Wszystkie te raporty i dokumenty nie uwzględniają USA, które jak na razie mogą za pomocą projekcji siły morskiej obalić Chiny, tak jak to zrobili swego czasu Brytyjczycy w czasie wojen opiumowych.
Na dodatek pięknie zacytowałeś TVN, ale pominąłeś to:
tvn24bis.pl/ze-swiata,75/chiny-gospodarcza-potega-piec-rzeczy-ktore-po...
Chiny gospodarczą potęgą? Rozprawiamy się z mitem w 5 punktach
Istnieją przynajmniej dwa kraje zwane Chinami. Chińska Republika Ludowa zmyślona przez władze oraz sinofilów, i ta prawdziwa, która kryje się za fasadą oficjalnych statystyk, triumfalnych biuletynów KPCh i imponujących wieżowców w Szanghaju czy Makau. Wystarczy rzut oka na kilka ekonomicznych danych, aby zdać sobie z tego sprawę.
1. Mit PKB
Coraz więcej ludzi postrzega Chiny jako gospodarczą potęgę, bogaty kraj, który zdetronizuje wkrótce Stany Zjednoczone. I rzeczywiście, nie można wykluczyć, że za kilkanaście lat, mierząc PKB ogółem według parytetu siły nabywczej, Chiny – choć do tego jeszcze bardzo daleka droga – przegonią USA. O wiele ważniejszym wskaźnikiem w tym kontekście, bo lepiej mierzącym realną stopę życiową mieszkańców danego kraju, jest jednak PKB per capita. A pod tym względem Chiny z wynikiem 11 868 dolarów na głowę mieszkańca (dwukrotnie gorszym od Polski) znajdują się obecnie – według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego – na 89. miejscu na świecie, zaraz za Macedonią czy Turkmenistanem. A wszystko to w zderzeniu z przymusowymi aborcjami będącymi konsekwencją surowego zakazu posiadania więcej niż jednego dziecka, chłopami bez prawa do ziemi, restrykcjami ograniczającymi migracje (system hukou), czy brakiem systemu emerytalnego.
2. Iluzja demograficzna
Poza tym, w państwie, w którym mieszka grubo ponad 1,3 miliarda ludzi, nawet jeśli wytwarza się niewiele, zsumowany poziom produkcji robi wrażenie. Jego siła wynika bowiem – jak nazywa to Guy Sorman, francuski myśliciel i wybitny znawca Chin – z tzw. iluzji demograficznej. Oczywiście, z jednej strony, ostatni raz Chiny przeżyły istotne spowolnienie w latach 1989-1990, kiedy to tempo wzrostu wynosiło 4 proc. Z drugiej strony jednak, w ostatnim dziesięcioleciu wzrost gospodarek 28 rozwijających się państw azjatyckich – według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego – wynosił przeciętnie 9 procent rocznie.
3. Koniec łańcucha produkcji
Tym, co stanowi wiarygodny probierz stanu danej gospodarki, jest przede wszystkim szeroko rozumiana innowacyjność. Istnieje bowiem zasadnicza różnica między zdolnością wyprodukowania nowych leków a uszyciem nawet niewyobrażalnej liczby skarpet. Guy Sorman zwykł z tego powodu podawać w dyskusji dotyczącej potęgi chińskiej gospodarki – będącej co do zasady, jak zresztą cała Azja wyjąwszy Koreę i Japonię, jedynie podwykonawcą zachodnich zleceń – przykład iPhone’a. Wkład Chin w jego powstanie to 5 proc., a mimo to bardzo długo pisano na nim Made in China. Dopiero po protestach Apple, zmieniono napis na Assembled in China, czyli – w wolnym przekładzie – „zmontowany w Chinach”. Jeśli idzie zaś o inny sztandarowy produkt firmy stworzonej przez Steve’a Jobsa, czyli iPoda, który w 2008 r. był sprzedawany w USA za 299 dolarów, to tylko ok. 4 dolary z jego wartości pozostają w Państwie Środka wraz firmami montującymi – podał swego czasu „The Economist”.
4. Fasada oficjalnych statystyk
Oficjalne statystyki publikowane przez chiński rząd należy traktować z rezerwą. Na przykład stopa bezrobocia – którą partia chwali się mniej chętnie niż stopą wzrostu – wynosi oficjalnie tylko 4 proc. W rzeczywistości jednak ludzi bez pracy w Chinach jest znacznie więcej.
– Statystyki obejmują stałą ludność miejską, ale nie uwzględniają ludności wiejskiej, która teoretycznie ma środki utrzymania u siebie, ale emigruje do miast – wyjaśnia Krzysztof Gawlikowski z Instytutu Nauk Politycznych PAN w wywiadzie udzielonym dla magazynu „Forbes”. Jak szacuje z kolei Mao Yushi, niezależny chiński ekonomista i założyciel pierwszego instytutu badawczego w Pekinie nie mającego związku z partią komunistyczną, prawdopodobny odsetek bezrobotnych to około 20 proc.
5. Na bombie
Chiny jako największa fabryka świata napędzana tanią siłą roboczą i zagranicznym kapitałem przestały sprawnie funkcjonować, gdy globalny kryzys zmniejszył popyt na tamtejsze towary, a rola eksportu jako motoru wzrostu została ograniczona. W odpowiedzi chińskie władze postanowiły utrzymać imponujący wzrost poprzez inwestycje (tylko w br. planowana jest realizacja 300 projektów infrastrukturalnych o łącznej wartości 1,1 biliona dolarów). W rezultacie, ich udział w PKB wzrósł z 41 proc. w roku 2008 do 48 proc. w roku 2013, a obecnie wynosi już ponad 50 proc. Połowa to inwestycje państwowe, które jako nie poddane grze sił rynkowych, są w dłuższej perspektywie nierzadko chybione. Na przykład po 1998 r. Chiny rozpoczęły intensywną budowę autostrad. Do końca 2011 ich łączna długość wyniosła ponad 30 tys. km. Ale większość z nich nie jest efektywnie wykorzystywana. Stąd właśnie szereg nierównowag groźnych dla normalnego funkcjonowania chińskiej, a w konsekwencji i światowej, gospodarki. Poza przechyłem inwestycyjnym, którego bezpośrednim efektem pozostaje fakt, że – jak szacuje Bank Światowy – moce produkcyjne 75 proc. chińskich gałęzi przemysłu są za wysokie nawet o 40 proc. wystarczy wymienić choćby największą w historii bańkę na rynku nieruchomości oraz ogromne zadłużenie ogółem (finansów publicznych, sektora finansowego, konsumentów i przedsiębiorstw), które w ciągu siedmiu ostatnich lat wzrosło z około 160 proc. PKB na koniec 2008 roku do 240 proc. PKB na koniec roku 2013.
Krótko mówiąc, jeśli miałbym na kogoś stawiać, to dalej stawiam na świat anglo-saski. Może za życia moich wnuków coś się zmieni, ale ja nie sądzę, żeby USA tak po prostu podzieliło się podium, a już tym bardziej oddało je...