
Maciej D. dziesięć lat pracował jako pielęgniarz na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w szpitalu wojewódzkim przy ul. Lutyckiej w Poznaniu. Na oddział ten trafiają osoby nieprzytomne, po wypadkach lub przebytych poważnych operacjach. 30-letni Maciej D. był jedynym pielęgniarzem - mężczyzną pracującym wówczas na OIOM-ie. Wśród personelu medycznego i pacjentów cieszył się dobrą opinią. Doskonale radził sobie z obowiązkami, był doceniany przez swoich przełożonych.
Właśnie mija 30 lat od makabrycznych zdarzeń, które działy się w Poznaniu. Poznański pielęgniarz, znany jako "Anioł Śmierci", czynił zło z lubością. Gw🤬t i zabójczy zastrzyk to przykłady tego, w jaki sposób popełniał zbrodnie. Do dziś nie wiadomo, ile osób przez niego straciło życie...

PIERWSZE SYGNAŁY
Prawdopodobnie to właśnie ta nieskazitelna opinia Macieja D. sprawiła, że zlekceważono pierwsze sygnały mogące świadczyć o przerażających praktykach pielęgniarza. W maju 1993 roku jedna z pacjentek, która miała za sobą operację czaszki, poskarżyła się podczas porannego obchodu, że została w nocy zgw🤬cona. Nie potraktowano tego poważnie, w końcu pacjentka była świeżo po zabiegu. Stwierdzono, że coś jej się przewidziało lub przyśniło. Niedługo później kobieta zmarła. Czy padła ofiarą „Anioła Śmierci”? Tego nigdy nie udało się ustalić.
Jedna z pacjentek opisała jak pielęgniarz Maciej próbował ją wykorzystać. "Stał i dyszał, kazał mi być cicho. Cały czas myślałam, że to był zły sen" - napisała kobieta, zastrzegając "nie podaję nazwiska, bo nie chcę mieć kłopotów". Inna pacjentka zeznała, że pielęgniarz przychodził do niej w nocy, głaskał i nakłaniał by spała, a kiedy usypiała brał jej rękę i dotykał nią siebie.
Dopiero coś, co wydarzyło się dwa miesiące później, podda w wątpliwość słuszność zlekceważenia skargi pacjentek...
NOCNY DYŻUR
To była noc z 21 na 22 lipca 1999r. Na OIOM-ie dyżur miał Maciej D. W sali leżała nieprzytomna 70-latka Mirosława W. A pielęgniarka, która szła obok, zauważyła, że ktoś pochyla się nad jej łóżkiem i wykonuje dziwne ruchy, kładąc się wręcz na pacjentce. Pielęgniarka wraz z koleżanką zawiadomiła przełożonych. Nagle stan Mirosławy W. się pogorszył. Trzeba było przystąpić do reanimacji, ale Maciej D. najpierw dał zastrzyk 70-latce, mimo, że nie było takich zaleceń. Mirosława W zmarła.
Pielęgniarki, podejrzewając, że Maciej D. doprowadził do zgonu pacjentki zastrzykiem, pobrały krew od zmarłej i zaniosły ją do szpitalnego laboratorium. Wyniki badań nie pozostawiały złudzeń. Jak się później okazało, w strzykawce znajdował się chlorek potasu, który w wysokim stężeniu powoduje zatrzymanie krążenia. Ulega on szybkiemu rozpadowi - już po pięciu godzinach od podania we krwi nie ma po nim śladu.
ANIOŁ ŚMIERCI
Pojęcie to zostało ukute, gdy okazało się, że podczas dyżurów Macieja D. dochodziło do wielu zgonów. Jeśli chodzi o sprawę Mirosławy W., to na niekorzyść pielęgniarza działało to, że w łóżku i na odzieży pacjentki znaleziono ślady jego nasienia. Sekcja zwłok była jednoznaczna: doszło do gw🤬tu.
Jeśli zaś chodzi o zastrzyk, podany pani Mirosławie to pielęgniarz szukał wymówki w sposób mało przekonujący i twierdził, że to była… pomyłka.
