Po serii ostatnich wydarzeń rozpierdala mnie po prostu dalszy tok myślenia co niektórych ludzi .
#winnicki
Po serii ostatnich wydarzeń rozpierdala mnie po prostu dalszy tok myślenia co niektórych ludzi .
Mała prośba- jeśli ktoś będzie chciał przenieść to do Polityki i Religii proszę, bardzo proszę
Jako że mamy dziś rocznicę śmierci Romana Dmowskiego, wypadałoby przypomnieć, że nacjonalizm kurwą jest. Wniosek ten nasuwa się nieodparcie nawet wówczas, gdy nie zredukujemy go (nacjonalizmu) do łysych łbów, pałkarstwa i krematoriów, przyjmując definicję naukową, według której nacjonalizm oznacza przekonanie o prymacie narodu w hierarchii wartości doczesnych.
Rzecz w tym, że za nacjonalizmem nie stoją żadne rzeczowe racje, tylko subiektywne stany emocjonalne nacjonalistów. Dlatego każdą dyskusję ideową z nacjonalistą należy zaczynać od postawienia banalnego pytania: "Dlaczego naród jest taki ważny?" - i drążyć ku pognębieniu troglodyty: "No dalej, KURWO, dlaczego?! Skąd bierze się wartość tego, w imię czego żądasz od innych przymusowych ofiar z ich własności i życia?! ODPOWIADAJ!".
Nieco bardziej oczytany nacjonaluch zacznie w tym momencie bąkać coś o "nędzy liberalizmu" i "atomistycznym indywidualizmie", który ogołaca człowieka z jego "naturalnej wspólnotowości". Tu pojawiają się jednak co najmniej dwa problemy. Po pierwsze, skoro ten indywidualizm jest taki nędzny, a wspólnota taka dobra i naturalna (z tym ostatnim się zgadzam), to dziwnym byłoby, gdyby wolni ludzie nie wybierali przynależności do niej dobrowolnie. Fakt, że nacjonalizm uzasadnia przemoc i jest przy jej użyciu (przede wszystkim za pomocą państwowego systemu edukacyjnego) narzucany, wiele mówi o jego naturze.
Po drugie, odwołanie się do argumentów filozofii komunitarystycznej (zwykły to robić polskie oczytane nacjonaluchy takie jak dr Wierzejski i maturzysta Bosak) uzasadnia wartość życia wspólnotowego, ale niekoniecznie wspólnoty narodowej. Stąd też problem uzasadnienia nacjonalizmu pozostaje nierozwiązany. Komunitaryzmem można w najlepszym razie uzasadnić patriotyzm - ale jak wyprowadzić z niego pogląd, że uczucia patriotyczne powinny mieć priorytet wobec uczuć rodzinnych czy nawet, powiedzmy, klubu golfowego (a to jest właśnie nacjonalizm)? Tego się nie da uzasadnić - nacjonaluch po prostu "tak czuje". Branie swoich subiektywnych odczuć za obiektywne prawa etyki i przymusowe organizowanie innym życia według nich umiejscawia go na poziomie umysłowym rozkapryszonego kilkulatka, dla którego "dobry" jest ten, kto mu kadzi i daje cukierki, "zły" zaś ten, kto każe mu powściągać swoje zachcianki i dostosowywać się do porządku społecznego. Dzięki tym "złym" dziecko przekracza z czasem swój moralny solipsyzm i staje się pełnowartościowym członkiem zbiorowości. Nacjonalista nigdy nie pokonuje tego etapu: pozostaje do swojej śmierci przerośniętym, agresywnym, rozwydrzonym bachorem, z uporem maniaka prowadzącym swoją histeryczną rewoltę przeciwko rozumowi i społeczeństwu. Jej ofiary liczą się, tak jak ofiary komunizmu, w setkach milionów. Czas skończyć z tym szaleństwem.
Jak zawsze zajumane z www.nicsmiesznego.eu
Mówiąc głosem internautów, po „piździerniku” następuje „pizdopad”, choć ostatnimi czasy listopad w Polsce bywa gorący i to nie tylko w kwestii pogody. Wszystkich świętych, potem (tradycyjny już) Marsz Niepodległości, a w tym roku oliwy do ognia dolały wybory samorządowe.
