Tajlandia od dłuższego czasu lansowana jest na zachodzie jako idealne miejsce dla wszystkich seks-turystów. Powszechna prostytucja, egzotyczne warunki i niemal stuprocentowa gwarancja pełnej dyskrecji to walory, które rozpalają wyobraźnie całej rzeszy miłośników skoków w bok. A jak jest naprawdę? Oto 10 najpowszechniejszych mitów o seks-turystyce w Tajlandii.
Prostytucja w Tajlandii jest legalna
To nieprawda, że prostytucja w Tajlandii jest legalna. Prawo zabrania prostytucji - tak samo jak w Polsce nielegalne jest ostrzeganie przed patrolami policji, unikanie płacenia podatków czy obrażanie pracowników straży miejskich, z zupełnie niezrozumiałych względów nazywanych funkcjonariuszami publicznymi. Mówiąc wprost: prostytucja w Tajlandii nie jest legalna, ale panuje powszechne przyzwolenie na nią. Co więcej, panie do towarzystwa sypiające z majętnymi klientami cieszą się szacunkiem i poważaniem, a częstokroć także i zazdrością wśród rodaków.
Seks z tajską prostytutką to gwarancja AIDS
Zwykło się uważać, że w Tajlandii czy też ogólnie w południowo-wschodniej Azji AIDS niemal wisi w powietrzu i trzeba wyjątkowego szczęścia, żeby nie zarazić się wirusem podczas choćby krótkiego pobytu. W rzeczywistości jednak nawet prostytucja jest pod tym względem wcale nie mniej bezpieczna niż gdziekolwiek na zachodzie. Tutejsze prostytutki w większości posługują się prezerwatywami, a jedyna praktycznie pewna droga do zarażenia HIV to narkotyki. Czyli tak samo jak gdziekolwiek indziej na świecie.
Tajską prostytucję utrzymują turyści z zachodu
Korzenie prostytucji w Tajlandii sięgają nie tyle dziesiątek, co setek lat wstecz. Prostytucja kwitła tam jeszcze na długo przed tym, zanim w Bangkoku i innych miastach pojawili się żądni przygód Amerykanie, którym wojna nie dostarczała wystarczających "atrakcji". Mówi się - głównie w Europie i Stanach Zjednoczonych - że to właśnie turyści finansują w największej mierze tajski seks-biznes. Tymczasem przyjezdni stanowią tylko niewielki ułamek klienteli - i to jedynie w turystycznych regionach największych miast dawnego Syjamu.
Tajskie prostytutki to ofiary przemocy domowej
Przyjezdni z zachodu lubią myśleć, że to w ich ramionach tajskie dziewczyny znajdują ukojenie i odpoczynek od bijących je tajskich mężów. Prostytutki, korzystając z niemałych talentów aktorskich, opowiadają "swe smutne historie", otwierając serca, a przede wszystkim portfele klientów, którzy czują się dzięki temu jak katoliccy księża na misji w Afryce. W rzeczywistości jednak przemoc domowa wcale nie jest w Tajlandii powszechna ani też bardziej powszechna niż w innych krajach. A każda historia, którą można opłacalnie sprzedać naiwnemu klientowi, to dodatkowy zarobek.
Bieda zmusza tajskie dziewczyny do prostytucji
W tak zwanych cywilizowanych krajach zwykło się uważać, że prostytutki to biedne stworzenia, które nie mając innych perspektyw na życie, decydują się sprzedawać ciało, by zarobić na jedzenie. Guzik prawda, zwłaszcza w Tajlandii, gdzie prostytucja jest po prostu bardzo opłacalnym zajęciem - uogólniając, tajska prostytutka jest w stanie zarobić nawet 30 razy więcej niż przedstawiciele dowolnego innego zawodu, a z pracy np. w hotelu również można by utrzymać rodzinę. Biznes to jednak biznes.
