Szanowni czytelnicy, chciałbym wam teraz opisać pewną mrożącą krew w żyłach, ale opartą na faktach (na podstawie informacji z portalu Breitbart.com, Washington Times i wielu innych), historię, która wydarzyła się ostatnio w Stanach Zjednoczonych. Jest to historia o tym, do czego może prowadzić skrajny rasizm i nienawiść na tle rasowym, więc historia ma wymiar edukacyjny i może trochę moralizatorski, ale - trudno. Naprawdę zachęcam doczytać do końca.
Otóż, na uniwersytecie w Michigan doszło pewnego dnia do wielkiego skandalu. We wrześniu ubiegłego roku, na tej spokojnej uczelni, wydarzyło się coś, co już na zawsze miało wpłynąć na relacje między studentami. Ktoś zauważył na ścianie akademiku graffiti z wielkim napisem ,,KKK". I nie, pisowcy, nie łudźcie się - to nie był Polak i nie chodziło mu o hasło Kościół Katolicki Króluje.
KKK to w Stanach symbol Ku Klux Klanu, czyli skrajnie rasistowskiej organizacji. Obok tych liter znalazły się pogróżki, rozkazujące czarnoskórym studentom opuszczenie uczelni. Zapanowało wielkie poruszenie, sprawą zainteresowały się media i policja. Sprawa trochę przycichła, aż tu nagle, po kilku tygodniach... ten sam napis i te same pogróżki opublikowano na ścianie innego budynku na terenie uczelni. Chory z nienawiści rasista szalał, a władze uczelni czuły się bezradne wobec tych okropności.
Zintensyfikowane śledztwo nie przynosiło spodziewanych rezultatów. Wiosną tego roku na uczelni pojawił się trzeci rasistowski napis, skierowany przeciwko Murzynom. Wypisywane na ścianach hasła zawierały obraźliwe dla czarnoskórych hasła, których wy się domyślacie, a ja nie mogę zacytować z powodu silnej reakcji alergicznej pracowników Facebooka na prawdę i rzeczywistość. W każdym razie, lewica miała silną pożywkę i na bazie tej historii pokazywała jak ważna jest walka z rasizmem.
W końcu - HURRA!!! - udało się ująć sprawcę! Okazał się nim Eddie Curlin - do niedawna studiujący na tej uczelni.
Aha, prawie bym zapomniał.
Eddie Curlin jest...
(fanfary)
(chwila niepewności)
(dźwięk werbelka)
(reklama środka na infekcje intymne)
Źródło: RAZ PROZA
Otóż, na uniwersytecie w Michigan doszło pewnego dnia do wielkiego skandalu. We wrześniu ubiegłego roku, na tej spokojnej uczelni, wydarzyło się coś, co już na zawsze miało wpłynąć na relacje między studentami. Ktoś zauważył na ścianie akademiku graffiti z wielkim napisem ,,KKK". I nie, pisowcy, nie łudźcie się - to nie był Polak i nie chodziło mu o hasło Kościół Katolicki Króluje.
KKK to w Stanach symbol Ku Klux Klanu, czyli skrajnie rasistowskiej organizacji. Obok tych liter znalazły się pogróżki, rozkazujące czarnoskórym studentom opuszczenie uczelni. Zapanowało wielkie poruszenie, sprawą zainteresowały się media i policja. Sprawa trochę przycichła, aż tu nagle, po kilku tygodniach... ten sam napis i te same pogróżki opublikowano na ścianie innego budynku na terenie uczelni. Chory z nienawiści rasista szalał, a władze uczelni czuły się bezradne wobec tych okropności.
Zintensyfikowane śledztwo nie przynosiło spodziewanych rezultatów. Wiosną tego roku na uczelni pojawił się trzeci rasistowski napis, skierowany przeciwko Murzynom. Wypisywane na ścianach hasła zawierały obraźliwe dla czarnoskórych hasła, których wy się domyślacie, a ja nie mogę zacytować z powodu silnej reakcji alergicznej pracowników Facebooka na prawdę i rzeczywistość. W każdym razie, lewica miała silną pożywkę i na bazie tej historii pokazywała jak ważna jest walka z rasizmem.
W końcu - HURRA!!! - udało się ująć sprawcę! Okazał się nim Eddie Curlin - do niedawna studiujący na tej uczelni.
Aha, prawie bym zapomniał.
Eddie Curlin jest...
(fanfary)
(chwila niepewności)
(dźwięk werbelka)
(reklama środka na infekcje intymne)
Źródło: RAZ PROZA