Tradycyjnie w przeddzień, w dniu, a nawet dzień po 1 listopada jesteśmy nieźle nagrzani. Święto, które niezależnie od religii powinno wiązać się z refleksją spirytystyczną, Polacy wolą reflektować spirytustycznie. Mniej lub bardziej chwiejnym krokiem odwiedzają groby bliskich, zwykle jednak nie kojarząc już do końca kto tu leży, zaś później wszystkim nam, na podwójnym gazie zagrażają tym, że za rok nasi bliscy będą wspominać właśnie nas.
Wszystkich Świętych
Tak nagrzani Polacy, głównie młodzi, szykują się do corocznej możliwości wyładowania rosnącej w nich samych frustracji i zaspokojenia „sarmackiej” dumy. 11 listopada i tradycyjna bitwa w stolicy. Kiedyś walczyli z pedałami, lesbami i lewakami, kiedy Ci blokowali ich marsz. Oglądający wtedy relację TV mogli faktycznie myśleć, że to jakieś dziwne grupy atakują tych chcących manifestować polskość patriotów. Policja równo rozganiala jednych i drugich, choć z naciskiem na drugich. Potem blokujący zniknęli i tak teraz do bójek i demolowania ulic Warszawy prowokują patriotów drzewka, rowery, a nader wszystko policja. W tym roku jednak dostało się ich własnym ludziom, którzy zebrali baty krzycząc, jak Powstańcy warszawscy w 1944 do ziomków „nie strzelać, tu Polacy!”. Przypał wyłapali też dziennikarzy ich własnych TV (Ci od „Uwaga, butelka, kryć się!”), najpierw mówiąc o grzecznym i spokojnym marszu, by po chwili uciszać tłum skandujący staropolskie „kurwy” i „chuje”. Zresztą w łepetynę też dostali od koleżków.
Ewidentnie jednak organizatorzy marszu z Panem Winnickiem i Zawiszą na czele wykazują niebywałe rozdwojenie jaźni. Najpierw mówią nam, że Ci walczący z policyjnymi kordonami za pomocą rowerów, znaków drogowych i kostki brukowej to nie ludzie od nich, że oni ich nie zapraszali i nie czują się, by byli to uczestnicy marszu. Później jednak Stowarzyszenie Marsz Niepodległości zrobiło zbiórkę na zatrzymanych przez policję.
Oczywiście nie byłoby marszu bez tłumaczenia, że to przebrani za policjantów lewacy w strojach kibolów chuliganili na ulicach, a nie młodzi patrioci czy narodowcy, a już na pewno nie faszyści, gdyż ich na marszu nie ma. Bo Ci z tej imprezy faszystami siebie nazwać nie pozwolą – są, jak już napisałem, patriotami, narodowcami czy nawet nacjonalistami, ale nigdy faszystami bądź nazistami. Wszyscy jednak myślący inaczej to już lewacy i komuchy. Ich do jednego wora można wrzucić, a co!
Minął więc 11 listopada 2014 roku, miasto uprzątnięte, a za straty zapłaci jak zawsze każdy Warszawiak. Tylko że do pieca kilka wagonów węgla dorzuciły wspomniane wybory. O co chodzi, chyba nikomu mówić nie trzeba – spierniczone serwery PKW, na które mógł wejść każdy, trwające w nieskończoność liczenie głosów, podczas których najpierw wygrywa PiS, by potem wygrało PO, ale w międzyczasie super wynik uzyskało PSL. Lament podniósł się przez to niesamowity, że u nas, jak w Białorusi czy Rosji, wybory są fałszowane, a PO to totalitaryzm całkowity.
