Okazuje się, że lotnicze tradycje przekazywane są w polskich rodzinach z ojca na syna, a wraz z nimi prawdziwa pasja i serce do latania. Dzięki nim nasi piloci są w stanie, jak niegdyś szydził były już prezydent Komorowski, wznieść się nawet na drzwiach od stodoły.
#anglia
Okazuje się, że lotnicze tradycje przekazywane są w polskich rodzinach z ojca na syna, a wraz z nimi prawdziwa pasja i serce do latania. Dzięki nim nasi piloci są w stanie, jak niegdyś szydził były już prezydent Komorowski, wznieść się nawet na drzwiach od stodoły.
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!
Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Support this website with a small donation
We hope you enjoy our movies. Please consider a small donation to help us to cover the costs of our servers because currently we don't have enough ads to do it.
Currently we accept donations with Polish Zloty (PLN, zł). 1 PLN = 0.23 EUR (this may vary)
Available payment methods: Credit card, debit card, Google Pay
Thank you for your support!
Donate already done / not interested
Wzgórze Wychbury w angielskim hrabstwie Worcester to miejsce spokojne i odludne. Czasami pojawiają się tam turyści, by zwiedzić fort z epoki żelaza i zrobic parę zdjeć dwustuletniemu obeliskowi, przychodzi też grupka neopogan by odprawiać swoje ceremonie. Ale zazwyczaj jest bardzo spokojnie.
Jedenastego sierpnia 1999 na szczycie wzgórza pojawili się miłośnicy astronomii, chcący obejrzeć zaćmienie słońca. Pogoda jednak nie dopisała, chmury powlokły niebo i z obserwacji wyszły nici. Jednak na astronomów czekala niespodzianka. Oto cokół obelisku pokryty był równymi okrągłymi literami, wymalowanymi białą farbą. "Who put Bella in the witch elm?" (Kto wsadził Bellę w wiąz?), głosił napis.
Dołączona grafika
Zrobiło się jakoś mrocznie, i to wcale nie skutkiem zaćmienia. Napis odwoływał się bowiem do tajemniczego morderstwa sprzed kilkudziesięciu lat. Nigdy nie zidentyfikowano jego ofiary, ani nie ujęto sprawcy.
Był kwiecień 1943 roku. Robert Hart, Thomas Willetts, Bob Farmer i Fred Payne, czterech nastolatków z miasteczka Stourbridge, wybrali się na miłą, acz niezupełnie legalną eskapadę do lasu. Niezupełnie legalną, bo plan ich zajęć przewidywał polowanie na króliki oraz wybieranie jaj z ptasich gniazd. Chłopcy zapuścili się do Hagley Wood, lasu leżącego nieopodal wzgórza Wychbury, a będącego częścią posiadłości Hagley Hall. Natrafiwszy na ogromny i stary krzew oczaru wirginijskiego (wych/witch-hazel), przez miejscowych uparcie mylonego z wiązem górskim (wych/witch-elm), chłopcy stwierdzili że na tym rosochatym, drzewiastym olbrzymie muszą się na pewno znajdować jakieś gniazda.
Dołączona grafika
Nie tracąc czasu Bob Farmer wspiął się na oczar i zajrzał do wnętrza wypróchniałego pnia. Spomiędzy gałęzi łypnęła nań zbielała czaszka. Bobby, myśląc że ma do czynienia ze szczątkami jakiegoś zwierzęcia, sięgnął po nią... by uświadomić sobie że ten okrągły przedmiot z kilkoma pasmami przegniłego mięsa trzymającymi się jeszcze kości i resztkami włosów, jest czaszką człowieka. Przerażony, odłożył koszmarne znalezisko pomiędzy gałęzie oczaru, po czym chłopcy uciekli z lasu co tchu.
Obiecali sobie że nikomu nie powiedzą o tym co odkryli, wszakże znajdowali się w Hagley Wood nielegalnie, jednak najmłodszy z nich, Tommy Willetts doszedł do wniosku ze tak mroczny sekret to stanowczo zbyt wielki ciężar dla jego sumienia i opowiedział o wszystkim ojcu. Ten natychmiast zadzwonił na policję i następnego dnia stróże prawa wydobyli ze starego krzewu prawie kompletny szkielet ludzki wraz z fragmentami przegniłego odzienia. Spośród splątanych gałęzi wyciągnięto również parę butów na gumowej podeszwie, zaś przeszukanie ściółki u stóp oczaru ujawniło odciętą ludzką dłoń, płytko zagrzebaną w ziemi, a należącą do znlalezionego wcześniej szkieletu.
