Te chujowe domki ze sklejki i kartonu u burgerów to całkiem mądra łatka na niedojebanie mózgowe ich przodków. Taki Brytyjczyk, co go wyjebali w XVI wieku z UK za to że jego żona to jego siostra, przypłynął do Ameryki i chciał się osiedlić. Jak już skojarzył, że domy same nie rosną jak grzyby po deszczu, to postanowił wybudować 1-2, ale nie wiedział za bardzo gdzie.
Z pomocą przyszli tubylcy, przynajmniej ci, których jeszcze nie wybili jego kamraci. No więc taki protoburger pyta się Bystrego Sokoła, czy Rumun:Magedonga czy jak się tam nazywał, "Powiedz mi no, dzikusie z piórami na głowie i w dupie, da się tu postawić dom?". No to czerwony mu odpowiada "Blada twarz nie buduje nic trwałego, bo Duchy Wiatru przychodzą i odchodzą, a po drodze rozpierdalają wszystko tak czy tak!".
Burger na to "Fajnie, to ja tu sobie pierdolnę główne miasto handlowe i chuj!".
400 lat później, jego potomek, zmęczony ciągłą odbudową domów zniszczonych huraganami które - niczym zima w Polsce - zupełnie niespodziewanie i znienacka co roku mniej więcej o tej samej porze zaskakują drogowc-
mieszkańców, stwierdził, że jak już musi odbudowywać tego maka, to po chuj się będzie wysilał jak i tak za rok jakimś cudem przyjdzie Irma, Hose czy inny Muhammad i mu to rozpierdoli? A tak kupi dom w ichniej Ikei (dla niego kupić taki "dom" to jak splunąć - ma tyle benefitów z tytułu niepełnosprawności z otyłości i umysłowej, kartę EBT, oraz zysków z pozwów za byle gówno, że może), poskłada byle jak, pożyje sobie całkiem wygodnie (przecież tam zim nie ma), przyjdzie huragan, rozpierdoli, ubezpieczyciel wypłaci i od nowa.
No ale czego oczekiwać od narodu, który wybudował swoje największe miasta w Dolinie Tornad, a potem biadoli i pierdoli, że z nich zakpił los i nie dało się przewidzieć huraganu o takiej sile.