No i właśnie pośród tych lamentujących najwięcej było ludzi, którzy lubią się nagrzać 1 listopada (bo to przecież taka Polska tradycja) i potem komuś przygrzać 11 listopada. PO samo sobie strzeliło w kolano. Nie, nie tym, że wybory sfałszowało, bo tego nie zrobiło (o tym, dlaczego, za chwilę). Platforma skompromitowała się jako partia rządząca, która zakupiła elektroniczny system dla PKW zrobiony chyba przez gimnazjalistów na informatyce. Nawet wliczając, że podczas sprawdzania głosów następuje wiele różnych zmiennych (głosy ważne, nieważne, częściowo ważne – te gdzie, ważna była jedna karta, a dwie nieważne, głosowanie poza miejscem zameldowania itd.), to taki system przeciętny człowiek bardziej zaawansowany w obsłudze arkuszy kalkulacyjnych wykona za pomocą makr w ciągu góra kilku dni. Potem tylko postawić serwer (tu też były jakieś jaja z serwerami, żenada) i sprzedać. Za 10 000 zł. W takim razie wymaga się, by system za 500 000 zł był super sprawny, super przejrzysty (też wizualnie, a ten użyty podczas tych wyborów przypomniał mi czasy pociesznej Amigi) i z fachowym wsparciem technicznym. W rządzie jednak ewidentnie brakuje ludzi obeznanych z branżą IT (nie brakuje za to tweeterowców i facebookerów) i, niestety, jest to wielki minus dla rządzącej ekipy. To, że podczas jakiegoś posiedzenia wywaliłoby systemy, to pikuś. Ale podczas wyborów? Kompromitacja.
Lecz właśnie ta kompromitacja to idealny sygnał dla wspomnianych narodowców i im podobnych, by stworzyć nowe teorie i wmawiać ludziom nową prawdę objawioną. To jak zamachem Smoleńskim i wspomnianą prowokacją Policji podczas Marszu Niepodległości. Zasadę powtarzanego kłamstwa stosowały wszystkie systemy totalitarne, wszystkie też znajdowały wspólnego wroga. Żydzi, naziści, Kościół, imperialiści… ilu dyktatorów, tylu wrogów. Ta sama zasada jest widoczna tutaj. Tylko żeby takie ziarenko kłamstwa zakiełkowało, musi być podatny grunt, a taki niestety jest – PO jest aktualnie tylko wybieraniem mniejszego zła dla większości, ale wciąż zła. Ludziom brakuje polityków, z którymi w pełni mogą się zidentyfikować. Nawet, jak poglądy danego Pana/Pani polityk się zgadzają, to nie zawsze już jej persona. Każdy popełnia gafy, które zaraz przeciwnicy wyłapaują i nagłaśniają (era internetu robi swoje) no i potem wstyd na kogoś takiego zagłosować, prawda? PO do tego trafiło w najgorszy okres do rządzenia – Gospodarka UE się cały czas sypie i choć do całkowitego zawalenia się daleko, to jednak ciężko już niektóre rzeczy zaspawać, a nie idzie załatać też materiałami zastępczymi, bo te wytrzymują tylko chwilę. Rosja poczyna sobie coraz śmielej na arenie międzynarodowej, a nasi wspaniali sojusznicy z NATO jakoś nie czują się zobowiązani do pomocy (pokręcą trochę nosem, pogrożę paluszkiem, a potem i tak utną sobie miłą pogawędkę z Wladimirem). Rozwarstwienie społeczne w Polsce jest chyba największe od 1989 roku, a co za tym idzie przeciętny Kowalski i Nowak są wkurzeni. No i całą swoją złość muszą na kogoś przenieść. Zamiast jakiejś nacji czy rasy kierują ją właśnie na rząd.
Opozycja zaś to widzi i korzysta. Podjudza tłum, ciągnie go, jak tępy motłoch, na ulicę. Wmawia, że skoro w Belgii mogą wyjść i walczyć, to tu też. Że jak Ukraina miała Majdan to i Polska może mieć kolejną rewolucję… tylko, że to nie takie proste. Mamy inną mentalność, inne podłoża konfliktów wewnętrznych, inne społeczeństwo. Prosty tłum jednak tego nie rozumie i idzie ślepo za wodzem Winnickim i Zawiszą. Tylko, że to robi się niebezpieczne. Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że ONRy, NOPy i inne tego typu organizacje będą osiągały kilka procent w wyborach w Polsce, zaśmiałbym się. Teraz jest już inaczej. Mało tego, prawica zaczyna się jednoczyć.
