Mielismy wtedy troche pieniedzy, na tyle, zebym kupowal juz sobie markowe ubrania z Biedronki. Mama zalozyla internet, odkrylem to forum. Zaczalem sciagac sobie tony pornografii i walic konia nawet do 8, 9 razy dziennie. Walilem praktycznie przy wszystkim, doszlo do tego, ze robilem to przy zdjeciach z rodzinnego albumu. Pozniej znow nie mielismy kasy, musielismy zbierac puszki... Moja siostra dawala najwiekszym ogrom z jej klasy, zeby miec kase na lepsze ubrania i kosmetyki. Pozniej przyszedl lepszy czas, bo starsza znalazla sobie nowego fagasa. Mielismy troszke kasy. Zaczalem kupowac w szkolnym sklepiku slodycze kolegom, zeby sie im przypodobac.
W koncu jeden zaczal ze mna trzymac, chyba tylko dlatego, ze nie mial netu, a u mnie mogl za darmo sobie w nim siedziec godzinami. Z czasem jednak nawet skumplowalismy sie.
Moj kolega byl dosc bogaty. Nie mial netu, bo mieszkal na wsi, poza zasiegiem Neo, czy innych. Ale chacjendy slabej nie mial. Raz tam bylem, jak czekalem na niego przed jego brama pol godziny. Po drugiej stronie bramy szalal jego ciety na mnie pies. Nie wiem czemu tak sie na mnie wsciekal. Moze wyczul, ze chcialbym go psedupcyc?
Z moim nowym kolega, Rafalem, poszlismy pewnego razu do Biedronki. Chcial sie pozbijac z rzeczy, ktore tam byly na sprzedaz. Ja rowniez sie smialem, do rozpuku, mimo, ze caly bylem ubrany w ciuchy z Biedronki.
W koncu Rafal wypatrzyl jakas wyjatkowo oblesna bluze i zaczal sie brechtac, ze chyba kupi taka komus, kogo nie lubi, na gwiazdke.
Nie widzielismy sie potem przez jakis czas, bo nadeszly swieta.
W wigilie dostalem w prezencie od ojczyma ta wlasnie bluze. Ze lzami w oczach poszedlem w niej po nowym roku do szkoly, tracac kolejnego kolege.
Nie mam sily na razie wiecej pisac o moim totalnie przegranym zyciu. Poza tym swedzi mnie pala, bo walilem dzis tylko siedem razy, a wlasnie sciagnal mi sie z Kazyy film "Latin horse fuck".
Jesli bede mial jeszcze kiedys chwilke czasu, napisze wam moze o moich perypetiach, kiedy zdawalem na prawo jazdy, mimo ze bardzo chcialbym o tym zapomniec.
Ale nic, skoro powiedzialo sie a, to trzeba i b.
***
Witam ponownie. Dzis w moim przegranym z zalozenia i w praktyce zyciu wydarzyl sie kolejny dramat Ale to juz bylo prawdziwe przegiecie, jestem teraz caly rozstrzesiony i boje sie nadejscia jutra. Nie pomaga mi juz nawet targanie skory raz za razem. Nie potrafie sie uspokoic. Wszystko rozeszlo sie o dziewczyne... Pierwsza od lat, z ktora sie zetknalem i ktora nie polozyla na mnie lachy po pierwszym dokladniejszym zlustrowaniu mnie wzrokiem (nie opisalem wam sie wczesniej, ale zrobie to teraz, zebyscie mieli jako taki obraz mojej zalosnej osoby:
Jestem niski - mam 165 cm wzrostu w ortopedycznym obuwiu. Mam krzywe giry i kregoslup dopasowany ksztaltem do krzesla od kompa. Garbie sie i w tym miejscu, gdzie niektorzy maja klate, robi mi sie karykaturalna depresja.
Psy zawsze ujadaja, a koty sycza na moj widok.
Mam zolte, popsute zeby i obwisla, smutna twarz onanisty...
Waskie barki stercza mi do przodu i mam za duza glowe. Mama zawsze kaze mi strzyc sie tak, zebym zostawial sobie rowna grzywke.