Zakochana dziewczyna z Tajlandii
Jedno, co łączy przyjezdnych z zachodu, to naiwność. Naiwność, której nie powstydziłby się trzynastoletni chłopaczek śliniący się do plakatu półnagiej Pameli Anderson. Turyści z zachodu wierzą naiwnie, że poznane w barach Tajki wychodzą z nimi z powodu zauroczenia, wakacyjnej miłości albo - co jeszcze bardziej zabawne - z podziwu dla nich. Podobnie jednak jak na zachodzie, wszystko rozbija się o pieniądze - a oprócz prostytucji, tajskie dziewczyny doskonalą sztukę aktorską. Zresztą, z tego, co mówią, wcale nie trzeba wspinać się na jej wyżyny, by każdego seks-turystę ogolić z pieniędzy praktycznie do zera.
Sen o ucieczce z Bangkoku
Niektórym seks-turystom wydaje się, że są jak misjonarze, przyjeżdżający do dalekiego, zapomnianego przez Boga i ludzi kraju, gdzie o zdobyczach cywilizacji nic i nigdy nie słyszano. I przyjeżdżają Amerykanie i Europejczycy, głosząc dobrą nowinę własnym penisem, obnażając przed ciemnymi Tajkami kulisy lepszego świata, wierząc naiwnie, że tym, o czym te dziewczyny najbardziej marzą, jest wyjazd na zachód. Nic bardziej mylnego - dla tajskich kobiet Tajlandia jest wymarzonym miejscem do życia, podczas gdy zachód - bliższy i dalszy - to piekło, od którego najlepiej trzymać się z daleka.
Sen o ucieczce od prostytucji
Większość mitów o seks-biznesie w Tajlandii sprowadza się zasadniczo do jednego: błędnego pojmowania, z czego tak naprawdę owa prostytucja wynika. I wcale nie z przymusu, biedy czy braku innych perspektyw. Tak jak nieprawdą jest, że większość dziewczyn jest zmuszona do pracy na ulicy/w specjalnych barach/w prymitywnych agencjach, tak nieprawdą jest też, że większość marzy o porzuceniu swojej "działalności". W rzeczywistości, co zapewne nie do końca zgadza się z feministyczną wizją stłamszonego przez mężczyzn świata, większość tajskich prostytutek ima się tego zawodu z własnego nieprzymuszonego wyboru.
Można "ocalić" prostytutkę
amiętacie listy od nigeryjskich dziedziczek tronu, proszące o udostępnienie konta, by zrobić wielomilionowy przekaz? Trzeba ogromnej naiwności, by uwierzyć w pisany łamaną angielszczyzną e-mail, "na szczęście" jednak zawsze znajdą się Europejczycy czy Amerykanie, którzy staną na wysokości zadania. Tak samo jak ci przyjeżdżający do Tajlandii, wierzący, że dzięki comiesięcznym przelewom na 500 dolarów "ich" tajska dziewczyna porzuci prostytucję, będzie im wierna, a w przyszłym roku prawdopodobnie wezmą ślub. Co bardziej obrotne Tajki są w stanie omamić kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tego typu jeleni, co przekłada się na bardzo przyzwoitą pensję - zwłaszcza w zestawieniu z relatywnie minimalnymi kosztami życia w Azji.
Miłość Tajki i Amerykanina/Europejczyka nie istnieje
W świetle poprzednich mitów można odnieść wrażenie, że relacja pomiędzy Tajkami a obcokrajowcami może sprowadzać się wyłącznie do kwestii, oględnie mówiąc, okołobiznesowych. Rzeczywistość nie jest jednak aż tak brutalna, koniec końców znajdują się wyjątki. Wyjątki te nie mają jednak łatwego życia - "pary mieszane" są w Bangkoku traktowane bardzo jednoznacznie i wytłumaczenie tubylcowi, że to miłość a nie biznes bywa doprawdy trudnym zadaniem.