W wyniku analizy dokumentacji szpitalnej uznano, że w szpitalu miało miejsce ponad 30 podejrzanych śmierci kobiet (to jednak wciąż pewna niewiadoma, nie znana jest dokładna liczba) tam, gdzie pełnił dyżur Maciej D. Jednak zrezygnowano z ekshumacji ciał na polecenie biegłych, którzy uważali, że minął zbyt długi czas i próby znalezienia pozostałości po chlorku potasu spełzłyby na niczym.
KOLEJNE OFIARY?
Pół roku po wszczęciu śledztwa prokurator prowadzący sprawę otrzymał list od matki zmarłej 17-letniej dziewczyny, która rok przed zabójstwem Mirosławy W. zmarła w szpitalu przy ul. Lutyckiej. Nastolatka była leczona w szpitalu przez dwa miesiące w związku z obrażeniami, jakich doznała podczas wypadku. Matka dziewczyny szczegółowo opisała śledczym swoją wizytę u córki, dwa dni przed jej śmiercią. Kobieta zauważyła przerażenie w oczach 17-latki, kiedy na salę wchodził Maciej D. Dziewczyna ze strachu nie potrafiła nic powiedzieć, gestami wskazała na krocze.
Dopiero później jej matka zrozumiała, że w ten sposób córka dawała jej do zrozumienia, że została zgw🤬cona. Później matka nastolatki rozpoznała pielęgniarza na zdjęciach okazanych jej przez policjantów.
Kiedy stan dziewczyny poprawił się i miała zostać przewieziona do szpitala ortopedycznego, nieoczekiwanie straciła przytomność. Lekarze stwierdzili u niej niedotlenienie mózgu, jednak nie potrafili wytłumaczyć, w jaki sposób do tego doszło. Dziewczyna zmarła. Wówczas lekarka zdradziła matce pacjentki, że w ostatnim czasie to już trzeci taki przypadek...
Prokuratura nie wszczęła jeszcze wtedy dochodzenia w tej sprawie.
Nadszedł drugi list, pisali rodzice 15-letniej dziewczynki... Trafiła ona do szpitala przy ul. Lutyckiej również po wypadku, i podobnie jak w przypadku 17-latki, kiedy stan dziewczyny poprawił się, nagle uległ pogorszeniu. Dopiero po śmierci 15-latki jej rodzice dowiedzieli się, że wyznała pielęgniarkom, iż została zgw🤬cona przez Macieja D.
Pielęgniarki zgodnie potwierdziły to śledczym. Wskazały, że interweniowały u przełożonych, jednak ci uznali, że dziewczyna miała przewidzenia w związku z doznanym urazem głowy. Późniejsza ekshumacja zwłok 15-latki wykazała, że nie zmarła na skutek doznanych podczas wypadku obrażeń, jednak nie udało się ustalić przyczyny jej zgonu. Prokuratura musiała umorzyć sprawę, bowiem rodzice nastolatki odmówili złożenia wniosku o ściganie pielęgniarza za gw🤬t.
WYROK
Maciej D. nie przyznał się do żadnego przestępstwa. Twierdził, że chlorek potasu pomylił z solą fizjologiczną. Takie wyjaśnienia uznano za niewiarygodne, gdyż oba specyfiki znacząco różniły się ampułkami oraz pudełkami i były przechowywane w różnych, odległych od siebie miejscach. Podczas prowadzonego (ze względu na drastyczne okoliczności ) częściowo niejawnie procesu, pielęgniarz odmawiał składania wyjaśnień.
30 listopada 1994 roku sąd skazał "Anioła śmierci" na 25 lat więzienia. Uznał, że D. działał ze szczególną premedytacją, a motywem zabicia przez niego pacjentki była obawa przed ujawnieniem przez nią gw🤬tu. "Sposób popełnienia przestępstwa wskazuje na daleko posuniętą demoralizację" - uzasadniali swój werdykt sędziowie. Apelacja i kasacja pielęgniarza zostały odrzucone.
Morderca nie doczekał końca kary. Zmarł w 2011 roku w murach więzienia w Rawiczu.