Zanim przejdę do rzeczy, muszę Wam powiedzieć parę słów o sobie. Ogólnie rzecz ujmując, zajmuję się zawodowo poszukiwaniem rozwiązań. Biznesowych, osobistych, prawnych itp. Wychodzę z założenia, że język jest kluczem do wszystkiego, bo wszystko zostało kiedyś nazwane i dlatego dogłębna znajomość języka (tzw. "oczytanie") jest źródłem wszelkiej maści wiedzy. Przetwarzam dziennie od czasów liceum po 200-400 stron tekstu z różnych dziedzin. Parę lat temu wykształciłem sobie intuicję na poziomie, który umożliwia mi świadome korzystanie z najlepszego narządu, jaki dała nam natura i robię to z niekłamaną satysfakcją, pomagając np. Januszom biznesu wychodzić z przysłowiowego gówna.
A teraz do rzeczy - i postaram się być syntetyczny.
JOW-y to fajna inicjatywa, ale ma kilka wad. Pierwsza to zasada "im większy tłum, tym niższe zbiorowe IQ". Druga to brak kontroli i możliwość przekrętów wyborczych.
Potrzebujemy systemu mikroreprezentanckiego opartego na czymś, co już istnieje np. w spółdzielniach - tzw. "komitety blokowe". Jednym słowem - Polska musi być podzielona na najmniejsze możliwe komórki społeczne - bloki, bezpośrednie sąsiedztwa domów jedno-/wielorodzinnych itp. W takich najmniejszych komórkach wybierani są reprezentanci, którzy następnie imiennie głosują w wyborach powszechnych, a ich głosy (z racji tego, że jest ich ok. 100 tys. w skali kraju) są rejestrowane i można je łatwo skontrolować. Eliminujemy dwie wady - wybierani są na ogół ludzie mądrzejsi i machloje są praktycznie niemożliwe. To do reprezentanta należy debata wyborcza ze swoimi bezpośrednimi wyborcami i uzasadnienie takiego a nie innego głosu.
Z drugiej strony system musi niestety zakazywać układania list wyborczych przez partie - i tutaj JOW-y są niestety konieczne w najprostszym możliwym systemie: jeśli ktoś zbierze ileś podpisów, to startuje. Bez żadnych list partyjnych -- po prostu coś takiego jak obecny system senacki.
Musiałem to tutaj zostawić, bo może ktoś się pochyli i weźmie gotowe rozwiązanie, a jakby jeszcze udoskonalił coś, co na kacu postanowiłem wreszcie spisać, to bardzo proszę, imprimatur i w ogóle.
A teraz do rzeczy - i postaram się być syntetyczny.
JOW-y to fajna inicjatywa, ale ma kilka wad. Pierwsza to zasada "im większy tłum, tym niższe zbiorowe IQ". Druga to brak kontroli i możliwość przekrętów wyborczych.
Potrzebujemy systemu mikroreprezentanckiego opartego na czymś, co już istnieje np. w spółdzielniach - tzw. "komitety blokowe". Jednym słowem - Polska musi być podzielona na najmniejsze możliwe komórki społeczne - bloki, bezpośrednie sąsiedztwa domów jedno-/wielorodzinnych itp. W takich najmniejszych komórkach wybierani są reprezentanci, którzy następnie imiennie głosują w wyborach powszechnych, a ich głosy (z racji tego, że jest ich ok. 100 tys. w skali kraju) są rejestrowane i można je łatwo skontrolować. Eliminujemy dwie wady - wybierani są na ogół ludzie mądrzejsi i machloje są praktycznie niemożliwe. To do reprezentanta należy debata wyborcza ze swoimi bezpośrednimi wyborcami i uzasadnienie takiego a nie innego głosu.
Z drugiej strony system musi niestety zakazywać układania list wyborczych przez partie - i tutaj JOW-y są niestety konieczne w najprostszym możliwym systemie: jeśli ktoś zbierze ileś podpisów, to startuje. Bez żadnych list partyjnych -- po prostu coś takiego jak obecny system senacki.
Musiałem to tutaj zostawić, bo może ktoś się pochyli i weźmie gotowe rozwiązanie, a jakby jeszcze udoskonalił coś, co na kacu postanowiłem wreszcie spisać, to bardzo proszę, imprimatur i w ogóle.