Szczątki wydobyte z krzewu zostały zawiezione do Birmingham i w tamtejszym West Midlands Forensic Science Laboratory poddano je szczegółowym badaniom. Ustalono że szkielet należał do kobiety w wieku około trzydziestu pięciu lat, która urodziła co najmniej jedno dziecko. Za życia miała ona jakieś sto pięćdziesiąt dwa centymetry wzrostu i mysiobrązowe włosy. Zęby w dolnej szczęce nieboszczki były w charakterystyczny sposób wykrzywione, przy czym jeden z zębów tejże szczęki został fachowo usunięty mniej więcej na rok przed śmiercią nieszczęśnicy. Wśród przedmiotów znalezionych przy zwłokach była też tania złota obrączka ślubna. Kobieta została zamordowana co najmniej osiemnaście miesięcy przed znalezieniem szkieletu, przy czym szczątki nie nosiły śladu zmian chorobowych ani śladów przemocy. Usta nieboszczki były zatkane kłębkiem jedwabnej tkaniny. Koroner orzekł że śmierć nastąpiła skutkiem uduszenia.
Wydawało się że zrekonstruowana odzież denatki, jak również jej charakterystyczne zęby pozwolą zidentyfikować nieszczęsną stosunkowo łatwo. Nic z tych rzeczy. Mimo żmudnego przekopywania rejestrów dentystycznych, mimo opublikowania opisu charakterystycznej dolnej szczęki wraz z rysopisem jej właścicielki w czasopismach stomatologicznych, kobieta znaleziona w oczarze pozostawała niezidentyfikowana. Nie pasowała również do rysopisu żadnej z zaginionych mieszkanek okolic Hagley.
Wreszcie przed znękaną kompletnym brakiem postępów w śledztwie policją zaświtał promyk nadziei. Oto zgłosił się obywatel, który zeznał że w lipcu 1941 roku, gdy wracał z pracy do domu, do Hagley Green, dobiegły jego uszu przenikliwe krzyki kobiece, których źródło znajdowało się najwyraźniej w Hagley Wood. Wraz ze spotkanym chwilę później nauczycielem, który również słyszał owe wrzaski, zdecydował że trzeba zadzwonić na policję, co też zostało uczynione. Stróże prawa przeszukali pobieżnie las, nie stwierdzili nic niepokojącego i odjechali. Jednak i ten wątek zaprowadził detektywów donikąd.
Tymczasem na ścianach pustych budynków w okolicy zaczęły pojawiać się dziwne napisy. "Who put Luebella down the wych-elm?" głosił pierwszy z nich, rządek schludnych drukowanych liter, wypisanych kredą na murze. Kolejny, znaleziony w Birmingham, brzmiał "Hagley Wood Bella". Były i inne wariacje, jednak z biegiem czasu najpopularniejsza okazała się jedna: "Who put Bella in the wych-elm?". Napisy te, przynajmniej początkowo, były dziełem jednej osoby, prawdopodobnie działającej nocą. Policja, podejrzewając że tajemniczy "graficiarz" mógł wiedziec coś więcej o zabójstwie w Hagley Wood próbowała zlokalizować autroa napisów, jednak na próżno. Jedynym skutkiem było to, że bezimienna dotąd denatka zyskała przydomek Bella.
Pojawiło się wiele teorii dotyczących śmierci Belli. Jedna z nich głosiła że Bella była czarownicą i została zamordowana bądź to przez koleżanki z konwentu, za jakieś przewinienia, bądź przez rozsierdzonego rzuconym nań urokiem osobnika. Dłoń zaś odcięto jej celem sporządzenia tzw. Ręki Chwały, przy czym autor tej śmiałej teorii przeoczył najwyraźniej fakt, że aby z dłoni nieboszczyka ową Rękę Chwały uczynić, należało odciętą denatowi kończynę ze sobą zabrać, zamiast zakopywać ją w ziemi.
Nie wszyscy mogą wiedzieć, więc wyjaśnię że Ręka Chwały to potężny amulet, sporządzony z ręki nieboszczyka, najlepiej wisielca, a jeszcze lepiej gdyby delikwent był mordercą. Wysuszoną dłoń, najlepiej lewą, a jeśli "dawca" był zabójcą, tę która popełniła ów straszny czyn, przerabiano na coś w rodzaju makabrycznego świecznika, w który wtykano świecę sporządzoną z udziałem rozmaitych magicznych ingrediencji. Gdy świeca była zapalona wszyscy którzy ją ujrzeli nieruchomieli i nie mogli sie poruszyć, wszyscy, rzecz jasna, z wyjątkiem właściciela Ręki. Ręka Chwały miała też posiadać moc otwierania wszelkich zamków.
