18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (1) Soft (2) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 14:43
📌 Konflikt izraelsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 17:47

#ii wojna światowa



Jako, że dzisiaj w nocy tj. z 2 na 3 października przypada 69 rocznica upadku Powstania Warszawskiego pozwoliłem sobie napisać krótki tekst. Może kogoś zaciekawi mój punkt widzenia. Liczę na owocną dyskusję

Dzisiaj przypada dokładnie 69 rocznica upadku Powstania Warszawskiego. Z perspektywy dnia dzisiejszego ciężko ocenić jego rację bytu. Wiadomo, że przyniosło blisko 200 tys. ofiar polskiej ludności w tym oprócz zwykłych „przypadkowych” mieszkańców Warszawy dziesiątki tysięcy wartościowych jednostek, które charakteryzował silny charakter, ideowość, oddanie Polsce oraz praktyczne zrównanie stolicy z ziemią. Osoby te w przyszłości miałby stać się elitą narodu polskiego i zająć się odbudową powojennej Polski.
Dzisiaj możemy sobie tylko wyobrazić, rozgoryczenie oraz bunt przeciwko niemieckiemu okupantowi, chęć odzyskania wolności, o czym świadczy stawienie się praktycznie całej stolicy na znak dowództwa. Ogromna większość osób zaangażowanych w powstanie, tych które brały bezpośredni udział w walce oraz tych pośrednio uczestniczących jak ludność cywilna pomagająca powstańcom nie znały pomysłu masowego powstania przygotowywanego przez najwyższe dowództwo, a co dopiero konkretnej daty, co było wynikiem utrzymania tego wydarzenia w głębokiej konspiracji w celu możliwości zaatakowania okupanta z zaskoczenia, co udało się wykonać, o czym świadczą liczne sukcesy w pierwszych dniach walk na ulicach Warszawy.
Podjęcie decyzji o przystąpieniu do powstania czy pomocy powstańcom było dla przeważającej większości decyzją spontaniczną, co świadczy o nastroju panującym wśród mieszkańców okupowanej Warszawy, tak jak by wszyscy podświadomie czekali na hasło „do ataku!”. Tych ludzi nie trzeba było nakłaniać do zaryzykowania życiem w imię upragnionej wolności, walki z hitlerowską machiną wojenną, co podeprzeć można faktem, iż nawet przeciwne wywoływaniu powstania środowiska narodowe (które twierdziły, że ze względu na przeważające siły niemieckie szanse na odniesienie militarnego zwycięstwa graniczyły z cudem) zgłosiły swoją gotowość do walki, uznając to za żołnierski oraz patriotyczny obowiązek, co było również spontaniczną decyzją, ze względu na brak informacji o dokładnym wybuchu powstania ze strony dowództwa AK w stronę NSZ.

Być może Powstanie miało szansę na realne powodzenie mimo wielu wcześniejszych głosów o niemożliwości jego sukcesu. Jednak o jego porażce zadecydowało wiele czynników, jak:
- klęska „akcji Burza", do której środowiska narodowe również podchodziły sceptycznie, ostrzegając przed możliwymi skutkami „ubocznymi”, tutaj również rację trzeba przyznać środowiskom narodowym. „Akcja Burza” doprowadziła do dekonspiracji struktur podziemia wobec sowietów, a następnie masowych aresztowań i fizycznej likwidacji tysięcy żołnierzy i oficerów AK przez wchodzącą do Polski armię sowiecką wraz z jej strukturami bezpieczeństwa, bez ponoszenia żadnych konsekwencji ze strony „przyjaciół” Polski z zachodu,
- aktywna pomoc aliantów (nie ta ograniczająca się do zrzucania paczek na walczącą Warszawę). Polska pozostawiona została przez aliantów z zachodu poprzez decyzję o włączeniu całego terenu okupowanej Polski pod radziecki obszar operacyjny podczas konferencji teherańskiej w 1943 roku, co jednoznacznie było kolejną zdradą, ze strony zachodnich aliantów i pozostawienie Polski na „łaskę” sowietów oraz w pewnym sensie zapowiedź konferencji jałtańskiej.
- reakcja Armii Czerwonej, która opieszale "spieszyła" na "pomoc" walczącej stolicy, by w końcu na drugim jej brzegu obserwować, jak walczące miasto upada oraz uniemożliwianie bezproblemowego wykorzystywania lotnisk przez samoloty alianckie znajdujących się na terenie zajmowanym przez sowietów, czy nawet obietnice pomocy do ostatnich dni powstania, która nigdy nie została udzielona doprowadzając do dalszego wykrwawiania się stolicy Polski.
Sukces Powstania Warszawskiego nie był wyczekiwany przez Stalina, jednym z dwóch głównych założeń zrywu stolicy była próba ratowania powojennej suwerenności poprzez odtworzenie w wolnej od niemieckiej niewoli Warszawie legalnych władz państwowych, będących kontynuacją rządu przedwojennej Polski, czyli tych niezależnych od Moskwy.

Całość sytuacji, złych kolei losu, błędów najwyższego dowództwa, które według mnie, do końca wierzyło we wsparcie dla Polski z zachodu w sprawie ambicji Stalina co do ziem polskich, mimo wielu wcześniejszych lekcji, iż zachód o Polskę po prostu nie dba. Całość niepowodzeń nie zmienia jednak faktu, że walczącym powstańcom i dręczonej ludności cywilnej należy się cześć, chwała i godne miejsce w historii Polski. Przykład ich wiary, poświęcenia i walki o wolność na zawsze powinny być dla Polaków żywym świadectwem postawy narodowej w potrzebie Ojczyzny.

Z góry chciałbym ustosunkować się co do komentarzy, iż dzisiaj czasach świętuje się porażki.
Bez wątpienia Powstanie Warszawskie było porażką polityczną oraz militarną, jednak osobiście uważam, iż nie świętujemy porażki, chodzi raczej o oddanie hołdu tym, którzy potrafili stanąć w szranki i zapłacić najwyższą cenę za wolność Ojczyzny, cenę własnego życia.

Cytat:

"Tu mówi Warszawa", autor nieznany:

Uwaga! Tu mówi Warszawa!
Notujcie w "Trybunach" i "Timesach".
Trzymamy się jeszcze! Słyszycie! Uwaga!
Robotnik, lud, dzieci na szańcach.

Tu z ruin, pożarów i zgliszczy
Przemawia wolności stolica.
Niełatwo tak damy się zniszczyć.
Możecie się nami zachwycać.

Jak długo? To o tym nie wiecie?
Dopóki krew płynie nam w żyłach.
Bo ducha Narodu nie zgniecie
Ni przemoc brutalna, ni siła.

Tu bracia żołnierzy z Tobruku,
Synowie walczących w Cassino,
Meldują w ogniowym walk huku:
Za wolność gotowiśmy zginąć.

Bój za nas i za was się toczy,
Lecz walka nierówna. Uwaga!
W krwi za was i za nas tu broczy
Walcząca - zwycięska - Warszawa!



CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!
Czołem Wielkiej Polsce!
Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!

W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
1. II wojna światowa rozpoczęła się od ostrzału Westerplatte

Z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić na podstawie badań historyków, że pierwsze niemieckie bomby spadły 1-go września nie na polską składnicę wojskową Westerplatte w Wolnym Mieście Gdańsku, a na położony wtedy blisko granicy z nazistowskimi Niemcami Wieluń. Niemieckie siły lotnicze Luftwaffe zbombardowały miasteczko niszcząc prawie doszczętnie zabudowania i infrastrukturę, oraz zabijając setki ludzi.

Do tej pory jednak nie jest to wiedza powszechna. Przekonanie o tym, że Westerplatte było pierwsze pokutuje jednak z wielu powodów. Z jednej strony dlatego, że to tam odbywają się wczesnym rankiem co roku 1-go września państwowe obchody wybuchu II wojny światowej. Z drugiej – może zdradzieckie wystrzały z pancernika Schleswig-Holstein, który wcześniej pokojowo wpłynął do gdańskiego portu, mają bardziej "odpowiedni" (z braku lepszego słowa) wymiar symboliczny.


2. Polska kawaleria szarżowała na niemieckie czołgi


Mit, który zbudowała niemiecka propaganda, a posługują się nią teraz… pojedynczy niedouczeni narodowcy, widzący w tym wydarzeniu którego nie było, jakiś szlachetny, porywczy romantyzm. Z drugiej strony zdarzają się także lewacy, krytykujący autodestrukcyjny patriotyzm na podstawie tej rzekomej szarży kawalerii na niemieckie czołgi.

Historię wylansowała nazistowska propaganda w celu wyśmiania polskiego wojska i ukazania technologicznej przewagi nad nim. Niemcy opisywali, że polska kawaleria atakując lancami i szablami, rzuciła się bezmyślnie pod gąsienicę ich czołgów. Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Kawaleria atakowała piechotę, ale nie czołgi. Poza tym oddziały konne miały w swoim wyposażeniu także m.in. armaty przeciwpancerne, do których ciągnięcia służyły rumaki.

3. Bitwa pod Wizną to polskie Termopile

Wiznę w ostatnich latach rozsławił szwedzki zespół metalowy Sabaton. Polacy uwielbiają, gdy mówi się o nas za granicą, dlatego też pokochaliśmy tę muzyczną grupę. Na swojej płycie z 2008 roku – obok np. "Ghost Division", utworu o dywizji pancernej Rommela (Wehrmachtu) podczas inwazji na Francję – znalazł się także "40:1", kawałek o żołnierzach broniących Wizny.

Mit głosi, że garstka żołnierzy (stąd tytuł "czterdzieści do jednego"), broniła strategicznego przejścia, walcząc dzielnie i odpierając ataki Niemców. Niczym Spartanie, którzy w wąwozie termopilskim przegrali, ale doprowadzili do potężnych strat w wojskach Persów.

Coraz więcej faktów wskazuje jednak na to, że powszechna pamięć o obronie Wizny ma się tak do prawdy historycznej, jak komiks Franka Millera "300" i jego filmowa adaptacja, do prawdziwej bitwy pod Termopilami.

Historycy wskazują m.in. na to, że ta przeprawa wcale nie była kluczowa dla wojsk niemieckich, a obrońcy w schronach na Strękowej Górze szybko zostali rozgromieni, lub nawet opuścili swoje stanowiska. Cały czas nie wiemy też do końca co stało się z kapitanem Raginisem, który dowodził obroną – oficjalna wersja podaje, że rozsadził się granatem, ale są też nawet pogłoski o tym, że życie skrócili mu jego podkomendni. Coraz głośniej przebija się do świadomości społecznej, że porównywanie tego wydarzenia z Termopilami to wynik komunistycznej propagandy.

4. Istniały "polskie obozy koncentracyjne"

Oczywiście mit ten nie jest obecny w naszym kraju, ale poza jego granicami. Wywodzi się z niefortunności wielu języków, w których przymiotnik "polskie" może oznaczać zarówno prowadzone przez Polaków, jak i znajdujące się na ziemiach polskich.

Ostatnio nawet prezydent Barack Obama w swoim przemówienia użył tego niefortunnego – delikatnie mówiąc – sformułowania. Na szczęście szybko jego biuro zareagowało na wpadkę i przeproszono.

Fakty oczywiście są takie, że w czasie drugiej wojny światowej to nazistowskie Niemcy tworzyły obozy koncentracyjne, a Polacy byli jednym z narodów, który najbardziej ucierpiał z ich strony.

Trudno mówić także o geograficznym uzasadnieniu nazywania obozów "polskimi", ponieważ większość z nich znajdowała się na terenach przedwojennej Trzeciej Rzeszy. Część historyków odróżnia jednak "obozy koncentracyjne" (Konzentrationslagern) od "obozów zagłady" (Vernichtungslager – poświęconych prawie wyłącznie eksterminacji ludności). Tego drugiego rodzaju rzeczywiście było więcej na terytorium Polski, ale tylko ze względów logistycznych – łatwiej było przewozić tam polskich Żydów i Polaków na śmierć.

Piszę tu oczywiście o czasach II wojny światowej. Przed wojną, a także zaraz po niej istniały w Polsce miejsca, które część historyków określa mianem obozów koncentracyjnych.

5. Polska armia była słaba

Choć oczywiście nasza armia była gorzej wyposażona i mniejsza niż połączone siły Niemców, Słowacji i ZSRR, to nie można powiedzieć, że była armią słabą. Według szacunków polskie wojsko mogło mieć nawet 1 milion żołnierzy, co czyniło z niej poważnego przeciwnika. To prawie 400 tys. więcej żołnierzy niż wynosiły siły ZSRR w kampanii wrześniowej (Niemcy miały 1,8 mln, a Słowacy 50 tys.).