Grzywke, kurwa, czaicie...?
Jestem obrzydliwy - nie moge sie onanizowac pod prysznicem z dwoch powodow: po pierwsze bardzo rzadko sie w ogole myje, po drugie pala mi flaczeje, kiedy widze swoja godna politowania nagosc.
No dobra, tyle o mnie, opowiem wam moja dzisiejsza tragedie. Dzis w szkole, co bylo dla mnie cudem, odezwala sie do mnie niewiasta. Zaczelo sie od tego, ze szedlem sobie szkolnym korytarzem i odwazylem sie zanucic sobie happy sada:"kiedys kupie noz i powyzynam wszystkich wkolo..." Wtedy z parapetu poderwal sie jeden z palantow z klasy mlodszej o dwa lata - nawet ich nie zauwazylem - i warknal: "Probujesz podskoczyc buraku, kurwa, ty cioto pierdolona ?! Jakies noze nam tu insynuujesz!?" I zanim sie zorientowalem, zarobilem siarczysta lepe w moj wykrzywiony przerazeniem obwisly ryj. Zapieklo jak sam skurwisyn, w oczach stanely mi lzy. Cala ta mlodsza klasa, siedzaca wokol wybuchnela dzikim smiechem. Zaczeli robic mi foty z komorek, jak stoje w zalosnej, skulonej pozie, z puchnacym ryjem i swieczkami w slipiach. Ucieklem stamtad i schowalem sie w lazience. Ale to byl dopiero wstep do wlasciwego dramatu... Kiedy wyszedlem, wyplakawszy sie juz, z klopa, zobaczylem dziewczyne z tamtej klasy. Pomyslalem, ze moze chce mi napluc w ryj i siegnalem odruchowo do kieszeni po chusteczke. Ale nie, dziewka spytala sie mnie, czy slucham happysadu i czy mam ich jakas plyte, bo jej bardzo zalezy. Akurat tak sie skladalo, ze mialem ich plyte - Happysad jest to jedyne, czego slucham, oprocz Denzela, przy ktorego rytmicznych kawalkach dobrze mi sie masturbuje - i powiedzialem jej to z niejaka ulga (balem sie, ze napluje mi w ryj po odmownej odpowiedzi) Laska sie ucieszyla i spytala, czy bym jej tego krazka nie pozyczyl i ze moze nawet isc ze mna po lekcjach do mnie, zeby go wziac, bo jej naprawde bardzo bardzo zalezy.
Bylem wniebowziety. Rany, wreszcie jakis kontakt z dziewczyna (oprocz kontaktu z wydzielinami mojej siory). Ludzie zobacza mnie z ta laska, jak bede z nia szedl przez miasto. Uslyszalem anielskie pienia.
Po lekcjach poszlismy razem w strone mojego bloku. Zagadywalem laske, ma na imie Klaudia, o nauke. Mowilem jej, ze troche mi nie idzie z fizyka... wiem, wiem, jestem zalosny az do absurdu.
Nie chciala wejsc do mnie do domu, zreszta sie nie dziwie, bo moj jebany w czy dupale ojczym (zwany dalej tate) lezal na wznak na srodku przedpokoju, z tapeta z wlasnych haftow na gebie. Tate lubi sobie czasem troche popic, coz poradzic... Klaudie przerazil ten widok i chciala juz spierdalać, ale przypomniala sobie widac o happysadzie, bo zatrzymala sie jakos tak w pol kroku. Pobieglem do swojego pokoju, wzialem plytke i dalem jej ja. Klaudia byla zielona na twarzy (moj tate wlasnie poprawial sobie przez sen tapete), ale zmusila sie do bladego usmiechu i zeszla na chwiejnych nogach na dol.
Jakos tak pod wieczor tradycyjnie poczulem potrzebe masturbacji, tradycyjnie siedzac przy kompie. Pomyslalem sobie, ze zwale pod film ze zwierzakami (jestem ich milosnikiem) i wybralem niedawno zassany avik "Swietlana and her dog". Dobre, mocne, rosyjskie kino...
