W 1945 r. brytyjskie i amerykańskie dywizje miały przełamać sowieckie pozycje w Niemczech, a następnie wkroczyć do Polski, gdzie na tyłach wroga działałaby już AK. Aliancki pochód Polacy wspieraliby ramię w ramię z Wehrmachtem...
Gdy w 1945 r. III Rzesza zmierzała ku nieuchronnemu upadkowi, społeczeństwa państw zachodnich myślały już tylko o wymarzonym pokoju, a nie o kolejnej wojnie. Wyjątek stanowili w tym okresie brytyjscy decydenci, przede wszystkim premier Winston Churchill. W Londynie zdawano sobie sprawę, że sojusz z ZSRR ma charakter wyłącznie taktyczny, i wraz z upadkiem III Rzeszy Moskwa przystąpi do zwiększania swych wpływów w Europie. Jak wspominał osobisty wysłannik prezydenta Harry’ego Trumana Joseph E. Davies, Churchill wykazywał wówczas „zajadłą wrogość w stosunku do Sowietów”. Premier był wściekły z powodu łamania przez Moskwę porozumień w Rumunii. Stwierdził wówczas: „Nie mam zamiaru dać się oszukać w sprawie Polski, nawet jeśli znajdziemy się na krawędzi wojny z Rosją”.
Podczas gdy Europę ogarnęła euforia z powodu sukcesów na frontach, a także uczucie wdzięczności wobec „wujka Joe”, brytyjscy analitycy alarmowali: „Związek Sowiecki stanowi poważne zagrożenie dla Imperium Brytyjskiego. Nie można wykluczyć uderzenia na bliskowschodnie pola naftowe oraz ofensywy w Azji Południowo-Wschodniej”. Ostrzegali przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Iranu, a nawet do Indii przez Afganistan. Londyn obawiał się też inwazji na Birmę i Tajlandię. W tej sytuacji Churchill postanowił działać – polecił swym planistom zanalizować, czy istniałaby możliwość prewencyjnego uderzenia na ZSRR. Scenariusz otrzymał klauzulę „ściśle tajny” i przez wiele dekad tylko garstka osób znała jego treść. Dziś dostępny jest w teczce w brytyjskich archiwach (The National Archives).
W stronę Gdańska i Wrocławia
Za początek scenariusza o znamiennym kryptonimie „Unthinkable” („Nie do pomyślenia”) przyjęto datę 1 lipca 1945 r. Przeciwko Armii Czerwonej miały ruszyć brytyjskie i amerykańskie dywizje wsparte jednostkami polskimi, a także odtworzonymi jednostkami Wehrmachtu. Alianci mieli błyskawicznie uzyskać przewagę w powietrzu i na morzach. Przyjęto, że agresja na ZSRR cieszyłaby się wsparciem zachodniej opinii publicznej, a pozostające pod moskiewską okupacją narody Europy Środkowo-Wschodniej pomogłyby wojskom inwazyjnym.
Brytyjscy sztabowcy ocenili, że przeciwko Armii Czerwonej w pierwszym dniu udałoby się rzucić 20 dywizji piechoty, 20 dywizji pancernych, 5 dywizji powietrznodesantowych oraz mniejsze jednostki taktyczne o łącznej sile 8 dywizji. Potencjał Wehrmachtu oceniono na 10 dywizji piechoty i jedną dywizję pancerną, a Polaków – na 4. Według szacunków Armia Czerwona byłaby w stanie wystawić wówczas 170 dywizji, z czego 30 pancernych. Dysproporcja sił jest bardzo widoczna. Przewaga aliantów dotyczyła w praktyce jedynie mórz i oceanów.
Podczas gdy US Navy i Royal Navy rozpoczęłyby operacje morskie, wojska lądowe miały uderzyć na jednym z dwóch frontów: północnym wzdłuż linii Szczecin–Piła–Bydgoszcz albo południowym wzdłuż linii Lipsk–Chociebuż (Cottbus)–Poznań.
Decydujące o losach wojny starcia pancerne miały rozegrać się na wschód od linii Odra–Nysa Łużycka. „Jeśli tam wygramy, możemy dojść do linii Gdańsk–Wrocław” – pisano, dodając jednocześnie, że wówczas zaczęłyby się prawdziwe problemy. Co dalej? Pochód na wschód jesienią wydłużyłby linie komunikacyjne. Zatrzymanie oznaczałoby impas i danie Sowietom zimy na odzyskanie przewagi strategicznej. Ostrzegano przy tym, że Sowieci nie wycofaliby się z Czech i Moraw.
Brytyjscy decydenci widzieli szanse albo w zniszczeniu sowieckiej siły gospodarczej, albo niekwestionowanej potęgi militarnej. To pierwsze można było zrealizować poprzez zajęcie najważniejszych miast przemysłowych, ale to wymagało dalekich rajdów w głąb ZSRR. Moskwa wykorzystałaby wówczas zapewne przewagę geograficzną, wycofując swe siły na wschód. „Nie ma takiej granicy, której przekroczenie przez aliantów złamie rosyjski opór – oceniali analitycy. – Nie można też założyć, że alianci byliby w stanie wejść tak daleko i tak szybko w Rosję jak Niemcy w 1942 r., a i to nie przyniosło im sukcesu”.