Nigdy nie obawiałem się samych „korwinistów”. Po pierwsze, bo spora część z nich, o czym pisałem W TYM ARTYKULE, to niestety ludzie z klapkami na oczach, powtarzający bez zastanowienia prawdy Pana Korwina-Mikke. Ale ze sporą częścią z nich można normalnie porozmawiać, podyskutować. Nawet, jeżeli nie zgadzałem się w jakichś kwestiach, to gdzieś pokiwałem głową, gdzieś pokręciłem, ale ostatecznie uznaliśmy, że każdy jakieś racje ma. Nie obawiałem się ich, bo nie byli tępą bojówkarską grupą, tylko ludźmi w większości o jakimś poziomie inteligencji. Uważałem, że KNP jest potrzebna w polskiej polityce, tak jak i SLD, PO czy PiS. Ale gdy po wyborach samorządowych widzę Pana Koriwna-Mikke, który podaje sobie rękę z przywódcą oszołomów, panem Winnickim, to zaczynam się bać. Bo właśnie narodowcy i nacjonaliści są tacy sami jak NSDAP Adolfa Hitlera. Ci bardziej inteligentni produkują kłamstwa, które następnie wbijają do głowy tym bardzo przeciętnie inteligentnym. Kogo jest większość na Marszu Niepodległości? Mitycznych weteranów AK, ludzi starszych, rodzin z dziećmi, czy może kiboli, dresiarzy, łysych karków i 18-letnich tatusiów z ich 16-letnimi żonami i trójką dzieci? Wystarczy obejrzeć zdjęcia, podejść w pobliże pochodu, czy zajrzeć na You Tube. Odpowiedź nadchodzi sama.
Tacy właśnie ludzie wierzą w sfałszowanie wyborów samorządowych. Dla nich jest tylko jedna prawda, świat jest tylko czarny i biały, a każdy wróg to Ci opisani wcześniej lewacy i komuchy. PO jednak nie miało interesu fałszować tych wyborów. Dlaczego? Po pierwsze – to tylko wybory samorządowe. Jedynymi wartymi uwagi stołkami są prezydenckie fotele Warszawy, Krakowa, Lublina czy Poznania. Sejmiki i inne tego typu bzdety nie interesują tych kierujących Platformą. Oni, to po drugie, w głowie mają już wybory 2015 roku – na prezydenta kraju i parlamentarne. Fałszowanie mało znaczących wyborów samorządowych przekreśliło by zwycięstwo w tych dwóch następnych, a to one są najważniejsze w polskiej polityce. Po trzecie, jesteśmy w Unii Europejskiej, a Donald Tusk jest jej przewodniczącym. Gdyby więc teraz w Polsce zaistaniała przesłanka o fałszowaniu wyborów jak u naszych wschodnich sąsiadów, pozycja Tuska byłaby zagrożona, a tym samym całej Polski na arenie międzynarodowej. Nikomu to nie w smak, bo myślę, że Pan Donald nieźle zarabia w tej Brukseli.
