kupić na własność dziennik "Express Wieczorny" oraz kilka limuzyn, w tym Volvo do użytku prezesa Kaczyńskiego. Fundacja Prasowa "Solidarność" nabyła również dwie drukarnie przy ul. Nowogrodzkiej i Srebrnej w Warszawie. Te drukarnie fundacja kupiła na raty i stosunkowo niedrogo od Komisji Likwidacyjnej RSW. W myśl kuriozalnych zapisów statutu fundacji jej członkowie-założyciele mieli mieć dożywotnie prawo zawiadywania zgromadzonym majątkiem i to prawo mogli w dodatku dziedziczyć ich spadkobiercy! Kilku cwaniaków wyłożyło z własnych kieszeni łącznie równowartość mniej niż 200 dolców, by za te marne pieniądze stać się dożywotnimi dysponentami majątku o wartości kilku milionów dolarów na początek. No, ale przecież to kłamstwo, bo dotyczy PiS. Przekręty robią inni a nie Mesjasz i jego ludzie...
Masz też trochę o piździe z władz sądowniczych, też z internetu
Zachecam do przeczytania tzw. Raportu Nowaka bylego posla (to on ujawnił, że Kujda współpracował z SB), który pisze m.in. o Pani Pawłowicz i zawiera kopie dokumentów. Poniżej cytuje fragmenty "Krystyna Pawłowicz, vel Ulfik... owoc więziennego żywota TW UB - pseudo.. “Demokrata” i “Warta”, propagdzisty PZPR w Gdańsku. ... Prawda o patriotycznym pochodzeniu Krystyny Pawłowicz wydaje się być inna niż ta, którą lansuje „główna propagandzistka” PIS. Niewiele z tego co już podała mediom posłanka się zgadza. Wprawdzie wiemy, ze miał być więźniem gestapo a później więźniem KL Stutthof, jednak co ciekawszych faktów z życia rodziców pani poseł nie ujawnia. ... Ale do rzeczy. Tato pani poseł Pawłowicz miał się uradzić w grudniu 1911 roku w Dyneburgu na Łotwie. Niewątpliwie miał „polskie” korzenie bo płynnie pisał po polsku. Zapewne skoczył jakieś polskie szkoły na Łotwie Ale czy się faktycznie nazwał się Pawłowicz tego już nie można być pewnym. Ale o tym na koniec. Za młodu Pawłowicz był oficerem armii litewskiej, a przed wojną jeszcze ukończył szkolę policji. Co robi zaraz po rozpoczęciu działań wojennych, tego nie wiadomo, jednak po wkroczeniu armii czerwonej załapuje się na pracy w urzędzie miejskim Dynenburga. Zapewne chodzi i tu o przełom 1939/41. Zamiast deportacji na Sybir, „Pawłowicz” otrzymuje fuchę od „ruskich”. ...Po wyzwoleniu Polski, Pawłowicz vel Aleksander Ulfik włącza się w odbudowę PRL, już nie jako opozycjonista ale beneficjent wczesnego PRL i władzy radzieckiej, uzyskując prawie zawsze kierownicze stanowiska w administracji państwowej i samorządzie, w Słupsku, w Gdańsku. Jako ceniony obywatel „radziecki”, mający kontakty do wojewody, zostaje dodatkowo instruktorem ds. propagandy Komitetu Wojewódzkiego w Gdańsku PPR a następnie PZPR. Jak by tego było mało, Leon Pawłowicz vel Aleksander Ulfik, podpisuje zobowiązanie do tajniej współpracy z UB, i co dziwne – podpasuje dwa rożne. Jedno na nazwisko - Leon Pawłowicz, drugie w tej samej dacie, w całości własnoręczne – na nazwisko Ulfik. Od tego momentu zaczyna sypać jak Niesiołowski w roku 1971. Na potrzeby UB sporządził ponad 30 stronicową monografie wojennej działalności Polaków na Łotwie, podając pełną listę osób działających na „rzecz Londynu”, z przypisaniem im funkcji. Miał taka wiedzę i pamięć, ze nawet po paru latach był w stanie rozrysować schemat organizacji. Ile osób z powodu tego donosu i gdzie poszło siedzieć i ale straciło życie zapewne się nigdy nie dowiemy. Zagadka też pozostaniem czy wiedzę tą posiadł jako Pawłowicz... bo nie da się wykluczyć ze ojciec Krystyny Pawłowicz to tzw. matrioszka a życiorys Leona Pawłowicz to legenda zdobyta w czasie wojny na potrzeby utajnienia swojej prawdziwej tożsamości. Wszystko możliwe... bo był – jak widać - człowiekiem światłym i sprytnym. Był na tyle mądrym, że po paru latach chciał zwolnienia z tajnej współpracy, bo jak twierdził przeszkadza mu to w działaniu w PZPR. Na koniec trzeba tez dodać, ze Leon Pawłowicz obywatelstwo PRL otrzymał dopiero w roku 1946. Z rożnych dokumentów wytworzonych przez UB wynika, że Leon Pawłowicz był spokrewnimy z estońskim rzeźnikiem Ariwdem Braunsem, którego rodzina otrzymała polskie obywatelstwo za kiełbasę ... W roku 1950 Pawłowicz vel Ulfik ucieka do Wojcieszowa na Dolnym Sląski i zatrudnia się na w tamtejszym kamieniołomie. Tam namierza i dopada go UB i Milicja bo jest ścigany za przywłaszczenie 51 tys. zł na szkodę urzędu miejskiego w Gdańsku. Wyrok wydany 4 października 1950 roku brzmi - 1 rok i 6 miesięcy pozbawienia wolności, który odsiaduje z zaliczeniem mu okresu aresztowania liczonego od 20 maja 1950 r. Wychodzi z wiezienia i płodzi panią poseł. Na koniec można powiedzieć, ze gdzie nie pracował tam miał zarzuty o rożne nadużycia. Próbował nawet pokątnie handlować częściami samochodowym do Stara, gdzie jak to to wynika z rożnych zeznań osób miał wejścia bo rodzina pochodziła ze Starachowic. Następnie rodzina Pawłowicza vel Elfika wraz małą Krysią przeniosła się do Warszawy.