18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (4) Soft (5) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 28 minut temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Przed chwilą
Wspomnienia z A4 cz.7
vojtasopole • 2016-04-10, 11:47
Witajcie drodzy Sadole po kilku miesiącach przerwy. W zasadzie to nie wiem czemu przerwałem pisać. Być może doszedłem do wniosku, że temat się po prostu znudził, aczkolwiek spróbuje jeszcze raz się z Wami moimi historiami podzielić.

Niestety mój poprzedni komputer szlag trafił i dużo zdjęć utraciłem, więc pozwolę sobie tylko pisać.

ukryta treść
1.
Nie pamiętam dokładnej daty. Pamiętam, że było cholernie gorąco. Upał niemiłosierny i cholernie duszno było. Podczas standardowego objazdu autostrady, w okolicy Góry Św. Anny, a dokładniej na podjeździe w strone Wrocławia, napotykamy na ciągnik siodłowy z naczepą do przewozu zwierząt. Po podjechaniu bliżej do tego pojazdu, okazało się, że w naczepie pękła opona. Co mi się rzuciło w oczy to fakt, że naczepą strasznie bujało na lewo i prawo do tego stopnia, że postanowiłem zamknąć jeden z 3 pasów aby przypadkiem nie doszło do jakiegoś nieszczęścia. Zdziwienie moje było jeszcze większe, gdy dotarło do mnie, że tego dnia panował okropny skwar bez wiatru i nie ma możliwości aby tak bujało naczepą. Otóż w tej naczepie były przewożone dwa byki. Straszne łobuzy.
Pamiętam, że było dwóch kierowców. Obydwoje próbowali jakoś te byki uspokoić, choć do tej pory nie wiem jak chcieli to zrobić. Te dwie półtonowe niewiasty w naczepie, skutecznie utrudniały możliwość wymiany koła. Jak byki przestawały tańcować w naczepie to po usłyszeniu, że coś się dzieje w pobliżu to znowu zaczynały swoje harce.
Takie podchody trwały jakiś czas, gdy po kolejnej próbie kierowca sie wkurwił i zadzwonił do szefa, że ma przysłać weterynarza co by uspokoił byki. Tak też się stało. Niebawem, przyjechał weterynarz, strzelił jednemu i drugiemu nicponiowi w dupsko i było po sprawie. Tak nam się tylko wydawało. Gdy byki przestały nam uprzykrzać życie, to zaś dopadła nas złośliwość rzeczy martwych tj śruby w kole były tak zastygnięte, że kolejne dwie godziny się mordowaliśmy by je odkręcić. I tutaj powiem Wam, że na ratunek przyszła nam cola. Próbowaliśmy wszystkimi znanymi nam sposobami, a najgłupszy okazał się najlepszy. Polaliśmy śruby cola kilka razy i możecie wierzyć lub nie, ale w końcu puściły, choć wcześniej nie chciały drgnąć nawet przy uderzeniach potężnym młotem.

Reasumując... cała interwencja trwała kilka godzin po czym wróciliśmy na bazę by cokolwiek zjeść i się umyć. Umordowani byliśmy co nie miara, ale przynajmniej wspomnienia jakieś są i mogę sie nimi z Wami dzielić.

