Mam dwóch znajomych, którzy od lat wdrażają identyczne standardy, tyle że pod swoim dachem. Dorzucę trochę więcej informacji, żeby każdy mógł sobie mniej więcej wywnioskować co jest tego przyczyną:
Pierwszy, który urządził z domu melinę:
półsierota (ojciec zginął w niewyjaśnionych okolicznościach - podobno był "potężnym biznesmenem" - źródło od syna, że pożar - moje wiarygodne, że pomogli smutni panowie). Wychowywany przez matkę przy akompaniamencie siostry. Człowiek z bogatego domu, którego rodzina posiada nieruchomości w kilku województwach. Lubi trwonić z siostrą kasę taty np. na otwieranie knajpy, która padła przez zamiłowanie do towarzyszenia gościom w pijatykach. Zadufany w sobie buc i regularny ćpun. Pierwszy raz, kiedy zostałem zaproszony przez niego i jego dziewuchę mało nie puściłem pawia od smrodu. Wchodzisz do środka, w jednym miejscu nasrane przez kota, w drugim przez psa, w trzecim naszczane i nasrane przez oba zwierzaki - to wszystko tylko przedpokój. Zdziwienie zostało skwitowane, że nie miał czasu ogarnąć. Jeżeli ktokolwiek mieszkał obok jakichś nawiedzonych kociarzy, to wie czym to śmierdoli. Mieszkał w tedy z babą, więc myślałem, że to chociaż powód do tego, aby nie żyć jak gnój. Jej również nie przeszkadzały rodzyny na desce klozetowej oraz poza nią. Najlepsze było, jak zaproponował coś do żarcia, a z wnętrza lodówki wyłoniło się coś na kształt flory i fauny w "Last of us". Kiedyś zaprosił na piwo, po czym poprosił o pomoc w sprzątnięciu kuchni. W całym pomieszczeniu znajdowały się garnki, talerze, sztućce, zepsute owoce itd. Najlepszy był zlew, gdzie brudne naczynia były ułożone praktycznie pod sam sufit. Wszędzie zapierdalało robactwo, a na zwrócenie uwagi po prostu strzelił focha jak baba z ciotą. była to moja ostatnia wizyta. Nie utrzymujemy kontaktu od ok. 10 lat.
Drugi, który urządził z domu melinę::
utuczony, wyszczekany na każdy temat kawaler po czterdziestce - jedynak. Gość na pierwszy rzut oka zawsze czysty. Poszedłem kiedyś skorzystać u niego z toalety i moją uwagę przykuła deska klozetowa. Wokół otworu znajdował się gęsty, zielony kożuch przypominający watę. Zawierał mieszankę kurzu, włosów, patyczków do uszu, kawałków kału i ciul wie co jeszcze. Kuchnia oraz pozostałe pomieszczenia nie lepsze, szkoda nawet nasrać. Ten nagle, że wie, że jest syf, ale nie ma czasu, jest zmęczony itd. Zaproponowałem pomoc, mówię, że we dwóch można to ogarnąć w pół dnia. W tedy myślałem, że typ ma jakiś kryzys i stąd te zaniedbania. Dzwonię w umówiony dzień, a ten mnie opierdala, że go budzę więc temat pomocy zamknięty. Rodzice fundnęli mu remont łazienki - brakuje tylko, żeby mu dalej podcierali dupę, bo to w końcu ich duże i stare, ale dziecko. Nie doszło to typa, że modernizacja nie sprawi, że łazienka ze srocem będą sprzątać się same. Kilka dni po, a na nowym kiblu znów wspomniany kożuch. Jak to zrobił? Odkleił i przykleił, żeby grzało? Do tej pory mnie to nurtuje.
Co łączy obu i czego brakowało: kabla o żelazka na dupę.
tak to mniej więcej wygląda: