Wyznacznikiem luksusu byłby Bentley, Lambo, Ferrari czy Bugatti. To na obrazku to zwykły Merc, już po wdrożeniu cudnych pomysłów marketingowców, które zakładają m.in. że auto posypie się jak domki w Afganistanie po przekroczeniu magicznych 150 000 km. To raz.
Dwa, należało by trochę inaczej spojrzeć nie tyle na auto co na sytuację w naszym kraju.
Skoro szwab jadąc na śmieciarce w miesiąc zgarnie 2000E, a przeciętny Polak nie dostanie nawet 2000zł pomimo, że też jest w UE to coś jest nie tak - a trzeba zauważyć, że wspomniany wyżej Merc nie kosztuje nagle 4 razy mniej w naszej kochanej Polsce.
Osobiście to chuj mnie obchodzi, kto czym jeździ. Zwiedziłem trochę świata i poznałem trochę ludzi. Wiem, że nie trzeba mieć dr inż. przed nazwiskiem żeby spokojnie zapracować i odłożyć np. na nową E klasę nie tyrając przy tym całe życie, albo dając się ruchać przez banki. Z jednej strony nie dziwię się ludziom, którzy z taką zawiścią patrzą na właścicieli tych aut na polskich blachach. Z REGUŁY są to właśnie ci biedni szefowie, którzy miałczą jakie to wielkie koszty pracy, że potrzebna redukcja pracowników, niepłatne nadgodziny i finalnie: jak się nie podoba to znajdziemy kogoś innego za 1800netto.
Niech nikt mi nie pierdoli o latach komuny i potrzebie czasu, bo już od ładnych paru lat Polacy spierdalają do Czech ze względu na wiele lepsze warunki płacy.