Mialem go na plytce, lezacej wsrod wielu innych w szufladzie. Zaczalem szukac, juz rozgrzewajac lewica palke... i w koncu ja dojrzalem. Wlozylem plytke do napedu, wlaczylem... I ukazaly mi sie uwory Happysadu.
POMYLILEM, KURWA PLYTY... DALEM KLAUDII SWIETLANE Z JEJ PSEM... Boje sie nadejscia jutra... Siedze przed kompem, w majtkach mam pelno rzadkiego goowna, bo zesralem sie z wrazenia i caly sie trzese. Mam przeyebane jak w ruskim czolgu. Nie wiem, czy nie zalatwie sie tabletkami, ale tym razem dokladnie przeczytam etykiete... Co ja najlepszego zrobilem...
Opowiem wam dzisiaj jeszcze jedna anegdote z mojego zycia, bo po prostu czuje, ze musze sie wygadac... Poza wami nie mam nikogo, nawet na gg z nikim nie udaje mi sie zagadac dluzej niz przez trzy linijki textu - bo juz wtedy wychodzi, jakim zalosnym jestem nudziarzem i koniobijca.
Chce opowiedziec o tym, jak jakis czas temu zdawalem na prawo jazdy - do dzis mi sie to sni po nocach. Budze sie i strach przechodzi mi dopiero, kiedy potargam skora... To mi zreszta pomaga na wszystko.
Pare miesiecy temu tate zapisal mnie na kurs prawa jazdy. Zrobil to dlatego, bo czesto wraca napruty z baru i jezdzi maluchem po krawekraweznikach. Byl mu potrzebny kierowca.
Zapisal mnie do goscia, u ktorego bylo najtaniej w miescie. Co prawda uczylem sie u niego jezdzic na starej zastawie, w ktorej nie wchodzila dwojka, no ale cel uswieca w koncu srodki.
Jazda szla mi calkiem calkiem - ta nauka to bylo zreszta jedyne, co jak dotad mi wyszlo w zyciu - i nie spodziewam sie nastepnych takich sytuacji. Na poczatku co prawda jezdzilem, kurwa, jak taczką po budowie, ale w koncu instruktor grzecznie mnie pouczyl: "Jeszcze raz kurwa, jeszcze jeden jedyny raz nie przyuwaz swiatel, synu kurwy i zlodzieja, a przysiegam, ze ci rozbije ten glupi pysk". To skutecznie poprawilo moja koncentracje na drodze...
W koncu nadszedl i egzamin. Tate wysuplal z kieszeni, zebym mogl za niego zaplacic i pojechalem zdawac do Wawy. Stresowalem sie wtedy tak, ze po drodze pot omal nie przezarl mi dziur pod pachami. Cieklo ze mnie ciurkiem. Jechalem autobusem, sasiedzi zaczeli sie przesiadac, byle dalej ode mnie. Na szczescie, zapobiegliwie wsadzilem sobie rano w dupe korek i zakleilem tasma izolacyjna, zeby choc raz moja kaka pozostala tam, gdzie powinna byc w takiej sytuacji.
Testy jakos zdalem. Moze dlatego, ze podpowiadal mi siedzacy obok przy kompie, starszawy pan z przylizanymi wlosami i wasikiem, ktory szeptem spytal, czy nie chcialbym isc z nim potem na piwo. Rowniez szeptem odparlem, ze nie, ale wiecej go juz o nic nie pytalem...
Plac tez zdalem - bezproblemowo. Moim egzaminatorem byl tlusty gosciu po czterdziestce, z dwoma podbrodkami, ktory ciagle drapal sie po obficie wypchanym kroczu dzinsow.
Zawalilem sprawe na miescie - ale przeciez musialem cos zyebac, nawet dziwilem sie, ze tak dobrze mi jak dotad idzie.
Zdazylem przejechac przez pierwsze rondo na trasie i, nieco juz rozluzniony, spojrzalem na chwile na dzwignie biegow. I wtedy w.p.ierdolilem punciaka na pas trawy, przedzielajacy jezdnie. Spojrzalem, przerazony, na egzaminatora, czujac rosnacy napor na korek.