Co do kupowania głosów… przypomnę, że koalicyjna partia Jego Ekscelencji Jarosława Kaczyńskiego, Samoobrona, też kupowała głosy i to nie za byle jaki towar na wsi, tylko prima sort – tanie wino (pozdrawiamy Panią Beger)! Na wsiach to sytuacja normalna i częsta, niezależnie z jakiego żłoba „polityk” się wywodzi. Liczba głosów nieważnych w PiS też nie dziwi. Przy takiej ilości karteczek, krateczek i nazwisk to nawet sporo młodych mniej lub bardziej wykształconych ludzi się gubi, a co dopiero starsi ludzie koło 70-tki…
Listopad (i wybory) na szczęście się skończył, a po nim przyszedł póty co ciepły, aczkolwiek tylko pogodowo, grudzień. Szczerze, mam nadzieję, że tak pozostanie już przynajmniej do pierwszych wyborów. Wtedy zapewne znów nasłuchamy się o kłamstwach i przekrętach PO i tak do października. Wtedy to dopiero się zacznie – wybory parlamentarne na zagryzkę przed 1 listopada, później znowu Marsz Niepodległości. Na zmianę era internetu i ogólnej dostępności do wszelakich mediów będzie nas zalewała swoimi kłamstwami – albo będziemy słuchać, jak to w Polsce jest dobrze i cudownie (co akurat, w dużej mierze jest prawdą i, przynajmniej w Warszawie, widzę to gołym okiem na ulicy), albo dowiemy się o samych złych rzeczach fundowanych nam przez rząd. Z jednej skrajności w drugą. Mam jednak głęboką nadzieję, że te rosnące głosy niezadowolenia pozostaną tylko głosem niezadowolenia i do zmian będziemy doprowadzać drogą polityczną, bo też rosnące głosy nacjonalistyczne już taką nadzieją mnie nie napawają, a na pewno nie będą chcieli oni prowadzić negocjacji politycznie, tylko przede wszystkim siłowo. Pan Winnicki i jemu podobni tworzą sobie armię narodowców, dokładnie tak, jak takie armie tworzyły się 80 lat temu. Jadowite kłamstwa i wspólny wróg stworzony przez garstkę polityków był nie lada pożywką dla sfrustrowanego wszystkim tłumu. Chcę naprawdę wierzyć, że Polacy, którzy tak kochają rzewnie wspominać swoją wielką historię nie zapomnięli, że właśnie tak do władzy doszli jedni z najbardziej okrutynych tyranów ludzkości – wspomniany już Adolf Hitler i Józef Stalin. Ile zaś ich zbrodnicze systemy totalitarne zła wyrządziły w kraju nad Wisłą chyba nie muszę tym bardziej przypominać. Dlatego życzę sobie i wam, byśmy opamiętali się w tym podłapywaniu wszystkiego, co tylko spuszczą do bagna, jakim jest internet, Panowie z jednej czy drugiej strony barykady, a zaczęli patrzyć z większą przychylnością i zrozumieniem dla drugiego człowieka.
Nikt nie każe od razu tolerować nam ekstremistów islamskich, katolickich oszołomów, gangsterów z getta czy watykańskich pedofili. Ale poszanowanie każdego normalnego człowieka, niezależnie od jego orientacji seksualnej, poglądów, wyznania czy koloru skóry, to chyba rzecz ludzka. Gwarantuje wam, że wtedy może uda się przywrócić nam ładną, śnieżną zimę na Wigilię, a listopad znów stanie się miesiącem refleksji.
WuBek
nicsmiesznego.eu
facebook.pl/nicsmiesznegoeu
Czekam na kolejną falę hejtu xD
Nazywanie Woodstocku gniazdem czy wylęgarnią lewactwa to czysta kpina na koncert przyjeżdża 500 tys a na blokadę marszu [chodzi o blokowanie Marszu Niepodległości przez skrajnie lewicowe grupy i bojówki anarchistyczne - RW] 500 osób. Nawet jeśli impreza jest propagandowa to trzeba stwierdzić że pod tym względem ponosi całkowitą klęskę.
Wydaje się, że coś jest na rzeczy. Bo choć największa doroczna impreza młodzieżowa (nie jest wyłącznie młodzieżowa, ale to młodzież stanowi przytłaczającą większość jej uczestników), jaką jest Woodstock, zawiera w sobie tak zideologizowany przekaz, to jednocześnie nie wytwarza przecież dziesiątków tysięcy "lewackich aktywistów". Wydaje się, że być może jednak Owsiak ponosi na tym gruncie pewną klęskę? A może nie ponosi?
Ideologia, wprost albo podprogowo, jest na Woodstocku sączona bardzo mocno. Wszechobecne są pacyfy, jeden z najgłupszych symboli w historii ludzkości, oznaczające "kastrację" mentalną do jakiej dąży cywilizacja Zachodu. Nieodłączny element to wioska sekciarzy spod znaku Hare Kriszna. Zapraszana jest szeroka paleta ludzi kultury, polityki czy Kościoła, ale wyłącznie spod znaku lewicowo-liberalnego establishmentu. Jak choćby w tym roku: kuriozalny w swoim post-katolicyzmie ks. Boniecki czy Jakub "psie gówno" Wojewódzki. Albo Grzegorz "dostałem w gębę - będzie holocaust" Miecugow z jego tyleż czerstwym pod względem humoru co żałośnie polit-poprawnym programem.