Głównym problemem był niespodziewany atak ze wschodu, a także niedogodny dla nas układ granic. Po części istotnym czynnikiem była także zastosowana taktyka Blitzkrieg – wojny błyskawicznej – do której nie było przygotowane nasze wojsko.

Żołnierze polscy dysponowali nie tylko piechotą i kawalerią, o której wyżej piszę, ale także oczywiście czołgami (w liczbie 880), samolotami (400 maszyn) czy działami (4300 sztuk). Mit o tym, że byliśmy zacofani jeśli chodzi o liczby i technikę w stosunku do Niemców o lata świetlne jest nieuprawniony. Niestety przewaga była wystarczająco znacząca, żeby naziści wygrali.

6. Wojnę wygrali Amerykanie

To oczywiście Hollywoodzki mit, bo w Polsce każdy wie, że wojnę wygrali czterej pancerni i ich pies. Bohaterstwo żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych oczywiście także nie może być podważane.

Faktem jest jednak, że to front wschodni zaangażował największe siły, najwięcej czasu i krwi żołnierzy. I choć oczywiście Stalin w zamian za pozbycie się Hitlera ustanowił siebie upiornym władcą marionetek, to nie można odmówić armii radzieckiej tego, że to właśnie ona miała prawdopodobnie największy wpływ na wygraną z nazistowskimi Niemcami.

7. Alianci to ci dobrzy

Musimy zdawać sobie sprawę, że filmowy mit o szlachetności żołnierzy alianckich i brutalności pozbawionych skrupułów nazistów, nie sprawdza się gdy patrzymy na historię okrutnej wojny.

Oczywiście wojna z samego założenia wymaga zabijania. Alianci jednak także dopuszczali się zbrodni wojennych, choć oczywiście na skalę nieporównywalną z np. Holokaustem (wykluczamy z aliantów ZSRR, który np. Norman Davies traktuje raczej jako trzecią siłę).

Znane są takie przypadki jak te z belgijskiej miejscowości Malmedy. Doszło tam do masakry 84 alianckich jeńców, ale także do zbombardowania przez lotnictwo USA miasta, które było już wtedy kontrolowane przez ich wojska. Głośny jest też przypadek zbombardowania Drezna nalotami dywanowymi, przez co zginęło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Największa zbrodnia aliantów miała jednak miejsce daleko od granic Europy. Stany Zjednoczone zrzuciły pod koniec wojny dwie bomby atomowe na miasta Hiroszimę i Nagasaki w Japonii.
Dwaj brytyjscy artyści Jamie Wardley i Andy Moss wybrali się na plażę w Normandii wraz z ekipą wolontariuszy uzbrojonych w szablony sylwetek martwych żołnierzy. Wykonali ponad 9000 "odbitek" upamiętniających żołnierzy poległych w czasie "D-day".

Nie powiem, robi wrażenie.
Reszta fotek w komentarzu lub jak kto woli w źródle.
źródło: dailymail.co.uk/news/article-2429903/Peace-Day-Reminder-millions-lives...
Najlepszy komentarz (35 piw)
1nsecure • 2013-09-27, 20:15
Człowiek zapierdala od rana do wieczora, żeby państwo miało go z czego okraść, a gdzieś tam istnieje kraina, gdzie ludzie spędzają czas GRABIĄC PLAŻĘ.

No kurwa, ja tak chcę.
Na wstępie zaznaczam że będzie to bardzo długi post.

Mój wrzesień. Wspomnienia z początków niemieckiej okupacji.

Polski profesor w pamiętniku opisał swoje przeżycia z września 1939 roku i początków niemieckiej okupacji. „Focus Historia Ekstra” jako pierwszy opublikował treść tych wspomnień.

W Niemczech pamiętnikami prywatnych osób zajmuje się specjalna instytucja – Deutsches Tagebucharchiv. Gromadzone są tam nie tylko dzienniki prywatnych osób, ale również ich korespondencja. Po konserwacji udostępniane są naukowcom i pasjonatom historii. W Polsce ten sposób obchodzenia się z zapiskami czasami zupełnie anonimowych osób dopiero raczkuje. Tymczasem w takich dokumentach obraz historycznych wydarzeń bywa czasami zupełnie inny niż w fachowej literaturze. Ich autorzy kładą nacisk na inne zdarzenia. Czasami bardzo osobiste.

Autorem wspomnień, które publikujemy, jest Wiktor Wąsik. Urodził się 23 grudnia 1883 roku. Był historykiem filozofii i pedagogiki. Uczył w stołecznych szkołach średnich, wykładał też w Państwowym Instytucie Pedagogicznym i na Wolnej Wszechnicy Polskiej. Wrzesień 1939 roku zastał go na warszawskiej Ochocie, gdzie mieszkał razem z rodziną. Jego notatki nie są klasycznym diariuszem. To bardziej zapis przeżyć zbierany zaraz po opuszczeniu przez autora więzienia na Pawiaku. Dedykowany jest wnukowi Wiktorowi.

Publikując fragmenty wspomnień prof. Wąsika, postanowiliśmy zachować ich oryginalną pisownię i układ.

WOJNA



Pamiętam doskonale, że jako dyżurny na podwórzu naszej kolonii, członek O.P.L [obrona przeciwlotnicza – dop. red.] o godz. 6 czy 7 szedłem z posterunku i w sypialnym pokoju począłem się rozbierać, by się trochę zdrzemnąć. Naraz usłyszałem jakieś okrzyki na podwórzu: wyjrzałem przez okno i od zachodniej strony zobaczyłem wyraźnie ciemny aeroplan, który jak się okazało, był niemiecki, i nasze, które go odpędzały, czy też toczyły z nim walkę. Za parę minut nieprzyjacielski wycofał się, ale było to dowodem, że wojna istotnie rozpoczęła się w samej rzeczy.

Pierwsze dni wojny minęły dla nas zupełnie spokojnie. Spędzaliśmy czas oczywista głównie w domu, oddalając się od naszej willi tylko wówczas, gdy zachodziła konieczność. Gdy jednak w naszej dzielnicy jako najbardziej wysuniętej na zachód miasta stawało się coraz goręcej, a większość mieszkańców poczęła opuszczać mieszkania i przenosić się do Śródmieścia, z namowy żony, bo ja i Wiktorek byliśmy temu przeciwni zasadniczo, uczyniliśmy i my to samo i przenieśliśmy się na Tamkę do mieszkania p. Puchalskiego pod nr 44, który wówczas nie był dla nas jeszcze cyfrą nieszczęścia. Zresztą ja szczególnie, a niekiedy i moja żona od czasu do czasu telefonowaliśmy do domu, a prawie codziennie odwiedzaliśmy nasze mieszkanie na Mochnackiego, gdzie zostawiliśmy kucharkę, z sobą zaś zabraliśmy pokojówkę. Po kilku jednak dniach pobytu na Tamce, gdy przekonaliśmy się, że tam wcale nie jest lepiej, powróciliśmy na stałe do naszej willi i powoli z wielkim trudem i dużymi wydatkami poprzenosiliśmy i poprzewoziliśmy wszystkie rzeczy, które wzięliśmy z sobą na nowe tymczasowe mieszkanie.

W czasie naszej nieobecności willa nasza była prawie nieuszkodzona, a kilka szyb i rozbite poszczególne dachówki naprawił nam przygodny rzemieślnik, o którym dowiedziałem się potem, że został zabity niedługo przez bombę na sąsiednim podwórku. I ogródek nasz wyglądał wówczas jeszcze bardzo ładnie: zieleniła się trawka, kwitły w rabatkach kwiaty, rozwijały się róże, bo była piękna pogoda i zupełnie ciepło. W skrzynkach pod oknami i na zewnętrznych murkach kwitły w najlepsze czerwone pelargonie i białe petunie. Kwiaty domowe były w dobrej kondycji: a nawet wówczas kwitła gardenia, w akwarium spokojnie pływały rybki.

Jeden z odprysków bomby wpadł do pokoju naszego synka, który znajdował się na poddaszu i zrobił dziurę w suficie i uszkodził w samym środku otomanę, na której on sypiał. Inny uczynił jakieś nieznaczne szkody w naszym jadalnym pokoju m.in. w zegarze ściennym.

Nawet po dwóch tygodniach wojny nie odczuwaliśmy zbytniej jej grozy, choć robiło się coraz gorzej. Od kilku dni przenieśliśmy się z wyższych kondygnacji do przyziemia i tam zajęliśmy pokoik tzw. francuski w samym rogu domu od strony ogródka na sypialnię, który wydał się najlepszym schronieniem: poziom podłogi, na której spaliśmy na materacach był o pół metra niższy od poziomu ogródka, mury były dość grube, okno zaopatrzone w żelazne kraty, które nadto osłoniłem korytkami z kwiatami i osypałem ziemię cegłami; od strony południowej był mocno zbudowany taras. W kącie moim zdaniem najbardziej bezpiecznym spał Wiktorek pod samą ścianą, ja pośrodku, a żona na końcu. Przez kilka nocy i dni było stosunkowo dość spokojnie. Dopiero ostatnie trzy dni bombardowania z aeroplanów i ogniem artyleryjskim były straszne i bitwa o Warszawę, a raczej o jej zniszczenie poczęła przejawiać się w całej grozie; ale i wówczas noce były stosunkowo spokojne. Bombardowanie gwałtowne rozpoczynało się od świtu i trwało do zmierzchu; a potem słabło, choć i w nocy nie ustawało.




Powoli zamierało życie w naszym domu i z czasem byliśmy coraz bardziej odcięci od reszty Warszawy. Najpierw przestał działać telefon (podczas rozmowy z Jagowdem, już nie pamiętam, którego dnia), potem radio, dalej gaz, następnie elektryczność i wreszcie przestała dochodzić woda.

Tak szczęśliwie złożyło się w tym nieszczęściu, że dzięki zapobiegliwości Natalci mieliśmy nagromadzony zapas wody, węgla i koksu, nafty i świec i wszelkiego rodzaju żywności; wobec tego nie odczuwaliśmy braku tych koniecznych do życia elementów. Wody nam starczyło prawie do uruchomienia wodociągów po oblężeniu; nawet ubikacja dzięki umiejętnemu i oszczędnemu szafowaniu wodą sprawnie działała; węgla i koksu starczyło nam nawet na całą następną zimę zupełnie dostatnio; również nafty i świec; zapasy zaś żywnościowe dojadaliśmy już w czasach okupacji.

Pamiętne ostatnie trzy dni oblężenia przepędziliśmy głównie w kuchni, a nawet raczej w małej sionce, która łączyła kuchnię ze spiżarką i korytarzem wyjściowym do ogródka, gdyż ze względu na grube ściany tę małą sionkę uważałem za miejsce najbezpieczniejsze. W czasie gwałtownej strzelaniny, a trwało to całymi godzinami, staliśmy troje obok siebie, trzymając się za szyję, bezbronni, pocieszając się wzajemnie i zachęcając do wytrwania. Trudno zapomnieć te straszne godziny, kiedy w powietrzu było słychać warkot aeroplanów, przeraźliwy poświst zrzucanych z nich bomb w najbliższej okolicy, a jednocześnie grzmot artyleryjskich pocisków, które przelatywały nad naszą willą. Domek bowiem nasz był oddzielony od Domu Akademickiego, potężnej Bastylii, tylko stosunkowo wąską ulicą i niewielkim ogródkiem. Niemcy skierowali ogień artylerii na ten wielki blok i nieustannie go ostrzeliwali szczególnie w ostatnich dniach obrony. Otóż wszystkie te pociski rozrywały się w bliskości naszej willi, która trzęsła się i rechotała, bo za każdym wystrzałem spadały dachówki i wypadały z brzękiem szyby. Od strony naszego domu, tj. od strony południowej narachowaliśmy z synkiem w ścianie domu akademickiego po zakończeniu oblężenia trzydzieści parę pocisków; prócz tego może tyleż w ogródek i jezdnię pomiędzy tymi budowlami. Jeden z tych pocisków trafił w naszą willę, a mianowicie w górną część muru (framugę) nad oknem (zachodnim) w naszym stołowym pokoju, wpadł do niego, i wszystkie meble rozbił w nim na drzazgi, jako też poczynił pewne szkody w pokoju sypialnym, położonym nad stołowym. Jako tako w stołowym pokoju ocalała nasza piękna staroświecka szafa, służąca za kredens, którą po oblężeniu pięknie wyremontowaliśmy, wiszący nad nią obraz Matki Boskiej i niektóre drobiazgi, m.in. jeden talerz na ścianie, stół, krzesła, szafa, akwarium i wiele innych rzeczy przestało istnieć, m.in. dwa piękne sztychy kolorowe, angielski duży w bidermajerowskich ramach, mój portret i inne obrazki.



