Trochę o procedurach w Polsce, o Ich niezłomnym przestrzeganiu przez prokuraturę. Zresztą, przeczytajcie.
- Załoga karetki stwierdziła zgon i odjechała. Zwłoki leżą już kilkadziesiąt minut i nikt się tym nie interesuje - zaalarmował nas w piątek rano Czytelnik opisując zdarzenie z placu Bychawskiego. Policja i pogotowie nie mają sobie nic do zarzucenia.
Na fotografii przysłanej przez Czytelnika Kuriera widać zwłoki leżące przy wiacie przystankowej, które są przykryte folią. Wokół chodzą ludzie. Nikt nie interesuje się ciałem, nikt nie reaguje. Jeden mężczyzna sprawdza rozkład na przystanku, inni wsiadają do autobusu, który przed chwilą podjechał na przystanek. Wokół nie widać żadnych służb - ani policji, ani pogotowia.
Co o całej sytuacji mówią osoby mieszkające i pracujące przy placu Bychawskim?
- Widziałam, że pogotowie było na miejscu dosyć długo. Samego momentu zabrania zwłok nie zauważyłam - powiedziała nam kobieta pracująca w kiosku obok przystanku.
- Karetka stała może 15-20 minut, a potem pojechała sobie. Zdenerwowało mnie, że tak zostawili człowieka. Ludzie podchodzili, oglądali go. Dzieci się patrzyły. Policja podjechała dopiero jakąś godzinę później - powiedzieli nam mężczyźni, którzy to, co działo się na przystanku przy Wolskiej obserwowali z drugiej strony ulicy.
Policja: na miejscu byliśmy dziewięć minut od zgłoszenia
Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia policja. Dyżurny zgłoszenie dostał o godzinie 7.57. - Dziewięć minut później na miejscu była nasza policjantka po cywilnemu, zabezpieczyła teren taśmą i odebrała dokumenty od pogotowia. Potem na miejsce przyjechał prokurator. Do czasu przyjazdu firmy pogrzebowej nie było momentu, w którym na miejscu nie byłoby nikogo ze służb - tłumaczy Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
- Dlaczego zwłoki leżące w tak ruchliwym punkcie miasta nie zostały zabezpieczone parawanem, aby nie było ich widać? - pytamy.
- Taką decyzję podjął prokurator. Parawan jest rozstawiany wyłącznie wtedy, kiedy na miejscu prowadzone są oględziny zwłok. W tym przypadku tak nie było - wyjaśnia Wójtowicz. I zaznacza: - Nawet, jeśli rozstawilibyśmy parawan, to wyobraźnia przechodniów działa.
Potwierdza to jedna z naszych rozmówczyń. - Od jednej z klientek usłyszałam za to, że na miejscu cały czas była policjantka po cywilnemu z ósmego komisariatu. Znała ją z widzenia - dodaje pani pracująca w kiosku przy placu Bychawskim.
Pogotowie: postępowaliśmy zgodnie z procedurami
O wyjaśnienie w tej sprawie poprosiliśmy także szefa lubelskiego pogotowia. - Postąpiliśmy zgodnie z procedurami. Zwłoki zostały nakryte folią, czekaliśmy na przyjazd służb porządkowych. Policja dostała od nas kartę informacyjną o stwierdzeniu zgonu. Według przepisów ciało może być zabrane przez firmę pogrzebową dwie godziny po stwierdzeniu zgonu. Tak stało się w tym przypadku - wyjaśnia Zdzisław Kulesza, dyrektor naczelny Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie.
Policjantka, która była na miejscu, relacjonowała, że na miejscu zdarzenia słyszała jak ktoś z osób znajdujących się przy przystanku dzwonił do mediów, alarmując, że na miejscu nie ma policji. Wtedy odwróciła się i powiedziała, że właśnie ona jest policji.
Rzecznik KWP mówi, że policjantka już na miejscu zdarzenia założyła kamizelkę z napisem "policja".