- I co, k.urwa? - spytal facet.
- Slucham? - wyjakalem.
- Nie, to ja cie slucham. Co ty k.urwa najlepszego zrobiles? Ty sie huju pierdolony na zastawie uczyles jezdzic, czy co? No odpowiedz mi, kurwa, bo bardzo jestem tego ciekaw...
- Ja bardzo pana przepraszam...
Goscio pokrecil glowa, drapiac sie ostro po jajach. Lekka won padnietej ryby dotarla do moich nozdrzy.
- Nie mnie, gnojku, przepraszaj, ale ojca, matke. Zainwestowali w ciebie pieniadze, wierzyli w ciebie, a ty co? Na trawnik wjechales? To nie kosiarka, k.urwa, tylko woz egzaminacyjny. pierdolona "elka". Wyjrzyj i sprawdz, jak nie wierzysz.
- Ja bardzo pana prosze... Nie wiem, jak to moglo... Tate, znaczy sie ojciec, mnie zabije... Ja dobrze jezdze, tylko teraz tak, nie wiem czemu. Przepraszam, prosze, blagam... - zaczalem sie niemal modlic do goscia.
Widzialem blysk w jego oczach, dobrze sie skurwiel bawil.
- Oficjalnie juz jestes przekreslony - rzekl. - Ale poniewaz ja nie jestem takim skurwisynem, moge przymknac na to oko. Ale musisz cos dla mnie zrobic - dodal, kiedy zaczalem skwapliwie kiwac glowa.
- Wszystko - wysapalem, myslac o tym, jak bede uciekal wieczorem po mieszkaniu przed pijanym tate i rurka w jego rece. Zreszta i tak bede przed nim uciekal, dopoki do jego zamroczonego jabolem umyslu nie dotrze, ze jednak zdalem, w co chyba nawet przez chwile nie wierzyl.
Egzaminator rozluznil sie, opierajac w fotelu i rozchylajac tluste, ogromne uda. - Wiesz, jak to sie robi - wysapal chrapliwym z rosnacego podniecenia glosem. - Nie musze cie prowadzic za raczke.
Zamurowalo mnie na chwile, ale wiedzialem, ze nie ma sensu oponowac. Bylem na straconej pozycji. Starajac sie zamaskowac wyraz obrzydzenia na twarzy, pochylilem sie nad rozporkiem mezczyzny. Gdy z ociaganiem go rozpialem, wyraznie uderzyl mnie smrod padnietej ryby.
Zamknalem oczy i zaczalem sobie wyobrazac, ze to fiut mojego dawnego kolegi z lawki (mam o nim pamieciowki do dzis) i ze pachnie lawenda.
Rozpialem sapiacemu z podjary egzaminatorowi spodnie i sciagnalem majtki. Ich spod pokrywala sztywna substacja w roznych odcieniach zolci. Nie sposob bylo ustalic, ile w tym spermy, a ile moczu...
Zwezone w szparki oczy zaczely mi lzawic - cuchnelo potwornie. Grubas zaczal sie wiercic na fotelu.
- No dalej, sciagnij skore - wysapal. - Tata nigdy nie dawal ci sie bawic siusiakiem?
Gdy trzesaca sie reka sciagnalem mu napletek, odkrylem pod nim zloze bialej mazi.
- Rob leb, obciągaj - uslyszalem i gosciu zlapal mnie za kudly, nabijajac moja glowe na swoj korzen.
Zrzygalem sie w trakcie, ale on nawet tego nie zauwazyl. Rzucal sie na fotelu jak oszalaly wieloryb, a punciak bujal sie dziko na resorach, az elka spadla z dachu. W koncu wystrzelilismy obaj - on z fujary, a ja z dupy. Korek przebil tasme, markowe dzinsy z Biedronki i rozbil boczna szybe. Moja strona kabiny zaczela wygladac, jakby przeszla przez nia lawina blotna, tyle ze bloto tak nie jebie...
- Zdalem? - ledwo moglem cos z siebie wydusic, jak juz wykaslalem sperme z tchawicy.
