Nazywanie Woodstocku gniazdem czy wylęgarnią lewactwa to czysta kpina na koncert przyjeżdża 500 tys a na blokadę marszu [chodzi o blokowanie Marszu Niepodległości przez skrajnie lewicowe grupy i bojówki anarchistyczne - RW] 500 osób. Nawet jeśli impreza jest propagandowa to trzeba stwierdzić że pod tym względem ponosi całkowitą klęskę.
Wydaje się, że coś jest na rzeczy. Bo choć największa doroczna impreza młodzieżowa (nie jest wyłącznie młodzieżowa, ale to młodzież stanowi przytłaczającą większość jej uczestników), jaką jest Woodstock, zawiera w sobie tak zideologizowany przekaz, to jednocześnie nie wytwarza przecież dziesiątków tysięcy "lewackich aktywistów". Wydaje się, że być może jednak Owsiak ponosi na tym gruncie pewną klęskę? A może nie ponosi?
Ideologia, wprost albo podprogowo, jest na Woodstocku sączona bardzo mocno. Wszechobecne są pacyfy, jeden z najgłupszych symboli w historii ludzkości, oznaczające "kastrację" mentalną do jakiej dąży cywilizacja Zachodu. Nieodłączny element to wioska sekciarzy spod znaku Hare Kriszna. Zapraszana jest szeroka paleta ludzi kultury, polityki czy Kościoła, ale wyłącznie spod znaku lewicowo-liberalnego establishmentu. Jak choćby w tym roku: kuriozalny w swoim post-katolicyzmie ks. Boniecki czy Jakub "psie gówno" Wojewódzki. Albo Grzegorz "dostałem w gębę - będzie holocaust" Miecugow z jego tyleż czerstwym pod względem humoru co żałośnie polit-poprawnym programem.
Wszystko pod hasłem anarchistów, nihilistów i innych degeneratów czyli - "róbta co chceta". Ta ideologiczna młócka trwa na Woodstocku od 18 lat, a mimo to jej bezpośrednie owoce nie są tak bardzo widoczne. Dlaczego? Wydaje się, że przyczyn jest kilka.
- Po pierwsze, absolutnie przygniatająca większość osób przyjeżdża tam wyłącznie dla muzyki. Przygniatająca większość głęboko gdzieś ma przekaz ideologiczny (co nie znaczy, że nie odbiera go podprogowo tak czy inaczej), a spora część (jak duża?) wprost się z nim nie zgadza, choć nie zgadzając się, w sumie nic w tej sprawie nie robi (czemu?).
- Po drugie, Owsiak & spółka, tak a nie inaczej formatując ideologiczny background festiwalu osiągają przynajmniej część swoich celów, choć nie od razu, a w dłuższej perspektywie. Czy choć część spośród motłochu (tak, to był realny motłoch panie Bartoszewski), który profanował symbole narodowe i religijne w 2010 r. na Krakowskim Przedmieściu to nie wychowankowie owsiakowego nihilizmu? Czy nie ma on choć cząstki udziału w sukcesie bandy Palikotów, Grodzkich i Biedroniów podczas wyborów w 2011? Czy modny kult idiotycznego tolerancjonizmu, głupawego bredzenia o multikulturalizmie i wszystkich tych lewackich sloganów, które powtarza skołowana część młodzieży, to nie również jego "zasługa"? Ideologia Woodstocku działa, choć zazwyczaj nie wprost i nie od razu.
- Po trzecie wreszcie, to co w warstwie ideologicznej proponuje Woodstock, nie ma takich możliwości do mobilizowania "aktywistów lewackich" wśród młodzieży, jak choćby idea narodowa, z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy - bo statystyczny woodstokowicz wraca jednak po tych paru dniach do siebie, do domu, do rodziny. W której chodzi się do kościoła - co najmniej w święta. W której nie lubi się homoparad i z obrzydzeniem reaguje na pomysł adopcji dzieci przez homozwiązki. W której panuje przekonanie, że to właśnie rodzina, wspólnota, naród wreszcie są podstawami, a nie egoistyczne "róbta co chceta". Drugi powód - bo ideologia siana na Woodstocku to jednak ideologia rozkładu, ona raczej demobilizuje wobec dobra niż mobilizuje do zła (tak, wiem, że w długim terminie wychodzi na to samo) . Nasza idea - wprost przeciwnie, zaciekle zwalcza bierność i mobilizuje by czynnie opowiadać się za dobrem.
Podsumowując głos, od którego rozpocząłem - tak, pod pewnymi względami propagandowy wydźwięk Woodstocku nie ma wielkiego rezonansu. Ale trzeba powiedzieć, że w dłuższej perspektywie, niesie ze sobą konkretne szkody. Zwłaszcza dla osób młodych, nieukształtowanych, chłonących takie treści, nawet mimowolnie. Bo pacyfa jako symbol ideologiczny, Wojewódzki jako idol "kulturowy", ks. Boniecki jako "przewodnik duchowy" a Miecugow jako wzór dziennikarza, to jednak duża dawka nawozu pod wzrost polit-poprawnego, lewicowo-liberalnego idioty.
Autor: Robert Winnicki
Link do oryginału