A chuj, to ja też się podzielę (niestety pomóc nie potrafię)
Wyjechałem na studia do Wrocławia, w którym to wynajmowałem mieszkanie. Na uczelni podałem adres do korespondencji ten wrocławski.
Pod koniec roku miałem jeden nieopłacony miesiąc, kwota ok. 500 zł, nie pamiętam dokładnie i taka też zaległość została przez okres ok. 2-3 miesięcy. Chciałem zabrać z tamtej uczelni swoje papiery, z chęcią przeniesienia się do uczelni bliżej domu, ponieważ koszty trochę mnie przerosły. Z przygotowaną zaległością (+ 100 zł więcej w razie jakichś odsetek) poszedłem po tzw. obiegówkę, między innymi do działu księgowości. A tam pani do mnie, że wszystko uregulowane, zaległości żadnej nie ma. Zapytałem ponownie, czy na pewno. Odpowiedź znów ta sama - konto czyste. Z szerokim uśmiechem i papierami pod ręką opuściłem gmach uczelni mając 600 zł w kieszeni. I tutaj uwaga, po 4 latach dostaję list z jakiejś firmy windykacyjnej, że wiszę im ponad 5 000 zł. Wydało mi się to strasznie podejrzane, bo nie wiedziałem o co chodzi. Jeszcze bardziej zmyliła dołączona kartka papieru A4 na której widniało tylko imię i nazwisko jakiejś babki i jej nr telefonu z dopiskiem "Proszę o kontakt". Poszperałem trochę po internecie i wyskoczyło mi, że owa Pani to jakaś oszustka, więc nawet się nie kontaktowałem tylko zbagatelizowałem sprawę - zaufałem internetowi
Z własnego niechlujstwa nie zmieniłem adresu do korespondencji, który cały czas był adresem wrocławskim. i ogólnie całą sprawę zaniedbałem. Okazało się, że w bardzo krótkim czasie jakaś firma wykupiła mój dług te 500 zł. i sobie naliczała procenty. Pisma zapewne przychodziły, ale do Wrocławia. Jednakże po 4 latach jak już kwota była wystarczająco duża, to znaleźli odpowiedni adres
Oczywiście po jakimś czasie spłaciłem to dziadostwo, które w sumie z kolejnymi odsetkami mimo spłacania długu osiągnęło prawie 6 tysięcy.
To taka historia ku przestrodze, że warto pilnować swoich spraw bo można się zdziwić