Egzaminator nie odpowiedzial. Spojrzalem na jego twarz. Mial otwarte, szliste oczy i wywalony czerwony kawal miecha, bedacy u niego jezykiem. Nie zyl, powalil go zawal... I wszystko huj szczelil.
Znow zaczalem rzygac.
Wrocilem do domu na piechote, bo kierowca nie chcial mnie wpuscic do autobusu. Wygladalem tak, jak zawsze sie czulem - jak chodzacy kawalek gowna.
W domu nikogo nie bylo. Pomyslalem, ze moje dalsze zycie nie ma sensu. Zaplakany jak ostatnia dziwka polknalem garsc tabletek. Potem przeczytalem, ze to globulki dopochwowe. W desperacji odkrecilem gaz - zasyczalo i po chwili umilklo. Gaz akurat sie skonczyl.
Chcialem nalac wody do wanny i porazic sie pradem, ale przypomnialem sobie, ze wczoraj odcieli nam wode, nie wspominajac o pradzie.
Zaryczany i zasmarkany wszedlem w koncu na dach. Stanalem na jego krawedzi, patrzac w trzypietrowa otchlan. Wahalem sie. Trwalo to kilkanascie minut, na ulicy zebrali sie gapie, przyjechala straz i policja. Policyjny negocjator wskoczyl na dach. Z okna sasiedniego bloku filmowano mnie amatorska kamera (potem poszlo to w wieczornych wiadomosciach na regionalnej)
- Nie skacz ! - powiedzial glosno negocjator.
- Skocze!
- A skacz sobie, synu kurwy i zlodzieja (przysiaglbym, ze juz to gdzies slyszalem) - szepnal goscio. - Mi to zwisa. Musze tylko bez klopotow dotrwac do pierwszego.
- Slucham?! - wyjakalem.
- Chodz tu do mnie, razem znajdziemy rozwiazanie twoich problemow! - krzyknal facet do publiki, po czym szeptem dodal: - I tak nie skoczysz. Jestes za miekki, ty zalosna kurwo. Nie skoczycz, niec. Ni huja.
Pierwszy i jak myslalem, ostatni w zyciu mnie ponioslo.
- No to patrz! - wrzasnalem i... skoczylem.
"Chce byc aniolem, umierajac, snila
Zamknela oczy, skrzydla rozlozyla...
Lecz ujrzec Boga nie bylo jej dane..."
W locie jebnalem girami o czyjes pelargonie i zaczalem sie obracac. Po chwili wbilem sie w napompowana przez strazakow poduszke powietrzna. Doniczka z pelargonia spadla mi na glowe i stracilem przytomnosc.
To w zasadzie tyle. Nie mam sily dalej o tym pisac. Mam juz twarz mokra od lez i palka sie dopomina o glaskanie( tak tak, mam zjebane łuki odruchowe) To mnie wyczerpalo.
Do nastepnego razu... o ile nastapi...
***
Czesc, to znowu ja. Zanim napiszecie, ze moge juz wypierdalac, przeczytajcie prosze moja dzisiejsza zyciowa tragedie, kolejna na rowni pochylej w dol mojej przegranej wegetacji.
Tak, jak sie spodziewalem, mialem dzis w szkole przesrane przez ta historie z plyta.
Szedlem dzis do budy przerazony, jak rzadko. Myslalem, czy gdzies nie spierdolic, ale balem sie ze na miescie mnie gliny wylegitymuja. Zawie wyskakuje mi w takiej sytuacji burak na japie, bo gliniarze na ogol smieja sie z mojego pedalskiego zdjecia w legitymacji, z przycieta rowniutko grzywka, na ktorym moja onanistyczna uroda ukazana jest w pelnym swietle.
Gdy wszedlem do szkoly, juz na wejsciu zaczely rozlegac sie smiechy. Jestem do tego przyzwyczajony, ludzie tak zawsze reaguja na moj widok, ale dzis w tym smiechu bylo slychac jakby wieksze niz zwykle okrucienstwo.