Inna z teorii głosiła że Bella była Holenderką która przybyła do Zjednoczonego Królestwa nielegalnie i tam stała się częścią działającej w 1941, w regionie Hagley, niemieckiej siatki szpiegowskiej. Dowiedziawszy się zbyt wiele o swych mocodawcach Bella miała zostać uciszona w sposób radykalny i ostateczny, kończąc swą drogę życiową w pniu oczaru. Jej prawdziwe nazwisko miało brzmieć Clarabella Dronkers. Mimo iż teoria była weryfikowana przez policję oraz przez wywiad Jej Królewskiej Mości, nie udało się potwierdzić jej prawdziwości.
Sugerowano również że Bella mogła zajść w ciążę z jakimś żołnierzem, a ten pozbył się kłopotu, pozbawiając ją życia. Jeszcze inna teoria, dość prawdopodobna, mówiła iż Bella była mieszkanką Birmingham, która wraz z innymi szukała w Hagley Wood schronienia przed bombardowaniami i miała pecha natknąć się na, również szukającego schronienia, mordercę, który, być może próbując dokonać gwałtu, udusił ją, a ciało ukrył w starym oczarze.
Tak czy inaczej zagadka morderstwa w Hagley Wood pozostała nierozwiązana.
Źródło:
paranormalne.pl/topic/25124-kto-wsadzil-belle-w-wiaz/
Ponadto wikipedia uzupełnia to o dwie możliwości:
1.
The first possibility came from a statement made to police in 1953 by Una Mossop, a cousin of Jack Mossop, in which she said that Jack confessed to family members that he and a Dutchman called van Ralt had put the woman in the tree. Mossop and van Ralt met for a drink at the Lyttelton Arms (a pub in Hagley). With van Ralt was a Dutchwoman. Later that night, Mossop said the woman became drunk, and passed out while they were driving. The men put her in a hollow tree in the woods in the hope that in the morning she would wake up and be frightened into seeing the error of her ways.[5]
Jack Mossop was confined in a Stafford mental hospital, because he had reoccurring dreams of a woman staring out at him from a tree. He died in the hospital before the body in the Wych Elm was found.[5] The likelihood of this being the correct explanation is questioned because Una Mossop did not come forward with this information until more than ten years after Jack Mossop's death.[6]
Niekoniecznie rozumiem ten fragment, mieli pić w barze, spotkać potem jeszcze spitą do nieprzytomności kobietę i w lesie schować ją w dziuplę by tam strzeźwiała a potem facet zwariował bo widział ją we snach? Niech ktoś kto zna angielski poratuje!
2.
Oraz, najbardziej prawdopodobna według mnie wersja:
A second possible victim was reported to the police in 1944 by a Birmingham prostitute. In the report she stated that another prostitute called Bella, who worked on the Hagley road, had disappeared about three years previously
Ofiara była prostytutką. Cóż, to by tłumaczyło czemu nikt nic nie wiedział. Wtedy- jak i dziś- takie kobiety w oczach "normalnego" społeczeństwa są dnem i marginesem społecznym co jest swoistym przyzwoleniem na przestępstwa wobec nich.
Dodajmy do tego poziom ówczesnej kryminalistyki i środek II wojny światowej- i mamy morderstwo doskonałe.
Link do wikipedii:
en.wikipedia.org/wiki/Who_put_Bella_in_the_Wych_Elm%3F
Ale co tam ja się będę wtrącał
Na moj pierwszy wyjazd zdecydowalem sie po naleganiu rodzicow, bo znajoma z pracy ma syna co mieszka za granica i kokosy zarabia, i ty jedz, kredyty bysmy splacili. Nie chcialem mialem prace w odlewni zeliwa, ciezka ale za dobre pieniadze. W koncu uleglem byl 2007 rok, wrzesien chyba, wyplata w reke, pyk bilet zabukowany na 7 dni w przod i jazda.Szostego pozostalo sie tylko pozegnac, krata piwa i paru znajomych mialo zakonczyc mily wieczor heh zakonczylo sie w lokalnym barze o 4 rano kiedy znajomi zabrali mnie sztywnego taksowka do domu po torby, przeciez wyjazd za godzine. 