...Brad Thor w "Pierwszym przykazaniu"
Witam. Właśnie czytam książke Brada Thora "Pierwsze przykazanie". W skrócie jest to o agencie, który zabijał muzułmanów na wojnie i którzy potem na nim się mszczą. Chcialbym wam przytoczyć bardzo fajny fragment. Taki na czasie.
"(...)Przelecieli nad górą Corcovado, gdzie stał monumentalny posąg Chrystusa, Cristo Redentor, z uniesionymi w szerokim geście ramionami. Coś w rzeźbie przypominało Harvathovi Atlasa dźwigającego na barkach Ziemie.
Dostrzegł pewne parele między Chrystusem a Atlasem. Wartości judeochrześcijańskie to jedna z niewielu rzeczy powstrzymujących nowoczesny cywilizowany świat przed zalewem barbarzyńskich hord muzułmańskich ekstremistów.
Harvath zaśmiał się pod nosem. Termin "muzułmańscy ekstremiści" zaczynał wkradać się w jego myśli. To element politycznej poprawności, czegoś, czym się brzydził u innych i tępił w sobie. Wyrażenie miało na celu wyznaczenie granicy między dobrymi muzułmanami a złymi, lecz każdego dnia, gdy dobrzy muzułmanie nie robili absolutnie nic, by powstrzymać zbrodnie popełnianie w ich imieniu, granica coraz bardziej się zacierała.
Do triumfu zła wystarczała bezczynność dobrych ludzi. Harvath przekonywał się o tym dzień w dzień i był zdeterminowany, by nie dopuścić, aby jego naród zalała fala islamu. Francuzi ulegli, można ich spisać na straty, a wiele innych krajów szło za ich przykładem, pozwalając na sądy szariatu, deprecjonując ważne dla swojego narodu symbole wiary, ikony, a nawet posunęli się do zakazu prowadzenia koedukacyjnych zajęć dla uczących się pływać, byle udobruchać gwałtownie rosnącą i coraz bardziej rozzuchwaloną mniejszość muzułmańską. Multikulturalizm to bzdura, na samą myśl o czymś takim Harvathowi robiło się niedobrze. To przejaw poprawności politycznej sprowadzonej do absurdu. Skoro ci ludzi chcieli, żeby wszystko było tak, jak w krajach ich pochodzenia, dlaczego tam nie zostali?
Wiele opinii Harvatha mogło trącić ksenofobią, ale miał do nich prawo. Walczył na froncie wojny z terroryzmem i widział do czego zdolni są ekstremiści. Islamski radykalizm polegał w równej mierze na ostrożnym, celowym rozwijaniu i propagowaniu ideologii, co na bombach i kulach.
W Ameryce sprawnie zorganizowane komórki tak zwanych umiarkowanych muzułmanów toczyły ideologiczny dźihad, starając się podkopać podwaliny ładu społecznego. Byli wrogiem cierpliwym i zdeterminowanym, by zmienić naród w Stany Zjednoczone Islamu, a wielu ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Ameryki bagatelizowało ten problem.
Napływ nielegalnych imigrantów i dobrze zorganizowane ugrupowania radykalnych islamistów Harvath uważał za bardzo groźne zjawiska i ubolewał nad losem ojczyzny(...)"
Dopowiem od siebie, że agent Harvath bardzo gęsto i często zabija rzeczonych ekstremistów co autor nie omieszkał opisac w bardzo szczegółowy sposób (dla zachęty m.in. wiercenie kolan").
Witam. Właśnie czytam książke Brada Thora "Pierwsze przykazanie". W skrócie jest to o agencie, który zabijał muzułmanów na wojnie i którzy potem na nim się mszczą. Chcialbym wam przytoczyć bardzo fajny fragment. Taki na czasie.
"(...)Przelecieli nad górą Corcovado, gdzie stał monumentalny posąg Chrystusa, Cristo Redentor, z uniesionymi w szerokim geście ramionami. Coś w rzeźbie przypominało Harvathovi Atlasa dźwigającego na barkach Ziemie.
Dostrzegł pewne parele między Chrystusem a Atlasem. Wartości judeochrześcijańskie to jedna z niewielu rzeczy powstrzymujących nowoczesny cywilizowany świat przed zalewem barbarzyńskich hord muzułmańskich ekstremistów.
Harvath zaśmiał się pod nosem. Termin "muzułmańscy ekstremiści" zaczynał wkradać się w jego myśli. To element politycznej poprawności, czegoś, czym się brzydził u innych i tępił w sobie. Wyrażenie miało na celu wyznaczenie granicy między dobrymi muzułmanami a złymi, lecz każdego dnia, gdy dobrzy muzułmanie nie robili absolutnie nic, by powstrzymać zbrodnie popełnianie w ich imieniu, granica coraz bardziej się zacierała.
Do triumfu zła wystarczała bezczynność dobrych ludzi. Harvath przekonywał się o tym dzień w dzień i był zdeterminowany, by nie dopuścić, aby jego naród zalała fala islamu. Francuzi ulegli, można ich spisać na straty, a wiele innych krajów szło za ich przykładem, pozwalając na sądy szariatu, deprecjonując ważne dla swojego narodu symbole wiary, ikony, a nawet posunęli się do zakazu prowadzenia koedukacyjnych zajęć dla uczących się pływać, byle udobruchać gwałtownie rosnącą i coraz bardziej rozzuchwaloną mniejszość muzułmańską. Multikulturalizm to bzdura, na samą myśl o czymś takim Harvathowi robiło się niedobrze. To przejaw poprawności politycznej sprowadzonej do absurdu. Skoro ci ludzi chcieli, żeby wszystko było tak, jak w krajach ich pochodzenia, dlaczego tam nie zostali?
Wiele opinii Harvatha mogło trącić ksenofobią, ale miał do nich prawo. Walczył na froncie wojny z terroryzmem i widział do czego zdolni są ekstremiści. Islamski radykalizm polegał w równej mierze na ostrożnym, celowym rozwijaniu i propagowaniu ideologii, co na bombach i kulach.
W Ameryce sprawnie zorganizowane komórki tak zwanych umiarkowanych muzułmanów toczyły ideologiczny dźihad, starając się podkopać podwaliny ładu społecznego. Byli wrogiem cierpliwym i zdeterminowanym, by zmienić naród w Stany Zjednoczone Islamu, a wielu ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Ameryki bagatelizowało ten problem.
Napływ nielegalnych imigrantów i dobrze zorganizowane ugrupowania radykalnych islamistów Harvath uważał za bardzo groźne zjawiska i ubolewał nad losem ojczyzny(...)"
Dopowiem od siebie, że agent Harvath bardzo gęsto i często zabija rzeczonych ekstremistów co autor nie omieszkał opisac w bardzo szczegółowy sposób (dla zachęty m.in. wiercenie kolan").