Gdy szedlem korytarzem pod moja klase, ktos z boku zaszczekal, nasladujac psa. Na to pol korytarza wybuchlo huczacym brechtem.
Tylko sie nie zesraj, powtarzalem sobie w myslach jak mantre.
Nagle z klasy informatycznej wyjrzal dyrektor.
- Wlazlo, pozwol tu na chwile - powiedzial zimnym glosem.
W przeczuciu czegos straszliwego moje krzywe nogi zaczely sie telepac.
W sali oprocz dyra byla moja wychowawczyni, kilku innych nauczycieli i para nieznanych mi ludzi po czterdziestce.
- Czy ten film nalezy do ciebie? - spytal dyro, po czym wlaczyl rzutnik. Na planszy pojawily sie pierwsze sceny "Swietlany and her doga" - dorodny owczarek niemiecki, aportujacy wibrator. Przynosil swoj lup do grubawej, niskiej kobiety, o bladym ciele z rozstepami i przetluszczonymi wlosami.
- O zesz kurwa - wyrwalo mi sie mimowolnie. Mimo skrajnego przerazenia moj kutas zaczal sie podnosic, robiac namiot w spodniach.
- Czy dales plyte z tym... tym czyms corce tych panstwa? - po Dyrze widac bylo, ze powoli traci nad soba panowanie. Wskazal na nieznana mi pare.
- Dalem jej, sama mnie prosila - zaczalem mamrotac. - Tzn. o inna plyte, pomylily mi sie... - Ostrzegawczo zaburczalo mi w brzuchu.
Nagle rzucil sie na mnie ojciec Klaudii.
- Ty pierdolony zwyrodnialcu! - krzyknal. - Klaudynka przez ciebie potrzebuje pomocy psychiatry!
Szczelil mi w morde, tak ze wyrzucilo mnie z moich pedalskich kapci. Upadlem na ziemie i zaczalem plakac. Nauczyciele z trudem odciagneli ode mnie oszalalego ojca.
- Pani Krysiu, prosze zadzwonic po jego rodzicow i na policje - powiedzial dyrektor.
Wilem sie po podlodze i beczalem jak dziewczynka. Krew na twarzy mieszala mi sie ze smarkami.
- Posprzatajcie to gowno z podlogi - uslyszalem.
Dwoch nauczycieli podnioslo mnie do pionu. Spojrzalem na rodzicow Klaudii. Patrzyli na mnie tak, ze ostatnie scierwo mogloby mi pozazdroscic. Stalem zgarbiony, czerwony na twarzy, z puchnaca pizda pod okiem i w ujebanej bluzie z Biedronki.
Dyro wylaczyl rzutnik, gdy pasztet z ekranu zaczynal robic leb owczarkowi. Byl zielony na twarzy.
- Blagam, rozdepczcie mnie... - wyjeczalem
- Narobiles sobie powaznych klopotow. Mowiac krocej: masz totalnie przesrane - wysapal dyrektor.
Nie od dzis, przebieglo mi przez glowe. Musialem cos zrobic - sytuacja rozwijala sie tak, ze wiedzialem iz tego nie przezyje.
Jebac policje, ale jak tate sie dowie... Nie mowiac juz o zemscie ludzi ze szkoly. Musialem uciekac.
Trzymajacy mnie nauczyciele nieco poluzowali uchwyt. Mimo, ze mam kondycje beja po tygodniowym ciagu, zerwalem sie w jednej chwili do biegu, jak rasowy sprinter. Korytarz odpadal - czekala tam na mnie cala szkola. Zostawalo mi tylko okno. Rozpedzilem sie, potracajac dyrektora i rzucilem sie na zasloniete zaluzje. Ze w oknie sa kraty, przypomnialem sobie, jak w nie jebnalem...
O dziwo, udalo mi sie wyskoczyc przez okno, na latajacym dywanie z krat wyrwanych ze sciany, w deszczu kawalkow szkla i owiniety zaluzjami. Spadlem z pierwszego pietra, ale wiedzialem ze przezyje, bo smierc w takiej sytuacji bylaby dla mnie prawdziwa ulga. Nawet kostucha kladzie na mnie lache.
