Film-Łowca Jeleni..
"Łowca jeleni" to z całą pewnością film jedyny w swoim rodzaju. Na tę niezwykłość składa się kilka elementów: aktorstwo, brak patosu, nastrój, intensywność i niesamowity epicki rozmach uzyskany za pomocą najprostszych środków. I przede wszystkim obraz wojny, której nikt przed Michaelem Cimino nie pokazał w taki sposób. W "Łowcy jeleni" nie ma efektownych wybuchów, szarż helikopterów w rytm muzyki Wagnera, nie ma wielkich scen batalistycznych, a jednak groza, degeneracja społeczeństwa i absurd wojny, które film pokazuje, są niemalże namacalne. Opowieść pozbawiana nadętych metafor i alegorii jest zwyczajna, tak jak zwyczajni są ludzie, którzy na wojnie giną i zabijają.
Konstrukcja "Łowcy jeleni" jest niezwykła również dlatego, że wojna stanowi tu tylko przerywnik w życiu osób przez nią dotkniętych. Mamy więc prolog, w którym poznajemy bohaterów i społeczność, której są częścią. Po nim następuje krótki, ale niezwykle intensywny epizod wietnamski. Ostatnia część filmu to obraz zniszczeń, jakich wojna dokonała w psychice ludzi, którzy z niej wracają. Symboliczny koniec to ostateczny rozrachunek z wojną i pokazanie traumy wywołanej bezsensownym zabijaniem i śmiercią na polu walki w ogóle.
"Łowca jeleni" w czasie swojej premiery wzbudził wiele kontrowersji. Cimino oskarżano o popieranie amerykańskiego imperializmu, faszyzm i inne bzdury. Radziecka delegacja w proteście przeciw zniesławieniu bohaterskiego narodu wietnamskiego wycofała się z festiwalu w Berlinie. Po latach widać jak na dłoni, że Cimino interesują przede wszystkim ludzie, a nie racje polityczne.
Reżyser jest mistrzem portretowania bohaterów i relacji ich łączących w scenach zbiorowych. Wesele w pierwszej części filmu to prawdziwy majstersztyk, w którym bez słów twórca portretuje nie tylko społeczności, ale każdego bohatera z osobna, sugerując przy tym zapowiedź ich dalszych losów. Nic jednak nie udałoby się Cimino, gdyby nie wspaniała ekipa aktorska. De Niro, Savage, Cazale, Dzundza, Walken, Streep i naturszczyk Aspegren tworzą niesamowity zespół, który potrafi ożywić każdą filmową kwestię. Najlepszym tego przykładem jest wieńcząca dzieło pieśń "Boże, pobłogosław Amerykę", która, choć całkowicie pozbawiona patosu, nigdy jeszcze nie brzmiała tak przejmująco.
Niewielki budżet, jak na wojenne widowisko, okazał się wielką zaletą. Istotę wojny, zamiast efektów specjalnych, wybuchów i scen batalistycznych, metaforycznie oddaje gra w rosyjską ruletkę oraz towarzyszący jej strach i niepewność. Piękne acz momentami niedoświetlone zdjęcia Vilmosa Zsigmonda sprawiają wrażenie realizmu, ale potrafią przy tym z niego wydobyć elementy symboliczne. A sam Cimino w doskonały i naturalny sposób balansuje na granicy metafory i realizmu snutej opowieści.
Jarosław Leszcz
13 lipca 2009 recenzja dvd Łowca jeleni (1978).