2.
Tutaj również nie pamiętam daty. Była to natomiast nocna zmiana i jakoś podczas jesieni. Tego dnia, byłem w patrolu z Ryszardem. Ryszard to poczciwy chłop, pracowity i zabawny. Czasami jak dowalił tekstem to lałem ze śmiechu. Swego czasu nadałem mu przydomek Rikard lub czasami Rikardo wołałem na niego. Z postury przypominał Adama Małysza, co w tej historii, którą będę opisywał ma znaczenie.
Podczas nocnej zmiany, odbywały się 3 obowiązkowe patrole, natomiast podczas dziennej 6. Jako, że były dwa zespoły patrolowe to w nocy się zamienialiśmy. Jedną noc jedna załoga robiła dwa patrole, a druga jeden i na odwrót. Tej nocy, z Rikardem robiliśmy dwa. Byliśmy podczas drugiego, który zaczynał się o 2ej w nocy. Jadąc sobie spokojnie, dostajemy telefon od dyżurnego, że mamy czym prędzej udać się w okolice 263 bądź 262km autostrady w kierunku Wrocławia, czy na sławny już zjazd z Góry Św Anny, w celu odszukania dużego przedmiotu na prawym pasie. Często nasi dyżurni dostawali telefony z błędnymi wskazaniami i niejednokrotnie różnice wynosiły do 3,4,5 km od prawidłowego miejsca zdarzenia. Ale mniejsza o to.
Byliśmy na nitce w kierunku Katowic na wysokości węzła Dąbrówka czyli koło 244km autostrady. Po około 20 minutach docieramy na miejsce, przejeżdżając przez bramy awaryjne na Orlenach na G.Św.Anny.
Po dotarciu na miejsce, okazało się, że tym przedmiotem leżącym na jezdni był dzik. Pewnie spytacie jak mógł się tam znależć, mimo że autostrada jest ogrodzona? A no chociażby przez otwarte furtki na tychże orlenach, bo na jednym z nich jest KFC i zwyczajnie mieszkańcy okolicznych miejscowości przyjeżdżają by sobie tam coś zjeść i właśnie dlatego często te furtki są otwarte szeroko. Wracając do samego denata. Leżał on z głową na pasie awaryjnym, podczas gdy korpus w połowie był na prawym pasie. Musiał go tir walnąć bo z osobówki to została by miazga pewnie.
Pierwsze co, to zamknąłem prawy pas. Zabezpieczyłem miejsce strzałką kierującą i falą świetlną. Następnie udałem się bliżej tegoż delikwenta by upewnić się czy się nie zgrywa i przypadkiem nie ucieknie mi z miejsca zbrodni i czy przy okazji nie zabije mnie na śmierć przez potrącenie hehe. Otóż nie udawał, odszedł z tego Świata.
Razem z Rikardem, pewni swego wzielim się za łopaty by denata usunąć z jezdni na pas zieleni przy pasie awaryjnym, ażeby to poczekać na weterynarza, którego to musieliśmy wzywać do każdej zwierzyny, która nabroiła na autostradzie i która wzięła się i umarła. Zadanie niby proste. Wsunąć łopate pod ciało zaprzeć sie i zepchać gnoja z jezdni... ehe, taki chuj. Podczas próby usunięcia truchła z jezdni, wywiązał się miedzy mną a Rikardem (postury Adama Małysza) taki oto dialog:

Ja: Rikard, no pchaj żesz kurwa.
R: no przecież pcham żesz kurwa.
Ja: No ale mocniej! Dawaj! raz, dwa, trzy!
R: no jak mocniej sie zapre to się zesram w gacie.
Ja: to co on, przyklejony jest czy ki chuj?
R: No chyba... albo waży więcej od nas.

Było kilka prób, które kończyły się niepowodzeniem. Skurkowaniec ani drgnął, a dodatkowo ślizgaliśmy się na jego krwi i żadnej przyczepności nie było. Po kilkunastu próbach i kilku wywrotkach na kolana oraz po dwukrotnym pawiowaniu, bo wnętrzności dzika przekurewsko śmierdzą, zwyczajnie zrezygnowaliśmy i poprosiliśmy dyżurnego by wezwał weterynarza aby go usunąć z jezdni bo my nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Po około godzinie przyjechał weterynarz, wciągnął dzika na pake za pomocą wciągarki i odjechał, a nam zostało posprzątać miejsce zdarzenia. Zasypaliśmy plamy po denacie sorbentem i wróciliśmy na baze. Smród tego dzika trzymał się mnie jeszcze kilka dni... Przerąbana sprawa.

3.
Coś mam problem z pamięcia bo nie pamiętam dat. Zresztą nie dziwne, już jakiś czas temu to było więc mam prawo nie pamiętać Z tego co kojarze to było to wiosną 2014r. Podczas rutynowego patrolu, dostrzegamy dwa pojazdy na pasie awaryjnym na przeciwnej nitce. Było to w okolicy 281km w kierunku na Katowice. Blisko węzła Nogowczyce, więc zawracamy na nim i udajemy się w tamte miejsce. Po przybyciu w ten rejon, okazało się, że doszło do kolizji dwóch pojazdów. W jednym z nich podróżowało starsze małżenstwo z Polski, natomiast w drugim aucie rodzina Holendrów. Okazało się, że otarli się o siebie na środku jezdni. Nic poważnego się nie stało co prawda, prócz porysowanej karoserii, ale żaden z kierowców nie przyznawał się do winy. Wezwali więc policje aby ta rozstrzygła spór o winie. Patrol szybko dociera na miejsce i zaczyna się kabaret.
Już nie wspomnę o tym, że rozmowa funkcjonariusza z holendrem po angielsku odbywała się na zasadzie "Kali jeść, kali pić", bo przecież policjant nie musi znać języka angielskiego, aczkolwiek uważam inaczej. Ale to moje zdanie.
Jak już mówiłem, żaden z kierowców nie przyznawał się do winy. Tutaj zaczyna się cały cyrk, otóż, nie wiem jak, ale policjanci stwierdzili, że to wina holendra. Ten się oczywiście nie przyznaje, więc dochodzi do kuriozalnej sytuacji w której to przez zwykłą kolizję, ten holender może trafić do aresztu bo nie przyznaje się do winy i zachodzi obawa o to, że może nie stawić sie na rozprawę. Sąd go aresztuje, powołuje biegłego z zakresu ruchu drogowego by ten wydał opinie, na którą czeka się miesiącami, podczas gdy koszt napraw tych pojazdów oscylował moim zdaniem w 2 tys zł. Dodatkowo, wyobraźcie sobie, że ten policjant nie umiał mu tego wytłumaczyć bo nie znał języka angielskiego. Jako, że ja znam dość dobrze ten język to stałem się tłumaczem. Nawet nie będę Wam mówił, jak bardzo wkurwiony był ten holender po tym co usłyszał. Domyślam się, że rzucał kurwami na lewo i prawo po holendersku, no ale cóż, nic nie mogłem poradzić.
Po dłuższej chwili obcokrajowiec przyjął mandat. Całe szczęście, że miał polskie banknoty i mógł zapłacić na miejscu... aż strach pomyśleć co by było gdyby miał euro i musiałby je gdzieś wymienić, a najbliższy kantor był w Strzelcach Opolskich... Chyba by nas rozszarpał z tego wkurwienia

4.
Ta historia przytrafiła się zimą podczas nocnej zmiany. W okolicy 261km w kierunku na Katowice, dostrzegamy auto osobowe, a dokładniej Audi, jedno z nowszych. Stało na pasie awaryjnym z włączonymi światłami awaryjnymi i wystawionym trójkątem, więc prawidłowo oznaczony. Niestety nie było nikogo w środku. Jako, że nie była to pierwsza tego typu sytuacja, więc ruszyliśmy dalej bo być może kierowca poszedł po paliwo na Orlen na G.Św.A. Tak też było i tym razem. Spotkaliśmy kierowcę, który wracał do swojego auta z dwoma 5l butlami paliwem w środku. Jako, że jest całkowity zakaz poruszania się przez pieszych po autostradzie, a w dodatku panował siarczysty mróz to zabraliśmy pana ze sobą i po nawróceniu na bramach awaryjnych odstawiliśmy go do auta. Podczas jazdy, ten kierowca zaczął nam opowiadać co zrobił. Otóż skończyło mu się paliwo. Standardowo; miał tankować na tej stacji, ale nie zdążył i auto kaputt. Wyruszył więc pieszo na orlen. Do stacji miał 3km wiec troche mu zeszło.
Teraz uważajcie: na stacji okazało się, że zapomniał dowodu rejestracyjnego i nie wie jakie paliwo kupić, zaś auto było pożyczone z wypożyczalni. Wrócił więc zatem z powrotem do auta by się dowiedzieć jakie paliwo ma wybrać. Wrócił, wziął dowód rejestracyjny i poszedł z powrotem na stacje paliw. Znalazł gdzieś te baniaki, zatankował, wracał do auta i wtedy my go zgarnęliśmy...
Po dojechaniu na miejsce, uradowany, że w końcu ruszy dalej w trase, zabrał się do nalewania paliwa do auta. Skończył, wsiadł za kierownicę, próbuje odpalić i nic... kilka prób i dalej nic. Podchodzę, pytam się o co chodzi, on mi mówi, że nie może odpalić... To mu zasugerowałem żeby sprawdził paragon czy dobre paliwo kupił. Powiedział, że na pewno dobre bo przecież wracał się do auta po to by sprawdzić. Coś go jednak tknęło, wyciągnął paragon, patrzy na niego i na dowód i nagle słyszę soczyste, przerażające, dramatyczne i paniczne: JA PIERDOLE.
Okazało się, że jegomość zalał benzynę do diesela...
Nie pozostało nam nic innego, jak wezwanie lawety. Pomoc drogowa przyjechała, zapakowała go na siebie i pojechali do Krakowa. Wyobrażacie sobie te wszystkie koszta? Ja nawet nie próbuje...

5.
W poprzednich częściach, nie pamiętam dokładnie w której, wspominałem Wam o moim koledze z pracy, który kupił od cyganów super telefon... Ta historyjka będzie dotyczyła jego. Otóż ten jegomość ma na imię Jasiu. Jest specyficznym człowiekiem. Innym. Jako, że pracowaliśmy czasami na jednej zmianie, to też razem z nim i innymi jeździliśmy do pracy. W drodze na bazę, zatrzymywaliśmy się w sklepie by kupić sobie coś do jedzenia czy tam picia. Pewnego razu, Jasiu stanął przed dylematem. Miał 15 zł, które przyszykował aby kupić sobie prowiant, jednakże od kilkunastu lat był zagorzałym graczem loterii liczbowych Lotto. Tak więc, Jaśko zaczął się na głos zastanawiać czy kupić jedzenie czy zainwestować w kupon totolotka.
"...kurde, cały dzień nie będe jadł... nie dobrze... ale co będzie jak wygram...?" Jak już się pewnie domyślacie wybrał drugi wariant. Inwestycja w kupon. Jak się później okazało, niestety nie wygrał nic... ale nie do tego zmierzam.
Po drugim patrolu i zjechaniu na baze, natrafiliśmy na Jasia, który siedział w naszej stołówce i coś tam czytał. Zacząłem szykować sobie jedzenie, inni też. Miałem wtedy spaghetti bolognese. Podgrzałem, usiadłem obok niego i zacząłem jeść. Jaśko czytając gazetę co raz częściej przerywał czytanie i patrzył to na mnie to na talerz. Pomyślicie sobie, że jestem samolubnym chujem i dlaczego się z nim nie podzieliłem? Otóż niejednokrotnie dawałem mu jedzenie bo mi było go szkoda, ale w tym przypadku jak ktoś przewala siano na hazard to już nie ma zmiłuj.
Patrzył tak ten Jasiu i patrzył i nagle walnął takim tekstem, że mnie ścięło z nóg i prawie się zakrztusiłem, a chłopaki to spadli z krzeseł ze śmiechu. Pan Jan, wypowiedział kilka magicznych słów, a brzmiały one tak:
"... Co, sam to wszystko zjesz...?"
Zatkało mnie przez chwile po czym śmiechłem bardzo żwawo... Natomiast Janko jak gdyby nigdy nic, wrócił do czytania gazety...

To by było póki co na tyle w tej części... Jeśli znów się przyjmie to postaram się Wam napisać kolejną
Ubiegając pytania tych, którzy nie czytali moich poprzednich części. Nie byłem psem i już w patrolu autostradowym nie pracuje, dlatego mogę spokojnie pisać o tym, bez obaw o jakiekolwiek konsekwencje (chyba)

Pozwolę sobie wkleić linki do poprzednich części, dla tych co nie mieli okazji czytać wcześniej o moich perypetiach na A4:

sadistic.pl/wspomnienia-z-a4-cz1-vt351221.htm
sadistic.pl/wspomnienia-z-a4-cz2-vt352707.htm
sadistic.pl/wspomnienia-z-a4-cz3-vt355426.htm
sadistic.pl/wspomnienia-z-a4-cz4-vt357078.htm
sadistic.pl/wspomnienia-z-a4-cz5-vt360746.htm
sadistic.pl/wspomnienia-z-a4-cz6-vt375030.htm

Pozdrawiam!
Zgłoś
Avatar
bloodwar 2016-04-10, 11:58
Artykuł dobry ale brakuje bardzo zdjeć albo filmów ze zdarzeń

______________

"Multikulturowość jest dobra!" - Elin Krantz
Zgłoś
Avatar
vojtasopole 2016-04-10, 12:02
@bloodwar, niestety nic nie zrobię. Komputer poszedł w pizdu...
Zgłoś
Avatar
Kaczorowy 2016-04-10, 12:03 3
vojtasopole, To ty ?

(Tak, wiem - film gówienny ale te 30 sekund nadrabia)

Zgłoś
Avatar
dumad 2016-04-10, 13:49
daje 20 piwo.
Lubie Twoje historyjki, też mam ciekawą pracę,ale nie chce mi się o tym pisać

______________

Bóg zesłał mnie na Ziemię, żebym wkurwiał ludzi
Zgłoś
Avatar
KolekcjonerDobrego 2016-04-10, 14:48
przeczytałem całość, jak zwykle ciekawostki
ciekawe ile razy mijałem Cię na A4
tak przy okazji ta pomoc dawali Ci czasami ludzie jakieś napiwki, prezenty - w końcu penie nie raz dupy im ratowałeś a na pewno czas i pieniądze.

______________

miej wyjebane a będzie Ci dane
Zgłoś
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów