W pewnej wiosce w środku dżungli ludzie żyli od pokoleń wciąż tak samo. Hodowali krowy, uprawiali pole, zbierali owoce, obchodzili święta, chodzili do szamana, rozmnażali się, umierali i oczywiście handlowali wytworzonymi przez siebie dobrami.
Jednak z handlem mieli największy problem. Wszystko trzeba było przeliczać, dzielić, kroić, dodawać. Mieć w pamięci, że jeden drugiemu jest winien kokosa, a drugi trzeciemu 2 litry mleka.
Któregoś dnia wódz wpadł na rewelacyjny pomysł. Wprowadził do obiegu karteczki, które odzwierciedlały rzeczywistą wartość wszystkich towarów. Przyjął, ile wart jest cały majątek we wsi i rozdał karteczki właścicielom dóbr proporcjonalnie do posiadanego przez nich majątku.
Od tej pory życie stało się prostsze. Zamiast prowadzić krowę do sąsiada w zamian za kilka worków mąki, można było kupować mąkę za kartki z cenami, podczas gdy inni przychodzili z nimi po mleko. Ludzie wyspecjalizowali się w swoich zawodach. bo mieli więcej czasu. Hodowca krów produkował więcej mleka, farmer miał coraz nowocześniejsze maszyny do uprawy pola, a zbieracze owoców coraz lepsze i wyższe drabiny, aby zbiory były bardziej wydajne.
Pewnego dnia do wodza przyszedł wioskowy nierób, obibok, do tej pory bezrobotny i funkcjonujący głównie dzięki dobremu sercu sąsiadów. Zaproponował, że ma pomysł, który jeszcze bardziej usprawni życie mieszkańców. Wódz wysłuchał go z uwagą, a pomysł tak mu się spodobał, że postanowił ogłosić go publicznie. Zgodnie z jego pomysłem mieszkańcy wioski, którzy jeszcze bardziej chcieli ułatwić sobie codzienne funkcjonowanie, mogli oddać obibokowi karteczki od wodza w zamian za jedną dużą kartkę ze spisem całego posiadanego majątku. On na bieżąco zajmowałby się stanem rozliczeń między sąsiadami, aktualizacją dużej kartki każdego mieszkańca, pobierając za to jedynie niewielką stałą opłatę za poświęcony czas.
I tak się stało. Życie we wiosce stało się jeszcze łatwiejsze. Ludzie zrobili się wygodni. Niektórzy kupowali nawet więcej towarów, niż mieli środków na dużej kartce. Przestali nawet sprawdzać wyliczenia obiboka, tak mu zaufali. Wciąż rodzili się i umierali, jedli i wydalali. Ziemia rodziła zboże, drzewa owoce, a krowy jadły i dawały mleko. Wszyscy brali i oddawali energię naturze. Wieczne były tylko rozliczenia obiboka i jedynie on nie produkując nic, cały czas powiększał stan swojego majątku. Ludzie nie spostrzegli, aż stał się właścicielem całej wioski i to on zaczął nakazywać im, co mają robić i kiedy. Od tej pory nikt już nie był tam szczęśliwy. Każdy martwił się codziennie czy prawny właściciel nie przyjdzie i nie zabierze mu resztek tego, z czego żyje. Ludzie zrobili się zazdrośni i nieufni wobec siebie. Bo nie mogli pojąć w jaki sposób coś co od zawsze należało do nich, zostało własnością innego człowieka. A przede wszystkim jak to się stało, że przestali być wolni. Koniec.
Dobranoc. Czytał R. Kotarski.
Jednak z handlem mieli największy problem. Wszystko trzeba było przeliczać, dzielić, kroić, dodawać. Mieć w pamięci, że jeden drugiemu jest winien kokosa, a drugi trzeciemu 2 litry mleka.
Któregoś dnia wódz wpadł na rewelacyjny pomysł. Wprowadził do obiegu karteczki, które odzwierciedlały rzeczywistą wartość wszystkich towarów. Przyjął, ile wart jest cały majątek we wsi i rozdał karteczki właścicielom dóbr proporcjonalnie do posiadanego przez nich majątku.
Od tej pory życie stało się prostsze. Zamiast prowadzić krowę do sąsiada w zamian za kilka worków mąki, można było kupować mąkę za kartki z cenami, podczas gdy inni przychodzili z nimi po mleko. Ludzie wyspecjalizowali się w swoich zawodach. bo mieli więcej czasu. Hodowca krów produkował więcej mleka, farmer miał coraz nowocześniejsze maszyny do uprawy pola, a zbieracze owoców coraz lepsze i wyższe drabiny, aby zbiory były bardziej wydajne.
Pewnego dnia do wodza przyszedł wioskowy nierób, obibok, do tej pory bezrobotny i funkcjonujący głównie dzięki dobremu sercu sąsiadów. Zaproponował, że ma pomysł, który jeszcze bardziej usprawni życie mieszkańców. Wódz wysłuchał go z uwagą, a pomysł tak mu się spodobał, że postanowił ogłosić go publicznie. Zgodnie z jego pomysłem mieszkańcy wioski, którzy jeszcze bardziej chcieli ułatwić sobie codzienne funkcjonowanie, mogli oddać obibokowi karteczki od wodza w zamian za jedną dużą kartkę ze spisem całego posiadanego majątku. On na bieżąco zajmowałby się stanem rozliczeń między sąsiadami, aktualizacją dużej kartki każdego mieszkańca, pobierając za to jedynie niewielką stałą opłatę za poświęcony czas.
I tak się stało. Życie we wiosce stało się jeszcze łatwiejsze. Ludzie zrobili się wygodni. Niektórzy kupowali nawet więcej towarów, niż mieli środków na dużej kartce. Przestali nawet sprawdzać wyliczenia obiboka, tak mu zaufali. Wciąż rodzili się i umierali, jedli i wydalali. Ziemia rodziła zboże, drzewa owoce, a krowy jadły i dawały mleko. Wszyscy brali i oddawali energię naturze. Wieczne były tylko rozliczenia obiboka i jedynie on nie produkując nic, cały czas powiększał stan swojego majątku. Ludzie nie spostrzegli, aż stał się właścicielem całej wioski i to on zaczął nakazywać im, co mają robić i kiedy. Od tej pory nikt już nie był tam szczęśliwy. Każdy martwił się codziennie czy prawny właściciel nie przyjdzie i nie zabierze mu resztek tego, z czego żyje. Ludzie zrobili się zazdrośni i nieufni wobec siebie. Bo nie mogli pojąć w jaki sposób coś co od zawsze należało do nich, zostało własnością innego człowieka. A przede wszystkim jak to się stało, że przestali być wolni. Koniec.
Dobranoc. Czytał R. Kotarski.
______________
At my signal unleash the shitstorm.