Prawie nie pamietam, co dzialo sie przez nastepnych parenascie minut. Spierdalalem jak szalony. Ocknalem sie... w Biedronce, stojac przed lodowka z nabialem. Cholernie bolala mnie glowa. Mialem porwane ciuchy, bylem ujebany krwia i blotem. Na szczescie to bloto kamuflowalo nieco fakt, ze i moja kaka doprosila sie o wolnosc.
Nagle podszedl do mnie ochroniarz. Na koszulce mial napis Biedronka_Security.
- Jabole na lewo i prosto - powiedzial, patrzac na mnie z obrzydzeniem.
Wzial mnie widac za rasowego zula - ufajdane rylo maskowalo moj mlody wiek.
- Wielkie dzieki, kierowniku - wycharczalem, nie chcac go wyprowadzac z bledu.
Poszedlem we wskazanym kierunku, po czym ucieklem z dyskontu na jednej nodze. Nie wiedzialem, co dalej robic. Czulem sie wygnancem, ałtsajderem. Wiedzialem, ze jesli wroce, w najlepszym razie czeka mnie zmasowany wpierdol. Musialem sie powaznie zastanowic. Znalazlwszy sie w tak trudnym polozeniu, moj mozg po raz pierwszy od dawna zaczal powaznie pracowac. Niemal slyszalem, jak ruszaja sie w nim trybiki. I tak bylem glupi, od ciaglego bicia po glowie od dziecka, ale ostatnimi laty jeszcze sie otepialem intensywna masturbacja i kompem. W zasadzie wszystko w moim nedznym zywocie krecilo sie wokol targania skora.
Przejrzawszy sie w witrynie sklepowej, stwierdzilem, ze musze sie gdzies umyc, zeby nie zwracac na siebie uwagi. Moja skora miala alergie na mydlo, ale planowalem sie tylko oplukac w rzece.
Poszedlem nad Wisle i, mimo ze pizdzilo jak sam skurwisyn, wlazlem w ciuchach do wody.
Zdazylem sie osuszyc na dworcu, zanim jakis facet mnie stamtad wypierdolil na kopach. Ruszylem przed siebie i nagle uslyszalem:
- Hej, kolego! - wykrzyczane przez jakiegos starszego goscia.
Na poczatku nie zareagowalem, bo nikt mnie nigdy nie nazwal kolega. Potem jednak z pewnym strachem odwrocilem sie. Moze to psy?
To jednak nie byli oni, tylko starszawy facet z przylizanymi wlosami i wasikiem. Przypomnialo mi sie, ze spotkalem go na egzaminie na prawko. Goscio podszedl do mnie, oblesnie usmiechniety.
- Czesc, ale nieoczekiwane spotkanie, no nie? - zaszczebiotal. - Wtedy nie bylo czasu, ale moze poszedlbys dzisiaj ze mna na piwo, czy co tam chcesz? - puscil mi oczko.
Wiedzialem, ze potrzebuje jakiejs mety na najblizszy czas. Ten pedal mogl mi nieswiadomie pomoc.
- Dobrze, ale do pana - wybakalem.
- Oczywiscie, zapraszam! - facet zatarl rece.
Wypadki potoczyly sie tak, ze po niecalej godzinie lezalem juz na podlodze w jego mieszkaniu, z latexowa maska na ryju, a facet (mial na imie Zbyszek) ladowal mnie w anal, ubrany w ponczochy z podwiazkami.
- Podoba ci sie to, co suko? - wysapal w pewnym momencie.
- Tak, tak - wyjeczalem. Szczerze mowiac, naprawde zaczynalo mi sie to podobac...
Teraz, po paru godzinach, udalo mi sie zasiasc przed kompem Zbyszka i wszedlem na forum. Zamiast odbytnicy mam wiadro i boli mnie gardlo, ale chociaz chwilowo jestem bezpieczny.
Nie wiem, co dalej robic... Tymczasem przekimam u mojego nowego znajomego, bo chyba musze sie z tym przespac...