Uwaga 3/10, nie polecam tego lokalu! Pomarszczone hostessy i, pomimo dobrego jedzenia, burdel na kółkach jak nigdzie indziej.
Przechodziłem dziś obok kościoła, straszne tłumy waliły do środka. Postanowiłem stestować tę opcję i zwabiony zapachem dobrej strawy, z lekką dozą niepewności, wszedłem za resztą. Mój strach przed nieznanym okazał się zupełnie niepotrzebny, bo przed ołtarzem zastałem szwedzki stół!
Trochę się zmieniło, od kiedy byłem tu ostatnio, a z tamtych czasów pamiętam tylko kakofonię, powodowaną przez tłumek rozśpiewanych koleżanek z oddziału geriatrycznego. Co prawda na lewej flance grupka "bojowniczek nietkniętej waginy" powtarzała swoje mantry wprawiając w zakłopotanie gościa w sukience, który wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale nie ważył się przerywać szamańskich rytuałów i udawał tylko, że poprawia falbany swojego dziwacznego ubrania. Cóż, multikulti.
Zacząłem się robić głodny, bo zapachy były nieziemskie, a grono odświętnie ubranych degustatorów, kręciło się przy nakryciu coraz bardziej niecierpliwie. Bez strat własnych udało mi się przepchać do przekąsek i tutaj pierwsze moje zaskoczenie. Hostessy miały po 70 lat! Nic dziwnego, że nie chciało im się chodzić i częstować gości. Wiem, że za tego piątaka wrzuconego do puszki ustawionej przy wejściu (zakładam, że to coś w rodzaju "płacisz raz, jesz ile chcesz", wrzuciłem tyle co inni), nie mogłem spodziewać się luksusów, ale są pewne granice. Lokal przecież mają za darmo. Mogli darować sobie takie kelnerki, sam obsłużę się lepiej!
Niezrażony tym małym nieporozumieniem postanowiłem poczęstować się zawartością jednego z ustawionych na obrusie koszyków. Kiełbasa na prawdę dobra, byłem zaskoczony. Zdążyłem wziąć jeszcze tylko jajko, nieobrane zresztą, i obczaić przekąski deserowe.
Tu zaczyna się historia.
Nagle jedna z hostess przyłożyła mi po łapach! I jeszcze mówi, że jestem w gorącej wodzie kąpany, a na dodatek mam poczekać, aż wrócę do domu i wtedy jeść. A w jakiej wodzie mam się kąpać? Zimnej?! I dlaczego mam czekać na posiłek w domu, przecież specjalnie zaszedłem tutaj, żeby coś przegryźć! A to nie koniec... Ten koleś w sukience, po krótkiej przemowie, której nie słuchałem, bo przecież przyszedłem tu tylko wrzucić coś na ząb, zaczął kropić na wszystko wodą! Na Boga! Lany poniedziałek jest pojutrze...
Byłem tak oburzony całym zajściem, że wychodząc nawet nie zabrałem, pomimo rady starszej hostessy, przysługującego mi koszyka. O ironio, prawie zapomniałem kupić cebuli, po którą wysłała mnie mama.
Nota za całość 3/10. Najgorsze jest to, że jedzenie było bardzo dobre, tanie, wystrój też niczego sobie, a wszystko popsuła atmosfera i nadgorliwość obsługi. Nie polecam. Nawet w kebabie nie ma takich cyrków.
Wesołych skurwele!