Jest rzeczą ciekawą, że w sąsiednich pokojach, m.in. saloniku, gdzie był saski porcelanowy zegar z figurkami, duży żyrandol kryształowy z setką kryształowych wisiorków, wiele cennych obrazów, staroświeckie okrągłe lustro w rzeźbionej złoconej ramie, świeczniki, piękne stylowe mahoniowe meble i wiele innych rzeczy, wszystko to nie doznało najmniejszego szwanku, nawet zegar spokojnie cykał (choć czasem zaszkodziło mu byle co, nawet przeciąg, albo kichnięcie), choć oddzielały go od pokoju stołowego tylko szklane szerokie drzwi, w których wypadła jedna szyba. W holu również obok pokoju stołowego, było wybite tylko parę szyb w obrazach od podmuchu i jedna od odłamka, natomiast ani sześcioświecowy żyrandol, ani kinkiety, ani świeczniki, ani zegar, ani nawet największe nasze tremo nie doznały zupełnie żadnych uszkodzeń.

Najważniejszą rzeczą jednak było to, że nikogo nie było w pokoju w czasie wybuchu, ani też w najbliższym sąsiedztwie; nadto pocisk nie spowodował pożaru z tego względu, że uderzył właśnie w grubą szynę, która była wmurowana w sklepienie okna, a następnie na pokój chlusnęła woda z dużego akwarium, a prócz tego wylała się z kaloryferów, w których parę elementów było rozbite. Pocisk ten doszczętnie zniszczył jeden pokój, w którym sufit nad oknem zupełnie opuścił się, ale nie spowodował większych uszkodzeń w innych pokojach.

Wobec tego, że była nieustanna strzelanina, nikt z nas nie był w stanie odróżnić w tym ciągłym huku, gdzie trafił pocisk i dopiero, gdy zaczęła spływać po schodach woda i kapać z sufitu w pokoju służących, który znajdował się pod stołowym, jedna z nich zainteresowała się przyczyną tego i weszła do pokojów na parterze. Po powrocie oznajmiła nam, że pokój stołowy jest zupełnie rozbity.



Weszliśmy niezwłocznie na górę. Drobne odłamki szkła i tynku na schodach i w holu. W pokoju zaś stołowym jedna kupa gruzu, połamanych mebli, tynku, który poodpadał ze ścian i sufitu; kawałki szkła, porcelany i papierów piętrzyły się przy wewnętrznej ścianie pokoju. Na wszystko spoglądało wielkie oko, utworzone przez wielki otwór w murze, powiększony przez okno, które przestało istnieć wraz z ramami, okiennicami, a nawet tzw. futryną. Pokój ten przedstawiał obraz makabrycznego rumowiska. Zeszliśmy po chwili na dół do kuchni pośpiesznie, znów wzmógł się ogień artyleryjski. Ściany schodów i korytarza na wysokości głowy były pokryte bliznami od odłamków. Przypadek zdarzył, że tędy nikt nie przechodził w tym czasie.

Byliśmy jak w kotle i nie mogliśmy wycofać się na inną pozycję, a przecież lada chwila mógł paść drugi i trzeci pocisk i naszą willę zamienić w gruzy. Naokoło szalały tu i ówdzie pożary, co szczególnie było widoczne, gdy zapadała noc. Z willi sąsiednich już i przedtym zaczęli się schodzić nieliczni mieszkańcy, szczególnie służba, pozostawiona na straży domu, bo bodaj tylko nasza rodzina, tj. my wszyscy i służba nasza pozostaliśmy na miejscu. Postanowiliśmy ostatecznie ukryć się w piwnicy, która jednak miała porządne sklepienie i czekać sądnego dnia. Tam w czasie największej strzelaniny zgromadzili się wszyscy zebrani w naszej willi i poczęli odmawiać głośno i chóralnie pacierz i litanię. Widoku tego nigdy nie zapomnę i zawsze tkwić mi będzie w pamięci gromadka ludzi nieszczęśliwych i bez żadnej winy, klęczących na betonie piwnicy przy świetle lampki naftowej, albo wprost w ciemnościach i odmawiających drżącym głosem żałosne modły – to były prawdziwe katakumby cywilizacji i kultury wieku XX, jakże gorsze od tych czasów Nerona. Wówczas nasz Wiktorek po raz drugi uszedł śmierci, tak niechybnie grożącej mu jak przy szkarlatynie.

Otóż chcę tu pokrótce powiedzieć o zachowaniu się w tych ciężkich chwilach, w tych minutach i godzinach krytycznych naszego Wiktorka, bohatera centralnego tego smutnego pamiętnika i tej tragicznej opowieści. Był on z natury bez wątpienia odważny, odważny dziedzicznie i osobiście, co wykazał zresztą, jak zobaczymy w późniejszym swoim życiu, ale bynajmniej już wówczas jako dziesięcioletni chłopiec nie lekceważył niebezpieczeństwa i nie narażał się ani teraz, ani później bez potrzeby i lekkomyślnie. Był zupełnie karny i zawsze wykonywał moje zarządzenia, choć często przed tym zgłaszał sprzeciw, że nie widzi nic groźnego. Zakazałem mu np. w kuchni stać przy oknie, a zarządziłem ukrywanie się za ścianą. Zasadniczo do tego stosował się, ale często, gdy aeroplany huczały, a świstały pociski, zbliżał się do okna powodowany żywą ciekawością i przez nie spoglądał. Gdy go przywoływałem do porządku, natychmiast odchodził, ale za chwilę znów zapominał i powtarzał ten sam manewr.

Najlepiej można go było opanować dobrocią; gdy go pocałowałem w czuprynkę i poprosiłem serdecznie, by stosował się do moich zarządzeń, szczerze przyrzekał i mnie przepraszał, gdy zapominał. Miał naturę o płomiennym sentymencie, ale potencjalnym, który rzadko aktualizował i to tylko fragmentarycznie. Gdy staliśmy podczas najgwałtowniejszej strzelaniny w przedsionku, o czym już wyżej nadmieniłem, obejmował mnie serdecznie, co bynajmniej nie było objawem jego bojaźni, bo był odważny i zupełnie spokojny, ale raczej troską o mnie i o swoją ukochaną mamusię; przytulał się do nas i pieszczotliwie łasił. Mówiłem do niego: „Synku, trzymajmy się razem, bo albo wszyscy troje wyjdziemy cało, albo wszyscy zginiemy” – przyciskał się do nas i zachowywał się spokojniej, nie okazując najmniejszego lęku; raczej był przekonany, że gdy do nas przytuli się, wszyscy unikniemy klęski. Podczas tych strasznych chwil wykazywał niezwykły spokój i zupełne opanowanie bojaźni i usiłował nas jakoby pocieszyć w najkrytyczniejszych sytuacjach. Ten właśnie spokój, opanowanie i odwagę, ale nie lekkomyślne narażanie się uważałem za stałą cechę jego charakteru od dzieciństwa, która później, gdy był starszy, ukształtowała się bardzo szlachetnie. W tych pamiętnych czasach wydawało się nam, że raczej on nami opiekuje się, a nie my nim.



KAPITULACJA

Okazywał tyle prawdziwego synowskiego uczucia dla swych rodziców, że z prawdziwym wzruszeniem po tylu latach klęski wspominam te czasy, które były dla mnie lepsze, niż obecne w czasach quasi wolności. Hart jego charakteru i czułość, ale nie czułostkowość, której zresztą nigdy nie okazywał, były wprost imponujące i wzruszające. Krystalizował się już wówczas w nim, jako w dziesięcioletnim chłopcu prawdziwy charakter, inteligentna samodzielność, ale i refleksyjna karność, czego później dał liczne dowody.

Już po trzech dniach naszych biernych zapasów z ruiną i przy największym naprężeniu nerwów naraz poczęło robić się ciszej. Poczęły kursować plotki, że to polskie wojsko przyszło na odsiecz a nawet, że armia bolszewicka ruszyła na Niemców i odpędziła ich od Warszawy. Okazało się jednak niebawem, że była to tylko kapitulacja. Muszę wyznać zupełnie szczerze, że w danej sytuacji było mi wszystko jedno: wszak byliśmy zupełnie bezbronni i jeszcze takich parę dni, jak ostatnie trzy, wykończyłoby nas zupełnie; skoro więc miało to stać się co się stało, lepiej, że stało się wcześniej. Bynajmniej nie tylko według mego zdania, ale ogólnego, kapitulacja nastąpiła o trzy dni za późno; nic nie uratowano, a można było ocalić wiele rzeczy pamiątkowych i cennych zbiorów, jako też wiele życia ludzkiego; wiele osób padło ofiarą barbarzyńskiego bombardowania dzielnic Warszawy przez Niemców właśnie w tych ostatnich trzech dniach.

Gdy wreszcie zupełnie ucichło i nie było słychać żadnych strzałów, poczęli ludziska wychodzić z głębiny domów. Wyszliśmy również i my wszyscy i obejrzeliśmy ogólnie, a potem dokładnie naszą willę z zewnątrz i z wewnątrz. Wewnątrz domu z wyjątkiem zniszczonego doszczętnie pokoju stołowego były tylko niewielkie szkody stosunkowo: w sypialnym pokoju opuściła się podłoga przy oknie, pod którym w pokoju wpadł szrapnel i zrobił wyłom w murze zewnętrznym; góra tego wyłomu wychodziła nad powierzchnię podłogi i był popękany tynk, złamany stolik i poprzewracane rzeczy w sąsiedztwie okna; w moim gabinecie odszedł tynk nad drzwiami do schowka w kształcie wielkiego pęcherza. Tu i ówdzie tkwiły niewielkie odłamki w ścianach. Natomiast liczne w naszym domu lustra, żyrandole i szklane przedmioty ocalały; nawet wszystkie zegary, nie wyłączając rocznego pod szklanym kloszem zupełnie, ocalały, chodziły i nawet pokazywały dobry czas.

Zupełnie były nietknięte moje księgozbiory tj. mój i syna. Wszystko jednak było pokryte grubą warstwą pyłu głównie wapiennego, kurzu a niekiedy i tynku. Najlepiej prócz izb, znajdujących się w przyziemiu zachował się gabinet żony i pokoik Wiktorka na poddaszu. Natomiast popsuły się kaloryfery i wyciekła z nich wszystka woda z górnych pięter.

Gorzej bez wątpienia przedstawiał się widok zewnętrzny willi. Pospadało dużo dachówek – holenderek, inne pozsuwały się w przedziwny sposób, tworząc jakiś makabryczny kilim, wybite były na wszystkich piętrach prawie wszystkie szyby, w wielu miejscach poodpadał tynk, a niekiedy były głębsze uszkodzenia w murach szczególnie od strony północnej, tj. od Domu Akademickiego. Stosunkowo najlepiej przedstawiała się strona południowa. Od strony zachodniej był uczyniony przez pocisk artyleryjski wielki wyłom, dziura, która prawie łączyła okno na parterze stołowego pokoju z oknem na pierwszym piętrze sypialnego.

Po wszechstronnym upewnieniu się, że bombardowanie istotnie ustało, zabraliśmy się wszyscy do porządkowania domostwa i jego otoczenia. Najpierw wszyscy przystąpiliśmy do uprzątania gruzów, skorup i połamanych rzeczy w pokoju stołowym, co trwało bardzo długo. Ja z Wiktorkiem starannie przeszukiwaliśmy gruz i m.in. odszukaliśmy rozrzucone we wszystkich kątach i warstwach śmieci elementy dużego staroświeckiego gdańskiego żyrandola korpusowego; nadto inne wartościowe drobiazgi, a najważniejsze, że udało się nam odnaleźć wszystkie nawet najmniejsze kawałki uszkodzonej częściowo z jednego boku wspaniałej antycznej szafy bretońskiej. Śmieci przez wyłom wyrzucaliśmy do ogródka. Potem żona z dwiema służącymi sprzątała inne pokoje, ja zaś z synkiem zająłem się uporządkowaniem ogólnym otoczenia naszej willi, co polegało głównie na usuwaniu gruzu szczególnie od strony zachodniej, gdzie pocisk, który trafił w nasz dom, wywalił dużo cegieł ze ściany domu i wyrył wielkie wgłębienie w ogródku tuż pod oknem.

