Znając życie to pewnie ustawka.
A nawet jeśli nie, to typowa akcja mająca na celu pokazać na podstawie anegdotki trend który nawet statystycznie trudno ocenić.
Taki termin "dowód angedotyczny".
Statystyki dla szkół publicznych są tragiczne i nie da się tego nijak uzasadnić.
Szkoły publiczne to patologizacja społeczeństwa:
- agresja i poniżanie ze strony rówieśników ( i odwrotnie, udział w "klasowym gangu")
- poniżanie ze strony nauczyciela
- program dostosowany do nikogo i zmieniający się według tego co ministrowi podczas walenia kreta o poranku przyjdzie do głowy
- kontakt z używkami
- nienaturalny stres
- wiedza nie mająca wiele wspólnego z tym co robi się jako dorosły
- wdrukowywanie niekorzystnych schematów w młodzież
- wreszcie "sfałszowana" nauka: półprawdy, schematy, uproszczenia które dają nieprawdziwy obraz świata i co gorsze przekonanie o wszechwiedzy
- zdejmowanie odpowiedzialności z rodziców