W Londynie zdawano sobie sprawę, że sojusz z ZSRR ma charakter wyłącznie taktyczny, i wraz z upadkiem III Rzeszy Moskwa przystąpi do zwiększania swych wpływów w Europie.
Sowiecka odpowiedź
Pokonanie w boju Armii Czerwonej również było zadaniem karkołomnym. Przewaga Sowietów nad aliantami w broni pancernej wynosiła 3 do 2, a w piechocie 3, a nawet 4 do 1. Nie istniały żadne przesłanki, aby założyć, że aliantom – nawet przy wsparciu Polaków i Niemców – udałoby się rozbić Armię Czerwoną. „Chociaż alianci są lepiej zorganizowani, mają nieco lepsze uzbrojenie i wyższe morale, Rosjanie okazali się dla Niemców wymagającym nieprzyjacielem. Posiadają kompetentnych dowódców, odpowiednie wyposażenie i organizację, która (choć nie przystaje do naszych standardów) zdała sprawdzian – analizowano. – Z drugiej jednak strony jedynie jedna trzecia wszystkich ich dywizji jest w bardzo dobrym stanie. Reszta jest względnie słaba i w porównaniu z alianckimi mniej mobilna”. Choć analitycy nie wykluczyli zwycięstwa w wojnie totalnej, ostrzegli, że trwałaby „bardzo długo”.
Według ocen Moskwa mogłaby zareagować nie tylko wycofaniem swych sił na wschód, aby w ten sposób wydłużyć alianckie szlaki komunikacyjne, ale również inwazją na Norwegię i Grecję. Za bardzo niepokojące uznano ewentualne wkroczenie do Turcji, co zablokowałoby dla aliantów Morze Czarne, a także atak na Irak i Iran, co odcięłoby ich od ropy naftowej. W razie wybuchu wojny prawie na pewno Moskwa rozpoczęłaby akcje sabotażowe na liniach komunikacyjnych, a także wykorzystałaby agentów w Wielkiej Brytanii, Belgii, Holandii, Luksemburgu, we Włoszech i Francji.
Chociaż Armia Czerwona górowałaby ilościowo, Brytyjczycy swoją szansę widzieli w zaskoczeniu i przewadze jakościowej. Analitycy pisali: „Rosyjska armia boryka się z ciężkimi stratami i zmęczeniem. Wyszkolenie taktyczne jest gorsze niż w przypadku sił niemieckich. Należy wziąć pod uwagę niski poziom edukacji w Armii Czerwonej, wszyscy fachowcy zostali skierowani do wojsk specjalistycznych. Brakuje dobrze wyedukowanych i wyszkolonych oficerów sztabowych i dowódców średniego szczebla. Pojawiają się informacje, że rosyjskie dowództwo ma duże problemy z utrzymaniem dyscypliny. Grabieże i pijaństwo są powszechne stanowiąc efekt połączenia zmęczenia wojną i kontaktu z wyższym niż u siebie w domu standardem materialnym. Jakiekolwiek wznowienie działań wojennych w Europie byłoby dużym obciążeniem dla Armii Czerwonej. Dowództwo mogłoby mieć trudności z utrzymaniem morale, szczególnie wśród niższych rangą żołnierzy piechoty. Efekt ten mógłby zostać wzmocniony, gdyby alianci zastosowali skuteczną propagandę”. Zwrócili również uwagę, że lojalność części sił wobec Sowietów – głównie polskich – byłaby wątpliwa: „Większość Polaków przejawia wyraźną niechęć do Rosjan. Dotyczy to nawet armii Berlinga, która obecnie liczy 10 dywizji – Moskwa nie może mieć pewności, że armia Berlinga ją wesprze lub choćby pozostanie neutralna”.
Według planów atak mógł nastąpić na cztery sposoby. Punkt d (ostatni) zakładał atak rakietowy lub z wykorzystaniem innych nowoczesnych środków bojowych.
Plan do archiwum
Projekt „Unthinkable” nie zyskał akceptacji najwyższych dowódców, którzy dyskutowali nad nim 31 maja 1945 r. Szef Imperialnego Sztabu Generalnego sir Alan Brooke scenariusz skwitował jasno: „Cała idea jest oczywiście fantastyczna, ale szanse na powodzenie są raczej niewielkie. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że od teraz Rosja to pełnoprawne mocarstwo w Europie”.
Dla pozostałych decydentów było oczywiste, że plan nie ma szans powodzenia – uderzenie na ZSRR musiałoby zakończyć się szybką klęską aliantów.
Jedyną nadzieją było wykorzystanie na masową skalę bomb atomowych, ale z pobieżnych analiz wynikało, że do zniszczenia sowieckiego przemysłu potrzebnych byłoby co najmniej dwieście bomb i kilka tysięcy samolotów. Scenariusz nigdy nie wyszedł poza wstępną grę wojenną, bo brytyjscy, a później i amerykańscy eksperci skoncentrowali się nie na atakowaniu ZSRR, lecz przede wszystkim na obronie przed nim.
źródło: focus.pl