Jest to stary jak świat wpis z bloga niejakiego Rifuna, ale raczej mało osób miało okazję go przeczytać. Pracownik pewnej firmy ( internauci ją zlokalizowali wraz z danymi i zdjęciem głównego bohatera, ale za cholerę nie potrafię tego znaleźć
) opisuje perypetie swojego dyrektora. Taka kariera Nikosia Dyzmy IRL.
Jest to część pierwsza, jeżeli temat się przyjmie to wkleję tu również drugą, a jak nie, to bez problemu znajdziecie ją w googlach :p Zapraszam do lektury:
Początek kariery Dyrektora Buraka
Dyrektor Burak pochodzi z małej pegeerowskiej miejscowości gdzieś w Polsce, w latach osiemdziesiątych doszedł do wniosku, że nasz kraj nie oferuje takim obiecującym młodym ludziom (wykształcenie średnie, podobno rozpoczął studia, ale ma problemy ze sprecyzowaniem nazwy uczelni i kierunku) jak on możliwości zrobienia kariery i postanowił wyemigrować do "NRF-u" (cytat). Trudno się z nim nie zgodzić, bo okres komuny to nie były raczej lata prosperity. Więc wyruszył wraz z całym majątkiem (żona i dziecko) do niemieckojęzycznego eldorado. Po dotarciu na miejsce przeszedł standardową procedurę - obóz uchodźców, zrzeczenie się obywatelstwa, wniosek o przyznanie obywatelstwa niemieckiego, wreszcie samo obywatelstwo. Lata te niestety osnute są mgłą tajemnicy, ponieważ sam bohater niechętnie wspomina, że jego Vaterland wymagał od swojego syna takich poświęceń (jak obóz przesiedleńców) i nie do końca dawał wiarę jego zapewnieniom o czysto niemieckich korzeniach. Wreszcie jednak nastąpił upragniony dzień i Dyrektor Burak otrzymał swój pierwszy i prawdziwie niemiecki Ausweis (czy jak oni nazywają Dowód Osobisty) z jego świeżo zdeformowanym (zniemczonym) imieniem i nazwiskiem. Obecnie Dyrektor Burak i jego rodzina ma ogromny problem, ponieważ okazało się że jego tłumaczenia na pytanie - dlaczego zmienił imię i nazwisko to kłamstwo. Zawsze twierdził, że Niemcy go do tego zmusili, teraz rząd federalny postanowił że wszystkie imiona i nazwiska krzyżaków mają być pisane w oryginale, przy okazji okazało się że wszyscy o zmienionych nazwiskach specjalnie sobie tego życzyli.
Pierwsza praca Dyrektora Buraka
Pierwszym etatem, jaki otrzymał (zdobył) nasz bohater na łonie kapitalizmu była posada kelnera. Co do miejsca pracy pojawiają się pewne wątpliwości - w jednej opowieści jest to "najlepsza i bardzo ekskluzywna" francuska restauracja (najlepsza w mieście zamieszkania Dyr. Buraka), innym razem jest to klub nocny - równie "ekskluzywny i elegancki". Gośćmi jednego i drugiego bywali możni świata biznesu Niemiec i nie tylko (w jednej z opowieści pojawił się nawet arabski szejk). Ekskluzywność, a przynajmniej profesjonalizm lokali należy poddać w wątpliwość, ponieważ w owym okresie Dyr. Burak jeszcze nie posługiwał się swoim ojczystym językiem (niemieckim), ani żadnym innym europejskim (do dzisiaj). Jeżeli nawet pracował w owych miejscach (miejscu?) to raczej w charakterze pomywacza a nie kelnera. Niemniej jednak trzeba przyznać naszemu Dilbertowi, że po otrzymaniu upragnionego prawa do zasiłku socjalnego nie spoczął na laurach i nie zaczął korzystać z uciech kapitalizmu a zaczął szybko wspinać się po szczeblach drabiny społecznej. Wtedy też po raz pierwszy zauważył u siebie nieprzeciętne zdolności do robienia złotych "interesów". Zauważył, że loże w lokalu nocnym (tym "ekskluzywnym") są tak skonstruowane, że pomiędzy oparciem i siedziskiem jest szpara w którą wpadają kluczyki, bilon i drobiazgi, które siedzący tam goście noszą w kieszeniach. Zaproponował więc właścicielowi, że będzie zostawał po godzinach i pomagał sprzątającym doprowadzić do porządku salę - właściciel oczywiście się zgodził i jeszcze wyraził zachwyt jaki to pracowity naród ci Polacy. Nie wiedział, że Dyr. Burak to żaden Polak tylko krzyżak z dziada pradziada. Nasz bohater nie przepracowywał się specjalnie ze sprzątaniem, za to bardzo starannie przeglądał szpary w lożach. Po jakimś czasie nasz strateg wpadł na genialny pomysł jak zwielokrotnić zyski bez wkładu własnego. Pomysł był genialny w swojej prostocie po prostu wydawał klientom resztę w możliwie największej ilości bilonu tłumacząc, że w kasie niestety nie ma banknotów o niskich nominałach. Na uwagi (opowiadał tę historię publicznie) swoich podwładnych, że takie działania można nazwać (łagodnie) "uczciwymi inaczej" stwierdzał, że to żaden problem jak są frajerzy, którzy aż się proszą o to żeby na nich "zarobić" (cytat).
Nie mogę dodać reszty w spojlerze bo ch*owo napisany skrypt pluje się o linki zewnętrzne których, kurwa, w tekście nie ma. Resztę dodam jutro