W sumie jak się tak trochę zastanowić - co to jest narodowość? Gdybym urodził się 50 km dalej - byłbym Ukraińcem, mówiłbym po Ukraińsku, uważał Banderę za ważnego bohatera okresu II WŚ etc. Gdyby mój pradziadek, zamiast wracać do prababci (którą widział ledwo kilka razy na zabawach w remizach i na kilku schadzkach ale obiecał że wróci i że za żonę ją weźmie), zostałby gdzieś pod Arnhem (bo chyba tam był raniony w czasie operacji Market-Garden) z tego co pamiętam) to może teraz mówiłbym biegle po Holendersku, nosił się na pomarańczowo, oddawał hołd Królowej (teraz już Królowi), jakby pradziadek nie leciał z postrzeloną nogą do swoich tylko poddał się Niemcom (jak koledzy) to może zabraliby go do obozu, obóz wyzwoliliby Alianci a po wojnie osiadłby gdzies w Niemczech bo nie chciałoby mu się wracać do Polski i teraz mówiłbym po niemiecku, oddawał cześć Angeli, zarabiał kokosy w euro i uważał, że nalezy nam się zwrot Breslau, Posen i Danzig jako ziem zagarniętych w niesprawiedliwy sposób po wojnie. Jakoś tak się złożyło, że urodziłem się Polakiem, mówię Polsku - czy to źle? Chyba nie, ale nie jest to też powód do jakiegoś samouwielbienia