Ponieważ w jezdni i na chodniku na ul. Mochnackiego w pobliżu naszej willi, albo tuż pod naszym murkiem było dużo głębokich lejów, postanowiliśmy tam nosić odłamki muru, kawały tynku i potłuczone dachówki w kubłach. W krótkim stosunkowo czasie zapełniliśmy je do powierzchni ulicy. Kawałki szyb i szkła gromadziliśmy oddzielnie na trawniku, połamane drewniane meble też oddzielnie koło piwnicy. Pracowaliśmy wszyscy i wewnątrz i zewnątrz domu przez cały dzień i robotę zasadniczą wykonaliśmy tylko częściowo.

Po naradzie z żoną postanowiliśmy naprawić niezwłocznie to, co było konieczne, a konieczne były trzy rzeczy: dach, wyłom od granatu w pokoju stołowym i szyby przynajmniej pojedyncze (rzadko w którym oknie była jakaś szyba, a było ich około 200 – ściśle 186 – a wypadło ich dlatego tyle, że w całym mieszkaniu były zamknięte podwójne okna).

Wówczas było to bardzo trudno zrobić z różnych względów. Udało mi się jednak znaleźć i przygodnego dekarza, który drogo i tandetnie naprawił dach i rynny, i murarza, który porządnie zamurował wyłom i wprawił nową futrynę, podniósł do właściwej wysokości sufit i zatynkował wszystkie dziury wewnątrz domu. Wreszcie rozpoczęliśmy szklić okna. Miałem trochę zapasowych szyb, tzw. katedralnych i matowych na przygórku, które jakoś ocalały; nadto powyjmowałem trochę szyb z obrazów, gdzie można było, tj. ze wszystkich olejnych i to była pierwsza szansa, ewentualnie dopasowywałem dykty. W stołowym pokoju wyrwane okno, gdzie wprawiliśmy tylko futrynę, zabiliśmy z Wiktorkiem deskami i linoleum, a na to powiesiliśmy dywan; tak że w parę tygodni można powiedzieć mieliśmy w całym domu pojedyncze okna – to była pierwsza transza.

Później co jakiś czas w różnych odstępach i w różny sposób powoli wprawialiśmy szyby, usuwaliśmy dykty, tak że ostatecznie po kilku tygodniach całe mieszkanie miało podwójne szyby. Naprawiliśmy również uszkodzone kaloryfery i gdy uruchomiono wodociągi, zaczęliśmy mieszkanie ogrzewać zupełnie normalnie. Ale wówczas ja już nie byłem na Mochnackiego…

Taka oto notatka domowa: Na początku wojny sypialiśmy z żoną w sypialnym pokoju, a Wiktorek w swoim pokoiku na poddaszu, a po paru dniach w moim gabinecie. Mniej więcej po tygodniu nocowaliśmy wszyscy na ul. Tamce 44. Po przybyciu z powrotem na Mochnackiego do kapitulacji nocowaliśmy w przyziemiu. Po kapitulacji w moim gabinecie, gdy tu były wszystkie szyby wewnętrzne /jedyny pokój w całej willi/. Następnie gdy oszkliliśmy pokoik synka i gdy robiło się już zimno, tam przenieśliśmy się i sypialiśmy, bo w nim był tylko piec tzw. szrajberowski. Zawsze przez ten czas sypialiśmy wszyscy troje razem w jednym pokoju. Po wyreperowaniu kaloryferów – do sypialnego pokoju, który był już oszklony dawniej i to podwójnymi szybami i mieliśmy się wszyscy przenieść. Było to właśnie 10-tego listopada. W dniu tym zaszedł wypadek, wskutek którego byłem rozłączony z rodziną na całe trzy miesiące, tj. kwartał.



O godz. 7-ej rano wbiegło szybko po schodach na I piętro dwóch żandarmów niemieckich, gdy właśnie stałem w małym holu na tym piętrze, kierując się do łazienki. Zapytali się, gdzie tu jest Wiktor Wąsik. Powiedziałem im, że to właśnie ja nim jestem. Kazano mi się zaraz ubierać, gdyż jestem aresztowany i mam z nimi udać się niezwłocznie do więzienia na ul. Dzielną, to znaczy się, mówiąc po warszawsku, do Pawiaka. Byli stosunkowo grzeczni i dokonali tylko powierzchownej rewizji w moim gabinecie, zaglądając do szuflad. Pytali się o mój zawód. Już w parę minut kazali mi schodzić ze schodów. Przed ich przybyciem nie zdążyłem się jeszcze ogolić, umyć się i zjeść śniadania.

Przynaglali, abym zaraz szedł z nimi. Spojrzałem na stojącą obok mnie żonę i synka. Żona była smutna, ale spokojna i pytała ich o powód mego aresztowania. Odpowiedzieli jej, że tylko na parę dni jestem wzięty jako zakładnik i że niebawem wrócę do domu. Obok mnie stał mój Wiktorek zmieszany i bezradny. Nastąpiło krótkie pożegnanie z żoną i synkiem. Ten objął mnie za szyję, mocno przycisnął i pocałował parę razy, a w oczach jego kręciły się ciche łzy. Był blady zupełnie i zrezygnowany. Powiedziałem im na pożegnanie to, co mogłem: „Bądźcie zdrowi! Niedługo zapewne powrócę…” w co zresztą sam nie wierzyłem.

Wyszliśmy przez drzwi frontowe na ganek. Z drugiej strony jezdni stała limuzyna. Jeden z żandarmów otworzył drzwi i kazał mi wsiąść, a sam zajął miejsce obok mnie. Drugi usiadł obok kierowcy, również żandarma. Nie znali widocznie dobrze drogi, bo pojechali ze mną aż na Plac Teatralny, później Bielańską w stronę Pawiaka, przy ul. Dzielnej samochód zatrzymał się stanął u Bram tzw. Serbii, tj. żeńskiego oddziału Pawiaka. Przesiedziałem tu do 10 lutego 1940 roku, tj. okrągły kwartał. Nie byłem wcale badany ani przy wejściu, ani przy wyjściu, jak zresztą przeważnie wszyscy z mojej grupy, którzy w dniu tym byli aresztowani.

W dużej celi na pierwszym piętrze, gdzie byłem osadzony, zastałem wielu znajomych, m.in. prof. Konstantego Krzeczkowskiego, paru adwokatów (Wojciechowskiego, syna b. prezydenta, Brokmana, Chciszewskiego, Gamarnikowa, Bartczaka i in.), nauczycieli gimnazjum (np. Pieniążka, Usarka, Jarocińskiego i in.), prof. Bystronia, Wolfels, Zottego z synem. Później przybył Michał Wawelberg z synem i inni. Zresztą ciągły był ruch osób: jednych zwalniano lub przenoszono do innych cel, inni nowi przybywali.

O ile początkowo byli ludzie ze sfer zawodowej inteligencji z przewagą adwokatury, o tyle później przybywali przedstawiciele kupców, przemysłowców, urzędników. W naszej celi przez całe trzy miesiące pobytu nie było ani jednego robotnika lub rolnika.

Cela była urządzona na 18 osób, ale przez czas mego pobytu bardzo rzadko i to tylko na początku tylu w niej przebywało: przeważnie było ich znacznie więcej, a niekiedy cyfra więźniów dochodziła do 40 osób. Podczas dnia było tu jako tako, ale w nocy cela była przepełniona do ostatnich granic.

Na wszystkich pryczach i na całej podłodze byli ułożeni do snu więźniowie jeden przy drugim, a cela ograniczona czterema ścianami o dwu zakratowanych oknach i obitych grubą blachą drzwiach, wyglądała jak otworzone pudełko szprotów i sardynek z wysokości mojej pryczy. Ja bowiem jako najdawniejszy więzień (takich było 18), z których do chwili Powstania Warszawskiego dożyło 12: trzech: Wojciechowski, Arciszewski i Słotwiński – zginęli w Oświęcimiu; Gamarnikow umarł w więzieniu, a dwaj pozostali po wyjściu z niego. Później Brokman był zamordowany przez Niemców. Zapewne do końca okupacji pozostało już niewielu z nas.




Po tygodniu zacząłem otrzymywać paczki żywnościowe z domu. Trwało to do Bożego Narodzenia; później zabroniono i pozostałem już do końca swego pobytu całkowicie na wyżywieniu więziennym. Jak wiadomo, było ono zupełnie liche i właściwie głodowałem. Choć nie przechodziłem okropności śledztwa, doznałem wszystkich innych udręczeń życia więziennego.

Dużo mam wspomnień z tych czasów, ale tu uważam za niepotrzebne o tym wszystkim mówić, bo nie odpowiada to celowi moich wspomnień. Ograniczę się więc tylko do tego, co stoi w związku z domem, a przede wszystkim z Wiktorkiem.

Od chwili przybycia na Pawiak trapiła mnie nieustannie myśl, co stało się z moją najbliższą rodziną. Dochodziły nas więźniów z zewnątrz wieści różne: mówiono m.in., że niekiedy mieszkania, z których zabrano zakładników, są później szczegółowo rewidowane, i czasem członkowie rodzin aresztowani. Otóż obawiałem się, że coś podobnego mogło stać się z moją rodziną, w danym przypadku z żoną. Gdy inni po paru dniach poczęli otrzymywać z domu paczki, a ja jeszcze nie, okoliczność ta jak gdyby potwierdzała moje przypuszczenia. Ale po tygodniu i ja otrzymałem z domu wałówkę. Nie pisało na niej od kogo, ale po adresie poznałem charakter pisma mojej żony. Osądziłem więc wówczas, że nic szczególnego w domu nie zaszło, bo przecież skoro żona jest jeszcze na wolności, to zapewne mój dziesięcioletni syn tym bardziej. Po paru dniach otrzymałem drugą paczkę, na której adres był napisany ręką syna, co potwierdziło moje przypuszczenia. Stała, bo prawie codzienna później wymiana paczek z żywnością i bielizną pozwoliła mi ostatecznie ustalić fakt, że moja rodzina na razie ocalała; na podstawie przedmiotów, które mi przysyłano, a więc kubków, słoików, łyżek, bielizny i in. drobiazgów przekonałem się zupełnie, że i nasze mieszkanie zasadniczo istnieje.



Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale tak coś po miesiącu odnalazłem pod kołnierzykiem koszuli, przysłanej mi z domu kartkę, napisaną ręką żony, ale i z podpisem Wiktorka, której treść potwierdzała całkowicie moje przypuszczenia. Pisała mi, że w różny sposób stara się mnie zwolnić i że ma pewne nadzieje, iż niedługo to nastąpi. Co do możliwości zwolnienia wątpiłem, ale to wszystko świadczyło, że życie w domu płynie na ówczesne warunki stosunkowo normalnie, co mnie najbardziej pocieszało.

Bodaj że przed samym Bożym Narodzeniem, a może nawet w dniu moich imienin (23.XII) zauważyłem na drugim chodniku ul. Dzielnej przez zakratowane okno więzienia żonę z Wiktorkiem, ubranym w dobrze mi znane granatowe palto z karakułowym kołnierzem i w nowej czapce narciarskiej. Widok żony, a szczególnie synka niezmiernie mnie ucieszył, bo miałem prosty dowód, że są zdrowi i chodzą na wolności w Warszawie, nie tylko, że istnieją na świecie, ale że mieszkają na Mochnackiego, o czym świadczyło ubranie. Przez cały czas mego pobytu na Pawiaku widziałem synka bodaj jeszcze raz pod murami więzienia. Serce mi się ściskało, gdy Wiktorek mój patrzył na ojca za kratą; przyglądał mi się bacznie, uśmiechał się nawet smętnie i kiwał mi głową. Miał bowiem niezwykle dobry wzrok i, jak mi później opowiadał, widział mnie dość dobrze, opisał nawet, jak byłem ubrany i że byłem bardzo blady i nieogolony.

Gdy leżałem już w nocy na pryczy, nasuwały mi się przykre głównie refleksje: czy w ogóle powrócę do domu, czy też może mnie gdzie wywiozą, a nawet zamordują Niemcy, bo takie przypadki bywały z innymi współwięźniami moimi: mogę również zachorować i umrzeć za kratą, nie ujrzawszy już nigdy swoich najbliższych. Takie i tym podobne myśli snuły mi się po głowie podczas długich niekiedy bezsennych nocy w specyficznej ciszy więziennej przy akompaniamencie przeróżnych odgłosów, a szczególnie chrapaniu zdrowych, stękania zaś chorych współwięźniów.