Wszystko pod hasłem anarchistów, nihilistów i innych degeneratów czyli - "róbta co chceta". Ta ideologiczna młócka trwa na Woodstocku od 18 lat, a mimo to jej bezpośrednie owoce nie są tak bardzo widoczne. Dlaczego? Wydaje się, że przyczyn jest kilka.
- Po pierwsze, absolutnie przygniatająca większość osób przyjeżdża tam wyłącznie dla muzyki. Przygniatająca większość głęboko gdzieś ma przekaz ideologiczny (co nie znaczy, że nie odbiera go podprogowo tak czy inaczej), a spora część (jak duża?) wprost się z nim nie zgadza, choć nie zgadzając się, w sumie nic w tej sprawie nie robi (czemu?).
- Po drugie, Owsiak & spółka, tak a nie inaczej formatując ideologiczny background festiwalu osiągają przynajmniej część swoich celów, choć nie od razu, a w dłuższej perspektywie. Czy choć część spośród motłochu (tak, to był realny motłoch panie Bartoszewski), który profanował symbole narodowe i religijne w 2010 r. na Krakowskim Przedmieściu to nie wychowankowie owsiakowego nihilizmu? Czy nie ma on choć cząstki udziału w sukcesie bandy Palikotów, Grodzkich i Biedroniów podczas wyborów w 2011? Czy modny kult idiotycznego tolerancjonizmu, głupawego bredzenia o multikulturalizmie i wszystkich tych lewackich sloganów, które powtarza skołowana część młodzieży, to nie również jego "zasługa"? Ideologia Woodstocku działa, choć zazwyczaj nie wprost i nie od razu.
- Po trzecie wreszcie, to co w warstwie ideologicznej proponuje Woodstock, nie ma takich możliwości do mobilizowania "aktywistów lewackich" wśród młodzieży, jak choćby idea narodowa, z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy - bo statystyczny woodstokowicz wraca jednak po tych paru dniach do siebie, do domu, do rodziny. W której chodzi się do kościoła - co najmniej w święta. W której nie lubi się homoparad i z obrzydzeniem reaguje na pomysł adopcji dzieci przez homozwiązki. W której panuje przekonanie, że to właśnie rodzina, wspólnota, naród wreszcie są podstawami, a nie egoistyczne "róbta co chceta". Drugi powód - bo ideologia siana na Woodstocku to jednak ideologia rozkładu, ona raczej demobilizuje wobec dobra niż mobilizuje do zła (tak, wiem, że w długim terminie wychodzi na to samo) . Nasza idea - wprost przeciwnie, zaciekle zwalcza bierność i mobilizuje by czynnie opowiadać się za dobrem.
Podsumowując głos, od którego rozpocząłem - tak, pod pewnymi względami propagandowy wydźwięk Woodstocku nie ma wielkiego rezonansu. Ale trzeba powiedzieć, że w dłuższej perspektywie, niesie ze sobą konkretne szkody. Zwłaszcza dla osób młodych, nieukształtowanych, chłonących takie treści, nawet mimowolnie. Bo pacyfa jako symbol ideologiczny, Wojewódzki jako idol "kulturowy", ks. Boniecki jako "przewodnik duchowy" a Miecugow jako wzór dziennikarza, to jednak duża dawka nawozu pod wzrost polit-poprawnego, lewicowo-liberalnego idioty.
Autor: Robert Winnicki
Link do oryginału
Polecam zapoznać się z tokiem myślenia oraz argumentami pana Czarzastego. Mózg rozjebany
PS.
Dyskutującym panom towarzyszy znana nam już, niezmiernie inteligentna reporterka.
Zważywszy na fakt, że sadol jest źródłem informacji dla wielu, jak również na to, że dyskusje na ten temat toczą się już w kilku postach, chciałem wam polecić obejrzenie wywiadu.
Niestety filmik za długi do sadoPlayera więc podrzucam wam link:
y outube.com/watch?v=SphGvy79ee4
Raz sierpem, raz młotem!
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów