darnok99 napisał/a:
@Henboh
Z zusem nie jest tak, że odkładasz sobie na swoją przyszłość. Zus to jest pewnego rodzaju społeczna umowa, że ja płace dzisiaj na tych co płacili wcześniej licząc na to, że jak ja będę na emeryturze to następni zgodnie z ta umową będą płacili składki z których ją dostanę.
Nie jest to idealne i moim zdaniem zostało źle przemyślane. Ale wycofać się z zusu nie będzie łatwo. To są olbrzymie - wieloletnie koszty. Dodatkowo przejebane jest to, że ludzie żyją coraz dłużej i stosunek czasu pracy do czasu pobierania świadczeń jest coraz bardziej dla zusu niekorzystny. Podniesienie wieku emerytalnego(wg mnie słuszne i konieczne) kończy się falą protestów.
Dlatego ciekawa wydaje mi sie dawno temu zasłyszana propozycja polegająca na tym, że nie ma czegoś takiego jak emerytura. Ponoć badania wykazują, że człowiek jest zupełnie niezdolny do pracy na 2-5 lat przed śmiercią. Zatem na ten czas mógłby się ubezpieczać prywatnie a przez pozostałą część swojego życia pracowac zachowując taką zasadę:
na x lat pracy przysluguje albo nawet jest nakazany rok odpoczynku. W ten sposób dałoby się uniezależnić wiek emerytalny od długości życia. Czyli przy dzisiejszym podejsciu
przyjmijmy:
-do pracy idzie się w wieku 20 lat
-Kobieta idzie na emeryturę w wieku 65 lat
- mężczyzna idzie na emeryturę w wieku 67 lat
-Oczekiwana długość trwania życia w 2011r dla osób 20 letnich to k(61,46 lat) i m(53,15).
szybkie odejmowanie i dzielenie i wychodzi, że kobieta spędzi w pracy od swoich 20 urodzin 0,732183534 czasu a mężczyzna 0,886792453
policzyłęm to tak:
Oczekiwana długość trwania życia/liczba lat do emerytury.
Co ostatecznie daje nam coś w ten deseń:
lata pracy na jeden rok "urlopu emerytalnego";
- mężczyźni 7,(3)
- kobiety ~2,7
No i przy tych cyferkach można by było zakombinować tak żeby na końcu było dobrze;)
Oczywiście pojawiłoby się pełno innych problemów jak wyzyskiwanie ludzi i praca na czarno ale pomysł sam w sobie wydaje mi sie mieć ciekawe podejscie do problemu:)
Z ZUSem trzeba skończyć raz na zawsze, obecna sytuacja z tą "parainstytucją" jest porównywalna z dłużnikiem, który pożycza jeszcze więcej pieniędzy na spłatę wcześniejszych długów i odsetek. Trzeba się od tego odciąć, wziąć w garść spłacić/opłacić co trzeba, aby za jakiś czas stanąć na nogi i być wolnym od tego nagromadzonego syfu.
Im dłużej ZUS będzie istniał, tym gorzej będzie ludziom się żyło, nie wspominając o większym trudzie zlikwidowania ZUSu.