Prince Midnight w niecodzienny sposób uhonorował wujka, który zaraził go pasją do muzyki. Wykorzystując jego szkielet zbudował... gitarę. - Czuję jego obecność. Myślę, że cieszy się ze swojego nowego "metalowego" wcielenia - powiedział miesięcznikowi "Guitar World".
Filip - wujek gitarzysty - zmarł w latach 90-tych w Grecji. Jeszcze przed śmiercią mężczyzna zadeklarował, że chce przekazać swoje ciało na cele naukowe. Przez ponad dwie dekady na jego zwłokach uczyli się studenci medycyny.
- Po dwudziestu latach jego szczątki zostały pochowane, a moja rodzina musiała płacić za miejsce na cmentarzu. Był to spory problem, bo Kościół w Grecji nie chce pozwalać na kremację - mówił Prince Midnight.
Mężczyźnie udało się uzyskać wszystkie wymagane zgody i sprowadzić szczątki zmarłego do Stanów Zjednoczonych.
- Dostałem pudełko pełne kości i nie za bardzo wiedziałem, co mam z nimi zrobić. Zakopać je? Skremować? Schować na strychu? Wszystko wydawało mi się złym pomysłem, by upamiętnić kogoś, kto wciągnął mnie w heavy metal - przyznawał.
Ostatecznie postanowił "popracować" przy kościach i stworzyć gitarę. Szukał pomocy u osób pracujących w sklepach ze sprzętem muzycznym, ale ci odmawiali współpracy, zbyt zszokowani jego pomysłem. Muzyk poradził sobie sam.
Największym wyzwaniem było skonstruowanie gitary w taki sposób, by się nie rozstrajała. Choć projekt ostatecznie można uznać za udany, to bicie w struny ograniczają... wystające żebra.
- Wierzę, że wujek Filip jest tutaj - w sensie przenośnym i dosłownym. Czuję jego obecność i mam wrażenie, że podoba mu się jego nowe, "metalowe" wcielenie - podsumował Prince Midnight.