Historyjka z dupy pewnie wyssana ale za to ja mam prawdziwy autentyk:
W liceum po szkole czesto chodzilismy do kolegi bo mieszkal zaraz obok.Robilismy tam rozne glupoty ale jak nie bylo pieniedzy na alkohol to gralismy turnieje w fife systemem pucharowym(kazdy z kazdym).
Nigdy nie krecily mnie jakos gry komputerowe ale kolega a jednoczesnie gospodarz domu je uwielbial a fife darzyl szczegolna estyma.
Gralismy zazarty meczyk jakos udawalo mi sie nie przegrywac gdy kolega musial na chwile skoczyc do wc(naprawde musial) oczywiscie gentelmenska umowa ze ja nie strzelam na niebroniona bramke(strzelilbym ale przeciez by sie wydalo i mecz bylby niewazny).
Gdy wrocil przystapil do zmasowanego ataku i strzelil kilka bramek,ja raczej sie nei bronilem.Dopiero gdy z radosci skakal zrozumial ze w momencie gdy byl w kiblu w grze byla przerwa i zmienily sie połowy wobec czego strzelal sam sobie.
Ja i pozostali skwitowalismy to gromkim smiechem , ktory dusilismy wczesniej w sobie.
Kolega zlapal za krzeslo i wiepierdzielil nas z domu w ekspresowym tempie.
Turniejów juz nigdy wiecej nie bylo.
A jakby sie kto czepial , ze nie mozna nie zauwazyc takiej zmiany.to mogl byc rok `97 i rezolucje obrazu oraz monitory nie byly takie jak dzis.