Niekiedy wśród głuchej nocy zimowej, bo w tym właśnie pamiętnym roku 1939 były niezwykłe mrozy, rozlegał złowróżebny warkot samochodu, który stawał przed bramą więzienną: „Och zapewne kogoś przewieźli” – pomyślałem sobie. Po paru minutach było słychać na korytarzu na kamiennej posadzce stuk butów niemieckich. Niekiedy otwierało się oko judaszowe naszej celi, zapalało się światło i po chwili gasło, albo też rozlegał się zgrzyt klucza i cela otwierała się. Wpuszczano nowego gościa, którego wsiedlano w naszą celę. Najbliżsi wejścia pytali się, kim jest nowo przybyły i o okoliczności jego aresztowania. Za chwilę światło gasło, a nowy towarzysz niedoli lokował się tymczasowo na jakimś sienniku i symfonia nocy więziennej rozpoczynała się na nowo.

Przeżycia więzienne stanowią poważną pozycję w moim życiu osobistym, a podczas długich kolejnych nocy i rozmyślań dotyczących spraw naszych ogólnych politycznych i społecznych doszedłem do różnych niekiedy dla mnie niespodziewanych wniosków. Ale to wszystko nie nadaje się, jak już wyżej zaznaczyliśmy do tego pamiętnika, w którym postanowiłem odzwierciedlić inne dziedziny swego osobistego życia.

Otóż dnia 10 lutego zaraz po obiedzie najniespodziewaniej stawił się w naszej celi Nr 50 dyżurny na naszym korytarzu strażnik więzienny i zapytał się: „Czy tu jest pan Wąsik?”. Odezwałem się, że właśnie ja tym jestem. Wówczas z widocznym zadowoleniem doniośle wypowiedział radosną dla mnie wiadomość: „Pan na wolność. Zaraz…”.

Wiktor Wąsik przeżył wojnę, był podczas niej bardzo aktywny w konspiracji, zajmując się tajnym nauczaniem. Zmarł w Warszawie w 1963 roku.

Zapis wspomnień udostępnili nam do publikacji przyjaciele profesora. Być może staną się częścią projektu Ośrodka Karta „Dzienniki poszukiwane”, który ma na celu stworzenie kolekcji polskojęzycznych dzienników dokumentujących XX wiek.

źródło: historia.focus.pl/wojny/moj-wrzesien-wspomnienia-z-poczatow-niemieckie...
Czołgi II Wojny Światowej (ciężkie III Rzeszy) vol.2
s................a • 2013-09-19, 20:55
Czołgi II Wojny Światowej (ciężkie III Rzeszy) vol.2

Czołgi II Wojny Światowej (lekkie III Rzeszy) vol.1



Panzerkampfwagen VI Tiger



PzKpfw VI Tiger (Panzerkampfwagen VI Tiger, SdKfz 181, potocznie Tygrys) – niemiecki czołg ciężki z okresu II wojny światowej.

W Niemczech starano się tworzyć projekty ciężkich czołgów już od połowy lat dwudziestych, po I wojnie światowej. Czołg typu "Tygrys" przyjął swój pierwotny kształt w kwietniu 1942 roku, kiedy do konkursu stanęły dwa prototypy. Na terenie jednostki wojskowej w Kętrzynie przedstawiono modele Porschego i Henschela. Testy wykazały spore różnice w osiągach i manewrowości pojazdów (prędkość i in., prototyp Porsche posiadał innowacyjny napęd typu "silnik spalinowy-generator prądu-silnik elektryczny", trudny jednak w obsłudze i wymagający dużej ilości deficytowej miedzi). W maju powtórzono próby na poligonie w Berka. Okazało się że czołg Henschela wykazał swoją przewagę nad zbyt awaryjnym prototypem dr Porschego. Zwycięski projekt otrzymał oznaczenie SdKfz 181 Panzerkampfwagen VI "Tiger" Ausf. H1 (później, po wprowadzeniu czołgów Tiger II, zmieniono oznaczenie na Ausf. E).

Produkcja seryjna czołgów Tygrys odbywała się w zakładach Henschel (Werk III), w Kassel-Mittefield i Wegmann AG (montaż wież do kadłubów). W toku produkcji czołgów PzKpfw VI wprowadzono liczne zmiany i modyfikacje. Z tego względu można wyodrębnić czołgi wczesnych serii produkcyjnych, czołgi po modyfikacji oraz pojazdy późnych serii produkcyjnych.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Producent - Henschel und Sohn w Kassel-Mittlefeld
Typ pojazdu - czołg ciężki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 5

Historia
Prototypy - 1942
Produkcja - 1942-1945
Egzemplarze - 1355

Dane techniczne
Silnik - 12-cylindrowy gaźnikowy w układzie V chłodzony cieczą Maybach HL210P45 o mocy 478 kW (650 KM) lub Maybach HL230P45 o mocy 515 kW (700 KM) przy 3000 obr./min[1]
Transmisja - mechaniczna
Poj. zb. paliwa - 535 l
Pancerz grubość: 25–120 mm
Długość -8,45 m (całkowita)
6,315 m (kadłuba)
Szerokość - 3,705 m (na gąsienicach bojowych)
3,40 m (na gąsienicach transportowych)
Wysokość- 2,93 m
Prześwit - 0,43 m
Masa -56–57 tys. kg (bojowa)
Moc jedn. - 12,3 KM/t
Nacisk jedn. - 1,08 kg/cm² (gąsienice bojowe)
1,51 kg/cm² (gąsienice transportowe)

Osiągi
Prędkość - 38 km/h (po drodze)
- 20–25 km/h (w terenie)
Zasięg - 100 km (po drodze)
- 60 km (w terenie)

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 1,20 m
- 3,96 m (czołgi wyposażone w komin powietrzny)
Rowy (szer.) - 2,29 m
Ściany (wys.) - 0,79 m
Kąt podjazdu - 30º

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata KwK 36 L/56 kal. 88 mm (zapas amunicji – 92 szt.)
2 (3) karabiny maszynowe MG 34 kal. 7,92 mm (zapas amunicji – 5100 szt.)
Wyposażenie
chrapy (495 czołgów)
pasta Zimmerit
Użytkownicy
Niemcy, Węgry






Panzerkampfwagen VI B Königstiger



Panzerkampfwagen VI Ausf. B (Pz.Kpfw.VI Königstiger, Pz.Kpfw.VI Tiger II, Sd.Kfz.182) – niemiecki czołg ciężki, największy i najcięższy czołg II wojny światowej użyty w boju. Königstiger oznacza w języku niemieckim tygrysa bengalskiego, jednak w wojskach alianckich przyjęła się nazwa Tygrys Królewski, będąca błędnym, bo dosłownym tłumaczeniem tego terminu z języka niemieckiego.

Urząd Uzbrojenia Wojsk Lądowych we wrześniu 1943 roku rozpisał przetarg na czołg ciężki, który miałby zastąpić PzKpfw. VI „Tiger”. Do przetargu stanęły dwie firmy, Henschel i Porsche. Projekty różniły się szczegółami wieżyczki, uzbrojeniem oraz jednostką napędową. Przetarg wygrał Henschel i pierwsze prototypy wyprodukowano w ostatnim kwartale 1943 roku, produkcja seryjna w zakładach Henschla rozpoczęła się w styczniu 1944, ale po pewnym czasie Führer zażądał, aby w nowym tygrysie montowano wieżyczki projektu Porsche. Ponieważ alianci wzmogli bombardowania miasta Kassel, w którym znajdowała się fabryka Henschla, wyprodukowano tylko 487 czołgów. Był to ostatni niemiecki czołg, produkowany seryjnie podczas II wojny światowej. Problemy produkcyjne były związane z licznymi atakami lotnictwa alianckiego oraz problemami z częściami (Tiger, Panther, Panther II – w fazie projektów).

Do jednostek Tygrysy II trafiały od lutego 1944.




Dane techniczne
Państwo - III Rzesza
Producent - Henschel, Porsche
Typ pojazdu - czołg ciężki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 5 (dowódca, celowniczy, ładowniczy, strzelec-radiotelegrafista, kierowca)

Historia
Prototypy - 1943
Produkcja - styczeń 1944 – marzec 1945
Egzemplarze - 487

Dane techniczne
Silnik - 1 silnik gaźnikowy, 12-cylindrowy Maybach HL230 P30 o mocy 700 KM przy 3000 obr./min.
Transmisja - mechaniczna
Poj. zb. paliwa - 860 l
Pancerz - spawany z płyt walcowanych, grubość: 25–180 mm
Długość - 10,286 m
Szerokość - 3,755 m (wyposażony w gąsienice bojowe)
- 3,27 m (wyposażony w gąsienice transportowe)
Wysokość - 3,09 m
Prześwit - 0,495 m
Masa - 68 800 kg (bojowa z wieżą Porsche)
- 69 800 kg (bojowa z wieżą Henschel)
Nacisk jedn. - 1,02 kg/cm² (wyposażony w gąsienice bojowe)
- 1,23 kg/cm² (wyposażony w gąsienice transportowe)

Osiągi
Prędkość - 35–38 km/h (po drodze)
- 14–20 km/h (w terenie)
Zasięg - 170 km (po drodze)
- 120 km (w terenie)

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 1,60 m
- 4,00 m (czołg wyposażony w komin powietrzny służący do pokonywania przeszkód wodnych po dnie)
Rowy (szer.) - 2,50 m
Ściany (wys.) - 0,85 m
Kąt podjazdu - 35°

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata 8.8 cm KwK 43 L/71 kal. 88 mm (zapas amunicji – 78 szt. lub 84 szt.)
2–3 karabiny maszynowe MG 34 (zapas amunicji – 5850 szt.)
Użytkownicy
Niemcy






I kurde szok, nie wiedziałem że taką machine wykombinowali

Panzerkampfwagen VIII Maus



Maus – czołg superciężki konstrukcji niemieckiej z okresu II wojny światowej. Na podstawie ekstrapolacji oznaczeń niemieckich czołgów nazywany czasem PzKpfw VIII, choć brak na to potwierdzenia w dokumentach.

Wyprodukowano tylko dwa egzemplarze czołgu Maus. Prototypy: V-1 - posiadał obciążnik zamiast wieży i V-2 - posiadał kompletną wieżę. Już po wojnie, w zakładach Kruppa znaleziono kilka niedokończonych kadłubów. Jedyny istniejący egzemplarz czołgu Maus (złożony z kadłuba prototypu 205/1 i wieży prototypu 205/2, bez wyposażenia wewnętrznego) znajduje się obecnie w Rosji w muzeum w Kubince koło Moskwy.

Konstrukcja profesora Porsche była swoistym "ruchomym bunkrem", jak śmiało można określić ten pojazd. Wzbudzała jednak duże uznanie dla wydajności i technicznego zaawansowania wyniszczonego w owym czasie niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Taktyczną wartość i przydatność bojową Maus należy ocenić jako chybioną. Szczególną słabość wykazywała niedostateczna moc zastosowanego napędu oraz duży nacisk jednostkowy na grunt, czego nie było w stanie zrekompensować nawet bardzo silne uzbrojenie. Dodatkowo zmarnotrawiono kosztowne materiały i cenny czas na opracowanie równie ciężkiego 140 t czołgu (E-100), odciągając fachowy personel firmy Adler z Frankfurtu nad Menem od produkcji niezbędnych dla potrzeb armii samochodów ciężarowych.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Typ pojazdu - czołg superciężki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 6 osób

Historia
Prototypy - latem 1943- próby z prototypem w firmie Alkett
Produkcja - 1944-45
Egzemplarze - 2 prototypy

Dane techniczne
Silnik - benzynowy Daimler-Benz MB509
o mocy 1200 KM (895 kW)
Pancerz - 60-240 mm, płyta przednia 350mm
Długość - 10,09 m
Szerokość - 3,67 m
Wysokość - 3,66 m
Masa - bojowa: 188 t
Moc jedn. - 4,8 kW/t

Osiągi
Prędkość - 20 km/h (droga)
13 km/h (teren)
Zasięg - 193 km (droga)
62 km (teren)

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata kal. 128 mm KwK44 L/5 lub kal. 150 mm KwK44
oraz
1 armata kal. 75 mm KwK44 L/36.5

1 karabin maszynowy MG-34 kal. 7,92 mm
Użytkownicy
Niemcy




Nie ma videło, też płakałem ;(



Wszystkie dane i opisy czołgów pochodzą ze strony wikipedia.pl; zdjęcia są pobrane poprzez wyszukiwarkę Google; filmy z YT.
Czołgi II Wojny Światowej (lekkie III Rzeszy) vol.1
s................a • 2013-09-18, 0:02
Taka mała odskocznia od broni, może też się spodoba.

Czołgi II Wojny Światowej (lekkie III Rzeszy) vol.1



Panzerkampfwagen I



PzKpfw I (Panzerkampfwagen I) – niemiecki czołg lekki używany w okresie II wojny światowej. Podstawowymi wersjami (niem. Ausführung) były A i B. Był to pierwszy czołg seryjnie produkowany w III Rzeszy. W latach 1934–1939 zbudowano ogółem ok. 2000 egzemplarzy. Na bazie wielu z nich powstawały potem inne pojazdy wojskowe (m.in. samobieżne działa przeciwpancerne Panzerjäger I). Czołgi PzKpfw I zostały użyte między innymi w kampanii wrześniowej i kampanii francuskiej. Produkowano także w niewielkich ilościach odmienne wersje Ausf. C i Ausf. F, natomiast wersja PzKpfw I Ausf. D została porzucona w fazie prototypu.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Producent - Henschel-Werke
Typ pojazdu - czołg lekki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 2 osoby

Historia
Prototypy - 1933
Produkcja - 1934-1936
Wycofanie - 1942
Egzemplarze - 1190

Dane techniczne
Silnik - Krupp M305, 57 KM
Transmisja - ZF Aphon FG 35, mechaniczna
Poj. zb. paliwa - 144 l
Pancerz stalowy, spawany, 6-13 mm
Długość - 4,02 m
Szerokość - 2,06 m
Wysokość - 1,72 m
Prześwit - 0,29 m
Masa - 5400 kg
Moc jedn. - 10,6 KM/t
Nacisk jedn. - 0,39 kg/cm²

Osiągi
Prędkość droga: 40 km/h
Zasięg droga: ok. 140 km

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 0,6 m
Rowy (szer.) - 1,4 m
Ściany (wys.) - 0,4 m
Kąt podjazdu - 30° (57%)

Dane operacyjne
Uzbrojenie
2 x karabin maszynowy MG 13
Użytkownicy
Niemcy, Hiszpania, Węgry (być może Chorwacja)






Panzerkampfwagen II



PzKpfw II (Panzerkampfwagen II) – niemiecki czołg lekki, wykorzystywany w pierwszych latach II wojny światowej. Aż do 1941 roku był podstawowym czołgiem w dywizjach pancernych III Rzeszy. Słabe opancerzenie, dochodzące do 35 mm od frontu i wynoszące zaledwie 14,5 mm z boku i z tyłu, czyniło go niezwykle wrażliwym na ogień nieprzyjacielskich czołgów i dział. Także uzbrojenie, które stanowiło działo kalibru 20 mm, było niewystarczające by zniszczyć większość wrogich wozów pancernych. Dlatego też w 1942 roku zdegradowano go do działań rozpoznawczych i przeciwpartyzanckich i starano się go zastąpić czołgami średnimi PzKpfw III i PzKpfw IV.

W toku wojny powstało kilkanaście wersji PzKpfw II. Ostatecznie produkcję zakończono w styczniu 1944 roku. Czołgi tego typu brały jednak udział w walkach na wszystkich frontach, aż do końca wojny. Na bazie podwozi PzKpfw II skonstruowano również kilka typów innych pojazdów, m.in. dział samobieżnych, wozów dowodzenia, transporterów amunicyjnych i czołgów pływających.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Typ pojazdu - czołg lekki
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 3

Historia
Prototypy - 1934
Produkcja - 1935 – 1942, 1944

Dane techniczne
Silnik - 1 silnik gaźnikowy, 6-cylindrowy Maybach HL 62 TR lub Maybach HL 62 TRM o mocy 140 KM przy 2600 obr./min.
Transmisja - mechaniczna
Poj. zb. paliwa - 170 l
Pancerz grubość: 15 – 35 mm
Długość - 4,81 m
Szerokość - 2,28 m
Wysokość - 2,02 m
Prześwit - 0,34 m
Masa - 9500 kg (bojowa)
Moc jedn. - 14,0 KM/t

Osiągi
Prędkość - 40 km/h (po drodze)
Zasięg - 190 km (po drodze)
- 125 km (w terenie)

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 0,92 m
Rowy (szer.) - 1,80 m
Ściany (wys.) - 0,63 m
Kąt podjazdu - 30º

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 armata KwK 38 L/55 kal. 20 mm (zapas amunicji – 180 szt.)
1 karabin maszynowy MG 34 kal. 7,92 mm (zapas amunicji – 2250 szt.)
Użytkownicy
Niemcy, Hiszpania, Liban, Słowacja






Kleiner Panzerbefehlswagen



Kleiner Panzerbefehlswagen (Kl PzBfWg, Sd.Kfz. 265) - pierwszy niemiecki czołg dowodzenia zaprojektowany i zbudowany w okresie poprzedzającym II wojnę światową, a następnie używany bojowo w początkowym okresie wojny.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Producent - Krupp-Grusonwerk AG (prototyp)
Daimler-Benz AG
Typ pojazdu - czołg dowodzenia
Trakcja - gąsienicowa
Załoga - 3 osoby, dowódca, kierowca i radiooperator

Historia
Prototypy - 1935
Produkcja - 1935 - 1938
Wycofanie - 1945
Egzemplarze -16 szt. na podw. Kpfw I Ausf. A
184 szt. na podw. Kpfw I Ausf. B

Dane techniczne
Silnik - 6-cylindrowy, gaźnikowy, chłodzony cieczą silnik rzędowy typu Maybach NL 38TR o pojemności 3791 cm³ i mocy 73,6 kW (100 KM) przy 3000 obr/min
Transmisja - mechaniczna
przekł. ZF Aphon FG 31
5 biegów do przodu, 1 wsteczny
Poj. zb. paliwa - 146 l.
Pancerz - spawany i nitowany z płyt walcowanych, stalowych,
6-13 mm, 6-19 mm (3 Kl B)
Długość - 4,42 m
Szerokość - 2,06 m
Wysokość - 1,99 m
Prześwit - 0,29 m
Masa - 5,88 t (całkowita)
Moc jedn. - 17 KM/t
Nacisk jedn. - 0,43 kg/cm²

Osiągi
Prędkość maks. - 40 km/h (na drodze)
Zasięg - 170 km (na drodze)
- 115 km (w terenie)

Pokonywanie przeszkód
Brody (głęb.) - 0,58 m
Rowy (szer.) - 1,4 m
Ściany (wys.) - 0,36 m
Kąt podjazdu - 30°
Przechył boczny - 58%

Dane operacyjne
Uzbrojenie
1 x karabin maszynowy MG 13 lub MG 34 kal. 7,92 mm (zapas amunicji - 900 szt.)
Wyposażenie
radiostacje FuG2 oraz FuG6
Użytkownicy
III Rzesza, Węgry, Hiszpania


Brak video



Wszystkie dane i opisy czołgów pochodzą ze strony wikipedia.pl; zdjęcia są pobrane poprzez wyszukiwarkę Google; filmy z YT.
Bronie II Wojny Światowej; vol.5
s................a • 2013-09-17, 19:46
Bronie II Wojny Światowej vol.5

vol.4

vol.3

vol.2

vol.1


Karabin wz. 98a



Karabin wz. 98a (kb Mauser wz. 98a, karabin polski wz. 98a) – polska odmiana karabinu Gewehr 98.

Karabin wz. 98a był indywidualną bronią powtarzalną. Zamek czterotaktowy, ślizgowo-obrotowy. Ryglowanie za pomocą trzech rygli, dwóch głównych w przedniej części trzonu zamka i jednego pomocniczego w jego tylnej części. Zasilanie ze stałego, dwurzędowego magazynka pudełkowego o pojemności pięciu naboi. Bezpiecznik zamocowany z tyłu zamka nad kurkiem nastawny, skrzydełkowy, trzypozycyjny. Od lewej odbezpieczony, do rozkładania i zabezpieczony (zamek i kurek zablokowane). Przyrządy celownicze składały się z trójkątnej muszki i szczerbinki na suwaku skalowanej od 100 do 2000 metrów co 100 metrów. Broń była wyposażona w bagnet nożowy wz. 22, wz. 24, wz. 25, wz. 27, wz. 28 lub wz. 29.




Dane podstawowe
Państwo - Polska
Producent - Państwowa Fabryka Broni
Rodzaj - karabin powtarzalny

Historia
Prototypy - 1934
Produkcja seryjna - 1936-1939
Wyprodukowano - ~44 500 egz.

Dane podstawowe
Kaliber 7,92 mm
Nabój 7,92 x 57 mm Mauser

Wymiary
Długość 1250 mm
Długość lufy 740 mm

Masa
4,36 kg (karabin nie załadowany)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 880 m/s


Polska bida, video brak.

Karabin FG42



Fallschirmjägergewehr 42 (FG42) – niemiecki karabin automatyczny produkowany w czasie II wojny światowej dla niemieckich spadochroniarzy.

Karabin FG42n/A był bronią samoczynno-samopowtarzalną. Automatyka broni działała na zasadzie odprowadzania gazów prochowych, zamek ryglowany przez obrót. Broń strzelała z zamka zamkniętego (ogień pojedynczy) lub otwartego (serie). Mechanizm spustowy z możliwością strzelania ogniem pojedynczym lub seriami. Oddzielna dźwignia bezpiecznika. Zasilanie z pudełkowych magazynków o pojemności 10 lub 20 naboi, dołączanych poziomo do gniazda po lewej stronie broni. Składane przyrządy celownicze: muszka w osłonie i regulowany celownik przeziernika Lymana. Kolba drewniana, stała.




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Producent - Rheinmetall
Rodzaj - karabin automatyczny

Historia
Prototypy - 1941 – 1942
Produkcja seryjna - 1943 – 1945
Wyprodukowano - ok. 7000 egz.

Dane techniczne
Kaliber 7,92 mm
Nabój 7,92 x 57 mm Mauser
Magazynek pudełkowy, 20 nab.

Wymiary
Długość 940 mm (FG42/2)
975 mm (FG42n/A)
1075 mm (FG42/2 z bagnetem)
1110 mm (FG42n/A z bagnetem)
Długość lufy 502 mm (FG42/2 bez urządzenia wylotowego))
500 mm (FG42n/A bez urządzenia wylotowego)

Masa
4,15 kg (FG42/2 niezaładowany)
4,98 kg (FG42n/A niezaładowany)
4,70 kg (FG42/2 załadowany)
5,44 kg (FG42n/A załadowany)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 685 m/s
Szybkostrzelność teoretyczna 900 strz/min (FG42/2)
680 strz/min (FG42n/A)
Zasięg skuteczny 500 m




Karabin Springfield M1903



Springfield M1903 (ang. United States Rifle, Caliber .30, Model 1903) – amerykański karabin powtarzalny opracowany w firmie Springfield Armory.




Dane podstawowe
Państwo - Stany Zjednoczone
Producent - Springfield Armory
Rodzaj - karabin powtarzalny

Historia
Produkcja seryjna - 1903-1957

Dane techniczne
Kaliber 7,62 mm
Nabój .30-06 US (7,62 x 63 mm)
Magazynek wewnętrzny, 5 nab.

Wymiary
Długość 1097 mm
Długość lufy 610 mm

Masa
3,94 kg

Inne
Prędkość pocz. pocisku 853 m/s
Szybkostrzelność praktyczna 10 strz/min
Zasięg max. powyżej 1000 m
Zasięg skuteczny 800 m




Pistolet Walther P38



Pistolet Walther P38 – niemiecki pistolet samopowtarzalny skonstruowany przez Fritza Walthera i produkowany od 1938 do 2004 roku.

Pistolet działa na zasadzie krótkiego odrzutu lufy. Ryglowany za pomocą niesymetrycznego pionowego wahliwego rygla umieszczonego pod lufą. Zasilany jest z jednorzędowego magazynka pudełkowego o pojemności 8 nabojów, miał ponadto wskaźnik obecności naboi w komorze. Mechanizm uderzeniowy kurkowy z kurkiem obrotowym odkrytym. Posiadał mechanizm spustowy z samonapinaniem oraz nastawny bezpiecznik skrzydełkowy, zabezpieczający przed przypadkowym strzałem i wewnętrzny bezpiecznik samoczynny, uniemożliwiający oddanie strzału przy niecałkowitym zaryglowaniu przewodu lufy. Celownik stały na 50 m.






Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Producent - Walther
Rodzaj - pistolet samopowtarzalny

Historia
Prototypy - 1929 - 1938
Produkcja seryjna - 1938 - 2004
Wyprodukowano - ok. 1 000 000

Dane techniczne
Kaliber 9 mm
Nabój 9 mm Parabellum
Magazynek pudełkowy, 8 nab.

Wymiary
Długość 215 mm
270 mm (P38SD)
Długość lufy 125 mm
130 mm (P38SD)

Masa
0,85/1,08 kg (P.38)
0,78/0,98 kg(P1)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 365 m/s
Zasięg skuteczny 50 m




Karabin AWS



AWS (AWS-36, Автоматическая винтовка Симонова образца 1936 года) – radziecki karabin automatyczny kalibru 7,62 x 54 mm R skonstruowany w latach 30. XX wieku przez Siergieja Gawriłowicza Simonowa.

Karabin AWS był bronią automatyczną. Automatyka broni działała na zasadzie odprowadzania gazów prochowych, tłok gazowy o krótkim skoku, zamek ryglowany ryglem poruszającym się pionowo. Broń strzelała z zamka zamkniętego. Mechanizm spustowy z możliwością strzelania ogniem pojedynczym i seriami. Zasilanie z pudełkowych magazynków o pojemności 15 naboi. Przyrządy celownicze składają się z muszki i celownika krzywiznowego (ze szczerbiną) z nastawami do 1500 m. Część egzemplarzy była wyposażona w celownik optyczny.

Po rozpoczęciu w 1940 roku produkcji karabinu SWT (dokładnie wersji SWT-40) produkcję AWS zakończono.




Dane podstawowe
Państwo - ZSRR
Rodzaj - karabin automatyczny

Historia
Prototypy - 1931 – 1936
Produkcja seryjna - 1936 – 1940
Wyprodukowano - 65 800 egz.

Dane techniczne
Kaliber 7,62 mm
Nabój 7,62 x 54 mm R
Magazynek 15 nab. (wymienny, jednorzędowy)

Wymiary
Długość 1260 mm
Długość lufy 627 mm

Masa
4,08 kg (nezaładowanej)
4,82 (4,40?) kg (załadowanej)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 840 m/s
Szybkostrzelność teoretyczna 600 – 800 strz/min
Szybkostrzelność praktyczna 25 strz/min (ogniem pojedynczym)
40 strz/min (seriami)
Zasięg max. 1500 m


Ruska bida, brak video



Wszystkie dane i opisy broni pochodzą ze strony wikipedia.pl; zdjęcia są pobrane poprzez wyszukiwarkę Google; filmiki znalezione na YouTube.
Zwycięstwa smak
Vof • 2013-09-17, 1:07
74 lata temu, w nocy z 15 na 16 września 1939 r. żołnierze 11 Karpackiej DP w brawurowym ataku na bagnety odnieśli błyskotliwe zwycięstwo pod Mużyłowicami i Sądową Wisznią.



11 Karpacka DP gen. Prugar-Ketlinga, pierwotnie wchodząca w skład Armii "Karpaty", a w drugiej połowie września włączona w skład Frontu Południowego gen. Sosnkowskiego śmiałym nocnym atakiem odbiła obsadzone przez jednostki pułku zmotoryzowanego Waffen SS "Germania" wspomniane powyżej wsie. Polski dowódca aby wyzyskać efekt zaskoczenia zakazał swoim żołnierzom strzelania, wg niektórych źródeł nawet nakazał im wyjęcie amunicji z karabinów. Atak miano przeprowadzić przy użyciu bagnetów wykorzystując efekt zaskoczenia. Atak poprowadzić miał 49 pp. Polscy żołnierze całkowicie zaskoczyli niemiecki pułk. W wyniku polskiego ataku rozbity został jeden z batalionów SS wraz ze sztabem pułku, wg niektórych źródeł niektórzy niemieccy oficerowie uciekali przed polskimi bagnetami w samej bieliźnie . Co więcej Polacy rozbili całą artylerię przeciwnika i zniszczyli (bądź zdobyli) większość sprzętu zmotoryzowanego wroga. Pułk "Germania" w wyniku ataku 11 KDP przestał istnieć jako zwarta i zorganizowana jednostka. Dowództwo niemieckie zmuszone zostało do wycofania pułku z frontu. Zdobyte pojazdy mechaniczne polscy żołnierze zmuszeni zostali do zniszczenia przez podpalenie z powodu braku żołnierzy wyszkolonych do ich obsługi.

Zwycięskie starcie pod Mużyłowicami i Sądową Wisznią to jedno z najbardziej spektakularnych polskich zwycięstw w 39 r. Należy ubolewać, iż tak rzadko polski żołnierz mógł zaznać smaku triumfu...
Bronie II Wojny Światowej; vol.3
s................a • 2013-09-16, 12:29
Bronie II Wojny Światowej vol.3

Bronie II Wojny Światowej; vol.1

Bronie II Wojny Światowej; vol.2


Pistolet maszynowy Owen



Owen Machine Carbine – australijski pistolet maszynowy produkowany w czasie drugiej wojny światowej, w wojsku australijskim znany jako Owen gun.

Pistolet maszynowy Owen Mk 1/44 był indywidualną bronią samoczynno-samopowtarzalną. Zasada działania oparta o odrzut swobodny zamka. Strzelanie z zamka otwartego. Zamek dwuczęściowy składał się z trzonu otoczonego sprężyną powrotną, na który nasuwana była przednia część o o większej średnicy i masie. Obie części zamka były połączone kołkiem. Zasilanie z magazynka o pojemności 33 naboi, dołączanego od góry broni. Bezpiecznik-przełącznik rodzaju ognia po lewej stronie nad chwytem pistoletowym. Przyrządy celownicze składają się z muszki i stałego celownika przeziernikowego (nastawa 100 jardów). Owen posiadał przedni chwyt i stałą kolbę drewnianą.




Dane podstawowe
Państwo - Australia
Rodzaj - pistolet maszynowy

Historia
Prototypy - 1941
Produkcja seryjna - 1942 – 1944
Wyprodukowano - 45 477 egz.

Dane techniczne
Kaliber 9 mm
Nabój 9 mm Parabellum
Magazynek pudełkowy, 33 nab.

Wymiary
Długość 806 mm
Długość lufy 247 mm

Masa broni
3,47 – 4,24 kg (niezaładowanej)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 380 m/s
Szybkostrzelność teoretyczna 380 – 700 strz./min




Pistolet TT



TT (ros. Tulski Tokariewa, potocznie tetetka, oficjalnie 7,62 мм пистолет самозарядный обр. 1933 года) – pistolet samopowtarzalny konstrukcji radzieckiej (pistolet wzór 1933). Działa na zasadzie krótkiego odrzutu lufy. Pistolet strzela nabojami kaliber 7,62 x 25 mm TT (zaadaptowany nabój 7,63 x 25 mm Mauser). Zasilany z magazynka wymiennego o pojemności 8 nabojów.

Pistolet TT działał na zasadzie krótkiego odrzutu lufy, zamek ryglowany przez przekoszenie lufy. Połączenie lufy z zamkiem w położeniu zaryglowanym zapewniają dwa występy ryglowe wchodzące w wyżłobienia w zamku. Odryglowanie zapewniał ruchomy łącznik. Mechanizm spustowo-uderzeniowy kurkowy bez samonapinania (SA). TT nie posiadał bezpiecznika zewnętrznego. Jedynym zabezpieczeniem jest ząb zabezpieczający (wstępnego napięcia) kurka. Po wystrzeleniu ostatniego naboju z magazynka zamek zatrzymywał się w tylnym położeniu na zaczepie zamka. TT posiadał stałe przyrządy celownicze składające się z muszki i szczerbinki (były stosowane szczerbinki o różnych wysokościach oznaczone numerami od 1 do 5). Magazynek 8 nabojowy, jednorzędowy.






Dane podstawowe
Państwo - ZSRR
Rodzaj - pistolet samopowtarzalny

Historia
Prototypy - 1930 (TT30)
Produkcja seryjna
1930-1967 (ZSRR)
1947-1959 (Polska)
Wyprodukowano - ok. 3 000 000 egz.

Dane techniczne
Kaliber 7,62 mm
Nabój 7,62 × 25 mm
Magazynek pudełkowy, 8 nab.

Wymiary
Długość 195 mm
Wysokość 134 mm
Szerokość 27 mm
Długość lufy 116 mm
Długość linii celowniczej 156 mm

Masa broni
854 g (z pustym magazynkiem)
940 g (załadowanej)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 420 m/s
Zasięg skuteczny 50 m




Karabin SWT



SWT (od ros. Самозарядная винтовка Токарева) – karabin samopowtarzalny skonstruowany w ZSRR.

Karabin SWT-40 był bronią samopowtarzalną. Automatyka broni działała na zasadzie odprowadzania gazów prochowych, tłok gazowy o długim skoku, zamek ryglowany przez przekoszenie. Broń strzelała z zamka zamkniętego. Mechanizm spustowy z możliwością strzelania ogniem pojedynczym. Zasilanie z pudełkowych magazynków o pojemności 10 naboi. Przyrządy celownicze składają się z muszki i celownika krzywkowego (ze szczerbinką).




Dane podstawowe
Państwo - ZSRR
Rodzaj - karabin samopowtarzalny

Historia
Prototypy - 1940
Produkcja seryjna - 1940-1945
Wyprodukowano - 1,600,000

Dane techniczne
Kaliber 7,62 mm
Nabój 7,62 × 54 mm R
Magazynek 10 nab.

Wymiary
Długość 1226 mm
Długość lufy 635 mm

Masa broni
3,9 kg (bez magazynka), 4,51 kg (karabin załadowany)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 840 m/s
Szybkostrzelność praktyczna ~25 strz./min
Zasięg max. 1500 m




Pistolet maszynowy Typ 100



Pistolet maszynowy Typ 100 (jap. 一〇〇式機関短銃 Hyaku-shiki kikan-tanjū) – japoński pistolet maszynowy produkowany podczas II wojny światowej.

Pistolet maszynowy Typ 100 był indywidualną bronią samoczynną. Zasada działania oparta o odrzut swobodny zamka. Strzelanie z zamka otwartego seriami. Zasilanie magazynkowe (łukowe magazynki 30 nabojowe). Magazynki były dołączane z lewej strony broni. Lufa w osłonie metalowej, na osłonie lufy był montowany zaczep bagnetu. Przyrządy celownicze składają się z muszki i nastawnego celownika krzywkowego.




Dane podstawowe
Państwo - Japonia
Rodzaj - pistolet maszynowy

Historia
Prototypy - 1939
Produkcja seryjna - 1942-1945
Wyprodukowano - 30,000

Dane techniczne
Kaliber 8 mm
Nabój 8 × 22 mm Nambu
Magazynek łukowy, 30-nab.

Wymiary
Długość 846/467 mm (Typ 100/1 z kolbą rozłożoną/złożoną)
900 mm (Typ 100/2
Długość lufy 228 mm

Masa broni
3,38/3,92 kg (Typ 100/1 niezaładowany/załadowany)
3,84/4,40 kg (Typ 100/2 niezaładowany/załadowany)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 335m/s
Szybkostrzelność teoretyczna 400 strz/min (Typ 100/1)
800 strz/min (Typ 100/2)




Pistolet maszynowy Błyskawica



Błyskawica – pistolet maszynowy opracowany przez inż. Wacława Zawrotnego i Seweryna Wielaniera. Produkowany w warunkach konspiracyjnych w Polsce podczas okupacji
niemieckiej.

Pistolet maszynowy Błyskawica działał na zasadzie odrzutu zamka swobodnego (strzelanie z zamka otwartego). Zasilanie w naboje z dwurzędowego magazynka pudełkowego o pojemności 32 nabojów, przystawianego od dołu broni (identycznego z magazynkiem STENa). Do zabezpieczenia pistoletu służył samoczynny bezpiecznik spustowy. Przyrządy celownicze stałe, bez możliwości regulacji: celownik przeziernikowy i muszka przyspawana do komory zamkowej. Kolba metalowa składana pod spód broni. Mechanizm spustowy w obudowie pod komorą zamkową, umożliwiający strzelanie wyłącznie seriami.




Dane podstawowe
Państwo - Polska
Rodzaj - pistolet maszynowy

Historia
Prototypy - 1943
Produkcja seryjna - 1943-1944
Wyprodukowano - ok. 700 egz.

Dane techniczne
Kaliber 9 mm
Nabój 9 x 19 mm Parabellum
Magazynek pudełkowy, 32 nab.

Wymiary
Długość 556 mm (z kolbą złożoną)
730 mm (z kolbą rozłożoną)
Długość lufy 197 mm

Masa broni
3,22 kg (bez magazynka)

Inne
Szybkostrzelność teoretyczna 550 - 650 strz./min
Zasięg skuteczny 150 - 200 m


Polska bida, video brak.

Wszystkie dane i opisy broni pochodzą ze strony wikipedia.pl; zdjęcia są pobrane poprzez wyszukiwarkę Google; filmiki znalezione na YouTube.
Bronie II Wojny Światowej; vol.2
s................a • 2013-09-15, 23:43
Cieszę się że temat się przyjął Aż od razu się zabrałem za tworzenie drugiej części.



Bronie II Wojny Światowej vol.2


Bronie II Wojny Światowej; vol.1

Karabin wz. 99 Arisaka



Arisaka wz. 99 – japoński czterotaktowy karabin powtarzalny kalibru 7,7 mm z okresu II wojny światowej. Szacuje się, że do końca II wojny światowej w Japonii wyprodukowano nie mniej niż 10 milionów sztuk karabinów Arisaka różnych odmian (licząc od 1897 roku).

Planowano całkowite zastąpienie wz. 38 modelem wz. 99, ale w rezultacie oba typy znajdowały się w użyciu w momencie wybuchu II wojny światowej i oba służyły do końca wojny.

Karabin wz.99 był produkowany w dwóch podstawowych wersjach: długiej (1272 mm) oraz krótkiej (1117 mm). Wersja krótka nie była karabinkiem, lecz krótkim karabinem i odpowiadała przyjętej wcześniej w Europie kategorii „ujednoliconego” karabinu, o długości pośredniej pomiędzy karabinem i karabinkiem oraz spełniającej funkcje obu typów broni. Produkcję długiego karabinu wstrzymano już w końcu 1939 roku. Zastosowanie mocnego naboju stworzyło problemy z celnością i stabilnością broni w czasie strzału, ze względu na zwiększony odrzut. Próbą usunięcia tych problemów było zastosowanie podpórki z odpowiednio wygiętego drutu, przymocowanej do tylnego bączka. Podpórka ta o niewielkiej sztywności nie zlikwidowała jednak wyżej wymienionych kłopotów.

W grudniu 1943 roku rozpoczęto wytwarzanie uproszczonych wersji, mniej praco- i materiałochłonnych, możliwych do wykonania w małych fabrykach i warsztatach.




Dane podstawowe
Państwo - Japonia
Rodzaj - karabin powtarzalny

Historia
Produkcja seryjna - maj 1939-1945
Wyprodukowano - 3500000+

Dane techniczne
Kaliber 7,7 mm
Nabój 7,7×58 mm
Magazynek stały, 5 nab.

Wymiary
Długość 1120 mm
Długość lufy 657 mm

Masa broni
3,7 kg

Inne
Prędkość pocz. pocisku 735 m/s




Pistolet maszynowy Sten



Sten – brytyjski pistolet maszynowy z 1941 roku, podstawowy pistolet maszynowy armii brytyjskiej używany do lat 50. XX wieku.

Armia Brytyjska rozpoczęła swój udział w II wojnie światowej nie posiadając w swoim wyposażeniu pistoletów maszynowych. Powodem był konserwatyzm kierownictwa armii, które uważało je za broń 'gangsterską". Do projektowania Stena przystąpiono po upadku Francji w 1940 roku, kiedy bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii zostało zagrożone i pojawiła się potrzeba szybkiej produkcji wielkich ilości indywidualnej broni maszynowej w warunkach trudności surowcowych. Pistolety maszynowe były już w kampanii francuskiej masowo i z sukcesem wykorzystywane przez Niemców. Nową broń opracowano wzorując się ogólnie na niemieckim MP 40, lecz maksymalnie upraszczając konstrukcję i rezygnując z wszelkich części, które nie były niezbędne do działania i obsługi broni. Pistolet dostosowano do niemieckiej amunicji pistoletowej 9 x 19 mm Parabellum. W efekcie powstała broń o wyjątkowo prostej i taniej konstrukcji, równie skuteczna w działaniu.

Nazwa Sten powstała jako skrót nazwisk projektantów: Reginalda Sheperda i Harolda Turpina oraz miejscowości Enfield, gdzie mieściła się fabryka Royal Small Arms Factory.






Dane podstawowe
Państwo - Wielka Brytania
Producent - Royal Small Arms Factory
Rodzaj - pistolet maszynowy

Historia
Prototypy - 1941
Produkcja seryjna - 1941 – 1946
(w Wlk. Brytanii)
Wyprodukowano - ponad 4.000.000 egz.

Dane techniczne
Kaliber 9 mm
Nabój 9 mm Parabellum
Magazynek pudełkowy, 32 nab.

Wymiary
Długość 762 – 857 mm
Długość lufy 91,4 – 198 mm

Masa broni
2,8 – 4,32 kg

Inne
Prędkość pocz. pocisku 305 – 365 m/s
Energia pocz. pocisku 350 – 500 J
Szybkostrzelność teoretyczna 540 – 575 strz./min
Zasięg skuteczny 135 – 180 m
Siła spustu 22,3 – 26,8 N





Karabin Gew43



Gewehr 43 lub Karabiner 43 (G43/K43) - to niemiecki karabin samopowtarzalny kalibru 7,92 × 57 mm.

Karabin Kar43 był bronią samopowtarzalną. Automatyka broni działała na zasadzie odprowadzania gazów prochowych, tłok gazowy o krótkim skoku, zamek ryglowany ryglami rozchylnymi. Broń strzelała z zamka zamkniętego. Mechanizm spustowy z możliwością strzelania ogniem pojedynczym. Zasilanie z pudełkowych magazynków o pojemności 10 naboi. Przyrządy celownicze składały się z muszki i celownika krzywiznowego (ze szczerbiną). Kolba połączona z łożem, drewniana. Na lufie można było montować garłacz (Schiessbecher) lub tłumik dźwięku (Schalldämpfer).




Dane podstawowe
Państwo - III Rzesza
Rodzaj - karabin samopowtarzalny

Historia
Prototypy - 1943
Produkcja seryjna - 1943 – 1945
Wyprodukowano - >400 000 egz.

Dane techniczne
Kaliber 7,92 mm
Nabój 7,92 x 57 mm Mauser
Wymiary
Długość 1117 mm
Długość lufy 549 mm

Masa broni
4,4 kg (karabin załadowany)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 745 m/s
Szybkostrzelność praktyczna ~40 strz./min




Karabin przeciwpancerny PTRS



PTRS - radziecki samopowtarzalny karabin przeciwpancerny.

PTRS był bronią samopowtarzalną, działającą na zasadzie odprowadzania gazów prochowych. Ryglowanie przez przekoszenie zamka w płaszczyźnie pionowej. PTRS był zasilany ze stałego magazynka pudełkowego, ładowanego przy pomocy pięcionabojowych ładowników. Ładowniki były wprowadzane do magazynka od dołu przez otwór zamykany pokrywą. Łuski były wyrzucane przez otwór znajdujący się z prawej strony komory zamkowej. Rękojeść zamkowa poruszała się na przedłużeniu okna wyrzutowego łusek. Mechanizm spustowy kurkowy. Za komorą mechanizmu spustowego znajdował się prosty chwyt pistoletowy wykonany z drewna. Do tylnej ścianki komory zamkowej przy pomocy obejmy mocowana była drewniana kolba wyposażona w brezentową poduszkę łagodzącą odrzut.

Do komory zamkowej przy pomocy klina przyłączona była lufa zakończona hamulcem wylotowym. Dzięki zastosowaniu połączenia klinowego komorę zamkową i lufę można było łatwo rozdzielić co ułatwiało przenoszenie broni przez dwuosobową obsługę. W rurze gazowej nad lufą znajdował się tłok gazowy i tłoczysko. Na lufie znajdowały się dwa zaczepy umożliwiające zamocowanie rączek transportowych. PTRS standardowo wyposażony był w dwójnóg.




Dane podstawowe
Państwo - ZSRR
Rodzaj - karabin przeciwpancerny
Obsługa - 2 osoby

Historia
Prototypy - 1941
Produkcja seryjna - 1941 - 1945

Dane techniczne
Kaliber 14,5 mm
Nabój 14,5 x 114 mm
Magazynek 5 nab. (stały)

Wymiary
Długość 2200 mm
Długość lufy 1219 mm
Długość linii celowniczej 1305 mm

Masa broni
20,3 kg (niezaładowana)

Inne
Prędkość pocz. pocisku 1020 m/s
Przebijalność pancerza nabój BS-32
35 mm (z odległości 300 m)
25 mm (z odległości 500 m)
nabój BS-41
40 mm (z odległości 300 m)




Pistolet Colt M1911



Colt M1911A1 (starsza desygnata Automatic Pistol, Caliber .45, M1911A1) – amerykański pistolet samopowtarzalny kalibru .45 ACP. Wywodzi się z konstrukcji zaprojektowanej przez Johna Browninga w 1900. W roku 1911 Colt M1911 wszedł do wyposażenia armii amerykańskiej, a w 1926, po kolejnych niewielkich zmianach wynikających z doświadczeń I wojny światowej, opracowano wersję: M1911A1 którą można rozpoznać po podfrezowaniu w okolicy spustu, które ma ułatwiać strzelanie z tego pistoletu osobom o krótszych palcach, oraz tylnej części chwytu (poniżej bezpiecznika) z frezowanymi podłużnymi nacięciami zmniejszającymi obracanie się broni na boki.

Amunicję pistoletu stanowiły naboje .45 ACP (11,43 mm) (0,45 cala) z pociskiem o wadze 15,2 g, wystrzeliwane z prędkością 250 m/sek. Ze względu na użycie mocnego naboju pistolet ma zamek ryglowany w momencie strzału. Odrzut powoduje cofnięcie się lufy połączonej z zamkiem. Lufa przymocowana jest do szkieletu obrotowym łącznikiem, który ściąga ją do dołu podczas cofania (tzw. przekoszenie lufy), występy na górnej powierzchni lufy wysuwają się z opór ryglowych zamka - następuje jego otwarcie i ruch do tyłu, który wyrzuca pustą łuskę, a następnie wracając do przodu ładuje kolejny nabój.

Magazynek jednorzędowy z siedmioma nabojami[1] umieszczony jest w rękojeści. Zabezpieczenie pistoletu stanowią trzy bezpieczniki: ręczny bezpiecznik skrzydełkowy, zewnętrzny kurek ustawiany w położenie zabezpieczone oraz bezpiecznik chwytowy z tyłu rękojeści, który pozwala na oddanie strzału jedynie przy właściwym ułożeniu pistoletu w ręce. Oprócz wersji kaliber 0,45 używanych w armii amerykańskiej, wyprodukowano również egzemplarze w brytyjskim kalibrze .455 Auto dla Wielkiej Brytanii i Kanady, oraz egzemplarze licencyjne w Norwegii i Argentynie.

Pistolet w czasie II wojny światowej był etatowym wyposażeniem oficerów i podoficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (m.in. żołnierzy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej) oraz niektórych oddziałów partyzanckich działających na terenie okupowanej Polski.






Dane podstawowe
Państwo - Stany Zjednoczone
Projektant - John Browning
Producent - Colt
Rodzaj - pistolet samopowtarzalny

Historia
Prototypy - 1892 - 1911
Produkcja seryjna - od 1911
Wyprodukowano - >2 528 930 egz.

Dane techniczne
Kaliber 11,43 mm (0,45 cala)
Nabój .45 ACP
Magazynek pudełkowy, jednorzędowy, pojemność 7 naboi

Wymiary
Długość 222 mm[1]
Wysokość 133 mm
Długość lufy 127 mm[1]

Masa broni
1100 g (niezaładowany)

Inne
Zasięg skuteczny 50 m




Wszystkie dane i opisy broni pochodzą ze strony wikipedia.pl; zdjęcia są pobrane poprzez wyszukiwarkę Google; filmiki znalezione na YouTube.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem