Pamiętam jak jakieś 7 - 8 lat temu grałem na PeCecie w Pokemon Silver przez emulator gameboy'a.
Katowałem jak pojebany. Chciałem zebrać wszystkie możliwe pokemony, ich wszystkie rodzaje, ewolucje itd.
W sumie grę przeszedłem, ale grałem dalej - chciałem osiągnąć cel.
Pewnego razu brat coś zassał z neta i wirus wpierdolił całą partycję dysku.
Tą, z save'ami z moich zasranych pokemonów. Wiem, jak czuje się koleś z tego reportażu.
Określenie nolife to taki modny stereotyp. Podejrzewam, że osoby, które najczęściej je stosują, siedzą pół wieczora przed tv i piją browary, albo fapują się przed filmikami z Redtube.
"Nolife" jako zjawisko społeczne powinno być jasno zdefiniowane.
Równie dobrze można by nolife'em nazwać typa, który co dzień gra po 3 godziny np. w piłkę nożną.
Jak takiemu ktoś ukradnie np. piłkę za 50 zł, buty za 400, ochraniacze ze 50 i rękawice za 100 zł. to co, to nie będzie kradzież?
Chuj z tym, że kradzież była wirtualna. Siano i czas, jaki na rozwój postaci zostały poświęcone były jak najbardziej prawdziwe.