40 godzin w autobusie minelo sekspresowo raz obudzilem sie gdzies w polsce ale 15 min przerwa wystarczyla na wypicie trzech mocnych ktore zapewnily sen do odprawy w francji, a pozniej juz anglia londyn no i miejsce docelowe z ktorego mialem dostac sie lokalnymi liniami do Market Drayton. Mysle ok jezyka troche znam dam rade a tu niespodzianka, jestktos kto jedzie do tego samego miejsca co ja, no ale przez sen to sie znim zapoznac nie moglem. Dobra wpadamy na przystanek a tu same numerki, czekamy na perwszego busa wsiadamy lamanym ang. tlumaczymy gdzie chcemy dojechac ale akcent kierowcy brzmi jak tajski wiec kupujemy dwa bilety do nikad siadamy a w miedzyczasie zagadujemy starsza angielke ktora z cierpliwoscia tlumaczy gdzie co i jak....No i w tym momencie wkracza nasz rodak ( na oko 45 lat, kamizelka odblaskowa buty ochronne ), ja wam pomoge mowi ja tutejszy, heh seplenil faktycznie jak angol ale to z nadmiaru alko raczej, ale ok jak niema problemu to czemu nie. Szkoda tylko ze z jego tlumaczenia wynikalo ze mamy nocleg i dojazd na miejsce ale babcia wyglodala jakby gadala ze swirem no a my co nieco rozumielismy wiec zlalismy goscia tym bardziej ze byl czas wysiadki. Pozdrowilismy starsza pania a pan dostal frajera na odchodne. W koncu udalo sie jestesmy dom okej tzw big brother z paronastoma lokatorami. Wieczor mijal szybko przy dzwieku polskiej i ruskiej wodki czesc wyruszyla na dyskoteke czesc pozostala przy klinie, w tym ja. Sielanke przerywa telefon ze jest dym z angolami w sumie znalem tylko 2 os. tak naprawde ale na haslo biegniemy wszyscy. Na miejscu angol z piana na gebie i jego mafia ogorka i kasztanka szarpia sie z naszymi, dobiegamy akcja reakcja trawa chwile az podjezdzaja radiowozy, wszyscy uciekaja ja tez chcialem ale mur okazal sie za wysoki a ja za niski , efekt chodnik uderzyl mnie w plecy:). Tu sie zaczyna problem jak wytlumaczyc ze ja dopiero co przyjechalem i nie wiem nawet w ktora strone do je***ego big brothera, na szczescie cos tam zrozumieli i po podpisaniu papierow puscili, chyba uznali ze upadek i podroz spowrotem bedzie wystarczajaca kara:) . Droga zajela mi jakies dwie godziny na szczescie znalazlem monopolowy wiec po powrocie padlem na materac.
Ranek obudzil mnie kacem i niesamowitym bolem plecow ale nie spowodowanym tylko upadkiem ale takze pogryzieniem przez te pieprzone jeban*e tzw pluskwy ktore pozostawiaja za soba guzy wielkosci mandarynek, ale to dopiero poczatek.Wiadomosci na dole zajechaly mnie. Zaden z domownikow nie mial pracy malo tego, uciekli od ciapaka ktory przeja ich wyplaty nabral na nich tel. a oni uciekli za cashback'i i przyjechali tutaj jakies 2 tyg wczesniej i nawet nie wiedza gdzie szukac pracy. To jeszcze nie koniec za miesiac gdy zapasy funciakow stopnialy mialo sie okazac ze do naszych drzwi ma zapukac anglik w podeszlym wieku z dowodem aukcyjnym zakupu budynku...... Koniec cz.1
08.06.2015
Tak pięknie.
Ciągłe odgłosy strzałów i ogromne ilości wrogo nastawionych muzułmanów w zasięgu wzroku...
...gdy odlatywałem z lotniska w Birmingham.
Macie jeszcze jakieś materiały tego typu? Mam ochotę prześledzić ten proceder na własną rękę i wypisać wam jak to na serio wygląda. Poza tym podpytam znajomych z UK jak to jest z nimi.
Jak macie to w dupie to wiecie gdzie wyjebać
Macie jeszcze jakieś materiały tego typu?
Mamy. W dupie. Mieszka wśród meneli, dostał wpierdol. No dziwne strasznie. W takich dzielnicach dzień w dzień ktoś obrywa. A tu masz, Polaka bijo, obrażajo. Cieć na skuterze, w nieswoim kraju i tak musi być wyjątkowy i nietykalny. Już kurwa leci Dywizjon 303 na odsiecz.
Jestem pod wrażeniem.
Jak myślicie, miała rację?
29-letni pielęgniarz z Wielkiej Brytanii został skazany na 18 lat więzienia za gwałty na nieprzytomnych pacjentkach. Wśród jego ofiar była nawet 10-letnia dziewczynka.
Ofiarami pielęgniarza najczęściej były pijane do nieprzytomności kobiety, które trafiały do szpitala John Radcliffe w Oksfordzie. Wykorzystał także dwie nieświadome niczego kobiety, kiedy pracował jako wolontariusz zabezpieczenia medycznego podczas jednego z festiwali muzycznych.
Wpadł, bo zajścia filmował - pisze brytyjski "The Times".
rmf24.pl/fakty/swiat/news-pielegniarz-gwalcil-nie
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
a co do pilotów, to jest kurwa skandal, żeby w polsce była jedna szkoła orląt, która rocznie przyjmuje 40 osób, z czego większość to pociotki pilotów.