Źródło: kurierlubelski.pl/artykul/3365331,czytelnik-zwloki-lezaly-przy-placu-b...
- Załoga karetki stwierdziła zgon i odjechała. Zwłoki leżą już kilkadziesiąt minut i nikt się tym nie interesuje - zaalarmował nas w piątek rano Czytelnik opisując zdarzenie z placu Bychawskiego. Policja i pogotowie nie mają sobie nic do zarzucenia.
Na fotografii przysłanej przez Czytelnika Kuriera widać zwłoki leżące przy wiacie przystankowej, które są przykryte folią. Wokół chodzą ludzie. Nikt nie interesuje się ciałem, nikt nie reaguje. Jeden mężczyzna sprawdza rozkład na przystanku, inni wsiadają do autobusu, który przed chwilą podjechał na przystanek. Wokół nie widać żadnych służb - ani policji, ani pogotowia.
Co o całej sytuacji mówią osoby mieszkające i pracujące przy placu Bychawskim?
- Widziałam, że pogotowie było na miejscu dosyć długo. Samego momentu zabrania zwłok nie zauważyłam - powiedziała nam kobieta pracująca w kiosku obok przystanku.
- Karetka stała może 15-20 minut, a potem pojechała sobie. Zdenerwowało mnie, że tak zostawili człowieka. Ludzie podchodzili, oglądali go. Dzieci się patrzyły. Policja podjechała dopiero jakąś godzinę później - powiedzieli nam mężczyźni, którzy to, co działo się na przystanku przy Wolskiej obserwowali z drugiej strony ulicy.
Policja: na miejscu byliśmy dziewięć minut od zgłoszenia
Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia policja. Dyżurny zgłoszenie dostał o godzinie 7.57. - Dziewięć minut później na miejscu była nasza policjantka po cywilnemu, zabezpieczyła teren taśmą i odebrała dokumenty od pogotowia. Potem na miejsce przyjechał prokurator. Do czasu przyjazdu firmy pogrzebowej nie było momentu, w którym na miejscu nie byłoby nikogo ze służb - tłumaczy Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
- Dlaczego zwłoki leżące w tak ruchliwym punkcie miasta nie zostały zabezpieczone parawanem, aby nie było ich widać? - pytamy.
- Taką decyzję podjął prokurator. Parawan jest rozstawiany wyłącznie wtedy, kiedy na miejscu prowadzone są oględziny zwłok. W tym przypadku tak nie było - wyjaśnia Wójtowicz. I zaznacza: - Nawet, jeśli rozstawilibyśmy parawan, to wyobraźnia przechodniów działa.
Potwierdza to jedna z naszych rozmówczyń. - Od jednej z klientek usłyszałam za to, że na miejscu cały czas była policjantka po cywilnemu z ósmego komisariatu. Znała ją z widzenia - dodaje pani pracująca w kiosku przy placu Bychawskim.
Pogotowie: postępowaliśmy zgodnie z procedurami
O wyjaśnienie w tej sprawie poprosiliśmy także szefa lubelskiego pogotowia. - Postąpiliśmy zgodnie z procedurami. Zwłoki zostały nakryte folią, czekaliśmy na przyjazd służb porządkowych. Policja dostała od nas kartę informacyjną o stwierdzeniu zgonu. Według przepisów ciało może być zabrane przez firmę pogrzebową dwie godziny po stwierdzeniu zgonu. Tak stało się w tym przypadku - wyjaśnia Zdzisław Kulesza, dyrektor naczelny Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie.
Policjantka, która była na miejscu, relacjonowała, że na miejscu zdarzenia słyszała jak ktoś z osób znajdujących się przy przystanku dzwonił do mediów, alarmując, że na miejscu nie ma policji. Wtedy odwróciła się i powiedziała, że właśnie ona jest policji.
Rzecznik KWP mówi, że policjantka już na miejscu zdarzenia założyła kamizelkę z napisem "policja".
Źródło: kurierlubelski.pl/artykul/3365331,czytelnik-zwloki-lezaly-przy-placu-b...