Zmarłych trzeba szanować. To prawda. I to na co dzień, a nie kuźwa raz do roku.
Święto zmarłych to się zrobiły istne jaja i cyrk. To profanacja zmarłych, a nie oddawanie czci.
Wrocław - cmentarz Osobowicki. Co roku ustawione kramy z watą cukrową i słodyczami. O wpierdalających czipsy dzieciakach nie wspomnę. Ścisk, kieszonkowcy i burdel.
Najpierw jedziesz autem, potem przesiadasz się w MPK, bo zamiast zaaranżować tymczasowe parkingi, lepiej zamknąć 3km pas dookoła.
W zeszłym roku wróciłem z grobów zmarznięty, wytargany przez pchające się baby, wkurwiony i jeszcze jakaś kurwa uderzyła mi w błotnik, nie zostawiając numeru telefonu.
Dlatego prosta sprawa - U mnie ma kto się zajmować grobami, i na tą chwilę nie jest to moje zmartwienie.
Znicz zapalę w domu i pod krzyżem na najbliższym możliwym cmentarzu, i to w godzinach wieczornych, żeby nikogo już nie było.
Do swojej zmarłej rodziny przyjdę w połowie miesiąca. Chyba nic się kurwa nie stanie. Sądzę, ze nigdzie nie uciekną. To wszystko ma wymiar symboliczny. Sądzę, że mojej babci wisi gdzie ten znicz zapale. Ważne, żebym po prostu dla samego siebie pamiętał.
Co do Hamerrykańskich świąt. Jeszcze kilka lat temu, na słowo Helołyn dostawałem niepohamowanego ataku wkurwienia. Dzisiaj uważam, że już lepiej bawić się szczerze na nie naszym święcie, niż podchodzić do tradycyjnego święta jako obowiązku.
Jak tak wszyscy tęsknią za tradycją, to wyjebcie telefony, wyłącznie telewizory i oczywiście kompy. Siedźcie bez przerwy w kościele, dziergacie na drutach i będzie tradycja.
Tradycja - TAK
Przeżytek - NIE
Pamiętajcie, że obecne tradycje to przeróbki katolickie i nie mają za wiele wspólnego z oryginałem.
WIKI:
"W najbardziej pierwotnej formie obrzędu dusze należało ugościć (np. miodem, kaszą i jajkami), aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Wędrującym duszom oświetlano drogę do domu rozpalając ogniska na rozstajach, aby mogły spędzić tę noc wśród bliskich[3]. Echem tego zwyczaju są współczesne znicze. Ogień mógł jednak również uniemożliwić wyjście na świat upiorom – duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójców itp (między innymi w tym celu rozpalano go na podejrzanej mogile). W niektórych regionach Polski, np. na Podhalu w miejscu czyjejś gwałtownej śmierci każdy przechodzący miał obowiązek rzucić gałązkę na stos, który następnie co roku palono.
W tym dniu wspierano jałmużną żebraków (początkowo ofiarowując im dary w naturze i surowce typu drewno, węgiel, skóry oraz glina i dzbany, później także pieniądze) aby wspominali dusze zmarłych. W tym dniu niektóre czynności były zakazane, np. wylewanie wody po myciu naczyń przez okno, by nie oblać zabłąkanej tam duszy i palenie w piecu, bowiem tą drogą dusze dostawały się niekiedy do domu[4]."